HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

You don't own me


Octavia Blanchard
właściwie Octavia Madeleine Blanchard| urodzona 28 października 2002 roku | studentka prawa na Uniwersytecie Columbia | apartament na Upper Eaast Side| mama małej Ayli | od dziecka choruje na cukrzycę typu pierwszego |   powiązania | instagram |

Czuje, jak świat pędzi przed siebie, a ona stoi w miejscu, jakby utknęła. Spogląda z obawa przed siebie, bojąc się zrobić krok. Jednak,w końcu łapie w płuca solidny haust powietrza i idzie przed siebie. Ma plany, ma marzenia, ma cele do zrealizowania. I choć życie nieco się skomplikowało, Octavia nie poddała się, tylko to, co sobie wyznaczyła, nieco zmodyfikowała, uwzględniając w tym wszystkim mała istotkę imieniem Ayla. 
Kiedyś była inna, może nieco bardziej porywcza i spontaniczna. Ten rozpędza który nabrała lata temu, nieco zwolniła. Dalej biegnie przed siebie, ale nie patrzy już tylko na to, aby tylko jej było dobrze. 
Najbliżsi mówią, że jest niczym kot – chadza własnymi ścieżkami, czasami jak to każdy, popełniając błędy, z których wyciąga lekcję. Chłodno analizuje każdy krok, mocno stąpając po ziemi. Lubi stabilność, która napawa ją spokojem, choć niejednokrotnie pakuje się w relacje, które niczym trzęsienie ziemi, niszczą to wszystko co zbudowała. Jest dziecięco łatwowierna i zbyt szybko przywiązuje się do innych, oddając im całą siebie. 
Ma to wszystko, czego zazdrości jej wielu. Urodę, która zwraca uwagę. Pieniądze, które pozwalają na realizację wszystkiego o czym zamarzy. Kochająca rodzinę, o którą tak trudno na Manhattanie. Przyjaciół, którzy są przy niej mimo wszystko. A jednak, ostatnimi czasy nie potrafi odnaleźć tak upragnionego szczęścia. Brakuje jej spokoju, który utraciła jakiś czas temu. Brakuje jej poczucia własnego ja, które ma wrażenie, że gdzieś zgubiła. Odbija się od ściany i błądzi jak we mgle, szukając namiastki tego, co kiedyś znała bardzo dobrze.

Na świat przyszła jako pierwsza, pięć minut później pojawił się jej brat bliźniak. Do dziesiątego roku życia dzieliła życie między Europą a Stanami, aż w końcu całą rodzina osiedlu w Nowym Jorku. Mimo wszystko, miasto to nie należy do jej ulubionych. 

Jej ojcem jest Jacques Blanchard, prawnik francuskiego pochodzenia, który został okrzyknięty najlepszym prawnikiem wysoko postawionych nowojorczyków. Matką zaś jest Eva Blanchard, meksykańska projektantka mody. Mało kto wie, że rodzina od strony matki para się brudnymi interesami, które są skrzętnie ukryte pod legalnie prowadzonymi interesami w Stanach i za granicą. 

Octavia Blanchard może pochwalić się licznymi talentami, o których nie mówi zbyt głośno. Pisze piosenki i gra na gitarze, ale niewielu mogło usłyszeć jej teksty. Maluje obrazy pod pseudonimem, oraz sprzedaje je ostatnio coraz częściej z pokaźnym zyskiem. Ma smykałkę do interesów, chcąc w przyszłości założyć własną firmę. Momentami jest aż nazbyt ambitna, i zakłada sobie zbyt wiele celów do osiągnięcia, choć uporu nie można jej odmówić, bo jak już sobie coś postanowi, brnie przed siebie nie bacząc na konsekwencje. 

W sieci dzieli się swoim życiem na tyle, na ile uważa za słuszne, bo mimo wszystko prywatność jest dla niej ważna, szczególnie od momentu, kiedy pojawiła się jej córka. Nie usłyszysz więc o Perfect O dużo plotek, a jeśli już to na pewno będziesz się zastanawiał ile w tym wszystkim prawdy. 


Hej, witam się po dłuższej przerwie od blogów. Mam nadzieję, że Octavia przypadnie wam do gustu. Szukamy dla niej wszystkiego - prawdziwych przyjaźni, fałszywych również. Relacji love-hate,  Zapraszamy do kontaktu na maila: pandaczerwona0@gmail.com
Karta postaci: [1] [2]

197 komentarzy:

  1. Nie miał zamiaru pozwolić, by to show trwało chociaż sekundę dłużej. Nie show, cyrk. Bez trudu ściągnął Octavię z barowej lady, choć może nie miał postawy niczym bramkarz na wejściu do klubu, to jednak przy nim Octavia była drobna. Przewiesił ją sobie przez ramię jakby ważyła tyle co nic i ruszył w kierunku wyjścia ignorując to jak dziewczyna szamocze się w jego uścisku. To jak biła w niego zwiniętymi pięściami sprawiało, że przez gniew przebijało się rozbawienie. Mimo wszystko nie miał zamiaru dać jej tej satysfakcji. Podłapał tą głupią grę, skoro chciała się droczyć i przeciągać linę, proszę bardzo.
    Klepnął ją w tyłek nie siląc się na delikatność.
    — Dla ciebie to już koniec zabawy na dziś. — warknął mocniej zaciskając dłoń na jej tali tak by nie mogła mu się wyślizgnąć. — Jesteś totalnie nawalona, a twój tyłek będzie jutro rządził internetem. — dodał przez zaciśnięte zęby.
    Gdy przeciskał się przez tłum bawiących się ludzi, w między czasie sięgnął po telefon i napisał kierowcy, by go odebrał. W innych okolicznościach pokaz jaki zaserwowała Octavia sprawiłby, że miałby ochotę rzucić się na nią bez opamiętania, teraz jednak podziałał jak kubeł lodowatej wody, dzięki któremu błyskawicznie wytrzeźwiał. Przypomniał sobie te wszystkie razy, gdy to Octavia wytykała mu jego głupie i nieodpowiedzialne zachowanie, a teraz sama robiła takie rzeczy. Tego było już za wiele!
    — Brakowało tylko żebyś przeleciała tych wszystkich śliniących się kolesi na tych pieprzonych barowych stołkach. — dodał wychodząc na zewnątrz. Wciąż jej nie puszczał ignorując głośne sprzeciwy dziewczyny. Rozejrzał się nieco i z ulgą spostrzegł nadjeżdżający samochód. Zignorował spojrzenia przechodniów, którzy widocznie zastanawiali się, czy nie interweniować. Może i nie wyglądali jakby Jackson ją porywał, ale z pewnością Octavia nie miała ochoty nigdzie z nim jechać. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że w tym stanie z każdą kolejną minutą byłoby jedynie gorzej, a ona sponiewierałaby się jeszcze bardziej. Miał tylko cichą nadzieję, że obudzi się jutro z potwornym kacem tak w ramach nauczki.
    — Zabieram cię do domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. — Jak zasłużysz to może i ci odkupię. — odparł kręcąc głową. Nie skomentował jej kolejnych słów, w tamtym momencie nie wiedział jak daleko była gotowa się posunąć by dobrze się bawić. Kiki była w podobnym stanie, więc nie sądził by jedna zdołała pohamować drugą. Nie chciał jej psuć zabawy, ale nie mógł też patrzeć jak inni ślinią się na widok Octavii. Jej skąpa sukienka nie pozostawiała wiele miejsca dla wyobraźni nawet jak stała i się nie ruszała, nie wspominając o odważnych tańcach na środku baru.
    — Namawiać cię nie musiałem. — oburknął i syknął, gdy po złości wbiła mu łokieć w łopatkę.
    Odstawił ją na chodnik, gdy samochód wreszcie podjechał. Kierowca wyskoczył z przedniego siedzenia i otworzył im drzwi na tylną kanapę.
    — Wsiądziesz po dobroci, czy tu też mam cię wnieść na siłę? — zapytał lustrując ją spojrzeniem pełnym wyzwania. Uśmiechnął się do niej złośliwie nie mogąc się powstrzymać przed drobnymi przytykami. Bawiło go to, bo zwykle byli w odwrotnym położeniu. Niańczenie Octavii również nie było szczytem jego marzeń na ten wieczór, ale nie mógł zostawić pijanej dziewczyny w klubie.
    Widząc, że brunetka nie ma zamiaru nigdzie sama z siebie się ruszyć, wsunął się na fotel i pociągnął ją za sobą, oplatając palce wokół jej smukłego nadgarstka. Jackson w końcu nie wytrzymał i parsknął śmiechem jakby Octavia opowiedziała mu jeden z najlepszych dowcipów, a nie bełkotała niewyraźnie.
    — Oczywiście, bo tylko ty mieszkasz w mieszkaniu. Ja żyję pod mostem. — odparł kręcąc głową. Patrząc na nią nie potrafił dłużej się wściekać, wyglądała rozbrajająco z zaróżowionymi policzkami, potarganymi włosami i nadąsaną minką, która dodawała jej uroku i dziecinności. — Jedziemy do mnie. — wytłumaczył nie dając jej okazji do skomentowania poprzednich słów.
    Sięgnął po telefon i napisał do Kiki, by pamiętała o rzeczach Octavii, choć wątpił, że cokolwiek mogło przebić się przez mgłę alkoholową i uwagę, którą dziewczyna obdarzyła jakiegoś faceta przy barze. Jednak jej koleżankami nie miał zamiaru się przejmować.

    OdpowiedzUsuń
  3. — Nie da się nie zauważyć. — odparł ze złośliwą nutą, nieco zaskoczony jej następnym posunięciem. Oh, to oznaczało, że była już cholernie pijana skoro od tupania nóżką i przekleństw przeszłą do gramolenia się mu na kolana. Oczywiście wiedział jaką władzę dzierżył w dłoni, Octavia tak na prawdę nie potrafiła obrazić się na niego na tyle mocno, by szczerze mieć go dosyć. Z łatwością mógł ją udobruchać, choć teraz nie robił nic specjalnego, by rzeczywiście tak się stało. Jeśli wolała się dąsać, nie miał nic przeciwko.
    — Ranisz moje uczucia. — Mruknął przykładając dłoń w miejscu gdzie powinien mieć serce, w co niektórzy ludzie wątpili. Odchylił się nieco w tył, by móc swobodniej przyglądać się dziewczynie. Uniósł nieco brew i przygryzł wargę, by powstrzymać się przed kolejnym napadem śmiechu. Nie dało się też ukryć, że on również był pod wpływem alkoholu, który krążył po jego organizmie i powoli zaczynał o sobie przypominać.
    — Zdrzemnij się, pobawisz się później. — przesunął dłonią w wzdłuż jej pleców, by zagarnąć ją w swoje ramiona. Łatwiej będzie się z nią uporać, gdy rzeczywiście odleci i przestanie gadać o hucznej zabawie i niebotycznych kwotach za szpilki, które mogła stracić.
    Gładził ją lekko po plecach, samemu również przymykając powieki. Jackson kazał kierowcy odwieźć ich do niego. Na szczęście klub znajdował się w samym sercu Nowego Jorku, tak jak i apartament, w którym mieszkał. Miasto było ogromne samo w sobie, jednak Manhattan był niewielki, a oni wszyscy, cała śmietanka tłoczyli się w jednym punkcie.
    O tej porze ruch na mieście był znacznie mniejszy, więc i przebili się przez światła całkiem szybko. Powieki mu nieco ciążyły, ale nie miał zamiaru zmrużyć oka póki nie odtransportuje Octavii do łóżka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podążał za nią napawając się tym co widział. Wyglądała przezabawnie na boso, w cienkiej sukience i choć pewnie zdawało jej się, że trzyma się całkiem dobrze, nieco chwiała się na nogach. On był gotowy w każdej chwili doskoczyć do niej i podtrzymać ją gdyby straciła równowagę. Obyło się jednak bez bohaterskich gestów, a gdy znaleźli się w windzie, spojrzał na nią z nieznacznym uśmiechem.
    Nie mógł się nie zgodzić, planował nawet wrócić do domu w czyimś towarzystwie lub wylądować w mieszkaniu jakiejś dziewczyny, która skutecznie zajęłaby jego myśli i nie tylko myśli. Zdecydowanie nie spodziewał się, że do domu wróci w towarzystwie Octavii. Jednak to jej nagły, gwałtowny pocałunek zaskoczył go jeszcze bardziej, utwierdzając, że pod wpływem Octavia robiła się zbyt otwarta.
    Objął ją ramieniem w tali przyciskając dziewczynę do siebie odwzajemniając pocałunek z równą pasją i oddaniem. Nie mógł się powstrzymać przed tą nagłą bliskością, której ostatecznie był równie spragniony. Nawet jeśli mieli małą schadzkę w klubowej łazience.
    — Na prawdę jesteś pijana. — skomentował, gdy oderwali się od siebie zdyszani. Skoro nie chciała zdzielić go w po głowie i nawtykać za przerwanie cudownej zabawy. Nie miał jednak zamiaru zaciągać jej pijanej do łóżka. Może gdyby ich wszystkie sprawy były rozwiązane i naprostowane to nie miałby w sobie tyle oporów jednak teraz nie miał zamiaru wykorzystywać okazji. I tak miała za co go nienawidzić, a jeśli mieli razem wylądować w łóżku wolał żeby dokładnie wszystko pamiętała. Sam był zaskoczony poprawnością swojego zachowania, dochodząc do wniosku, że on wypił zdecydowanie za mało.
    Winda w końcu stanęła na ostatnim piętrze i obwieściła krótko, że mogą już wysiąść. Jackson wziąć obejmując ją w talii pokierował ich do mieszkania. Rzucił klucze na szafkę i na moment odsunął się od Tay ściągając buty i rzucając je gdzieś w kąt. Chwycił ją za nadgarstek i nie czekając na jakikolwiek sprzeciw z jej strony zaprowadził ją do sypialni.
    — Powinnaś pójść spać. — stwierdził spoglądając w ciemne, zamglone tęczówki dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Spojrzał na nią nieco zbity z tropu jej pytaniem. Uciekł na moment spojrzeniem gdzieś w bok samemu zastanawiając się nad odpowiedzią. Jaką ją lubił? Lubił ją za wiele rożnych niekiedy skrajnych rzeczy. I równie wiele rzeczy wyprowadzało go z równowagi, dlatego jego odpowiedź nie mogła być jednoznaczna. Westchnął cicho nie mając ochoty schodzić na tego typu tematy, rozwodzić się nad nimi. Podszedł do łóżka i nachylił się na Octavią. Musnął ustami jej ciepłe czoło.
    — Śpij. — mruknął. Nawet jeśli by jej odpowiedział i wdał się w dyskusję z pijaną dziewczyną nie miał pewności, że cokolwiek powie zostanie zapamiętane w tej wersji, którą on przedstawiał. — Dobrze ci to zrobi. Jutro porozmawiamy. — dodał z lekkim uśmiechem po czym odsunął się od dziewczyny. Jutro zdecydowanie będzie musiała odchorować dzisiejsze szaleństwa, w normalnych okolicznościach kac dałby o sobie znać, a Octavia do kompletu nie piła bardzo długo. Podejrzewał, że nawet jego będzie nieco suszyło, choć nie mieszał ze sobą wszystkiego co wpadło mu w ręce i nie łączył alkoholu z innymi używkami. Przez wyskok Octavii nie zdążył rozerwać się tak jak zwykle miał to w zwyczaju.
    Wyszedł z sypialni przymykając za sobą drzwi. Wygrzebał paczkę fajek z pozostawionej w korytarzu kurtki. Uchylił drzwi na taras po czym odpalił jednego zaciągając się ciężkim dymem. Potarł kąciki oczu po czym przeszedł do kuchni by zrobić sobie ostatniego drinka nim również pójdzie spać.
    Sięgnął po telefon, gdy ten głośno zawibrował.
    Odczytał krótką wiadomość od Kiki, która odgrażała mu się najgorszą zemstą jeśli Octavii spadnie choć włos z głowy. Prychnął pod nosem zastanawiając się, czy dziewczyna rzeczywiście brała Jacksona za najgorsze zło jakie przytrafiało się przyjaciółce, czy nie była już w stanie odczytać z kim pisze i brała go za przypadkowego faceta, który mógł napatoczyć się Octavii podczas jej wyuzdanego tańca na barze.
    Oparł się ramieniem o framugę tarasowych drzwi spoglądając na nocne miasto. Gdyby nie okoliczności i banda śliniących się facetów popisy Octavii były czymś czego dawno nie uświadczył. Na samo wspomnienie jej ciała, uśmiech cisnął mu się na twarz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jackosn przeciągnął się i nieco nieprzytomnym spojrzeniem zerknął na Octavię. Pokiwał głową nieco zaskoczony jej całkiem dobrym stanem. Wyplątał się z jej objęć sięgając po telefon z szafki nocnej, podał go dziewczynie podnosząc się samemu. Potarł twarz dłońmi odgarniając z czoła przydługie kosmyki włosów.
    — Nie wiem, czy Kiki będzie w stanie odebrać. Chyba skończyła znacznie gorzej niż ty biorąc pod uwagę, że pół nocy odgrażała mi się, że jeśli coś ci się stanie to zatopi tą moją pieprzoną żaglóweczkę. — zacytował z cieniem rozbawienia.
    Przeciągnął się raz jeszcze po czym wygrzebał się spod kołdry. Skierował się do kuchni po butelkę z wodą i proszki przeciwbólowe. On czuł się całkiem dobrze, jednak nie wiedział jak z głową Octavii, dziewczyna mogła stwarzać pozory, że wszystko jest w porządku, ale wczoraj się na to nie zapowiadało.
    Wrócił do sypialni po paru minutach przyglądając się Octavii jak rozmawia. Wcisnął w jej dłoń tabletkę i podsunął odkręconą butelkę. Było niemal tak jak dawniej i ten stan rzeczy na prawdę mu się podobał. Nie miał jeszcze ochoty kończyć tego przyjemnego poranka i żegnać się z brunetką. To była miła odmiana od ciągłych awantur, napięcia i wielu niedopowiedzeń, które między nimi zawisły, a których nie potrafili na tą chwilę rozwikłać. Nie sądził, że kiedykolwiek to im się uda. Nie miał, więc ochoty w ogóle do nich wracać, dyskutować na ich temat. Na ten jeden wieczór zdążył zapomnieć o wszystkich kłopotach i o tym, że Octavia wkrótce będzie musiała wrócić do ich dziecka.
    — I jak? — zagadnął sięgając po paczkę papierosów i pilot od rolet, które podciągnął wpuszczając do pomieszczenia trochę światła. Zmrużył nieco oczy uchylając jedno z okien po czym odpalił fajkę, którą wsunął pomiędzy wargi. Oparł się pośladkiem o parapet prezentując się jedynie w samych dresach, które zatrzymały się nisko na biodrach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pokiwał głową wypuszczając ust szary obłok. Zmarszczył nieco brwi po czym odwrócił od Octavii spojrzenie przenosząc je za okno. Bezsprzecznie Octavia była dla niego w jakiś niewytłumaczalny sposób ważna i nie potrafił odpuścić, gdzie w innych przypadkach nie doszedł by nigdy do takiego momentu i takiej bliskości jaką wielokrotnie dzielił z Tay. Mimo wszystko powoli przestawał wierzyć, że wszystko może się ułożyć i wrócić na poprzednie miejsce. Nawet on zdawał sobie sprawę, że zbyt wiele rzeczy wydarzyło się pomiędzy nimi, tych negatywnych, których nie mogli cofnąć. Jackson jednak niczego nie żałował, miał jedno życie i nie chciał spędzać go żałowaniu, czy to rzeczy, które zrobił, czy tych których nie zdołał. Tyczyło się to na prawdę wielu aspektów życia.
    — Skoro to ma ci pomóc. — odparł znów przyglądając się brunetce. Nie miał ochoty o tym rozmawiać, bo nie wiedział co mógłby jej odpowiedzieć. Wiedział czego Octavia od niego oczekuje, czego miała prawo od niego chcieć i wymagać. Jednak te wszystkie rzeczy leżały poza zainteresowaniami Howarda, a teraz odkąd znów zachłysnął się dawnym życiem, nie miał pojęcia, czy ponownie wciśnie hamulec. — Nie rozmawiajmy o tym. — uciął dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru ciągnąć tego wątku. Niekiedy zastanawiał się skąd brała to samozaparcie, ten upór by próbować zatrzymać go przy sobie, zmienić go na tyle, by zechciał podobnych rzeczy co i ona.
    Na początku tego nie dostrzegał, jak bardzo pod niektórymi względami się różnili skupiając się na pozytywach ich relacji i na tym co ich łączyło. Był zachłyśnięty tymi nowymi uczuciami, zauroczył się jak dzieciak. To było przyjemne doświadczenie, ale emocje opadły i zaczynał dostrzegać to z czym się zmagają. I wiedział, że jeśli chodzi o związki i budowanie stałych relacji to on zawodzi.
    — Zamówię coś do jedzenia, a ty się jeszcze prześpij. Leki powinny niedługo pomóc. — dodał wyrzucając niedopałek przez rozszczelnione okno. Skierował się do wyjścia z sypialni, ale zatrzymał się w progu. — Cóż, mocnej głowy to ty na razie nie masz. — podsumował ze złośliwym uśmieszkiem chcąc rozluźnić powoli gęstniejącą atmosferę.

    OdpowiedzUsuń
  8. — Widziałem. — burknął niezadowolony. Już wczoraj w nocy po powrocie do domu ślęczał nad telefonem oglądając każdy filmik po kolei. Choć Octavia wyglądała niesamowicie seksownie w tamtym momencie, fakt, że te filmiki znajdowały się na urządzeniach kilkunastu obleśnych facetów, a teraz dryfowały po sieci, napełniała go dziką furią, którą starał się u trzymać na krótkiej smyczy.
    — Pogadają i zapomną. Zignoruj to. — stwierdził po chwili nie wiedząc, czy mówił to bardziej do niej, czy do samego siebie. Octavia jako kobieta i matka z pewnością będzie gorzko rozliczana z tego typu wyskoków. On jako facet nie był tak surowo oceniany, nawet jeśli był ojcem, choć byciem by tego nie nazwał. Świadczył o tym jedynie kawałek papieru.
    Przeczesał palcami włosy i potarł kark starając się jakkolwiek rozładować irytację.
    — W porządku, rozumiem. Następnym razem nie będę ci przeszkadzać, ale jak połamiesz nogi złażąc z baru to nie miej do mnie pretensji. — odparł wlepiając w nią swoje wkurzone spojrzenie. Po chwili jednak wygiął wargi w zaczepnym uśmiechu. Powziął sobie, że tym razem nie pokłócą się o byle pierdołę, a te głupie nagrania tym właśnie były, pierdołą. — Kiki też dawała radę, ciężko powiedzieć, której z was wyszedł lepiej ten występ. — dodał z cieniem złośliwości. Skoro ona chciała go prowokować, on miał zamiar zrobić dokładnie to samo. — Możesz jej to przekazać, co by ją nieco udobruchać. Wolałbym żeby jednak niczego mi nie spaliła w odwecie. — Uśmiechnął się łobuzersko sięgając po butelkę z wodą.

    OdpowiedzUsuń
  9. — Nie marudź, dostaniesz nowe. — odparł z lekkim rozbawieniem mając świadomość, że oboje mogli kupić cały butik butów i nie zrobiłoby to znaczącej różnicy na ich kontach.
    — Nie moja wina, to ty miałaś przemożną ochotę pozostania w ich towarzystwie. — wzruszył ramionami. — Mieli szczęście, że nie stracili zębów. — odburknął marszcząc nos. Zachował się całkiem rozsądnie jak na swoje możliwości i okropnie słabą kontrolę emocji. W tamtym momencie chciał ją po prostu zabrać sprzed oczu tych wszystkich osób, bo miał świadomość tego co sobie wyobrażali. Dokładnie te same wyobrażenia powstawały w jego głowie i choć lubił, gdy inni czegoś mu zazdroszczą, tak to był jeden wyjątek od reguły i nie sądził, by coś w tej materii miało się kiedykolwiek zmienić. Był o nią chorobliwie zazdrosny, a niekiedy powody tej zazdrości były irracjonalne biorąc pod uwagę, że Octavia nie dawała mu żadnych powodów, by czuł się w ten sposób. Wręcz przeciwnie, pomimo swoich wybryków, miał pewność, że uczucia Octavii są takie same jak na samym początku ich znajomości, a ona ślepo za nim podąży.
    — Niektóre z twoich koleżanek to niezłe zołzy, na które nie działają żadne sposoby udobruchania. Co jest zaskakujące biorąc pod uwagę mój urok osobisty. — stwierdził dumnie z szerokim, łobuzerskim uśmiechem. Być może nie powinien sobie żartować z tego żartować i tak otwarcie przyznawać się, że próbuje zbajerować jej koleżanki, zwłaszcza biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia, jednak Jackson lubił, gdy ludzie go lubili. Dlatego drobne zaczepki, komplementy i ładne uśmiechy miał już we krwi i nie zawsze kontrolował to jak zachowywał się w otoczeniu kobiet, czy generalnie ludzi. Chyba każdemu z nich weszło w nawyk udawanie publicznie kogoś innego niż w rzeczywistości byli. Chociaż Jackson był okropny zarówno prywatnie jak i pośród całej śmietanki towarzyskiej. Na swoje nieszczęście najczęściej przekonywała się o tym Octavia.

    OdpowiedzUsuń
  10. — Bez fanów nie było by i nas idoli. Kilka autografów kogoś uszczęśliwi, więc nie widzę powodów by im odmawiać. — Niekiedy miał gorszy nastrój gdzie nie miał na to wszystko ochoty, ale taka była jego praca, bo poniekąd tym było bycie artystom. Ludzie nie mogli wiedzieć, że czuje się gorzej, ma ciężki dzień za sobą. Ich fani i tak byli całkiem kulturalni względem całego zespołu i kiedy prosili ich o to, trzymali odpowiedni dystans. Hyunjin czerpał z tego sporo radości, lubił wchodzić w kontakt z fanami, rozmawiać z nimi, poznawać ich zdanie.
    — Dobry kamuflaż i obrzydliwie nudne życie osobiste to podstawa. — odparł z lekkim uśmiechem. Ubrania w których nie rzucał się w oczy, a jego smukła sylwetka znikała, też wiele. Miała nawiązane współprace ze znanymi markami, jednak po ulicy poruszał się ubrany w najzwyklejsze ciuchy, które pozwalały wtopić się w tłum. — Wy Nowojorczycy macie dużo barwniejsze życie. Tak mi się wydaje, a może to kwestia zapracowania. — Wzruszył nieco ramionami. Prawda była taka, że poza pracą na scenie nie wyróżniał się niczym szczególnym. Fani śledzili ich z zapartym tchem, choć tak na prawdę nie było czego śledzić. Większość czasu spędza w wytwórni i na próbach, a całą resztę czasu odsypia lub spotyka się z garstką zaufanych znajomych. Nie ma w tym nawet za wiele czasu na zapierające dech w piersi podróże.
    Pokiwał głową na jej wyjaśnienia. Prywatne sprawy bardzo łatwo wypływały na wierz, gdy żyło się pod ciągłą obserwacją paparazzi, którzy osobiste dramaty uważali za najlepszą pożywkę. Dlatego też sam Hyunjin trzymał dystans i zwykle nie wdawał się w bliskie relacje. Zresztą kontrakt z wytwórnią kładł duży nacisk na to co i z kim im wolno. Zresztą nie łatwo było znaleźć kogoś kto chciałby sam z siebie wpakować się w takie bagno.
    — Europa jest piękna i najspokojniejsza ze wszystkich miejsc. Chociaż zza hotelowego okna wszystko wygląda dobrze. — przytaknął zerkając na dziewczynę. — Korea. Urodziłem się w Busan, chociaż większość życia spędziłem w Seulu. — Uwielbiał to miasto za jego różnorodność i możliwości, jednak nie mógł zaprzeczyć, że z rodzinnymi stronami wiązał wiele wspomnień i darzył go sentymentem. Zresztą nadmorski klimat miał swoje zalety.
    Zaśmiał się na jej kolejne pytanie. Wiedział, że razem z chłopakami robią kawał dobrej roboty, jednak wielokrotnie nawiedzały go wątpliwości i zastanawiał się dlaczego udało im się osiągnąć, aż taki sukces. Czym wyróżniali się na tle innych artystów. — Jestem członkiem zespołu UR5, tekściarz i wokal prowadzący do usług. — przyznał choć dobrze wiedział, że nie powinien obnosić się z tym co robi. Ale przecież ona nie była jedną z tych wścibskich fanek, które piszczały na jego widok, więc reguły jej nie dotyczyły. Dlatego też ciężko było wyrwać się z wianuszka rozpoznawalnych ludzi, bo wśród nich każdy taki był i sława na nikim nie robiła wrażenia, a to było całkiem wygodne.

    Hyunjin

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak na dobrą sprawę nie było żadnego wytłumaczenia na to, co zrobiła Nel. Naiwnie liczyła, że nikt się nie dowie, że będzie mogła udawać, że nic się nie stało, a jej najważniejsza relacja, którą miała w życiu się nie wykruszy. Co, jak co, ale w Octavii zawsze znajdowała oparcie. Rozumiała ją lepiej niż jej własna rodzina, od której Nel się zwyczajnie odsuwała. Miała od nich zawsze wszystko, na co tylko miałaby ochotę, ale co z tego, jeśli dmuchali na nią i chuchali z każdej strony, jakby miała się rozlecieć za moment? Z tego co sama zauważyła nie przepracowali traumy po uprowadzeniu Michelle i teraz odbijało się to wszystko na niej. A Octavia miała rację. Powinna z nim porozmawiać, zapewnić, że wcale nie będzie tak źle, choć raczej wszyscy dobrze wiedzieli, jakie zdanie na temat zakładania rodziny ma blondynka. Dla niej to również byłby koniec świata. Byłaby na wszystkich obrażona, szukałaby każdego możliwego sposobu, aby się z takiej sytuacji wykręcić. A to nie było o niej. Mimo swoich uprzedzeń powinna po prostu mu powiedzieć, aby się ogarnął i zaczął zachowywać, jak na dorosłego człowieka przystało. Wziął odpowiedzialność za swoje czyny. Łatwiej w końcu było w końcu podwinąć sukienkę niż prowadzić rozmowę na trudny temat, którego unikał z tego co zdążyła zauważyć.
    Prawdę mówiąc nie wiedziała już nawet co jej powiedzieć. Powiedziała wszystko, co mogła i powtarzanie się po raz kolejny nie miało też większego sensu. Przekroczyła niewidzialne granice, od których powinna trzymać się z daleka. Nie była dobrą przyjaciółką. Okazała się być jedną z tych, od których lepiej trzymać się z daleka i nie ufać zbytnio. Wszystko to, co jej powiedziała było prawdą. I szczerze żałowała, że dopuściła do tego wszystkiego. Żałowała tego, że ich przyjaźń przestała istnieć i najprawdopodobniej już nie będą mogły o sobie mówić, jak o przyjaciółkach. Mówiła szczerze i było jej naprawdę przykro, że tak wyszło. Aż za dobrze wiedziała, że nigdy nie powinna do tego dopuścić. A jednak na to pozwoliła. Czasu cofnąć nie mogła, trzeba było się zmierzyć z konsekwencjami, o które się sama prosiła. Obecnie nie była pewna, czy cokolwiek powinna jeszcze mówić.
    Obserwowała Octavię, jeszcze przez moment się nie odzywając. Być może właśnie teraz dolewała oliwy do ognia, który sama rozpaliła. Nie było to jakoś szczególnie ważne.
    — Jacksonowi chyba zdążyłaś wybaczyć, dlaczego? Bo to ojciec twojego dziecka? Też tam był, też cię zdradził. — Tak, też miała dostęp do Plotkary i do niej również wiele rzeczy docierało. Na co dzień tam nie zaglądała, ale po rozpętaniu małego piekiełka kontrolowała co się tam działo. — Co takiego musiałabym zrobić, żebyś chociaż spróbowała mi wybaczyć? Bo wiem, że zjebałam i żadne przeprosiny tego nie naprawią.
    Nie lubiła się łatwo poddawać, a ich przyjaźń to było coś, o co warto było zawalczyć, a na pewno zamierzała spróbować.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  12. Laurent wysiadł ze swojego samochodu tuż pod atelier swojej matki.Eva Blanchard była już zasłużoną projektantką mody, odznaczając się przełamywaniem stereotypów i utartych schematów, odważnymi projektami. Laurent wielokrotnie stawał się twarzą jej marki, zresztą gdy stawiał pierwsze kroki w modeligu, matka bardzo chętnie wykorzystywała wolny czas syna, który ochoczo stawał przed aparatem, a później zaczął prezentować część jej kolekcji na wybiegu. Choć jego siostra wielokrotnie im towarzyszyła, to Laurent podzielał fascynację matki i miłość do mody, choć była to miłość mieszająca się z wieloma przekleństwami. Im dłużej pracował w tym biznesie, tym mocniej utwierdzał się jak paskudny i zepsuty może być to świata, okrutny zwłaszcza dla kogoś kto nie miał twardego tyłka. Lautrent również kilkukrotnie się o tym przekonał jednak teraz przekręty, sprzedawane okładki i katorżnicze wymogi nie robiły na nim wrażenia. Wsiąkł w to środowisko.
    Choć teraz jego grafik, był mocno napięty, wciąż odnajdował czas, by współpracować z matką. Tym razem ściągnęła i jego i Octavię tak naprawdę nie dając im zbyt wielkiego wyboru, choć Octavia nie była zawodową modelką, zabawa przed obiektywem wychodziła jej bardzo dobrze.
    Zatrzymał się przed wejściem do eleganckiego budynku. Sięgnął po paczkę papierosów i odpalił jednego zaciągając się głęboko. Długo nie widział się z Octavią i choć ciężko było nadążyć za tym co aktualnie dzieje się w jej życiu, Laurent nadążał i wcale nie był z tego powodu zadowolony. Plotki, które czytał na temat dziewczyny doprowadzały go do białej gorączki. To były głupoty wyssane z palca. W większości. Bo zamieszanie jakie stwarzał Jackson Howard było realne. Ten chłopak doprowadzał go do furii. Blanchard miał już po dziurki w nosie jego gównianego zachowania, niezdecydowania i błędów, które popełniał w stosunku do jego siostrzyczki. Octavia nie była święta i miała swoje za uszami, to jednak nie zasługiwała na takie traktowanie. I choć cisnęło mu się na usta uszczypliwe a nie mówiłem, to nie miał zamiaru śmiać się z dziewczyny. Zaczynał jednak mieć nieodpartą ochotę przyłożenia Howardowi i sprawienia, że zniknie raz na zawsze z życia Octavii i małej Ayli.
    Dla tej drugiej Laurent stracił głowę. Była tak cudownym dzieckiem… nie przepadał za dzieciakami, nie miał w tym temacie zielonego pojęcia jednak Ay nie dało się nie kochać.Skradła serce całej rodziny, a Jackson pieprzony Howard mógł jedynie żałować.
    - Jesteś. - mruknął podnosząc wzrok, gdy usłyszał stukot obcasów na chodniku i spostrzegł Octavię. Rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go butem. Machnął ręką w powietrzu odganiając resztki dymu choć podejrzewał, że matka i tak będzie kręcić nosem.
    Nachylił się ku dziewczynie i poczochrał ją po włosach z lekkim uśmiechem. Była od niego sporo niższa z czego nie omieszkał żartować zwłaszcza, gdy byli młodsi.
    - Jak mała? - zagadnął otwierając przed Octavią drzwi wejściowe.

    Braciak

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak, był o nią zazdrosny i prócz okazywania tego w tak oczywisty sposób, przyznanie się do tego przychodziło mu znacznie łatwiej niż na samym początku. Był o nią zazdrosny jak o nikogo wcześniej. Dlatego nie umiał nad tym zapanować, bo nie miał zbyt wielu okazji do odczuwania zazdrości, wszystko miał na zawołanie, miał wszystko czego dusza zapragnie. Octavia jednak nie była czymś co mógł sobie od tak przywłaszczyć, więc gdy ją zdobył miała pozostać jego. Kropka. Nikt nie mógł mu odebrać pieniędzy, statusu, nazwiska... Z dziewczyną było inaczej, choć był tak pewny swojego, że brnął dalej popełniane błędy będąc przekonanym, że jakkolwiek mocno się obrazi zawsze zdoła ją udobruchać. Dlatego nazywał ją swoją małą dziewczynką.
    Uśmiechnął się lekko.
    — Od kiedy jesteś taka zaborcza? — przyglądał się jej z rozbawieniem. Oboje lubili wywoływać w sobie zazdrość, patrzeć na te pożądliwe ogniki tlące się w oczach, które tak miło łechtały jego ego. Uniósł lekko brew. Jego ramię oplotło ją w tali przyciągając jeszcze bliżej torsu Jacksona. Przycisnął ją do siebie, spoglądając w ciemne tęczówki z góry. Wolną dłonią musnął jej policzek. Była jak ten narkotyk, od którego nei potrafił się oderwać. Odpychali się od siebie, by znów wpaść w swoje ramiona i jeszcze mocniej zranić, by mieć powody do pogodzenia się.
    — A ja lubię, gdy taka jesteś. — przyznał muskając wargami jej zgrabny nos. — Beztroska, nie myślisz za dużo. — sprecyzował.
    Wiedział co mógł stracić, a jednak wciąż wystawiał całą ich relację na próbę. I to nie łatwą. Zresztą na cokolwiek by się nie zdecydował coś tracił, Octavię lub własne swobody. Dlatego też wolał balansować na cieniutkiej granicy, przechylając się raz w jedną, a raz w drugą stronę.
    — To mówisz, że chcesz żeby było jak wczoraj? — wymruczał niskim głosem, wprost do jej ucha. Musnął delikatnie jego płatek, by zaraz opaść wargami na szyję dziewczyny, gdzie zassał się pozostawiając po sobie wilgotny, zaczerwieniony ślad. Chwycił ją pewniej podrywając do góry. Zacisnął dłonie na szczupłych udach Octavii, by zaraz posadzić ją na kuchennym blacie. Wsunął się pomiędzy jej nogi sunąc wargami po jej dekolcie.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  14. [Myślę, że uwierzysz na słowo, jak powiem, że napisanie karty z tym zdjęciem było przyjemną męczarnią, a ile się nagapiłam...🤤 Samej Giny też się długo naszukałam, bo na pinie są straszne braki z owczarkami xD Jak nas jeszcze nie masz dosyć to możemy nad czymś pomyśleć. Chętnie Fabiana bym w coś wpakowała. ;D]

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  15. To był niespodziewany zryw, tak jak i wczoraj po prostu nie potrafił, a może i nie chciał się opamiętać, skoro już znaleźli się w tej beztroskiej bańce. Czuł przy niej znajome ciepło, znajomy kształt słodkich warg, znajome palce muskające skórę i równie znajome krzywizny ciała. Była definicja jego domu, jednak jakkolwiek mocno lubił ten dom, nie zawsze człowiekowi chciało się do niego wracać. Teraz jednak jej pragnął, tak jak zawsze. Im częściej pozwalała mu na takie wybryki, tym zuchwalej Jackson się zachowywał korzystając z jej miękkiego serca i słabości.
    — To całkiem seksowne jak się tak złościsz na mnie. Na sam widok tej groźnej miny żadna do mnie nie podjedzie. — odparł zaczesując ciemne pasmo jej włosów za ucho. Uśmiechnął się z satysfakcją czując pod palcami jak dziewczyna zadrżała od tej drobnej pieszczoty, którą jej zaserwował. Wciąż była taka delikatna i czuła na jego dotyk. Zamruczał wprost do jej ucha znów skupiając się ustami na jej ciele. Nie pamiętał kiedy ostatni raz tak przyjemnie spędzali ze sobą czas, bez zbędnych awantur, jakby nie liczył się nikt więcej.
    — Gdziekolwiek. — dodał sunąc dłońmi po jej udach. Zaraz jednak jego dłonie odnalazły drogę pod prowadzącą pod cienki materiał koszulki, gdzie zaczęły wędrówkę po jej ciepłej skórze. Niemal leniwie zaczął podwijać koszulkę do góry drocząc się z nią i samym sobą, bo czuł jak jego mięśnie w dolnych partiach ciała niemal boleśnie się zaciskają. Objął ją raz jeszcze ramieniem, by podnieść z kuchennego blatu.
    — Zaczniemy kulturalnie, od sypialni. — Ruszył z powrotem do pokoju zaciskając dłonie na jej pośladkach i przyciskając jej drobne ciało do swojego torsu.
    Ułożył ją na materacu i zawisł nad Octavią, całując zachłannie jej szyję oraz dekolt. Zsuwał się z pocałunkami coraz niżej jednocześnie wsuwając dłonie pod jej plecy, by sięgnąć do jej stanika. Gdy uporał się ze złośliwym zapięciem bielizny, podniósł się na moment. Spoglądając w jej tęczówki pozbył się dresów, które luźno trzymały się jego bioder.
    Klęknął na materacu i zaczął składać pocałunki na jej nodze, począwszy od łydki szedł w górę, aż dotarł do uda, na którym zatrzymał się na dłużej.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  16. — Ale szczerze, potrafiłabyś zrezygnować z tego szumu? Nie zatęskniłabyś za nim za rok, pięć, może dziesięć lat? — Jakkolwiek męczące nie było bycie rozpoznawalnym, jakkolwiek dużej presji nie odczuwał w związku z występami, fanami i tym jak powinien się zachowywać pojawiając się w miejscach publicznych, nie wytrzymałby długo bez tego świata. Scena była jego królestwem, miejscem w którym się spełniał i w pełni czuł sobą. W przemyśle muzycznym był tak długo, że nie wiedział czym innym mógłby się zająć. Muzyka była czymś co go reprezentowało, był przesiąknięty tym światem na wskroś. Lubił sławę na wpół jej nienawidząc. Wpływ, pieniądze jakie ze sobą niosła, wygody jakie dawała i znacznie, które mu nadano... kto by tego nie polubił?
    Zerknął na nią ukradkiem. Sam przecież stanął przed tego typu decyzją i choć nie chciał wybierać i podejmować decyzji, klamka zapadła sama znacznie wcześniej. Obojętnie jak przykro mu było i jak głęboki żal niekiedy odczuwał, jak mocno zdarzało mu się tęsknić, to przecież nie mogło skończyć się inaczej. Wziął głębszy oddech skupiając się na słowach dziewczyny, by nie pogrążać się w nieprzyjemnych rozważaniach.
    — Prawdopodobnie zostanę na kilka miesięcy. — Nagrywki, wypuszczenie albumu, kilka występów... wszystko było praktycznie dopięte na ostatni guzik, więc pozostało tylko czekać i odbębnić swoje.
    Zaśmiał się lekko na jej stwierdzenie.
    — W takim razie zapraszam do Korei, tam wszystko jest do góry nogami jakby tak porównać. — stwierdził z uśmiechem. Lubił podróżować, zmieniać miejsca swojego pobytu, choć zwykle nie miał zbyt wiele czasu by nacieszyć się nowopoznanymi miejscami. Jednak Korea była jego domem i zawsze będzie najbliższa jego sercu.
    — To już coś. Musisz spróbować rameyonu, najlepiej takiego domowego, a nie z paczki. — zasugerował swoje jedno z ulubionych dań, chociaż tak na prawdę było wiele smaków, które mógłby jej podsunąć, a którymi sam się zachwycał. Sam jednak miał dwie lewe ręce do gotowania najzwyczajniej w świecie nie mając czasu doszkolić swoich umiejętności w tym zakresie. Zwykle stołował się w hotelowych restauracjach lub gotowym żarciem. Szybko i prosto.
    — Wow nawet nie wiesz jaki to powiew świeżości móc pogadać z kimś kto nie wie o tobie wszystkiego. — zaśmiał się zdając sobie sprawę jak bardzo odwykł od czegoś takiego. Ludzie w jego otoczeniu dobrze wiedzieli jak działał cały system w przemyśle muzycznym w Korei, znali historię jego kariery. Natomiast fani... fani niekiedy przesadzali i wiedzieli zaskakujące rzeczy wyłapując szczegóły w najróżniejszych sytuacjach. Znali jego dokładną datę urodzenia, skąd pochodził, co robił w wolnych chwilach, ulubione danie i to jak je doprawia po swojemu, ulubiony kawałek, serial i rozmiar buta. Znali odpowiedź na każde pytanie dlatego zwykle rozmowa nie była czymś ekscytującym dla niego.
    — Już jako dzieciak lubiłem śpiewać i tańczyć. Zawsze zachwycały mnie występy innych idoli, w którymś momencie wyskoczyłem z pomysłem, że też tak chcę. Rodzice dalej cisnęli o studia, ale póki godziłem się na naukę chodzili ze mną od przesłuchania do przesłuchania chyba nie wierząc, że to cokolwiek zmieni. Ale zmieniło. — wytłumaczył w skrócie przypominając sobie na jak wielu castingach był. — Jedna z wytwórni wykazała zainteresowanie. Później było formowanie zespołu i tak wylądowaliśmy w piątek jako UR5. Nie znaliśmy się wcześniej, a każdy był dobry w czymś innym, więc musieli nas oszlifować. Początki nie są łatwe, gdy na twoje miejsce jest masa innych chętnych. — przyznał i choć ten czas był pełen stresów i obaw, że zespół nie przetrwa, wiązało się z tym równie dużo świetnych wspomnień.
    Przyłożył palec do ust obiecując gestem, że będzie milczał.
    — Na czym grasz? — zapytał zainteresowany.

    Hyunjin

    OdpowiedzUsuń
  17. [Ja też się nie spodziewałam! Przejrzałam pinteresta wzdłuż i wszerz, szukając odpowiedniego zdjęcia dla Blair — do samego końca stawiałam na jakieś faceless ujęcie brunetki w wielkim mieście, ale w ostatniej chwili wpadłam jeszcze do folderu, w którym trzymam różne wizerunki... i mnie olśniło :D Dzięki wielkie za powitanie, mam nadzieję, że to morze weny (takie wątkowe) na mnie chluśnie... Nie mam pomysłu, w jaki sposób mogłabym połączyć Blair z Octavią, ale jeśli Ty masz jakiś pomysł, to zapraszam!]

    OdpowiedzUsuń
  18. — Ja jestem zazdrosny cały czas... bez przerwy. Wkurwia mnie, gdy inni faceci patrzą na ciebie w ten sam sposób co ja bo wiem... bo wiem dokładnie co siedzi im w głowie. — odparł gdzieś pomiędzy kolejnymi pocałunkami, które wyrywały oddechy z ich piersi, wprawiało jego serce w ten dziwacznie niespokojny rytm. — Wkurwia mnie, gdy ktoś inny cię dotyka, chcę... masz być tylko moja. — warknął wprost w jej rozgrzaną skórę.
    Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, gdy znalazła się na kolanach. Czuł jak napięcie kumulujące się w podbrzuszu robi się powoli nieznośne, nie chciał czekać, nie chciał dłużej się powstrzymywać, a ona kazała mu właśnie to robić, drocząc się każdym jednym słowem, które wychodziło spomiędzy jej warg. Jej leniwe ruchy sprawiały, że robiło mu się gorąco, nienośnie duszno. Co ona z nim robiła? Wciąż nie potrafił tego zrozumieć, dlaczego za każdym razem, gdy był z nią czuł się tak dobrze, dlaczego jej skóra jest przyjemniejsza w dotyku, miększa pod opuszkami jego palców. Dotykał przecież tylu ciał, równie zgrabnych i ponętnych, a jednak teraz, przy niej zdawały się nijakie. Jej dotyk wywoływał przyjemne dreszcze, sprawiał, że robił się niecierpliwy i zachłanny. Dlaczego? Dlaczego jej zapach zapadał mu w pamięć i gdziekolwiek go czuł momentalnie miał ją przed oczami? Dlaczego jej jęki brzmiały najlepiej ze wszystkich, które do tej pory słyszał?
    Może się stęsknił, bo kiedy mieli okazję do tak beztroskiej zabawy? Kiedy ostatni raz mu odpuściła i zrezygnowała z tych wszystkich beznadziejnych rozmów? Teraz było dobrze, więc musiał z tego korzystać – to było logiczne wytłumaczenie na własną zachłanność.
    Gdy znalazła się przed nim, klęcząc i posyłając mu zalotne spojrzenia spod rzęs, czuł że się gotuje. Gorąco rozchodziło się po całym ciele sięgając każdego z nerwów.
    — Tay... — wymruczał zaciskając szczęki, przez co cichy warkot brzmiał niemal jak jęk. — Kurwa, Tay. — wzdrygnął się czując jak zaciska palce na jego udach, wbijając paznokcie w skórę. Klatka piersiowa Jacksona zaczęła falować od szybkich oddechów, które łapał. Ściągnął nieco brwi i spojrzał na nią z góry. Kącik jego ust drgnął zaczepnie.
    Pokręcił głową przytakując na każde jej pytanie. Teraz zgodziłby się na wszystko, właśnie w tej chwili był na każde jej skinienie, gdyby tego zażądała podpisałby pakt z samym diabłem, dla niej. I ona wiedziała to, widział to w jej pewnym siebie roziskrzonym spojrzeniem, którym go świdrowała.
    Wyciągnął rękę. Ułożył dłoń na jej policzku kciukiem sięgając lekko rozchylonych warg Octavii. Nie miała pojęcia jak ten słodki, nieznośnie seksowny widok działał na niego.
    — Jesteś piękna. — mruknął przesuwając dłoń dalej, wplatając palce burzę jej ciemnych włosów. — Teraz bądź moją małą, grzeczną dziewczynką. — wymruczał niskim, zachrypniętym głosem.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziewczyna miała rację, bo przecież nie mógł udawać, że kasa, którą obecnie zarabia nie robi na nim wrażenia tak samo jak możliwość spełniania swoich zachcianek, robienia niestosownie drogich prezentów i kupowanie apartamentów z najlepszym widokiem w mieście. Uwielbiał to. Uwielbiał to, że ludzie go doceniają, słuchają tego co ma do powiedzenia, rozpoznają i chcą uścisnąć sobie z nim rękę, jakby rzeczywiście był kimś ważnym. Dla fanów byli ważni, byli najlepsi. Karmił swoją próżność ich zachwytami, ale świadomość, że swoją twórczością mógł komuś pomóc napawa go po równo dumą. Jakby mógł z tego zrezygnować? Jak mógłby to zrobić tym wszystkim ludziom, którzy na niego liczyli? Czasem zdarzało mu się marudzić na zbyt napięty kalendarz, na ochroniarzy deptających mu po piętach, ale tak na prawdę w swoim życiu żałował tylko jednej rzeczy. Doceniał to co sobie wypracował, to do czego doszedł wraz z zespołem. Pewnie też dlatego bardziej doceniali własny sukces, pierwsze nagrody i kolejne miliony wonów na koncie.
    — U mnie na odwrót, teraz to rodzice nie mogą w spokoju wyskoczyć do sklepu nie robiąc przy tym zbytniej sensacji. Bo przecież to niesamowicie ważne co zjedzą na kolację lub w jakim proszku robią pranie. — Matka jeszcze nie dawno suszyła mu głowę, że przez niego za każdym razem musi zastanawiać się co na siebie włożyć, gdy wychodzi z domu. Kwitował to tylko pobłażliwym, nieco rozbawionym spojrzeniem samemu mając gdzieś, czy przyłapią go w piżamie, czy najlepiej skrojonym garniturze. Pamiętał jak dostał ścierką po głowie, gdy się do tego przyznał. Oni zawsze wiedzieli jak sprowadzić go do parteru, by za bardzo nie obrósł w piórka.
    — Do usług. — skłonił się lekko z łobuzerskim grymasem na twarzy. Dobrze wiedział, że ciężko będzie się spotkać w Nowym Jorku, Seul zdawał się niemal niemożliwy. Sam do końca nie potrafił przewidzieć kiedy dokładnie wróci do Korei na dłużej.
    Roześmiał się na stwierdzenie, że są wariatami. Może miała trochę racji, mieli świra na punkcie treningów i muzyki. Wielokrotnie zarywał noce, gdy dawał się porwać twórczej wenie i zapisywał kolejne linijki nowego tekstu. Na próbach choreografii potrafił ćwiczyć sekwencje występu póki nie padł, a gdy mieli nagrywki chłopacy musieli siłą wyciągać go z wytwórni, by się zdrzemnął i wyklinali go, gdy budził ich skoro świt i zaciągał tam z powrotem. Przed występem, póki nie wkroczył na scenę i tak zżerały go nerwy i choć był dumny z pracy jaką wykonywali w duchu wytykał sobie każde potknięcie, wszystko to co mógł zrobić jeszcze lepiej, bardziej, mocniej.
    — Gitara, pianino i keyboard. Powiedzmy, że musieliśmy mieć sporo talentów żeby przejść casting. Chociaż Mingi zarapował jeden kawałek i od razu go wzięli. Zawsze się tym chwiali. — zaśmiał się lekko na wspomnienie reszty członków z zespołu przypominając sobie nagrania z ich przesłuchań.
    Sięgnął do kieszeni, gdy poczuł jak dzwoni mu telefon.
    — Oho, już mnie szukają. — odrzucił jednak połączenie odpisując jedynie, że kręci się po okolicy i niedługo wróci.

    H.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie miał teraz głowy do droczenia się z nią i przeciągania tej chwili w nieskończoność. Miał na nią ochotę i czuł, że był już u kresu własnej wytrzymałości, a to co z nim jeszcze przed chwilą wyrabiała, doprowadzało go na skraj. Czuł, że spełnienie jest blisko.
    Nie czekając dłużej, wbił się w nią jednym stanowczym ruchem. Sapnął w jej wargi, od których ledwo co się odrywał. Zaczął poruszać się niezbyt szybko, ale obszernymi ruchami, w których kryło się zniecierpliwienie, potrzeba bycia jeszcze bliżej, jeszcze bardziej. Palce jednej dłoni zacisnął na jej pośladku, drugą ułożył pomiędzy łopatkami Tay jakby to miało powstrzymać dziewczynę od zwiększenia między nimi dystansu. Opadł ustami na jej dekolt, drażniąc ciepłą skórę, sunął jednak niżej skupiając się na jej pełnych piersiach i stwardniałych sutkach. Całował je, ssał i drażnił zębami. Chciał by czuła to samo co on, to samo pożądanie, by tak samo jak on nie mogła wytrzymać, ani chwili dłużej.
    W takiej chwili jak ta zapominał o otaczającym go świecie, nie liczył się to, że byli tak głośno, że ich jęki i westchnięcia dało się dosłyszeć przez uchylone okno. Nie miało znaczenia to, że ich sytuacja była tak bardzo pogmatwana, że sam już nie wiedział, czy byli ze sobą, czy też nie. Nie liczyły się te wszystkie kłótnie, które ostatnio miały miejsce. Jackson w tej chwili chciał tylko czuć ją blisko siebie, to jak zaciskała się na nim niemal sprawiając mu ból. Chciał słyszeć jej słodkie jęki, to jak nieskładnie wypowiadała jego imię, czuć drobne palce zaciskające się na kosmykach jego włosów.
    Szybko jednak przejął kontrolę nad sytuacją, obejmując ją ramieniem i przekręcając ich tak, by Octavia wylądowała pod nim na materacu. Zwiększył intensywność swoich ruchów przyglądając się jej twarzy, rumieńcom na policzkach i półprzymkniętym powiekom.

    Jack <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Opadł na jej ciało, po czym zsunął się nieco na bok. Przekręcił się na plecy i lekko się uśmiechnął, gdy złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Wzruszył niewinnie ramionami jakby nie wiedział o czym mówiła. Ale wiedział, bo ona działała na niego w ten sam sposób, a przecież zapierał się rękoma i nogami przed tym, by wpakować się w tego typu relację, w prawdziwe uczucia. Bo jakkolwiek im nie szło ta zabawa w związek, Jacskon czuł do niej najprawdziwsze uczucia, których nigdy nie chciał, do których nie sądził, że był zdolny. A jednak...
    — Tay... — wymruczał, gdy zapanował nad swoim oddechem na tyle, by głos mu nie zadrżał. Wciąż jednak był nieco niższy, przyciszony od doznań, które jeszcze przed chwilą targały ich ciałami. Westchnął cicho i również pogłaskał ją po policzku. — Nie powinnaś. — odparł wiedząc, że chciałaby usłyszeć coś zupełnie innego i choć zdarzało mu się to mówić, szczerze przyznawać do tego nieszczęsnego uczucia, którym ją darzył, nie chciał składać kolejnych, pustych obietnic. Było dobrze tak jak teraz, bez zobowiązań, bez kłótni, bez rozmów. Tak było łatwiej, więc lepiej w jego mniemaniu. Na prawdę, byłoby łatwiej gdyby nie była zakochana w nim tak beznadziejnie jak teraz.
    — Idę się opłukać. — pochylił się nieco w jej stronę i ucałował ją w czubek głowy po czym podniósł się z łóżka. Zgarnął swoje rzeczy z podłogi po czym przeszedł do łazienki, a po chwili dało się słyszeć szum płynącej wody. Wsunął się pod strumień gorącej wody, która przyjemnie rozluźniała jego mięśnie. Przymknął na moment powieki odpychając od siebie myśli typu co dalej, co teraz, co gdyby... Nie wchodziło się dwa razy do tej samej rzeki, prawda? Nie powinno się, a jednak oni z uporem maniaka włazili właśnie do tej samej rzeki wybierając miejsce, w którym był najsilniejszy prąd.

    Jacek

    OdpowiedzUsuń
  22. Każde jedno słowo, każde jedno przekleństwo docierało do jego uszu, gdy tylko zakręcił wodę i stanął przed wielkim lustrem rozciągającym się na niemal całej ścianie, ponad umywalkami. Oparł dłonie na kamiennym blacie i spoglądał na własne odbicie wsłuchując się w siarczyste przekleństwa i krzątaninę Octavii. Być może powinien się ruszyć, zatrzymać ją, powiedzieć to co chciała usłyszeć, wyjaśnić wszystko to co między nimi było i to czego nie było. Jednak zamiast tego stał nieruchomo w łazience, widział jak mięśnie jego twarzy tężeją, a rozluźnienie, które jeszcze nie tak dawno było na niej widoczne, zniknęło zastąpione irytacją. Znów to samo, znów coś jej nie pasowało i robiła z tego aferę... cokolwiek by nie powiedział, czegokolwiek by nie zrobił, ostatnio zawsze kończyli w ten sam sposób.
    — Kurwa świetnie. — warknął słysząc jak zatrzaskuje za sobą drzwi wejściowe. — Pieprzona księżniczka. — mruknął sam do siebie. Wolał wyżyć się na Octavii niż przyznać się do własnych błędów. Ogarnął się do końca i resztę południa spędził przed komputerem starając się skupić na służbowych mailach.

    Lucas po krótkich wakacjach w Europie, które spędził u matki, musiał wrócić do Nowego Jorku. Miejsce na jednej z prestiżowych uczelni, które załatwił mu ojciec nie mogło się zmarnować, choć niechętnie podchodził do tego typu rzeczy. Wolał zapracować na siebie sam niż wybierać drogi na skróty. Choć jego wyniki z poprzedniej uczelni były na prawdę wysokie, miał świadomość, że gdyby nie jego ojciec nie byłoby mu tak łatwo się przenieść. Nie żeby jakoś bardzo mu na tym zależało, ale nie mógł odmówić matce, która twierdziła, że to spora szansa na rozwój. Nie mógł też ukryć, że kilka rzeczy na Manhattanie przypadło mu do gusty. Skoro już wrócił miał zamiar odwiedzić Jacksona i Octavię zwłaszcza po tych wszystkich rewelacjach, o których dowiedział się przez telefon. Zresztą śledził na bieżąco Plotkarę, więc mniej więcej był na bieżąco.
    Zaparkował pod apartamentowcem przy Upper East Side. Z bagażnika wyciągnął dwie torby z drobnymi upominkami. Zatrzasnął drzwi po czym skierował się do budynku. Przywitał się kulturalnie z portierem, który obrzucił go bacznym spojrzeniem i zagadnął do kogo się wybiera. Lucas nie miał pojęcia, że jego brat już tutaj nie mieszkał. Miał zamiar uprzedzić go o wizycie, ale ten dupek nie raczył podnieść słuchawki.
    Wjechał na odpowiednie piętro i zatrzymał się pod właściwymi drzwiami. Zadzwonił do drzwi i dłuższą chwilę czekał, aż ktoś mu otworzy, a gdy w końcu w progu pojawiła się Octavia, uśmiechnął się szeroko.
    — Hej, sorry za tą niespodziewaną wizytę, ale Jack nie odbiera. — wytłumaczył.

    Jacek i młodszy braciak

    OdpowiedzUsuń
  23. — Twoja mama zdaje się ciekawą kobietą. — uśmiechnął się lekko na wspomnienie własnej rodzicielki. Tak, matki zdecydowanie są bohaterkami, a w jego mniemaniu żadna inna kobieta nie dorównywała jego matce. Hyunjin robił wiele, by zarówno ona jak i ojciec byli z niego dumni nawet jeśli poszedł nieco inną drogą niż wyobrażali sobie, że pójdzie. Cieszył się jednak, że mógł liczyć na ciepłe słowo, na dodanie otuchy i szeroko rozwarte ramiona, gdy potrzebował schować się przed całym światem.
    — Ciężko nie być pracoholikiem w tej branży. Zresztą menadżer dba bym nie miał zbyt wiele wolnego czasu. Ale fakt, lubię jak wszystko jest dopięte na ostatni guzik. — przyznał. I rzeczywiście niekiedy nie wiedział w co ręce włożyć. Menadżerowie jak i cała firma dbali, by było o nich coraz głośniej, by się nie zatrzymywali i kuli przysłowiowe żelazo póki gorące. Koncerty, wywiady, godziny spędzane w wytwórni i na Sali treningowej pod bacznym okiem choreografa, próby, czas spędzany w samolocie, nagrania na kanał na YT... gdyby nie asystenci, którzy pilnowali im harmonogramu dnia z pewnością nie raz i nie dwa pojechałby nie tam gdzie trzeba, spóźniłby się i narobił wszystkim niepotrzebnego kłopotu. Ponad to upór był potrzebny, by gdzieś zajść w przemyśle muzycznym. Nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem, nie zawsze potrafił poradzić sobie z presją, którą wytwarzało otoczenie, z hejtem i zmęczeniem, czy to czysto fizycznym, czy też tym psychicznym. Upór... gdyby nie on dawno temu rzuciłby to w cholerę. Upór i zespół bez, którego posypałby się zbyt wiele razy.
    — Spędzamy ze sobą tyle czasu, że są jak rodzina. Jak czwórka braci, których wcześniej nie miałem. Razem śpimy, razem jemy, razem... wszystko robiliśmy razem. Tak na prawdę to pierwszy raz, gdy skupiamy się na indywidulanych projektach. W sumie to dziwne, nie mieć ich obok. — przyznał. Od kiedy wsiadł w samolot czuł dziwne, nieznajome napięcie, zdenerwowanie i niepokój towarzyszący mu, gdy był sam. Niby miał cały sztab ludzi wokół siebie, ale to nie to samo. — Mingi jest najmłodszy, jest wiecznie roześmiany. Ten dzieciak potrafi we wszystkim dopatrzeć się pozytywów i chyba każdego podnieść na duchu. Jest na prawdę utalentowanym raperem no i gra na perkusji. Han to nasz lider, jest najstarszy. To oaza spokoju, zawsze wszystko za wszystkich wiedział. Typowy starszy brat, który po prostu wie co powiedzieć. Jest raperem i świetnym tekściarzem. Soobin jest... specyficzny, jest cichy i zwykle ludzie mają go za nieco wycofanego, ale jak już się rozkręci to wiedzie prym na każdej imprezie. Wspomaga nas swoim niesamowicie niskim wokalem. Jest również naszym głównym tancerzem. Och musiałabyś zobaczyć te ruchy. — rozmarzył się na chwilę przypominając sobie niektóre układy taneczne chłopaka, giętkość ciała do której było Parkowi daleko. — Youn to drugi wokal po mnie, brzmi jak anioł, dosłownie. I nie da się ukryć, że to najmilszy człowiek na świecie. — wytłumaczył wyliczając wszystkich chłopaków po kolei. W jego głosie dało się wyczuć ogrom sympatii i ciepła z jakim się o nich wypowiadał, uwielbienia jakby sam na ich tle był mało znaczącym elementem. Mógł o nich opowiadać godzinami, a i tak wszystkiego nie zdołałby przekazać.
    — Powiedzmy, że wymknąłem się na ten samotny spacer. Ochrona o niczym nie wiedziała, więc pewnie ktoś im teraz suszy głowę. — wzruszył ramionami. Mało się tym przejmował, czasem jednak potrzebował spędzić czas sam ze sobą.
    — Serio? — uniósł lekko brew zastanawiając się czy powinien. W jego głowie rozbrzmiał poważny głos menadżera Lee, który z pewnością, by mu to odradził, ale Hyunjin był tylko młodym i obecnie nie co znudzonym człowiekiem podatnym na niektóre pokusy. Tak więc przejął od niej telefon i wystukał numer do siebie. — Postaram się wyrwać bez natrętnej eskorty. — puścił jej oczko.

    [ Śliczne zdjęcia *_*]
    H.

    OdpowiedzUsuń
  24. Lucas uniósł nieco brwi, gdy Octavia tak ostro zareagowała na wspomnienie Jacksona. Młodszy Howard nie miał z bratem najbliższej relacji, jakkolwiek nie próbował, Jackson nie wydawał się chętny do ocieplania relacji na co po cichu Lucas liczył. W końcu byli braćmi, nie mógł jednak przeskoczyć pewnych rzeczy, a skoro Jack nie chciał regularnie utrzymywać kontaktu, nie naciskał na niego. Przez to też nie wiedział wszystkiego, a za tą dwójką zawsze ciężko było nadążyć.
    — U mnie wszystko w porządku, zaliczyłem kolejny rok, więc tyle do szczęścia mi wystarczy. No i ojciec odpuścił nieco z tematem firmy. ALE skoro u mnie dobrze, a u was niekoniecznie to ty opowiadaj, co znowu nawywijał Jack? — zagadnął wchodząc do środka za dziewczyna. — Albo najpierw... to dla ciebie. — wręczył Octavii torebkę od Chanel, w której starannie zapakowany był damski perfum. — Nie jestem dobry w prezenty, ale nie chciałem pojawiać się z pustymi rękoma. Mam nadzieję, że ci się spodoba, jeśli nie nie obrażę się jak oddasz koleżance. — dodał z lekkim uśmiechem. — A to dla tego małego szkraba, którego nie miałem jeszcze okazji poznać. — dodał uśmiechając się jeszcze szerzej, gdy spostrzegł małą Aylę leżącą na macie.
    Nie miał zamiaru oceniać postępowania Jacksona, wiedział, że jest lekkoduchem i nie dla niego życie pozbawione adrenaliny i ciągłych, mocno stymulujących bodźców. Mimo wszystko nie rozumiał jak mógł wypierać się własnego dziecka. Oczywiście Lucas również nie chciał na razie zakładać rodziny, może kiedyś, z kimś odpowiednim u boku, ale gdyby się zdarzyło... nie migałby się tak uparcie od odpowiedzialności.
    — Jest cudowna. — stwierdził klękając obok dziewczynki. Wyciągnął z torby białego misia, którym na pewno teraz nie zainteresuje się jakoś bardzo. Wyciągnął do małej dłoń, a Ay w odpowiedzi złapała go dwiema rączkami za jeden palec. — Na szczęście ktoś odziedziczył buźkę po mamusi, a nie po tacie paskudzie. — rzucił imitując nieco delikatniejszy głos.
    — Okej, teraz cię słucham, opowiadaj. — przeniósł spojrzenie na Octavię, choć jego dłoń wciąż zabawiała małą Aylę.
    Luke nigdy nie patrzył w stronę Tay jak na kogoś kim mógłby się zainteresować, miał jednak oczy i koniec końców był tylko facetem. Octavia była bardzo atrakcyjną dziewczyną i wyjątkowo dobrze mu się z nią rozmawiało. Jackson był kretynem rezygnując z kogoś takiego i to na rzecz czego?

    Młodszy Howard

    OdpowiedzUsuń
  25. Z każdym kolejnym słowem brunetki, jego brwi szybowały co raz wyżej i wyżej, a gdyby mogły to pewnie odleciałyby gdzieś daleko. Westchnął ciężko i pokręcił głową.
    — Co nie co widziałem na tej waszej Plotkarze. — przyznał. Nie chciało mu się jednak wierzyć, że Jacksona to wszystko nie obchodzi, że celowo zachowuje się w ten sposób. Nie czuł się jednak na miejscu, by go tłumaczyć przed Octavią, sam musiał zrozumieć co jest dla niego priorytetem w życiu. Luke jednak wiedział, że czasem mogło być po prostu za późno. Cała ich rodzinka była pokręcona, on jednak miał to szczęście, że jego matka żyłą poza tym światem, poza świecznikiem stykając się z nim jedynie przez Roberta. Przekazała, więc Lucasowi sporo wartości i starała się nie rozpieszczać. Poza tym trzymała go z daleka od wszelkich używek i ojcowskiego konta, Jackson natomiast miał zupełnie inne podejście do tych spraw. Tak na prawdę musiałby poukładać sobie w głowie wiele tematów, by móc nadążyć za Octavią i tym co działo się w ich życiach.
    — Może jeszcze się ogarnie. — mruknął cicho. Zerknął na Aylę raz jeszcze, delikatnie połaskotał ją po brzuchu na co dziewczyna zaśmiała się piskliwie. Uśmiechnął się do niej po czym wyprostował i podszedł do Octavii. Mógłby z nim porozmawiać, ale czy to cokolwiek by dało? Pewnie był ostatnią osobą jaką Jackson mógłby posłuchać. — Powinien się ogarnąć jeśli nie chce stracić kogoś tak... wartościowego. — stwierdził, zastanawiając się nieco nad doborem słów, spoglądając w ciemne tęczówki Octavii. — Może wino? Jeśli napijesz się ze mną. — odpowiedział po chwili ciszy, obserwując jak brunetka porusza się po kuchni.
    — A jak ty się w tym wszystkim odnajdujesz? Dajesz radę z uczelnią? — zagadnął opierając się biodrem o wyspę w kuchni skąd miał całkiem dobry widok na Aylę, która z wielkim zainteresowaniem wpatrywała się w zabawki wiszące nad jej głową.
    — Ojciec żałuje, że Jackson nie chce się bardziej zaangażować. Może sam nie był idealnym ojcem dla niego, ale jest ciekawy Ayli. — przyznał. Luke wciąż nie rozumiał jak Robert mógł prowadzić życie na dwa fronty i wciąż miał do niego o to żal, ale nie mógł trzymać wiecznie urazy do mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  26. Uśmiechnął się lekko na wyjaśnienia dziewczyny. Wyczuwał w jej głosie jak bardzo ich rodzina jest za sobą. Z nimi było podobnie, Hyunjin wciąż starał się znajdować jak najwięcej czasu, by móc ich odwiedzić, zwłaszcza że matka wcale nie trzymała języka za zębami, gdy jej jedyny syn nie wywiązywał się ze swoich obietnic i nie pojawiał się na rodzinnych obiad. W ich domu to matka była osobą, która trzymała wszystkich w przysłowiowej garści, dbała by wszystko odbywało się należycie i zgodnie z tradycjami, a syna wychowywała surowo wpajając jak najwięcej zasad. Nie zawsze był aniołkiem i nie raz spędzał im sen z powiek, ale nie był też mocno kłopotliwym dzieciakiem. Za to do ojca latał wtedy kiedy potrzebował wsparcia w udobruchaniu rodzicielki. Tworzyli naprawdę zabawną parę, ale spoglądając na nich zazdrościł im tak bliskiej relacji po upływie tylu lat. Zawsze wypowiadali się o sobie ciepło, z uśmiechem… A wtedy kiedy sądził, że znalazł coś podobnego, wszystko wymknęło mu się spod kontroli.
    — Też bym nie mógł w modeling, czasem mamy te wszystkie sesje do kampanii reklamowych i albumów… — potrząsnął głową, zdecydowanie nie odnajdował się tak dobrze przed obiektywem jak przed mikrofonem. Niby jego zdjęcia nie były najgorsze i lubił niektóre z nich, to zdecydowanie wolał unikać sesji zdjęciowych jak ognia. — Też mieliśmy gorsze momenty. Wiesz, piątka facetów pod jednym dachem… to nie zawsze kończyło się dobrze. Ale zwykle udaje nam się wszystko przegadać. — Miewali gorsze momenty, gdy w wielu kwestiach nie potrafili dojść do porozumienia, każdy z nich był zupełnie inny, więc niekiedy każdy z nich chciał zrobić wszystko po swojemu sądząc, że to najlepsze rozwiązanie. Czasem chodziło o sprawy związane z występami, czasem o najzwyklejsze pierdoły jak to kto ma tym razem posprzątać w domu. Innym razem poszło o przypalony obiad, czy błędy na treningach. Buzowały im hormony, emocje, dochodził do tego stres i presja. Mimo wszystko nigdy nie doszli do krytycznego momentu, w którym stwierdziliby, że nie chcą ze sobą dłużej współpracować. Byli jak rodzina, jak jeden organizm.
    — Nie musisz mi tego mówić. Daj tylko znać kiedy i o której, czasem mamy nagrania do późna. — Hyunjin spędzał w hotelu wiele wolnych chwil. Może nie posiadał zbyt dużo wolnego czasu, to przez wzgląd na bezpieczeństwo i zapchany po brzegi grafik, siedział tu w towarzystwie menadżera i reszty staffu. Co go niemiłosiernie nudziło. Zwykle towarzystwa dotrzymywali sobie wzajemnie z chłopakami z zespołu, w tedy nawet nudnawy hotel stawał się czymś na kształt wesołego miasteczka. Razem nigdy się nie nudzili, a nawet jeśli to siedzenie razem w czterech ścianach było lepsze niż siedzenie samemu w czterech ścianach. Odpalali w tedy liva, zamawiali masę jedzenia, czy zabawiali się w hotelowym basenie. Jeden nakręcał drugiego wpadając na coraz śmielsze i głupsze pomysły. Dlatego też wizja wyjścia i spotkania się z kimś kto również chce się zbawić, wydawała mu się teraz niezwykle ciekawym rozwiązaniem.
    — Wymknę się sam. — To nie było takie proste, ale nie nieosiągalne. To, że Hyunjin uważał, że gdzieś nic mu nie grozi, a fani go nie dościgną to jedno, ludzie ze staffu mieli na to zupełnie odmienne zdanie. Cóż, oni odpowiadali za jego bezpieczeństwo i tak by cały plan na pobyt w Nowym Jorku przebiegł bez przeszkód. Gdyby coś mu się stało, firma straciła by sporo pieniędzy na co nie mogli sobie pozwolić stąd też brało się to przewrażliwienie.
    — W takim razie do usłyszenia. — pożegnał się, gdy znaleźli się pod odpowiednim apartamentem, w którym mieszkała dziewczyna. Stanął na skraju chodnika i skinął na jadącą taksówkę.

    H.

    OdpowiedzUsuń
  27. — Nie myśl o nim za dużo. — Jackson mógł być jego bratem, którego stronę powinien trzymać, jednak obaj byli zupełnie różni i Lucas nie potrafił na poczekaniu wymyślać kolejnych wytłumaczeń dla zachowań starszego brata. Tak naprawdę im dłużej przypatrywał się jego poczynaniom, zaczynał dostrzegać sens w wątpliwościach ojca dotyczących przekazania Jacksonowi formy. Blondyn był oddany Pearl Yachts, ale popełniał tyle błędów, które wpływały na jego wizerunek… westchnął cicho na własne rozważania. Robert i tak nie miał zbyt dużego wyboru, nie chcąc sprzedawać udziałów musiał przekazać firmę, któremuś z synów, a raczej Jacksonowi, bo Lucas miał własne ambicje, które chciał spełniać.
    — Jesteś świetną dziewczyną, radzisz sobie nawet z dzieckiem na głowie. — przejął od niej korkociąg, a gdy ich palce lekko się musnęły, Luke uścisnął jej dłoń i posłał brunetce ciepły uśmiech, by dodać jej choć odrobinę otuchy. — Jeśli nie potrafi tego docenić, jego strata. Na jego miejscu bym… — zorientował się, że może nieco się zapędził, więc odchrząknął cicho i zajął się otwieraniem butelki. — Na pewno poradzicie sobie we dwie świetnie. — dodał otwierając wino, które rozlał do posuniętych kieliszków.
    — Na Camillę bym raczej ni liczył, za to ojciec chyba nieco zaczyna się ogarniać. Ale to dobrze, dla Ayli. No i moja matka postanowiła jednak nie kopnąć go w cztery litery po tym jak dowiedziała się o jego rodzinie tutaj w Nowym Jorku. — przyznał z lekkim grymasem, gdy przypomniał sobie wściekłość i rozgoryczenie rodzicielki, gdy Lucas przekazał jej wszystkie rewelacje z życia Roberta. Dla niego to też nie było łatwe, wychowywał go w kłamstwie, ale nie potrafił też się na niego zbyt długo złościć. — Za to moja mama najchętniej by was wszystkich zaprosiła do Hiszpanii i zrobiła wielką ucztę trwającą co najmniej weekend. Jest was strasznie ciekawa. — przyznał z lekkim uśmiechem. Był z nią mocno zżyty, Robert przylatywał do nich na tyle często na ile mógł, ale zwykle byli tylko we dwoje.
    Przyglądał się Octavii krzątającej się po kuchni.
    — Dają nam w kość, chociaż w Stanach program wygląda nieco inaczej, więc przez tą wymianę ciężko się połapać co i jak, ale zajęcia są coraz ciekawsze i mogę spojrzeć na całość z szerszej perspektywy. — przyznał. Medycyna była jego marzeniem i miał zamiar je spełnić, nie mógł doczekać się już rezydentury, wyboru specjalizacji, pracy. Na razie jednak musiał skupiać się na nauce, której było sporo.
    Wyciągnął rękę i podkradł kawałek sera, który niespiesznie kroiła.
    — Pycha. — wymruczał łapiąc jeszcze jeden kawałeczek.

    OdpowiedzUsuń
  28. Może byłoby o wiele łatwiej, gdyby nie musieli każdego dnia mierzyć się z tym, że ktoś na nich patrzy. Każdy ich ruch jest obserwowany, każde słowo mogło być wyjęte z kontekstu. Cornelia zdążyła się już do tego przyzwyczaić, choć miała momenty, kiedy była tym wszystkim po prostu zmęczona i wolałaby nie być tak rozpoznawalna. Ale nie mogła na to już nic poradzić, a zniknięcie z powierzchni ziemi nie wchodziło w grę. Nie ukrywała też tego, że lubiła uwagę, którą dawali jej inni, jednak jak każdy od czasu do czasu chciała zniknąć i być jedną z wielu, której nikt nie kojarzy, nikt nie zatrzymuje się po zdjęcie czy inne głupoty. Nie miała jednak takiej możliwości na chwilę obecną, gdzie by się nie pojawiła ludzie by gadali, wskazywali na nią palcami, jakby miała wypalone na czole co zrobiła. Cóż, niejako w sumie miała, prawda? Cofnęłaby czas, aby do tego nie dopuścić. Octavia była jedną z najbliższych osób, które w swoim życiu miała Nel. Nie miała siostry, cóż teoretycznie miała, ale Michelle zaginęła jeszcze zanim się Nel urodziła czy zanim w ogóle była w planach, więc nie znała jej, a rodzice czy Ethan nieszczególnie o niej opowiadali. Więc nawet nie wiedziała jaka jest. Z Ethanem też łączyła ją dziwna relacja. Był sporo starszy, rozsądniejszy, był tą dumą rodziców. Pracował jako neurochirurg, a Nel mogła brać z niego przykład. Cóż, nie za bardzo chciała. W Octavii znalazła za to oparcie, którego brakowało jej w rodzinnym domu i wszystko koncertowo spieprzyła.
    Czego nie potrafiła zrozumieć to, dlaczego Jackson miał dostać kartę ulgową, a ona nie? Może tego nie rozumiała, bo nie była nigdy tak naprawdę zakochana? Każdy chłopak patrzył na jej ciało, nie byli zainteresowani na dłuższą metę, ona również nie. Traktowała ich jak zabawki i sama również była w ten sposób traktowana. Więc nie spodziewała się z ich strony niczego, jednak nie umiała pojąć co takiego w sobie miał Jackson, że Octavia była skłonna mu wybaczyć, spędzać z nim czas.
    — Wygląda na to, że tak właśnie jest, ale może się mylę — odpowiedziała i wzruszyła ramionami. Dawno już nie czuła się tak… dziwnie. Właściwie to chyba po raz pierwsi czuła wewnętrzną pustkę i nie wiedziała co robić. Nie mogła tu liczyć na pomoc matki czy na PR, który wszystko wyprostuje. Mogli to zrobić w prasie, ale nie naprawią za nią relacji z Octavią. — Jakoś nie wierzę w to, że jej już nie ma. Inaczej wyszłabyś stąd trzaskając drzwiami, a jednak wciąż tu jesteś — zauważyła.
    Pocieszały się przecież w lepszych i gorszych momentach, ale obecny był zdecydowanie najgorszy. Wyszła zza swojego biurka, aby podejść do dziewczyny. Cały czas uważnie ją obserwując i słuchając. Mogła jej teraz nienawidzić, ale nie mogła i nie chciała zostawić jej w takiej sytuacji samej. Nie za bardzo wiedziała co zrobić i co jej zaproponować. To nie były problemy, z którymi miała styczność. Dzieci, rodzicielstwo przerażało ją równie mocno, co pewnie Jacksona i jego perspektywę lepiej rozumiała. Sama by przed tym uciekała.
    — Nie zaproponuję ci, abyś mu to wytłumaczyła, bo sam musi chcieć to zrozumieć. Nie zmusisz go do opieki i do bycia ojcem, jeśli nie zadecyduje, że chce być obecny w jej życiu — powiedziała cicho, gdy do niej podeszła i właściwie nie czekała na to, co mogłaby zrobić czy odpowiedzieć i po prostu ją do siebie przytuliła. — Nie powinnaś z nią być sama. I możesz mnie teraz nienawidzić, ale potrzebujesz kogoś. A tak się składa, że ja chcę dla ciebie być. Nawet jeśli trzymanie noworodka mnie przeraża i pewnie nie byłabym w tym najlepsza.
    Odsunęła się od niej i cicho westchnęła.
    — Może spróbujmy załagodzić plotki? — zaproponowała. To mogło się udać, pod pewnymi warunkami. — Możesz mi na chwilę zaufać?

    [Dziękujemy!<3 Ale u O, też cudowne nowe fotki widzę *.*]
    Nel

    OdpowiedzUsuń
  29. — Ta impreza nie miałaby końca. — Matka uwielbiała gości, uwielbiała huczne imprezy i obchodzenie świąt z przytupem. Uwielbiała też karmić ludzi i o nich dbać, poniekąd to był powód dla których otworzyła swoją restaurację, w której później poznała się z Robertem. Lucas również lubił rządzić w kuchni, ale zdecydowanie daleko mu było jeszcze do umiejętności rodzicielki.
    — Sam byłem zaskoczony, ale chyba tysiące kilometrów jakie są pomiędzy Stanami, a Barceloną mogą wiele ułatwić i równie dużo zatuszować. Nie sądziłem, że za jego wyjazdami kryje się coś więcej. — wzruszył ramionami, bo zdążył się z tymi rewelacjami uporać, na swój sposób. Wciąż miał nieco żalu do ojca, ale nie miał zamiaru w kółko mu tego wszystkiego wypominać. Rozumiał, że ludzie z wyższych sfer nie zawsze wiodą takie życie jak szarzy obywatele tego świata. Jemu i matce się powodziło, nigdy nie mógł narzekać, ale daleko im było do miliardów jakie miał na koncie jego ojciec, a z których matka nie chciała korzystać, co by ludzie nie mówili, że jest z nim tylko po to, by inwestować w restaurację.
    — Do specki daleka droga. — przyznał sięgając po kieliszek. — I dużo zależy gdzie będę kończył, tutaj, czy w Hiszpanii. Ojciec ciśnie o Stany, a matka nie wyobraża sobie, że wyjadę na stałe, ale sam nie wiem. — Wzruszył ramionami. W Stanach studia nie są jednolite, musiałby zdawać egzaminy na licencjat, później dostać się do szkoły medycznej… pewnie byłby nieco w plecy z czasem, ale kto wie. Niczego nie zakładał za pewnik. — Ale w przyszłości chciałbym się dostać na chirurgię, a po rezydenturze na neurochirurgię, ale to dalekosiężne plany. — Rozwój jego kariery zależał od wielu czynników, od tego jak zda i czy zda studia, do jakiego szpitala trafi na praktyki… Mimo wszystko zależało mu i starał się zaliczyć wszystkie egzaminy jak najlepiej.
    — Hmm… może za święty spokój i mienie wszystkie w dupie? — zaśmiał się lekko. — I żeby mała zdrowo rosła. — dodał zerkając na dziewczynkę, która dalej w najlepsze leżała i niczym się nie przejmowała wpatrując się swoimi oczkami w zabawki i otoczenie. Wyciągnął rękę i stuknął się z nią kieliszkami po czym upił łyk wina.
    Przegryzł to kawałkiem winogrona.

    OdpowiedzUsuń
  30. Pociągnął kolejny łyk wina, które było neico cierpkie, ale wciąż bardzo dobre. Słuchał uważnie opowieści Octavii, jej rodzina zdawała się niesamowita, zresztą nawet Robert, czy Jackson wypowiadali się o niej bardzo dobrze. A co do tego szaleństwa miał stu procentową pewność, jego matka była tak zakręconą i pozytywną osobą, że sam niekiedy zastanawiał się, czy ma przy sobie swoją rodzicielkę, czy kumpelę z roku. Choć potrafiła równie dobrze wejść w rolę surowej kobiety, która stawiałą syna do pionu, gdy tego potrzebował. No i w tedy go przerażała.
    Wzruszył ramionami na jej pytanie.
    — Przywiózł mnie tutaj poraz pierwszy, opowaidał o firmie i swoich wątpliwościach co do tego komu ma ją przekazać... W tedy powiedział mi o Jacksonie, a po jakimś czasie przyznał się do tego, że jest żonaty z Camillą. Byłem na niego wściekły, ale nie dlatego, że miał drugiego syna... ale przez wzgląd na moją matkę. Jest beznadziejnie w nim zakochana, chociaż nie daje sobie wejść na głowe, ale miałem świadomość, że po powrocie do Barcelony będę musiał jej o tym powiedzieć. Ja, nie on. — przyznał mieszając winem w kieliszku. Spoglądał jak czerwonawy płyn rozbija się o przeźroczyste ścianki. Wziął głębszy oddech. — Po powrocie do domu opowiedziałem jej o wszystkim, a to... to złamało mi sercę. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie jak tamtego dnia. Nigdy nie płakała, nie aż tak. O to mam do niego żal. — Jego matka szybko się pozbierała, była silna i żaden mężczyzna nie mógł jej złamać. — Później się spotkali, wybaczyła mu pod pewnymi warunkami. Sam nie wiem, czy to dobrze, czy nie. Jackson też wiele o nim mówił, o Robercie i o jego wyskokach w bok. Ale moja matka jest dorosła, to są jej decyzje. — Luke liczył jednka, że ojciec poszedł po rozum do głowy i w jego życiu nie było już innych kobiet. — No i nie rozumiem jak mógł przez lata wmawiać Jacksonowie, że firma będzie jego, a później chciał mu to wszystko zabrać. Wcalę się nie dziwię, że Jack nie ma ochoty zacieśniać więzi. — uśmiechnął się blado. Tak na prawdę w głębi serca cieszył się na to, że okazało się, że ma brata. Jednak i jego nie mógł do niczego zmusić. — Jest jak jest. Zawsze mogło być gorzej. — stwierdził po chwili, znów lekko się uśmiechając. Nie chciał się skupiać na tym jak benzdziejnie się czuł w tamtych momentach. Teraz było zdecydowanie łatwiej o tym mówić.
    — To nie tylko krojenie ludzi. Wiem, że każdemu nie da się pomóc, ale chirurdzy mogą wiele. Dlatego chciałbym być w tym najlepszy jak tylko się da. — przyznał z rozbawieniem. — Tak samo jak ja nie wyobrażam sobie brania udziału w tych wszystkich rozprawach i babraniu się w nie swoich problemach.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Właśnie, nie mam pomysłu... Kurde, odkąd bloguję jakoś kiepsko mi się pisało damsko-damskie wątki i zawsze cierpiałam na dokładnie to samo, czyli o czym by tu napisać, mimo że to trochę głupie, bo jakoś z męsko-męskimi nigdy nie miałam problemu. Jakby mi coś wpadło do głowy, to się odezwę, a Ciebie, jeśli przyjdzie Ci do głowy jakiś pomysł albo Blair mogłaby się do czegoś przydać, też zapraszam! :D]

    OdpowiedzUsuń
  32. — Sobowtóra? Chyba rzeczywiście był w tedy nieźle nawalony. — Cóż, mogli nosić to samo nazwisko, ale byli różni pod wieloma względami. Jackson wdał się w swoich rodziców charakterem, a sądząc po zdjęciach, które miał okazję widzieć, bardziej podobny był do Camilli Howard niż do Roberta. Lucas natomiast wdał się w swoją rodzicielkę, choć zdecydowanie ma spokojniejszy charakter niż kobieta. To było szalone, ale to była kolejna sytuacja, która pokazała między nimi ogromne różnice. Jackson wciąż nie mógł zaakceptować kłamstw ojca i łypał w stronę Lucasa podejrzliwym spojrzeniem, on natomiast na swój sposób się cieszył i nie potrafił trzymać urazy. Chociaż i z tym bardzo pomogła mu matka, Jackson był sam, choć z drugiej strony miał Octavię. Naprawdę dziwiło go, że będąc kompletnie samemu skreślał kogoś kto po prostu chciał być dla niego.
    Zaśmiał się lekko.
    — Strasznie im tego zazdroszczę. — przyznał na moment odwracając wzrok od Octavii. — Gdy Jack o tobie mówił, gdy na sobie pierwszy raz wpadliśmy, wiedziałem, że jesteś… wyjątkowa. — A Jack zdawał się tego nie dostrzegać i nie doceniać.
    — Moja matka by cię polubiła. — Jej nie dało się nie lubić, ale to zachował już dla siebie. — To prawda, ale chyba mnie to nie dziwi, gdybym był na miejscu Jacka i wychowywał się w takim, a nie innym środowisku, pewnie byłbym taki sam. — Mógł tylko zgadywać, ale komu takie życie nie uderzyłoby do głowy?
    — Wiem, strasznie dużo tych plotek o nim krąży, ale sam Robert też nie jest niewinny i jak widać potrafi wiele rzeczy skrzętnie ukrywać. Nie znam Jacksona na tyle by móc zgadywać co by było gdyby, ale wiedząc jak ważna jest dla niego firma… Jeśli Robert go skreśli, Jackson straci wszelkie hamulce. To taki typ. Przynajmniej tak mi się zdaje. Dlatego w życiu bym nie spojrzał na Pearl Yachts, nawet gdybym orientował się w biznesie. — Nie chciał wygryźć brata i zrujnować mu życia. Nie po to przyjechał do Stanów.
    — Będziesz w tym świetna. — Mieli podobne podejście do pracy, podobne zaangażowanie. Poza potencjałem, po prostu chcieli być dobrzy w tym co robią. — Pewnie. — uśmiechnął się lekko widząc jak Tay zgarnia małą z maty i kieruje się do jednego z osobnych pokoi.
    Zgarnął kieliszek i sącząc powoli wino podszedł do dużych okien za którymi rozciągał się widok na miasto, zastanawiając się czy mógłby przywyknąć do tego widoku. Po chwili jednak wiedziony inną ciekawością skierował swoje kroki w ślad za Octavią. Zatrzymał się w progu pokoju uchylając nieco drzwi. Zatrzymał spojrzenie na brunetce, która tuliła małą Ay i lekko się z nią kołysała. Jego brat miał to wszystko na skinienie palcem, nie rozumiał jak mógł od tak odwrócić się od nich plecami.

    OdpowiedzUsuń
  33. Firma była jedyną rzeczą, z którą starszy Howard rzeczywiście się liczył i na której szczerzeu zależało. Zarządzanie nią było jego marzeniem, studiował by kiedyś przejąć stanowisko ojca, by był z niego dumny i w jakiś sposób go dostrzegł. Lubił tą pracę, spotkania, otoczenie kreatywnych ludzi z podobnym spojrzeniem na daną sprawę. Odnajdywał się w pomiędzy wszystkimi prezentacjami, spotkaniami i odwiedzinami w prywatnych stoczniach. To był jego świat i nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby to stracić, że ktoś mógłby mu ją odebrać. Firma była jego celem, jedyną rzeczą do jakiej dążył. Dlatego poczuł się tak bardzo zagrożony pojawieniem się Lucasa, kogoś kto był lepszy w oczach Roberta, który nie musiał mu nawet tego mówić. Jackson po prostu to wiedział, wyczuwał tą nutkę dumy w głosie mężczyzny, gdy pierwszy raz opowiadał o młodszym synu. Gdyby nie firma, Jack zostałby jedynie z nawykiem imprezowania, a nie mając powodów do pozbierania się, mógłby nigdy tego nie zrobić.

    — Jest taka grzeczna. — stwierdził widząc jak szybko Tay poradziła sobie z uśpieniem małej, zresztą nawet gdy leżała obok była spokojna. Nie chciał już mówić o Jacksonie, nie chciał, aby niepotrzebnie zaprzątała sobie nim głowę.
    Napełnił raz jeszcze kieliszki i jeden z nich podał Octavii po czym usiadł obok niej na kanapie.
    — Jeśli będziesz miała ochotę nieco oderwać się od Nowego Jorku, zapraszam do siebie do Barcelony. Będziesz mogła odpocząć, a chętnych na zajęcie się Aylą zawsze znajdziesz. — zaproponował, choć może nie powinien wychodzić z taką propozycją. Podejrzewał, że Jackson by go zamordował za samo zaproponowanie takiego wyjazdu, ale Luke nie miał nic złego na myśli. Oczywiście miał oczy, Octavia jest atrakcyjna i nie mógł temu zaprzeczyć, że dobrze mu się z nią rozmawiało, ale do tej pory była z Jacksonem, więc trzymał się na stosowny dystans by nie krytykować chłopaka. Ale teraz go tu nie było i przez jego głowę przelatywały zbyt śmiałe wyobrażenia. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jak bardzo Blanchard była zakochana w jego bracie.

    OdpowiedzUsuń
  34. Uśmiechnął się pod nosem czując jej spojrzenie na sobie, co przyjemnie łechtało jego męskie ego. Nie skomentował tego w żaden szczególny sposób przytakując jedynie na jej słowa skinieniem głowy.
    — Przecież masz prawo wyjechać, na tydzień, dwa lub kilka miesięcy. Możesz wziąć dziekankę i odpocząć. Dać sobie i Ay czas. — Przecież to nie było nic złego, a nie wierzył, by jakakolwiek przerwa mogła wpłynąć na jej dalszą karierę. Miała wszystko przed sobą, a z ojcem który ma prężnie działającą kancelarię tym bardziej mogła sobie na to pozwolić mogąc łatwo nadrobić braki, zdobyć potrzebną praktykę pod okiem najlepszych. Lucas miał podobny komfort, choć żadne z jego rodziców nie było powiązane z medycyną, Robert Howard znał wiele wpływowych osób i mógł użyć swoich koligacji, by przepchnąć syna dalej i przyspieszyć pewne rzeczy. Luke jednak nie chciał z tego korzystać, chciał budować opinię o sobie od zera, samemu wspinać się po szczeblach rozwoju.
    — Chociaż nudno tu będzie bez ciebie. — dodał po chwili. — Umówiłem się z kilkoma znajomymi na jutro wieczór, mogłabyś wpaść jeśli masz czas. — zaproponował, nie sądził by jego znajomi mieli coś przeciwko.
    — A film brzmi dobrze, wybieraj zdam się na ciebie. — Rozsiadł się wygodniej na kanapie starając się zignorować fakt, że miał na wyciągnięcie ręki dziewczynę swojego brata, a może już byłą? Ciężko było się połapać, ale Luke czuł, że ze strony Jacksona to wszystko nie zacznie magicznie dobrze wyglądać. Octavia go kochała, tak jak jego matka kochała Roberta wybaczając każdą wpadkę.
    Westchnął cicho i pociągnął łyk wina zagryzając jego intensywny aromat kawałkiem sera z deski.
    — W razie gdybym odleciał masz mnie obudzić, jet lag daje w kość od tego przeskakiwania z kontynentu na kontynent. — Niby mógł podróżować w wyższym komforcie korzystając z ojcowskiego samolotu, ale wolał nie robić wokół siebie zbędnego szumu. Całkiem lubił swoją anonimowość, że nie był rozpoznawany i kojarzony z szeregiem plotek, wystarczyło trzymać język za zębami, gdy ktoś pytał o nazwisko, bo to wywoływało nieszczęsną lawinę i potok pytań dotyczących pozostałej części rodziny, która nie kryła się z życiem na świeczniku.

    OdpowiedzUsuń
  35. Sam znał bardzo dobrze Szklaną Pułapkę, nie dało się nie lubić tego filmu, a Bruce Willis jak zwykle bawił w ten sam dobry sposób. Mimo wszystko jego uwagę przykuło coś, a raczej ktoś inny. Niby przelotnie, z lekkim uśmiechem zerkał na brunetkę siedzącą obok, która w spokoju skupiała się na lecącym filmie. Gdy jej głowa spoczęła na jego ramieniu, wiedział że był to z jej strony niewinny gest, ot próba znalezienia wygodniejszej pozycji na kanapie. On jednak poczuł przyjemne ciepło bijące od jej ciała, poczuł zapach delikatnych perfum należących do dziewczyny. Dobrze wiedział, że nie powinna pociągać go nawet w najmniejszym stopniu, obojętnie jak chłodne były jego relacje z Jacksonem nie chciał być tym bratem co podkrada drugiemu dziewczynę. Chociaż w głębi serca wiedział, że nie miał szans w starciu z Jackiem. Jednak pchnięty jakimś dziwnym impulsem, musnął palcami wierzch jej dłoni. Jej skóra była ciepła, miękka. Wyglądała na niezwykle delikatną zwłaszcza w zestawieniu z jego nieco szorstkimi palcami. Nie lubił się z żadnymi kremami.
    Gdy drgnęła pod wpływem jego dotyku i podniosła na niego spojrzenie ciemnych tęczówek, coś szarpnęło go za wnętrzności i ścisnęło. Czuł pragnienie rozlewające się po wnętrzu ciała, chęć posmakowania jej pełnych warg, skradzenia kilku nie tak niewinnych pocałunków... cholera...
    Uniósł dłoń i pogłaskał ją po policzki nieco nachylając się w jej stronę jakby czekał na wyraźny sygnał i sprzeciw z jej strony. Sam nie potrafił się powstrzymać, choć powinien. Jackson by mu tego nie zrobił. Prawda? Kolejny impuls, a jego usta pokryły jej wargi. Były tak miękkie i ciepłe, pełne, stworzone do składania na nich pocałunków. Kurwa, co on najlepszego wyrabiał?
    Przekręcił się bardziej w jej stronę dłoń przesuwając na kark dziewczyny, palce wplatając w jej włosy i przyciągając ją bliżej siebie. Przecież gdyby nie chciała mogłaby go odepchnąć, zwyzywać, strzelić w twarz. Cokolwiek. Przymknął nieco powieki, pogłębiając pocałunek wychodząc językiem na spotkanie jakby zachęcał do jeszcze większego pogłębienia pieszczoty. Chciał więcej, tak łatwo mógł teraz ulec tej pokusie i w tym momencie nie czuł się z tym źle, choć powinny zżerać go wyrzuty sumienia, że dobiera się do dziewczyny brata. A może już byłej? Może chciał się w ten sposób usprawiedliwić.
    Zamruczał cicho zsuwając drugą dłoń na biodro Octavii, zaciskając na nim palce. Ostrożnie jakby badał grunt jak daleko mógł się posunąć.

    OdpowiedzUsuń
  36. Zadrżał, gdy jej usta leniwie muskały płatek jego ucha, a jego dłoń sunęła delikatnie po udzie dziewczyny ku górze w końcu zahaczając o materiał koszulki i nieśmiało wślizgując się pod nią, drażniąc się z ciepłą skórą na podbrzuszu. Lucas przymknął na moment powieki rozkoszując się jej bliskością, jakby za chwilę miała mu uciec. Jednak Octavia wciąż tu była, jeszcze bliżej niego niż kiedykolwiek zakładał, że będzie. I gdy wreszcie się odezwała, cały skamieniał jakby oczekiwał wyraźnego sprzeciwu z jej strony, prośby, by przestał. Więc, gdy dotarł do niego sens jej słów, spojrzał na nią zaskoczony, czego nawet nie udało mu się ukryć. Uśmiechnął się lekko, ciepło, a jego serce na nowo zaczęło bić, dwa razy szybciej i mocniej niż do tej pory. Posunęli się już za daleko, by sam z siebie mógł ich zawrócić.
    — Jesteś taka piękna. — wymruczał w odpowiedzi.
    Te trzy słowa, które wypowiedziała, wystarczyły. To było jak zapalnik.
    Cała niepewność zniknęła. Dłoń Lucasa pewnie uporała się z guzikiem od jej jeansów i wtargnęła pod materiał spodni, już bez towarzyszących skrupułów drażniąc jej kobiecość. Była tak cholernie spięta ostatnimi wydarzeniami, a on chciał teraz zabrać od niej cały ten stres, podarować nieco przyjemności. Odsunął więc delikatny materiał jej koronkowej bielizny. Sprawnie wsunął w nią swoje palce chcąc w ten prosty sposób dać jej jak najwięcej przyjemności. Pochylił się nieco muskając ciężkim oddechem skórę na jej szyi, na której zaraz spoczęły jego usta, które podjęły wilgotną wędrówkę w dół do jej dekoltu. Wolną dłoń wyplątał z jej włosów i zsunął ją z karku dziewczyny, wzdłuż pleców na lędźwie. Jednym ruchem pozbawił ją koszulki, którą miała na sobie.
    Na krótką chwilę oderwał się od Octavii, pożerając ją spojrzeniem. Jego tęczówki zdawały się jeszcze ciemniejsze, błyszczały od pożądania, które teraz odbierały mu zdrowy rozsądek. Przyglądał się jej zaróżowionym policzkom, lekko rozchylonym wargom i zamglonym od podniecenie oczom. Wyglądała pięknie, a on w tym porywie pożądania stracił dla niej głowę.

    OdpowiedzUsuń
  37. Ujął jej dłoń i dał pociągnąć się w stronę sypialni niecierpliwiąc się coraz bardziej, gdy spoglądał na jej plecy i pośladki idealnie opięte jeansami. Przygryzł wargę, a gdy znaleźli się wreszcie w czterech ścianach sypialni, znów wpił się w jej wargi, bardziej zachłannie, bardziej chaotycznie, ale wciąż z pełną uwagą, by każdy najmniejszy jego dotyk dawał jej jak najwięcej przyjemności.
    Starał się, bo chciał żeby było jej dobrze, jednak złośliwy podszept w jego głowie kazał mu się wysilić jeszcze bardziej czując, że miał wysoko zawieszoną poprzeczkę. Sam nie wiedział skąd wzięły się w nim te myśli, nigdy nie czuł chęci rywalizacji na takim polu.
    Popchnął ją na łóżko, a gdy wylądowała na miękkim materacu, uśmiechnął się przelotnie do niej. Ściągnął z siebie czarny t-shirt ukazując uwydatnione ciężkimi treningami mięśnie. Dbał o swoją formę najróżniejszymi aktywnościami fizycznymi. Biegał, był stałym bywalcem siłowni i kochał pływać.
    Stanął przed Octavią wsuwając się między jej uda. Dokończył pozbywanie się z niej spodni, które sprawnie ściągnął i odrzucił gdzieś na podłogę. Musnął ustami wnętrze jej uda gdzie nie gdzie przygryzając delikatną skórę. Klęknął na łóżku skupiając się ponownie na jej kobiecości. Chciał by o nim zapomniała, by było jej dobrze jak nigdy... Znów wsunął w nią palce, gdy pozbył się cienkiego materiału jej majtek. Do palców dołączył usta i język, którymi bez cienia krępacji drażnił jej kobiecość, raz po raz zerkając do góry na twarz Octavii. Uśmiechał się pod nosem słysząc jęki, które powoli zaczęły wydobywać się z pomiędzy jej ust. Dawno nie czuł się tak rozpalony jak w tym momencie. Czuł jak spodnie zaczynają coraz mocniej cisnąć go w newralgicznym miejscu.
    Wciąż poruszając palcami w jej wnętrzu podsunął się do góry, by odnaleźć jej ciepłe wargi, na których złożył kolejne pocałunki. Zaraz jednak opadł niżej na jej żuchwę, szyję i dekolt nieumyślnie pozostawiając tam zaczerwienione ślady. Jego oddech stał się cięższy, wyrwało mu się kilka westchnięć i pomruków.
    — Jesteś taka... taka idealna. — wymruczał pomiędzy pocałunkami ledwo odrywając się od niej. Chciał by nie mogła się opamiętać tak bardzo jak on nie potrafił w tej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  38. Przyglądał się jej z wyraźnym zadowoleniem na twarzy, z lekko zamglonym od pożądania oczami. Nawet nie próbował powstrzymywać pomruków i jęków rozkoszy, które wyrywały mu się z ust, gdy Octavia klęczała przed nim. Sam ten widok mógł go doprowadzić na szczyt przyjemności.
    — Kurwa, Tay… jesteś taka dobra. — wymruczał nieco niższym, zachrypniętym głosem, a gdy jej usta oderwały się od jego męskości, objął ją ramieniem przyciągając do siebie tak, by zawisnąć nad Octavią. Przyglądał się jej przez krótką chwilę, a jego oczy przekazywały jedynie pożądanie. Na nowo wpił się w jej nabrzmiałe usta, a czując jak drży pod nim, nie powstrzymywał się dłużej wchodząc w nią pewnie, przyciskając ją do materaca, ścierając ich ciała ze sobą.
    Muskał ustami jej szyję, wyraźnie zaznaczone obojczyki jednocześnie miarowo poruszając biodrami. Wykonywał bardzo obszerne ruchy, jakby badając na co może sobie pozwolić. Jedną dłoń zacisnął na jej biodrze, które podciągnął do góry zahaczając je o bok własnego ciała. Druga ręką wspierał się o materac obok jej głowy, a jego palce wplątały się w ciemne pasma włosów Octavii.
    — Jezu, nie mogłem sobie nawet wyobrazić tego jak… jak niesamowita jesteś. — szeptał wprost w jej rozgrzaną skórę. Słysząc jej jęk w akompaniamencie swoich pomruków, poruszył się jeszcze mocniej i jeszcze szybciej, wypełniając ją całym sobą.
    Zwolnił tylko na moment, by zmienić nieco ich pozycję. Założył sobie jej nogi na przedramiona i na nowo zaczął poruszać biodrami, raz po raz zmieniając tempo, by odeszła od zmysłów dzięki niemu.
    Po sypialni niosły się dźwięki jednoznacznych jęków, cichych przekleństw i wilgotnych odgłosów intensywnych pocałunków. A on czuł, że niewiele mu już potrzeba, czuł ten znajomy, przyjemny ucisk w podbrzuszu.

    OdpowiedzUsuń
  39. Gdy z jej ust padły głośne prośby i jego imię, nie potrafił dłużej się hamować, dając jej to o co prosiła samemu również dochodząc w kilku następnych ruchach. Łapał głębsze oddechy, gdy jego ciało przeszła fala przyjemnego spełnienia, a jego ciało opadło nieco na to Octavii. Na jego twarzy majaczył uśmiech, w oczach tańczyły ogniki pełne zadowolenia. Ostrożnie przekręcił się i przeturlał obok Octavii kładąc się na plecach. Przeniósł spojrzenie na brunetkę, by zaraz nachylić się ku niej i złożyć na jej ustach delikatny pocałunek.
    — Dobrze, że Ay ma twardy sen. — wymruczał z nutą rozbawienia, gdy doszły go tylko dźwięki niezastopowanego filmu, gładząc ją po policzku. Podniósł się leniwie do siadu widząc, że musi się nieco ogarnąć po ekscesach, które miały miejsce przed chwilą. — Prysznic? — Miał nadzieję, że nie zrobi się między nimi dziwnie przez to, że się ze sobą przespali. Natomiast wiedział, że to co się stało powinno zostać tylko między nimi.

    Jackson bawił się na imprezie w jednym z klubów. Dostawał sporo powiadomień od znajomych, większość ignorując jednak to od Octavii przykuło jego uwagę. Popijał drinka wspierając się łokciami o blat baru, gdy jego wzrok spoczął na relacji z Instagrama. Łyk alkoholu stanął mu w gardle, gdy zobaczył uroczy obrazek wprost z kanapy Octavii. W jego otumanionej narkotykiem głowie od razu zawył głośny alarm, który pobudził go do działania. Widok męskiej dłoni na zdjęciu i kieliszków wina wytrącił go z równowagi. Nie był teraz w stanie na spokojnie podejść do tego, pomyśleć, że to równie dobrze mógł być Laurent, który był w Nowym Jorku.
    Wytoczył się z baru olewając swoich kumpli, którzy próbowali go zatrzymać. Machnął dłonią na taksówkę, do której wślizgnął się i wskazał odpowiedni adres. Było mu duszno i nieco wirowało mu przed oczami. Czuł w środku palącą go złość, zazdrość, że mogła się z kimś bawić, być z kimś innym. Nie myślał trzeźwo, że nie miał żadnych podstaw, by podejrzewać Octavię o zabawianie się z kimś innym. Przecież to była jego Octavia. Po drodze cały czas sprawdzał telefon jakby czekał na kolejną relację, ale nic więcej się nie pojawiło.

    OdpowiedzUsuń
  40. — Mogę być jednym z najgorętszych modeli ostatnich sezonów, ale do ciebie mi daleko. No wiesz, brakuje mi kształtów tu i tam. — zaśmiał się z przekąsem. Dobrze wiedział, że matka lubiła spędzać z nimi czas w ten właśnie sposób, a gdy brali udział w sesjach do jej nowej kolekcji, cała jej praca nabierała bardziej rodzinnego charakteru z czego była podwójnie dumna. Laurent nie miał serca jej odmawiać zwłaszcza, że poniekąd zawdzięczał kobiecie swoją karierę, to ona wprowadziła go w świat mody i pokazała światu. On tylko poszedł za ciosem. — A u mnie wszystko w najlepszym porządku. Czeka mnie kilka nowych sesji, ale tym razem nie muszę ruszać się daleko poza nasz kochany Nowy Jork. — Atelier matki jak zawsze prezentowało się nienagannie, skrywając serce pracowni w głębi budynku. Przywitała ich młoda asystentka matki, która posłała im tylko kulturalne uśmiechy zawieszając wzrok dłużej na Laurencie, który w odpowiedzi jedynie posłał jej oczko, choć w gruncie rzeczy nie był zainteresowany. Nie po pewnym incydencie z pewnym jegomościem, który ośmielił się teraz zapaść pod ziemię. Ale w sumie czego się spodziewał? Może w rzeczywistości tak było lepiej i prościej, bo na samą myśl robiło mu się gorąco i... dziwnie.
    — Zgarnijmy małą i pójdźmy na kawę. O ile matka wypuści nas stąd o ludzkiej porze. — odparł z lekkim uśmiechem wiedząc, że w pracy kobieta była perfekcjonistką i nie zadowalała się byle czym. Ten sam upór i perfekcjonizm w pracy zaszczepiła w Laurencie, który przed obiektywem zapominał o bożym świecie skupiając się na najdrobniejszych szczegółach, które budowały najlepszą całość.
    — Nie przesadzaj, Lau. Przecież sam się na to zgodziłeś. — odpowiedział mu głos rodzicielki, ciepły i radosny. Eva wyszła do nich z szerokim uśmiechem witając się kolejno z Octavią i Laurentem.
    — No wiem wiem. — uniósł dłonie do góry niby w poddańczym geście. — Poza tym to nie ja marudzę. — wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się szeroko.

    Best bro

    OdpowiedzUsuń
  41. Jackson jak prowadzony za rękę, dotarł do mieszkania Octavii bez większych kłopotów, no może poza zostawieniem zbyt dużego napiwku kierowcy taksówki, który wyczuł, że wiezie niezbyt trzeźwo myślącego pasażera. Rzucił krótkie i niewyraźne dzień dobry portierowi, który odpowiedział mu jedynie pełnym pożałowania spojrzeniem.
    Jackson nie myślał zbyt jasno, jednak w swoich rozważaniach spodziewał się zastać w mieszkaniu każdego, dosłownie, jednak jego brat znajdował się daleko poza pulą facetów, których mógł spotkać w mieszkaniu swojej dziewczyny. Bo przecież była jego, tak? Byli razem obojętnie ile złego się miedzy nimi działo.
    Odrzucił klucze na szafkę jednak te z impetem spadły na ziemię, gdy nie trafił do celu.
    — Co ja tutaj robię? — parsknął śmiechem i potrząsnął głową. Nieco chwiejnym krokiem wszedł głębiej do salonu rozpinając mankiety czarnej koszuli i niedbale podwijając rękawy do góry. — Mógłbym jego zapytać o to samo. — warknął wskazując Lucasa palcem, w którego teraz wlepiał rozeźlone, nieco zamglone spojrzenie.
    — Tak właściwie to szukałem ciebie, nie odbierałeś, więc miałem zamiar poczekać. — wytłumaczył ze spokojem Lucas. Jackson uniósł nieco brew, nie przypominał sobie, by umawiali się na jakikolwiek spotkanie lub by brat informował go o przyjeździe do Stanów. A może po prostu o czymś zapomniał?
    — Widziałem twoje story myślałem, że... myślałem, że ktoś tu jest z tobą. — wymruczał i podszedł bliżej Octavii, gdy ta podniosła się z kanapy. Jackson uśmiechnął się nieco i zmniejszył między nimi dystans. Uniósł dłoń i pogłaskał ją po policzku. — Ale to tylko on. No chyba, że chowasz kogoś pod łóżkiem, hmm? — zmierzył ją nieco uważniejszym spojrzeniem łapiąc jej twarz w dłonie.
    Lucas przyglądał się wszystkiemu z boku zaciskając szczęki, a palce na gorącym kubku. Chyba tylko to palące uczucie w dłoniach sprawiało, że jeszcze siedział na kanapie i starał się zachować pozory spokoju. Ciąż czuł na ciele dotyk Octavii, na ustach smak jej warg, a teraz...
    — Pieprzyłaś się z kimś, Tay? — Luke prychnął pod nosem słysząc zarzut starszego brata i w końcu odstawił kubek na stolik po czym poderwał się z miejsca.
    — Jack, jesteś pijany. Odstawię cię do domu. — zasugerował widząc jak chwieje się na nogach, a jego wzrok z każdą chwilą staje się mniej obecny. Miał rozszerzone źrenice, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko. Musiał coś wciągnąć.
    — Nie wtrącaj się. — syknął mierząc Luka spojrzeniem. — Ale jak najbardziej tobie już dziękujemy. — Głos Jacksona pomimo pijańskiej chrypki był wyjątkowo stanowczy. Lucas wywrócił oczami i zerknął pytająco na Octavię. Wystarczyło słowo, a wytargałby stąd Jacka i zabrał go ze sobą, by wytrzeźwiał z daleka od niej i od Ayli.

    OdpowiedzUsuń
  42. — No i co z tego? Ty też piłaś. — wzruszył ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Uśmiechnął się z satysfakcją w stronę Lucasa, gdy Octavia pozwoliła mu zostać. Oczywiście, że pozwoliła, zawsze mógł do niej wrócić. Przyłożył palec do ust i chichocząc minął Lucasa szturchając go ramieniem po czym opadł na kanapę tuż obok Octavii. — To ty będziesz musiała spróbować być cicho. — wymruczał. Jego dłoń bez zastanowienia spoczęła na jej udzie. Nachylił się ku niej muskając nosem jej policzek, by zaraz jego wargi prześlizgnęły się po żuchwie Octavii.
    Luke zacisnął palce w pięści. Czego mógł się spodziewać? Zresztą nie mogli od tak wyciągnąć królika z kapelusza i zaskoczyć niespodziewanym Jacksona. Zwłaszcza, że był w takim, a nie innym stanie. Mimo wszystko nie chciał zostawiać Octavii sam na sam z blondynem. Wszystko w nim wrzało widząc jak bezczelnie zaczyna się do niej przystawiać.
    — Pójdę już. — mruknął czując jak jego duma kurczy się i zapada w sobie.
    — To dobry pomysł. — Jackson nawet nie spojrzał na niego, skupiając się na Octavii.
    — Zdzwonimy się jutro. — burknął młodszy kierując te słowa do Blanchard, choć odpowiedziało mu machnięcie ręki Jacksona jakby chłopak wziął te słowa do siebie. Nie wiedział do końca, czy to dobry pomysł, ale w końcu byli umówieni, a on był ostatnim w kolejce do robienia niepotrzebnych scen. Z ociąganiem wycofał się z salonu rzucając Octavii krótkie spojrzenie. Zarzucił na ramiona kurtkę po czym wyszedł z mieszkania. — Kurwa — syknął, gdy tylko znalazł się za zamkniętymi drzwiami windy. Czuł się jak szczeniak, którego ktoś przegonił. Mimo wszystko nie potrafił złościć się na Octavię, jak mógłby? Jackson zachowywał się jak kretyn, a ona starała się nie zaogniać sytuacji. Była dla niego zbyt wyrozumiała, ale tak na prawdę Lucas również nie chciał, by Jack o czymkolwiek się dowiedział.

    OdpowiedzUsuń
  43. Lucas musiał ochłonąć po całym wieczorze, który miał miejsce; po bliskości Octavii, która zabrała mu jakąkolwiek zdolność do podejmowania rozsądnych decyzji; po spotkaniu z Jacksonem i tym czego był świadkiem. Octavia mogła tolerować wiele z jego zachowań, natomiast Lucas nie miał takiego zamiaru. Owszem był jego młodszym bratem, jednak miał więcej rozumu w głowie niż Jack. Zdecydował się więc na całkiem długi spacer do mieszkania ojca, które zajmował podczas pobytu w Nowym Jorku. Był wściekły, w głównej mierze na samego siebie. Dał się ponieść impulsowi, co nie zdarzało mu się zbyt często. Jednak teraz... nie mógł zakładać i liczyć, że to cokolwiek zmieni. Octavia była z Jacksonem, czy mu się to podobało, czy nie.

    Jackson spojrzał nieco zaskoczony na Octavię, która jak gdyby nigdy nic zabrała się za mycie kubków. Podniósł się z kanapy i ruszył w ślad za nią zaraz znajdując się za dziewczyną. Ułożył dłonie na jej biodrach, a ustami przesunął po jej karku.
    — Co cię ugryzło? — wymruczał muskając jej ciepłą skórę, która pachniała tak przyjemnie. — Może i jestem troszkę pijany, ale wciąż możemy miło spędzić resztę wieczoru. — dodał cicho, nieco rozbawionym głosem. Jedną dłonią zakradł się pod koszulkę Tay, by drugą sięgnąć do kranu i zakręcić wodę. — Tay... — wyszeptał dotykając ustami płatka jej ucha. Octavia nigdy go nie odpychała, nigdy, nawet jeśli była na niego wściekła w ten właśnie sposób najszybciej dochodzili do zgody i poprawiali sobie nastrój. Więc nie rozumiał dlaczego tym razem było inaczej. A może to jego głowa płatała mu figle? Dlatego kontynuował pieszczoty, który przybrały nieco na intensywności, jego palce instynktownie kierowały się w te miejsca, które wiedział, że były najwrażliwsze.

    OdpowiedzUsuń
  44. Jej słowa i kolejne odmowy dochodziły do niego jakby zza grubej szyby, która tłumiła dźwięki. Dlatego dopiero, gdy cofnęła jego ręce ze swojego ciała i wyminęła go, jego przyćpany umysł pojął co takiego właśnie się działo. Był zaskoczony, oczywiście że tak. Nie przywykł do odmowy, a tym bardziej odmowy padającej z ust Octavii. Seks był przecież najlepszą metodą na zgodę, na otarcie łez, na poprawę humoru, na odprężenie się... mógłby długo wymieniać.
    Znów złośliwa podświadomość podsunęła mu różnorakie obrazy, szeptała złośliwe komentarze, że może jednak chowała kogoś w szafie. Ruszył za nią znów rozjuszony, chwycił ją za nadgarstek i obrócił w swoją stronę.
    — Czyli ktoś tu jednak był? — warknął spoglądając w jej ciemne tęczówki. Nawet nie starał się jej zrozumieć mając w głowie wizję, której jego otępiała głowa z łatwością się chwyciła. — Skoro tak... łaski bez. — mruknął przez zaciśnięte zęby. Cofnął się z powrotem do kuchni, w której znalazł butelkę otwartego wina i razem z nią powędrował do salonu gdzie zaległ na kanapie. Kręciło mu się w głowie, w której odkrywały się teraz najróżniejsze sceny, które brał za pewnik. Był jednak zbyt skołowany i pijany, by wynieść się od Octavii i zostawić ją samą sobą. Zaczął nawet podejrzewać, że może Lucas był czegoś świadkiem tylko nie chciał mu powiedzieć, bo przecież był takim świętoszkowatym gnojkiem, który nie miał o niczym pojęcia.

    Lucas sięgnął po telefon jednak powstrzymał się przed wysłaniem wiadomości do Octavii, zwłaszcza gdy na wyświetlaczu pojawiła się bezsensowna paplanina Jacksona, który najwidoczniej miał problem z trafieniem w odpowiednie litery, a automatyczna korekta zaczęła żyć własnym życiem. Westchnął ciężko zastanawiając się w co też się wpakował na własne życzenie. Wsunął telefon do kieszeni ignorując starszego Howarda i niezbyt szybkim krokiem pokierował się dalej pod ojcowski apartament. Gdy tylko znalazł się w swoich czterech ścianach, zrzucił z siebie cichy i zaległ w łóżku puszczając w tle jakąś losową muzykę, która miała zagłuszyć natrętne myśli.

    OdpowiedzUsuń
  45. Pokręcił głową na jej pytanie, wyjątkowo trzymając dłonie przy sobie. Jedynie majaczący po twarzy uśmieszek świadczył, że rejestrował to co robiła Octavia. Gdy tylko znalazł się w łóżku, przekręcił się na bok niemal od razu odpływając będąc zbyt otumanionym wszystkim tym co krążyło po jego organizmie.

    Lucas całą noc niespokojnie kręcił się po łóżku starając się odciągnąć własne myśli od tego co mogło dziać się w apartamencie Octavii, gdy wyszedł. Nie powinno go to interesować, ani dziwić jednak w jakiś sposób jego męska duma ucierpiała na tym zdarzeniu. Nie chciał przyznać sam przed sobą, że był zazdrosny, bo nie miał ku temu powodów. Jak już to obawy Jacksona były jak najbardziej na miejscu. Mimo wszystko nie mógł nic poradzić na złość na zachowanie starszego brata. Pamiętał, żę gdy pierwszy raz natknął się na plotki na jego temat nie chciał w nie do końca wierzyć, jednak teraz... chyba dostał najpewniejsze świadectwo jak wielkim i skończonym dupkiem może być Jackson Howard. Ale mając w zwyczaju szukanie wymówki dla każdego zachowania, tak i tym razem próbował chłopaka usprawiedliwić. Jack nie miał matki, która wpoiła by mu jakiekolwiek wartości do głowy, wychowała go i najzwyczajniej w świecie kochała. Musiał nawet przyznać, że pomimo ciągłych wyjazdów Roberta i on był obecny w życiu Lucasa w znacznym stopniu, a zwłaszcza w porównaniu do Jacksona, którym zajmowały się opiekunki i niańki zatrudnione na cały etat. No i jego matka nigdy nie pozwoliła, by pieniądze zawróciły w głowie Lucasowi. Był zupełnie normalny, niezepsuty światem pieniądza i nazwiska, które może uratować tyłek w każdej sytuacji.
    Rano wziął zrobił szybki trening, a po zimnym prysznicu usiadł z kubkiem kawy na tarasie sięgając po telefon. Wciąż było wcześniej, ale ciekawość nie pozwoliła mu dłużej czekać. Upił łyk ciepłego napoju po czym wyszukał numer do Octavii, by napisać wiadomość.
    Hej, jak tam? Wszystko w porządku?
    Chwilę wachał się przed wysłaniem smsa, ale ostatecznie go posłał.
    Przeczesał palcami krótkie włosy po czym wlepił spojrzenie w widok na miasto. Naciągnął kaptur bluzy na czubek głowy, gdy poczuł zimny podmuch wiatru.

    OdpowiedzUsuń
  46. Wyjątkowo bezsennie.
    Odpisał pociągając kolejny łyk mocnej kawy - napój bogów jak mawiała jego matka.
    Jackson się uspokoił?
    Dopisał po chwili zastanawiając się jak chłopak mógł się czuć. I złośliwie liczył, że najgorzej jak się dało, co może by go czegoś nauczyło. Chociaż szczerze w to wątpił. Nie czuł się na miejscu oceniać zachowania starszego brata, jemu również zdarzyło się nie raz przesadzić z drinkami na imprezie, jednak po inne używki nie sięgał wiedząc jak destrukcyjny wpływ mają na zdrowie i samopoczucie. Mimo to chodziło bardziej o zachowanie Jacksona niż sam fakt, że nawciągał się jakiegoś syfu.

    Jackson przeciągnął się leniwie w łóżku, nieco zaskoczony, że obudził się właśnie u Octavii. Dopiero po chwili zamglone wspomnienia wczorajszego wieczoru zaczęły do niego docierać. Wziął głębszy oddech i powoli podniósł się z miejsca czując pulsujący ból głowy i suchość w gardle. Poszedł najpierw do łazienki, opłukał twarz chłodną wodą ignorując zaczerwienione i nieco podkrążone oczy. Wilgotnymi palcami przeczesał blond kosmyki zgarniając je do tyłu.
    — Cześć. — rzucił pojawiając się w kuchni. Rzucił okiem na przygotowane śniadanie, by zaraz skupić wzrok na Octavii i trzymanej przez nią Ayli. Podszedł do nich bliżej, małą Ay pogłaskał krótko po policzku, a Octavię ucałował w skroń. — Dzieki. — wymruczał mając na myśli tak naprawdę wszystko, to że go wpuściła i ogarnęła, za śniadanie i całą resztę, która spoczywała na jej barkach.
    — Więc… Lucas wpadł w odwiedziny? Co u niego? Nie mówił, że przyjedzie. — zagadnął przerywając dziwnie krępującą ciszę. Nie do końca też rozumiał dlaczego Luke nie mogąc dodzwonić się do niego wpadł tu, a nie do niego. Dlaczego w ogóle przyjechał bez słowa.

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie bądź zbyt łaskawa dla niego 😅
    Oczywiście, że musiał spać jak zabity. Lucas był zdziwiony, że będąc w takim stanie miał jeszcze siłę wykłócać się z nimi nim padł do łóżka. Tak naprawdę nie chciał wyobrażać sobie nic innego i uparcie odganiał od siebie złośliwe myśli. On i Octavia… to był jednorazowy zryw, poddanie się impulsowi i wiedział, że musi trzymać ręce przy sobie. Nie chciał jeszcze bardziej komplikować sytuacji, która była między nią, a Jackiem.
    Dzisiejszy wieczór aktualny? Jeśli to dla ciebie w porządku…
    Nie wiedział, czy nie miała już jakiś planów z Jacksonem, czy może wolała jednak się nie spotykać po tym co między nimi zaszło. To by było rozsądne, choć nie sądził, że zdołają się unikać. Chyba tego nie chciał… no to się wkopał.

    — A ponoć tak bardzo nie podobały mu się plany ojca. — sarknął. Sięgając po szklankę z wodą. Zerknął na Octavię kompletnie nie domyślając się, że kłamała mu w żywe oczy. Jackson po prostu wiedział, że w tej relacji to on jest wadliwym, słabym ogniwem. Nie był idealny, ale ufał Octavii, bardziej niż komukolwiek innemu.
    Jackson popił przygotowane proszki, jednak nie spodziewał się, że Tay będzie chciała zostawić go sam na sam z małą. Gdy ta wylądowała w jego ramionach chciał od razu zaprotestować, ale Octavia błyskawicznie się ulotniła zostawiając ich samych sobie. Jack przez chwilę stał nieruchomo wpatrując się w duże oczy Ayli, która z nierozumiejących wyrazem buźki wpatrywała się w niego. Była tak mała i tak drobna, że miał wrażenie jakby mógł jej zrobić krzywdę najdrobniejszym gestem.
    — Też nie jesteś z tego zadowolona, co? — mruknął na co Ay wydała z siebie bliżej nieokreślony pisk. Jack westchnął ciężko opierając delikatnie głowę o głowę Ay. Po chwili jednak kucnął przy macie i delikatnie odłożył Aylę na matę. Sięgnął po kubek z kawą po czym obserwował dziewczynkę, która machała nieporadnie rączkami w stronę zawieszonych nad głową zabawek.

    OdpowiedzUsuń
  48. Octavia musiała mieć okropną słabość do Jacksona skoro pozwalała mu na tak wiele wyskoków. Natomiast on miał niesamowity tupet, że wielokrotnie to wykorzystywał. Lucas był tego świadkiem wczorajszego wieczora, kompletnie pijany i naćpany… wcale nie gryzł się w język, a ona go od tak przyjęła ignorując zachowanie chłopaka. Nie rozumiał tego, tak samo jak nigdy nie rozumiał zachowania matki, gdy po kilku rozczarowaniach nie robiła ojcu wyrzutów. Lucas choć na wiele spraw potrafił przymknąć oko, nie był aż tak… miękki pod tym względem.
    Mogę po ciebie wpaść. To w sumie niedaleko od ciebie. Albo spotkajmy się na miejscu koło 17/18. Jak wolisz. Dopisał jeszcze adres baru, w którym mają się spotkać i posłał wiadomość. Wiedział, że prócz dobrej zabawy czeka ich rozmowa, bo to do czego między nimi doszło nie powinno się powtarzać. Nie powinno i nie mogło się powtórzyć. Lucas nie chciał być kimś takim.

    Jackson utkwił spojrzenie w Octavii. Uśmiechnął się pod nosem widząc ją tylko w puchatym ręczniku. Wzruszył lekko ramionami na jej słowa.
    — W porządku. — odparł choć wcale nie czuł się wyśmienicie. Wciąż miał lekkie zawroty głowy i suszyło go w gardle. — Wczoraj wyszedłem wcześniej, więc nie jest źle. — dodał, co akurat było prawdą. Gdyby wtedy nie postanowił pojawić się u Tay, bawiliby się póki nie padliby w tamtym klubie lub gdziekolwiek indziej.
    — Muszę niedługo być w firmie. — przyznał zerkając na zegarek po czym znów utkwił spojrzenie w Octavii. Zmarszczył nieco brwi na wczorajsze wspomnienie tego jak stanowczo powiedziała mu nie. Odstawił kubek na kuchenny blat i cicho odetchnął.
    — Pójdę się ogarnąć, muszę jeszcze wpaść do domu żeby się przebrać. Mamy spotkanie koło pierwszej. — dodał wymijając dziewczynę i kierując się do łazienki. Oczywiście, że miał na nią ochotę, ale nie miał zamiaru się narzucać. Może też lekko ucierpiało jego ego. Tak, czy inaczej musiał się nieco pospieszyć. Nie chciał się spóźnić dając tym samym ojcu powód do wytykania błędów i porównywania go do perfekcyjnego syna numer dwa.

    OdpowiedzUsuń
  49. Fakt, rzadko kiedy opuszczał imprezę jako pierwszy. Zwykle to Octavia musiałą go wyciągać do domu, by już przestał i nie zalał się w trupa. Tym razem znów to ona była powodem jego wyjścia. Rzucił wszystko, gdy tylko zorientował się, że ktoś może się przy niej kręcić. Rzucał wszystko, by być przy niej gdy czuł, że coś było nie tak. Tym razem intuicja się nie sprawdziła, a przynajmniej on o tym nie miał zielonego pojęcia.
    Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał raz jeszcze na Octavię.
    — Przestań wmawiać sobie głupoty. Nie mam ochoty, Tay. Jestem zmęczony. — odpowiedział specjalnie używając słów, którymi wczoraj go raczyła. — Poza tym spieszę się. — dodał po chwili po czym zniknął za drzwiami łazienki. Jackson sam nie wiedział, czy się złościł, czy był rozczarowany, czy to dziwne zmieszanie miało swoje źródło jeszcze gdzieś indziej. Jego męska duma nieco ucierpiała, jednak nie chodziło tylko o to. Do tej pory Octavia niczego nigdy mu nie odmówiła, nie narzucała tego typu granic, więc czuł się bezkarnie. Zaskoczyła go, stąd też pojawiły się jego wątpliwości, czy wszystko aby na pewno jest w porządku, a przynajmniej jest tak jak zawsze było.
    Jackson wziął szybki prysznic, który nieco go otrzeźwił i ogarnął się na tyle na ile mógł. W końcu sam zabrał wszystkie swoje rzeczy i zabrał z powrotem do siebie. Miał jednak na tyle dużo czasu, by zajechać do siebie i przebrać się w coś świeżego, co nie cuchnęło dymem papierosowym na kilometr.
    — Jak zawsze dzięki za ratunek. — uśmiechnął się nieznacznie, gdy wyszedł z łazienki. — Masz jakieś plany na wieczór? — zagadnął przyglądając się Octavii i Ayli.

    Lucas przesunął spojrzeniem po ostatniej wiadomości i uśmiechnął się sam do siebie. Podniósł się w końcu z leżaka i cofnął się do apartamentu. Miał jeszcze sporo czasu, a nie chcąc niepotrzebnie roztrząsać się nad tym co miało miejsce wczorajszego wieczora, skupił się na notatkach z ostatnich zajęć. Bo jakkolwiek źle czuł się z tym, że przespał się z dziewczyną brata, nie potrafił tego żałować.

    OdpowiedzUsuń
  50. — Tak pytam. — wzruszył ramionami nie drążąc tematu. Nie miał powodów, by dopytywać z kim wychodziła. Nawet jeśli powinien się zainteresować, wolał zignorować jej dziwne i nietypowe zachowanie. Może tak na prawdę sam zachował się dziwnie i powiedział o kilka słów za dużo, a czego nie pamiętał... Różnie bywało, a gdy sięgał po mocniejsze prochy jego myśli przykrywała przyjemna mgiełka. — Może... może spotkam się wieczorem z Lucasem. Skoro już tu jest. — stwierdził przeczesując przydługie już kosmyki włosów. Zdecydowanie musiał coś z nimi zrobić, bo zaczynały włazić mu nieznośnie do oczu. Był nieco zaskoczony, że chłopak jeszcze nie zaciągał go na jakieś piwo, czy do siebie. Poprzednim razem nie dawał mu spokoju próbując jakkolwiek poukładać ich relację i dojść do porozumienia z Jacksonem, do czego on był sceptycznie nastawiony. Wciąż nie przyzwyczaił się do myśli, że miał brata.
    — Lecę. — Musnął przelotnie ustami wargi Octavii po czym skierował się do wyjścia. Sięgnął też po telefon i napisał do Lucasa, czy nie chce się spotkać, ale ten był już dzisiejszego dnia zajęty, więc umówili się na inny dzień. Jack jednak nigdy nie narzekał na brak zajęć i znajomych, z którymi miałby możliwość wyskoczenia na miasto, więc szybko rozesłał wici. Nie miał zamiaru spędzać wieczoru w pojedynkę. Rzadko kiedy miewał dni, kiedy potrzebował pobyć sam ze sobą.
    Zadzwonił po kierowcę, który odstawił go do domu, gdzie przebrał się bardziej formalny strój, a później udał się do firmy. Wolał nie ryzykować mandatu, a wciąż odczuwał skutki wczorajszej imprezy pomimo wziętych przeciwbólowych.
    Jackson sięgnął po telefon, gdy otrzymał kolejne powiadomienie, tym razem z ulubionej Plotkary. Z początku nieco od niechcenia przesunął spojrzeniem po własnym zdjęciu i tekście pod nim. Jednak z każdą kolejną linijką docierał do niego sens plotki. Zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc o co chodzi, jednak czerwona lampka zapaliła się w jego głowie ignorując szept rozsądku, że to tylko głupia i nic nieznacząca plotka, gadają byle gadać, jak zawsze... Zrobił screena ze strony i wysłał wiadomość do Octavii dopisując jedynie znak zapytania. Odrzucił telefon na bok, wzrok przenosząc za przyciemnianą szybę auta. Nie brał nawet pod uwagę, że Lucasa i Octavię mogło cokolwiek łączyć. No bo jak?

    OdpowiedzUsuń
  51. Ignorancja Octavii tylko mocniej go zaniepokoiła. Wciąż jednak nie chciał do siebie dopuścić możliwości, że Octavia mogła się z kimś przespać... przespać się z Lucasem. Może i ich sytuacja była ostatnim czasem niepewna i potrafili zrobić wiele, by zagrać na swoich nerwach, a nawet porządnie się zranić, tak sądził że Lucas nie był kimś jego pokroju. Chociaż może jednak nazwisko zobowiązywało do bycia takim samym chuje jak pozostała cześć rodziny? Tak, więc w firmie pojawił się mając paskudny humor czego nie omieszkał dobitnie pokazać wszystkim tym, którzy bezsensownie próbowali go zaczepiać. I co jakiś czas, nawet gdy siedział na spotkaniu, zerkał na telefon czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony dziewczyny, mając trudność w skupieniu się na pracy. Prócz niepewności, czuł nieprzyjemny ucisk w piersi, coś na kształt instynktownego lęku, że mógł przegapić coś ważnego. Sama myśl, że Octavia mogłaby... z nim... Nie potrafił nawet wyobrazić sobie różnych obrazów, które złośliwie podsuwała mu wyobraźnia.
    Lucas natomiast po odczytaniu artykułu starał się zachować pozory spokoju. Przecież to tylko plotka. Oboje z Octavią wiedzieli do czego między nimi doszło, że byli w pełni świadomi tego co zrobili jednak dla Jacksona to była tylko nic nieznacząca plotka, krótka notka w Internecie mająca za zadanie wszcząć zamieszanie i niepotrzebny chaos. Przecież w sieci przewijało się wiele niepotrzebnych i nieprawdziwych informacji, równie dobrze ta mogła należeć właśnie do takich newsów. Dlatego wolał nie wyprzedzać tego co się działo i nie panikować niepotrzebnie.
    Lucas pojawił się pod apartamentem Octavii chwilę przed umówioną godziną. Przywitał ją również lekkim uśmiechem i odwzajemnił niewinny pocałunek w policzek.
    — Hej. Dobrze wyglądasz, pomimo małej ilości snu. — przywitał się również chowając dłonie w czarnych joggerach. — To niedaleko, przejdźmy się. — zaproponował wskazując odpowiedni kierunek. To, że mieszkali niemal w samym centrum wiele ułatwiało, wszędzie mieli blisko.
    Miał świadomość, że powinni porozmawiać o tym, że się ze sobą przespali i plotce, którą wypuściła Plotkara, ale nie bardzo wiedział do czego zacząć, jakie słowa byłyby odpowiednie. Wcześniej chciał powiedzieć, że Jackson nie może o niczym się dowiedzieć, jednak nie wiedział na ile chłopak wziął do siebie niepokojące wieści.
    — Jackson został? Rozmawialiście? — zagaił po kilku minutach ciszy.

    OdpowiedzUsuń
  52. — To jeden z powodów dla których zastanawiam się, czy tu zostać. — przyznał z cieniem rozbawienia, bo zdecydowanie nie mieli powodów do radości. Lucas czuł, że źle zrobił lądując w łóżku z dziewczyną brata, jednak nie żałował, że przespał się z Octavią. Mogło to nie mieć sensu, ale tak właśnie się czuł.
    — Nie ma znaczenia skąd się dowiedziała. Ktoś mógł nas usłyszeć, zobaczyć jak wchodziłem do ciebie i dodać sobie całą resztę. — Wzruszył nieco ramionami, bo podejrzewał, że właśnie tak było. Ktoś dopowiedział sobie resztę historii, bo przecież nie było możliwości, by ktoś ich zobaczył. Siedzieli w jej mieszkaniu, w apartamentowcu, do którego nikt prócz mieszkańców i ich gości nie miał dostępu. Domyślał się, że Jackson tak łatwo nie porzuci tego tematu, sam również drążyłby temat chcąc poznać prawdę, aczkolwiek nie dałby się zbyt łatwo porwać emocjom, równie dobrze to mogłaby być ściema. Choć nie w ich przypadku.
    Kącik jego ust drgnął, gdy Octavia zapewniła go, że to co się między nimi zdarzyło nie przeszkadzało jej. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że martwił się tym, czy sam nieco się nie zapędził w swoich poczynaniach i bezczelnie jej nie uwiódł. Bezwiednie uniósł dłoń i przesunął ją po jej plecach chcąc dodać jej nieco otuchy. Szybko jednak cofnął rękę znów wsuwając ją do kieszeni spodni. Rozumiał, że Jackson ze swoimi humorzastym charakterem nie jest zbyt łatwym rozmówcą. Zaczynał się jednak zastanawiać, czy ich związek miał jeszcze jakikolwiek sens i nie trzymali się go z przyzwyczajenia.
    Przystanął na chwilę i wziął głębszy oddech. Spojrzał na Octavię z lekkim uśmiechem. Zagryzł wargę i nieco się do niej przysunął niemogąc się powstrzymać by nie ułożyć dłoni na jej ramionach i nieco ją uścisnąć. Wiedział, że każde zbliżenie było podjęciem ryzyka, że znów ktoś doniesie Plotkarze o ich wspólnym wyjściu.
    — Cieszę się, że nie żałujesz, bo gdybym mógł zrobiłbym wszystko dokładnie tak samo. — odparł. — Żałuję tylko tego, że to musi dotyczyć Jacksona. — dodał, bo nie chciał wyjść na skończonego dupka. — To nie tak, że planowałem to i czekałem na dogodny moment. — wyjaśnił ukradkiem muskając kciukiem jej policzek po czym odsunął się od niej.

    OdpowiedzUsuń
  53. Sam nie wiedział, czy to mogła być rzeczywiście znudzona nastolatka, która koniec końców była niegroźna, czy ktoś kto chciał zaszkodzić osobom przynależącym do wyższych sfer. Kiedyś zajrzał na jej stronę, plotki które się tam przewijały były... na prawdę miała sporo informacji, z różnych miejsc, znała szczegóły, miała zdjęcia... Ktoś na prawdę musiał się przyłożyć, by zdobyć aż tak dużą wiedzę na temat Nowojorczyków. Zresztą teraz sam na własnej skórze to odczuwał, a ledwo przyjechał do Stanów.
    Przytaknął na jej słowa.
    — W porządku, ale... to był na prawdę miły wieczór, ale póki nie macie wyjaśnionych spraw między sobą nie będę się więcej mieszał między was. — postanowił. I tak w zupełności zagonili sprawę tym jednym razem. Musieli teraz poczekać, wpierw zobaczyć co do powiedzenia miał Jackson. Lucas natomiast nie sądził, by blondyn wyciągnął z tego jakiekolwiek wnioski, zwykle twierdząc, że wszystko mu się należy bo tak, bo ma pieniądze i odpowiednie nazwisko. Octavia jednak nie była rzeczą, zabawką, którą mógł rzucić w kąt, gdy się znudził. — A przynajmniej postaram się trzymać ręce przy sobie. — dodał pół serio pół żartem chcąc nieco rozluźnić atmosferę. — Na razie chodźmy, poznasz trochę normalnych ludzi, którymi plotkara nie jest zainteresowana. — dodał. Teraz nie mogli nic zrobić z zaistniałą sytuacją, a skoro już wyszli na miasto powinni dobrze się bawić korzystając ze sposobności ku temu. Lucas był przekonany, że Tay dogada się z jego znajomymi, może na co dzień obracali się w nieco innych kręgach, ale Octavia nie zadzierała dumnie nosa jak co poniektórzy w Nowym Jorku, którzy urodzili się na społecznym świeczniku.
    Po kilkunastu minutach spaceru znaleźli się pod barem, o którym mówił. Kameralna knajpka, która znajdowała się nieco na uboczu, z daleka od najpopularniejszych miejscówek, do której chadzali ci bardziej znani. Tanio, smacznie i klimatycznie. Lucas otworzył drzwi i puścił Octavię przodem, rozejrzał się po wnętrzu i dostrzegł przy jednym ze stolików stojących na uboczu grupkę znajomych, którzy pomachali do nich energicznie. Uśmiechnął się szeroko, bo sam dość dawno się z nimi widział. Gdy podeszli bliżej wyściskał się ze wszystkimi przedstawiając przy okazji Octavię.
    — Zostajesz z nami na stałe amigo? — zagadnął go Jake, który też chodził na medycynę, ale była dwa lata wyżej.
    — Zobaczymy. — odparł z lekkim uśmiechem. — Czego się napijesz? — zagadnął brunetkę, gdy zajęli już wolne miejsca. Bezwiednie zarzucił ramię na oparcie miękkiej kanapy, tuż za dziewczyną.

    OdpowiedzUsuń
  54. Lucas dobrze wiedział, że to towarzystwo nie będzie się niczym krępowało nie zważając na konwenanse. To samo tyczyło się Octavii, mogła czuć się w pełni swobodnie, odpuszczając i nie przejmując się tym kto i co sobie o niej pomyśli. Jego znajomi byli całkiem sympatyczną grupką przyjaciół, która przygarnęła go do swojej paczki, gdy pierwszy raz postawił stopę na nowojorskiej uczelni. Szybko okazało się, że mają wiele wspólnych tematów do rozmów.
    — Skoczę zamówić. — Podniósł się z miejsca i ruszył w stronę baru.
    — A więc skąd się znacie? Niby Luka coś nam wspomniał, ale nie znamy szczegółów. — Kate wsparła łokcie na blacie stolika i nieco nachyliła się w stronę Octavii posyłając brunetce ciepły uśmiech.
    – Uwaga, Kate bardzo lubi się ze szczegółami. Zaczniesz jej coś opowiadać, a ta czarownica nagle wie o tobie wszystko, łącznie z imieniem dziecka żony twojego wujka ze strony matki. — Jake nie mógł powstrzymać się przed drobnym przytykiem, na który reszta parsknęła krótkim śmiechem, a Kate podsumowała to wywróceniem oczu.
    — I tak mnie kochasz. — Dziewczyna posłała mu całusa w powietrzu.
    — Nie da się ukryć. — odparł grzecznie unosząc dłonie w poddańczym geście.
    — Wybacz, że wjedziemy na ten grunt, aleeee ciekawość mnie zabije. Ten model, Laurent to twój brat? — Tym razem odezwał się drugi z chłopaków, który wydawał się tym bardzo zaciekawiony.
    — Ian wzdycha do niego odkąd tylko pamiętam. — wtrąciła z rozbawieniem Kate i pacnęła chłopaka w ramię. Nie chcieli wydać się pandą napalonych nastolatków, którzy dzięki temu spotkaniu mogli wkręcić się w wyższe swery.
    Lucas wrócił do stolika z pełną tacą. Podsunął Octavi kolorowego drinka, sobie zamawiając whisky sour. Na środku ułożył tacę pełną szotów, pokrojonej cytryny i soli.
    — To tak na przełamanie lodów. — wyjaśnił z niewinnym wyrazem twarzy. Rozsiadł się ponownie koło Octavii posyłając jej delikatny uśmiech co oczywiście nie umknęło niczyjej uwadze, czego nie skomentowali w żaden szczególny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  55. — Ah przez Jacksona? O nim akurat sporo słyszałam. Może i nie znamy się osobiście, ale z pewnością teraz trafiłaś na tego lepszego braciszka. — Dziewczyna nie mogła darować sobie drobnego przytyku. Lucas dzielił się swoimi wątpliwościami dotyczącymi nowopoznanego brata, z którym chciał jakoś poprawić relacje. Zresztą nie trzeba było znać się z Lucasem, by co nie co zasłyszeć o starszym Howardzie. Kate nie znosiła takich osobników.
    — Kate. — Lucas pokręcił głową i posłał jej krótkie spojrzenie.
    — Lucas. — odpowiedziała mu tym samym tonem, ale skinęła po chwili głową. Nie bardzo uśmiechało mu się rozmawianie teraz o Jacksonie, bo bardzo łatwo mogli zejść na niewygodne tematy, a to spotkanie miało przebiec w przyjemnej i miłej dla wszystkich atmosferze.
    — Przygarnę go nawet jeśli jest nieznośny! Serio, oddam nerkę za numer.— Lucas zaśmiał się pod nosem znając już upodobania chłopaka, który niespecjalnie się z nimi krył.
    — Ale ty jesteś głupi, Ian. — skwitowała dziewczyna na co on pokazał jej język i sięgnął ochoczo po postawione przed nimi szoty. Każdy z nich wziął po kieliszku i kawałku cytryny, racząc się również porcją soli.
    — Salud! — zawtórował Octavii łykając wszystko w odpowiedniej kolejności.
    W tle zaczęła lecieć przyjemna muzyka tworząc jeszcze przyjemniejszą atmosferę. Lucas przeniósł wzrok na Octavię sprawdzając, czy aby na pewno czuje się dobrze w ich towarzystwie. Wiedział, że ta banda mogła nieco przytłoczyć swoimi charakterkami. Ale on uwielbiał to jak głośni i bezpośredni potrafili być. Pod każdym względem byli szczerzy.
    — W porządku? — nachylił się do Octavii zadając jej to pytanie na ucho. Dłoń która spoczywała na oparciu kanapy, musnęła delikatnie ramię dziewczyny.
    — Okej, pomiziacie się w domu! Teraz się nią podziel. Tay, słyszałam, że masz przeuroczą córeczkę, pochwalisz się fotką? — Lucas niemal jak oparzony cofnął się zdając sobie sprawę, że powinien bardziej uważać na swoje gesty, by nie zaognić dodatkowo sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  56. — Jakoś żyję bez serca to i bez nerki pociągnę. — wymruczał pod nosem Ian lekko wzdychając i popijając swojego kolorowego drinka przez słomkę.
    Lucas nie krył swojego zaskoczenia, które wywołały w nim słowa Octavii. Nie znali się zbyt długo i nie mieli okazji spędzić ze sobą zbyt wiele czasu, tym bardziej jej słowa uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Pomimo ich jednorazowej przygody naprawdę na nic więcej nie liczył, głównie przez to, że był świadomy jak bardzo Octavia nie widzi świata poza Jacksonem, jak bardzo jest w nim zakochana. Czyżby to wszystko zaczynało ulegać zmianie? Posłał jej ciepły uśmiech. Blanchard jego zdaniem była wspaniałą osobą, a to przed jakimi wyborami ostatnio stanęła, tylko go w tym utwierdziło.
    — Racja, czasem warto poczekać. — przyznał jej rację, będąc poniekąd zadowolonym z takiego obrotu spraw. Sięgnął po drinka, którego upił łyk wciąż się uśmiechając. Chyba nic nie mogło mu teraz zepsuć nastroju.
    — Cieszysz się jak dzieciak, Luka. — zaśmiał się Jake, który obserwował tą dwójkę odkąd tylko przekroczyli próg baru.
    — Żebym ci nie przypomniał co robiłeś jak Kate zgodziła się z tobą umówić. — odgryzł się przenosząc wzrok na telefon, który Octavia podsunęła w stronę dziewczyny. Podziwiał ją, że tak dobrze radziła sobie sama, nawet zważywszy na to, że miała wsparcie ze strony bliskich. Jackson dał ciała, a pewnie o połowie rzeczy Lucas nie wiedział. Sam także na razie nie chciał świadomie decydować się na dziecko, ale gdyby się zdarzyło nigdy nie zostawiłby swojego dziecka, obojętnie jak skomplikowane miałby relacje z jego matką. Tak naprawdę świadomość, że Octavia ma Aylę w ogóle mu nie przeszkadzała. Sam chciał jeszcze z tym poczekać, bo wiedział jak dużo czasu będą go kosztowały te studia i później rezydentura, a nie chciał być tak często nieobecnym jak jego własny ojciec.
    — Wydaje się taka urocza. Gdybyś kiedyś nie miała z kim jej zostawić my się chętnie zgłaszamy się na ochotników. — zaproponowała Kate.
    — Ej, ej! Jakie my? Już się tak nie wyrywaj, jeszcze się zarazisz. — Lucas roześmiał się znad drinka widząc minę Jake'a.
    Słysząc znajomy kawałek, który popłynął z głośników podniósł się nagle z miejsca.
    — Zatańczysz? — uniósł figlarnie brew i wyciągnął dłoń w stronę Octavii.

    OdpowiedzUsuń
  57. — Bo wiesz, niektórzy lubią tylko sam proces robienia dzieci, kochanie. — odpyskował Jake na co Kate walnęła go otwartą dłonią w ramię. Lucas zaśmiał się na obrazek sprzeczających się przyjaciół po czym poprowadził Octavię nieco dalej, gdzie obok stolików był kawałek wolnego miejsca tak, by mogli bez problemu zatańczyć.
    — Spokojnie, moja matka jest zapaloną imprezowiczką. Nie dałaby mi żyć, gdybym deptał szpilki kobietom. — odparł przyciągając ją do siebie bliżej. Doskonale pamiętał jej nauki słowotok o tym, że prawdziwy facet musi dobrze tańczyć. Tak więc chcąc lub nie czegoś się w tej dziedzinie nauczył i rzeczywiście parokrotnie te umiejętności się przydały.
    Ujął jedną dłoń Octavii w swoją, a drugą ułożył u dołu jej pleców tym samym znajdując się jeszcze bliżej dziewczyny, tak że ich ciała dzieliły może milimetry. Jednak im dłużej trzymał ją w swoich ramionach tym bliżej się przysuwał nie mogąc się oprzeć pokusie, by znów mieć ją jak najbliżej siebie.
    — Nie powinnaś tego mówić, że jestem lepszy i że chcesz mnie poznać. — uśmiechnął się łobuzersko do Octavii. — W końcu obiecałem trzymać ręce przy sobie, a ty mi tego nie ułatwiasz. — wyjaśnił widząc jej pytające spojrzenie. Rzeczywiście ciężko było zachowywać się tak jakby nic się nie stało, a nie chciał jej w żaden sposób utrudniać tej sytuacji, która była niewygodna dla każdego z nich.

    Jackson siedział na spotkaniu jak na szpilkach. Nie mógł się skupić wciąż analizując w głowie plotkę, która przeczytał. Pierwszy raz to co czytał na swój temat nie do końca mu odpowiadało. Nie wiedział jak to wszystko interpretować. Nawet jego ojciec rzucał mu podejrzliwe spojrzenia widząc, że syn jest myślami w zupełnie innym miejscu i nie przykłada się należycie do prowadzonego spotkania. Robert nie pochwalał zachowania syna, a choć Jackson mógł udawać, że nad wszystkim panuje i nic wielkiego się nie stało, do Roberta napływało wiele niepokojących go sygnałów. Nie czuł się jednak na miejscu do pouczania go, samemu nie będąc najlepszym przykładem. Do tej pory sądził jednak, że córka Blanchardów nad nim zapanuje co przez jakiś czas się jej udawało.
    Jack po zakończonym spotkaniu i omówieniu zbyt wielu tematów z ojciec, niemal biegiem opuścił firmę. Kazał kierowcy odwieźć się pod apartament Octavii, a po drodze próbował skontaktować się na zmianę z nią jak i z Lucasem. Dziwnym zbiegiem okoliczności oboje nie odpowiadali.

    OdpowiedzUsuń
  58. Lucas słuchał jej uważnie, to czego chciała i pragnęła od drugiej osoby było tak normalne, było czymś na co, według niego, każdy zasługiwał. Wiedział, że Jackson nie miał łatwego charakteru, ale pewnie ona miała tego jeszcze większą świadomości, ale zastanawiał się jak wiele musieli wspólnie przejść i jak wiele ją to kosztowało. Teraz jednak nie chodziło tylko o nią, miała pod swoją opieką małą, niewinną istotkę, którą należało chronić. Jackson powinien rozumieć to jak nikt inny, a jednak zdawał się ślepy na to co wyczyniał i jak wiele błędów popełniał, choć Lucas wcale nie twierdził, że jest chodzącym ideałem. Najlepiej wiedziała o tym jego matka, która nie raz i nie dwa musiała tłumaczyć go na przykład w szkole za kolejne wybryki. Cóż Howardowie mają jedną wspólną cechę, niezbyt łatwe charaktery.
    — Zasługujesz na to wszystko. — odparł z przekonaniem. Każdy zasługiwał na szczęście dlatego też wcale nie uśmiechało mu się odbijanie dziewczyny bratu, czego nawet nie miał w planach, ale słowa typu tak po prostu wyszło były najgorszą wymówką jaką mógł mieć. — Niczego ci nie obiecam, bo życie bywa przewrotne, ale chcę żebyś była szczęśliwa. Ze mną lub z kimkolwiek innym. — dodał spoglądając w jej ciemne tęczówki. Bawili się dobrze póki Tay nie odebrała niepokojącego telefonu. Zastanawiał się, czy powodem zamieszania mógł być Jackson, który i do niego próbował się bezskutecznie dodzwonić.
    Zmarszczył nieco brwi przypatrując się zaniepokojonej Octavii. Już, gdy chwytała kurtkę w ręce zaczął się podnosić ze swojego miejsca. Skoro przyszli razem, razem wyjdą. A jeśli coś się stało nie miał zamiaru zostawić jej z tym samej.
    — Zapomnij. — odebrał przelotnie zerkając na przyjaciół i posyłając im przepraszające spojrzenie. Ci tylko jednogłośnie kwinnęli głowami, by poszedł za Octavią. Dobrze wiedział, że nie mieli im tego nagłego wyjścia za złe. Nie potrafiłby siedzieć i w spokoju bawić się wiedząc, że coś mogło się stać.
    — Co się stało? — zapytał doganiając Octavię niemal w wyjściu.

    Jacskon wszedł od mieszkania Octavii tak jak zawsze przy pomocy dodatkowych kluczy, które miał pod ręką. Skoro Tay nie raczyła od niego odebrać miał zamiar na nią poczekać tak długo jak trzeba, choć po cichu liczył, że zastanie ją na miejscu. Zdecydowanie nie spodziewał się panikującej Meksykanki, z którą kompletnie nie mógł się dogadać. Dziewczyna krzyczała coś po swojemu, on nieco poirytowany odpowiadał po angielsku i nijak nie doszli do porozumienia. Dopiero, gdy chciał zajrzeć do Ay dając jakoś znać, że to on jest rodzicem, dziewczyna sięgnęła po telefon i widocznie zadzwoniła do Tay. Bardzo dobrze, przynajmniej będą mogli szybciej porozmawiać. Nie miał jednak zamiaru kłócić się z opiekunką, z którą nie potrafił się porozumieć. Czuł się jak u siebie, bo jeszcze nie tak dawno temu to miejsce było także jego miejscem. Zrobił sobie więc drinka ignorując zaniepokojoną dziewczynę i usiadł w salonie czekając na Blanchard.

    OdpowiedzUsuń
  59. Lucas tylko skinął głową w stronę mężczyzny, z którym najwidoczniej Octavia bardzo dobrze się znała skoro ściągnęła go w obliczu takiej sytuacji. Wszedł za nimi do apartamentu dziewczyny, a widok Jacksona zaskoczył go chyba rejonie mocno co pozostałą dwójkę. Wiedział, że to wszystko przybiera nieciekawy obrót zwłaszcza, że oboje go okłamali odnośnie dzisiejszego wieczora, a później ignorowali próby kontaktu. Dali teraz mu piękne świadectwo tego, że plotka może okazać się prawdziwą.
    Jackson podniósł się z kanapy, gdy trójka osób wpadła do środka. Zakuł go widok Octavii, której towarzyszył Lucas. Wszystko wskazywało na to, że Plotkara tym razem nie kłamała.
    — Co ja robię? — powtórzył i parsknął ironicznym śmiechem. Dopił drinka do końca i z impetem odstawił szklankę na stolik. Przyglądał się przez chwilę Octavii, by zaraz przenieść wzrok na Lucasa, a w jego oczach nie malowało się nic innego jak drwina i czysta złość. Jeżeli to wszystko było prawdą, a na to się zanosiło, nie chciał go znać. Rozumiał, że sam nie był fair wobec Octavii, gdy przespał się z Nel, ale Lucas był jego bratem. Jego zakłamanym, małym i fałszywym braciszkiem, który ponoć chciał naprawić z nim relacje, a raczej zbudować jakikolwiek. Czuł się zdradzony jak nigdy przedtem.
    — Nie odpisywałaś. Nie odbierałaś… Chyba w obliczu tego co napisali powinniśmy porozmawiać. Chociaż raczej wszystko jest jasne. — odparł chłodno starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo to wszystko go w rzeczywistości obchodzi. — No i wciąż je mam, ale pewnie powinienem oddać je jemu. — warknął rzucając klucze do mieszkania prosto w ręce Lucasa. — I na przyszłość zatrudnij kogoś kto mówi po angielsku. Oszczędziłoby to zamieszania. — dodał ignorując Meksykankę, która widocznie wciąż była nieco wystraszona zaistniałą sytuacją.
    — Wczoraj, jak przyszedłem dlatego powiedziałaś mi nie? Kazałaś mu iść i okłamałaś mnie… To twoja zemsta, Tay? Co chcesz osiągnąć, mam się poczuć urażony? Zraniony? — zaśmiał się i pokręcił głową.
    Lucas, choć nie chciał by dochodziło do tej rozmowy i nie chciał ranić Jacksona w tak podły sposób, poczuł dziwną ulgę słysząc, że do niczego między nimi nie doszło.
    Jackson podszedł bliżej Lucasa, choć w głębi siebie miał ochotę mu przywalić.
    — A ty? Teraz też mi powiesz, że nie obchodzi cię nic co mam? Hm? — wysyczał przez zaciśnięte zęby, mierząc młodszego chłopaka wściekłym spojrzeniem. — Podobało ci się? Jak ją pieprzyłeś? Z pewnością musiało. — Kolejny raz wyrwał mu się nerwowy śmiech, chyba sam do końca nie wierzył, że Octavia mogła to zrobić.
    — Uspokój się Jackson. Nie masz prawa do robienia jej wyrzutów. — Lucas spojrzał przelotnie na Octavię.
    — Mogę mówić na co mam ochotę!
    — Już nie. Jeśli chcesz robić awanturę, w porządku, rozumiem, ale wyjdźmy i załatwmy to we dwójkę. — Lucas czuł, że Jackson robił dobrą minę do złej gry i wolał obrócić to wszystko w atak wycelowany w Octavię i niego. Nie chciał, by zapędził się i powiedział coś czego będzie później żałował, a Lucas wolał nie prać ich brudów przy wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  60. — Nikt ci nie kazał jej rodzić i przestań używać jako argumentu to, że jestem chujowym ojcem! — odpyskował. Od początku mówił, że tego nie chce, więc miała co chciała.
    Jackson obrzucił Javiera nieprzychylnym, hardym spojrzeniem. Nie miałam zamiaru dać się zastraszyć. Jednak gest Octavii był czymś co go po prostu zaskoczyło. Octavia rzadko kiedy wybuchała w konfrontacji z nim, nie było mowy o rękoczynach, więc gdy zamachnęła się i z całą mocą go uderzyła, wiedział już, że wszystko się zmieniło, że to był koniec, którego spodziewał się od tak dawna i do którego nieuchronnie się zbliżali. Zacisnął szczęki, a palce zwinął w pięści.
    — W porządku. Co za różnica. — warknął kręcąc głową. — Tylko nie dzwoń jak mój grzeczny braciszek ci się znudzi. — dodał nachylając się ku niej. Posłał jej drwiący uśmiech nie potrafiąc zdobyć się na przyznanie do błędu i schowanie dumy do kieszeni. Wyminął Lucas szturchając go mocno ramieniem.
    — Jackson… — zatrzymał się w progu salonu. Lucas czuł, że to co zrobił nie było właściwe względem starszego chłopaka jednak z drugiej strony to jak obnosił się i zachowywał względem Octavii napawało go złością. Miał świadomość, że tym sposobem stracił jakąkolwiek możliwość nawiązania porozumienia z Jackiem.
    — Co? Słów ci brakuje, braciszku? — Jackson zaakcentował ostatnie słowo z ironią. — Oh, zanim zaczniecie bawić się w szczęśliwą rodzinkę może powinieneś się dowiedzieć z kim masz do czynienia. Na przykład kim jest jej przyjaciel Javier, albo jej rodzina od strony matki… Mają bardzo niesamowite zainteresowanie, chociaż ty pewnie nie rozróżniasz skręta od papierosa, a co dopiero inne rzeczy. — Lucas o wielu rzeczach nie wiedział, Jackson również, ale przez cały ten czas zdążył czegoś się dowiedzieć, uszczknęli mu rąbka tajemnicy. — Tay powinnaś pochwalić się jak bardzo potrafisz i lubisz się zabawić, ciekawe czy wtedy też ci potowarzyszy. — dodał. Luke zastanawiał się co też miał w głowie jego brat, że mógł mówić z taką nienawiścią do kogoś kogo darzył uczuciami.
    — Idź już. — Lucas zlustrował go spojrzeniem pełnym rezerwy. Mógł mówić prawdę, ale Lucas nie miał zamiaru na siłę wyciągać informacji z Octavii. Obojętnie czego one dotyczyły i jeśli Jack chciał ich w jakiś sposób skłócić, to musiał się bardziej wysilić.
    Jackson prychnął, a gdy posłał ostatnie spojrzenie Octavii, wyszedł z apartamentu. Za drzwiami to co się wydarzyło uderzyło w niego ze zdwojoną siłą, ale był zbyt uparty by zdecydować się na przeprosiny i przyznanie się do własnej winy w tym wszystkim. Był zły na Octavię, ale gdyby to był kogokolwiek inny… Bardziej do szału doprowadzał go Lucas.
    Luke odetchnął głęboko, gdy drzwi zatrzasnęły się za Jacksonem. Ponownie skupił uwagę na Octavii, ciężko było nie zauważyć łez, z którymi walczyła.
    Podszedł do niej i objął ją ramionami, tak po prostu by dodać dziewczynie otuchy.

    OdpowiedzUsuń
  61. Jackson wsiadł do samochodu, jego kierowca cały czas cierpliwie na niego czekał, a widząc wzburzonego Jacksona, w ciszy ruszył pod wskazany adres jednego z nowojorskich klubów. Jackson nie rozumiał co tym razem się zmieniło, dlaczego tym razem Octavia wybuchła tak gwałtownie, dlaczego przespała się z jego bratem. Teraz nie miało to żadnego znaczenia, ale zastanawiał się czy mogło to trwać dłużej. Zrzucił z ramion ciemną marynarkę, rozpiął dwa guziki białej koszuli i podwinął mankiety rękawów by wyglądać nieco swobodniej. Nie czekając, aż znajdzie się w klubie, wyciągnął że schowka strunowy woreczek wypełniony białym narkotykiem. Dłuższą chwilę obracał go w dłoniach czując rosnącą ekscytację na to jak ten nieszczęsny wieczór mógł się skończyć. Chciał się odciąć od wszystkiego i wszystkich.

    Lucas zerknął na Javiera, który zabrał małą Aylę z opiekunką i wyszedł z mieszkania. Gładził delikatnie Octavię po plecach. Mógł się tylko domyślać jak dużo kosztowała ją ta sytuacja i jak bardzo bolały ją wszystkie słowa, które padły z ust Jacksona, który przecież sam świętym nie był. Zasiał w Lucasie ziarnko ciekawości, a ludzka wścibskość kazała mu wypytać o wszystko brunetkę, ale ugryzł się w język. Było zdecydowanie za wcześnie na odsłanianie przed sobą wszystkich kart, nie oczekiwał od niej tego.
    — Wszystko w swoim czasie. — odparł. — Jeśli są rzeczy o których nie chcesz lub nie możesz mówić, w porządku. Poza tym sama mówiłaś, że chcesz poznawać się powoli. Rodzice i reszta rodziny to dosyć odległa sprawa. — dodał z cieniem uśmiechu, chciał jakkolwiek poprawić jej nastrój o ile w ogóle było to możliwe.
    — A je schowaj na później. — Oddał Octavii klucze, które zostawił po sobie Jackson. — Jedź do Ay, złap oddech, ja wrócę do siebie. Chyba, że będziesz czegoś potrzebowała to dzwoń.
    Nie chciał powodować jeszcze więcej zamieszania i wprowadzać kolejne rozterki do życia Octavii. Powinna na wszystko spojrzeć z szerszej perspektywy dać sobie czas. Ta jednorazowa przygoda była miłą odskocznią i choć chętnie wziąłby dziewczynę ponownie w swoje ramiona, powinna odsapnąć od Jacksona, od niego i całego natłoku emocji.
    Zastanawiał się też co dalej postanowi Jackson. Nie sądził, by blondyn wrócił do domu i na spokojnie przemyślał to co właśnie się stało. Z tego co wiedział mógł przewidzieć, że Jack rzuci się w wir niezdrowych imprez. Nie chciał by poniekąd przez niego zrobił coś głupiego i narobił sobie problemów, bo nie wierzył, że to wszystko go nie obchodzi, nie po tym pokazie złości.

    OdpowiedzUsuń
  62. — Nie przejmuj się mediami i tak wymyślą tysiąc swoich powodów. — Nawet jeśli oboje rozstali, by się w zgodzie media i wszelkie portale plotkarskie dorobiłby sobie swoje teorie, które lepiej, by się sprzedały, a tym samym przyniosły więcej dochodu. Może gdyby nie żyli tak bardzo na świeczniku, wystawieni na opinię publiczną, może w tedy nie rozniosłoby się to, aż takim echem. Jackson natomiast z niczym się nie krył obojętnie, czy mówiono o nim dobrze, czy wręcz przeciwnie. Blondyn zdawał się niczym nie przejmować. Być może nie brał tego pod uwagę, ale miał wiele do stracenia, nie tylko Octavię. Tak samo szepczą o Robercie Howardzie wiedząc, że nie jest świętym jednak w sieci nie dało się znaleźć żadnych dwuznacznych zdjęć z jego udziałem. Image firmy był priorytetem.
    Skrzywił się nieco widząc jak Octavię uderza to co się stało. Miał świadomość, że to ona bardzo długo walczyła, by utrzymać to wszystko w całości, stwarzać pozory, żę wszystko będzie jeszcze dobrze, tak jak dawniej. Lucas po przeczytaniu kilku newsów w sieci, zobaczeniu paru zdjęć zrozumiał, że starszemu bratu w ogóle na tym nie zależy, obojętnie co mówił i jak dobrze mydlił dziewczynie oczy. Był zakłamany i oboje dobrze o tym wiedzieli.
    Lucas usiadł na kanapie obok niej i objął ją ramieniem przyciągając do siebie. Nie chciał zostawiać jej samej w takim stanie.
    — Wiem, ale zobaczysz, że z czasem będzie łatwiej z tym żyć. — zapewnił. Jego związki zdecydowanie nie należały do tych szczególnie burzliwych jednak ostatnia relacja zakończyła się dość niespodziewanie i w nieprzyjemnych okolicznościach dlatego rozumiał co czuła Octavia, choć ją i Jacksona łączyło znacznie więcej.
    — Zawiozę cię do Hampton, nie powinnaś prowadzić. — zasugerował wciąż ją przytulając. A później spróbuje znaleźć Jacksona i doprowadzić go do względnego porządku, a przynajmniej przypilnować, by nie przesadził. Zastanawiał się, czy nie powiedzieć ojcu o problemach starszego syna, o prochach, o imprezach i ostatecznie o Octavii, ale nie chciał by Jack miał go za donosiciela.

    OdpowiedzUsuń
  63. Nie należał do zakłamanego świata elity, do świata swojego ojca, czy brata. Matka o to zadbała, ku jego szczęściu. Nie chciał być taki jak Jackson, w tej chwili był na tyle rozsądny, by mimo przeprowadzki do Nowego Jorku nie ulec jego wpływom. Jack nie potrafił radzić sobie z trudnościami, które napotykał. Odwracał od nich wzrok, zamiatał pod dywan, ignorował. W tym przypadku było podobnie i choć Lucas wciąż się czuł jakby zrobił mu najgorsze świństwo, jego brat po części sobie na to zapracował. Albo to on szukał dla samego siebie wymówki.
    — Sama się przekonasz. — odparł z ciepłym uśmiechem. — Jeśli chcesz się przekonać o jeden wspólnej cesze wszystkich Howardów jest nią upór, chociaż w sumie to oboje piliśmy. — Przez te wszystkie emocje i zamieszanie czuł się w pełni trzeźwy i niemal zapomniał o wypitych niedawno szotach. Oboje nie powinni wsiadać za kierownice, on przede wszystkim przez wzgląd na procenty, które na pewno jeszcze krążą mu po organizmie, a Octavia z tego samego powodu plus ze zdenerwowania.
    Odsunął się na moment od dziewczyny by przynieść jej po chwili chusteczki.
    — Lepiej zadzwoń po kierowcę. — zasugerował. Sięgnął po telefon i zerknął na wyświetlacz, ale była tam tylko jedna wiadomość od znajomych, czy wszystko w porządku. Odpisał, że tak i że nie muszą się niczym martwić. — Może powinienem go poszukać, jeszcze zrobi jakąś głupotę. — mruknął rozważając, czy lepiej zostawić Jacksona w spokoju, czy też nie. Nie wiedział rowneiż, czy chłopak w ogóle by go posłuchał. Zajrzał na Instagrama, by sprawdzić gdzie blondyn się podziewa i co wyczynia. Nie było żadnym zaskoczneiem, że już nagrał kilka relacji z jednego z nowojorskich klubów. Westchnął pod nosem zastanawiając się jakim cudem ten chłopak sam siebie nie wykończył swoim postępowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  64. Laurent posłał ciepłe spojrzenie Octavii. Mieli kilka spraw do nadrobienia, miał wrażenie, że jego życie przy tym co działo się u dziewczyny stawało się nudne. Na co nie narzekał. Czytał portale plotkarskie, musiał być na bieżąco z tym co media gadają o nim i czy aby na pewno opublikowali to najlepsze ze zdjęć, które mu zrobiono. Tak czystko hobbistycznie lub po to by móc zainterweniować i wrzucić na social media coś co przyćmi każdą plotkę. Tak to już działało, a Laurent choć niekiedy był tym wszystkim zmęczony, odnajdywał się w blasku reflektorów bardzo dobrze.
    — Pogadamy na spokojnie jak będziemy sami. — zapewnił. Czuł, że Octavia potrzebuje teraz więcej uwagi z jego strony i miał zamiar jej ją zapewnić. Nawet jeśli miałby odrzucić kolejny kontrakt. Mógł sobie na to pozwolić, zwłaszcza, że na miejscu działo się na tyle dużo, że i tak był zabiegany.
    — No wiesz to ten wygląd, aparycja i styl. — odpowiedział wyliczając na palcach. Roześmiał się lekko i nieco pokręcił głową. Dobrze wiedział, że ludzie albo mu zazdrościli albo chcieli wskoczyć do łóżka. I znów lubił ten rodzaj uwagi, którą otrzymywał zewsząd.
    Uniósł lekko brew do góry.
    — A ja przyszedłem po dobroci... no cóż nie mam nawet paprotki, którą mogłabyś się zająć. — wydął nieco usta. Laurent był zaskoczony tym, że Octavia została mamą, wiek nie miał znaczenia, po prostu... to było coś czego na tym etapie się nie spodziewał. Mimo wszystko nie miał zamiaru oceniać dziewczyny, była jego siostrzyczką, małą kochaną Tay. Obojętnie jak często lubiła chwalić się tym, że przyszła na świat kilka minut wcześniej.
    Laurent ruszył rezolutnie w stronę garderoby otaczając Octavię ramieniem.
    — Lecisz gdzieś na wakacje i mnie nie zaprosiłaś? Ty mała paskudo. — wymruczał z udawaną urazą. Po chwili jednak uśmiech znów wrócił na jego twarz. — Ciekawe... serio z przyjaciółmi? — dopytał szturchając siostrę łokciem w żebra. No przecież nie umknęły mu najświeższe plotki, ale o tym też miał zamiar z nią porozmawiać. Miał wrażenie, że dziewczyna nie wyciągała wniosków z poprzednich zdarzeń.

    Lau

    OdpowiedzUsuń
  65. Lucas również starał się przemyśleć całą sprawę. Nie chciał wchodzić w paradę Jacksonowi, ale tylko ktoś ślepy mógłby stwierdzić, że między Octavią, a nim jest jeszcze coś co można uratować. Zresztą jego brat dostatecznie mocno nienawidził go dotychczas za samo istnienie, ta sprawa zbyt wiele nie zmieniła w tej materii. Blanchard wielokrotnie pojawiała się w jego myślach. Wspominał tą spontaniczną noc, którą spędzili razem, wspólne wyjście które im przerwano... Cóż, trzeba było oddać Jackowi, że miał świetne wyczucie czasu i zawsze pojawiał się w najmniej odpowiednim dla nich czasie. Jakby podskórnie wyczuwał, że należy o sobie przypomnieć.
    Lucas starał się nie narzucać Octavii, gdy ta przebywała w Hampton. Chciał, by i ona mogła spokojnie poukładać sobie sprawy w głowie. I był w stanie zaakceptować każdą z jej decyzji, nawet jeśli postanowiłaby się od definitywnie odciąć od wszelkich kontaktów z Howardami. To by go nie zdziwiło. Próbował jednak spotkać się lub chociaż porozmawiać z Jackiem, ale ten odrzucał jego połączenia i nie otwierał mu drzwi, choć dobrze wiedział, że ten przebywa w swoim mieszkaniu. Monitorował jego stan na Instagramie gdzie ochoczo dzielił się swoimi imprezami i podbojami. Lucas nie wierzył, że to było coś czego chłopak chciał, odreagowywał w najgorszy z możliwych sposobów.
    W pierwszej chwili nie usłyszał dzwonka. Siedział w jednym pokoju, który przerobił sobie na prowizoryczną siłownię, ze słuchawkami naciągniętymi na uszy, ale w końcu dzwonek przebił się przez głośne dźwięki.
    — Cześć. — Otworzył drzwi odrobinę zdyszany, ubrany jedynie w dresowe szorty. Był nieco zaskoczony widokiem Octavii, ale było to zdecydowanie pozytywne zaskoczenie. Uśmiechnął się lekko i przesunął w progu, by mogła wejść do środka. — Chętnie. — odpowiedział przyglądając się dziewczynie i piwom, które niosła. — Rozgość się. — Przejął od niej butelki, które zaniósł do kuchni otwartej na duży, przestronny salon. Za przeszkloną ścianą rozciągał się widok na Nowy Jork, która była jedną z niewielu rzeczy, która podobała mu się w tym miejscu.
    — Jak było w Hampton? Albo wiesz co daj mi chwilę i zaraz do ciebie wrócę. Kończyłem trening, więc nie jestem zbyt wyjściowy. — przyznał wskazując na całego siebie, by po chwili skierować się na schody.

    OdpowiedzUsuń
  66. Zauważył to jak mu się przypatrywała, co skomentował jedynie nieznacznym uśmiechem. To zawsze było miłe. Lucas dbał o formę i zdrowie, a wygląd był dobrym dodatkiem. Zresztą kto nie lubił wyglądać dobrze? Gdy wrócił odświeżony i ubrany z uwagą słuchał propozycji, którą miała dla niego Octavia.
    Oparł się biodrem o blat kuchennej wyspy, przyglądając się jak Octavia otwiera piwa i podchodzi do niego z figlarnym uśmiechem goszczącym na twarzy. To mu się zdecydowanie podobało i cieszył się, że wróciła z pomysłem, a nie kolejną porcją łez. Powinna wreszcie skupić się na sobie i swoich potrzebach, a nie kaprysach Jacksona.
    Wziął od niej jedną butelkę i pociągnął łyk. Rzeczywiście piwo było niezłe.
    — No chyba Bora Bora nie wypada odmawiać. — odpowiedział zaczepnie. — Chociaż kusi mnie żeby powiedzieć ci nie, jestem ciekaw jakich sposobów użyłabyś do namówienia mnie na ten wyjazd. — stwierdził po chwili z łobuzerskim uśmieszkiem. — Mam jednak jeden warunek, Tay. — Wyciągnął telefon z kieszeni spodni. — Chcę spędzić ten czas z tobą i... naprawdę zależy mi na tobie, więc... nie chcę żeby to zabrzmiało źle, ale nie chcę być tylko tą przysłowiową szpilką, którą chcesz mu wbić. Nie będę się w to bawił. — podsunął jej telefon wyświetlając zdjęcie, które przed chwilą zrobiła. Oczywiście to mogło być zwyczajne zdjęcie, zwykłe story na Instagrama, którym chwali się koleżankom, ale dwie butelki i jego mieszkanie dawało jasny wydźwięk. Nie chciał się w to bawić, a tym bardziej nie chciał zaangażować się i nic z tego nie mieć. Chociaż na to było chyba za późno. Nie chciał też robić tego z innego powodu, Jackson zwykle wszystko wyolbrzymiał i nie potrafił pohamować swoich reakcji. Nie miał ochoty, by chłopak znów wpadł i w czymkolwiek im przerywał wywołując kolejną awanturę.
    Odstawił na moment butelkę i przekręcił się tak by stanąć przed dziewczyną. Oparł dłonie po bokach jej ciała na blacie.
    — W sumie mam jeszcze jeden warunek. Po powrocie dasz się zaprosić na randkę. Ty i Ay. — dodał spoglądając w jej ciemne tęczówki, a jego własne oczy wesoło błyszczały.

    OdpowiedzUsuń
  67. — Dwa albo trzy, ale tylko te przyjemne. Później rób ze mną co chcesz. — odparł z lekkim uśmiechem. Wiedział gdzie chciał zabrać dziewczyny, gdy już wrócą z Bora Bora. Może nie od razu, ale chciał pokazać jej odrobinęswojego świata. Tego normalnego, spokojnego, nieco wolnego świata, który tak bardzo odbiegał od nowojorskiej gorączki.
    — Szkoda, że Ay jest taka mała, mógłby ją przeciągnąć na swoją stronę i w tedy nie mogłabyś mi odmówić. — uśmiechnął się łobuzersko i puścił jej oczko. Fakt, że Octavia miała już dziecko w zupełności mu nie przeszkadzała. Dzieci były urocze i choć rodzicielstwo nie należało do łatwych ról, było czymś w czym widział się za kilka lub kilkanaście lat. Chciał w przyszłości stworzyć normalną rodzinę bez znikającego na tygodnie ojca, bez przykrych niespodzianek.
    — Kąpielówki, odhaczone. — odparł odsuwając się nieco by upić łyk piwa. — Kiedy tak właściwie planujecie lecieć? — dopytał. Zbliżała się końcówka semestru, co oznaczało dość intensywny czas na uczelni, ale mała przerwa powinna wyjść mu na dobre.
    Sięgnął po telefon, gdy ten krótko zawibrował na blacie. Ściągnął nieco brwi odczytując wiadomość od Jacksona, a dokładniej udostępnioną przez niego relację, na której było zdjęcie zrobione przez Octavię i dopisek better brother, huh? 🖕 Westchnął ciężko zdając sobie sprawę, że Jackson tak łatwo nie odpuści i nie będzie szczędził sobie złośliwości. Miał tylko nadzieję, że nie zechce bezpośrednio mieszać w ich znajomości. Lucas nie był głupi, Octavia mogła zarzekać się, że między nią, a Jackiem wszystko jest skończone, ale z takich uczuć człowiek nie mógł wyleczyć się w kilka dni. A Jackson był uparty i nie lubił zajmować innej pozycji jak pierwszej. Nie miał jednak zamiaru w żaden sposób reagować na jego głupie zaczepki. Odłożył wyciszony telefon.
    — I musisz przesłać mi koszta. — Z pewnością nie miał zamiaru żerować na jej kieszni, poza tym na tego typu przyjemności mógł sobie pozwolić. Choć zarzekał się, że nie chciał pieniędzy od ojca ten i tak wysyłał mu pokaźne sumy. Głównie odkładał je, ale niekiedy też korzystał z możliwości jakie dawały takie kwoty.

    OdpowiedzUsuń
  68. — Muszę sobie znaleźć odpowiednią sojuszniczkę. — stwierdził z lekkim uśmiechem. Obojętnie jakie stosunki byłyby między nim, a Octavią, Ayla była córką jego brata. Była jego siostrzenicą, więc jak mógł nie przepadać za tym dzieckiem? To Jackson jako jedyny miał problem z zaakceptowaniem nowej rzeczywistości, czym w przyszłości mógł niesamowicie skrzywdzić tą małą i niewinną niczemu istotkę. Popełniał dokładnie te same błędy co ich ojciec i jego matka popełniali względem niego. Lucas nie mógł zrozumieć dlaczego obrał tą samą drogę skoro sam miał tak duży żal do rodzicieli.
    — To już niedługo, zdecydowanie przyda się nam wyjazd. Mam masę egzaminów w tym semestrze. — przyznał. Część musiał zaliczać na bieżąco, ale część musiał nadrobić przez wzgląd na nieco inny program na uczelniach w Stanach.
    — Meksyk, Stany, Francja, Bora Bora... światowa ta twoja rodzinka. — zauważył wesoło. Nie miał zamiaru dociekać. Informacje, które miał wystarczały mu, a jeśli kiedykolwiek Octavia postanowi podzielić się z nim czymś więcej i uchyli rąbka tajemnicy będzie po prostu zadowolony, że mu zaufała. Dobrze wiedział, że w rodzinnych kręgach były sprawy, które poza ten krąg nie mogły wyjść. Lucas nie zbyt interesował się biznesem ojca, ale domyślał się ile rzeczy nie mogło ujrzeć światła dziennego.
    — Zawsze możemy postawić na romantyczny spacer, zwłaszcza że pogoda całkiem dopisuje, choć nie obiecuję rozgwieżdżonego nieba. W Nowym Jorku kiepsko z takimi widokami. A później możemy postawić na film. — stwierdził przyglądając się brunetce. — Skoro horry nie są ci straszne to możemy wybrać coś ckliwego i w tedy będę cię przytulać na pocieszenie. Co ty na to? — zasugerował z lekkim rozbawieniem. — I mam nadzieję, że w najbliższym czasie zbyt wielu facetów nie będzie stało przed tym wyborem. — dodał z figlarnym uśmiechem. W jednym Howardowie byli podobni, nie lubili się dzielić, ale Lucas nie należał do osób chorobliwie zazdrosnych. Dawał kredyt zaufania i sam również starał się go nie nadszarpywać.

    OdpowiedzUsuń
  69. [Dziękuję serdecznie za powitanie Maxa. Nie sądzę jednak, aby jego życie na tym etapie było jakoś szczególnie skomplikowane, chyba że za taki aspekt uzna się jego dość częste konflikty z rodzicami, którzy od dawna załamują ręce nad wyskokami jedynego syna. Z pewnością znacznie gorzej będzie, gdy dowie się, że jest ojcem.

    Gdybyście mieli czas i chęci na wspólny wątek, wiecie gdzie nas znaleźć. Ostatecznie z racji niewielkiej różnicy wieku nasze postaci mogły się nawet poznać za dzieciaka.]


    Max

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie wiedział, że Octavia ma zamiar wypowiadać się na temat ich związku. Do tej pory utrzymywała, że nie chce dzielić się swoim życiem z obcymi ludźmi, a jednak właśnie to zrobiła, a udział w podcaście miał jeszcze bardziej zwrócić wzrok innych na nią... na nich. Jackson nie zdawał sobie z niczego sprawy, bo i skąd miał wiedzieć? Od ostatniej kłótni nie rozmawiali ze sobą, a Jackson uparcie omijał social media Balnchard. Tym razem był przekonany, że między nimi wszystko zostało skończone. Nosiło go by sprawdzić, by pojechać, by przeszkodzić, by zobaczyć się... jego świętoszkowaty brat z pewnością nie mógł przepuścić takiej okazji...
    Słuchał wywiadu siedząc w swoim apartamencie. Leżał na kanapie z zamkniętymi oczami i skrzyżowanymi nogami. Wsłuchiwał się w głos prowadzącej i odpowiedzi, których udzielała Octavia. Nie potrafił zrozumieć dlaczego się na to zdecydowała, te pytania... nie sądził, że zniży się do poziomu taniej dramy i jeszcze tańszej sensacji. Obserwujący szaleli, ale takie rzeczy zawsze dobrze się sprzedawały. Wywiad okazał się dobrą pożywką dla internetowych haterów i bohaterów, którzy utworzyli nawet specjalne hasztagi na tą okazję. Jedne broniące Octavii i samotnych matek, drugie hejtujące jego postawę. Musiał nawet poblokować część obserwujących, którzy zaczęłi wysyłać mu prywatne wiadomości, że powinien się ogarnąć. Niektórzy nawet życzyli mu wszystkiego co najgorsze. Odeszło mu całkiem sporo followersów, ale tym przejmował się najmniej.
    Jackson słuchał Octavii, to była jej perspektywa, ale mówiła zgodnie z prawdą, a Jackson? Mógł jedynie prychać pod nosem i wywrać oczami, choć wyczuwał, w którym momencie głos dziewczynie się łamał i miała trudność z opanowaniem emocji. Znał ją na wylot.
    Jednak cała złość uleciała z niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy w telewizorze pojawiły się najnowsze wiadomości. Zwykle ich nie słuchał, ale wyjątkowo podniósł wzrok na ekran, gdy prezenterka mówiła o strzelaninie. Z początku dane ofiary wziął za przypadek. Przecież w Nowym Jorku musiało być mnóstwo Octavii B... prawda? Mimo wszystko czuł wewnętrzny niepokój, który nie pozwolił mu przejść do porządku dziennego po wysłuchaniu reszty wiadomości. Odruchowo sięgnął po telefon i wybrał numer dziewczyny. Nie odbierała. Następnego dnia jej telefon również milczał, aż w końcu zaczęła odpowiadać mu poczta głosowa. Octavia miała wiele powodów, by od niego nie odbierać i naprawdę chciał, by chodziło o zwykłą niechęć. Jednak telefon do jej ojca zmroził mu krew w żyłach. Nie potrafił nawet pociągnąć dalej rozmowy z mężczyzną, gdy usłyszał, że Octavia jest w szpitalu.
    Z ciężkim sercem wszedł do szpitala. Oczywiście musiał się natrudzić żeby uzyskać jakikolwiek informacje i móc znaleźć się przy Blanchard. Nie zdziwił go widok Lucasa, którego zastał w prywatnej sali. Wyglądał wyjątkowo kiepsko i normalnie pewnie by się z tego faktu ucieszył, ale nie tym razem. Skinęli sobie jedynie głowami, a Jack zajął miejsce po drugiej stronie łóżka, którego nie odstępował przez następnych kilka dni.

    Jackson drgnął niespokojnie, gdy usłyszał cichy, niewyraźny głos. Z początku mruknął coś pod nosem, ale w końcu otworzył oczy, które potarł palcami. Napotkał wzrok Octavii, więc niemal od razu poderwał się z fotela i przysunął się bliżej łóżka. Uśmiechnął się do niej.
    — Napędziłaś nam niezłego stracha. — wytknął układając jedną dłoń na jej policzku, który pogładził. Drugą dłonią odnalazł jej dłoń i splótł razem ich palce. Jackson zwykle nie pokazywał swoich słabości, jednak ta sytuacja... ostatni tydzień był w rozsypce bojąc się, że Octavia się nie wybudzi i zostawi go na poważnie. Wolał, by go nienawidziła, by odebrała mu Ay, by wyjechała na drugi koniec świata... zniósłby wszystko byleby tylko była cała i zdrowa. — Jesteś taka głupia, nie waż się więcej bawić w bohaterkę, rozumiesz? — polecił. Zignorował chrząknięcie swojego brata, który popatrzył na niego karcąco.
    — Jak się czujesz? — zapytał Lucas. — Pójdę po lekarza i zadzwonię do twoich rodziców.

    Howardy

    OdpowiedzUsuń
  71. [Informuję, że odezwałam się na Chacie Google.]

    Max

    OdpowiedzUsuń
  72. Przysunął sobie fotel, by móc siedzieć jak bliżej dziewczyny. Pogładził ją delikatnie po włosach.
    — Nie wiem, nie chcieli mi nic powiedzieć. — odparł kłamiąc gładko. Nie chciał na razie jej martwić, że mężczyzna miał znacznie poważniejszą ranę i zmarł na stole operacyjnym. Powinna skupić się na sobie i na odzyskaniu pełni sił, a nie na poczuciu winy, bo przecież nie zrobiła nic złego. To był splot nieoczekiwanych, strasznych wydarzeń.
    Zaśmiał się niemrawo na jej następne słowa.
    — Cieszę się, że humor cię nie opuszcza. — To był chyba dobry znak, albo oznaka, że podawali jej na prawdę silne leki, które wciąż ją otumaniały. Chociaż sam nie wiedział jakby się czuł gdyby ktoś go postrzelił. Aczkolwiek bardzo chętnie zamieniłby się z nią miejscem.
    — Praktycznie odkąd cię przywieźli. — odpowiedział zgodnie z prawdą. Poczuł jak oczy zaczynają go piec, więc zwiesił na moment głowę walcząc z własnymi emocjami. — Pielęgniarki chyba mają mnie już dosyć. — dodał śmiejąc się nieco, by rozluźnić atmosferę, ale na niewiele się to zdało. Podniósł na nią wzrok, a widok jej bladej twarzy znów nim wstrząsnął. Jeszcze chyba nigdy w swoim życiu tak się nie bał jak tamtego dnia, gdy dowiedział się co się wydarzyło. Miał ochotę dorwać tych gnoi co ją skrzywdzili i rozszarpać. — Tydzień... byłaś nieprzytomna przez tydzień, Tay. — przyznał i uniósł jej dłoń do ust. Złożył delikatny pocałunek na wierzchu jej dłoni po czym oparł łokcie na łóżku i zwiesił głowę tak by nie mogła widzieć jego twarzy. Zacisnął szczęki jednak drżące ramiona zdradzały, że się rozpłakał.
    — Gdyby coś ci się stało... gdyby... — słowa uwięzły mu w gardle, a głos się załamał. Przez cały tydzień czuwał przy niej ledwo mogąc zmrużyć oko, bo bał się, że jak tylko zaśnie coś złego się stanie. Popadał powoli w paranoję, każdy pisk maszyny wzbudzał w nim niepokój... Teraz jednak się obudziła, a on wreszcie mógł odepchnąć od siebie najczarniejsze scenariusze. Przez te kilka dni to Lucas zachowywał zimną krew. Spędzał wiele godzin w szpitalu, pilnował by Jackson zmrużył oko, by coś zjadł. Lucas do tej pory uważał, że Jacksona nic nie jest w stanie złamać, że cokolwiek się nie wydarzy chłopak zachowa pokerową twarz, a jednak przez te kilka dni zobaczył zupełnie inną twarz Jacka, tą bezbronną, tą bezsilną. Dlatego sam nie okazywał tego jak bardzo martwił się o Octavię. On pilnował Blanchard, a Lucas pilnował Jacksona. Do tego musiał zadbać, by nie utrudniał pracy lekarzowi i pielęgniarką, które doglądały Tay.
    Lucas odszukał lekarza, któremu przekazał, że dziewczyna się wybudziła. Sięgnął również po telefon i zadzwonił do matki Octavii, by poinformować ją o wybudzeniu się córki. Oni przede wszystkim to przeżywali, ale ktoś musiał zająć się małą Aylą.

    Braciakowie

    OdpowiedzUsuń
  73. Wytarł policzki rękawem szarej bluzy, którą miał na sobie i uśmiechnął się do niej ciepło.
    — Wiem, ale... napędziłaś mi potwornego stracha, Tay. — przyznał. Wypuścił ciężko powietrze z płuc. Chyba dopiero teraz dochodziło do niego, że rzeczywiście będzie dobrze. — Cieszę się, że to wszystko skończyło się tylko w taki sposób. — dodał. Mogli się kłócić, mogli ze sobą nie rozmawiać, mogli się na co dzień nie znosić, ale Octavia była... wciąż zajmowała specjalne miejsce w jego zepsutym sercu i wiedział, że gdyby ktoś mu ją odebrał nie podźwignąłby się po tym, nie chciałby, nie widziałby w tym sensu.
    Nachylił się nad nią i ucałował ją w czoło.
    — Nie musisz dziękować, nie usiedziałbym w domu i tak. — odparł kręcąc głową. Tak na prawdę cieszył się, że nie widziała go przez ten tydzień, że nie była światkiem tego jak się zachowywał. — Tay... Lucas też tu siedział. Nie widać tego po nim, ale odchodził od zmysłów, ale... gnojek na prawdę potrafi sobie poradzić w trudnych sytuacjach. — W tej jednej sytuacji nie potrafił i nie chciał być zgryźliwy. Lucas czuwał przy Octavii na równo z Jacksonem i tak na prawdę bardzo mu przez ten tydzień pomógł. Ogarniał go i tłumaczył niezrozumiały lekarski żargon. — O wilku mowa. — mruknął spostrzegając chłopaka za szybą i odsłoniętymi żaluzjami.
    Jackson wyprostował się nieco w fotelu, gdy młodszy brat wszedł do sali. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech, a w oczach dało się spostrzec ulgę i szczęście na widok przytomnej Octavii. Lucas dość szybko wrócił jednak widząc płaczącego Jacksona i ich splecione dłonie powstrzymał się przed wejściem i przerwaniem tej intymnej chwili, którą dzielili. Nie potrafił nawet być o to zły. Dobrze wiedział, że Octavia wciąż była zakochana w Jacksonie, a on w niej obojętnie jak bardzo się tego wypierał.
    — Rozmawiałem z twoją mamą, niedługo przyjadą. — poinformował podchodząc bliżej. Oparł dłonie o łóżko w nogach dziewczyny. — Lekarz chciałby cię przepadać i muszą zmienić opatrunek. — dodał przenosząc wzrok na Jacksona, który niemal od razu odsunął się od Octavii i podniósł ze swojego miejsca. — Zajrzymy do ciebie po badaniu, a w między czasie skoczymy na kawę. — Jack o dziwo zgodnie przytaknął.

    OdpowiedzUsuń
  74. [Hej! Nie wiem, czy Sissy byłaby zainteresowana stałą pracą, bo to jest mało stałe dziewczę ogółem... ale gdyby Octavia chciała ją przygarnąć nawet na jakiś czas, to my chętnie! Może nawet urodzi się z tego jakaś przyjaźń wbrew ich całkowicie różnemu statusowi materialnemu, kto wie? ♥]

    Sierra Clemente

    OdpowiedzUsuń

  75. Szczerze powiedziawszy nie planował dłuższego pobytu w Nowym Jorku. Miał przyjechać tu tylko na krótki urlop, który z pewnością mu się należał po trwającej grubo ponad miesiąc sesji fotograficznej, którą przeprowadzał na zlecenie jakichś wymuskanych marokańskich snobów. Doprawdy, jak on bardzo nienawidził ludzi, którzy goniąc za sławą i związanym z nią bogactwem zdawali się kompletnie zapominać, że stale biegający za nimi z aparatem człowiek nie jest jedynie maszynką na kółkach, więc czasem potrzebuje odpoczynku. O tyle dobrego, że całkiem nieźle płacili, a dodatkowo co jakiś czas fundowali darmowy posiłek, co pozwoliło mu nieco podreperować budżet po tym, gdy ostatnio znowu łatwą ręką rozpieprzył całkiem sporą sumkę na podrasowanie ukochanego motoru. Cóż, jeśli tak jak on chciało się w miarę bezpiecznie prowadzić pięknie prezentujące się cacko i jednocześnie zająć miejsce na podium podczas nie do końca legalnych wyścigów przeprowadzanych w różnych zakątkach świata, musiało się rzecz jasna dobrze w nie inwestować. Przecież nie mógł powierzyć drogiej Yamahy w ręce pierwszego z brzegu mechanika. Jeszcze by mu ją uszkodził, a wtedy mógłby nie ręczyć za siebie. Oj tak, droga kuzyneczka nie byłaby w stanie sprezentować mu lepszej niespodzianki na osiemnastkę. Max oczywiście nadal pamiętał stek przekleństw jakie wypowiedział jego ojciec, gdy po raz pierwszy zobaczył skutki pierwszego rajdu syna, lecz nie zamierzał się tym przejmować. W końcu raz się chodzi po tej ziemi, a czym byłoby życie bez odrobiny szaleństwa, nieprawdaż ?
    - Coś czuję, że kiedyś się nie wyrobisz i wjedziesz nam tą swoją bestyjką prosto w drzwi. – Margareth, jedna z kelnerek pracujących w New Moon odskoczyła lekko na bok, widząc dość niebezpieczne, acz zapierające dech w piersiach popisy mężczyzny. Wyszła właśnie na papierosa, toteż mogła na własne oczy obserwować jak ten najpierw wykonuje skomplikowane akrobacje na jednym kole, po czym z sobie charakterystycznym impetem hamuje dosłownie na styku chodnika oraz parkingu.
    - Daj spokój, nie udawaj, że Ci się nie podobało. – Zachichotał, zeskakując z pojazdu i ściągając kask.
    - Może, ale i tak wolałabym nie znajdować się wtedy zbyt blisko nich. – Odparła, gasząc niedopałek w śmietniku i wchodząc z powrotem.
    - Jak zwykle przesadzasz. – Wzruszywszy nieznacznie ramionami, powędrował za nią.


    Max [Z poślizgiem, ale jest zaczęcie.]

    OdpowiedzUsuń
  76. [Serdecznie dziękuję za powitanie Lean i jednocześnie informuję, że odezwałam się ponownie na Chacie Google. Z góry przepraszam za ewentualny chaos. Ostatnio brakuje mi mocnych wątków, czego żywym dowodem jest historia tej dziewczyny.]

    Lean

    OdpowiedzUsuń
  77. — Jeśli mam wyjść z tego szpitala to tylko w tedy, gdy ty będziesz z niego wychodziła. — odpowiedział. Lucas natomiast stał z boku obserwując tą dwójkę. Potaknął krótko i pociągnął Jacksona do wyjścia, gdy w progu sali pojawił się lekarz wraz z pielęgniarką.
    W ciszy wsiedli do windy i zjechali na parter gdzie znajdowała się kawiarnia. Kobieta za ladą uśmiechnęła się ciepło w ich stronę, przez ostatnie kilka dni ta dwójka była stałymi bywalcami. Wpadali szybko coś przekąsić i zgarnąć kolejny kubek z kawą.
    Zamówili po kawie i usiedli przy jednym ze stolików ustawionych koło dużych okien by złapać choć odrobinę dziennego światła. Jack wpatrywał się w parking rozciągający się za szybą, a Lucas wpatrywał się w parujący kubek, który miał przed nosem. Lucas chciał z nim porozmawiać z tym, że nie wiedział jak ugryźć ten temat. Przez te kilka dni mieli zawieszenie broni, tolerowali się i zmieniali przy boku Octavii. Żaden z nich nie chciał odchodzić od boku dziewczyny, choć Jackson zdecydowanie odchodził od zdrowych zmysłów niemal przyrastając do fotela w sali, którą zajmowała Tay. Jakkolwiek źle zachowywał się względem niej wcześniej, tak teraz dobitnie pokazał, że cokolwiek między nimi się nie działo, zjawiał się u jej boku jeśli była taka potrzeba.
    — Kochasz ją? — wypalił nagle podnosząc wzrok na starszego brata. — Ona cię kocha, bardzo. — dodał z cieniem smutku w głosie. Nie chciał czuć się rozczarowany, gdy w grę wchodziło szczęście bliskich mu osób, ale tak właśnie się czuł.
    — O co ci chodzi? — Jackson odpuścił, bo w tej chwili nie liczyło się nic więcej jak zdrowie Octavii, ale to nie oznaczało, że zapomniał o tym, że ta dwójka zbliżyła się do siebie.
    — Raz w życiu możesz ze mną normalnie porozmawiać. — opowiedział spoglądając na Jacka.
    — Kocham dlatego... wkurwia mnie to, ale wiem, że jesteś dla niej lepszy Luke. Dużo lepszy. — przyznał krótko zerkając na młodszego.
    — Ona mnie nie chce, świata poza tobą nie widzi. Wystarczy, że wziął byś się w garść. — Jackson prychnął wywracając oczami.
    — Rzeczywiście, bardzo cię nie chce. — odparł nieco kąśliwie.
    — Wrócę do Hiszpanii, jeśli mi obiecasz, że jej nie skrzywdzisz. — stwierdził. Myślał o tym każdego dnia widząc jak na wpółprzytomny Jackson wpatrywał się w Octavię, jak płakał siedząc obok niej i po cichu prosił, by się wreszcie obudziła.
    — Nie zgrywaj pieprzonego bohatera. Nie jesteś mi niczego winny. — Jackson wziął duży łyk kawy po czym podniósł się z krzesła.

    OdpowiedzUsuń
  78. Jack sam nie wiedział co myśleć o tym co powiedział mu Lucas. Oczywiście młodszy braciszek musiał zgrywać tego lepszego brata... Zacisnął mocniej szczeki, był tym lepszym bratem i Jack nie mógł temu zaprzeczać. Sam to przyznał, widział to na własne oczy. Jakkolwiek chłopak działał mu na nerwy, był przy Octavii choć nie łączyło ich, aż tak wiele. Pomagał i ogarniał całą sytuację w sposób, w który Jackson nie potrafił.
    Gdy wyszedł z kawiarni, Lucas dopił swoją kawę równie szybko i poszedł w ślad za nim. Jadąc windą obaj milczeli nie wiedząc co jeszcze mogliby sobie powiedzieć. Luke naprawdę miał na myśli to co powiedział, to nie były puste słowa. Skoro istniał cień szansy, że ta dwójka może być razem szczęśliwa i być rodziną z małą Ay, nie chciał wchodzić im w drogę jeszcze bardziej niż do tej pory to zrobił.
    Wysiedli z windy i skierowali się w stronę sali, którą zajmowała Octavia.
    Jackson nieco zwolnił dostrzegając w progu ojca dziewczyny. Czuł się nieco nieswojo w ich towarzystwie, miał świadomość co o nim myśleli bliscy Octavii. Zapracował sobie na ich nieprzychylne spojrzenie, ale póki stan Octavii nie był pewny, Jacksona mało obchodziły ich krzywe spojrzenia kierowane w jego stronę przez cały ten czas. Lucas natomiast normalnie z nimi rozmawiał i tłumaczył pewne rzeczy, gdy lekarski żargon okazywał się zbyt skomplikowany.
    Jackson usłyszał strzępki rozmowy i wzmiankę o wyjeździe.
    — Dzień dobry. — pierwszy odezwał się Lucas, który skinął głową w kierunku ojca Octavii i lekko uśmiechnął się przenosząc wzrok na Evę Blanchard, która miała wilgotne policzki. Przeniósł wzrok na Jacksona, którego niemal musiał wepchnąć z powrotem do pomieszczenia. — Porozmawiam z lekarzem jak goi się rana i kiedy i na jakich warunkach będą mogli cię wypuścić. — Nie chciał przeszkadzać, w tej chwili czuł się nieco jak piąte koło u wozu. Tay miała przy sobie wszystkie osoby, na których jej zależało.
    — Pójść z tobą? — zapytał Jackson. Lucas uniósł lekko brew i pokręcił głową.
    — Nie, zostań. I tak nic z tego nie zrozumiesz. — dodał.

    OdpowiedzUsuń
  79. Jacksonowi nie uśmiechało się puszczanie Octavii gdziekolwiek. Tak naprawdę teraz nie miał ochoty spuszczać z niej spojrzenia jakby w środku czując tą dziwną niepewność, że coś podobnego znów może się jej przytrafić, a jego może nie być obok. Mimo wszystko sugestia Jaquesa mogła być rzeczywiście rozsądnym rozwiązaniem.
    — Lucas wraca do Hiszpanii. — powiedział niezbyt głośno, zastanawiając się jak dziewczyna zareaguje na tą wiadomość. — Mogłabyś polecieć z nim, jeśli lekarze by ci pozwolili. — wtrącił zduszając w sobie całą dumę i niechęć do brata. Obaj byli w pozycji, w której twierdzili, że lepiej byłoby się odsunąć i dać miejsce temu drugiemu. Wiedział jednak, że jeśli Tay nie miała na coś ochoty to raczej marne ich szanse, że do czegokolwiek ją przekonają.
    — Po prostu tu siedzieliśmy i mieliśmy na ciebie oko, to chyba nic złego? — odpowiedział posyłając dziewczynie niewielki uśmiech.
    — Jackson wyszedł stąd tylko raz, musiał mnie zmienić przy Ay, gdy byłam potrzebna w atelier. — dodała Eva, która posłała Howardowi krótkie spojrzenie.
    — To... to nic takiego. — odpowiedział. Nie spodziewał się, że Eva poprosi go o pomoc w zajęciu się małą zwłaszcza, że do tej pory nie wykazał cienia zainteresowania swoją córką, ale w takiej chwili nie potrafił jej odmówić. W końcu w szpitalu leżała ich córka, a wciąż mieli pełne ręce roboty ze swoimi codziennymi obowiązkami. Tak naprawdę ten jeden dzień był mu bardzo potrzebny, gdy zmusił się do ogarnięcia i wyjścia na świeże powietrze. Ayla na szczęście zachowywała się nienagannie ułatwiając mu to wszystko i na krótką chwilę odciągnęła jego myśli od całego tego zajścia, choć za każdym razem jak patrzył na małą to widział w niej Tay. Nie chciał sobie nawet wyobrażać co by się stało gdyby Octavii rzeczywiście się coś stało, a mała zostałaby bez niej. Zwłaszcza, że wiele razy zadała mu pytanie gdzie jest jej mama.

    OdpowiedzUsuń
  80. — Mam samochód pod szpitalem, mogę prowadzić. — zapewnił. Nie chciał kłopotać jej rodziców. Zresztą w tej chwili nie czuł się tak źle. Po tym jak się wybudziła wstąpiły w niego nowe siły.
    Nawet nie zdziwiła go reakcja Octavii na to co powiedziała Eva, nie był idealnym ojcem... nie był nim w ogóle, ale to była wyjątkowa sytuacja. Jackson odprowadził ich spojrzeniem po czym zajął miejsce koło łóżka.
    — Lucas chce wrócić do Hiszpanii, bo... przeze mnie. Myśli, że to naprawi sprawy między nami. — wytłumaczył zaczynając od jej pierwszego pytania. — Ale ja myślę całkiem na odwrót. — przyznał. — Sprawy między nami zjebały się na długo przed tym jak przyjechał, prawda? — spojrzał na Octavię z nieznacznym uśmiechem. — Te kilka dni dały mi do myślenia Tay i to że mogliśmy cię stracić... — urwał na moment przenosząc wzrok na okna. — Nie pozwolę mu wyjechać, albo rzeczywiście ty jedź z nim, Tay. Luke jest lepszy... będziesz z nim szczęśliwa, a Ay będzie miała ojca i normalne dzieciństwo. To wszystko czego dla niej na początku chcieliśmy... czego ja dla was chcę. Zasługujesz na to, Tay. — Te słowa przychodziły mu z trudem, ale tak właśnie myślał i czuł. I chciał żeby to wiedziała. — Chciałbym ci powiedzieć, że stać mnie na więcej, ale nie wiem i nie mogę ci tego więcej obiecywać, bo pewnie znowu wszystko spieprzę. — dodał.
    Zawsze do niej wracał, znowu obiecując, że wszystko będzie dobrze, że ją kocha... kochał, ale co z tego? To nie zawsze wystarczało, a Jackson nie wiedział, czy mógł się na tyle zmienić, by być dla niej... dla nich odpowiednią osobą. Jednodniowa opieka nad Ay to było nic w porównaniu z całym życiem i nie wiedział, czy jest na to gotowy. A Lucas z chęcią wskoczyłby w tą rolę. Był chodzącym ideałem pod tym względem.
    — Nie wiem, czy możemy to naprawić. — Wyciągnął rękę i ujął jej drobną dłoń w swoją. — Jestem chyba za bardzo pojebany, wiesz? Nie byłem czysty od nie pamiętam kiedy... Nie wiem, czy będę potrafił być tylko z tobą. Lucas jest gotowy na tą zabawę w rodzinę. — Nie wiedział, czy próbował bardziej przekonać Octavię do tego, czy może samego siebie.
    Przejechał dłonią po swoich krótkich włosach i odwrócił spojrzenie od Octavii.

    OdpowiedzUsuń
  81. Sam nie potrafił w pełni określić tego czego chciał, to było zmienne i wielokrotnie zależało od jego kaprysu, od tego jak bardzo był znudzony w danym momencie. Octavia była jego stałą, do której lubił wracać, gdy zatęsknił za czymś znajomym i pewnym. Tak jak teraz, gdy coś nim wstrząsało biegł do niej bo była jedyną osobą, która mogła dać mu ten komfort, którego zwykle mu brakowało. Nawet nie potrafił powiedzieć co takiego miała, że nie umiał postąpić z nią tak jak z każdą inną spotykaną przez siebie osobą.
    — Zależy dlatego o tym myślę, Tay. — odpowiedział przyglądając się jej profilowi. — I tak boję się, wielu rzeczy. — przyznał prostując się w fotelu. — Boję się, że znowu cię skrzywdzę, że to przeze mnie będziesz płakać po nocach. Boję się, że znowu będę miał te same wyrzuty sumienia z tego powodu. — dodał. Jednak coś przerażało go jeszcze bardziej i uzmysłowił to sobie przez ten tydzień patrząc jak Octavia leży nieprzytomna w szpitalnym łóżku podłączona pod różne maszyny, których dźwięku nie mógł już znieść. Każde pikanie przyprawiało go o nieprzyjemne dreszcze i obawę, że dzieje się coś niewłaściwego.
    Znów się nieco nachylił wciąż trzymając jej dłoń w swojej.
    — Zostałaś postrzelona. Mogliśmy cię stracić... Nie chcę marnować więcej czasu. — powiedział cicho unosząc jej dłoń do swoich ust i składając pocałunek na jej ciepłej skórze. Zdał sobie sprawę, że wielokrotnie sam przekraczał bezmyślnie własne granice, ile razy ona musiała czuć się podobnie do niego? Ile razy Octavia musiała przeżywać tego typu stres i obawy, że przez głupotę może coś sobie zrobić? Ile razu to znosiła nie robiąc mu wyrzutów?
    Lucas stanął przy szybie od sali na której leżała Octavia. Przyglądał się rozmawiającej dwójce, temu jak Jackson wpatruje się w Octavię, jak ona patrzy na niego... wyciągnął telefon i wszedł w rozmowę z ojcem.
    Wracam do Hiszpanii, definitywnie. Jeśli mógłbyś to załatwić będę wdzięczny. Wracam pierwszym samolotem.
    Wysłał krótkiego sms’a po czym odwrócił się. Spostrzegł rodziców dziewczyny, więc podszedł do nich.
    — Octavia będzie miała wykonanych kilka badań, zostanie pewnie jeszcze na obserwacji, ale powinni na dniach ją wypuścić. Będzie musiała tylko wpadać na zmianę opatrunku albo może zamówić opiekę do domu. — wytłumaczył i zerknął przez ramię w stronę pokoju Tay. — Mają państwo wspaniałą córkę i wnuczkę. — dodał starając się, by jego uśmiech wyglądał przekonywująco. — Do widzenia. — rzucił na odchodne wymijając małżeństwo, by skierować się do windy.
    Nie chciał zostawać w Nowym Jorku. Z Octavią może i nie spędzali zbyt wielu wspólnych chwil i nigdy niczego sobie nie obiecali, ale wciąż coś do niej poczuł i jeśli miał ruszyć do przodu i nie wchodzić tamtej dwójce w paradę, musiał wrócić do Hiszpanii.

    OdpowiedzUsuń
  82. — Wyjątkowo nie będę się z tobą kłócił. — odpowiedział z lekkim uśmiechem. W jego oczach, prócz zmęczenia malowała się także ulga. Podniósł się z fotela i nachylił nad Octavią delikatnie muskając jej czoło, a zaraz także usta. Uśmiechnął się jeszcze szerzej ciesząc się jak dziecko, że ma jeszcze okazję do takich pieszczot nawet jeśli drobnych i zupełnie niewinnych.
    — Ty też odpoczywaj żeby cię szybko stąd wypuścili. — polecił odsuwając się od dziewczyny. Spostrzegł rodziców Octavii i nieco się spiął wciąż nie widząc, czy akceptują jego obecność koło swojej córki. Zwykle nie przejmował się tym kto co o nim myśli, ale to była nieco inna sytuacja. Zrozumiałby jeśli więcej by go tutaj nie wpuścili.
    — Do zobaczenia. — rzucił na odchodne wymijając małżeństwo.
    Wsiadł do samochodu oddychając głęboko. Przez chwile siedział na miejscu i wpatrywał się w przestrzeń przed sobą czując jak całe napięcie powoli z niego schodzi, a co za tym idzie zmęczenie uderzał ow niego ze zdwojoną siłą. Sięgnął po telefon i dopiero teraz zobaczył wiadomość od Lucasa, który kazał mu na siebie nie czekać. Widział także nieodebrane połączenie od ojca. Wolał mieć to z głowy, więc oddzwonił do mężczyzny.
    — Dzwoniłeś. — mruknął pocierając suche oczy.
    — Tak. Jak Octavia się czuje? — zagadnął.
    — W porządku, jej stan jest już stabilny. Zostanie na kilka kolejnych dni na obserwacji i pewnie ją wypuszczą. — wyjaśnił pokrótce. — Coś jeszcze? Padam, a muszę wrócić do domu.
    — W zasadzie to tak, Lucas dzwonił niedawno. Chce wrócić do Hiszpanii. Wiesz coś na ten temat? — Jackson przygryzł wargę i jedną ręką odpalił samochód. Dobrze wiedział o co się rozchodzi, ale ojciec niepotrzebnie się wtrącał. Skoro Luke chciał wracać, droga wolna. Nikt nie mógł go zatrzymać. Osobiście uważał, że jego młodszy brat chowa głowę w piasek, ale było mu to na rękę. To oznaczało, że będzie trzymał się z daleka od Octavii.
    — Nie mam pojęcia.
    — Jackson...
    — Serio, problemy Lucasa to nie moja sprawa. — uciął szybko. Usłyszał w odpowiedzi ciężkie westchnięcie i krótkie okej. Robert kompletnie mu nie wierzył, doszły go słuchy i plotki na temat Octavii i jego młodszego syna, ale nie chciał się mieszać. Jackson po krótkiej rozmowie rozłączył się i skierował do domu, by wreszcie odespać ostatni ciężki tydzień.
    Lucas wszedł do apartamentu rzucając klucze na szafkę stojącą w korytarzu. Przeszedł do salonu ściągając kurtkę, którą niedbale odwiesił na oparcie kanapy. Rozejrzał się po wnętrzu mieszkania, w którym początkowo planował zostać na dłużej. Zerknął w stronę dużych okien i na rozciągający się za szybą widok, do którego powoli zaczynał się przyzwyczajać. Przeszedł do kuchni i wyciągnął sobie piwo. Stanął przy kuchennej wyspie sięgając po otwieracz. Przypomniał sobie ostatnie spotkanie z Tay, wspólnie wypite piwo, plany na wyjazd ze znajomymi dziewczyny, nieśmiałe palny na spędzenie wspólnego wieczora i nie tylko... Zacisnął mocniej szczęki. Pieprzony Jackson Howard...
    Upił łyk chłodnego piwa po czym wspiął się po schodach i przeszedł do garderoby, w której wyciągnął walizki i niedbale zaczął wrzucać do niej ubrania.

    Howardy

    OdpowiedzUsuń
  83. Lucas rozumiał, że ojciec musiał poświęcić nieco czasu na to, by odkręcić wszystko to co dla niego zorganizował w Nowym Jorku, więc nie protestował, gdy kazał mu zostać na miejscu jeszcze kilka dni. Tak na w razie czego, gdyby był potrzebny przy papierkowej robocie. Był już spakowany i tak naprawdę czekał na zielone światło, by wsiąść w pierwszy lepszy samolot i wrócić do Hiszpanii. Poinformował już matkę o swoim powrocie, która zaniepokojona przyjęła tą informację do wiadomości. Nie naciskała na niego przez telefon domyślając się co mogło posunąć jej zawsze rozważnego syna do tak nagłej i nieco pochopnej decyzji. Wolała porozmawiać z nim, gdy się zobaczą.
    Gdy rozległo się pukanie do drzwi, Lucas spodziewał się każdego tylko nie Octavii.
    — Co ty tutaj robisz? Powinnaś być w szpitalu. — odparł przyglądając się jej uważnie jakby analizując, czy na pewno z nią wszystko w porządku i martwiąc się tym, że stoi tu od tak o własnych siłach. Przesunął się w progu nie chcąc trzymać jej na korytarzu dłużej niż to konieczne.
    Nie chciał się z nią żegnać, bo nie chciał przysparzać sobie niepotrzebnego stresu. Mógł się domyśleć, że zechce go zatrzymać w Nowym Jorku, ale Lucas już podjął decyzję. Nie widział innej możliwości jak wyjazd.
    — Napijesz się czegoś? I usiądź, nie powinnaś się przemęczać. — zasugerował wskazując szeroką kanapę. Wziął głębszy oddech zastanawiając się jak dobrać słowa. — Tak, wracam do Hiszpanii. — przytaknął odwzajemniając jej spojrzenie. Przełknął ciężko ślinę czując jak od samego jej spojrzenia przebiegają go dreszcze. — Tak będzie lepiej, nie sądzisz? — dodał szczerze wierząc w te słowa. Tak będzie lepiej dla niego i dla nich skoro postanowili spróbować naprawić to co między nią, a Jacksonem było. Mieli o co walczyć. Mieli wiele wspólnych wspomnień, kochali się, mieli wspaniałą córkę... Wystarczająco namieszał rujnując przy okazji jakąkolwiek szansę na dogadanie się z własnym bratem, który teraz nienawidził go jeszcze bardziej niż na samym początku. Ale czy mógł mu się dziwić? Może jego wyjazd cokolwiek naprawi.

    OdpowiedzUsuń
  84. Przez kilkanaście sekund z rozbawieniem w oczach obserwował jak stojący u wejścia Walter z sobie tylko charakterystycznym namaszczeniem przedziera się przez listę zawierającą imiona oraz nazwiska przybyłych gości. Doprawdy, facet pomylił chyba zwykły klub nocny, do którego ludzie przychodzili się jedynie dobrze zabawić z tajną bazą Armii Narodowej USA.
    - Jak myślisz, ilu dzisiaj obrazi ? – Z trudem powstrzymując się od szczerego wybuchu śmiechu, szepnął do przechodzącej nieopodal kelnerki.
    - Zamiast stać tutaj jak kołek i głupkowato się chichrać, mógłbyś ruszyć im na ratunek, zanim ten nasz strażnik Teksasu znowu wypchnie na ulicę nie tego, co trzeba. – Miał pecha, Beth musiała nie być tego wieczora w dobrym humorze, bo tylko pacnęła go mokrą ścierką i odmaszerowała w głąb lokalu, by dalej wypełniać swoje obowiązki. A już miał nadzieję, że zgodzi się na mały zakład. Ostatecznie tutejsza obsługa dość często zabawiała się potajemnie obstawiając skutki podobnych dziwacznych zachowań swoich kolegów i koleżanek. Jeśli miało się wystarczająco dużo fartu, czasem pod koniec zmiany można było z tego uzbierać dodatkowo całkiem sporą sumkę. Jedynym, co mógł zrobić w takiej sytuacji było żartobliwe zasalutowanie jej plecom i niechętnie podejście do wyraźnie coraz bardziej wnerwionego bramkarza.
    - Wyluzuj trochę, przybyły jednostki specjalne. – Zaszedłszy mężczyznę od boku, wychylił się, by odebrać mu liczący parę stron, jak zwykle podczas weekendów szczelnie wypełniony, notatnik. Omal nie przypłacił tego podbitą szczęką, bo nagle tamten obrócił się w jego stronę, wyprowadzając przy okazji lewy sierpowy. Uratowały go tylko umiejętności szybkiego manewrowania własnym ciałem, które zdobył podczas uczestnictwa w licznych nielegalnych zawodach motocyklowych. – Wystarczyło powiedzieć, że doskonale poradzisz sobie sam. – Mruknął, odruchowo się pochylając i łapiąc agresora za ramię, które następnie profesjonalnie wykręcił.
    - Spierdalaj, zanim rozwalę Ci tą piękną twarzyczkę. – Warknął osiłek, dopiero teraz orientując się, że choć ewidentnie górował nad cholernym Meksykańcem masą mięśniową, dziwnym trafem nie potrafił się mu wyrwać.
    - Ewidentnie powinieneś zrobić sobie przerwę. – Mruknął, zwalniając uścisk, po czym odszedł, by zająć swe standardowe miejsce pod ścianą dokładnie w połowie drogi między barem a drzwiami. Już za młodu nauczył się, że pozycja ta pozwala na dokładniejszą obserwację wnętrza klubu, w którym aktualnie się przebywa, dzięki czemu łatwiej można uniknąć niepotrzebnych konfliktów lub, w zależności od preferencji, właśnie się w nie włączyć. Ostatecznie przedstawiciele Homo sapiens miewali różne preferencje także i w tym temacie. Nie każdy zamierzał wycofywać się, gdy tylko robiło się trochę gorąco, czego on sam był żywym dowodem. Jeśli miałby być do końca szczery choćby sam przed sobą, musiałby przyznać, że kompletnie nie wyobraża sobie codziennego życia bez pewnej dawki adrenaliny. Jasne, swymi niestandardowymi jak na prawie trzydziestoletniego faceta wyskokami nie raz i nie dwa ściągał sobie na głowę gliny, lecz przy każdym zatrzymaniu wystarczyło, że znudzonym głosem rzucił nazwisko któregoś z rodziców, by nieodmiennie puszczali go wolno. Przecież żaden z tych nieszczęśników nie chciał zadzierać z synalkiem powszechnie szanowanego prawnika i agentki FBI. Przynajmniej dopóki ten nie popełnił jakiegoś szczególnie haniebnego przestępstwa.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedynym wyjątkiem na tym tle były władze Arizona State University, lecz sam główny zainteresowany już dawno przestał się tym przejmować. O wiele gorzej było z wysłannikami magazynów plotkarskich, bo niestety części z nich nie dało się w żaden sposób przekupić ani zastraszyć, o czym wielokrotnie przekonał się na własnej skórze. Dosłownie jakby te hieny funkcjonowały we własnym wymiarze, przez który nie przebijając się żadne logiczne argumenty. Zdarzało się nawet, że Rivera łapał się na tym, iż zastanawia się jak zareagowałby taki pisarczyk, gdyby obiecał mu zdradzenie kilku swoich brudnych sekretów w zamian za niezobowiązujący seks. Póki co jednak powstrzymywał się przed wprowadzeniem tego bądź co bądź zarazem śmiałego i szalonego planu w życie w obawie przed nieprzewidzianymi konsekwencjami. Zdecydowanie wolałby zachować dla siebie parę wyjątkowo krępujących spraw, na przykład to, czemu w rzeczywistości tak gwałtownie wyleciał ze studiów. Jak to mówią, co wydarzyło się w ASU, lepiej niech pozostanie tam na wieczność. Zdecydowanie nie zamierzał wracać myślami do tamtych czasów. Pragnął żyć tu i teraz, popełniając zupełnie nowe błędy oraz zdobywając kolejne niezapomniane doświadczenia. Przynajmniej dopóki na jego drodze nie stanie ktoś z dawnych lat, tak jak to zdarzyło się obecnie.
      Smukłą sylwetkę panny Blanchard obserwował ukradkowo z uwagą właściwie od momentu, gdy wspólnie z przyjaciółkami przekroczyła próg, nie będąc jednak w stu procentach pewnym, czy nie pomylił ją z kimś innym. Ostatecznie od ich ostatniego spotkania upłynęło już wiele wiosen, w czasie których on sam nie zwykł zbytnio oszczędzać swego organizmu, a przecież powszechnie wiadomo, że zbyt częste nadużywanie jego sił może łatwo doprowadzić do pomieszania zmysłów. A jednak, gdy tylko poczuł zapach perfum należących do ciemnowłosej oraz usłyszał jej melodyjny głos, wiedział już, że tym razem nie zaprowadziły go na manowce.
      - Octi, ileż to już lat minęło, a Ty wciąż pośród tego tłumu wyglądasz niczym lilia, która właśnie rozchyla swe delikatne pąki ! – Nie zastanawiając się ani przez sekundę, przyjacielskim gestem przesunął kobietę trochę bliżej siebie, po czym delikatnie musnął ustami jej policzek. – Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. – Oświadczył szybko, obawiając się, czym czasem nie popadł jej już na wstępie. – To wszystko tylko dlatego, że wracają wspomnienia. – Dodał. – Niedawno wróciłem do miasta po kolejnej podróży i chwilowo zatrudniłem się tu jako ochroniarz. – Jako, że szatynka znała go jak mało kto na amerykańskiej ziemi, nie zdziwiłby się, gdyby uznała, że właśnie odpowiedział mało śmieszny żart. Jakby nie patrząc nigdy nie należał do grzecznych chłopców, jacy zwykle podejmują się pełnienia tej zaszczytnej funkcji.


      Max


      Usuń

  85. Naprawdę nie spodziewała się, że jej pierwsze przybycie na kontynent amerykański wiązać się będzie z aż tyloma niemal skrajnie sprzecznymi emocjami. Z jednej strony bowiem odkąd tylko opuściła Międzynarodowy Port Lotniczy im. Johna Kennedy'ego i wsiadła do jednej z wielu zaparkowanych w pobliżu żółtych taksówek prawie nieustannie odczuwała ekscytację napierającą z ogromną siłą na każdy element ciała, lecz z drugiej cholernie obawiała się tych wszystkich niespodzianek, które z pewnością czyhały na nią za każdym rogiem. Ponadto chciała wyć i płakać nad tymi wszystkimi kłamstwami, którymi przez osiemnaście lat raczyło ją kochane wujostwo. Spośród nich oczywiście najbardziej przeżyła moment, w którym przymierzając jedną z licznych kreacji balowych ciotki przypadkiem odkryła odpis aktu zgonu brata. Doprawdy, czyżby Ci okropni ludzie rzeczywiście liczyli, że Lean nigdy tego nie odkryje ? Zapewne tak, skoro tak długo starali się ukryć przed nią okrutną rzeczywistość. I pomyśleć tylko, że przez całe swoje dotychczasowe życie uważała tę parkę za najbliższą rodzinę jaką kiedykolwiek miała, a przy tym oddanych powierników wszelakich sekretów. I komu niby miała teraz wyspowiadać się z tego tępego bólu skrytego gdzieś głęboko w klatce piersiowej związanego z paniką, która stawała się tym większa im bliżej kancelarii prawnej prowadzonej przez Jacques’a Blancharda się znajdowała ? Przecież za żadne skarby świata nie mogła podzielić się swymi spostrzeżeniami z siedzącym za kierownicą obcym mężczyzną, gdyż zapewne uznałby ją za kompletną wariatkę. Mogła więc jedynie ciężko oprzeć głowę na zgiętym łokciu prawej ręki i ze smutkiem oraz przestrachem obserwować przesuwające się za oknem obrazy, pamiętając jednocześnie, by przypadkiem się nie rozpłakać. Ostatecznie dobrze wychowanej, wysoce postawionej damie, której twarz (zresztą niejednokrotnie nie tylko ona) wielokrotnie już zdążyła ozdobić strony, a czasem także okładki europejskich magazynów modowych nie wypadało stanąć przed obliczem prawnika w rozmazanym makijażu, wyglądając w dodatku niczym wylęknione szczenię, które ktoś właśnie odebrał od matki. Kiedy więc tylko samochód zatrzymał się pod wyznaczonym adresem, szybko zapłaciła kierowcy, po czym, życzywszy mu dobrego dnia, poprawiła elegancką, jasnofioletową sukienkę od Carly Zampatti sięgającą jej trochę za kolana, którą zakupiła podczas swego chwilowego pobytu w Darwin i żwawo ruszyła w kierunku drzwi, współczując w duchu tragarzom, którzy zapewne właśnie zajmowali się jej licznymi bagażami.


    Lean

    OdpowiedzUsuń
  86. Lucas spoglądał na nią z góry stojąc z boku. Westchnął ciężko wiedząc, że ani on, ani Jackson nie zatrzymają dziewczyny w łóżku choćby o jeden dzień dłużej. Była uparta i lubiła robić rzeczy po swojemu.
    — Nie uciekam, Tay. — Nie traktował tego do końca jako ucieczki, usuwał się w cień. Nie miał zamiaru stać z boku i... no właśnie i co? Miał być kołem ratunkowym? Drugim wyborem gdyby znowu coś im nie wyszło? Za bardzo zaangażował się w to wszystko, by mógł od tak przejść do porządku dziennego. Nie potrafił tak dobrze udawać, że nic takiego się nie stało. Nie był tak zazdrosną osobą i zaborczą jak Jackson, ale wciąż patrząc na nich widziałby kilka wspólnych momentów które dzielili i wszystkie te które mogliby dzielić gdyby Octavia zdecydowała inaczej. Skoro znów chciała dać kolejną szansę Jacksonowi to była jej sprawa. Mógł się tylko zastanawiać kiedy Jackson przesadzi, gdzie leżała granica za którą Octavia nie będzie w stanie mu wybaczyć.
    — W Hiszpanii też mamy dobre uczelnie i świetne szpitale. Zresztą Nowy Jork to był pomysł mojego ojca, nie mój. — odpowiedział wzruszając ramionami. To ojciec chciał go na siłę ściągnąć do Stanów, pokazać firmę i wciągnąć do swojego życia. Lucas od początku podchodził do tego sceptycznie.
    Na jej kolejne słowa niemal parsknął śmiechem.
    — Co takiego zostawiam za sobą? Brata, który mnie nienawidzi? Jego dziewczynę? — wymieniał. Podszedł do kanapy i usiadł obok brunetki. Wyciągnął rękę i odgarnął pasmo ciemnych włosów za ucho dziewczyny. Uśmiechnął się z cieniem smutku. Dobrze wiedział, że Jackson w głębi serca cieszył się z takiego obrotu spraw, a ona prędzej, czy później zapomni skupiając się właśnie na nim. Czy nie tak było do tej pory?
    — Problem w tym, że ja nie chcę nikogo innego, a powody które wymieniłaś nie są wystarczające żebym został. — przyznał cicho. Pogłaskał ją delikatnie po policzku. Czas, w którym leżała w szpitalu uzmysłowił mu, że bał się ją stracić.
    — Mogę i to zrobię. Jackson jest moim bratem, powinienem trzymać się od ciebie z daleka. Nawaliłem... Będzie lepiej jak wyjadę, dla ciebie, dla niego i dla mnie również. — stwierdził odsuwając się nieco od Blanchard. Przymknął na moment powieki i potarł twarz. Mógł sobie tylko wyobrażać jakby to było znów poczuć ją w swoich ramionach, jakby to było spędzić wspólnie wakacje ze znajomymi, zabrać ją w rodzinne strony, słyszeć śmiech Ayli w domu...
    Nachylił się w jej stronę i ujął jej twarz w dłonie po czym złożył delikatny pocałunek na jej wargach zapamiętując ich smak i miękkość.
    — Przepraszam. — szepnął spoglądając w jej ciemne tęczówki.

    OdpowiedzUsuń
  87. — Na chwilę? I później co? — Nie potrafił sobie tego wyobrazić, miał udawać że to wszystko w żaden sposób go nie rusza? Że patrzenie na Octavię, która po raz kolejny naiwnie wierzy w wielką metamorfozę jego brata, go nie obchodzi? Octavia go obchodziła, bardziej niż powinna, a cała niewinność w ich znajomości i możliwość przyjaźni runęła, gdy się ze sobą przespali. Lucas chciał żeby wybrała jego, chciał być dla niej tak ważny jak ważny był Jackson. Ale czy to kiedykolwiek było możliwe?
    Dlatego poniekąd nie rozumiał jej nagłej desperacji i prób zatrzymania go w Nowym Jorku? Kim miał dla niej zostać? Weekendowym kochankiem? Nie… chciał czegoś znacznie więcej, czegoś czego nie mogła mu zaoferować, przynajmniej nie na ten moment.
    — Tay… zostałabym, przeniósłbym tu całe swoje życie. — odparł spoglądając w jej ciemne tęczówki. Nie powinna do niego lgnąć w ten sposób, nie powinna odwzajemniać jego pocałunku. Powiedzenie jej żegnaj stawało się przez to trudniejsze, ale jakaś jego złośliwa cząstka cieszyła się, że nie był jej zupełnie obojętny, że pomimo tego co widział w szpitalu wciąż się tutaj pojawiła.
    — Jeśli zostanę przyjdziesz tu nie raz, ja przyjadę do ciebie… wiemy jak to się skończy, na pewno nie na jednym niewinnym pocałunku. Nie chcę być jak Jackson i mój ojciec. — stwierdził. — Nie chcę być przyjacielem, który będzie cię pocieszał jeśli on znowu coś spierdoli tylko po to aby patrzeć jak zaraz do niego wrócasz. — Nie miał zamiaru owijać w bawełnę. Mówił szczerze i bez ogródek, ale musiał to wiedzieć.
    Gdy ponowiła pocałunek jego upór zaczął się kurczyć, ale usilnie się go trzymał. Nie mógł dać się skusić, choć jej wargi smakowały tak dobrze. Czuł przyjemne ciepło rozlewające się po jego wnętrzu, ten znajomy ucisk w piersi na samą myśl, że ma ją zostawić.
    — Zakochuję się w tobie. — przyznał cicho opierając czoło o jej czoło. Taka była prawda, ale Octavia wybrała Jacksona, musiał się z tym pogodzić, przełknąć gorzki smak porażki. Nie był takim skurwielem jak jego brat, by podstępnie wykradać mu dziewczynę. Odsunął się, więc od Octavii choć przyszło mu to z trudem.

    OdpowiedzUsuń
  88. Może gdyby Lucas wychował się w takim samym środowisku jak oni, jak Jackson. Może gdyby znał Manhattan od podszewki. Może gdyby nie miał sumienia jak większość ich rówieśników w tym mieście z ich materialnymi możliwościami. Może w tedy wizja romansu za plecami brata nie byłaby możliwością, a pewnym wyborem. Może w tedy złapał by ją za rękę i nie pozwolił wyjść ze swojego apartamentu. Może w tedy by został i potrafił zatrzymać ją przy sobie.
    Ale Lucas taki nie był. Nie był wyrachowany. Nie uważał, że należy mu się wszystko bez względu na to jak jego zachcianki odbijają się na osobach wokół niego. Nie należał do tego świata, a Octavia nigdy nie była jego.
    Tak naprawdę przez chwilę był zaskoczony, że Octavia jest w stanie zrobić to wszystko co Jackson robił za jej plecami i tuż pod jej nosem. I gdy bez słowa odsunęła się od niego i podniosła z kanapy nie komentując jego słów w żaden szczególny sposób, zrozumiał że był dla dziewczyny przygodą, chwilową zabawą. Znaczył tyle co nic. Jej zachowanie utwierdziło go tylko w słuszności podjętej spontanicznie decyzji. Wykazał się głupotą wierząc, że może liczyć na coś więcej. Wykazał się głupotą tak szybko obdarzając ją ciepłymi uczuciami, niczym durny nastolatek i teraz musiał zmierzyć się z konsekwencjami swojego zachowania i... złamanego serca. Jaki on był głupi!
    Podniósł wzrok z własnych dłoni i spojrzał na Octavię. Spostrzegł jak próbuje odgonić od siebie łzy. Dlaczego miałaby nad tym płakać? Odprowadził ją spojrzeniem mając świadomość, że może widzi ją po raz ostatni. Ledwo powstrzymał się przed tym, by za nią nie ruszyć, nie zagarnąć jej w swoje ramiona i raz jeszcze nie poczuć smaku jej słodkich ust na swoich.
    — Kurwa! — warknął, gdy drzwi się za nią zatrzasnęły. Wyciągnął z lodówki piwo i przeszedł na taras spoglądając na to miasto po raz ostatni.

    Jackson siedział w swoim apartamencie. Wyciągnął telefon i wybrał numer Octavii, gdy nie odpowiedziała wystukał szybko krótką wiadomość, czy dziewczyna wpada do niego, czy może on ma przyjechać do niej. Ledwo co wyszła ze szpitala. Nie podobało mu się, że wypisała się na własne życzenie. Cały czas towarzyszył mu ten dziwny niepokój i potrzeba przebywania blisko niej. Jakby wciąż coś mogło się jej przytrafić.

    OdpowiedzUsuń
  89. Jackson otworzył drzwi wpuszczając ją do środka.
    — Okej nic nie mówię, ale gdybyś się gorzej poczuła to masz mi powiedzieć, a nie zgrywać twardziela. — polecił przyglądając się uważnie dziewczynie. Uśmiechnął się do niej lekko zamykając drzwi. Stanął za Octavią i szybko zasłonił dłonią jej oczy.
    — Powiedziałaś, że nie mieliśmy zbyt wiele randek. Nie spodziewałem się, że wyjdziesz tak szybko, więc to trochę spontaniczne. — przyznał prowadząc ją ostrożnie w stronę salonu. Miał w planach kilka pomysłów, które miał zamiar wprowadzić w życie w niedalekiej przyszłości. Mieli sporo czasu do nadrobienia. Rzeczywiście z Octavią nie mieli zbyt wielu randek na koncie. Bardzo szybko od zwykłych, niezobowiązujących spotkań przeszli do przyjaźni z bonusami i wypadów na jego jacht. Później wszystko bardzo szybko się potoczyło, wspólne mieszkanie, wspólne problemy i ciąża Octavii… Tak naprawdę mieli niewiele czasu dla siebie, czasu w którym się nie kłócili i wszystko szło zgodnie z ich oczekiwaniami. Tym razem chciał iść za radą dziewczyny.
    W salonie paliło się nieco przygaszone światło, ledy które znajdowały się pod sufitem, które mógł zapalić na różny kolor. Przydawały się podczas imprez i kiedy potrzebował wprowadzić nieco przyjemniejszą atmosferę. Zapalił również kilka świec ustawionych na szafce oraz na podłodze. Na kanapie ułożył sporo puchatych poduszek i kocy. Na ścianie rozwiesił płótno do oglądania z rzutnika. Na stoliku kawowym stało bezalkoholowe wino dla Octavii i jego drink plus kilka przekąsek. Był ciepły wieczór, więc szerokie drzwi tarasowe rozsunął wpuszczając do środka nieco świeżego powietrza. Na zewnątrz również zapalił kilka lampionów.
    Cofnął rękę i z szerokim uśmiechem spojrzał na Octavię.
    — To niewiele, ale w twoim stanie na razie musimy darować sobie szalone wypady. — stwierdził drapiąc się po karku. Chwycił ją za dłoń i delikatnie ucałował w policzek. — Chcę się dla ciebie postarać tym razem. Naprawdę. — dodał.

    OdpowiedzUsuń
  90. Zamruczał cicho czując jej wargi na swoich. Zdecydowanie się za nią stęsknił, a po tygodniu spędzonym w szpitalu wszelkie kłótnie i ostatnie wydarzenia, w które był zamieszany jego brat zdawały się nieważne i niewyraźne jakby minęło już sporo czasu. Nie liczyło się nawet go, że ojciec obwiniał go za powrót Lucasa do Hiszpanii. To obchodziło go akurat najmniej. Chłopak był dorosły mógł robić co chciał ze sobą i swoim życiem. Najważniejsze, że Octavia znowu była jego, była tuż obok i nie było już nikogo kto mógłby to zmienić.
    — Może być to tanie romansidło. — zgodził się z lekkim uśmiechem.
    Usadowił się na kanapie. Odpalił Netflix i wręczył jej pilot by wyszukała coś co jej odpowiada. Otworzył bezalkoholowe wino i nalał trochę do kieliszka. Przysunął się do Octavii oplatając ją ramieniem. Schował twarz w zagłębieniu jej szyi zaciągając się zapachem dziewczyny.
    — Tęskniłem za tobą. — wymruczał muskając ustami jej ciepłą skórę. Złożył kilka pocałunków na jej szyi i obojczyku. Czuł to przyjemne, znajome ciepło rozchodzące się po jego ciele, ale na razie musiał się powstrzymać. Octavia mogła wyglądać na zdrową, ale na pewno nie była w pełni sił. Rana wciąż musiała być świeża i powinna na nią uważa. Cieszył się, że miał ją już obok, ale takie szybkie wyjście ze szpitala nie było rozsądne. Chociaż pewnie jego też nie zatrzymali by ani dnia dłużej gdyby był na jej miejscu.
    — Jak Ayla? Cieszyła się? — zagadnął przyglądając się brunetce. Dziewczynka była mocno stęskniona za mamą, wciąż o nią dopytywała nie rozumiejąc dlaczego nie ma jej obok i dlaczego nie może się z nią zobaczyć. — Niby taki mały dzieciak, a miałem wrażenie, że wszystko bardzo dobrze rozumie. — stwierdził bawiąc się kosmykiem włosów Octavii.
    — Tak w ogóle, Laurent non stop wydzwaniał. Ponoć jak się dowiedział o twoim pobycie w szpitalu to chciał olać kontrakt i wracać pierwszym samolotem. — dodał. Nie wspomniał jednak o długiej wiadomości, którą dostał od chłopaka, w której ten ostrzegał Jacksona, że ma trzymać się z daleka od jego siostry.

    OdpowiedzUsuń
  91. Niewiele się raczej pozmieniało między Cornelią, a Octavią. Blondynka naprawdę starała się naprawić relację między nimi, ale za każdym razem czuła, jak odbija się od muru. Rozumiała, że jej przyjaciółka, a raczej już była, nie ma ochoty na jej towarzystwo. Sądziła, że ta rozmowa w jej biurze będzie przełomowym momentem. Nie mogła się bardziej pomylić i szczerze mówiąc, zaczynała się poddawać. Nie była osobą, która odpuszcza i zawsze starała się ociągać swój cel, jednak tym razem mogło być inaczej. Sądziła, że jeśli da jej trochę przestrzeni to będzie łatwiej i będą mogły porozmawiać, gdy wszystkie emocje już opadną, ale nic takiego nie miało miejsca. Nel nie chciała za bardzo się przypominać, ale uczucia bycia ignorowaną również nie należało do najprzyjemniejszych. Starała się skupić na swoim życiu, na firmie i na codziennych obowiązkach, choć jej myśli co jakiś czas i tak uciekały w stronę dawnej przyjaciółki, snuła plany, jak naprawić ich stosunki. W chwili, kiedy dowiedziała się, że Octavia jest w szpitalu poczuła, jakby spadło na nią kilkadziesiąt ton. Kompletnie nie wiedziała, co w takich sytuacjach się robi. Tacy jak oni nie lądowali w szpitalu, tacy jak oni nie mieli zdrowotnych problemów. Długo nie wiedziała, co zrobić. Ostatecznie wysłała do szpitala jedne z ulubionych kwiatków dziewczyny, własnoręcznie napisała kartkę z życzeniami o szybkim powrocie do zdrowia i dołączyła do tego kosz, który wypełniony był porządnym winem, owocami, słodkościami oraz produktami do pielęgnacji. Choć kompletnie nie wiedziała czy to się nada lub czy nie wyrzuci tego od razu do kosza. To było bez znaczenia tak naprawdę. Nel po prostu musiała coś zrobić, a na robieniu prezentów znała się dość dobrze, choć nigdy nie miała okazji do tego, aby robić prezent do szpitala. Chciała się pojawić, jednak po rozmowie z mamą, którą chcąc nie chcąc, ale była wtajemniczona (kto zresztą nie był?) w wybryki córki i przekonała ją, że wizyta Nel w szpitalu mogłaby teraz zrobić więcej szkody niż pożytku. Nie chciała przecież pogarszać zdrowia Octavii.
    Miała parę wtyczek w różnych miejscach i nie było bardzo trudno domyślić się, że będzie organizowane małe przyjęcie na powrót Octavii ze szpitala. Sama najchętniej by się za to zabrała i zapewne by to zrobiła, gdyby nie to, że teraz nie miała do tej funkcji żadnych praw. Nic sobie nie robiła z komentarzy, które słyszała za plecami i z tego, że nie Cloe nie była zadowolona z faktu, że się tu pojawiła.
    — Możemy się pożreć później? — zaproponowała. Skrzyżowała ręce na wysokości piersi i spojrzała na dziewczynę, która zapewne najchętniej wyrzuciłaby ją z mieszkania. Albo przez okno. Prędzej podejrzewała to drugie. — Tak, jak wszyscy, martwiłam się i dalej się martwię, więc pozwól, że upewnię się, że wszystko jest z Octavią w porządku. Nie jestem tu dla ciebie, tylko dla niej. Myśl sobie co chcesz, ale zostaję — powiedziała stanowczo. Nie miała zamiaru dać się wyprosić Kiki. Odwróciła się, aby poprawić banner z napisem ”Witaj w domu!”, który nieco się przekrzywił. Było sporo balonów, dobrego jedzenia oraz prezentów dla Octavii z okazji powrotu do domu.
    Oczywiście, denerwowała się trochę i nie chciała, aby pojawiła się jakakolwiek scena. Nie była głupia i wiedziała, że nikt jej tu nie chce. Normalnie nie pchała się na imprezy, na które nie była zaproszona, ale to było coś zupełnie innego.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  92. Max nigdy nie lubował się w zbytnim roztrząsaniu grzechów przeszłości, co zresztą było częstym powodem jego kłótni z rodzicami podczas tych nielicznych chwil, gdy w trakcie swoich podróży znajdował się w okolicach Malibu i wiedziony nagłym impulsem wpadał do ich głównej siedziby, by się z nimi przywitać i dać znać, że szczęśliwie nie skończył jeszcze w żadnej z kostnic. Odbierania telefonów od kochanej rodzinki bowiem starał się unikać niczym ognia, zdając sobie doskonale sprawę, że niemal każda taka rozmowa kończy się dokładnie tym samym, a mianowicie zagorzałymi prośbami, by wreszcie przestał bujać w obłokach i wziął się za jakąś porządną robotę, bo przecież żadne z nich nie będzie żyło wiecznie. Wyraźnie nie rozumieli, że póki krótkotrwałe fuchy, które łapał co jakiś czas zapewniają mu w miarę godziwy byt, niczego więcej nie potrzebuje. Bycie wolnym obywatelem świata, żyjącego ze świadomością, iż wykorzystuje dogłębnie każdą chwilę na razie czyniło go bowiem wystarczająco szczęśliwym. Kto wie, może w przyszłości i to się zmieni, ostatecznie ten szalony kuglarz zwany powszechnie losem potrafił być czasem niezwykle zaskakujący, lecz Rivera z całą pewnością nie zamierzał rozpatrywać tego już na tym etapie. Wolał raczej iść na przekór wszystkim tym zasadom, które kłóciły się z wyznawanym przez niego światopoglądem. Nawet, gdy po ponownym przybyciu do Nowego Jorku przetrząsał Internet w poszukiwaniu pracy, wśród licznych ogłoszeń niewymagających oficjalnego wykształcenia starł się wyszukiwać jedynie takie, które pozwalały mu na choćby nikłe naginanie oficjalnego kodeksu moralno-prawnego. W ten oto sposób po wielu godzinach głębokich przemyśleń najpierw zdecydował się przyjąć posadę ochroniarza w New Moon, a po niecałych dwóch tygodniach stał się również półetatowym nauczycielem akrobatyki sportowej, która to pozycja zapewniała mu stałe treningi fizyczne oraz pozwalała rozładować nerwy związane ze stylem życia jaki prowadził.
    - Miło wiedzieć, że wciąż się o mnie martwisz. – Zaśmiał się, udając zastanowienie. – Nie sądzisz chyba jednak, że zatrudniłbym się w miejscu, gdzie szefostwo tak ściśle trzymałoby się oficjalnych nakazów. Jasne, nie powinienem zbytnio przeginać, lecz nie sądzę, bym nie mógł sobie pozwolić na jakiegoś małego drinka przynajmniej dopóki ten typ przy drzwiach nie postanowi znowu zabawić się w strażnika wszystkich świętości tego narodu. – Wywrócił lekko oczami, dając tym samym znać, co sądzi o zachowaniu Woltera. Ten jakby jakimś szóstym zmysłem wyczuł, że Maximiliano znów o nim wspomniał, bo rzucił mu nienawistne spojrzenie znad liści gości, za które nie otrzymał niczego więcej niż krótkie wzruszenie ramionami nim Meksykanin opuścił swe stanowisko pod ścianą i dał się zaprowadzić Octavii prosto do baru.
    - No proszę, proszę, ktoś tu chyba postanowił ustalić rekord globu w podrywaniu klientek. – Zażartował stojący za kontuarem Latynos, po czym przeniósł swą uwagę na dziewczynę, uważnie lustrując jej urodę. – Czego panienka sobie życzy ? Osobiście polecam coś małoprocentowego, bo kto wie jak w przeciwnym razie skończy się dla panienki ten wieczór.
    - Dałbyś spokój, Ed, to moja stara znajoma, więc możesz sobie darować te swoje nudne wstawki.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  93. Powstrzymała chęć wywrócenia oczami. Nie zamierzała dziś wywołać żadnych zbędnych kłótni, które naprawdę dzisiejszego wieczoru były zwyczajnie zbędne. Wiedziała, że nie jest tu mile widziana i na pewno cały babski wieczór przebiegłby w lepszej atmosferze, gdyby Nel tutaj nie było. Ale była upartym stworzeniem, które nie zamierzało się tak łatwo poddać. Ciężko było złapać Octavię, gdzieś na mieście. Zupełnie, jakby nie pojawiała się już w tych samych miejscach, a później był ten wypadek, a szpital nie był dobrym miejscem na odwiedziny. Nie poszła do niej tam tak naprawdę, bo obawiała się, że gdyby się zdenerwowała na jej widok to jeszcze coś by się stało, a nie chciała mieć krwi Octavii na rękach. Wycofałaby się również i dziś, gdyby tylko powiedziała jej, że ma wyjść. W zasadzie początkowo planowała wyjść, jednak nie była teraz pewna. Nie chciała dać nikomu satysfakcji, choć pozostałe uczestniczki tak naprawdę niewiele ją interesowały i chciała jedynie porozmawiać z Octavią. Z jednej strony ciężko było jej zrozumieć, dlaczego Jacksonowi się upiekło, a ona za wszystko płaciła, ale nie chciała zasłaniać się tą kartą. Była ponad to.
    Przechyliła kieliszek z szampanem, wypijając jego zawartość w zasadzie na jeden raz.
    Szukała dobrego momentu, aby złapać Octavię, kiedy będzie sama. Ciągle się jednak przy niej ktoś kręcił. Cornelia wiedziała, że zapewne, gdy tylko do brunetki podejdzie to od razu wszystkie oczy będą skierowane w ich stronę. Zapewne wyczekując awantury, wyrzucenia za drzwi i poniżenia, na które sobie bez wątpienia zapracowała, ale teraz już o to nie dbała. Moment nadarzył się idealny, kiedy pozostałe dziewczyny skupiły się na czymś innym, a Kiki, cóż Nel nie wiedziała, gdzie ona jest i nie dbała o to.
    — Cieszę się, że wróciłaś do zdrowia — powiedziała zachodząc Octavię od tyłu. Wcale nie oczekiwała słodkiego powitania, które niegdyś było im tak bardzo dobrze znane. W zasadzie nawet nie była pewna, co chciała powiedzieć. Miała przeczucie, że wydusiła z siebie wszystkie słowa, które już miała jej do powiedzenia wiele tygodni temu. — Wszystko się zagoiło, mam nadzieję? — Trudno było podtrzymać jakąkolwiek rozmowę, skoro sytuacja wyglądała właśnie w taki sposób, ale Nel jeszcze nie chciała się poddawać. Walczyła o ludzi, których kochała i uważała za wartych posiadania w swoim życiu, a tak się złożyło, że na Octavii jej zależało i jeśli istniał jeszcze cień szansy na to, że dziewczyna mogłaby zrobić w swoim życiu dla niej miejsce to zamierzała to wykorzystać.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  94. Prychnął pod nosem.
    — Postaram się. — odpowiedział choć dobrze wiedział, że oko mogło mu polecieć na każdym filmie.
    Tęsknił za nią. Sam czasami tego nie rozumiał. Nie potrafił na dłuższą metę zachowywać się w porządku względem Octavii, ale gdy nie było jej obok też nie było mu z tym dobrze. Nie potrafił dać jej odejść i nie zawsze sam potrafił przy niej zostać. Ale może tym razem sprawy potoczą się inaczej, łatwiej dla nich obojga. Ostatni rok był prawdziwym rollercoasterm emocji i różnych zdarzeń, których nigdy by nie przewidział.
    Jackson zaśmiał się i pokręcił.
    — Raczej po tobie. Lepiej żeby po mnie nie odziedziczyła niczego... może za wyjątkiem tego zniewalającego uroku osobistego. — stwierdził z lekkim rozbawieniem. Nie miał najłatwiejszego charakteru i na samą myśl użerania się z kimś jego pokroju... nie, to byłoby straszne.
    — Dobrze, że nie wrócił. Podejrzewam, że tym razem rzeczywiście by mi nie odpuścił. Zresztą twoi rodzice też nie skakali pod sufit, gdy pierwszy raz zobaczyli mnie w szpitalu. Ale kto by się im dziwił. — przyznał. — Ale dobrze, że nie mam w zwyczaju słuchać innych. — dodał układając dłoń na jej udzie, lekko muskając jej skórę palcami. Jackson miał w zwyczaju wszystko robić po swojemu, obojętnie jak dobrze lub źle na tym wychodził.
    Roześmiał się na jej pytanie o włosy i sam przesunął dłonią po swojej głowie.
    — Teraz i tak są trochę dłuższe. — stwierdził. — Sam nie wiem, tamte chyba mi się znudziły. — wzruszył ramionami. — A co nie podobam ci się w tej wersji? — dodał patrząc na nią z nieco zmrużonymi oczami. — Instagram mówi, że mi do twarzy. — przyznał przypominając sobie wszystkie komentarze, które otrzymał pod nowymi zdjęciami.
    Przede wszystkim chciał podobać się sobie, ale pełne pochlebstw komentarze były tym co lubił i co przyjemnie łechtało jego i tak nadmuchane już ego. Ale kto nie lubił być obiektem westchnień innych? Jackson był zadufany w sobie i niewiele zmieniło się w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
  95. Jackson roześmiał się.
    — Naprawdę, Tay. Doceniam cały twój cholernie pociągający seksapil, ale chciałem ci przypomnieć, że dopiero co wyszłaś ze szpitala. Na swoje własne żądanie, a nie za zgodą lekarza, więc nie prowokuj mnie. — odpowiedział wznosząc się na szczyt swojego samozaparcia, by nie wykorzystać tego jak Octavia się do niego kleiła.
    Zdecydowanie wolałby spędzić ten wieczór w inny, bardziej aktywny sposób, ale nie chciał zrobić jej krzywdy. Na razie powinna skupić się na tym by w pełni dojść do siebie. Nachylił się do niej z łobuzerskim uśmiechem.
    — Mamy dużo czasu, kochanie. Wyzdrowiejesz, a w tedy gwarantuję ci tyle nieprzespanych nocy ile zechcesz. — dodał składając krótki pocałunek na jej skroni. Trącił nosem jej policzek. — No wiesz, nie obraziłbym się na taką publiczną demonstrację, mała zazdrośnico. — stwierdził nieco rozbawiony zaborczością Octavii. A ponoć to on był tym zazdrosnym w tym związku. — Tamte dziewczyny nic nie znaczą, dobrze to wiesz. — zamruczał czując ją tak blisko siebie. Jego dłonie wyjątkowo delikatnie i ostrożnie przemieszczały się po jej ciele. Mogła być tutaj razem z nim, mogła się uśmiechać i wyglądać jakby nic złego się jej nie przytrafiło, ale Jackson wciąż w głowie maił obrazy ze szpitala, gdy leżała nieprzytomna na łóżku, podłączona do tych wszystkich maszyn. Wciąż pamiętał towarzyszący mu niepokój i zmęczenie.
    I rzeczywiście tamte dziewczyny nie wiele dla niego znaczyły w obliczu Octavii. Jakkolwiek lekkomyślnie potrafił się zachować, wszystkie jego znajomości do czasu Octavii były przelotne i kończyły się szybciej niż zaczęły. Nikt nie zostawał w jego życiu na tak długo jak Tay.
    — Śmiało, wybieraj co chcesz. Jeśli znudzi mnie film po prostu będę gapił się na ciebie. — stwierdził pewnie, wzruszając przy tym ramionami.
    Sięgnął po swojego drinka i bezalkoholowe wino, którym napełnił kieliszek i podał go Octavii. Stuknął szkłem o szkło.
    — Mały toast za szybkie powroty do zdrowia i... szybką szansę na możliwość dania upustu twojemu seksapilowi. — dodał z rozbawieniem po czym pociągnął łyk alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
  96. [Awww. Nawet nie wiesz jak się stresowałam odbiorem mojej małej L. Cieszę się, że ją pokochałaś. Dawno nie byłam tak dumna z stworzonej persony.. Mam nadzieję że polubią się z Octavią. Jeśli masz pomysł na pierwszy watek to z chęcią zagłębię się w temat. Już nie mogę doczekać!]

    OdpowiedzUsuń
  97. [Pomysł z kuzynostwem jak najbardziej mi leży :P Dodałabym tam tylko wątek, ze ich rodziny się pokłóciły dawno temu przez co kontakt kuzynek był mocno ograniczony. Co ty na to? Octavia mogłaby być troskliwą kuzynkę martwiącą się o Léa. Przypadkiem mogłaby się dowiedzieć, ze L jest w NY? ]

    OdpowiedzUsuń
  98. Nel chyba sama właściwie już nie wiedziała co chce od Octavii. Dziewczyna dała jej aż zbyt wiele jasnych sygnałów, że nie chce jej z powrotem w swoim życiu, a lgnęła niczym ćma do światła. Przyjaźniły się od naprawdę wielu lat, Cornelia nie byłaby w stanie powiedzieć, kiedy tak naprawdę ich przyjaźń się zaczęła. Być może znały się całe życie, a może poznały mając kilka latek i tego momentu już nie pamiętały. Była pewna jednak tego, że to była znajomość, która trwała niemal całe życie dwóch młodych kobiet. Były przy sobie w lepszych i gorszych chwilach, spędzały razem święta, urządzały wspólne imprezy, obgadywały chłopaków i inne osoby, były nierozłączne przecież. Czy to wszystko naprawdę zostanie przekreślone przez jeden błąd, który popełniła po pijaku? Próbowała postawić się na miejscu Octavii, ale nie potrafiła. Choć zapewne równie mocno czułaby się skrzywdzona, gdyby to Tay jej wywinęła taki numer, ale skąd miała mieć pewność? Mogła jedynie zgadywać i się domyślać, jak faktycznie by było.
    Gdyby ktoś jej powiedział, że pojawi się czas, że trudno będzie jej rozmawiać z Octavią to by tę osobę wyśmiała. Tymczasem rzeczywistość była taka, że trudno było jej wydusić z siebie jakieś słowo, aby jakkolwiek podtrzymać rozmowę. Odnosiła wrażenie, że żaden temat nie jest bezpieczny, a na każde słowo musi uważać, aby nie wybuchła schowana między słowami bomba, która zakończyłaby cokolwiek właśnie między nimi się działo.
    — Wiesz, naprawdę się przestraszyłam, kiedy usłyszałam, co się stało. Czytasz o takich rzeczach i słyszysz, że się dzieją, ale nigdy nie spodziewałam się, że to może spotkać kogoś z nas — powiedziała. Spojrzała na dziewczynę i słabo się uśmiechnęła. — Chciałam przyjść, ale domyśliłam się, że mnie tam nie chciałaś i wiem, że tutaj też mnie nie chcesz. Ale chciałam cię zobaczyć — przyznała i lekko wzruszyła ramionami. Przechyliła kieliszek z szampanem. Nie wypiła wszystkiego, podejrzewając, że może potrzebować jeszcze bąbelków na resztę rozmowy.
    Uśmiechnęła się lekko i prawie wzruszyła ramionami w odpowiedzi na jej pytanie.
    — Niewiele się dzieje, zaskakujące, co? — mruknęła w odpowiedzi. W ostatnim czasie wycofała się nieco z publicznego życia. Nie miała większego powodu, tak po prostu się stało i nie szukała nigdzie taniej sensacji. Nie zniknęła, gdy wyszły na jaw zdjęcia z limuzyny, choć wtedy miała do tego większe prawo niż obecnie. Teraz samo tak wyszło. — Drama napędza sprzedaż… Przepraszam, ale tak, idzie całkiem nieźle. Mam parę pomysłów w głowie, które chcę rozwinąć, ale to musi poczekać.
    Zerknęła w stronę rozbawionych dziewczyn, które przed telewizorem urządzały sobie właśnie karaoke. Uśmiechnęła się lekko, gdy znajoma melodia dotarła do uszu blondynki. Nie była pewna, czy to dobry pomysł, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, prawda?
    — Co powiesz? Jak za starych czasów, gdy śpiewałyśmy piosenki The Pussycat Dolls w pokoju — zapytała. Uniosła brew, a twarz blondynki rozjaśnił lekki uśmiech, który zawsze sugerował dobrą zabawę. Może nie miały po dziesięć lat, ale mogą się bawić tak samo dobrze, jak te dziesięć lat temu. — Nie daj się prosić. Buttons albo Don’t Cha. Albo coś od Britney lub Christiny.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  99. Léa:
    Relacje Léi z rodziną były trudne, zwłaszcza po tym co zrobiła jej rodzona siostra. W ciągu tak naprawdę, jednego roku całe jej życie wywróciło się do góry nogami odciskają ogromne piętno na jej młodej duszy. Nic więc dziwnego, że gdy przeczytała wiadomość od Octavii pierwsza jej reakcją było rzucenie telefonu na łóżko.
    Co prawda, nie pamiętała kuzynki zbyt dobrze w końcu gdy ostatni raz ją widziała była bardzo młoda a od tamtego czasu minęło sporo lat. Mimo to doskonale wiedziała, co dzieje się w jej życiu. Ojciec nieraz wspominał Blanchardów i zawsze wypowiadał się na ich temat pozytywnie, czego nie można było powiedzieć o matce.
    Léa szczerze nie miała pojęcia dlaczego ich rodziny zerwały ze sobą kontakt, lecz w tamtym momencie tak naprawdę ją to nie interesowało. Teraz jednak było inaczej. Zmieniła się, dojrzała i zrozumiała, że życie ani trochę nie było sprawiedliwe.
    Po dłuższej chwili namysłu ponownie sięgnęła po telefon odpalając aplikację instagrama. Weszła w wiadomości a następnie przeszła na profil kobiety. Była piękna jak i szczęśliwa co mogła wywnioskować z zdjęć, które kobieta zamieszczała na swoim profilu. Wydawała się zupełnie inna niż Léa a jej życie wydawało się tak odległe od życia jakie wiodła blondynka.
    Zazdrość było tym co poczuła chwilę później gdy przeglądała kolejne zdjęcia. Jak to możliwe, ze mimo więzów krwi to właśnie Octavia wiodła tak szczęśliwe życie gdy ona sama musiała znosić tak wiele trudów? Dlaczego to Octavia musiała urodzić się w tej lepszej rodzinie?
    -Dlaczego? - mruknęła przyglądając się zdjęciu małego berbecia. Czuła jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy. - Żałosne - mruknęła ponownie przechodząc do wiadomości zastanawiając się czy dobrym pomysłem będzie odpowiedzieć.

    “Hej, tak. Pamiętam.”

    Biła się z myślami czy powinna. Zdecydowanie matka będzie wściekła jak się dowie, jednak ona musiała się przekonać. Musiała dowiedzieć się jaka naprawdę jest jej kuzynka. Bo skoro ich życia tak bardzo się różniły to być może ona okaże się inna niż rodzina która zna?

    OdpowiedzUsuń
  100. Powinna ugryźć się w język zanim cokolwiek powie. Być może ten żart brzmiałby lepiej w innym towarzystwie, ale teraz był kompletnie nietrafiony. Cornelia chciała się już wytłumaczyć, że przecież nie przespała się z Jacksonem po to, aby ich kolekcja zaczęła się lepiej sprzedawać. Nie potrzebowała taniej sensacji do tego, aby cyferki się zgadzały. Bez tego radziła sobie naprawdę świetnie, to był komentarz, który w ich sytuacji okazał się zbędny i mógł doprowadzić do jeszcze gorszej wymiany zdań, a na tym akurat blondynce nie zależało. Chciała pogodzić się z Octavią, zobaczyć czy jeszcze jest szansa na to, aby przyjaźniły się tak, jak dawniej. Nie wiedziała co miałaby zrobić, aby uwierzyła jej, że naprawdę tego chce i że nie ma żadnych ukrytych planów. Przecież nie chciała jej skrzywdzić wtedy i teraz również tego nie planowała.
    Spokój w życiu również był potrzebny, a Nel była teraz za to bardzo wdzięczna. Nie, aby ten spokój miał długo trwać. Przeczuwała, że prędzej czy później zacznie się robić gorąco. Takie już po prostu było życie, a Nel nie mogła zapaść się pod ziemię, jak nieco mniej popularni mieszkańcy tego miasta. Uroki bycia urodzonym bogato, a może wady? Chwilami sama się w tym wszystkim gubiła, jeśli miała być całkowicie szczera. Chyba, jak wszyscy inni. Z pewnością każdy z nich czasem przeżywał ten kryzys i wręcz chciał zniknąć.
    — Wydaje mi się, że goście sami się sobą zajmują świetnie — powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu. Każda znalazła sobie coś do robienia. Nel nie była pewna, na jak długo zostanie, ale było raczej pewne, że nie do samego końca. Nikt nie czuł się w pełni komfortowo, gdy Watson tutaj była. Babskie imprezy kiedyś wyglądały zupełnie inaczej, ale czy nie miała tego na własne życzenie? — Nie daj się prosić. Jedna piosenka, może dwie, jak złapiesz odpowiedni vibe.
    Uśmiechnęła się prosząco do Octavii, a gdy ta się zgodziła klasnęła w ręce. Złapała ją za rękę, aby poprowadzić do telewizora. Gdyby tu był ktoś inny z pewnością przerwałaby występ i wepchnęła się w kolejkę, ale to stworzyłoby tylko niepotrzebną dramę między nią, a resztą dziewczyn, a tych miała już po dziurki w nosie. Mikrofony zostały wręczone do rąk Nel oraz Octavii, a odpowiednia piosenka włączona. Zamierzała się dobrze bawić. Nie zwracała uwagi na osądzające spojrzenia ani na komentarze, gdy jakieś dochodziły jej uszu. Była świadoma, jak to będzie wyglądało, gdy się tu pojawi i nie pozwoli, aby cokolwiek dziś popsuło jej nastrój. Ten może nie był wybitny, ale hej, wszystko dało się przecież naprawić. I miała nadzieję, że teraz jest na dobrej drodze do tego, aby naprawić pewną ważną dla niej relację. W chwili, kiedy usłyszała znaną sobie melodię poczuła się, jakby miała te dziesięć albo dwanaście lat mniej, a w pokoju była tylko z Octavią i bawiły się przednio będąc najlepszymi piosenkarkami na świecie. Idealny duet, który oglądać chcieli wszyscy. Jeśli pamięć jej nie myliła to nawet wymyśliły nazwę dla swojego dwuosobowego zespołu. Nie była pewna, czy Octavia dobrze się bawi, czy tylko udaje, że załączył się jej tryb dobrej zabawy, ale uznała, że to rozpracuje nieco później.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  101. [On tylko tak z zewnątrz wyglada, to herbatnik w gorzkiej czekoladzie, twardy z zewnątrz, a delikatny w środku xD Chciałabym zrobić z Henry’ego początkującego fotografa, może zrobiłby Octavii z ukrycia jakaś fotkę w parku?? #stalkermood]

    OdpowiedzUsuń
  102. [Nie, nie, on to raczej sobie portfolio chciałby budować, żaden z niego paparazzi stalker, tylko sb żartowałam! Myślałam bardziej o tym, żeby sobie tak robił zdjęcia wokół, wypatrzył przez obiektyw Octavię, a potem zaczepiłby ją, pokazał fotki i zapytał, czy nie chciałaby wziąć udziału w jakiejś sesji 🤔]

    OdpowiedzUsuń
  103. Léa:
    Blondynka przeskakiwała z jednego zdjęcia na drugi zastanawiając się co słychać u jej znajomych z Paryża. Fakt, że większość znajomości opierała się na biznesach jej rodziny, ale było też kilka takich osób, które naprawdę polubiła. I mimo że rzadko kiedy dodawała serduszka to jeszcze rzadziej zdarzało jej się pisać komentarze.
    Gdy na ekranie jej Iphona pojawiło się powiadomienie o nowej wiadomości od Octavii, natychmiast w nie kliknęła. Szybko odczytała treść wiadomości. Krewna chciała się z nią zobaczyć i to jeszcze dzisiaj? Czegoś takiego zdecydowanie się nie spodziewała gdyż do tej pory ani ona ani Octavia nigdy nie wykazywały zainteresowania sobą nawzajem.
    Wciąż mając wiele wątpliwości, wpisała adres swoje apartamentu na Financial District. Z delikatnym zawahaniem kliknęła mały niebieski przycisk “wyślij” a następnie rzuciła się na łóżko wydając z siebie niemal niesłyszalny jęk.
    -W co ja się pakuje - wyszeptała sama do siebie. - Przecież ja jej prawie nie znam… - przewróciła się na prawy bok zerkając na zegarek. Ile miała czasu zanim pod budynkiem pojawi się limuzyna?
    Wstała, kierując się w stronę garderoby. Musiała wybrać odpowiedni strój w końcu nie może pojawić się w byle czym u kuzynki której nie widziała przez wiele lat. Po około kwadransie udało jej się wybrać idealny strój na tę okazję. Beżowy prążkowany top ze skrzyżowanymi na plecach ramiączkami idealnie komponował się z czarnymi dopasowanymi jeansami high waist zdobione złotymi guzikami zarówno w talii jak i na końcach nogawek. Na nogi założyła swoje ulubione czarne sneakersy z złotymi zdobieniami a gołe ramiona skryła pod brązową skórzaną ramoneską. Makijaż pozostał delikatny z lekkim podkreśleniem oka brązowym cieniem a uszy zdobiły kolczyki z najnowszej kolekcji ojca.
    Gotowa do drogi, chwyciła czarną torebkę w której schowała telefon i natychmiast ruszyła w kierunku wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  104. [Mam jeszcze dwa/trzy wątki w kolejce, więc jakbyś chciała, to ja bym się nie obraziła wcale a wcale za zaczęcie 🙈]

    OdpowiedzUsuń
  105. Na moment na jego twarzy pojawił się grymas na wspomnienie feralnego wypadku sprzed roku? Półtorej rok? Już nawet dokładnie tego nie pamiętał. Dla niego jednak wypadek, a postrzelenie oddzielała gruba linia, nie mogła tego porównywać. Poza tym jego własne zdrowie nie martwiło go tak bardzo jak jej samopoczucie.
    Jackson zaśmiał się lekko, gdy Octavia dodała na Instagramie story ich wspólną fotkę. Pożywka dla Plotkary, która cały ten czas nie próżnowała. Nigdy nie był jej wielkim fanem, ale ostatnim czasem wciągnął się w śledzenie najnowszych plotek z życia młodych nowojorczyków, którzy mają to szczęście urodzenia się jako uprzywilejowana część mieszkańców tegoż miasta.
    — Nic się nie zmieniło, Tay. — zapewnił gładząc wewnętrzną stronę jej uda. Ich relacja odbiega od norm pod wieloma względami, ale taki już ich urok.
    — Jutro muszę pojechać do firmy. Ostatnio prawie w ogóle tam nie bywam i ojciec zaczyna zrzędzić. Cienie oczywiście pozdrawia. — powiedział przypominając sobie krótką, ale irytującą rozmowę z ojcem, który miał czelność wytknąć mu brak zaangażowania w ostatnim czasie, jakby mało miał na głowie. Najpierw Lucas, później rozstanie z Octavią i jej pobyt w szpitalu… nie miał głowy do obowiązków, a nie sądził by jego obecność była, aż tak konieczna.
    — Zawsze się na ciebie gapię. — odparł z głupkowatym uśmiechem. Zawsze, gdy było w jednym pomieszczeniu miał ją na oku doskonale wiedząc, że gdyby tylko się odwrócił ktoś zacząłby się przy niej kręcić.
    — Tak bardzo ciekawią cię wyścigi uliczne, czy może któryś z aktorów wpadł ci w oko, co? — popił whisky. — Jeśli tak bardzo cię to zainteresowało mogę cię zabrać na coś takiego. — zasugerował z błyskiem w oku. Zawsze pojawiał się tam sam, a wcześniej, gdy nie wiązało go nic z Tay, w towarzystwie losowych dziewczyna, ale przecież mógł pokazać jej nieco swojego świata.
    — Jeszcze zdążysz nadrobić, a jeśli tak bardzo ci to nie smakuje mogę ci przynieść soku. Pomarańczowego. Jeszcze nie tak dawno temu nie mogłaś się od niego oderwać. — przypomniał sobie.

    OdpowiedzUsuń
  106. [Tak się zapędziłam w robieniu zaczęć po kolei, że zapomniałam, że to ja czekałam na zaczęcie :v]

    Wtorkowe poranki w Central Parku należały do tych raczej przyjemniejszych. W każdym razie tak sobie wydedukował Henry, który ostatnimi czasy często tam przebywał. Lubił parki, kojarzyły mu się z domem i z kolegami, z przesiadywaniem na ławkach, powrotami z imprez i randkami, a Central Park, chyba ze względu na umiejscowienie w głębi okrutnej, miejskiej dziczy, jeszcze bardziej go do siebie przyciągał. Henry wybierał wtorki, bo wydawało mu się, że wtedy odwiedzają go najciekawsze osoby, czyli mieszkańcy — a przynajmniej, że proporcja mieszkańców do turystów jest znacznie większa. No i była mniejsza szansa natrafić na obrzygane w weekend śmietniki. A to był spory atut.
    Na swoje poranne wypady po mieście zazwyczaj zabierał aparat i tak było też tym razem. Był kompletnym amatorem — choć miał dużo do powiedzenia, jeszcze nie miał stuprocentowej pewności, jakim językiem chciałby mówić — ale bardzo mu się robienie zdjęć podobało, bo pozwalało mu się wyciszyć. Poza tym lubił wyciągać piękno z rzeczy, miejsc i ludzi.
    Teraz miał małą przerwę. Siedział na ławce z aparatem wiszącym na pasku na piersi, paląc papierosa i popijając kawę, którą kupił chwilę wcześniej od wyjątkowo gburowatego pana z małym wózkiem. Czarny napój palił mu przełyk, ale taką właśnie kawę lubił najbardziej, czarną i gorzką. Uniósł lekko brwi, gdy jego oczom ukazał się wyjątkowo warte sfotografowania widok — brunetka, która musiała już jakiś czas siedzieć na ławce niedaleko niego, oparła głowę o dłoń i wpatrywała się rozmarzonym wzrokiem w jezioro. Na jej ustach majaczył lekki uśmiech.
    Nie przerywając się w nią wpatrywać, zupełnie jakby fakt, że spuści wzrok, mógł zepsuć tę scenę, odłożył kubek z kawą i przysunął aparat do oczu.
    Jedno zdjęcie, drugie, trzecie, czwarte… Aż w końcu zorientował się ze wstał z ławki i już jej w połowie drogi do niczego nie świadomej brunetki.
    — Dzień dobry, jak się masz? — powiedział z mocnym, brytyjskim akcentem, gdy już do niej podszedł. Wydawała się zaskoczona, więc od razu uniósł rękę z aparatem. — Zrobiłem ci kilka zdjęć z ukrycia, ale nie martw się, nie jestem jakimś głupim zbokiem… Pokażę ci, a jak ci się spodobają, może chciałabyś mi zapozować? — Uśmiechnął się. — Już bardziej świadomie. Jestem Henry.

    Henry M. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  107. -Jeśli masz z chęcią napiję się ginu - uśmiechnęła się niepewnie wiedząc, że bez alkoholu z pewnością będzie jej ciężko. Być może ten trunek nie był jej najlepszym pomysłem w końcu co pomyśli sobie o niej kuzynka? Jednak czy miało to jakieś większe znaczenie? Czy naprawdę zależało jej na opinii Octavi? Przecież nie widziały się od tak dawna.
    -Mike to naprawdę dobry kierowca - rozejrzała sie po mieszkaniu gdy jej kuzynka na moment zniknęła jej z pola widzenia. - Masz naprawdę ładny apartament - skomentowała przyglądając się obecnie jednemu z obrazów.
    Musiała przyznać, że na żywo kuzynka była jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach które oglądała na instagramie. Wydawała się być też miłą osobą, jednak już dawno nauczyła się, że pozory potrafią być zgubne.
    -Co słychać u votre frère? Pamiętam, że gdy bywaliśmy u grand-père zawsze mi dokuczał mówiąc, że mam śmieszną twarz - zaśmiała się na samo wspomnienie kuzyna, który w tamtym okresie często doprowadzał małą Lèe do płaczu. To zabawne, że ze wszystkich wspomnień z tamtego okresu najbardziej w jej pamięci zapadła właśnie ta scena. - Rodzice godzinami musieli mnie uspokajać tłumacząc, że to nieprawda - szczery uśmiech zagościł po raz pierwszy od kilku dni na jej twarzy. Tamten okres mimo, że pamięta go jak przez mgłę wydawał się teraz jednym z lepszych w jej krótkim życiu.

    ~Lea

    OdpowiedzUsuń
  108. Nel nie była pewna, czego powinna oczekiwać po tym wieczorze. Jasne było dla niej, że nie wpadną sobie w ramiona i nie będzie tak, jak kiedyś. Być może, kiedyś coś by się pozmieniało i z czasem udałoby im się odbudować relację do poprawnego stopnia, ale obie chyba były świadome tego, że nie będzie tak, jak kiedyś. A może? Może jakimś cudem faktycznie wszystko się pozmienia do tego stopnia, że będą w stanie zapomnieć o tym, co blondynka zrobiła? Prawdę mówiąc nie miała pojęcia, nie chciała myśleć aż tak przyszłościowo. Póki co sukcesem było to, że Octavia nie wyrzuciła jej jeszcze z mieszkania. Udało im się porozmawiać chwilę w spokoju, a nawet zaciągnęła ją na karaoke. To był mały powrót do przeszłości, kiedy obie właściwie były jeszcze niewinne, a ich największa kłótnia była o lalkę Barbie i Kena, gdy obie chciały się bawić tą samą zabawką. Zresztą, nawet taki problem rozwiązywany był momentalnie, bo zaraz miały w rękach nową zapakowaną w pudełko lalkę, aby nie musiały wyrywać sobie ich z rąk. Chwilami naprawdę tęskniła za tymi czasami, były zdecydowanie prostsze, a problemy dziecinne, choć wtedy były dla nich z pewnością końcem świata. Bawiła się przy karaoke świetnie, nigdy nie twierdziła, że potrafi śpiewać, ale chyba nie wyszło jej to najgorzej. Za dzieciaka brała udział chyba w wielu dodatkowych zajęciach, przeszła fazę bycia piosenkarką, więc kilka miesięcy lekcji śpiewu również za sobą miała, ale nigdy nic z tym nie zrobiła i nie planowała dalej robić kariery muzycznej, ta branża zdecydowanie nie była dla niej i wolała bawić się na koncertach niż je organizować.
    Nie powiedziała nic, gdy Octavia nagle złapała ją za nadgarstek i pociągnęła za sobą. Po prostu za nią podążyła, ciekawa tego, co chodziło jej po głowie, a mogła spodziewać się naprawdę wszystkiego.
    Wybór łazienki nie powinien jej zaskoczyć. Nie zwlekała z reakcją i sama wpakowała się do wanny, która była tak przestronna, że z pewnością mogłaby zmieścić tu jeszcze jedną osobę.
    — Pamiętam, że w twoje osiemnaste urodziny też wylądowałyśmy w wannie, tylko któraś z nas przypadkiem odkręciła kran i zalałyśmy całą łazienkę i siebie zanim udało nam się opanować lejącą się na wszystkie strony wodę — powiedziała i zaśmiała się pod nosem. Ktoś im wtedy zrobił zdjęcie, które znalazło się na Instagramie i wywołało zainteresowanie, a raczej to brak staników je wywołał.
    Nie czując na sobie żadnych dodatkowych spojrzeń poczuła się w końcu tak, jak powinna. Może i stało się niewybaczalne, ale to nie zmieniało faktu, że Cornelia w towarzystwie Octavii zawsze czuła się dobrze i teraz widziała małą szansę na naprawdę tego.
    — Od początku chciałam takiej rozmowy, Tay — odpowiedziała i lekko wzruszyła ramionami. Zza drzwi słychać było muzykę, śmiech pozostałych dziewczyn oraz rozmowy, ale nie zwracała na to kompletnie uwagi skupiając się w pełni na brunetce. — Jestem aż tak przewidywalna, co? — zaśmiała się, nim wzięła od niej szampana. Upiła nieco większy łyk, nim oddała jej z powrotem butelkę. Nauczyła się dawno, aby nie zostawiać torebek gdzie popadnie. Zwłaszcza w miejscu, gdzie nie miała żadnych sojuszników. A obecnie w salonie Octavii nie było nikogo po jej stronie. — Może i coś mam. Coś co nas rozbawi, doda trochę euforii. Empire zawsze brzmi, jak dobry pomysł.
    Nie musiała jej do tego namawiać. Zawsze chętnie się w hotelu pojawiała i pod tym względem nic się w zasadzie nie zmieniło. Otworzyła torebkę, a ze środka wyjęła woreczek, w którym było kilka kolorowych tabletek.
    — Różową? — Właściwie nawet nie pytała. Różowy był odpowiedzią na wszystko. — Ale… może zanim zrobi się weselej, a nasze myślenie nie będzie trzeźwe, pogadamy? — zaproponowała. — Nawet nie wiem co jeszcze mogłabym ci powiedzieć, ale tęsknię za nami. I naprawdę chciałabym poznać Aylę.

    [Hot momma❤️‍🔥]
    Nel

    OdpowiedzUsuń
  109. Lèa jeszcze przez chwilę przyglądała się obrazowi nim ruszyła za kuzynka w stronę salonu. Siadła na brzegu dużej wygodnej kanapy z uwagą przyglądając się kuzynce. Pierwszy łyk alkoholu lekko ją rozluźnił a znajomy smak trunku koił wciąż rozszalałe nerwy.
    -Jest tu zdecydowanie inaczej niż w Paryżu - odparła starając się by jej głos brzmiał jak najbardziej neutralnie. - W Nowym Jorku życie jest zdecydowanie o wiele szybsze, bardziej chaotyczne a przynajmniej na początku. Ten towarzyszący ci wieczny ścisk z początku był przerażający, ale wydaje mi się że szybko przywykłam do tego.
    Rozmowa na tak banalny temat działał na nią kojąco. Wiedziała, że przy tego typu dyskusjach nie musi baczyć na słowa by nie powiedzieć czegoś co mogłoby zaszkodzić jej samej. Opowiadanie o swoich szczerych przemyśleniach na pozornie nieistotne sprawy dawały jej chwilę ukojenia. Ten typ rozmowy nie mógł jednak trwać wiecznie czego doskonale była świadoma, dlatego czerpała z niego ile tylko mogła.
    -Cóż przeniosłam się tu ze względu na szkołę - posłała kuzynce delikatny uśmiech. - Ostatni rok chce ukończyć w Constance Billard, która słynie z absolwentów uczących się na najlepszych uczelniach.
    Tak, było to częściowo prawdą. Rodzice wybrali NY ze względu na znajdującą się tu prywatną szkołę. W ten oto sposób mogli tłumaczyć nagły wyjazd Lèi bez wzbudzania większych podejrzeń. Kto w końcu nie chciałby by jego dziecko miało jak najlepszą edukację? Było to genialne jak i proste zarazem.
    -Mieszkam jednak sama - dodała przyglądając się z uwagą Octavi. - Rodzice zostali w Paryżu wraz z ma soeur - zrobiła małą przerwę by móc napić się łyka ginu. -Pamiętasz chyba Chloé? -zapytała z delikatnym uśmiechem.
    Jej głos wydawał się czuły gdy wymawiała imię siostry gdy tak naprawdę miała ogromną ochotę wykrzyczeć najgorsze przekleństwa pod jej adresem. Bo prawda była taka, że od roku szczerze nienawidziła nie tylko rodziców ale również młodszej siostry.
    - Kiedy ostatni raz widzieliśmy się u dziadków miała chyba - zamyśliła się na moment próbując przypomnieć sobie ile wówczas mogła mieć jej o dwa lata młodsza siostra - osiem lat? - mruknęła bez większego przekonania. Tamten okres wydawał jej się tak odległy jakby minęły całe dekady - Z resztą to i tak mało istotne - zaśmiała się.

    ~Léa

    OdpowiedzUsuń
  110. [ Piękna Pani, piękna karta i piękne maleństwo! <3
    Bardzo dziękuję za powitanie! Naprawdę mi miło, że India przypadła Ci do gustu.
    Jeśli chodzi o wątek to ja bardzo chętnie. Oczywiście, najłatwiejszym powiązaniem naszych Panieniek byłaby właśnie mała Aylia jako że moja India jest pediatrą :D Ale możemy polecieć też w coś zupełnie innego. Masz może jakieś pomysły albo niespełnione marzenia? :D ]

    India

    OdpowiedzUsuń
  111. [ Czy mogłabyś w takim razie jakoś rozchorować swoje maleństwo a ja wkroczę z Indią do akcji? :D Może być sobotni dyżur, bo wiadomo, że wtedy wszystkie bombelki robią się chore]

    India

    OdpowiedzUsuń
  112. Robert ostatnio zaczynał angażować go w co raz więcej projektów i pracy w firmie. Jakby magiczne nie Lucasa pogrzebało jego nadzieje, że firma trafi w bardziej odpowiedzialne ręce niż te Jacksona. Jego powrót do Hiszpanii rozwiązał mu wiele niepewnych kwestii. Pod żadnym względem nie musiał się przejmować już obecnością brata, który wrócił do domu z podkulonym ogonem. Jacksonowi było to wszystko na rękę.
    — Wszyscy się o ciebie martwiliśmy, dalej się martwimy. — przypomniał. Dla wszystkich to był okropnie ciężki tydzień pełen niepewności i napięcia. — Już na mnie czeka stosik dokumentów do zapoznania się, trochę się tego nazbierało. — mruknął wywracając oczami. Nie uśmiechało mu się ślęczeć za biurkiem całego dnia.
    Przesunął dłońmi po jej udach ostatecznie oplatając ją ramionami w tali. Uśmiechnął się lekko i cmoknął ją w usta.
    — Zawieszać oko to ty możesz na mnie. — burknął składając kolejny pocałunek na jej wargach, a dłonie zaciskając na jej pośladkach. Delikatnie przygryzł jej dolną wargę i za nią pociągnął. Odsunął się opierając wygodniej o zagłowie kanapy.
    — Jeśli tam pojedziemy to będę brać udział. Możesz siedzieć w fotelu obok albo grzecznie zostać na trybunach i mi kibicować, a to byłoby całkiem seksowne. — stwierdził spoglądając w jej ciemne tęczówki. W jego własnych oczach malowały się radosne, podekscytowane iskierki. — Znają mnie tam, jeśli pojadę to nikt nie pozwoli grzać mi ławki. Poza tym mogłabyś się przekonać na ile mnie stać i zgarnąć kilka wygranych zakładów. — dodał z pewnością pobrzmiewającą w głosie. Niekiedy przeceniał swoje umiejętności nie wiedząc kiedy się wycofać i odpuścić, ale za kierownicą czuł się bardzo dobrze.
    Zaśmiał się.
    — Wiem i wiem, że masz ich znacznie więcej niż ja. — przytaknął z lekkim uśmiechem. Zdecydowanie w ich relacji to on miał więcej za uszami i lista rzeczy, za które mógłby ją przepraszać nie miała końca. Ale przecież on zawsze potrafił się wykręcić od odpowiedzialności, a Octavia zawsze przy nim była. To się nigdy nie zmieniało. — Na bąbelki też jeszcze musisz sobie poczekać. — odparł marszcząc nos, gdy go w niego pstryknęła.

    OdpowiedzUsuń
  113. Dziewczyna nie spodziewała się tak miłych słów na swój temat. Wcale nie uważała się za osobę, która byłaby w stanie zyskać jakąś znaczącą pozycję w Constance, oczywiście gdyby faktycznie jej na tym zależało. Mimo to jej słowa wytworzyły to niezwykłe uczucie, którego tak dawno nie czuła.
    Nagłe i niespodziewane zaproszenie na imprezę wywołało na jej twarzy zdziwienie. Dlaczego chciała ją na imprezie znajomych? Przecież tak naprawdę praktycznie się nie znały, nie rozmawiały z sobą od lat. Przez ułamek sekundy przez jej umysł przeszła myśl: “A co jeśli to pułapka by skompromitować ją?” To wręcz niewiarygodne pytanie sprawiło, że poczuła jak ogarnia ją niepokój. Co powinna zrobić?
    -Dlaczego to robisz? -pytanie wyszło z jej ust niespodziewanie zaskakując nawet ją samą. -Nasze matki się nienawidzą, przez lata nie miałyśmy ze sobą żadnego kontaktu a mimo to zapraszasz mnie do siebie niespodziewanie i zapraszasz na imprezę - tak cholernie chciała by uprzejmość kuzynki wynikała faktycznie z chęci poznania jej i nawiązania relacji która ich matki zaprzepaściły tak dawno temu.
    Pragnęła mieć chociaż jedna bliską osobę, która w razie potrzeby mogłaby być jej wsparciem w tym ciężkim okresie jej życia. Potrzebowała kogoś kto powie jej, że robi dobrze, ze jej poświęcenie nie pójdzie na marne. Definicja zaufania jednak raz na zawsze została wykreślona z jej życia gdy została zraniona przez własną rodzinę.
    -Przepraszam, muszę skorzystać z toalety - rzuciła szybko gdy zdała sobie sprawę, że w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Jeszcze tego brakowało by rozkleiła się na oczach Octavii.

    ~Léa

    OdpowiedzUsuń
  114. [Kłopoty to zdecydowanie lepsze drugie imię dla tej panny, niż Love, ale rodzice chyba łudzili się, że nie będzie tak tragicznie. :D Cześć, dziękuję pięknie za powitanie! Jeśli masz ochotę, to zapraszam na wątek, oczywiście. :)]

    Mer Ridgeway

    OdpowiedzUsuń
  115. Nel miała wrażenie, jakby osiemnaste urodziny były całe wieki temu, a to było w końcu dopiero trzy lata temu. Były jeszcze takie… cóż, niewinne nie mogła powiedzieć, ale zupełnie inne. Nie mogła co prawda mówić za Octavię, ale sama miała wrażenie, jakby była mniej zniszczona niż była obecnie? Czasami brakowało jej tej beztroski, kiedy jedyne ich najważniejsze zajęcie to było chodzenie do szkoły i zdanie wszystkich egzaminów. Teraz wszystko zaczęło się robić coraz bardziej skomplikowane, ale chyba taka właśnie była już dorosłość, czyś nie? Blondynka nie chciała zbytnio zagłębiać się w takie myśli, to nie była odpowiednia chwila na tego typu myśli.
    Dziewczyna roześmiała się, a choć pamiętała tamten wieczór jak przez mgłę to najważniejsze wydarzenia utknęły jej w pamięci dość mocno.
    — Mnie chciał zabić ojciec i Ethan, gdybyś tylko widziała jego minę, kiedy zobaczył te zdjęcia. Wparował mi do pokoju, jakby się paliło i waliło. Ja naprawdę nie rozumiem czemu faceci tak wariują na widok sutków — powiedziała rozbawiona. Dobra, może miała osiemnaście lat, mieszkała z rodzicami, a brat się zwyczajnie martwił, ale to było zwykłe zdjęcie. Prawdopodobnie było najgrzeczniejsze, jakie kiedykolwiek ujrzało światło dzienne. Jedynymi osobami, które się martwiły tymi zdjęciami faktycznie byli ich rodzice. Może i mieli w tym jakąś rację, ale Nel zarówno wtedy, jak i obecnie nie potrafiła zrozumieć co tak złego w tych zdjęciach mogło być. Do internetu codziennie wpadały miliony gorszych fot. Cóż, może w ich przypadku chodziło o to, że byli na swój sposób rozpoznawalni? Ale ta świadomość nigdy jakoś nie powstrzymywała Nel ani jej przyjaciół przed robieniem głupot. Chyba nawet celowo je robili.
    Pokręciła rozbawiona głową, gdy brunetka przyznała, jak bardzo przewidywalna potrafi być Nel. Cóż, na pewne rzeczy można było u niej liczyć zawsze. A już zwłaszcza na kolorowe tabletki, które w jej torebce były niemal zawsze. Nigdy nie było pewne, kiedy pojawi się impreza, a tę zawsze miło było podkręcić.
    — Nawet mamuśki muszą się zabawić. Niech się nie zachowują, jakby byli tacy święci i nie brali niczego w nos sami — odparła wzruszając ramionami. Każdy chciał zgrywać idealnego, ale wszyscy dobrze wiedzieli, że w tym świecie mało kto był idealny. A już zwłaszcza ludzie ich pokroju tacy z pewnością nie byli.
    Nie odpowiedziała na kolejne słowa. Sama chyba też doszła do wniosku, że nie ma sensu ciągle o tym rozmawiać, a jeśli faktycznie chciała drugą szansę to powinna to wykorzystać. Nie zamierzała tego spieprzyć po raz drugi. Skoro Octavia zdecydowała się na to, aby wpuścić blondynkę do swojego życia to nie chciała znów tego wszystkiego popsuć. Na języku blondynki wylądowała również różowa tabletka, którą popiła szampanem.
    — Przyznaję, fakt, że masz dziecko jest pojebany. Ale wydajesz się z nią szczęśliwa. Nie mogę powiedzieć tego na pewno, bo tylko widziałam tyle co na Instagramie, ale sam sposób, jak o niej mówisz… uszczęśliwiła cię, prawda?
    Cornelia z dziećmi żadnego kontaktu nie miała. Nawet te z rodziny jakoś jej nie interesowały. Wszystkie były zawsze głośne, ubrudzone czekoladą i macały wszystko co im wpadło w ręce. Podczas jednej z rodzinnych imprez, z której wykręcić się nie mogła znalazła na swoim białym futerku odciśnięte małe ręce z czekolady i powiedzieć, że była wściekła to mało. Jednak, dopóki dzieci nic jej nie robiły i nikt jej ich nie wciskał na siłę to miała dość neutralne podejście. Aylę widziała tylko na zdjęciach, ale wystarczył jej fakt, że była córką przyjaciółki, aby mieć do niej lepsze podejście niż do pozostałych dzieciaków.
    — Wydawało mi się, że stanąłby na rzęsach, aby ciebie uszczęśliwić i małą. Mogę zapytać, jak właściwie teraz wygląda wasza opieka nad nią? Doszliście do jakiegoś porozumienia czy Jack to weekendowy tatuś, który raz się pojawia, a raz nie?

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  116. Po przyjemnym wieczorze spędzonym w towarzystwie Octavii, nie mógł dłużej odkładać stawienia się w firmie. Choć jego funkcją było jedynie wsparcie ojca i pomniejsze projekty dzięki, którym miał się wdrażać w działalność Pearl Yachts, miał sprawy których musiał osobiście dopilnować. Dlatego też wstał wczesnym rankiem i nie budząc Octavii wymknął się z apartamentu. Firma na liście jego priorytetów znajdowała się na samym szczycie. Składało się na to wiele czynników, ale być może głównie chęć zaimponowania ojcu, który ciągle w niego wątpił i udowodnieniu sobie, że jest w czymś najlepszy. Lepszy od innych. Siedząc nad kolejnymi projektami, biorąc udział w następnych spotkaniach uważnie słuchał, wyciągał wnioski i nanosił poprawki. Chciał by firma właśnie pod jego skrzydłami w przyszłości osiągnęła jeszcze większy sukces niż do tej pory. Nie potrafił stwierdzić, w którym momencie osiągnie dostatecznie dużo, w którym momencie dojdzie do granicy, przy której powie dość. Czy w ogóle było to możliwe, ale Jackson był wychowany w myśl zasady po trupach do celu, co było czesto spotykane w świecie, w którym się znajdował.
    Gdy drzwi do jego gabinetu otworzyły się, a w progu pojawiła się Octavia, głupawy uśmiech zniknął z jego uśmiechu, zastąpiony łobuzerskim grymasem. Wpatrywał się w brunetkę, która z wysoko uniesioną głową podeszła do niego, przywitała się i usiadła na przeciwko.
    — Cześć, skarbie. — odpowiedział. Dziewczyna siedząca na jego biurku nic nie znaczyła. Wyjątkowo był grzecznym chłopcem, a nieco rozpięta koszula i podwinięta spódniczka nie robiły na nim wrażenia. Rzeczywiście wdał się w niezobowiązującą rozmowę zbaczając odrobinę ze służbowych torów, ale nie wyobrażał sobie zbyt wiele i trzymał dystans siedząc w swoim fotelu.
    — Pracuję tu od pół roku. — odparła blondynka wciąż siedząc na biurku. — Rozmawiamy o pracy, Jackson ma sporo... pilnych spraw do załatwienia. Nie wiem, czy przerwa to najlepszy pomysł. — dodała, a Jackson spojrzał na dziewczynę z uniesioną brwią zaskoczony, że ośmieliła się odezwać w taki sposób. Każdy w firmie znał Jacka i każdy wiedział, że chłopak szefa lubi się zabawić, ale generalnie raczej nie obdarowuje zaufaniem, czy szacunkiem pracowników. A zwłaszcza kobiet, które pchały mu się do łóżka i były najzwyczajniej w świecie łase na jego pieniądze i status.
    — Nie wydaję mi się żebyśmy przechodzili na ty... Lisa? Jenna? — Jackson nie miał zamiaru pozwolić, by jakaś głupiutka sekretarka mówiła mu co ma robić. We własnej firmie. We własnym biurze. — Zeskakuj i uciekaj. Ah... i zanieś to mojemu ojcu. — Mina zrzedła blondynce, która momentalnie zeskoczyła z biurka i przejęła teczkę z dokumentami. — I na przyszłość... nie lubię takich... garsonek. — dodał puszczając dziewczynie oczko po czym przeniósł wzrok na Octavię.
    — Co chcesz zjeść? I gdzie jest Ayla? — zagadnął mając nadzieję, że Blanchard nie wyobraziła sobie za wiele.

    OdpowiedzUsuń
  117. To był wyjątkowo intensywny pokaz mody, intensywniejszy, niż jakikolwiek do tej pory w karierze Meredith. Ostatnie godziny spędziła między wybiegiem, a panicznym przebieraniem się za kulisami w inną kreację. Czasu było mało, a rzeczy do zrobienia – wprost przeciwnie. Zmęczona i obolała, z ulgą oparła się czołem o chłodną ścianę, powoli sącząc kolorowego drinka ze szklanki. Przynajmniej mama była zadowolona; pokaz bowiem udał się wyjątkowo dobrze.
    – Hej, Mer – usłyszała nad uchem głos koleżanki. Z trudem otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Strasznie chciało jej się spać. – Idziesz z nami do klubu po bankiecie?
    – Sorry, Lou, ale nie dzisiaj. Padam na ryj i marzę tylko o łóżku.
    – Szkoda. Będziemy musiały świętować bez ciebie – powiedziała, chociaż w jej głosie nie było cienia smutku. Meredith dobrze wiedziała, że tak naprawdę żadna z tych dziewczyn nie lubi ani jej, ani siebie nawzajem; Louise zaprosiła ją z czystej grzeczności, której reszcie tej bandy zdecydowanie brakowało. Z westchnieniem ulgi zrzuciła z siebie dziwaczną kreację, przebierając się w znacznie wygodniejszą wieczorową sukienkę.
    Najchętniej wróciłaby od razu do domu, ale musiała jeszcze iść na cholerny bankiet, a potem znaleźć mamę, która – upojona sukcesem – mogłaby w rozkojarzeniu spędzić tu całą noc, zatopiona we wspomnieniach minionego wieczoru. Pod tym względem Annie była trochę jak dziecko. Meredith niezliczoną ilość razy dzwoniła po ojca, by szukał w ciemnych zakątkach zaginionej matki.
    Myśl o rodzicach przypomniała jej o najnowszym wybryku, którego się dopuścili. Że też ktokolwiek mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł, żeby zaaranżować związek dwójki dorosłych ludzi… jak w średniowieczu! Chciało jej się śmiać na samo wspomnienie tego pamiętnego obiadu z Howardami. Dobrze, że przynajmniej Jackson podchodził do tego rozsądnie – to znaczy tak, jak ona – i nie uznawał tej całej transakcji za wiążącą. O nie, Meredith Ridgeway była wolną kobietą i taką zamierzała pozostać; jeśli szczęście dopisze, to do końca swoich dni.
    Światło w sali bankietowej niemal ją oślepiło. Zmrużyła oczy, przeczesując tłum wielobarwnych postaci i usiłując odnaleźć Annie, której jednak nigdzie nie mogła dostrzec.
    – Cześć – zaczepiła stojącą tyłem dziewczynę. – Kręciła się tu gdzieś Annie Bonham?

    [Nie jestem najlepsza w zaczęciach, POPRAWIĘ SIĘ!]
    Meredith Ridgeway

    OdpowiedzUsuń
  118. Dzień właściwie rozpoczął tak, jak zwykle. Przebudził się w okolicach godziny dziewiątej. Uwielbiał w swojej pracy to, że nie musiał zrywać się z samego rana. Po prawdzie obowiązków wcale mu nie odchodziło, wciąż miał w końcu studia, na których musiał i na których chciał się skupić, więc czasami nawet, jeśli nie musiał zrywać się z samego rana do pracy to musiał to robić, aby nadrobić materiał z zajęć oraz pisemne prace, które były do oddania. Jednak od trzech tygodni cieszył się wakacjami, które znaczna część jego znajomych z uniwersytetu spędzała poza granicami Nowego Jorku, tak Gabriel spędzał swój teoretycznie wolny czas tutaj. Brał więcej zleceń, choć nie musiał martwić się o pieniądze, a jego konto przecież miało kilka zer na koncie, aby żadne zmartwienia typu czynsz, jedzenie czy rachunki nie chodziły mu po głowie. Chodziło mu przede wszystkim o to, aby dalej się rozwijać. Nie lubił stać w miejscu bez względu na to, co robił w swoim życiu. Zależało mu na tym, żeby wykonywać coraz lepsze tatuaże, szkolić się i edukować, nie robił tego dla pieniędzy, a z czystej pasji, która dodatkowa przerodziła się w zysk. Rysować lubił od zawsze, choć nie chwalił się tym talentem przed światem. Raczej nie widział w tym większego sensu, bo i po co miałby cokolwiek mówić? Nie był wrażliwy na krytykę czy hejt, który swego czasu zwalał się na niego dość często, ale nie uważał to za potrzebne, aby świat od razu wiedział o wszystkich jego zainteresowaniach. Nawet jeśli w porównaniu do niektórych swoich znajomych Gabriel wcale nie miał tak wiele obserwatorów, a nie każdy jego ruch był obserwowany. Przez pewną grupę osób był rozpoznawalny, ale to tyle. Obecnie więcej osób z nowego środowiska, w którym się obracał kojarzyło jego nazwisko. I całe szczęście, że nie wszyscy wygrzebali informacje z tego, co działo się rok temu. Wolał po prostu uniknąć jakichkolwiek plotek, które mogły się ewentualnie pojawić czy mieć też kiepski wpływ na studio. Gabriel był zawsze zdania, że dobra praca obroni się sama, ale zdawał sobie sprawę z tego, że plotki potrafiły naprawdę nieźle namieszać w życiu. Ostatecznie okazało się, że wcale nie musiał się niczym przejmować. Nikt właściwie nie zdawał pytań, o nic nikt nie był ciekaw. Nie był przyzwyczajony do tego, że ludzie nie wtrącają się w jego sprawy. Tutaj było zupełnie inaczej, a choć studio znajdowało się blisko miejsc, w których Gabriel często przebywał w przeszłości to nie zdarzyło się, aby jego droga skrzyżowała się ze starymi znajomymi. Gdyby został zapytany to zapewne nie byłby w stanie powiedzieć, dlaczego tak właściwie przestał się odzywać, dlaczego się wycofał i nie brał już czynnego udziału w życiu swoich znajomych. Ale w końcu telefon działał w dwie strony, prawda? Wszyscy mieli zresztą swoje własne życie, swoje własne problemy i niekoniecznie miało się czas na to, aby zajmować się jeszcze problemami, które mieli ludzie dookoła.
    W studiu pojawił się około godziny dwunastej. To dawało mu pół dnia na to, aby przyjąć klientów, choć na dziś nie umawiał nikogo w szczególności. Było parę osób na mniejsze dziarki, ale przygotowanie stanowiska i wykonanie nie powinno mu zająć więcej niż godzinę. Raczej wolał zrobić walk-in i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Miał parę wolnych wzorów do wykorzystania, które aż prosiły się o to, żeby wylądować na czyjeś skórze. I liczył na to, że w najbliższym czasie znajdą nowych właścicieli. Miał zdecydowanie zbyt wiele pomysłów w głowie i chciał je koniecznie zrealizować w najbliższym czasie.
    Kończył właśnie tatuaż dla dziewczyny, która przyszła około półtorej godziny temu. Zostało mu zrobienie jeszcze zdjęcie, poczekanie na to, aż reszta zostanie mu przelana na konto lub wręczy mu gotówkę i w zasadzie był gotów do tego, aby przyjąć następną osobę.
    Studio miało również piętro, gdzie znajdowało się stanowisko Gabriela oraz paru innych osób. Na dole głównie zajmowano się piercingiem. Dziewczyna zeszła pierwsza, a dopiero po dłuższej chwili wzszedł na dół Gabriel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dziewczyna do ciebie.
      Oderwał wzrok od telefonu, gdy usłyszał głos Nadii. Dziewczyna skinęła głową w stronę kanapy, gdzie zwykle siedziały osoby czekające na swoją kolej. Podziękował jej krótko. Sądził, że uda mu się chociaż zapalić zanim będzie miał następną osobę, ale ta przyjemność mogła poczekać.
      — Cześć — odezwał się, jeszcze nie wiedząc właściwie kto tu na niego czekał. Dopiero po sekundzie zorientował się kto siedział na kanapie. Rozchylił lekko usta. Ze wszystkich osób na świecie jej tutaj na pewno się nie spodziewał. Po chwili kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze. Nie mógł przypomnieć sobie dnia, kiedy ostatni raz widział Octavię, Jacksona czy właściwie kogokolwiek z ich dawnego towarzystwa. Drogi im się po prostu rozeszły, nie wchodził za często na Instagrama, o ile nie musiał czegoś wrzucić. Raczej nie przeglądał stories. — Hej, Tay — poprawił się.
      Wstając rano nie uwierzyłby w to, że spotka dziś kogoś z przeszłości. Minął niemal rok od powrotu do Nowego Jorku, a dość szybko Gabriel zniknął z pola widzenia i skupił się na swoim życiu. Teraz niejako przeszłość do niego wróciła. I był ciekaw, jak to się potoczy.

      Gabs

      Usuń
  119. — Same świetnie potrafimy się obronić, wcale ich nie potrzebujemy — parsknęła Cornelia w odpowiedzi. Radziła sobie świetnie sama przez właściwie większość czasu. Pojawiali się wtedy, kiedy to Nel sprawiała problemy, a nie kiedy ktoś jej sprawiał problemy. Wtedy równie dobrze mogła dla nich nie istnieć, ale w końcu, gdy to ona robiła coś złego psuła im reputację. W drugą stronę to już nie działało, bo były to w końcu czyny niezależne od blondynki i nie mogła kontrolować tego, co inni robią, aby nadszarpnąć jej imię. Może nie miała nigdy najlepiej reputacji wśród nowojorskiej śmietanki, zawsze za bardzo imprezowała, zbyt często zmieniała chłopaków, ale czy to naprawdę było tak straszne? Blondynka szczerze w to wątpiła, a ludzie po prostu szukali czegoś, do czego mogliby się przyczepić.
    — Wypiję do tego — mruknęła unosząc butelkę do góry, aby po chwili pociągnąć z niej spory łyk alkoholu. Już wcześniej dobrze się nastawiała, więc teoretycznie wcale nie musiała poprawiać sobie humoru dodatkowo kolorowymi tabletkami, ale z nimi będzie o wiele zabawniej. — Pojedźmy do Empire, a potem na imprezę. Wytańczmy się za wszystkie ostatnie miesiące — zaproponowała. W hotelu może i będzie dobrze, z pewnością znajdą kogoś naiwnego do drinków, ale właściwie, poza tym niewiele zostawało im do roboty. Obie raczej były świadome tego, że nie pójdą grzecznie spać, bo nie będą miały na to kompletnie ochoty. Ubrane już były na wyjście, zostało jedynie zgarnąć coś na wierzch i mogły uciec z imprezy. Ciekawa była, kiedy w końcu któraś z dziewczyn zdecydowałaby się zajrzeć, a raczej zapukać i dopytać, czy wszystko jest w porządku. Nie siedziały tu jakoś wyjątkowo długo, ale patrząc na to, jak wyglądała w ostatnim czasie ich relacja to Octavia równie dobrze mogłaby chcieć Cornelię utopić. Do tego na szczęście nie miało dojść.
    Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Chyba nadal nie mogła uwierzyć w to, że jej przyjaciółka w tak młodym wieku została matką. Większość dziewczyn, które wpadły od razu decydowały się na usunięcie, czy to w klinice czy po prostu brały tabletki. W ich gronie mało która decydowała się na zatrzymanie dziecka. Niby to nie był poprzedni wiek, aby dziecko bez ślubu było hańbą na nazwisku rodziny, ale znaczna część ludzi miała wciąż staromodne myślenie. A dla rówieśników przerażający był fakt zbyt szybkiego dorośnięta, nowe obowiązki, które były wymagające i odpowiedzialność za nowe życie. Nel by tego nie udźwignęła i dobrze wiedziała, że byłaby nieszczęśliwa na równi z takim dzieckiem. I zapewne byłaby bliska rozważenia skoczenia z wieżowca.
    — Cieszę się, że tak jest. Naprawdę i że mimo wszystko macie siebie. Wiesz, skoro Jack nie za bardzo wykazuje się w roli ojca to dobrze, że ma przynajmniej ciebie — powiedziała i posłała brunetce pocieszający uśmiech. Może nie rozumiała matczynej miłości, zapewne nigdy jej nie zrozumie, dzieci w swojej przyszłości nie wiedziała, a na pewno nie w tej najbliższej, ale prawdę mówiąc życie było bardzo nieprzewidywalne i teraz twierdziła jedno, a za kilka lat mogła mieć kompletnie inne zdanie na ten temat. — Wiesz, nie znam się kompletnie na tym, ale nie powinien z nią teraz nawiązać jakiejś więzi? Jasne, jest jeszcze mała, ale to nie ma wpływu na dziecko?
    Nie była pewna czy oczekuje odpowiedzi. Gdy widywała się z Jackiem czy z nim rozmawiała nie poruszali tematu Ayli. Skupiali się na wszystkim innym, a poza tym blondynka wcale nie była najlepszą osobą do prawienia morałów Howardowi.
    — Może z czasem się zmieni. I może faktycznie przeraża go wizja tak małego dzieciaka. Choć po rodzinie mam wrażenie, że łatwiej zająć się takim, które nie biega i nie wpycha rąk do gniazdek, ale mogę się mylić. Czas pewnie pokaże, jakie faktycznie jest jego zdanie w tej sytuacji.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  120. Jackson zaśmiał się pod nosem na groźby Octavii. Lepiej nie było jej drażnić kiedy samemu nie mogło się nic zdziałać. Podniósł się z fotela i obszedł biurko. Zatrzymał się przed brunetką i nieco nachylił w jej stronę dłonie opierając o podłokietniki fotela, który zajmowała. Chwycił jej podbródek w palce i spojrzał w jej ciemne tęczówki z lekkim uśmiechem.
    — Zdecydowanie preferuję cię bez niczego. — odparł nieco rozbawiony po czym pochylił się jeszcze bardziej, by móc złożyć na jej ustach krótki pocałunek. — A ponoć to ja jestem zazdrośnikiem. — dodał odsuwając się od Octavii. Dobrze wiedział, że gdyby sytuacja była odwrotna i to on zastał Octavię w dwuznacznej sytuacji, nie zatrzymałby się na drobnej uszczypliwości.
    — Ay zwiedza firmę? Jeszcze mnie wygryzie i co w tedy. —pokręcił nieco głową. Jego ojciec przechodził sam siebie z tą dziwaczną troską o swoją wnuczkę i Octavię generalnie. Nie do końca to rozumiał, jego ojciec nie był potulnym i przyjemnym człowiekiem, a przynajmniej Jackson nie znał go o tej strony. Nie wiedział, czy coś się za tym kryło, czy rzeczywiście mężczyzna przeszedł taką przemianę na widok wnuczki, choć nie zrobił tego nawet dla własnego dziecka.
    — Może być sushi, dawno jedliśmy. — wyciągnął w jej stronę rękę, by spleść ich palce razem. — Może wykorzystamy to, że ta dwójka tak dobrze bawi się w swoim towarzystwie i pójdziemy sami? Przypominam sobie, że ktoś chciał więcej zwyczajnych randek. — zaproponował przyciągając ją do siebie. — Chciałbym z tobą porozmawiać. — dodał układając dłonie na jej policzkach i delikatnie muskając kciukami jej twarz.
    Obawiał się tej konkretnej rozmowy, choć dla niego nie oznaczało to niczego szczególnego. Nie widział powodów, by cokolwiek diametralnie się zmieniało. Wierzył, że Octavia go zrozumie i jak zawsze zostanie przy nim. Zawsze tak było, zawsze do niego wracała więc nie podejrzewał, że ta sytuacja odbiegnie od reguły. Wybaczała mu wiele błędów, a to co miał jej do przekazania nie było przecież błędem.
    Uśmiechnął się raz jeszcze, by zaraz sięgnąć do jej słodkich warg.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  121. Ostatni raz widział się z nią na przyjęciu, które organizował jego ojciec. Nie mieli później już kontaktu, Jacka widział jakiś czas później na imprezie, którą organizował na jachcie, a potem Gabriel w zasadzie zapadł się pod ziemię. Nie sprawdzał za bardzo tego, co działo się na plotkarze, choć też nie był całkiem zielony. O pewnych rzeczach po prostu nie dało się nie wiedzieć, nie słyszeć. Nawet, gdyby nie chciał, aby jakiekolwiek informacje do niego napływały to i tak by je dostał. Jego ojciec w końcu ciągle gdzieś się pojawiał, a nie tylko młode dziewczyny lubiły plotkować. Chwilami miał wrażenie, że Enzo jest o wiele gorszą plotkarą od faktycznej plotkary i rozprowadza informacje szybciej niż ktokolwiek odpowiadał za stronę Gossip Girl. Wiedział, że jego najlepszy (były, nieobecny nawet nie wiedział, jak poprawnie określić swoją reakcję z Jackiem na tę chwilę) przyjaciel miał dziecko z byłą dziewczyną Gabriela, choć czy ich relację też można było tak określić? Porobił parę głupstw, nie zachował się najlepiej, gdy umawiali się z Octavią, ale obecnie to wszystko należało już do przeszłości. Na swój sposób było mu na początku dziwnie, kiedy się o tym dowiedział, ale co miał z tym zrobić? Pobiec i zrobić awanturę, że czuje się niekomfortowo? Nie było go w ich życiu na jego własne życzenie. Mieli w końcu prawo robić to na co tylko mieli ochotę, z kim mieli ochotę i Salvatore nie miał akurat tu nic co powiedzenia. Przekraczając próg studia popołudniu nie brał pod uwagę tego, że zaleje go fala wspomnień sprzed tak wielu miesięcy. Czy żałował, że się wycofał z życia towarzyskiego, zostawił znajomych i właściwie uciął kontakty? Nie do końca. Podobało mu się to spokojne życie, które nie wymagało tego, aby zawsze i wszędzie wyglądać perfekcyjnie. Nikt nie robił mu zdjęć z odległości, które później mógł znaleźć na stronie Plotkary z dodatkowym komentarzem. Jakby ludzi naprawdę interesowało, gdzie Gabriel kupuje kanapki, jakie pali fajki i w jakim supermarkecie robi zakupy. Choć jeszcze w zeszłym roku nie wpadłoby mu do głowy, aby je samemu robić. Podobała mu się wygoda, którą miał zapewnioną dzięki pomocy domowej, a choć podczas swoich podróży po świecie unikał wygód tak, gdy wrócił do Nowego Jorku korzystał z nich namiętnie.
    Nie zamierzał wprowadzać dziwnej atmosfery między nimi. Oboje w końcu byli dorośli, a na takich przynajmniej wyglądali. Gabrielowi często dawano więcej lat niż miał w rzeczywistości. Przez krótką chwilę przyglądał się Octavii, ale starał się nie robić tego w nachalny sposób. Dostrzegał w niej nieznaczne zmiany, których być może nie dojrzałaby osoba, która nigdy wcześniej nie miała z nią bliższego kontaktu. Posiadanie dziecka na pewno musiało ją męczyć, może idealnie dobrany podkład i korektor zakrywały cienie pod oczami po nieprzespanej nocy z bobasem na rękach? Mimo, że posiadał skrawki informacji to i tak miał przeczucie, że nie wie o wielu innych. Ale teraz już raczej nie miał prawa do tego, aby posiadać jakiekolwiek informacje.
    Życie najwyraźniej postanowiło sobie z nich zakpić, kiedy przecięło ich drogi po raz kolejny. Mogli to uznać za drugą szansę na odnowienie kontaktu lub zachować się profesjonalnie, Gabriel wykona swoją pracę, a potem nie zobaczą się już nigdy więcej. Lub przypadkiem wpadną na siebie w Central Parku czy w innym miejscu, które było im dobrze znane. Nie było chyba co zakładać z góry, póki co nie zdążyli nawet wymienić kilku zdań, a on już wybiegał tak daleko myślami.
    — Mogę powiedzieć to samo. Nie sądziłem, że kiedyś cię zobaczę w takim miejscu — odparł i wzruszył lekko ramionami. Jakoś mu nie pasowała do tatuaży, ale z kolei wiele osób do nich nie pasowało, a sobie je robiło i wyglądali z nimi lepiej niż nieźle. Gabriel nie oceniał. Każdy kto miał ochotę, pieniądze i pomysł był u niego mile widziany. Bez pomysłu również.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było ich pierwsze spotkanie od niemal roku. Czy miał w ogóle prawo do tego, aby zapytać ją co u ciebie słychać? Czy może raczej powinni ograniczyć się jedynie do rozmawiania o tatuażu? Mógł się zastanawiać, ale odpowiedź sama mu się magicznie nie pokaże.
      — Nigdy nie wyjechałem z miasta — odpowiedział zgodnie z prawdą — wyniosłem się od ojca. Znalazłem apartament na Long Island, pracuję, studiuję i siedzę cicho — dodał. Przechylił lekko głowę, jakby to miało mu pomóc w tym, aby lepiej przyjrzeć się brunetce. — Ty też nieźle wyglądasz, Tay.
      Wskazał ręką na schody oraz dał jej znak, aby poszła przodem. Podążył za nią. Na górze poza nimi był jeszcze jeden facet, jednak skupiony był na swoim kliencie. Oboje mieli słuchawki w uszach i nie zwracali uwagi na to, co działo się wokół nich.
      — Przygotowałem kilka różnych szkiców. Jeśli chciałabyś coś pozmieniać to mów — powiedział. Sięgnął po tablet, którego zaraz odblokował. Zajęło mu kilka sekund, aby pokazać jej przygotowane wzory. Każdy sztylet nieznacznie się od siebie różnił. Głównie rękojeść była inna, ale zmieniał również zakończenie ostrza. Jedne były całkiem gładkie, inne nieco wyszczerbione. Poszalał i dodał też w jednym bluszcz, który oplatał uchwyt. — Jak właściwie trafiłaś na to studio? Podejrzewam, że nie wiedziałaś, gdzie pracuję czy może jednak się stęskniłaś, a ta wizyta to sprytny sposób, aby się ze mną zobaczyć? — zapytał i nie mógł powstrzymać się od zadziornego uśmieszku, kiedy podniósł wzrok i skupił go na Octavii.

      Gabs

      Usuń
  122. Rok temu sam padłby ofiarą skandalu z dzieciakiem w roli głównej, ale na całe szczęście do tego nie doszło. Rudowłosa sekretarka ojca, Amber, na dobre zniknęła z życia Gabriela razem z małym problemem, na który brunet z całą pewnością nie był gotów i z którym nawet nie chciał się mierzyć. Mógł tylko podejrzewać, jak ciężko było Octavii odgonić się od plotek czy nawet naprostować te, które powstały, ale nie było w nich za grosz prawdy. Mimo tego, że odciął się od według niektórych tego lepszego życia to o pewnych rzeczach nadal wiedział. Odwiedzając ojca słyszał o różnych wydarzeniach, opowiadał mu o tym, co ominęło go podczas jakiegoś przyjęcia, na które Gabriel nie miał ochoty chodzić. Udawało mu się omijać takie wydarzenia przez ostatni rok. Enzo zwykle o naciskał, aby przyjeżdżał, ale gdy padało hasło o uczeniu się to nagle Gabriel wolny był od robienia czegokolwiek. Nie musiał pojawiać się w hotelu, aby świętować kolejny sukces, nie musiał być u boku ojca, gdy podpisywał ważne kontrakty, które potem przemieniały się w imprezę. Był zaskakująco wyrozumiały, ale oboje znali siebie na tyle, aby wiedzieć, że to tylko gra. Oboje przed sobą udawali, ale zdawali się nie zauważać pewnych rzeczy. Tak było wygodniej.
    Gabriel swoich tatuaży już nawet nie liczył. Plecy, tors, ramiona, nogi i szyja były nimi pokryte. Jeśli udało mu się znaleźć jakieś wolne miejsce to prędko je zakrywał czymś nowym. Nie żałował ani jednego, choć niektóre z nich mogły być lepiej wykonane, ale to było według niego piękno tatuaży. Te pierwsze, które robił niemal dziesięć lat temu z pewnością nie należały do najlepszych, ale to właśnie te darzył największym sentymentem.
    — Trafiłaś w takim razie w odpowiednie miejsce — powiedział i lekko się uśmiechnął. Studio tatuażu było zdecydowanie jednym z tych miejsc, gdzie można odmienić swoje życie. Przynajmniej dla Gabriela każda wizyta po nową dziarkę była na swój sposób odmieniająca.
    Jaki faktycznie był sekret jego unikania mediów? Sam chyba właściwie do końca nie wiedział. Zwłaszcza, że nie robił tego specjalnie. Nie spodziewał się kompletnie tego, że mu wyjdzie zniknięcie z języków, a jednak się stało.
    — Cóż, na początek dobrze jest się wynieść z Upper East Side. Im dalej tym lepiej, ale najwyraźniej godzina drogi jest wystarczająca — odparł. Na Long Island z pewnością były osoby, które mogły go kojarzyć, być częścią Plotkary, ale póki co nie spotkał ich na swojej drodze. W zasadzie to był bardzo z tego faktu zadowolony. Mieszkał w spokoju, miał normalnych sąsiadów, z którymi rozmawiał jedynie na korytarzu czy w windzie, choć zdarzało się, że czasem ktoś chciał coś pożyczyć, a przede wszystkim otoczony był osobami, które były zwyczajne i to mu chyba odpowiadało najbardziej.
    Widząc ją po raz pierwszy wiele myśli przebiegło mu przez głowę. Jedną z nich było, czy uda im się normalnie porozmawiać, ale ta wątpliwość dość sprawnie została rozwiana. Rozmawiali tak, jakby nic się nie wydarzyło. Gabriel wziął to za dobry znak, bo i czemu w końcu miałby myśleć, że może to nie być coś dobrego, prawda?
    — W takim razie ten, jak duży ma być i gdzie dokładnie robimy? — zapytał. Skoro wzór był wybrany zostało mu jedynie go wydrukować, odbić kalkę i zacząć. Nie było za wiele już do robienia.
    Podniósł znad tabletu wzrok na brunetkę. Zaskakujące było to, jak wiele, a jednocześnie jak niewiele mogło się zmienić przez krótki okres czasu.
    — Mój numer jest wciąż aktualny, mogłaś zadzwonić — odparł. Chyba mógł się przyznać, że na swój sposób też stęsknił się za cóż, po prostu za przyjaciółmi i osobami, które były w jego życiu stałe. Tak naprawdę łącznikiem z Upper East Side była Ari, z którą z jakiegoś powodu cały czas był w kontakcie. — Ja też mogłem. Ten ostatni rok był trochę nudny, ale chyba chciałem wam też dać przestrzeń i nie wtrącać się — przyznał i lekko wzruszył ramionami.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  123. Uwielbiał późne popołudnia, zwłaszcza gdy nie były one wypełnione żmudnymi spotkaniami z klientami. Ten moment gdy z szklanką najdroższej szkockiej mógł w spokoju podziwiać swoje nowe, cudowne dzieło nad którym spędził tak wiele cennych godzin. Lux, jego najcenniejszy skarb już od miesiąca stał się jednym z najczęściej odwiedzanych klubów w okolicy. Był dumny z tego co udało mu się zbudować całkowicie samodzielnie i co najważniejsze, bez używania swojego nazwiska.
    -Najwyższy czas się zabawić - diabelski uśmieszek nie znikał z jego twarzy gdy przemierzał po brzegi wypełniona sale z zadowoleniem popijając trunek. - Hej, hej uważaj maleńka - mruknął w stronę dziewczyny, która wpadła wprost w jego ramiona. - Nie chcemy by ta śliczna twarzyczka została uszkodzona - odparł niezwykle męskim basowym głosem unosząc podbródek blondynki niebezpiecznie blisko swojej twarzy. Ani trochę nie zdziwiło go, że jej twarz pokryła się purpurą na ten nieoczekiwany gest a oczy wręcz płonęły z pożądania.
    Mimo, że nigdy nie zabiegał o względy zarówno kobiet jak i mężczyzn zawsze otoczony był przez ludzi. Z nieznanych mu powodów zawsze do niego lgnęli co prowadziło do dość nieoczekiwanych i nieraz dość komicznych sytuacji.. Nic więc dziwnego, że Lucas Carter znany był już nie tylko w Miami ale również dość często rozpoznawano go nawet na ulicach NY.
    -Wybacz kochanie, ale wygląda na to, że w klubie zalągł się jakiś nieprzyjemny szczur - mruknął spoglądając na mężczyznę stojącego zaledwie kilka kroków od nich.
    W biznesie zawsze był twardy i nieugięty, wszystko musiało iść tak jak sobie to zaplanował. Dlatego nieoczekiwane komplikacje zawsze zwalczał natychmiastowo dusząc je już w zarodku nim urosną do absurdu. Nie było więc dziwnym fakt, że gdy tylko dostrzegał coś dla niego niestosownego, coś co nie miało prawa bytu w jego wizji życia, konfrontował się z tym natychmiast będąc pewnym swojej pozycji.
    -Dobra ty paskudny szczurze - przemówił chwytając mężczyznę za ramię w twardym uścisku i zaciągając na zaplecze. - Wyciągaj to co masz tam schowane - jego wzrok na ułamek sekundy zjechał w dół dając chłopakowi do zrozumienia o co właściwie mu chodzi. Jego wręcz irracjonalna pewność siebie była dostrzegalna w każdym jego słowie czy też czynie a to już na starcie zniechęciło do walki słabsze jednostki. -Do cholery nie chodziło mi o fiuta! - uniósł do góry dłonie i przewrócił wymownie oczami gdy młody zaczął rozpinać rozporek. - O dragi w twoich kieszeniach mi chodziło cymbale jeden - mówiąc to trzepnął przestraszonego młodzieńca w tył głowy. Czy ta dzisiejsza młodzież naprawdę jest aż tak tępa?
    Chłopak zdecydowanie był wystraszony. Jego dłonie trzęsły się niczym galareta gdy sięgał do kieszeni wyjmując z nich mały strunowy woreczek wypełniony małymi białymi tabletkami. Jego ruchy były tak powolne, że aż przyprawiało go to o ból głowy.
    -Skąd to masz? - spytał stanowczym głosem jednocześnie wyrywając mu woreczek z dłoni by po chwili pomachać nim przed jego twarzą. - Albo grzecznie odpowiesz na zadawane pytania albo stracisz coś więcej niż tylko towar - uśmiechnął się ponownie zerkając w dół co było dość wymowne.
    -J-ja, ja tylko - widok jąkającego się młodzieńca była tak zabawna, że nie mógł tak po prostu tego przerwać, nie gdy zaczynał tak dobrze się bawić. Tak więc posyłając mu pytające spojrzenie wyciągnął z kieszeni scyzoryk, który obracał między palcami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -No poważnie - westchnął gdy dostrzegł mokra plamę na jego spodniach. - Czy naprawdę maklerzy narkotykowi zatrudniają zwykłych patałachów w roli dilerów? - mruknął całkowicie tracąc zainteresowanie tym tematem. - Ty, no ten, Roy! - krzyknął w stronę jednego z stojących nieopodal mężczyzn. - Sprzątnij mi to natychmiast zanim puszczę pawia. A co do ciebie chłopcze - zwrócił się ponownie w stronę chłystka. - Przekaż swojemu pracodawcy, że jeśli jeszcze raz przyłapię kogoś od was na nielegalnym sprzedawaniu tego gówna - tu znów pomachał woreczkiem z pastylkami- w moim lokalu to zdecydowanie nie skończy się jedynie na plamie moczu na podłodze. A teraz z łaski swojej spieprzaj mi stąd zanim całkowicie zmienię zdanie - rzucił odwracając się do młodego plecami. Woreczek który wcześniej trzymał w dłoni, teraz bezpiecznie spoczywał w kieszeni jego marynarki mając cichą nadzieję, że właściciel towaru prędzej czy później zwróci się do niego po odbiór własności.

      Lucas 😈

      Usuń
  124. Żyjąc takim życiem musieli nauczyć się tego, aby nie przejmować się zbytnio tym, co mówią inni. Cały czas gadali, roznosili plotki coraz dalej i dokładali coś od siebie, aby było jeszcze ciekawiej i podkręcali bardziej sytuację. Nie mógł tego nigdy zrozumieć, choć gdy był młodszy to czytanie plotkarskich stron, oglądanie swoich zdjęć w internecie, które były zamieszone przez inne osoby było ulubionym zajęciem Gabriela. Teraz prawie wcale tam nie zaglądał, czasami ktoś mu coś podesłał, po prawdzie ciężko było się odciąć całkiem od internetu. Musiałby chyba wyjechać na bezludną wyspę, aby uniknąć całkowicie jakichkolwiek informacji, a dobrze wiedział, że to akurat nigdy się nie wydarzy. Mimo wszystko za bardzo lubił Nowy Jork. To tu się wychował, mieszkał przez całe swoje życie i mimo pomieszkiwania w różnych częściach kraju czy na różnych kontynentach, to nigdzie nie czuł się tak dobrze, jak właśnie tutaj. Nigdy też nie uważał, że znikając z tego życia jest lepszy od pozostałych. Chwilami bycie na świeczniku go przytłaczało i nie czuł się szczególnie komfortowo, gdy ludzie dowiadywali się o jego sekretach z internetu, bo te zostały w paskudny sposób od niego wyciągnięte.
    — Nie tylko dobre ręce, ale również i sprawne. Coś o tym wiesz — mruknął puszczając oczko do brunetki. Może żart był nie na miejscu, ale nie zamierzał też za to przepraszać, a gdyby Octavii to przeszkadzało to wystarczyło słowo i by przestał. Znali się właściwie też od tak dawna, że raczej mało co potrafiło ich urazić. Ale mógł się w końcu mylić. Oboje byli raczej już innymi ludźmi, pozmieniali się.
    Przez ostatnie lata zastanawiał się, co właściwie będzie w życiu robił. Nie chciał jedynie polegać na ojcu i na przejęciu hotelarskiego imperium, bo to nie był do końca jego konik. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca, nic mu nie pasowało i wszystko było nie takie, jakie być powinno. Aż w końcu zaczął iść w kierunku tatuowania, co było przypadkiem, a okazało się strzałem w dziesiątkę.
    — Nie wiem, czy tylko w tym. Tay. Może na Staten Island nie ma nikogo kto podrzucałby plotkarze informacje, ale wciąż jestem w centrum Manhattanu i cisza. — Wzruszył ramionami. Nie miał chyba faktycznej rady, jak zniknąć. Nie chował się po kątach, a to jakoś samo z siebie wyszło. Być może i mniej człowiek się stara tym lepiej mu to wychodzi, a Gabriel wcale nie starał się jakoś wybitnie.
    Uśmiechnął się pod nosem.
    — To chyba dobrze, że twoja babcia nie widziała mnie — zaśmiał się. Rodzice dziewczyn, z którymi się Gabriel spotykał częściej lub rzadziej byli raczej przyzwyczajeni do ilości tatuaży, które Gabriel posiadał, ale to jeszcze starsze pokolenie mogło reagować zupełnie inaczej. — Może uda ci się kiedyś namówić babcię na tatuaż. Parę tygodni temu przyszła do mnie siedemdziesięciolatka z wnukiem. To był jej pierwszy tatuaż, a za trzy tygodnie przychodzi na kolejny. Tym razem sama — powiedział. Lubił takie historie, takie rzeczy nie zdarzały się zbyt często, a gdy już się działy to cieszyły podwójnie.
    Odwrócił się od niej na chwilę, aby wszystko przygotować. Wzór był wybrany, wielkość również. Właściwie nie zostało im nic więcej niż przejść do pracy.
    — Nie ma chyba co się przejmować, oboje chyba mieliśmy różne rzeczy na głowie — odparł. Wyjście? Razem? Mógł pożegnać się z anonimowością. Nie, aby obwiniał Octavię, bo to w końcu nie była jej wina i nawet nie myślał w taki sposób. — Możemy, jeśli nic nie robisz za… godzinę, możemy wyskoczyć na lunch? I tak muszę coś zjeść. Tajskie, włoskie, indyjskie. Cokolwiek, ja stawiam — zaproponował.
    Wciągnął na ręce czarne rękawiczki i poprosił Octavię, aby stanęła do niego tyłem. Sięgnął po jednorazową maszynkę, żeby pozbyć się włosków z miejsca, gdzie chciała tatuaż, choć na pierwszy rzut oka nic nie widział.
    — Zerknij w lustrze czy ci pasuje. Możemy zawsze zmienić. Wyżej, niżej, w lewo czy prawo. Ty decydujesz.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  125. Nie zdarzało mu się flirtować z klientkami. Traktował swoją pracę poważnie i nie uważał, aby umawianie się z klientami było profesjonalne, choć wiedział, że niektórzy tak właśnie robią. Teoretycznie nie było nic w tym złego, ale to chyba jednak mimo wszystko nie było dla niego. Z Octavią sprawa miała się inaczej, w końcu znali się od wielu lat, mieli wspólną przeszłość i oboje wiedzieli, że to są niewinne żarty, które nie przerodzą się w nic więcej.
    Parsknął śmiechem, kiedy nazwała go nudnym. Chyba nie była nawet daleko od prawdy, a w ostatnim czasie właśnie tak się czuł. Nie robił nic ekscytującego, jego życie krążyło wokół pracy, nauki i nic więcej się nie wydarzyło. Wychodził czasem do barów czy klubów, ale rzadko już wracał z dziewczyną na noc. Miał wrażenie, że wypadł z gry i nie do końca wiedział, jak kogoś poderwać. Może to była też kwestia tego, że niekoniecznie chciał to robić? Sam już nie wiedział, a nie zastanawiał się jakoś szczególnie nad tym.
    — Coś może w tym jest, nie dostarczyłbym jej chyba teraz ciekawych plotek. Chyba stałem się nudny — odparł i lekko wzruszył ramionami. Na pewno taki nie był w przeszłości. Urządzał często ogromne imprezy, na których pojawiały się również osoby, których nikt nie zapraszał. Ktoś puścił adres w obieg i nagle nie panował nad tłumem, ale nigdy też jakoś się tym nie przejmował. Wiele osób lubiło u niego imprezować. Dostarczał dobry towar, alkohol i właściwie to wszystko szło z jego kieszeni. Przychodząc nikt nie musiał się martwić tym, że jego kieliszek będzie pusty. Teraz nie było po tym już śladu, choć łapał się czasami na myśli, jak wyglądałoby jego życie, gdyby zdecydował się wpuścić dawnego Gabriela do swojego życia. Znów straciłby nad wszystkim kontrolę, jak miało to miejsce wcześniej? Nie chciał zaprzepaścić tego nad czym pracował przez ostatnie miesiące. A miał podejrzenie, że gdyby zszedł ze ścieżki, którą teraz wybrał mogłoby mu być ciężko, aby wrócić na odpowiednie tory.
    Uśmiechnął się lekko.
    — Mniej tatuaży, nazbierało się ich trochę przez ten czas. — Gabriel nigdy ich nie ukrywał, ale te parę lat temu łatwiej było zakryć się ubraniami, gdy trzeba było. Czasami wymagała tego sytuacja, choć nie był fanem ukrywania czegoś, co było jego częścią. Rozumiał jednak podejście starszych osób. Podobnie miał ze swoimi dziadkami, którzy widywali go dość rzadko i najczęściej, gdy przebywał we Włoszech. Nie byli szczególnie zachwyceni tym, że od stóp do głów pokryty jest tuszem, ale po takim czasie chyba już zdążyli się do tego przyzwyczaić i nie komentowali wyborów Gabriela zbyt długo. Choć od dziadka, który stał za założeniem hotelu słyszał za każdym razem, że gdy obejmie stanowisko ojca będzie musiał zastanowić się nad ich usunięciem lub lepszym kamuflażem, bo w końcu nie wypadało, aby tak wyglądał będąc na tak wysokim stanowisku. — Nigdy nie mów nigdy. Może nadejść taki dzień, że kiedyś się przekona i ją tutaj przyprowadzisz. Mam nadzieję, że tutaj i nie zdradzisz mnie z innym tatuatorem — dodał rozbawiony. Jeśli to miało się wydarzyć to Gabriel chciał być tego świadkiem.
    — Okej, połóż się na brzuchu, oprzyj rękę tu i możemy zaczynać.
    Przez jakiś czas słychać było bzyczenie maszynki zmieszane z muzyką, która leciała z głośników. Gabriel w pełni skupiał się na tym co robił, aby nie popełnić żadnego błędu. I raczej ich nie popełniał. Może z początku, ale to było niemal oczekiwane od osoby, która dopiero się uczy. Upewniał się w trakcie, czy Octavia nie potrzebuje przerwy, ale poszło dość sprawnie ze skończeniem tatuażu.
    — I gotowe — powiedział, gdy już skończył — zobacz w lustrze i proszę, nie mów, że ci się nie podoba, bo możemy mieć problem — dodał z uśmiechem. Wyrzucił zbędne mu już rzeczy do kosza stojącego obok. — Zadowolona? Och, mogę zdjęcie? Do portfolio — zapytał.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  126. — Chyba, że Ay wymyśli sobie inny, szalony pomysł na siebie. — Podejrzewał, że właśnie tak mogło się to skończyć, w tym biznesie nie było wiele kobiet. Zresztą sam fakt, że Jackson nie był i nie będzie ojcem na medal sprawiał, że nie miał jak zachęcić w przyszłości córki do pójścia w jego ślady. Jemu przyszło to naturalnie, lubił świat biznesu, dobijanie targów, chłodną kalkulację co bardziej się im opłaca. Lubił zagłębiać się w nowe projekty, znajdować lepsze rozwiązania. Jednak była też ta druga strona, Jackson był dzieckiem luksusu, uwielbiał się w nim pławić, a ilości zer które widniały na jego, czy ojca koncie wystarczająco trzymały go w miejscu. Był w stanie wiele poświęcić dla firmy... a może trafniej było powiedzieć, dla samego siebie? Nie od dziś wiadomo było, że Howard był samolubnym chłopakiem z syndromem jedynaka.
    — Mówisz i masz. — odpowiedział splatając ich dłonie razem. Próbował ją nieco udobruchać, choć nie do końca wiedział dlaczego. Przecież miał jej tylko przedstawić rozwiązanie, na które nakłonił go ojciec, coś co miało umocnić pozycję firmy, przynieść im zyski. Było to czysto racjonalne podejście, nic więcej. Jackson nie mieszał uczuć w interesy.
    Znał jednak Octavię. Dlatego nie miał pewności jak potoczy się ta rozmowa, był jednak święcie przekonany, że prędzej, czy później dziewczyna przestanie się na niego boczyć. Jak zawsze zresztą.
    — To... musimy nawiązać pewną współpracę. — wyjaśnił pokrótce. Ulica zdecydowanie nie była miejscem na tego typu rozmowy, zresztą nie chciał by ktokolwiek z zewnątrz to usłyszał i przekręcił tworząc nową, piękną plotkę, która zagości na głównej stronie Plotkary.
    Po krótkim spacerze znaleźli się w wybranej przez Octavię restauracji.
    — Stolik dla dwójki. Gdzieś z boku. — poprosił przenosząc wzrok z kelnera na Tay. Uśmiechnął się do niej lekko i pochylił muskając ustami skroń. Młody chłopak zaprowadził ich w głąb sali proponując stolik z dala od wścibskich spojrzeń. Idealnie.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  127. Zdawało mu się, że flirt w ich wykonaniu jest niewinny. W końcu zdawał sobie sprawę z tego, że Octavia z kimś jest, a Gabriel nie zamierzał bawić się w rozbijanie związków. Być może, gdyby wciąż zachowywał się tak samo, jak wcześniej to nie robiłoby to na nim wrażenia. I cóż, nie robiło. Zdarzało się, że otaczał się kobietami, które na palcach miały obrączki, zdjęcia z mężem i dzieckiem na tapecie w telefonie, a jemu nawet powieka nie drgnęła. No trudno, wychodził z założenia, że to przecież nie on zdradzał. Nigdy nikogo do niczego nie zmuszał, mogły w każdej chwili odmówić. Przy Octavii różne komentarze wychodziły dość naturalnie. Wcześniej co prawda nie myślał o tym, jak mogłoby wyglądać ich ponowne spotkanie, a gdy zobaczył ją teraz początkowo pomyślał, że mogłoby zrobić się niezręcznie, ale nic takiego nie miało miejsca. Właściwie od pierwszych chwil było tak, jak wcześniej. Normalnie, koleżeńsko. I całe szczęście, bo żadne z nich nie wytrzymałoby niezręcznej ciszy czy krępującego uczucia. Porozmawiali, pożartowali i było normalnie.
    — Może jednak nie straciłem tego czegoś — odparł. Dobrze było słyszeć, że mimo panującej w jego życiu nudy nadal jest całkiem fajny. Prawdę mówiąc dawno nic fajnego już nie robił. Może jednak mógł trochę się wychylić. Zobaczyć czy świat nadal o nim pamięta, przypomnieć się w kilku miejscach. Mogłoby być ciekawie, ale czy chciał faktycznie zwracać na siebie uwagę? Tego już tak do końca pewien nie był. Bycie anonimowym mieszkańcem Nowego Jorku było uzależniające. Ludzie się najczęściej gapili na tatuaże. A w końcu było lato, niemal trzydzieści stopni i często nosił krótkie spodenki, bluzki z krótkim rękawkiem. Było widać niemal wszystkie. To przyciągało wzrok, ale to by było w zasadzie na tyle. — Trzymam cię za słowo, że jeszcze tu kiedyś ją przyprowadzisz. Starsi ludzie lubią zaskakiwać. Kto wie, może odezwie się w niej nastoletni bunt? — Zaśmiał się. To byłoby całkiem ciekawe, gdyby Octavia faktycznie przyprowadziła tu babcię, ale po opowieści brunetki podejrzewał, że to raczej mało prawdopodobne. Ale z drugiej strony, nikt nie wiedział, jak potoczy się życie, prawda?
    W czasie, kiedy brunetka oglądała tatuaż w lustrze, Gabriel sprawnie posprzątał swoje stanowisko. Za dużo roboty tutaj nie miał, a dokończyć mógł zawsze też później, gdy wróci z lunchu. Spojrzał w końcu na nią, a gdyby jej nie znał faktycznie by się przestraszył, że tatuaż się jej nie podoba. Wywrócił oczami po jej komentarzu.
    — Nieznośna jesteś nadal — powiedział — równe sto. Poczekaj, dam ci jeszcze na niego second skin. Zabezpieczymy go i będziemy mogli iść. Masz co na siebie narzucić, aby go na słońce nie wystawiać? Przez pielęgnację też mamy przejść, czy wiesz co robić? — zapytał. Nie wypuszczał stąd nikogo zanim nie powiedział co dokładnie trzeba robić, ale podejrzewał, że Tay była świadoma. Nie zaszkodzi jednak przypomnieć. Podsunął jej również kartkę, gdzie miał zapisany numer konta, na który mogła przelać pieniądze. Wolał je dostawać w ten sposób niż w gotówce, której i tak praktycznie przy sobie nigdy nie nosił. — Jakby się z nim cokolwiek działo to daj znać i będziemy działać, ale nie powinnaś mieć żadnych problemów.
    W międzyczasie zaczął zastanawiać się, gdzie znajduje się najbliższa knajpa z tajskim jedzeniem, na które mieli się wybrać. Wyjął telefon i przejrzał okoliczne restauracje, a na szczęście tych było dość sporo.
    — Dziesięć minut stąd jest dobra restauracja, kiedyś z niej zamawiałem. Możemy się przejść. Będzie chyba rozsądniej niż jechać autem i wpakować się w korki o tej porze.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  128. Formułkę o dbaniu o tatuaż miał wykutą na pamięć. Zwykle ją po prostu recytował, czasami wysyłał też instrukcje na Instagramie do klientów w razie, gdyby zdarzyło im się zapomnieć. Wszyscy byli w końcu tylko ludźmi, bywało. Nic by się też nie stało, gdyby powiedział co i jak robić Octavii, ale skoro mógł sobie tego oszczędzić to nie miał nic przeciwko, aby ten etap pominąć.
    — Zawsze możemy użyć zwykłej folii, ale według mnie za dużo jest z tym roboty, ciągle trzeba poprawiać. A jak namoczysz wodą to powinno sprawnie pójść ze ściągnięciem i nie powinno tak bardzo ciągnąć — odpowiedział. Nie chciał robić nic wbrew jej woli. Zawsze też mogła w zasadzie wygoić to na sucho. Nie było potrzeby, aby koniecznie coś kłaść. Dla niego to był po prostu najlepszy sposób na wygojenie tatuażu, ale każdy był w końcu inny. Jednym to odpowiadało, drugim nie. Zaczekał, aż Octavia zdecyduje w jaki sposób chciałaby zabezpieczyć tatuaż, a po tym mogli w końcu udać się na lunch. Zupełnie nie spodziewał się tego, że dzisiaj zje w towarzystwie byłej dziewczyny. Nie mógł przestać łapać się na myśli, co byłoby, gdyby jednak nie ukrył się w mieście. Jak teraz wyglądałoby jego życie? Co by robił, jaką miałby relację z osobami, które zostawił za sobą? Czy w ogóle miałby jakąś relację czy może jednak ich drogi i tak by się rozeszły? Odpowiedzi na to i tak nie uzyska, ale nikt mu w końcu nie zabroni gdybać. Choć wiedział, że to bez sensu, a tylko będzie się zadręczał. Ale czy faktycznie by się zadręczał? Czy może jednak byłoby to zwykłe, a co by było, gdyby? Sam już nie wiedział i spodziewał się, że raczej już się nie dowie.
    Zanim wyszli upewnił się, że ma przy sobie najważniejsze rzeczy i po tym mogli opuścić studio. Zaczekał, aż Octavia weźmie bluzę z auta. Czuł się trochę źle z myślą, że przy niemal trzydziestu stopniach musi ukrywać się pod bluzą, ale to było w końcu tylko do momentu, aż nie znajdą się w restauracji. Będą mogli wybrać miejsce z dala od okien, aby nie musiała się w niej cały czas gotować.
    — To jak właściwie traktuje cię życie? — zapytał. Przed nimi był jeszcze kawałek, a ulice jak zwykle zapchane po brzegi były turystami. Mieszkańcy się spieszyli, turyści zatrzymywali, aby robić zdjęcia czy podziwiać widoki. Gabriel im się wcale nie dziwił. Nowy Jork był świetnym miejscem, a na większości ulic można było znaleźć coś ciekawego. Po spędzeniu jednak tu dwudziestu lat nie fascynowało go to miasto aż tak bardzo, jak jeszcze kilkanaście lat temu. Po prostu się chyba przyzwyczaił. Tak, jak większość jego mieszkańców. — No i dzieciak, nieźle — dodał. Chyba nie on jeden nie mógł do końca uwierzyć w to, że w tym gronie pojawiło się dziecko.
    Po przejściu kolejnych metrów dostrzegł szyld restauracji. Miał nadzieję, że nie będzie pełna i uda im się znaleźć bez większych problemów stolik. W zasadzie stolik jak stolik, ale nie chciał czekać dłużej na jedzenie niż pół godziny. Był po tych paru godzinach głodny, a jego dieta nie składała się ze śniadania i raczej to się prędko nie zmieni.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  129. Zaśmiała się, słysząc komentarz dziewczyny, bądź co bądź – wyjątkowo trafny. Rzeczywiście, Annie po pokazach, które wypadały świetnie, zawsze lubiła przez jakiś czas podniecać się tym wydarzeniem, a komplementy gromadziła tak, jak niektórzy zbierają znaczki, suszone kwiatki, czy inne pierdoły. Meredith często traktowała swoją marzycielską mamę dość pobłażliwie, choć były momenty, kiedy ta naprawdę sprawdzała się w roli dorosłej, odpowiedzialnej rodzicielki. Były one jednak dość rzadkie; nie to, żeby Mer narzekała na nieograniczoną ilość swobody, niemniej ominęło ją nieco rzeczy, które dziewczyny czasami robią razem z mamami.
    – Pewnie masz rację – przyznała, biorąc kieliszek wina z tacy przechodzącego kelnera. Upiła łyk, skrzywiła się i spytała mężczyznę konspiracyjnie: – Przepraszam, macie może whisky?
    – Naturalnie, panienko. Zapraszam ze mną, zaraz pokażę.
    Meredith sprężystym krokiem udała się za kelnerem. Po kilkunastu sekundach wróciła, niosąc dwie szklanki cynamonowej whisky z dodatkiem soku jabłkowego.
    – Nie byłam pewna, czy pijasz takie rzeczy, ale wzięłam jedną dla ciebie, gdybyś jednak pijała – powiedziała, stawiając jedną ze szklanek na blacie, a z drugiej pociągając spory łyk. Dziewczyna wydawała jej się znajoma, jednak zmęczenie powodowało, że nijak nie potrafiła skojarzyć jej twarzy z ewentualnym nazwiskiem. Lub chociaż jakąś głośną aferą.
    Westchnęła, rozglądając się po sali w poszukiwaniu matki. Naprawdę chciałaby znaleźć się już w domu. Obiecała jednak ojcu, że zaciągnie Annie ze sobą, choćby nie wiem co; a jako córeczka tatusia, zwłaszcza takiego, który rzadko czegokolwiek wymagał, Meredith czuła się zobowiązana dotrzymać obietnicy.
    Po jakimś czasie złapała wreszcie kontakt wzrokowy z mamą i energicznie przywołała ją gestem. Roześmiana i śliczna, podeszła nieco chwiejnie, prowadząc za sobą jakąś kobietę.
    – Cześć, skarbie! Wspaniały pokaz, czyż nie? Właśnie mówiłam pani Blanchard – tu wskazała na swoją towarzyszkę – jakie to fantastyczne, że udało nam się znaleźć dla ciebie tak idealną partię. Ten Jackson Howard jest naprawdę przystojny, a przy tym zaangażowany w rodzinny biznes… No i jest trochę starszy od mojej małej – znów zwróciła się do drugiej kobiety, po czym przeniosła wzrok na córkę. – Mer, uśmiechnij się odrobinę, przecież to cudowna wiadomość!

    Mer Ridgeway

    OdpowiedzUsuń
  130. — Dla mnie nigiri, unagi i tekka maki. I wino. Białe. Dwa kieliszki. — zdecydował po czym zamknął menu. Kelner wszystko odnotował i wycofał się od stolika zostawiając ich samych. Jackson widział drobne zniecierpliwienie w oczach Octavii. Zastanawiał się jak zacząć rozmowę, by przyjęła to możliwe jak najlepiej. Nie był nawet za bardzo głodny, chciał już mieć to z głowy.
    Gdy przyswoił to co rodzice, a raczej w dużej mierze jego ojciec zdecydował, przestał uważać to za głupi pomysł. Oczywiście był nieco… zirytowany, że został postawiony niemalże przed faktem dokonanym i nikt z nim wcześniej o tym nie rozmawiał, ale argumenty przemawiające za były przekonywujące. A ojciec dobrze wiedział, że firma jest dla Jacksona ważna, jak nie najważniejsza. Robert Howard był przebiegłym, chłodno kalkulujacym biznesmenem. Od lat utrzymywał się na szczycie, nie zrobił tego dzięki uprzejmości i dobremu sercu. Wiedział jak manipulować ludźmi i jak zmusić syna do odrobiny posłuszeństwa.
    — Kojarzysz Ridgeway'ów? — zaczął. — Edward Ridgeway ma firmę, która również specjalizuje się w produkowaniu jachtów. Nasze rodziny przyjaźnią się od lat. — powiedział na wstępie. Robert nie posiadał wielu zaufanych i szczerych przyjaciół, ale akurat ich rodziny przyjaźniły się od pokoleń. Już chciał kontynuować, gdy przy stoliku znów pojawił się kelner. Otworzył przy nich butelkę i wlał odrobinę alkoholu do kieliszka. Jackson sięgnął po niego powąchał i spróbował odrobinę. Było delikatne, idealne pod lunch. Skinął głową, by chłopak rozlał wino.
    — Nasze rodziny raz na jakiś czas spotykają się na obrzydliwe nudnych obiadkach. Na ostatnim pojawili się z córką Meredith, ojcowie poinformowali nas o pewnym… pomyśle na współpracę żeby zacieśnić więzi i wzmocnić pozycję obu firm. — sięgnął po kieliszek i upił łyk wina. — A raczej postawili nas przed faktem dokonanym. — dodał prostując się nieco na krześle. Nachylił się w stronę Octavii i ujął jej dłoń w swoją uśmiechając się do niej najlepiej jak potrafił. — Wiesz, że firma jest dla mnie ważna. Robert postawił mnie pod ścianą, a ja nie mogę zaryzykować, że odsunie mnie od obowiązków. A to… tak naprawdę niczego między nami nie zmieni, przynajmniej dla mnie. Obiecuję. — Wziął głębszy oddech. — Mamy stać się parą… Ja i Meredith. Mamy się zacząć pokazywać razem i tak dalej. Chcą zrobić jakieś przyjęcie z tej okazji żeby pokazać się prasie. Nic nie łączy lepiej jak rodzina. — dodał, a ostatnie słowa zwieńczył prychnięciem. Mówił to lekko, jakby nie przekazywał jej nic szczególnie istotnego. Ot zwykła informacja.

    OdpowiedzUsuń
  131. Gdy zareagowała nerwowym śmiechem i podniesionym głosem, rozejrzał się ukradkiem, czy nie przyciągnęli wścibskich spojrzeń. Plotki miały rozejść się szybko, ale nie na ich temat. Szmatławce na pewno nie omieszkają wspomnieć na swoich stronach o nawiązaniu bardziej… zażyłej relacji między jedną, a druga firmą, ale Plotkara? Była siedliskiem plotek najróżniejszej maści włącznie z tymi, w których nie było cienia prawdy. A teraz Jackson podsunął jej smaczny kąsek na złotej tacy.
    — Nie dramatyzuj. — odparł cofając dłoń. Naprawdę uważał, że chociaż spróbuje go zrozumieć, znaleźć logiczne wytłumaczenie w całej tej pokrętnej sytuacji. Ale nie. Jak zwykle łatwiej było zrobić z niego tego złego i samolubnego. A robił to przecież dla firmy, którą w przyszłości miała dostać Ay. Firmy, w której pracowały setki różnych osób.
    Poprawił się na krześle.
    — Tak dokładnie, to tylko pozory. Pokażemy się razem w kilku miejscach, wydamy obrzydliwie nudny bankiet i rozejdziemy się każde do swoich domów. Przecież nie będę z nią sypiał i chodził na romantyczne kolacje przy świecach. — tłumaczył, a jego głos stał się nieco ostrzejszy, może i zbyt ostry. Nie rozumiał co było w tym złego? Nie on jeden postępuje w ten sposób dla obopólnej korzyści.
    A może próbował okłamać samego siebie, czując na karku oddech niepewności. Decydując się na tą rozmowę był pewien, że Octavia trochę się pozłości, ale wyjdą stąd razem. A teraz? Nie chciał tego widzieć, ale osuwała mu się grunt pod nogami. Ale przecież Octavia nigdy go nie zostawi, nigdy na zawsze. Przecież zdarzały im się kłótnie, nie zgadzali się w wielu sprawach, ale ostatecznie wracali do siebie. Ona wracała.
    — Nie planuje bawić się w żadne dwa pieprzone domy! — uniósł się zaciskając palce na kieliszki, którego zawartość zaraz wypił. Zamilkł jednak widząc zbliżającego się z zamówieniem kelnera. Chłopak pospiesznie ustawił ich dania na stole oddalając się bez słowa jakby wyczuł gęstą atmosferę, która zawisła między tą dwójką.
    — I nie mieszaj do tego małej. — dodał wywracając oczami. To było jego najmniejsze zmartwienie.
    Octavia atakowała, wytaczają ciężkie działa, a Jackson nie potrafił okazać skruchy, ukorzyć, uchylić przed nią kark. Na atak odpowiadał zwykle atakiem i tak wyglądały ich kłótnie, były gwałtowne niczym burza.
    — Kurwa, Tay! — uderzył dłonią w stół, a na jej ostatnie słowa zmrużył nieco oczy i popatrzył na nią z niedowierzaniem. Nigdy w świecie nie przyznałby się przed nią i przede wszystkim przed samym sobą, że jej słowa robiły na nim wrażenie i wcale ta sytuacja nie spływała po nim jak po kaczce.
    — Zacznijmy od tego, że nie powinnaś zachodzić w ciążę. — odgryzł się niemal warcząc na nią nieprzyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
  132. — Parę łez? Wytrzymałaś godzinę wbijania igły pod skórę, a to doprowadza cię do łez? — zapytał rozbawiony. Wolał go mimo wszystko w taki sposób zabezpieczyć, aby nie ubrudziła ubrań czy pościeli osoczem, które zapewne i tak będzie próbowało się wydostać na zewnątrz. Choć to zapewne i tak w ich przypadku był najmniejszy problem. Kupienie nowych rzeczy, a raczej zlecenie komuś, aby to zrobił zajmowało dosłownie chwilę i nie musieli się tym szczególnie przejmować. Gabriel może już nie korzystał, aż tak bardzo z większości usług, ale chwilami nie chciało mu się sprzątać mieszkania, gotować nie gotował i poza podstawowymi produktami w jego lodówce nie było nic więcej. Każdej nocy o tej samej porze znajdował dobrany pod jego potrzeby catering i to mu w zupełności wystarczało. Nie potrzebował niczego więcej, a gdy na coś miał ochotę to wystarczyło złożyć w aplikacji zamówienie, a dostarczone jedzenie było z nim w przeciągu godziny.
    Zmarszczył nieco czoło, gdy usłyszał jej odpowiedź. W ostatnim czasie nie zakładał niczego z góry. Ludzie mogli wyglądać na szczęśliwych, pełnych życia i spełnionych, a rzeczywistość bywała bardzo inna od tego, co było pokazywane światu. Sam w końcu należał niegdyś do tych osób, które zawsze chciały pokazać się od najlepszej strony. Właściwie dalej chciał się z tej strony pokazywać. Miał swoje słabości, ale to była jego sprawa i nie potrzebował nikogo ani tym bardziej żadnych niechcianych rad, jak sobie radzić z gorszymi chwilami w życiu. Miał na to swoje sposoby, które może i nie były zbyt zdrowe, ale działały i to było najważniejsze.
    — Aż tak źle, hm? — mruknął. Nie chciał dawać żadnych pocieszających rad Octavii, bo prawdę mówiąc nie wiedział, jak wygląda teraz jej życie. Mógłby wejść na odpowiednią stronę, wygrzebać wszystkie informacje, ale chyba oboje dobrze wiedzieli, że większość informacji tam jest poprzekręca i niewiele ma wspólnego z prawdą. Westchnął bezgłośnie, nigdy nie był dobry w pocieszanie, ale nie wyczuł, aby Octavia tego od niego teraz oczekiwała. — Może powinnaś się stąd wyrwać? Wyjechać gdzieś na jakiś czas? Przerwa czasami dobrze robi, coś o tym wiem — zaproponował. Nie chodziło mu o odsunięcie się w taki sposób, w jaki zrobił to on, ale kilka dni spokoju, aby oczyścić głowę potrafiło naprawdę zdziałać cuda.
    — Nie mogę narzekać, Tay. Ostatnio było spokojnie, kolejny rok na studiach zaliczony, jeszcze jeden i będę wolnym człowiekiem.
    Wzruszył lekko ramionami. Obecnie jego życie było bardzo normalne i cóż, naprawdę mu się to podobało. Nie pojawiały się żadne krzywe akcje, nikt nie gadał i miał święty spokój. To mu również pomagało w utrzymaniu trzeźwości, choć miewał chwile, kiedy chciał wygrzebać numer od dawnego dilera, naćpać się i o niczym nie myśleć. Miał za sobą jednak pięćset trzynaście dni czystości. Nie chciał tego zjebać.
    — Muszę przyznać, ulżyło mi, że to jednak nie było moje — powiedział i uśmiechnął się nieco krzywo — ale chyba nie żałujesz, co?
    Wnętrze restauracji było zachowane w ciemniejszych kolorach, co bardzo pasowało Gabrielowi. Zostali po chwili zostawieni sami, kiedy dostali menu, a kelnerka zapewniła, że zajrzy do nich za kilka minut, aby przyjąć zamówienie.
    — Poważnie? Wow, chyba faktycznie dorastamy, skoro ludzie biorą śluby, a inni mają dzieci — odparł i puścił oczko do brunetki — ale to chyba było im pisane. Odką pamiętam byli nierozłączni. Chyba jako jedyni nigdy nie podstawiali sobie kłód pod nóg i nie mieli między sobą krzywych akcji.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  133. Obejrzał się za nią, ale nie dodał ani słowa więcej od siebie. Wiedział, że w tym momencie było po wszystkim. Po kłótni, po ich związku, po rozmowie. Nie będzie więcej wielkiego wracania, więcej przeprosin i wybaczania, więcej szans i możliwości naprawy tego co jeszcze między nimi było. Teraz wziął w dłoń resztkę ich wspólnego życia, tego co do siebie czuli i bezlitośnie zgniótł. Pozbawił ich wspólnej przyszłości pozbywając się pozorów i pokazując swoją najprawdziwszą twarz. Pamiętał, gdy zaczynali się spotykać, już w tedy ją przed sobą ostrzegał, sama na siebie to ściągnęła.
    Czy czuł wyrzuty sumienia? Był na to zbyt samolubny, zbyt uparty.
    Czy żałował? Wolał tego nie wiedzieć odgradzając się od pudełka z napisem Octavia wielkim, grubym murem zwieńczonym drutem kolczastym. Był mistrzem w udawaniu, a właśnie teraz przyszedł czas by wziąć się za najważniejszą rolę w swoim życiu. Udawanie przed kamerami, że tworzy z Meredith szczęśliwy, silny związek. Był też świetnym kłamcą i miał zamiaru uwierzyć we własne kłamstwa, że gdy Octavia zniknie z jego życia wszystko będzie w porządku, że to nie zrobi na nim żadnego wrażenia i w żaden sposób nie odbije się na nim.
    Dopił do końca wino, które miał w kieliszku po czym podniósł się z krzesła. Rzucił na stół kilka banknotów, które z nawiązką opłacały dzisiejszy nieudany lunch. Udał się w stronę firmy mając nadzieję, że nie wpadnie na Octavię. Jeżeli kiedykolwiek dał się nabrać, że to wspólne życie im się uda, mocno się przeliczył. Jak mógł być tak głupi i naiwny? Życie nie było obrzydliwie słodką bajką. Octavia wierząc w to i dążąc do tego za wszelką cenę była równie głupia. To ona ich dzisiaj przekreśliła, to ona pierwsza wstała i wyszła. Nie on. On chciał to dalej ciągnąć, pomimo wszelkich komplikacji. Ona się poddała jako pierwsza.
    Wchodząc do firmy przemknął się do swojego biura. Zatrzasnął za sobą drzwi i podszedł do biurka na którym przysiadł.
    Sięgnął po telefon i napisał smsa do Mer. Wcześniej miał zamiar grać tylko pozory i nie tknąć dziewczyny palcem, ale teraz? Teraz był wolny i mógł wszystko. Równie dobrze mógł spełnić ojcowski kaprys i sprawić, że media będą rzygać tęczą na ich widok. Bo przecież wcale nie chodziło o to by wbić Octavia szpilkę.

    OdpowiedzUsuń
  134. — Z tym się akurat zgodzę. Wbijanie tych igieł bywa przyjemne, o ile nie siedzisz ósmą godzinę i gryziesz zęby z bólu — odparł. Małe tatuaże były przyjemne, Gabriel chyba nawet uodpornił się na ten ból. Zresztą, całe jego ciało było pokryte tuszem, a najgorsze tatuaże miał już dawno za sobą i najbardziej bolące miejsca. Cóż, prawie najbardziej bolące miejsca, ale o niektórych nawet nie myślał i z pewnością ruszać nie zamierzał. Można było uznać, że tatuaże na swój sposób były jego terapią, a na pewno jedną z dwóch terapii. Chcąc nie chcąc, ale nie ominęła go rozmowa z terapeutą, gdy siedział w ośrodku. Jeśli chciał z niego kiedykolwiek wyjść, to musiał wyrzucić z siebie wszystko. I tak, jak z początku to było trudne do zrobienia tak teraz absolutnie nie żałował. Wiedział mniej więcej na czym stoi w swoim życiu, gdzie ono dalej podąży i czego może się spodziewać po samym sobie. Nie kontynuował już terapii w Nowym Jorku, radził sobie bez niej całkiem dobrze, a właściwie to radził sobie wyśmienicie. Teraz ukojenie znajdował w pracy, która przynosiła mu o wiele więcej radości niż Gabriel początkowo przewidywał. Myślał, że to będzie coś na chwilę, aby się odprężyć i mieć zajęcie, a okazało się czymś o wiele lepszym.
    Skinął głową, bo nie chciał naciskać. Mogli nie widzieć się prawie przez rok, ale dzisiejszy dzień chyba im uświadomił, że niewiele się zmieniło. Gabriel nie wiedział, jaką rolę obecnie pełnił w jej życiu, o ile w ogóle jakąś pełnił. Spotkali się po miesiącach, dobrze im się rozmawiało i wydawałoby się, że to tyle. Jeśli jednak poczułaby potrzebę, aby się wygadać to mogła to śmiało zrobić w jego towarzystwie. Być może z tych wszystkich ludzi na Upper East Side Gabriel będzie jedyną, która w żaden sposób jej nie oceni? Nie miał żadnych korzyści z informacji, którymi się z nim dzieliła. Mógł jej podsunąć ramię, może dobrą radę czy słowa pocieszenia, jeśli by tego właśnie chciała.
    — Nie śledziłem tego co się działo, ale to i owo do mnie dochodziło, nie rozchodziliście się i nie schodziliście się już parę razy? Może to tylko kryzys, który minie, gdy emocje opadną? — powiedział. Cóż, raczej powinien być ostatnią osobą, która będzie dawała dobre rady odnośnie do związków. Gabriel nigdy żadnego nie utrzymał dłużej niż parę miesięcy. Zresztą, Octavia dobrze wiedziała, jak wyglądał związek między nimi i w roli chłopaka nie odnajdował się w tamtym czasie ani trochę. Zawalił raczej na całej linii.
    — Nie myślałem o ucieczce. Bardziej o wakacjach i odpoczynku od miasta. Czasami potrafi być przytłaczające — wyjaśnił. Wszyscy czasem potrzebowali pobyć z dala od Nowego Jorku, który choć był naprawdę cudownym miastem to również był mroczny, nieprzyjazny i chwilami odpychający. Zwłaszcza, jeśli ciągle działo się coś złego.
    — To dobrze, cieszę się, że sobie z tym radzisz i na swój sposób cieszyć się z małej. Z wiekiem może będzie lepiej, ale nie mam pojęcia. Nie znam się totalnie na dzieciach, zresztą wiesz. Ale chyba we wszystkim trzeba szukać plusów, a zdaje się, że w tej sytuacji znalazłaś ich całkiem sporo — powiedział. Gabriel i dzieci to był temat… nie na teraz. Nie wykluczał ich ze swojego życia, bo i może fajnie byłoby zostać ojcem, ale teraz kompletnie się do tego nie nadawał. Zwłaszcza, że musiał wciąż pracować nad sobą i istniało ryzyko, że to na co tak uparcie pracował przez miesiące nagle się zapadnie, a on znów znajdzie się w jakiejś melinie ledwo przytomny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozchylił lekko usta, kiedy zaczęła mówić o swoim związku. Chyba nie spodziewał się, że nagle mu o tym opowie, kiedy chwilę temu chciała uciąć całkiem temat.
      — Wow, to… nie wiem, szczerze. Nie chcę mówić, że można się było tego spodziewać, ale… serio? Dla firmy?
      Westchnął ciężko. Wszyscy mieli swoje priorytety, jednak Gabriel był wychowany z myślą, że najważniejsza jest rodzina. Choć jego ojciec wcale tego nie okazywał, kiedy wyrzucił Morenę z życia Gabriela i swojego bez żadnego uprzedzenia. Ale to był znacznie bardziej zawiły temat, który nie nadawał się do obgadywania przy jedzeniu.
      — Słuchaj, nie będę ci mówił, że tak będzie dla ciebie lepiej, bo tego nie wiem. Ale może to jest szansa na to, abyś skupiła się na sobie? Zastanowiła się czego tak właściwie chcesz od życia, czy chcesz się go trzymać bez względu na wszystko czy zrobić w końcu coś tylko pod siebie i pod dziecko. Postaw siebie na pierwszym miejscu, Tay. Nie pozwól, aby jakiś facet strącił ci koronę z głowy — powiedział z lekkim, pocieszającym uśmiechem na twarzy i puścił jej oczko.
      — Chyba zacznę od spring Rollsów, potem pikantny rosół i… curry z jagnięciną. Wezmę chyba teraz mrożoną zieloną herbatę z bazylią, limonką, ogórkiem i syropem bazyliowym i limonkowym. A potem proponuję deser i smoothie. Albo zamiast smoothie granity. Też są dobre.

      Gabe

      Usuń
  135. — W trakcie nie, po zdarzyło się, że coś wziąłem. A nie lubię korzystać z maści znieczulających. Mam wrażenie, że po nich ból jest o wiele większy niż w rzeczywistości.
    Każdy mógł sobie wybrać. Nie przeszkadzało mu, gdy jego klienci chcieli z nich korzystać, o ile wiedział wcześniej, że je nakładają. Sam nie był ich zwolennikiem, ale to już też nie były takie czasy, że trzeba cierpieć, aby mieć tatuaż. Jasne, miała ona chwilowe działanie i jeśli ktoś robił małe tatuaże to wystarczyła, ale na te większe i zajmujące kilka godzin według Gabriela były one dość… marne, ale to chyba już była indywidualna kwestia.
    Gabriel w pocieszanie nie był najlepszy, a teraz nawet nie do końca wiedział, co i czy w ogóle powinien dawać jej jakiekolwiek rady. Zwłaszcza, że jego relacje głównie ograniczały się do jednorazowych numerków. W ostatnim czasie nie było w jego życiu nikogo na stałe, jak i w poprzednim również. Po prostu ktoś był, jedne na dłużej, a drugie na krócej, ale te dłużej nigdy nie było na tyle długie, aby stworzyć trwały związek, w którym ludzie mogli na siebie liczyć, spędzać ze sobą lepsze i gorsze chwile. Zwykle bywało tak, że było fajnie przez jakiś czas, a potem pojawiały się wymagania, którym Gabriel sprostować nie chciał, więc usuwał się w cień. I to mu całkiem odpowiadało, nie potrzebował na tamten czas niczego więcej. Teraz sam właściwie nie wiedział czego mógłby chcieć od ewentualnej partnerki, której nawet nie szukał. Nie było go na żadnej aplikacji randkowej, nie umawiał się na spotkania, a jedynie czasami się trafiło, że z jakąś się spotkał, ale było to raczej spontaniczne i bez większej przyszłości.
    Pokiwał głową, dalej jej słuchając.
    — Dość długo to już trwa. Jesteś pewna, że teraz to definitywny koniec? I naprawdę, zostawił cię dla firmy, którą i tak ma wpisaną w spadek? Wątpię, aby jego ojciec zostawił ją w rękach kogoś innego, gdyby nie przystał na jego warunki — mruknął. Gabriel nie zgadzał się z Enzo na wielu płaszczyznach. Dość głośno mówił o tym, że nie chce przejmować imperium Crimson i wolałby robić coś zupełnie innego, a jednocześnie wiedział, że ojciec ani dziadek, który był założycielem, nie chcą, aby hotele kiedykolwiek znalazły się w rękach osób spoza rodziny. Jasne, Gabriel miał wujków i ciotki, wszyscy byli jakoś zaangażowani w hotele, ale główne skrzypce były grane przez jego ojca. Jakoś nie wyobrażał sobie, że miałby stracić dostęp do firmy tylko dlatego, że nie spełni jednej durnej, PR-owej prośby ojca. W dodatku takiej, która zbyt mocno ingeruje w życie prywatne. Aby poprawić wizerunek Gabriel robił różne rzeczy, chodził na nudne, ale ważne obiady i brunche, pokazywał się w odpowiednich miejscach z odpowiednimi ludźmi, ale nikt nigdy nie zmusiłby go do tego, aby nadszarpnął swoje prywatne relacje, aby naprawić interesy. We wszystkim były pewne granice, których Salvatore nie wyobrażał sobie przekroczyć.
    — Czasami lepiej jest dać komuś odejść, skoro sam tego chce niż uparcie się tej osoby trzymać, Tay. To niezdrowe, dla obu stron. Rozumiem, przywiązanie i uczucia robią swoje, ale czasami trzeba zagryźć zęby i spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Tak sobie je wyobrażałaś? Jeśli odpowiedź brzmi nie to powinnaś wiedzieć, co robić. Bo wygląda na to, że krążycie w kółko wokół jednego i tego samego problemu, czy się mylę?
    Nie chciał niczego sugerować czy też źle zabrzmieć. Tay wyglądała na osobę, która potrzebowała kogoś, komu mogłaby się wygadać z ostatnich wydarzeń w życiu, a chyba lepiej trafić nie mogła. Gabriel stał się dobrym słuchaczem. Może jego rady nie zawsze były trafne, ale naprawdę się starał i nie chciał jej źle doradzić czy pokręcić w życiu jeszcze bardziej. Nie znał całej historii, a jedynie ułamek i to, co czasami mu się rzuciło w oczy, gdy przeglądał internet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspominając o wyjeździe sam zaczął marzyć o tym, aby wyrwać się na kilka dni z miasta. Nawet na weekend, aby odetchnąć świeżym powietrzem, może faktycznie popatrzeć w gwiazdy, które nie były widoczne w mieście? Cokolwiek byłoby tak naprawdę w porządku w tym momencie. Może powinien skorzystać z własnej rady, spakować plecak i wyjechać poza miasto?
      — Zgaduję, że rodzicielstwo fajnie wygląda tylko na Instagramie prowadzonym przez zafiksowane na kolorze beżowym mamuśki? — zaśmiał się. Może i był do tyłu z nowinkami z Upper East Side, ale to nie znaczyło, że odciął się całkiem od internetu. Przeglądając instagrama czy nawet TikToka wiele razy natknął się na idealne mamy, ojców z idealnymi dziećmi, ale chyba wszyscy wiedzieli, że to tylko pokaz i rzeczywistość wcale nie jest taka kolorowa.
      — A wracając, skoro zostawił cię na firmy… przepraszam, Tay, ale nie powinno być już od tego drogi powrotu. Bez względu na wszystko. Ty i młoda powinnyście być najważniejsze, a potem cała reszta.
      Jasne, łatwo było mu mówić skoro nigdy nie był w takiej sytuacji. Był też prawie pewien, że również szukałby drogi ucieczki, gdyby był ojcem. W zasadzie przed tym właśnie uciekł jesienią zeszłego roku, a raczej to ojciec pomógł mu w tym, aby zbyt wcześnie nie sprowadził na ten świat potomka.
      — Jestem dużym facetem, potrzebuję dużo jedzenia — odparł rozbawiony — nie jadłem nic od… czterdziestu godzin? Nie oceniaj, jakoś tak wyszło. A na deser znajdziesz miejsce. Na deser zawsze jest miejsce.

      Gabs

      Usuń
  136. Meredith zastygła jak kamienny posąg, słysząc trajkotanie swojej matki. Chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę jej nienawidziła – tego bujania w obłokach, bezbronności i delikatności, która ją otaczała, powodując, że we wszystkich ludziach, z którymi miała styczność, mimowolnie odzywał się instynkt opiekuńczy. Nie znosiła jej jasnych włosów, jej błękitnych oczu, wielkich jak u dziecka, wrodzonej elegancji, która przychodziła jej tak naturalnie, jak oddychanie. Nigdy dotąd aż tak mocno nie marzyła, by zapaść się pod ziemię, zwłaszcza, gdy złowiła kątem oka wściekły wyraz twarzy stojącej obok dziewczyny, i zaświtało jej w głowie, skąd ją zna, kim jest.
    – Mamo, błagam, zamknij się – syknęła, próbując przerwać to żałosne przedstawienie. Matka jednak albo jej nie słyszała, albo nie chciała słuchać. Dalej ciągnęła temat.
    – Och, dziecko to nie problem, skoro on i tak go nie chce – zaćwierkała Annie w stronę Octavii, totalnie nie przejmując się otaczającą ją wściekłą aurą. Meredith doszła do wniosku, że matce albo ewidentnie zbrzydło życie na tym ziemskim łez padole, albo postradała zmysły.
    – Mamo, do cholery! Przestań wreszcie o tym gadać! – warknęła, ciągnąc kobietę za rękaw i zmuszając, by w końcu na nią spojrzała. Jej oczy mogłyby miotać błyskawice. – Zamknij się. Po prostu się zamknij! Przepraszam bardzo za tę scenę – wycedziła, zwracając się do Octavii i jej matki, i siląc się na uprzejmy ton. – Annie czasem trochę odbija, prawda, mamusiu? Musi wrócić do domu i położyć się do łóżka.
    Niestety, nie było jej dane opuścić tego miejsca zbyt szybko, bowiem matka wyrwała się jej z uścisku i zlustrowała ją zranionym spojrzeniem swoich sarnich oczu.
    – Myślałam, że wiesz, że oboje chcemy tylko twojego dobra – szepnęła, a Meredith zapragnęła nagle ją uderzyć i zapaść się pod ziemię.
    – Odpuść, dobra? – warknęła na Octavię. – Myślisz, że latałam za nim jak jakaś żałosna była i błagałam, żeby się ze mną związał? To była decyzja dwojga dorosłych ludzi – obrzuciła ją krytycznym spojrzeniem. – Może i jestem gówniarą, ale przynajmniej wiem, do czego służy antykoncepcja – uniosła brwi, krzyżując ręce na piersi.
    – Mer! – zachłysnęła się Annie, przerażona.
    – Daruj sobie. I wiesz co, dodam jeszcze jedno: łapanie faceta na dziecko jest po prostu żenujące. Bawcie się w rodzinkę, nic mi do tego. Ale swojego dzieciaka trzymaj sobie koło własnej dupy.
    Była tak wściekła, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Nie miała dotąd pojęcia, że można jednocześnie chcieć zamordować wszystkich wokół i rozpłakać się z frustracji jak dziecko. Drżały jej dłonie, miała wrażenie, że ma płynny budyń zamiast stawów. O niczym nie marzyła tak mocno, jak o tym, żeby stąd zniknąć. I żeby ten wieczór zniknął ze wspomnień wszystkich obecnych tu ludzi. Niestety, ani jedno, ani drugie, było w tym momencie niewykonalne.

    Meredith, szybka i wściekła

    OdpowiedzUsuń
  137. — Działać działają, ale to krótkotrwały efekt. Nie wiem, ja z nich nie lubię korzystać — powiedział, po czym zaraz dodał — mi się zdarzyło zemdleć w trakcie, ale nikomu nie mów. To popsuje moją reputację — zdradził z uśmiechem. To była w pełni jego wina, bo nie zjadł niczego właściwie wcześniej, nie przygotował się w odpowiedni sposób i po godzinach tortur w końcu jego ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie chwalił się tą historią na lewo i prawo, bo nie było w zasadzie o czym mówić, po prostu zdarzyło mu się nie do końca ogarnąć życie i wiedział w końcu czym może to skutkować. To było nic innego jak konsekwencje jego własnych akcji. Teraz wiedział, jak głupie i bez sensu to było, ale czasu cofnąć nie mógł. Jedyne co, to upewniał się, że on sam oraz jego klienci przed rozpoczęciem sesji mieli coś do jedzenia, a w trakcie długich sesji przynosili ze sobą przekąski lub zamawiał coś do studia. Co też dość często się zdarzało i było lepszą opcją niż wychodzenie i czekanie w kolejkach, aż zrealizują zamówienia. Mógł kontynuować tatuowanie, gdy oczekiwali na jedzenie, przerwać, aby zjeść i wrócić po trzydziestu minutach do pracy.
    Gabriel chyba byłby zmęczony ciągłymi rozstaniami, powrotami. Mimo wszystko sądził, że kiedy mu Jackson powiedział o byciu z Octavią to będą ze sobą długo i że będą szczęśliwi. Nie mógł się chyba bardziej pomylić. Nie, aby szukał u niego jakiejkolwiek zgody na bycie razem, ale zwyczajnie poinformował go o tym fakcie. Wtedy zupełnie się tego nie spodziewał, ale nic mu do tego nie było. I teraz również. Nie chciał chyba stawać po żadnej ze stron. Mimo, że z byłym partnerem brunetki nie miał kontaktu i nawet, gdyby wybrał Octavię to zapewne niewiele by to zmieniło w codzienności Jacksona.
    — Wiesz, zawsze możesz nosić na ręku gumkę recepturkę i z niej strzelać, kiedy będziesz miała myśli dotyczące powrotu do Jacksona. Nie wiem, czy to zadziała, podobno taka terapia działa, ale kto faktycznie to wie — powiedział wzruszając ramionami. Zabronić jej nie mógł powrotu do niego, nawet w zasadzie nie zamierzał, bo to nie było jego miejsce do takich decyzji. Sama musiała zdecydować czy naprawdę chce go zostawić czy może woli mieć otwartą furtkę i zobaczyć czy w przyszłości jest jeszcze miejsce na nich związek. Gabrielowi było nic do tego.
    Zmarszczył czoło zastanawiając się nad słowami brunetki.
    — Ten drugi? — spytał. Najwyraźniej ominęło go znacznie więcej niż Gabriel był w stanie sobie wyobrazić. Naprawdę o wielu rzeczach nie miał pojęcia, nie słyszał każdej jednej plotki. Ciekawość pewnie powinna go zżerać od środka, ale skupiał się tak bardzo na innych rzeczach, że już zwyczajnie nie miał czasu na to, aby jeszcze wchodzić z butami w cudze życie. — Czuję, że nie muszę ci tego mówić, ale wiesz, że to nie jest zdrowe? Ani dla ciebie ani dla dziecka. Zgaduję, że ciężko będzie jej wytłumaczyć, dlaczego przez kilka tygodni jest dobrze w domu, a po chwili znów jesteście tylko we dwie. Czasami lepiej jest pocierpieć, bo nawet po najgorszych chwilach pojawiają się te lepsze. Coś o tym wiem. Może nie byłem nigdy w takiej sytuacji, jak wy, ale nic nie trwa wiecznie, Tay. Nawet złamane serce w końcu się skleja i otwiera dla kogoś nowego. Może dla kogoś równie paskudnego lub dla kogoś kto jest przeciwieństwem i sprawi, że będziesz szczęśliwsza niż do tej pory — dodał i wzruszył lekko ramionami. Sam nie wiedział skąd brały się w nim te wszystkie słowa, ale chyba wolał nie znajdować źródła. Mógł się zaskoczyć lub rozczarować, a wolał chyba, aby zostało to źródło tajemnicą.
    — Uwierzę ci na słowo co do rodzicielstwa — zapewnił. To nie była akurat jedna z tych rzeczy, które chciał doświadczyć na swojej skórze, aby przekonać się czy ludzie faktycznie mówią prawdę.
    — Dzięki, staram się. Nie zawsze wychodzi, ale chyba teraz nie poszło najgorzej. I tak, deser idzie od razu do serca. Tam, gdzie jego miejsce.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  138. Cóż, to z pewnością nie był jego najdumniejszy moment i nie za bardzo chciał się tym chwalić, ale nie miał żadnych wątpliwości codo tego, że Octavia zatrzyma tę historię dla siebie. Gabriel przynajmniej bardzo liczył, bo nie chciał, aby nagle zaczęły krążyć po internecie informacje o jego małej wpadce. Nie było to co prawda nic wstydliwego, ale domyślał się, że niektórzy mogliby w złośliwy sposób to wykorzystać. Był dość odporny na wszelkiego rodzaju plotki i podejrzewał, że raczej nie zrobiłoby to na nim większego wrażenia. Nie śmiał jednak myśleć, że Octavia mogłaby cokolwiek przekazać dalej. Z drugiej strony nie powiedział jej też niczego bardzo sekretnego. Jeśli już ktoś się jakoś zwierzał to była to brunetka. Cóż, nie spodziewał się tego, że dziś akurat ją spotka i będą wymieniać się życiowymi informacjami.
    — Nie jest wcale tak źle, jak mogłoby się wydawać — zdradził. Początki na pewno były łatwiejsze, kiedy już mijał czas i człowiek robił się coraz bardziej zmęczony to faktycznie robiło się już nieprzyjemne i upierdliwe, a właściwie to po prostu bolesne.
    Skinął jedynie głową. Gumka to był tylko jeden pomysł, który może działał, jeśli chodziło o błahe sprawy, ale raczej nie sprawdzi się w takiej sytuacji. Miał nadzieję, że Octavii faktycznie uda się podjąć odpowiednią decyzję. Nikt poza nią nie mógł tego zrobić, była jedyną osobą, która powinna to zrobić. Może osoby zewnątrz mogły ją jedynie pokierować w odpowiednią stronę, ale tak naprawdę, jeśli nie chciała sama wybrać tego, co dla niej i dla córki lepsze to nikt nie mógł tego za nią zrobić.
    — Wow, nie spodziewałem się, że Jack ma rodzeństwo. Nie słyszałem nic o tym a nic — odparł zgodnie z prawdą. Patrząc jednak na to, jak ludzie w ich kręgach żyli to druga rodzina nie była wcale takim zaskoczeniem. On sam nie byłby zaskoczony, gdyby okazało się, że jego ojciec ma drugą rodzinę. Właściwie to dziwił się, że Enzo jeszcze nikogo nie przyprowadził do domu. Gabriel wiedział, że z kimś się spotyka i to dość regularnie, ale z żadnej kobiety nie przyprowadził do domu, nie przedstawił jej Gabrielowi. Nie, aby mu się spieszyło do tego, żeby poznać jakąkolwiek z jego kochanek.
    — Hej, nie skazuj jej od razu na terapeutę. Może nie będzie go potrzebowała. Nawet mimo sytuacji w jakiej się obie znajdujecie — odparł i lekko się uśmiechnął. Gabriel wiedział, że dorastając w takiej atmosferze może być ciężko uniknąć spotkań w pokoju z kozetką. Podejrzewał, że wszystkie dzieciaki z Upper East Side powinno się wysłać na terapię. Może nie wszyscy rodzice byli chłodni, porzucali swoje dzieci na rzecz prowadzonych biznesów, a dzieci wychowywały opiekunki czy służba.
    Westchnął cicho, kiedy ich jedzenie pojawiło się na stole. Nie mógł się już go doczekać i prawdę mówiąc, gdy tylko poczuł te wszystkie zapachy poczuł, jak ślina niemal cieknie mu do ust.
    — W ostatnim czasie rzadko kiedy kłamię — odparł. Uśmiech od jakiegoś czasu prawie wcale nie schodził mu z twarzy. Może poważniał bardziej, kiedy prowadzili poważniejszą rozmowę, ale gdy tylko zmieniali temat to ten od razu wracał na jego twarz. Od dawna się już tak nie uśmiechał.
    Podniósł wzrok na dziewczynę, gdy zadała mu pytanie. Prawie wzruszył ramionami, ale powstrzymał się przed tym.
    — Lubi rysować i robi to często, właściwie to robi to cały czas — odparł rozbawiony. Dziwnie było mówić o sobie w trzeciej osobie. — Raczej nic ostatnio nie robię. Nowe projekty, czasami gdzieś wyjdę, ale obecnie to by było na tyle. Chyba wypadłem z obiegu.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  139. Gabriel miał okazję w przeszłości poznać rodziców Jacksona, ale jak z większością nie złapał dobrego kontaktu. W zasadzie chyba większość rodziców taka była, widzieli czubek swojego nosa i interesowali się tylko i wyłącznie swoimi sprawami, swoimi biznesami, a cała reszta nie miała żadnego znaczenia dla nich. Gabriel sam doświadczał tego na własnej skórze ze swoim ojcem, choć czy faktycznie do końca tak było? Jakby nie patrzeć, ale zajął się nim, kiedy stoczył się na dno. Co prawda jedyne co zrobił to opłacił ośrodek, upewnił się, że nie wyjdą na jaw żadne informacje i wsadził w prywatny odrzutowiec. Młody Salvatore jednak wiedział, że Enzo ma chwilami problem, aby w odpowiedni sposób wyrazić swoje emocje i to był jego sposób, aby powiedzieć martwię się o ciebie synu, to dla twojego dobra. Tylko Gabriel tego nie potrafił zrozumieć na tamten czas. Teraz również przychodziło mu to z trudem. Zwłaszcza, że były inne sposoby, aby wyrazić troskę i zaniepokojenie, ale nie trzymał urazy. Teraz radził sobie naprawdę nieźle, był zadowolony z tego, jak jego życie wygląda i jakby nie patrzeć, ale zawdzięczał to wszystko ojcu, który w odpowiednim momencie zareagował na swój własny, pokraczny sposób.
    — Wow, nieźle. Nie spodziewałbym się takiej akcji — odparł. Dziwiło go, że nikt nic nie podejrzewał. Mieli internet, a w końcu o nich bywało głośno. A może wiedzieli o nich tylko mieszkańcy Nowego Jorku i osoby z najbliższego otoczenia? Sam już nie wiedział, ale w końcu to nie było nic trudnego, aby wklepać w przeglądarkę nazwisko z imieniem i od razu można było znaleźć różnego rodzaju informacje. — Może to lepiej, że nie wie, jak życie na Upper East Side może wyglądać. Chwilami sam chyba wolałbym nigdy nie doświadczyć pewnych rzeczy — przyznał.
    Łatwy dostęp do pieniędzy otwierał wiele drzwi. Niekoniecznie tych dobrych drzwi i przekonał się o tym na własnej skórze. Teraz być może zniknął, odciął się, ale prawda była taka, że tak naprawdę nigdy w pełni nie byłby w stanie tego zrobić. Był związany z tym miejscem na dobre i na złe. Czy tego chciał czy nie. Nie czuł się z tym źle, bo w końcu, skoro przez tak długi czas potrafił sobie radzić to nic tego przecież nie może zmienić. O ile jego silna wola wciąż pozostanie nietknięta, a z tym mogło być różnie.
    To była naprawdę trudna sytuacja, której Gabriel nie rozumiał i podejrzewał, że ciężko byłoby ją pojąć, skoro nie doświadczył tego na własnej skórze. Sam uciekłby od odpowiedzialności, nie chciałby się zajmować dzieckiem, bo to nie był jego świat. Nie na ten czas, więc może i w jakiś pokręcony sposób rozumiał postawę Jacksona, ale skoro zdecydowali się zatrzymać dziecko to było to dla niego jednoznaczne z tym, że chciał być w życiu młodej obecny, ale najwyraźniej tak nie było. I nie zamierzał oceniać, bo też w końcu od tego tutaj nie był. Jego rola ograniczała się do wysłuchania towarzyszki, więcej i tak zrobić nie mógł.
    — Ja i taniec? — Zaśmiał się. Jakoś sobie tego nie wyobrażał. Nie miał problemu w klubie, ale taki z kimś w parze? To mogło być całkiem ciekawe doświadczenie. Szczególnie, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił. — Jaki to taniec konkretnie? Mogę iść, zawsze to coś nowego, prawda? I może być faktycznie ciekawie, a trzeba w końcu w życiu próbować nowych rzeczy — odparł. Może nie był w stu procentach przekonany, ale co mu szkodziło? Nie wiązał się na życie, a gdyby mu nie odpowiadało to powie o tym Octavii, aby mogła znaleźć na jego miejsce kogoś innego.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  140. Kolejny wieczór spędzała w szpitalu na dyżurze. Wolała się już nawet nie zastanawiać, który to w tym miesiącu. Liczba mogłaby okazać się zbyt przygnębiająca. Tyle że mieli braki kadrowe a jej koledzy i koleżanki z pracy byli rodzicami bądź też małżonkami i zależało im na jak największej ilości wolnego czasu. India była sama, wieczory i tak miała wolne a poza tym nie potrafiła odmawiać. Tak właśnie dała się wmanewrować tamtym razem. Błagające spojrzenie i jakieś wytłumaczenie, którego nie miała już siły słuchać. Przecież wiedziała, że i tak się zgodzi.
    Mimo tego, iż w Nowym Jorku był właśnie środek lata, w populacji pediatrycznej szalały akurat infekcje wirusowe. Nic więc dziwnego, że kiedy akurat piła swoją kolejną kawę tamtego dnia pager rozbrzmiał jej w kieszeni fartucha. Szybkie spojrzenie na wyświetlacz i westchnęła głęboko. Pospiesznie dopiła kawę i oddała kubek na zmywak. Ekologia
    Pacjent na Izbie Przyjęć
    Szybkim krokiem przemierzała szpitalne korytarze. Oczywiście, jak na złość, akurat wtedy znajdowała się najdalej izby jak to tylko było możliwe. India była pediatrą a pediatria rządziła się własnymi prawami. Wiedziała że jej pacjenci, a szczególnie ich rodzice, nie byli zbyt dobrzy w czekaniu, szczególnie jeśli działo się coś poważnego. Jones wolała założyć, że skoro zjawili się w szpitalu o tej porze, to rzeczywiście było coś poważnego.
    Kiedy weszła na Izbę o razu namierzyła wzrokiem swojego pacjenta. Mała, płacząca istotka, sądząc po ubraniu dziewczynka z rozentuzjazmowaną młodą mamą. Bingo.
    Uśmiechnęła się lekko do pielęgniarki, dając jej znać, że już jest na miejscu, i weszła do gabinetu.
    Kiedy kobieta przekroczyła drzwi pomieszczenia z niemowlęciem na rękach India od razu rozpoczęła swoją obserwację. Dziecko, na oko kilkumiesięczne niemowlę, ze śladami łez na policzkach i tymi charakterystycznymi błyszczącymi oczkami w zarumienionej buzi.
    Gorączka
    - Dzień dobry. Nazywam się Jones, jestem lekarzem. Proszę położyć małą na przewijaku i zacząć rozbierać do pieluszki. Może Pani też zacząć opowiadać, co was do nas dziś sprowadza.
    Nie spuszczała uważnego spojrzenia z niemowlęcia. Podstawowa metoda zbierania informacji, którą wpajali im już od pierwszych dni studiów. Pacjenci nie zawsze powiedzą nam wszystko. Cóż, kilkumiesięczne dziecko nie powie nic, więc ta metoda była jeszcze bardziej użyteczna w pracy pediatry.
    - Cześć, gwiazdko - powiedziała do dziewczynki, uśmiechając się do niej promiennie.


    dr Jones aka India

    OdpowiedzUsuń
  141. Gabriel do końca nie wierzył, że zgodził się pójść na zajęcia z tańca razem z Octavią. Nie był typem, który się boi nowych wyzwań, ale to z pewnością było coś, czego nie miał na swojej liście rzeczy do zrobienia. Taniec w klubie jednak odbiegał znacząco od salsy, rumby czy pozostałych, które miały własny styl, określone kroki i rytm. Nie był może najgorszym tancerze, ale na palcach jednej ręki mógł zliczyć, ile razy zdarzyło mu się tańczyć nieco poważniej niż przy remixach w klubie. Podpatrzył to wcześniej na przyjęciach, a zaciągnięcie go na parkiet naprawdę wiele kosztowało młodego mężczyznę i jeśli nie musiał to wolał stać z boku i obserwować dobrze bawiące się w swoim towarzystwie pary na parkiecie. Zrezygnować również nie zamierzał. Jakaś jego część faktycznie chciała spróbować swoich sił i zobaczyć, jak poradzi sobie w nieco innych klimatach. Dogadali się co do szczegółów, a Gabriel wpisał sobie w kalendarz dzień oraz godzinę, kiedy ma pojawić się na zajęciach. Był ciekaw, jak to będzie wyglądało. Miał nadzieję, że Octavia nie miała zbyt dużego doświadczenia i trafią do grupy dla początkujących, ale to akurat było najmniejsze zmartwienie. A właściwie chyba jedyne.
    Następne kilka dni spędził tak, jak zwykle. Pracował, czasami gdzieś wyszedł i czas zleciał mu szybciej niż myślał. Właściwie nim się obejrzał to nadszedł czas, aby w końcu pojawić się na zajęciach. Specjalnie wyszedł wcześniej, aby się nie spóźnić. Znając nowojorskie korki mógł równie dobrze dojechać tam na koniec zajęć, a nie chciał wystawić brunetki. Przed wyjazdem dał jej znać, że jest już w drodze. Na miejsce dojechał o czasie, nawet nie miał większego problemu ze znalezieniem miejsca do zaparkowania. Spojrzał na ekran telefonu, kiedy dostał wiadomość, że i Tay jest już na miejscu. Na zewnątrz, jak zwykle panował upał. Teraz nie mógł się już doczekać chłodniejszych miesięcy, bo choć ciepło lubił to chwilami było nieprzyjemnie. Ciężko było opuścić klimatyzowane auto.
    — Cześć — zawołał, kiedy dostrzegł ją na parkingu i machnął ręką, zmniejszając dystans między nimi. — Nie wycofałem się, jestem. I gotów, aby się nauczyć nowych rzeczy — zaśmiał się.
    Mimo, że mniej więcej wiedział, jak wyglądają latynoamerykańskie tańce to i tak wyszukiwał na YouTube filmiki, aby lepiej przyszykować się do tego, co go czekało. Nie był sztywniakiem, więc był całkiem pewien, że sprawnie pójdzie mu wczucie się w rytm. Szczególnie, że nawet nie myślał o tym, aby przejmować się co mogą sobie pomyśleć pozostałe osoby na kursie. W końcu chyba każdy tam był po to, aby się nauczyć?
    — Rozumiem, że jak przejdziemy cały ten kurs to dostaniemy zaproszenie do Tańca z Gwiazdami? — zapytał. To dopiero byłaby przygoda, ale nie był pewien czy zgodziłby się na wystąpienie w tym programie. Chciał w końcu spokoju, a jednocześnie, gdyby faktycznie poszło im tak sprawnie, że dostaliby zaproszenie (albo chociaż jedno z nich) do wzięcia udziału w programie to dlaczego mieliby odmówić? Odrobina zabawy z tańcem w końcu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda? — Jak leci? — spytał, jednocześnie obejmując ją na powitanie.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  142. Po tym jak minęło kilka dni, a Octavia wciąż się do niego nie odezwała, postanowił wykonać pierwszy ruch. Przecież nie raz i nie dwa już tak się zdarzało, że mieli ciche dni. Ba! Bywało, że mieli nawet ciche tygodnie, ale ostatecznie coś ich zawsze sprowadzało na swoje tory. Jackson i tym razem nie wiedział, że przekroczył pewną granicę zza której nie było powrotu. Nie wierzył, by istniał czyn, który sprawi, że Octavia zechce trzymać się od niego z daleka. Był pewny siebie, pewny tego, że dziewczyna za którymś razem mu nie odmówi i chcąc być z nim, zaakceptuje nowy układ, w który wpakował się młody Howard. Jej złość musiała być chwilowa. Przecież byli drużyną, zespołem, byli razem i to nie mogło zmienić z powodu czegoś takiego... takiej pierdoły jego zdaniem. Nawet jego ojciec stwierdził, że Octavia nieco dramatyzuje i wyolbrzymia całą sprawę. Ostatecznie Jackson miał pojawiać się tylko na większych eventach u boku Meredith, by podkreślić współpracę obu rodzin. To było normalne.
    Poza tym nie on jeden podejmował trudne decyzje, bez zgody drugiej strony. Octavia w dużo ważniejszej kwestii nie pozostawiła mu wyboru. Dlaczego więc on miał się teraz przejmować jej komfortem? Skoro chciała by zaakceptował dziecko i odnalazł się w nowej roli, ona mogła zaakceptować jego decyzję i Meredith.
    Wyszedł z biura. Wsiadł do nowiutkiego maserati i skierował się do apartamentu Octavii uprzednio zajeżdżając do sklepu po butelkę wina. Nastawiał się na przyjemny wieczór. Po około godzinie zaparkował samochód pod apartamentowcem i skierował się do środka.
    — A pan do? — Jackson zatrzymał się w półkroku i spojrzał z uniesionymi brwiami w stronę portiera.
    — Nie sądzę żebym musiał ci się tłumaczyć. — odparł po czym bez słowa więcej wsiadł do windy wybierając odpowiednie piętro.
    Stanął pod drzwiami naciskając dzwonek i czekając, aż Tay mu otworzy. Zerknął na zegarek, raczej nie zakładał, że w środku tygodnia wybyła na miasto mając małą.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  143. [Dzień dobry i dziękuję za powitanie<33 Przyznam, że nie mam dobrego pomysłu, jakby tu połączyć nasze postacie, ale jeśli masz ochotę, to ja chętnie zrobię wspólnie burze mózgów x]

    Namgi

    OdpowiedzUsuń
  144. India słuchała słów matki ze spojrzeniem cały czas utkwionym w dziewczynce. Przyglądała się torowi jej oddechu, szukając oznak duszności, na którą mogłyby wskazywać poruszające się nadmiernie skrzydełka nosa albo zaciągnięta przepona. Oglądała skórę w poszukiwaniu wysypki, patrzyła, czy mała nie układa się w żaden wymuszony sposób, który wskazywałby na ból.
    Podeszła do swojej pacjentki spokojnie i z uśmiechem, korzystając z okazji, że ta zdawała się być raczej zaintrygowana jej widokiem niż przestraszona. Przyłożyła dłonie do jej głowy, zbadała ciemię, próbowała wymacać węzły chłonne. Czółko dziecka rzeczywiście było cieplejsze niż powinno, jednak nie na tyle gorące, by miało to wywołać u niej duży niepokój. Zajrzała małej do buzi, gdzie z dziąsełek rzeczywiście wyrzynały się małe, ostre ząbki. Nie musiała nawet brać drewnianego patyczka, żeby szukać ich na opuk. Były idealnie widoczne w obrzękniętych, czerwonych dziąsłach.
    - Co tam, wampirku? Denerwujesz się ząbkami, tak? - zagadnęła niemowlę z wielkim uśmiechem na twarzy. Dzieci zdecydowanie lepiej reagowały na uśmiechniętych ludzi, same odpowiadając im uśmiechem. Co prawda była to jedynie odruchowa reakcja, która trwała przez kilka miesięcy, jednak znacznie ułatwiała życie.
    Zbadała brzuch niemowlęcia, który był miękki i zdecydowanie nie sprawiał jej problemu. Następnie osłuchała małą najpierw na klatce piersiowej a następnie obróciła ją sprawnie na brzuszek.
    - Nie podoba ci się leżenie na brzuszku, co? Nic nie widzisz - zagadywała małą, gdy ta na zmianę pozycji zareagowała płaczem.
    - Praktycznie wszystkie niemowlęta w jej wieku tak reagują, proszę się nie martwić - powiedziała do kobiety, chcąc ją trochę uspokoić.
    Mama dziewczynki była bardzo młoda i przestraszona, za co India nie mogła ją winić. Prawdopodobnie było to jej pierwsze dziecko, sądząc po reakcjach. Przy każdym kolejnym rodzicom dochodziło trochę spokoju i opanowania. Jones nie miała własnych dzieci, jednak przez ten czas, który pracowała, zdążyła już nauczyć się rozpoznawać różne sygnały.
    - Na moje oko to tylko ząbkowanie. Osłuchowo jest czysta, brzuszek ma miękki. Biedaczce wychodzi po prostu kilka zębów na raz. Takie gorączkowanie i płaczliwość mogą utrzymywać się nawet do tygodnia, szczególnie że ma naprawdę mocno zaognione dziąsła.
    Podniosła dziewczynkę i posadziła ją sobie na biodrze, cały czas nie odrywając od niej spojrzenia.

    India

    OdpowiedzUsuń
  145. Było niewiele rzeczy, z których Gabriel rezygnował. Lubił podejmować ryzyko, choć mogło się wydawać, że obecnie nowy Salvatore raczej stroni od podejmowania ryzyka, wchodzenia w nowe rzeczy i wystawiania się na światło dzienne. Nie mógł w zasadzie znaleźć nawet dobrego powodu, dlaczego tak nagle zniknął. To zwyczajnie wyszło samo z siebie, ale skoro teraz miał okazję do tego, aby zrobić coś nowego to nie zamierzał się wycofać. Mogło być, a na pewno będzie, całkiem zabawnie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił. Nie mógł się w zasadzie doczekać, aż zajęcia się rozpoczną i będzie mógł zacząć tę dziwną, nietypową dla niego przygodę. Zapewne nie zgodziłby się, gdyby zaproponował mu to ktoś, kto nie był Octavią. Nie chodziło o wspólną przeszłość, a raczej o nić porozumienia, która najwyraźniej mimo minionego czasu wcale nie minęła między nimi i wciąż była całkiem żywa. Nie mieli problemów z tym, aby się dogadać, a choć na tańcu się nie znał to wydawało mu się, że wymaga on nieco zaufania do partnera, a tego im raczej nie brakowało. A raczej w pewien sposób sobie ufali. Gabriel po ich wspólnym obiedzie odnosił wrażenie, że mogą na sobie polegać i czas właściwie nie zmienił zbyt wiele. Jasne, zachował się, jak dupek w przeszłości i chyba ani razu jej za to nie przeprosił, a jednocześnie było to tak dawno, że nie uważał, aby był sens wracania do tego i rozdrapywania tych ran na nowo. Był pewien, że oboje sobie poradzą, choć może Octavii będzie szło nieco lepiej, ale Gabriel dość szybko się uczył i był pozytywnie nastawiony do tego, że dość prędko załapie o co chodzi. Szedł tam z dość ciekawym nastawieniem, bo nie tylko chciał pomóc znajomej, a faktycznie po przemyśleniu wszystkiego uznał, że chciałby się nauczyć się chociaż jednego tańca, który nie będzie przypominał tego, co działo się na parkiecie w klubach.
    Zaśmiał się słysząc komentarz brunetki.
    — Jakoś jestem w stanie sobie wyobrazić to, że byś mnie tu siłą przyciągnęła — odparł. Podejrzewał, że gdyby w ostatniej chwili się wycofał to zastałby swoją skrzynkę z paroma wiadomościami, ale do tego dojść nie miało. Był ciekaw, jak zajęcia będą wyglądały i czy faktycznie coś w jego głowie zostanie z nich. Domyślał się, że dziś zbyt wiele się nie nauczy i zajmie trochę czasu zanim Gabriel faktycznie poprawnie załapie o co chodzi, ale tym się najmniej przejmował. W końcu był tu po to, aby się uczyć, prawda?
    — Moje biodra nie potrzebują rozruszania, mają go całkiem sporo — powiedział rozbawiony. Puścił oczko do brunetki. — Oczywiście, że będziemy lepsi. Damy z siebie wszystko. Może na koniec dostaniemy naklejkę z napisem najlepszy uczeń czy coś — dodał. To była całkiem zabawna wizja, gdyby faktycznie coś takiego rozdawali. A jeśli nie, to Gabriel liczył chociaż na dyplom, który będzie dowodem na to, że czegoś się tam nauczył.
    — Nie mów, że sama nie chciałabyś się tam dostać. A nagłówki z pewnością byłyby interesuję. Zapewne z masą clickbaitów. — Tego mogli być oboje pewni. Plotkarskie magazyny każde, nawet najbardziej niewinne spotkanie potrafiły przerodzić w zdradę stulecia i w zasadzie nie byłby zaskoczony, gdyby to ich w bliskiej przyszłości spotkało.
    — Więcej niż w zeszłym tygodniu, ale nie mogę narzekać. Może jedynie moje plecy będą narzekać za kilka lat, ale to mała cena do zapłaty.
    Otworzył przed nią drzwi do studia i wszedł po brunetce. Kręciło się tu całkiem sporo ludzi, zapewne niektórzy z nich szli na te same zajęcia, co i oni.
    — Okej, czy jest coś co musze wiedzieć zanim zaczniemy? Przyznaję, oglądałem filmiki na YouTube, ale nie czytałem, jak się przygotować do takich zajęć.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  146. Z ciekawością rozejrzał się po miejscu, które nie różniło się w zasadzie zbytnio od pozostałych recepcji. Wejście na jego siłownię wyglądało dość podobnie. Nawet, gdyby chciał to wycofanie się nie wchodziło teraz w grę. Zaszedł zbyt daleko, aby powiedzieć teraz sobie stop i zawrócić na pięcie, odejść, zniknąć. Poza tym, był pewien tego, że gdyby tylko pomyślał o tym, aby zawrócić z powrotem do swojego auta to Octavia zaciągnęłaby go silą z powrotem tutaj. Gabriel był nastawiony na dobrą zabawę, rozruszanie się i poznanie czegoś nowego. Nie był tu, aby bić rekordy, być najlepszym z całej grupy, choć to oczywiście wcale nie byłoby takie złe, gdyby razem z Octavią okazali się parą, która ma najlepsze wyczucie rytmu z całej grupy. Ot, takie małe wyróżnienie byłoby naprawdę bardzo miłą odznaką, którą Gabriel z pewnością chwaliłby się na prawo i lewo. W końcu to nie było już takie byle co, prawda?
    Nie istniał konkretny powód, dlaczego młody Salvatore zgodził się na przyjście tutaj. Tak, chciał coś w swojej codzienności zmienić, wyjść do ludzi i trochę podrasować swój kalendarz zajęć, był też ciekawy jak wyglądają takie zajęcia i czy sobie na nich poradzi, czy może jednak w którymś momencie zdecyduje, że to nie jest dla niego i lepiej będzie dla wszystkich, jeśli Gabriel wróci do swojej norki, gdzie będzie mógł rysować bez końca i nie zwracać na siebie większej uwagi.
    — Wolałbym laurkę. Utrzyma się dłużej niż naklejka, która zaraz odpadnie — odparł rozbawiony. Teraz naprawdę zacznie liczyć na to, że z okazji ukończenia kursu dostaną jakieś dyplomy. Zapewne, gdyby takie nagrody się pojawiły to wszyscy by się o nie wręcz zabijali, byle tylko zostać wyróżnionym w jakiś sposób. Może nie mieli po dziesięć lat, ale rywalizowanie z wiekiem wcale się nie zmniejszało, a Gabriel miał wrażenie, że w zasadzie wzrasta ono do coraz większych rozmiarów.
    Uniósł lekko brew do góry, a na jego twarzy majaczył rozbawiony uśmiech. Naprawdę szli w takim kierunku z żartami? Wcale mu to nie przeszkadzało, w zasadzie sam to zaczął przy pierwszym spotkaniu. To było nieplanowane i przypadkowe, ot samo mu się wymknęło.
    — Mogę zapewnić, że moje biodra są w odpowiednim stanie, ale więcej ruchu im nigdy nie zaszkodzi — mruknął. Myślami zdążył odpłynąć już w inną stronę, ale zaledwie na kilak chwil, bo wrócił z powrotem na ziemię. Im bliżej było tych zajęć, tym bardziej nie mógł się tego już doczekać. Zapewne to, co widział w internecie nie będzie szczególnie podobne do faktycznych zajęć, ale miał nadzieję, że jest chociaż minimalnie przygotowany. W końcu zrobił minimalny research, to czego innego miałby się niby spodziewać?
    — Podejrzewam, że nawet i bez programu będą gadać — powiedział. Wzruszył lekko ramionami. Coś mu mówiło, że ich wyjście nie będzie wcale sekretem. Gabriel nieszczególnie się ukrywał, ale raczej unikał oznaczania swojej lokalizacji, pokazywania jak wygląda jego mieszkanie, samochodów i gdzie go można najczęściej spotkać. Choć wcale nie zmienił swoich ulubionych klubów, barów czy restauracji. A wyjście z Octavią, która bez wątpienia była na językach częściej niż on, może nie przejść niezauważone.
    — A co, proponujesz? — odparł zerkając na brunetkę. Masaż zdecydowanie był na jego liście rzeczy do zrobienia, ale musiał znaleźć czas i przede wszystkim odpowiednie miejsce, ale to nie będzie akurat trudne. Wystarczyło podpytać koleżanki, gdzie chodzą i zaraz dostałby całą masę miejscówek razem ze zniżkami.
    — A czy ja wyglądam jakbym był spięty? Nastawiłem się na dobrą zabawę, jeszcze zanim wyszedłem z domu — przyznał i uśmiechnął się. Naprawdę był podekscytowany tym wyjściem i nie mógł się doczekać.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  147. Jackson uśmiechnął się pod nosem biorąc za dobry znak to, że wpuściła go do mieszkania bez zbędnej awantury. Gdyby dalej się wściekała dałaby mu to jasno do zrozumienia i pewnie odbiłby się od drzwi.
    — Wspominał raczej o tym jak zrównałaś go z błotem. — odparł odwracając się w jej strony. Wyciągnął w jej stronę dłoń z winem. — Twoje ulubione. — powiedział wręczając jej butelkę.
    Ruszył w głąb apartamentu.
    — Ponoć chciałaś porozmawiać. — zaczął zatrzymując się w salonie. Odwrócił się by spojrzeć na Octavię. — Nie odzywałaś się. Rozumiem, że to co w tedy ci powiedziałem nie było tym czego się spodziewałaś, ale przecież nie z takimi rzeczami sobie radziliśmy. — Przysunął się do niej z lekkim uśmiechem dalej będąc przekonanym, że między nimi nic się ostatecznie nie zmieniło. — To tylko kilka publicznych wyjść, nic więcej. Przecież nie zamierzam za nią wyjść, Tay. — dodał. Cała ta sytuacja zdawała mu się abstrakcyjna. O co tak właściwie się obrażała? O to, że kilkakrotnie pokaże się z kimś innym na jakimś dennym evencie? O to, że z kim innym zrobią mu zdjęcie? Robił gorsze rzeczy. O Nel nie była tak wściekła na niego jak o Meredith, z którą do niczego nie doszło. Takie układy były czymś normalnym. Modelki sypiały z fotografami, by mieć lepsze zdjęcie, modele puszczali się za dostanie się na wymarzoną okładkę… połowa z nich miała partnerów czekających w domu, którzy robili dokładnie to samo by osiągnąć swoje cele. Taki był porządek w ich świecie, a Octavia na siłę trzymała się zasad, które tutaj nie obowiązują.
    Uniósł dłoń by lekko pogłaskać ją po policzku.
    — Tay… wiesz, że poza tobą nie liczy się żadna inna. — zapewnił spoglądając w jej ciemne tęczówki, licząc że i tym razem uda mu się z łatwością ją udobruchać.
    Była tak cholernie piękna, wciąż przyłapywał się na tym, że jej uroda robiła na nim to samo wrażenie co na początku ich znajomości.

    OdpowiedzUsuń
  148. Zdecydowanie lepiej znał się na siłowniach rozsianych po Nowym Jorku. Jedną miał nawet w budynku, w którym mieszkał, ale nieszczególnie za nią przepadał. O wiele bardziej upodobał sobie tę, która znajdowała się w budynku, w którym mieszkał jego ojciec. Dość często tam zaglądał, ale dojechanie z Long Island na Upper East Side bywało chwilami męczące i zbyt długie, aby specjalnie jeździć na siłownię, więc na tę zaglądał najczęściej po pracy lub tuż po niej. W sprawie tańca zostawił wszystko w rękach Octavii, nie miał w zasadzie większego wyboru, bo on się w końcu na tym wcale nie znał i był tu tylko dla towarzystwa. Jasne, zaciekawiło go też to, jak to wszystko będzie wyglądało, ale przede wszystkim był tutaj, bo brunetka go o to poprosiła, a jemu zwyczajnie w świecie się nudziło.
    Całe życie wmawiano im, że są lepsi. Od dziecka słyszeli, że tacy, jak oni są urodzeni do najlepszych rzeczy, że będą zmieniać świat, a pozostali to tylko dodatki, które pojawiają się, aby być przeszkodą lub pomóc w uzyskaniu sukcesu. Nic więc dziwnego, że lubili rywalizację, woleli być zawsze na wygranej pozycji i brali na poważnie wszystko, co miało związek z ewentualną wygraną. Nawet, jeśli nie mieli mieć za to żadnej nagrody.
    — Laurkę ode mnie masz jak w banku — zapewnił. Bez względu na to, czy dostaną coś na zakończenie czy też nie stworzenie czegoś takiego może być całkiem zabawne i na swój sposób również przyjemne. Gabriel przestał robić laurki, kiedy tylko nieco podrósł i okazało się, że na lodówce dziecięce bazgroły źle wyglądają, a jeszcze gorzej prezentują się na biurku w pracy.
    Z każdą mijającą sekundą nie mógł się już bardziej doczekać tego, jak będą wyglądały zajęcia. Powtarzanie pierwszych kroków, przyglądanie się innym uczestnikom, aby upewnić się, że robi się dokładnie to samo, co pozostali i jednoczenie upewnienie się, że nie wypadało się z rytmu. Gabriel ewentualnymi błędami się nie przejmował. W końcu właśnie po to tutaj byli, aby je popełniać i wyciągnąć z nich wnioski. Nawet jeśli w życiu codziennym nieszczególnie dobrze mu wychodziło uczenie się na błędach, tak tutaj nie chciał popełniać ich ciągle i nie wyciągać z nich żadnych wniosków.
    Salvatore zaśmiał się krótko pod nosem. Może i minęło trochę czasu, ale nie wystarczająco, aby tak łatwo o wszystkim zapomniał.
    — Wiesz, jak jesteś tak ciekawa to coś się załatwi — odparł. Może przez ten ostatni czas nie wracał myślami zbytnio do tego, co się działo wcześniej, ale teraz, gdy z Octavią widział się częściej niż to przewidywał ciężko było nie wracać myślami do wspólnie dzielonych wspomnień. Niektóre z nich może nie były najlepsze, bo on sam taki nie był, ale ostatnie wspólne dni kojarzyły mu się najlepiej.
    — Nie, raczej się nie będziemy tym przejmować. Zobaczymy, może oboje wpadliśmy pod pelerynę niewidkę i jeszcze nikt nic o nas nie wie — powiedział. Brzmiało to tak, jakby ukrywali romans trwający od lat, a tak naprawdę tylko wyszli na wspólny obiad i teraz zajęcia, to w końcu nic nie znaczyło, ale oboje dobrze wiedzieli, że ludzie potrafią dopisać do tak niewinnego wyjścia całkiem nową historię.
    Ciężko było mu się nie uśmiechać przy Octavii czy się nie śmiać.
    — Och, proszę nie. Ciekaw jestem co jeszcze możesz powiedzieć, co jeszcze przypadkiem może ci się wymsknąć.
    Pewnych komentarzy mimo dobrych relacji, które między nimi panowały się nie spodziewał, ale nie był wcale za nie zły czy nie sprawiały, że czuł się niekomfortowo. Lubili się, było wesoło. Czego więcej mogli chcieć?
    — Jestem wyluzowany. Myślałem, że nie będę, ale… zapowiada się dobrze. Zobaczymy, jak to dalej się potoczy, ale jestem dobrej myśli. Ty też wyglądasz na zadowoloną, że tutaj jesteśmy.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  149. — Robisz mi wyrzuty, bo zgodziłem się na tą szopkę, ale nie pomyślałaś może choćby przez sekundę, czy to w porządku żebym wybierał między tobą, a rodzinną spuścizną? Przecież dla Octavii Blanchard trzeba rzucić wszystko w cholerę, całą swoją pracę, dotychczasowe starania i wszystko co się ma! — warknął wściekle. — Kurwa, Tay i ty każesz mi dorosnąć? Czy ty się w ogóle słyszysz? Znowu ze mnie robisz najgorszego chuja, a ani przez chwilę nie zastanowiłaś się co by było gdybym się nie zgodził! — Wybuchł. Skoro tak łatwo przychodziło jej atakowanie go, oskarżania o te wszystkie rzeczy i robienie z niego potwora, nie miał zamiaru pozostać dłużnym. — Zawsze wszystko musi kręcić się wokół ciebie! To ja mam rzucić prochy, ja mam rzucić dotychczasowe życie, to ja mam godzić się na coś czego nigdy nie chciałem, ale ty swojej pieprzonej dumy nie potrafisz schować do kieszeni. — syknął przez zaciśnięte zęby. Miał tego wszystkiego po dziurki w nosie. Czegokolwiek, by nie zrobił to popełniał błąd, zawsze ktoś kończył nieszczęśliwy, zraniony.
    — Wiesz co może tak jest lepiej. Może oboje powinniśmy trzymać się od siebie z daleka. Raz na zawsze. — dodał zimnym, kompletnie wypranym z emocji głosem. Naprawdę nie chciał tego ciągnąć, nie miał nawet ochoty się z nią kłócić, choć byłby kłamcą gdyby powiedział, że to wszystko go nie boli. Ten dystans między nimi, brak zrozumienia, chłód. To nie byli oni. Już nie. Nie było ich.
    Prychnął na jej słowa i wywrócił oczami.
    — Ale tego nie uważasz za żałosne? Tak bardzo nie możesz dać sobie ze mną spokoju, że zgodzisz się na puszczanie na boku? Wow, brawo Tay, ale nie jestem zainteresowany. — odparł mając gdzieś, że prawdopodobnie jego słowa przekreślają jakiekolwiek szanse na normalną relację.
    Był zbyt zaślepiony sobą. Zbyt dumny. Nie miał zamiaru prosić się nikogo o uwagę, a o związek tym bardziej. Skoro chciała to zakończyć, proszę bardzo.
    — Moje, bo tak sobie wymyśliłaś. Wiesz co... — serce łomotało mu w piersi, ale był tak rozeźlony, że nie myślał o tym co mówi. Chciał jej zadać cios, taki który zaboli ją równie mocno co jego. Chciał, by żałowała, by chociaż raz to ona zastanowiła się, czy dobrze postępuje. — To nie jest moja córka. Ty tego chciałaś, więc ty się w to baw. Co mam podpisać?! — zażądał zaciskając palce w pięści. Czuł jak całe ramiona mu drżą, jak bieleją mu kostki, a krew szumi w uszach.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  150. — I straciłabyś wszystko. Robert na złość przepisałby firmę Lucasowi, nawet jeśli on jej nie chce. — Lucas wciąż był potencjalną konkurencją. Mógł dostać firmę, zatrudnić dobrych dyrektorów i miec wszystko w nosie, a pieniądzie spływałyby na jego konto. Nie mógł do tego dopuścić, a jesli Octavia nie mogła tego zrozumieć... trudno. Nie mógł na siłę zmienić jej zdania.
    — Wypominasz mi zdrady? Myślę, że w tej kwesti jesteśmy kwita. — przypomniał. To ona od początku chciała bawić się w związek i budowanie stałej relacji. Już na samym poczatku ostrzegał ją, że on sięw takich rzeczach nie odnajduje. Mimo wszystko spróbował, nie wyszło, więc musieli ruszyć do przodu obojętnie jak bardzo było to trudne. Oboje powinni przejrzeć na oczy, to... ta pokręcona relacja przestała działać w momencie, w której postanowili być czymś więcej niż przyjaciółmi. Teraz nie potrafili nawet tego. Niemal każda rozmowa kończyła się kłótnią i wyrzucaniem sobie wszystkich popełnionych błędów.
    — Nie Tay, nie będę czekał do końca tygodnia. — odparł odwracając od niej spojrzenie. — Mój prawnik wyśle ci do jutra zrzeczenie praw. A skoro tak bardzo gardzisz moją firmą to zapomnij, że cokolwiek na was... na nią przepiszę. — Nie chciał czekać, nie chciał się rozmyśleć, dawać temu kolejnej szansy, która skończy się jak wiele poprzednich. — Później rób co chcesz z kim chcesz. — wzruszył ramionami. Ruszył do wyjścia rzucając jej ostatnie spojrzenie. Jeśli rzeczywiście się kochali, wolał nigdy więcej się nie zakochiwać i nie mieć takich problemów. Wszystko przed było dużo prostrze i przyjemniejsze. Powinien podjąć tą decyzję znacznie wcześniej, w tedy gdy miał papiery podsunięte pod nos. Ile kłopotu i czasu by zaszoczędził.
    Nie dodając już nic więcej po prstu wyszedł z apartamentu Octavi trzaskając za sobą drzwiami.
    Odetchnął dopiero w samochodzie czując jak adrenalina opuszcza jego ciało. Być może kiedyś przyjdzie moment, że odżałuje swoje decyzje, ale nie miał zamiaru teraz tego roztrząsać. Miał zamiar zamknać się w swoim świecie, udając że tak jest lepiej, bo tak było dla niego prościej, a Jackson od zawsze lubił proste rozwiąznia i umywanie rąk od odpowiedzialności.

    OdpowiedzUsuń
  151. Lucas słysząc słowa Cedrika uniósł jedną brew w do góry zastanawiając się która z dam stęskniła się za nim na tyle by udać się do jego biura. Czy była to niebywale seksowna Amelia czy może kocica zwana Carmen z którą planował spędzić upojną noc. Ta zdecydowanie była jedną z lepszych jeśli chodziło o sprawy łóżkowe.
    -Niech wejdzie - mruknął opierając się o oparcie fotela z ciekawości przyglądając się wejściu. Gdy ujrzał ciemnowłosą piękność, której wzrok mówił tak wiele, wiedział, że będzie to doprawdy interesująca rozmowa. Jej pewność siebie dodawała jedynie uroku gdy rozsiadła się na jednym z krzeseł nawet na moment nie odrywając od niego wzroku. - Więc chłopak był od ciebie? - zapytał delikatnie kręcąc przy tym literatką wypełnioną whisky. Nie przestawał się uśmiechać czując rozbawienie zaistniałą sytuacją. - Zdecydowanie złe dobieracie pracowników. Młodziak nie nadaje się do tej roboty - dodał lekko rozbawiony po czym upił łyk trunku.
    Przez dłuższą chwilę przyglądał się kobiecie, która zdecydowanie nie wydawała się zadowolona z takiego obrotu spraw. Cóż, mogła dwa razy się zastanowić zanim zanim zatrudniła tego dzieciaka i wysłała go wprost w jego sidła. Luc był bezlitosny jeśli chodziło dobrze wykonaną robotę, nawet jeśli to nie on był zleceniodawcą. Zawsze cenił sobie poświęcenie i ciężką pracę a gardził fuszerką i zaniedbywaniem obowiązków. Młodziak którego przesłała ta kobietka zdecydowanie zbyt bardzo rzucał się w oczy swoją nieporadnością a coś takiego nie mogło przejść u niego obojętnie.
    -Oh maleńka nie rób takiej skwaszonej miny - uśmiechnął się odkładając literatkę na blat biurka. - Założę się, że zdecydowanie o wiele ładniej ci z uśmiechem - dodał podnosząc się z miejsca i podchodząc do barku. Wyciągnął z niego karafkę z burbonem, który przywiózł podczas swojej ostatniej wizyty w hrabstwie Burdon a następnie nalał go do pustego naczynia. - Ale muszę przyznać, że nie wyglądasz złociutka jak szefowa szajki narkotykowej - zaśmiał się podchodząc do niej i podając jej alkohol a następnie opierając się o biurko. - Więc jak? Porozmawiajmy o interesach Panno…? - zrobił krótką pauzę by pozwolić jej na przedstawienie się.

    Lucas 😈

    OdpowiedzUsuń
  152. Poszedł w ślad za Octavią i przyjrzał się ludziom, którzy im mieli towarzyszyć na zajęciach. Gabriel był w naprawdę dobrym nastroju, podobało mu się, że mógł doświadczyć czegoś nowego. Po minach niektórych facetów miał wrażenie, że są tutaj za karę. Dla niego to był pierwszy raz, nigdy wcześniej nie tańczył na zajęciach, nie uczył się tańca profesjonalnie i zupełnie nie wiedział, czego może się spodziewać, ale był dziwnie podekscytowany. Natomiast pewna część będących tu chłopaków nie wyglądali nawet w małym procencie na zadowolonych czy ciekawych. Z jednej strony potrafił ich zrozumieć, a zapewne, gdyby sam był ciągnięty na siłę w takie miejsce to nie do końca tryskałby radością. Przestał na nich zwracać uwagę, którą znów skupił na brunetce.
    Nie mógł wcale narzekać na swoje dzieciństwo, bo nie było najgorsze. Enzo był po prostu zapracowany, ciągle go nie było, a Morena… Cóż, jego matka żyła zawsze w swoim świecie i robiła to, co uważała za słuszne. Nawet jeśli nie zawsze było zgodne z prawem czy z jej sumieniem. Gabriel nie miał z nią od wielu lat już kontaktu, nie chciał go mieć, ale zapewne, gdyby poszukał w jej starych rzeczach to znalazłby rzeczy, które należały do niego w dzieciństwie czy jakieś rysunki. Mogła być nieobecna przez większość czasu, ale zwracała uwagę na to, co Gabriel robił i wierzył też w to, że kochała go bardziej niż ojciec. Pomimo błędów, które w swoim życiu popełniła.
    Brunet podążył za Octavią, gdy instruktorzy poprosili, aby podeszli nieco bliżej. Poczuł się, jakby był znów w szkole. Miał nadzieję, że żadne z nich nie będzie musiało powiedzieć kilku słów o sobie i się przedstawiać, jakby byli w pierwszej klasie podstawówki. Tego już z pewnością by nie zniósł. Stanął za dziewczyną, a wzrok miał utkwiony w parze instruktorów, którzy opowiadali z czystą pasją w głosie o tym, co będą tu robić i jak to wszystko będzie wyglądało. Dla Gabriela to był znak, że trafili w dobre miejsce, a przede wszystkim, że wiedzą jaką wiedzę chcą przekazać dalej. To mu w zupełności wystarczyło, a i tak przede wszystkim zamierzał słuchać się Octavii, która z pewnością będzie tu prowadziła. Oddanie pałeczki w ręce dziewczyny nie przeszkadzało mu w najmniejszym stopniu. Nie znał się na tym tańcu, nie zamierzał udawać, że się zna. Choć często robił coś spontanicznie, ale teraz nie było sensu, aby kłamać, że coś potrafi byle tylko lepiej wypaść.
    — Wiesz, że nie odmówię — mruknął w odpowiedzi. Specjalnie nachylił się, aby powiedzieć jej to prosto do ucha. Pojawiła się między nimi specyficzna atmosfera, która im w żaden sposób nie przeszkadzała. Ba, chyba nawet czuli się nieco lepiej, gdy wiedzieli, że mogą pozwolić sobie na parę niewinnych, żartów zahaczających o dawną przeszłość.
    — Nie, oczywiście nie. Po prostu wiem, że dopisana będzie do tego historia, która nic nie ma wspólnego z rzeczywistością — odparł. Mogli się spodziewać, że coś o sobie przeczytają. Że będzie to podkoloryzowana historia, ale Gabriel nie zamierzał się tym przejmować. To nie był czas ani miejsce na to, aby się martwić plotkami.
    Przyglądał się, jak pokazują pierwsze ruchy. Nie wyglądały na skomplikowane, ale na szczególnie łatwe również nie.
    — Łatwo ci mówić, we krwi masz dobre ruchy — odparł rozbawiony — na cztery, w porządku.
    Ujął mocniej jej dłoń, a drugą położył na biodrach brunetki tak, jak było pokazane. Podświadomie nieco się denerwował. Chciał przecież dobrze wypaść i nie zrobić z siebie pośmiewiska.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  153. — Powiedzmy, że minimalnie ci wierzę — odparł, ale ani trochę nie był przekonany, że Octavia czegokolwiek musiała się uczyć. Jasne, nikt nie rodził się z wiedzą na każdy temat, ale cholera, miała w sobie meksykańskie geny i nie było szans, że po prostu nie wiedziała, jak odpowiednio tańczyć. Nie był pewien, jak wyglądało jej dzieciństwo, ale wyobrażał sobie, że musiała napatrzeć się na różnego rodzaju tańce. Tak samo, jak pewnie o nim myślano, że potrafi świetnie gotować, bo jest Włochem. I choć nie chwalił się swoimi umiejętnościami, to potrafił przyrządzić świetne makarony. Nie znalazł jeszcze tu włoskiej restauracji, która odpowiadałaby mu w pełni i jeśli miał ochotę na typowe włoskie jedzenie robił je po prostu sam. Z tańcem musiało być tak samo i żadna siła nie przekona go do tego, że było inaczej.
    Uniósł brew, gdy wspomniała o prywatnych lekcjach. Usta bruneta wygięły się w lekkim uśmiechu. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że być może przekraczają jakąś niewidzialną granicę w swoich żartach, ale oboje czuli się na tyle komfortowo, aby kontynuować te żartobliwe wypowiedzi, więc dlaczego mieliby nagle teraz przestać?
    — A jakiej zapłaty oczekujesz za te prywatne lekcje? Nie wiem, czy na taką profesjonalistkę mnie stać — zapytał rozbawiony. Odkładając na bok żarty i ich podejście, to wcale nie był głupi pomysł. Nie miał co robić ze swoim czasem przez większość czasu, a unikanie ludzi, choć to wyszło dość spontanicznie, wcale nie było takie przyjemne, jak mogłoby się wydawać. Miał wrażenie, że trochę zardzewiał i musiał w końcu bardziej wyjść do ludzi. A mając własną instruktorkę, która wiedziała co robi będzie z pewnością ciekawym doświadczeniem. I podobała mu się myśl, że będą mogli przegonić wszystkich tutaj. W pełni zasłużyli sobie na to, aby dostać dyplom za bycie najlepszymi uczniami.
    Zwilżył językiem wargi. Ciężko było mu stwierdzić, co właściwie między nimi się działo. Gabriel na pewno nie spodziewał się tego, że nagle Octavia znów będzie w jego życiu. Nie widzieli się niemal od roku, wiele przez ten czas się zmieniło. Miała dziecko, a to nie było byle co. On sam może nie stał w miejscu, ale jednocześnie nie działo się nic spektakularnego.
    — Poza tańcem, czymś jeszcze ci imponuję? — spytał zaniżając głos. Próbował rozgryźć to, co się działo, ale nie do końca potrafił. Dobrze się bawili i to chyba było na tyle. Potrafili się dogadać bez względu na sytuację, Gabriel nieźle namieszał w zeszłym roku, ale dość szybko przeszłość zostawili za sobą. Szczególnie, że oboje skupiali się na zupełnie innych rzeczach i teraz nie było sensu myśleć o tym, co było dawniej. Nowe uczucia, jakkolwiek dziwne, były fascynujące. A może to była wina wspólnego tańca, który chcąc nie chcąc, ale ich do siebie fizycznie zbliżył? Wyjaśnienie panującej między nimi atmosfery mogło być łatwiejsze niż się mogło zdawać. — Prawdopodobnie. W końcu byliśmy razem, powiedzmy. Raczej rzadko się zdarza, że ktoś przyjaźni się ze swoim ex — odparł. Był pewien, że cokolwiek nie napiszą, to nie będzie żadne zaskoczenie. Nie powinien się tym też jakoś mocno przejmować. Plotki zaczęły towarzyszyć mu już w szkole średniej, a właściwie zaczęły się nieco wcześniej. Miał około dziesięciu lat na to, aby się do nich przyzwyczaić i wiedział już, że najlepiej jest na nie machnąć ręką.
    Bawił się naprawdę nieźle. W zasadzie to nie mógł się doczekać już kolejnych zajęć. Musiał się tylko upewnić, kiedy będą, aby na pewno mógł na nie zdążyć.
    Przeniósł wzrok na Octavię, gdy się odezwała. Nie myślał o tym, co będzie, gdy skończą zajęcia. Podejrzewał, że się rozejdą w swoją stronę.
    — Mam rozumieć, że nasze prywatne lekcje zaczną się nieco wcześniej? — zapytał z uśmieszkiem na twarzy. — Nie mam żadnych planów na wieczór, więc chętnie. Czemu nie.
    — A co powiesz, abyśmy po drodze odebrali coś do jedzenia? Padam z głodu. Proponuję burgery z frytkami, pasuje?

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  154. Przechylił głowę w bok. Jak miał uwierzyć, że dziewczyna się nie potrafiła ruszać, kiedy miała to dosłownie we krwi? Niektórzy już po prostu rodzili się z dodatkowymi umiejętnościami. Nawet jeśli musieli się uczyć ich, jak wszyscy inny to od dzieciaka podglądali matki, ciotki czy inne bliskie im dorosłe osoby zajmujące się poszczególnymi zajęciami i podłapali.
    — Przecież dobrze gotuję, nie narzekałaś ani razu. Chyba, że kłamałaś i dałem się nabrać — odparł z uśmieszkiem. Może Gabriel nie gotował za często, ale zdarzyło się w przeszłości, że przygotował coś dla Octavii i raczej nie wyglądała na niezadowoloną. Podejrzewał też, że go nie okłamywała i faktycznie smakowało jej to, co przygotował. A jeśli chciała się przekonać, czy Salvatore faktycznie dobrze gotował nic nie stało na przeszkodzie, aby Gabriel coś dla niej przyszykował przy następnej okazji, gdy się spotkają. Miał dziwne przeczucie, że do następnego spotkania mogłoby dojść znacznie szybciej niż oboje sądzili. Nie potrafił wyjaśnić skąd to uczucie się w nim wzięło, ale niemal w kościach czuł, że właśnie tak będzie. I wcale mu to nie przeszkadzało, a w zasadzie nawet cieszył się z tego powodu. Zdążył przez ten czas zapomnieć o tym, jak dobrze zawsze czuł się w towarzystwie Octavii. Mimo ich niekoniecznie poukładanej przeszłości, to zawsze z nią było mu dobrze i bez względu na to, co akurat w danej chwili robili. Większość ludzi, gdy myślała o swoim ex raczej nie brała pod uwagę tego, że będą spędzać razem czas i to w dodatku na wspólnej nauce tańca. Gabriel z żadną ze swoich poprzednich ex nie miał w zasadzie żadnego kontaktu, a też prawdę mówiąc tych nie było zbyt wiele. Raczej nie pakował się w związki, a chwilowo przy którejś zatrzymywał, dopóki nie znalazł następnej. Przy Octavii zatrzymał się na trochę dłużej, choć to była nieco skomplikowana relacja. On sam zresztą w tamtym czasie był skomplikowany.
    Uśmiechnął się lekko pod nosem.
    — Nie wiem, czy ludzie powinni brać ze mnie przykład, Tay — odparł. Czy faktycznie się zmienił? Czy naprawdę stał się inną osobą, którą warto brać za przykład? Nie czuł, aby tak naprawdę było. Zmiany w nim zaszły, to było oczywiste i gdyby nie jego samozaparcie to istniała spora szansa, że dziś nie byłby tutaj, a w znacznie mniej przyjemnym miejscu. — Co, jeśli to tylko ładna okładka, a środek jest tak samo zepsuty, jak był wcześniej? — spytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Wzruszył lekko ramionami. Nikt wcześniej mu takich słów nie powiedział. Prędzej słyszał, że powinno się od niego trzymać z daleka. I było w tym sporo racji, jeszcze kilka miesięcy temu Gabriel był chodzącą autodestrukcją, nie miał hamulców i nie patrzył na nic, poza czubkiem własnego nosa. Wtedy mu to pasowało. Potrzebował wiadra zimnej wody, aby do niego dotarło, że to nie do końca jest życia, które Salvatore chciał prowadzić. Wciąż jednak nie był pewien, czy na pewno uda mu się ten lifestyle podtrzymać czy może jednak w którymś momencie się załamie i wróci do tego co znał przecież najlepiej.
    — Dla ciebie frytki z batatów, dla mnie normalne. Podwójny cheeseburger? — zapytał, choć miał przeczucie, że wcale o to pytać nie musiał, a odpowiedź była dla niego dość oczywista. Pamiętał znacznie więcej niż mogło się wydawać i ich wspólne wypady na obrzydliwie tłuste jedzenie jakoś wyjątkowo zapadły mu w pamięć. Może nie robili tego często, ale za to w dobrych miejscówkach, a jedzenie tam warte było zapamiętania. — Wpadamy po drodze tam, gdzie zwykle czy zamówimy prosto do ciebie?

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  155. Hiee. ♡

    Przede wszystkim dziękuję za powitanie i gratuluję bycia pierwszym komentującym pod kartą Yamy! Jako nagrodę oferuję dowolne powiązanie między Naszymi bohaterami. ^^ Jestem ciekawa, co interesującego może urodzić się w Twojej głowie pod wpływem takiej władzy, haha.

    Murayama

    OdpowiedzUsuń
  156. — Umówmy się, ale w kuchni nie mam sobie równych — zaśmiał się. Raczej nie każdy z ich stron potrafił gotować. Większość była wyręczana przez kucharki, Gabriel też był przyzwyczajony do tego, że ciągle ktoś kręcił się po domu. Tu sprzątał, tu gotował. Różne rzeczy się działy, ale rodzina Salvatore była dość tradycyjna. Starsze osoby z rodziny naciskały, aby uczyć młodych podstaw gotowania. Teraz mimo wszystko Gabriel był za to wdzięczny, bo gdy miał ochotę na porządny makaron czy cokolwiek innego, po prostu go sobie robił. Nie musiał nic zamawiać, czekać i narzekać, że nowojorski włoski kucharz nie potrafi odwzorować prawdziwego, włoskiego smaku. Często robił też różnego rodzaju zapasy we Włoszech. Makarony, sery. Co tylko mu się uwidziało, bo to co znajdowało się w tutejszych marketach było jednym słowem mówiąc ohydne.
    Dobrze się złożyło, bo tego wieczoru Gabriel również nie chciał być sam. Zwykle samotność dobrze mu wychodziła, czuł się dobrze będąc tylko w swoim towarzystwie, ale to wciąż był wczesny wieczór i naprawdę wiele mogło się wydarzyć. A wiedzieli akurat, że dobrze spędzą czas w swoim towarzystwie i na pewno nie będą się nudzić. Prędzej czy później wymyśliliby sobie jakieś zajęcie. Na chwilę naszło go, że mogliby te burgery zrobić sami, ale raczej oboje byli zmęczeni dzisiejszymi zajęciami i po prostu o wiele bardziej woleliby walnąć się na kanapkę z gotowym burgerem. W ustach już niemal czuł smak cheeseburgera, o którym wcześniej wspomniał. Był pewien, że się nie zawiodą, gdy zrobią zamówienie.
    Nie mógł zaprzeczyć, bo faktycznie zaszły w nim pewne zmiany. Trzymał się z dala od narkotyków, nie licząc zioła, które od czasu do czasu zdarzało mu się zapalić, ale fakt był taki, że z tym nigdy nie miał problemu. Problem był z tymi ciekawszymi proszkami, które sprawiały, że cały świat robił się znacznie ciekawszy, a jakiekolwiek problemy odchodziły w niepamięć. Skłamałby, gdyby powiedział, że czasami go nie kusi, aby nie spróbować po raz kolejny. Zwłaszcza miał na to ochotę po ciężkim, długim dniu i w chwilach, kiedy nie do końca wiedział, jak ma sobie ze wszystkim poradzić. Zwykle wtedy wystarczył jeden telefon do sponsora, aby nie zadzwonić do dilera, którego numer znał na pamięć, ale sprawnie od miesięcy z niego nie korzystał.
    — Zobaczymy, może faktycznie nie jest tak zepsuty, jakby wcześniej — odparł i lekko wzruszył ramionami. Posłał brunetce lekki uśmiech. uznał, że nie było sensu, aby ciągnąć tę rozmowę dalej. Szczególnie, że mieli całkiem przyjemny wieczór przed sobą i mogli go spędzić w lepszy sposób niż na rozpamiętywaniu przeszłości. Ta może i miała znaczenia, ale prawdę mówiąc w tej właśnie chwili była nieistotna.
    — Pewnych rzeczy się nie zapomina, Tay — powiedział — nie wiem, czy ta restauracja dowozi. Pamiętasz, kiedyś po jakiejś imprezie trafiliśmy na knajpę stylizowaną na lata pięćdziesiąte. Mieli ogromny wybór burgerów. Zaraz ją znajdę — mruknął. Sięgnął po swój telefon. Podobnych restauracji było w mieście całe mnóstwo, ale w końcu Gabrielowi udało się znaleźć tę, o której mówił i podsunął telefon brunetce, aby mogła sprawdzić o czym Salvatore mówił.
    — Jednak dowożą. Pasowała nam wtedy, teraz też powinna dobrze smakować. Podwójny cheeseburger, frytki z serem i bekonem dla mnie i krążki cebulowe obowiązkowo.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  157. — Podoba mi się ten przydomek. Szef kuchni Gabriel — powiedział, a oczami wyobraźni był w stanie zobaczyć siebie w kuchni pędząc na złamanie karku, aby przygotować kolejne danie. To była bardzo wątpliwa przyszłość, a poza tym, aż tak świetnym kucharzem nie był. Raczej dość średnim, ale biorąc pod uwagę fakt, że Gabriel pochodził ze środowiska, w którym się nie gotowało, a czekało na gotowe dania to równie dobrze mógł uchodzić za Gordona Ramsaya. Fakt był taki, że gdyby miał ochotę otworzyć restaurację to nic nie stałoby mu na przeszkodzie. Musiałby tylko znaleźć miejsce, nawę i zająć się całą dokumentacją, aczkolwiek prowadzenie jakiegokolwiek biznesu w tym momencie nie było przekonujące. Wystarczył mu fakt, że musiał co jakiś czas pokazywać się na spotkaniach związanymi z prowadzeniem hotelu, musiał też podejmować ważne decyzje i przygotować się do roli objęcia kiedyś roli współwłaściciela. Na szczęście na najbliższe lata zapowiadało się, że niewiele się zmieni. Jego ojciec świetnie sobie radził, był wciąż dość młody, a dziadek, który za tym wszystkim stał był zdrowszy niż połowa dzisiejszych nastolatków i nie zamierzał tak łatwo oddać swojego imperium. Gabriel podejrzewał, że nawet, gdyby miał poruszać się na wózku, nie ruszałby się, ale mówił to wciąż zajmowałby się wszystkim. Pokonać mogłaby go chyba tylko śpiączka, ale i w to Gabriel śmiał wątpić.
    — Twoja babcia nie przeżyje zawału, gdy mnie zobaczy? — zapytał. Pamiętał ich rozmowę o babci Octavii i tatuażach. Niekoniecznie byłby w stanie je jakkolwiek przed kobietą ukryć, a właściwie nawet nie zamierzał. Choć, być może skończyłoby się tylko na tym, że trochę by o nich pogadała i skończyła? W końcu nie do końca mógł je z siebie zdjąć, usunąć owszem, choć i tak nie byłoby to skuteczne. Na samą myśl o ty, jak bardzo by go to bolało poczuł nieprzyjemne dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa. — Będę się musiał sam przekonać czy faktycznie potrafisz robić dobre makarony. Na słowo ci nie uwierzę. Nie w kwestii makaronów — odparł rozbawiony. Jak każdego Włocha, coś go strzelało, gdy widział, jak ludzie leją ketchup na pizzę, dodają do niej ananasa czy do prostego makaronu dodają śmietanę i jeszcze nazywają to prawdziwym włoskim daniem. Rzadko jadał tu pizzę na mieście, ale najbardziej lubił Joe’s Pizza. A gdy miał ochotę, to po prostu robił ją sam.
    — W solidarności sam wtedy też nie zamówiłem lodów, a nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem — powiedział. Nie potrafiłby ich jeść wiedząc, że Octavia musi sobie odmówić trochę słodyczy i to wcale nie dlatego, że chciała w paranoiczny sposób dbać o linię, a ze względów zdrowotnych. Jeden deser mniej jeszcze nie sprawił, że zawalił mu się cały świat. — No przecież zamawiam — mruknął wywracając oczami. Rozumiał ten pospiech całkowicie. Sam już nie mógł się doczekać. Gabriel spojrzał na zamówienie dwa razy, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku i zgadza się z tym, na co oboje mieli ochotę.
    — Będzie za dwadzieścia pięć minut. Powinniśmy dojechać za ten czas, a jeśli nie to dopisałem, aby zostawili u portiera jedzenie, a ktoś odbierze — poinformował. Z korkami w tym mieście bywało różnie i wcale nie zdziwiłby się, gdyby dojazd zajął im o wiele więcej czasu niż myśleli.
    — Jedź pierwsza, będę tuż za tobą.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  158. Lèa była przerażona, cholernie przerażona. Wiedziała że powinna zachować pozory i nie dać się sprowokować zwłaszcza teraz gdy w grę wchodziło nie tylko jej dobro. Niestety ostatnie dni były dla niej mocno depresyjne przez co ledwo była w stanie przekonać siebie a co dopiero innych.
    Kuzynka wydawała się być naprawdę miłą i serdeczna osoba przez co jeszcze bardziej chciała uwierzyć w jej dobre chęci. Niestety nie była w stanie od tak jej zaufać, nie po tym co zrobiła jej siostra, ojciec, matka. Może i były rodziną ale Lèa z własnego doświadczenia wiedziała że najbardziej rani właśnie najbliższa rodzina.
    -Musisz się ogarnąć Lèa - powtarzała zaciskając mocniej dłonie na umywalce. -Wszystko jest w jak najlepszym porządku - wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze powtarzając te słowa niczym mantrę. Naprawdę była wykończona, wykończona tym ciągłym udawaniem że jej życie to nie pasmo niekończących się porażek, że rodzice nie stosują wobec jej przemocy psychicznej i wcale nie szantażują próbując w ten sposób zmusić ją do posłuszeństwa. I pomimo tych okropności które musiała doświadczyć chcąc jedynie wolności, ponownie przybrała maskę uśmiechniętej dziewczyny z bajkowego wręcz życia.
    Wyszła z łazienki kierując się ponownie do salonu. Na powrót usiadła na dużej kanapie i chwyciła kieliszek wina. Nim się odezwała upiła łyk czerwonej cieczy.
    -Wybacz kuzynko jeśli moje słowa w jakiś sposób cię uraziły. Zapewniam, że nie miałam takiego zamiaru - uśmiechnęła się delikatnie starając się utrzymać kontakt wzrokowy co nie należało do najłatwiejszych. -Ale masz całkowitą rację. Nienawiść naszych matek nie powinna mieć wpływu na nasze rodziny. Zdecydowanie nie. - odłożyła ponownie kieliszek na blat ławy. - Wciąż ciężko mi jednak odnaleźć się w tej sytuacji. Nagle trafiłam do obcego miasta zupełnie sama. Rok szkolny rozpocznie się dopiero za dwa miesiące więc minie jeszcze trochę czasu nim poznam tu inne osoby. Przez to jestem ostatnio trochę zbyt impulsywna a to wpływa na to że zaczynam pleść głupoty które jako pierwsze przyjdą mi do głowy - westchnęła. Wiedziała jednak że powinna szybko jednak zmienić temat. Rozmowa o jej rodzinie i jej pobycie w NY były zbyt trudnymi do poruszenia tematami zwłaszcza w jej obecnym stanie. Straciła już zbyt wiele i póki ten koszmar się nie skończy raz na zawsze wolała unikać kłopotów. W końcu wciąż nie wiedziała czy może zaufać Octavii na tyle by móc wyjawić jej swoje najmroczniejsze sekrety.
    -Dziękuję za zaproszenie na imprezę. Z miłą chęcią przyjdę - dodała szybko zmieniając temat. - A co słychać u ciebie? Widziałam że doczekałam się słodkiej córeczki.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  159. -Ah tak, wybacz moje maniery - mężczyzna poprawił marynarkę a następnie ponownie zwrócił się do damy. - Lucas Carter - przedstawił się ujmując jej delikatna dłoń by złożyć na jej wierzchu pocałunek. Mimo wszystko potrafił okazać innym szacunek gdy nakazywała temu etykieta. - Niezmiernie miło mi cię poznać Panno Blanchard - przyglądał się jej z lekkim rozbawieniem a zarazem zaciekawieniem, które ogarnęło go gdy tylko usłyszał nazwisko jej dziadka.
    Lucas zdecydowanie uwielbiał otaczać się pięknymi kobietami i równie często nie stronił od ich towarzystwa. Był szarmancki, czarujący, elokwentny i przystojny, czasem niepoważny i nieprzewidywalny w swoich słowach i czynach ale to właśnie te cechy sprawiały, że od zawsze przyciągał do siebie ludzi. Lubił dobre towarzystwo, alkohol i dobrą zabawę ale jednocześnie gdy w grę wchodziły interesy był… no cóż nieustępliwy, nieugięty i cholernie pewny siebie co często odstraszało jego klientów od dalszych prób negocjacji. Bo prawdą było, że wszystko mógł ale nie musiał i to sprawiało, że często był ponad innymi.
    Teraz miał jednak do czynienia nie z byle kim. Miał przed sobą wspaniałą kobietę o jeszcze wspanialszej urodzie, która na domiar złego okazała się być wnuczką samego Octavio! A to ci dopiero niespodzianka! To zabawne jak życie czasami potrafi nas zaskoczyć i zesłać na naszą drogę osobę spokrewnioną z kimś kogo się znało. Gdyby tylko wiedział w coś takiego jak los zdecydowanie mógłby uznać to spotkanie za przeznaczenie. Cóż… nie wierzył jednak w takie absurdy.
    -Niesamowite, że mam do czynienia z samą wnuczką słynnego Octavio Romero - odparł niezwykle rozbawiony tym zbiegiem okoliczności. - Powiedz mi moja droga co słychać u tego starego zrzędy? Dalej jest takim cholernym nudziarzem czy może w końcu poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że życie jest zbyt krótkie by spędzić go jako sztywniak? - zapytał ponownie wracając na swój fotel.
    Doskonale pamiętał starego Romero gdy pewnego razu wybrał się w interesach do Meksyku. Podczas tego krótkiego ale bardzo emocjonującego wypadu postanowił pomóc jednemu młodzikowi, który by ratować swoją ciężko chorą matkę wdał się w szemrane interesy z tutejszą szajką narkotykową. Oh jakie było wówczas jego rozczarowanie gdy dane mu było spotkać głowę mafijnej familii ale w sumie czego tak właściwie się spodziewał? Sam wówczas nie był pewny. Faktem jednak było, że tamtego dnia udało mu się wydostać młodzieńca od wpływów rodziny Romero i pomóc znaleźć fundację która pomogła jemu i jego matce.
    -Pamiętam jak jednego razu udało mi się go wyciągnąć do pubu z lożami dla Vipów. Wiedziałaś, że mają tam takie cudowne przestronne pomieszczenia gdzie można zabawić się z ślicznymi panienkami? - spytał niespodziewanie jednak widząc jej lekko zdziwione spojrzenie tylko machnął ręką. - Mniejsza o to - mruknął ponownie wracając do opowieści. - Twój dziadek miał taką skwaszoną minę niemal przez cały pobyt. Czy on naprawdę nie umie się bawić? Jest co prawda stary ale rusza się lepiej niż niejeden młodzieniec! Nawet nie wyobrażasz sobie jaką burdę tam zrobił gdy powiedziałem mu w której loży spotkać się mieli jego wspólnicy z ruską mafią. Ale tej strzelaniny z pewnością nie zapomnę do końca życia! - zaśmiał się na samo wspomnienie tamtych wydarzeń. Był wówczas dość młody ale szybko zaskarbił sobie szacunek rodziny Romero. - Szkoda, ze po tamtych wydarzeniach ta miejscówka została całkowicie zamknięta - mruknął nie ukrywając smutku z tego powodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie Carter nie należał do normalnych ludzi biznesu co mogła potwierdzić niemal każda osoba, która kiedykolwiek robiła lub chciała robić z nim interesy. Mimo wciąż młodego wieku zdobył ogromną pozycję wśród różnej maści ludzi. Począwszy od policji, prawników czy politów a skończywszy na różnego rodzaju ważnych osobistości w półświatku. Miało to zarówno swoje minusy jak i plusy bo mimo dużej potęgi jaką kryły za sobą niezliczone znajomości zdążył z pewnością narobić sobie kilku wrogów. Jednak jakoś za specjalnie nigdy się tym nie przejmował.
      -Oczywiście pozdrów dziadka gdy tylko będziesz miała okazję i przekaż, że gdy znów zabawie w meksyku z chęcią go odwiedzę - odparł wpatrując się wprost w kobietę.

      diabelski Lucas 😈

      Usuń
  160. — Możesz mi tak mówić, nie będę miał ci tego za złe — odparł rozbawiony. Szef kuchni naprawdę brzmiał dobrze, aczkolwiek nie widział tak swojej przyszłości. Może kiedyś, gdy nabierze większej wprawy w gotowaniu i będzie mu się nudziło na stare lata otworzy własną restaurację, w której będzie gotował i robił to, na co tylko miał ochotę. Jakby nie patrzeć, ale miał przyszłość ustaloną. Można by rzecz, że od a do z i nie mógł za wiele z tym już zrobić. Nie chciał się więcej buntować, a zrozumiał, że przejęcie rodzinnego biznesu da mu bezpieczną i pewną przyszłość. Zwłaszcza, że sektor turystyczny ciągle się zmieniał, były zapotrzebowania na hotele, nowe miejsca. Ten rynek nie stał w miejscu, a Gabriel byłby idiotą, gdyby pozwolił sobie na odejście od tego i zostawienie tego wszystkiego za sobą. Ojciec miał co do niego spore plany, a Gabriel chyba chciał sprostać jego oczekiwaniom.
    Uśmiechnął się lekko, gdy wspomniała o przygotowaniu babci na jego widok. Z pewnością nie byłaby gotowa na to, aby widzieć go całkiem wytatuowanego. Widzieli się w końcu kiedyś, jednak w przeszłości Gabriel miał znacznie mniej tatuaży, które było o wiele łatwiej zakryć. Obecnie nie było w zasadzie miejsca na jego ciele, które nie byłoby pokryte tatuażami. Nie licząc twarzy czy wewnętrznej strony dłoni oraz paru innych miejsc. Gotowanie w towarzystwie jej babci z pewnością byłoby ciekawym zajęcie. Zwłaszcza, że byłoby to dosłowne uczenie się u źródła i z pewnością wiele by wyniósł z tego.
    — W porządku. W takim razie nastaw babcię na to, że twój wytatuowany znajomy wpadnie, aby poduczyć się gotować meksykańskie jedzenie — powiedział. Wolał uniknąć mówienia były chłopak, bo wydawało mu się, że ich relacja nieco się zmieniła i nie byli dla siebie już tylko ex, a zmienili się raczej w znajomych. W dodatku znajomych, którzy byli właśnie razem na zajęciach z tańca, a teraz mieli spędzić wieczór w swoim towarzystwie. — W porządku, zobaczymy, jak ci wyjdzie ten makaron i wtedy zdecyduję, ale chwilowo nie jestem przekonany — dodał.
    Wsiadł w swój samochód i wyjechał za Octavią. Droga minęła mu naprawdę sprawnie. Właściwie to nawet się nie zorientował, kiedy znalazł się już na podziemnym parkingu należącym do budynku, w którym mieszkała Octavia. Zaparkował samochód obok jej. Mimo, że u siebie miał parking to tęsknił za tym podziemnym i windą, która zabierała go prosto do mieszkania. Uwielbiał to w penthousie ojca. Prywatna winda to była ulubiona rzecz Gabriela.
    — Świetnie, bo padam z głodu i nie mogę się już doczekać — odparł, gdy tylko wysiadł z auta i usłyszał brunetkę. Zaśmiał się, gdy wspomniała o makaronie. — Nie wiem, istnieje szansa, że moje włoskie serce tego nie wytrzyma — dodał rozbawiony.
    Umówili się już na wspólne gotowanie dwa razy. Sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim sądzić i czy w ogóle cokolwiek powinien sądzić. Dobrze się ze sobą bawili i to tyle, prawda? Nie było sensu, aby doszukiwać się w tym czegoś więcej.
    — Który makaron jest twoim ulubionym? — spytał.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  161. — Szefie kuchni Gabrielu — poprawił brunetkę z malującym się na jego twarzy rozbawieniem. Pasował mu ten tytuł i nawet nie zamierzał udawać, że jest inaczej. Był całkiem dobry w radzeniu sobie z dużą ilością osób. Zdarzało się, że musiał zastąpić ojca w pracy, choć takie chwile były naprawdę rzadkie, ale radził sobie. Gabriel dobrze wiedział, że Enzo wrzucał go na głęboką wodę tylko po to, aby pokazać mu, że sobie poradzi w każdej sytuacji i przygotować go do objęcia hotelowego imperium w przyszłości. Jeśli udawało mu się ogarnąć grupę kilkunastu facetów w szytych na miarę garniturach, to ty bardziej udałoby mu się zapanować nad kuchnią pełną osób. A przynajmniej tak sobie myślał, bo prawdy o tym, czy faktycznie by sobie poradził w końcu nie znał i nawet nie był pewien czy pozna. Obecnie mógł sobie jedynie gdybać. Teraz był jednak bardziej niż pewien tego, że chciałby sprawdzić, czy poradziłby sobie w roli kucharza, aczkolwiek mógł zacząć od gotowania w swoim mieszkaniu lub u Octavii, skoro już mieli próbować swoich sił w kuchni to ich własne to było najlepsze miejsce, aby zacząć. Równie dobrze w zasadzie mogliby po prostu wynająć profesjonalną kuchnię, ale chyba woleli czuć bardziej domowy klimat i poruszać się po pomieszczeniu, które znali i było sprawdzone. Nawet, jeśli nie gotowali w swojej własnej kuchni zbyt często.
    Gabriel wcale nie byłby zaskoczony, a raczej nie był zaskoczony, że ludzie myśleli o nich jak o parze, a nie o znajomych. Dobrze wiedział, że ludzie karmią się plotkami. Lubią czytać o cudzych tragediach, sukcesach również, ale to z reguły te pierwsze dostarczały znacznie więcej atrakcji. Tego nie mógł pojąć. Sam może święty nie był, a od czasu do czasu zaglądał na Plotkarę. Nie miało to jednak miejsca w ostatnim czasie, gdyż nie czuł takiej potrzeby. Podejrzewał jednak, że po dzisiejszym wyjściu może się o nim i Tay pojawić to i owo. To już byłą cena bycia rozpoznawalnym w internecie. Może sami nie wybrali sobie tego życia, ale pozwalali na to dodając zdjęcia na Instagrama, wrzucając Stories i robiąc całą masę innych rzeczy, które pozwalały ludziom zaglądać do ich codzienności. Gabriel z tego zrezygnował w pewnym stopniu, ale miał te kilkadziesiąt tysięcy obserwatorów, ludzie czasami zasypywali mu skrzynkę wiadomościami, a komentarze pod jego postami liczyć mógł w setkach. Nie mógł tak na dobre od tego uciec. W pewien sposób mu się udało, ale wracał do tego z powrotem.
    Przystanął w miejscu, gdy wspomniała o ketchupie na makaronie. I mógł przysiąc, że serce mu stanęło.
    — Bluźnisz, Octavia. Nie wiem, po co ja w ogóle się z tobą zadaję. Ketchup na makaron, ma che cazzo… — Pokręcił głową z niedowierzaniem. Sam niezbyt interesował się tym, kto i w jaki sposób jada swoje makarony, bo to było bez sensu, aby marnować swoje życie na denerwowanie się, bo ktoś dodaje śmietany do sosu, który nie ma jej w przepisie, ale były pewne granice, których się po prostu nie przekraczało.
    Pokręcił głową na boki. Ostatnie co chciał to ketchup na jego pizzy. Ledwo przetrawił go na pizzy. Wychował się co prawda w Nowym Jorku, a tutaj wszystko było inne i przystosowane do nowojorczyków, ale nie mógł przeboleć tego, jak kaleczyli jego rodowite dania czy dokładali swoje trzy grosze i robili z tego coś niezjadliwego.
    W czasie wymiany zdań z portierem, Gabriel nie odzywał się zbytnio. Nie miał w zasadzie po co. Posłał jedynie mężczyźnie lekki uśmiech, gdy odbierali swoje jedzenie i odwrócił się, aby pójść z Octavią w stronę wind.
    — Jak można nie mieć ulubionego makaronu? To inaczej, gdy jesteś we Włoszech to co jest pierwszym daniem, które zamówisz w restauracji? Musisz coś mieć, coś na co czekać od chwili, jak wejdziesz na pokład samolotu i odliczasz czas do postawienia nogi na włoskiej ziemi.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  162. Miał chęć wywrócić niemal oczami po tej wymianie zdań. Jak można było nie mieć ulubionego makaronu? Dobra, może po części to rozumiał, bo sam zapewne nie miał żadnego francuskiego dania, które lubił. W zasadzie ta kuchnia nieszczególnie do niego przemawiała, ale za to meksykańska to już co innego. Uwielbiał burito, tacos, wszystko w zasadzie i się nie ograniczał, a krótkie wypady do Meksyku w środku zimy były lekarstwem na wszystko. Nietrudno było mu dogodzić, jeśli chodziło o jedzenie. Gabriel był dosłownie wszystkożerny. Lubił próbować nowych rzeczy, nie bał się dziwnych przysmaków, choć niektóre go odstraszały i nie wszystko odważyłby się spróbować, ale to już musiało być naprawdę ekstremalne i szokujące.
    — Dobry wybór. Też je lubię — przyznał i uśmiechnął się lekko — te proste zawsze są najtrudniejsze. Burito robię całkiem dobre, a przynajmniej mi smakuje, ale mam problem, aby je zawinąć. Za każdym razem musi mi się rozwalić. Nie mam pojęcia, jak ludzie to zawijają. Szczególnie, gdy napcha się tam wszystkich dobrych rzeczy — powiedział. Oglądał tutoriale, przyglądał się w knajpach, gdy zawijali je przed nim, ale wciąż nie wiedział, co robi źle i dlaczego za każdym razem jego burito się rozwala. Najwyraźniej taka już była jego dola, a wykonanie perfekcyjnego burito jeszcze trochę mu zajmie. Nie miał nic przeciwko temu, aby próbować swoich sił do momentu, aż osiągnie perfekcję lub chociaż będzie w miarę zadowolony.
    Zaśmiał się pod nosem.
    — No tak, wy i te wasze sukienki — odparł rozbawiony. Sam też, gdy bywał we Włoszech składał zamówienia na nowe ubrania, choć do tych akurat nie przykuwał większej uwagi. Lubił jednak mimo wszystko nosić porządne rzeczy, które nie będą się psuły po kilku praniach. Częściej też sięgał po te mniej znane marki, których znaczek nie był na każdym jednym bilbordzie. — Najbardziej lubię te z owocami morza. Frutto di mare jest moje ulubione. Mógłbym je jeść bez końca i zawsze jak jestem w Portofino to muszę to zjeść. Ale jestem też ogromnym fanem carbonary. Arrabbita to też ma specjalne miejsce w moim sercu — powiedział.
    Teraz burgery, które pachniały genialnie i zachęcały, to wypadały jednak mimo wszystko blado. Gabriel w swoich myślach już pochłaniał kolejny talerz ukochanej pasty z ogromną ilością parmezanu. Dałby się teraz pokroić w zamian za dobrą, prawdziwą włoską pastę, która sprawi, że poczuje się jakby siedział w jednej z włoskich knajp i z każdej strony słyszał tak bardzo znajomy sobie język.
    — Bo ketchup i pizza nie idą ze sobą w parze. W porządku, może na tej pizzy, którą mamy tutaj to przejdzie. Tak samo, jak ten sos czosnkowy, ale prawdziwa włoska pizza i ketchup to profanacja.
    Na myśl o ananasie na pizzy się wzdrygnął. Tego naprawdę nie mógł pojąć i w zasadzie nie był pewien kto, dlaczego i po co dodał owoc do pizzy, ale chyba wolał nie znać odpowiedzi na to pytanie. Zwłaszcza, że odpowiedź mogłaby mu się nie spodobać.
    Wchodząc do środka powinien spodziewać się dziecięcych rzeczy, ale te i tak go zaskoczyły. Uśmiechnął się lekko. Mimo, że nie pozmieniało się tutaj zbyt wiele to Gabriel odnosił wrażenie, że jest kompletnie inaczej od ostatniego razu, jak tu przebywał.
    — Do burgerów tylko piwo — odparł — wrócę uberem najwyżej — dodał. Zwykle nie jeździł po alkoholu. Nawet jeśli prawo zezwalało na jeżdżenie, o ile nie przekraczało się iluś tam promili to wolał nie ryzykować.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  163. — Oczywiście, że robię dobre burito. Przekonasz się o tym w końcu — zapewnił. Musiał tylko opanować, jak poprawnie je zawijać. Mieli chyba sporą listę rzeczy, które sobie nawzajem muszą przyrządzić, aby upewnić się, że na pewno potrafią gotować. Nie wątpił, że będą się przy tym świetnie bawić. Sięgał pamięcią do przeszłości, ale nie mógł przytoczyć takiej chwili z czasów, kiedy się spotykali. Raczej wtedy żadne z nich nie miało głowy do tego, aby gotować. Ich życie w końcu wtedy wyglądało kompletnie inaczej. Liczyły się imprezy, najlepsze były te najgłośniejsze z przytłaczającą ilością gości. Ale chyba nie mogli narzekać. Korzystali z uroków młodości, bawili się w swoim towarzystwie i w gronie znajomych, nie brali na poważnie życia. Właściwie chyba niczego wtedy na poważnie nie brali. Nieco się pozmieniało przez te ostatnie miesiące. W pewien sposób to było przerażające, jak wiele mogło się zmienić w tak krótkim czasie.
    Podziękował za piwo oraz za podsunięte opakowanie z burgerem. Sam zapach sprawiał, że człowiek robił się głodny, ale też i pewny tego, że to, co zaraz zje będzie warte każdej ceny. Na szczęście to było sprawdzone miejsce i oboje mieli świadomość, że będą zachwyceni.
    — Przecież nic takiego nie robię — powiedział z rozbawieniem — ale rozumiem, też siedziałem na pokazach mody i też lubię dobre ubrania. Tylko nie są moim priorytetem. Wolę jedzenie od ciuchów — dodał i wzruszył ramionami. Raczej, jak pewna część facetów, nie był fanem chodzenia po sklepach i oglądania każdej jednej rzeczy. Lubił proste zakupy, zaplanować sobie co potrzebuje i wyjść. Jednak w butikach, z których najczęściej korzystał zawsze było coś nowego do obejrzenia. Zawsze proponowano mu obejrzenie nowej kolekcji, zobaczenie czegoś jeszcze i rozumiał to, a czasami dawał się nawet na to złapać. Okazywało się później, że dobrze zrobił. Jednak jadąc do Włoch czy w inne miejsce chciał doświadczyć nowych potraw, kultury i całej tej otoczki. Materialne rzeczy schodziły na drugie miejsce.
    — Włosi wszystko robią po prostu lepiej. — Uśmiechnął się i puścił brunetce oczko. Nie dało się ukryć, że włoskie marki zdominowały świat mody. Jakby się zastanowił i przejrzał własną szafę to z pewnością większość jego ubrań pochodziła z włoskich domów mody. Zresztą, wszystko w apartamencie jego ojca pochodziło z Włoch. Meble, obrazy, dywany, pościel. Wszystko było z kraju, z którego pochodzili. Gabriel nie przywiązywał do tego, aż takiej uwagi i jego mieszkanie było… cóż, po prostu było. Nie przejmował się takimi rzeczami, jak meble. Choć te również były porządnej jakości i niejednemu pewnie zawróciłoby się w głowie, gdyby dowiedział się, ile kosztowały.
    — Długo mi zeszło, aby przyzwyczaić się do owoców morza. Nie wszystkie lubię, próbowałem kiedyś ślimaków. Nigdy więcej — mruknął i niemal aż się wzdrygnął na samo wspomnienie tych przysmaków. Kraby, ośmiornice, ostrygi, krewetki i ta cała reszta jak najbardziej, ale z ręką na sercu nie miał zamiaru wracać więcej do ślimaków. Nawet, gdyby były przyrządzone przez światowej sławy kucharza Gabriel by odmówił.
    — Dobra, cofam. Wolałbym jeść ślimaki niż pizzę z brzoskwinią. Kto to je? — Jego skwaszona mina świadczyła tylko o tym, jak bardzo nie podobało mu się tego typu połączenie. Ktokolwiek uznał, że to będzie dobre musiał być pozbawiony kubków smakowych. — Ale co do tych burgerów się zgodzę. Najlepsze w mieście, nie ma innej opcji.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  164. — Przekonasz się i jeszcze przyznasz, że to najlepsze jakie jadłaś — odparł z pewnością, jednak w jego głosie można było doszukać się też swego rodzaju rozbawienia. Gabriel był świadom, że nikt nie gotuje tradycyjnych potraw niż osoby, które wychowały się w danym kraju lub mają odpowiednią wiedzę. Sam wątpił, aby kiedykolwiek w sumie pojawił się ktoś kto nie był Włochem, a kto zrobiłby mu makaron tak dobry, że zbierałby szczękę z podłogi. Wspólne gotowanie zapowiadało się naprawdę przyjemnie. Mieli już całkiem sporo wspólnych planów, które szczerze mówiąc były zaskoczeniem dla Gabriela. Octavia była jego ex, skrzywdził ją, a jednak potrafili spędzać czas w swoim towarzystwie. Słyszał, że podobno, gdy można było przyjaźnić się z ex to oznaczało, że uczucia nie były prawdziwe, ale musiał się z tym nie zgodzić. Nie doceniał tego, co wtedy miał, ale to wszystko co wewnątrz czuł i nie dzielił się z Octavią, było najprawdziwsze. Choć nie była to żadna wymówka, to tamten okres był dla niego bardziej niż kiepski. Ledwo radził sobie z własnymi uczuciami, a co mówić o wyznawaniu komuś czegokolwiek. Nie brał pod uwagę teraz tego, że mógłby znaleźć się w związku, ale gdyby tak było to miał swoje podejrzenia, że byłoby mu z tym wszystkim łatwiej. Pogodził się już z pewnymi rzeczami, które wydarzyły się w jego życiu i nie uważał, aby miały one teraz duży wpływ na codzienność.
    — Mogli napisać o tym, żeby zawijać je jak skręta. Byłoby mi o wiele łatwiej — zaśmiał się. Ciekawe czemu sam nie pomyślał, aby w taki sposób spróbować zawinąć tortillę? Z pewnością, gdyby podszedł do ten sposób to zaszedłby dalej niż obecnie. Mimo wszystko nie widział, aby wspólne gotowanie wzięli nazbyt poważnie. Pewnie się do tego przyłożą, bo żadne z nich nie lubiło robić czegoś na pół gwizdka, a gdy się za coś już brali to albo na sto procent albo wcale. Gabriel był ambitny nie tylko na uczelni czy w pracy, ale w życiu codziennym również. Jeśli na coś już się zdecydował to nie było szans, aby się do tego nie przyłożył.
    — W porządku, w porządku. Macie porządne domy mody, wina również macie dobre, ale jedzenie… słuchaj, lubię wasze bagietki, okej? I sery również, ale nie jestem największym fanem kuchni — powiedział. Trzeba było przyznać też, że mieli naprawdę ładne miasta. I dziewczyny, a na te właśnie głównie Gabriel zwracał uwagę, kiedy przebywał we Francji. — Nie będę ich jadł. Mam swoje granice, Tay. I wybrałbym je, gdyby ktoś mi zaproponował pizzę z brzoskwinią, a ty tego nie zrobisz. Chyba, że chcesz na dobre nas skłócić, to wtedy proszę bardzo. Ale obawiam się, że wtedy camembert nigdy więcej już nie znajdzie się na mojej liście zakupów — ostrzegł. Brakowało tylko, aby zaczął machać palcem, jak do małego dziecka.
    Skupił się na moment na burgerze. Również nie przejmował się tym, że serowy sos spływa mu po palcach. Trochę grzało, ale nawet, gdyby się poparzył to będzie to tego warte. Ugryzł większy kawałek, dokładnie przeżuwając i niemal mrucząc z zadowolenia.
    — Nie wiem, ale ten sos jest genialny. I bułka, mięsko. Kurde, wszystko — mruknął. Odłożył bułkę z powrotem do pudełka, pozbył się sosu z dłoni, które wytarł o jednorazowe chusteczki i sięgnął po piwo. Pociągnął spory łyk. Nie było lepszego połączenia, dobry burger i porządne piwo. Idealnie. — Czemu, oferujesz? — odparł. — Zapalę od czasu do czasu. Z ziołem nie miałem nigdy problemu. To… pozostałe rzeczy zostawiłem za sobą.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  165. — Jestem dziwnie przekonany, że jestem bliżej porządnego burito niż myślisz — powiedział z przekonaniem. Istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że jego burito nie mogło się nawet równać z tym, które przedstawiłaby mu Octavia, ale teraz to szczerze mówiąc nie było ważne. Po prostu się z nią teraz droczył. Oboje byli chyba nieco wyczuleni na punkcie jedzenie z kraju, z którego pochodzili i chcieli pokazać dania z jak najlepszej strony. W zdrowej rywalizacji nie było jeszcze przecież nic złego, prawda? Tym bardziej nie mógł się doczekać tego gotowania, bo prędzej czy później zaczną rywalizować między sobą. Gabriel nigdy nie dawał jej forów, nie aby musiał, bo Octavia radziła sobie nieźle i bez jego pomocy, ale jeśli chodziło o gotowanie to nie zamierzał nikomu dawać taryfy ulgowej. To wciąż w końcu będzie dobra zabawa i nic więcej, ale jeśli istniała szansa, że wygra ten ich mały zakład, który zakładem nie był, to dlaczego miałby z tego zrezygnować, prawda?
    Skłamałby, gdyby powiedział, że z początku nie był ciut sceptycznie nastawiony do wspólnego wyjścia. Nie wiedział po prostu czego mógł się spodziewać, ale wychodził z założenia, że oboje są dorośli. Gdyby cokolwiek im nie odpowiadało to po prostu by to sobie powiedzieli. I nikt nie miałby o nic pretensji, ale na całe szczęście do tego nie doszło, a oni bawili się w swoim towarzystwie naprawdę nieźle. Chyba nawet o wiele lepiej niż przypuszczali. Przynajmniej Gabriel bawił się o wiele lepiej. Nie miał żadnych oczekiwań co do tego wieczoru czy co do ich zajęć z tańca, ot chciał dobrej zabawy i to właśnie dostał.
    — Nie jestem z tych, którzy czytają instrukcję. Sam wolę dowiedzieć się, jak robić niektóre rzeczy — odparł rozbawiony — poza tym, ta instrukcja nic nie daje. Przy burito trzeba się nieźle nawymyślać, aby zawinąć ten placek — powiedział. Jedzenia było całkiem sporo, uważał, że naprawdę trzeba mieć wprawę, aby porządnie je zawinąć. Nie było to coś, czego nie można się nauczyć, ale potrzebował jeszcze chwilę na to, aby tę umiejętność opanować.
    Zdecydowanie nie chcieli wchodzić na ścieżkę wojenną. Zwłaszcza, że oboje z pełną pasją potrafili mówić o jedzeniu i przekonywać drugą osobę do spróbowania jakiegoś konkretnego dania. Nie mógł być okrutny i zostawić jej z myślą, że nic z francuskiej kuchni mu nie smakowało, bo to nie była prawda.
    — Oczywiście, że dobry. A co do francuskich dań, uwielbiam wasz deser. Creme brulee. Mógłbym go jeść przez cały czas. Zupa cebulowa też ma specjalne miejsce w moi sercu. Smakuje mi szczególnie w zimę. Dobrze smakowała, gdy odmrażałem sobie tyłek we francuskich Alpach.
    To nie tak, że każde danie było złe. Nie podeszły mu po prostu ślimaki i był zdania, że włoska kuchnia jest jednak mimo wszystko przyjaźniejsza i znacznie bardziej wolał nieco rozsądniejsze smaki. W każdej kuchni było coś dobrego, niedobrego i totalnie niezjadliwego.
    Podniósł wzrok na brunetkę, gdy zaproponowała mu skręta. Kim był, aby odmówić? Uśmiechnął się lekko pod nosem.
    — Po trzy, jak za dzieciaka? — zapytał, co było też jednoznaczne z odpowiedzią i zgodą na skręta, który na dobre miał ich pogodzić.
    Nim się też obejrzał po jego burgerze nie było już śladu. Zostały też resztki frytek, ale i one dość ekspresowo zniknęły z opakowania.
    — Za każdym razem było zabawnie. Nie widzę powodu, dlaczego teraz miałoby być inaczej — odparł — może coś włączymy? Muzykę, może? Co by nie było tak cicho w mieszkaniu — zaproponował.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  166. — W takim razie ja robię burito, ty makaron. Jeszcze pomyślę jaki ci wybrać — odparł. Nie mógł być jedynym, który utknie w kuchni na jakiś czas w sobotę, prawda? Na pewno miał zamiar podejść do swojego zdania poważnie. Kto wie, może jeszcze poćwiczy w międzyczasie robienie burito? Tak dla pewności, że w sobotę nie zbłaźni się całkowicie, choć tego akurat się nie bał. Był raczej pewien, że dobrze mu pójdzie i Octavia powinna być zadowolona. Był do tego całego gotowania pozytywnie nastawiony. Nawet, gdyby im nie wyszło, a oczekiwania okażą się większe niż początkowo sądzili to wiedział, że będzie trzymała ich dobra zabawa i to w zasadzie było najważniejsze, prawda? Cała reszta nie była, aż tak ważna. Mimo tego, jak oboje bardzo lubili rywalizować to jeszcze bardziej lubili się dobrze ze sobą bawić. — Nigdy nie twierdziłem, że nie jestem. Po prostu muszę wszystko zrobić po swojemu, wtedy jest lepiej — dodał rozbawiony. Jeśli coś robił z przepisu to jasne, że zerkał na ilość składników, co i kiedy dodać, ale z niektórymi rzeczami lubił eksperymentować i dojść samemu, jak coś zrobić. Tak było w przypadku zawijania tortilli do burito, ale wierzył, że z czasem uda mu się opanować tę niezwykle trudną sztukę. W końcu praktyka czyni mistrza. Nikt nie rodził się z talentem.
    — Włosi po prostu robią to lepiej — powiedział z lekkim uśmiechem. Mogliby zamówić w zasadzie jeszcze jakiś deser, nawet gdyby miał być bez cukru, smaku i innych dobrych rzeczy. Zawsze mogli się oszukiwać, że im smakuje. Co prawda wątpił, że by to podziałało i raczej zdecydowaliby się na to, aby taki nieszczególnie smakujący deser wyrzucić niż się z nim męczyć. — U nas pomidory są zrywane prosto z krzaka. Świeże, najczęściej używane są lokalne produkty. Jak w większości miejsc w Europie. Wszystko tam jest lepszej jakości i umówmy się, ale jedzenie tam nie jest tak przetworzone jak tutaj.
    Jasne, w Stanach można było znaleźć świetne restauracje. Sami jadali w końcu w tych najlepszych i jedzenie było naprawdę dobre, ale różnica między Ameryką, a Europą była przeogromna. Można było siedzieć i wymieniać, a końca i tak by nie było. Właśnie głównie, dlatego ściągał jedzenie z Włoch, a raczej te, które mogło długo postać. Aj jeśli naprawdę miał na coś ochotę to rezerwował bilet lotniczy do Włoch i w przeciągu kilkudziesięciu godzin znajdował się na miejscu.
    Podniósł się, aby przemyć ręce, które miał całe w sosie serowym z burgera, a wytarcie ich o chusteczki okazało się niewystarczające. Muzyka towarzyszyła mu w zasadzie przez cały czas i chwilami nie wyobrażał sobie bez niej życia. Lubił różne gatunki i wykonawców, więc nie miał żadnego parcia, aby ktoś konkretny leciał. Ot, aby nie było zbyt cicho w mieszkaniu. Wychodząc na taras dało się wyczuć w powietrzu nadchodzącą jesień. W ciągu dnia nadal panowały wysokie temperatury, ale wieczorami już znacznie spadały, a mocniejszy podmuch wiatru zwiastował opadające liście, gorące napoje ogrzewające w chłodniejsze dni.
    Oparł się o barierkę, przyglądając miastu. Nie wszyscy mieli takie widoki. Jeśli miałby wskazać coś, co w tym mieście uwielbiał to zdecydowanie był to widok.
    — Odpadaj. Damy mają pierwszeństwo.
    Odwrócił się w stronę Octavii i lekko uśmiechnął, nim odepchnął się od balkonu i ruszył w jej stronę. Zajął miejsce obok niej na kanapie. Zdecydowanie potrzeba było mu takiego luźnego wieczoru, kiedy nie będzie robił nic i niczym nie będzie się przejmował.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  167. — Pierwsza to zaproponowałaś — zauważył zgodnie z prawdą. Na jego twarzy majaczył łobuzerski uśmiech, który w przeszłości często mu towarzyszył, kiedy planował coś istnie niecnego. Na pewno nie chciał iść na łatwiznę z sosem do pasty, ale też nie zamierzał podnosić poprzeczki nie wiadomo jak wysoko. — A może sama też powinnaś makaron wyrobić? Wtedy danie jest bardziej autentyczne. — Zastanowił się na głos. Dobra, sam nie pamiętał, kiedy ostatni raz robił makaron i raczej odpowiedź na to mogła spokojnie brzmieć: nigdy, ale zawsze musiał być ten pierwszy raz na wszystko, racja? Może jednak, jeśli zdecydowaliby się na próby ugotowania, a przede wszystkim zrobienia wspólnego makaronu to będą musieli porządnie do tego podejść. Póki co wystarczy kupiony w sklepie i odpowiedni sos, który zostanie własnoręcznie zrobiony. Był pewien, że do soboty wybierze odpowiedni przepis, który będzie małym wyzwaniem dla Octavii, ale nie będzie jednocześnie zbyt ciężki do wykonania.
    — Sugerujesz coś? — spytał unosząc jedną brew, a kąciki jego ust drgnęły ku górze. Dało się wyczuć tą nieznaczną zmianę w tonie jej głosu, a może po prostu sobie już wmawiał głupoty przez to, jaka atmosfera między nimi panowała przez dłuższy czas. I wcale mu to nie przeszkadzało. Najwyraźniej oboje czuli się komfortowo na tyle, aby pozwolić sobie na nieco ostrzejsze żarty.
    Wzrok Gabriela utknął w zachodzącym niebie, które było nieco zasłonięte przez wysokie wieżowce, ale wciąż jednak mimo wszystko był to boski widok. Zazdrościł go sobie czasami. Świadomość, że ma na wyciagnięcie ręki takie widoki, takie miejsce, jak Nowy Jork.
    — Pamiętam, że gdy pierwszy raz obejrzałem tę bajkę to chciałem spróbować. I ojciec zabrał mnie do restauracji, ale wtedy mi nie posmakowało. I nie wyglądało do końca tak, jak w bajce — zaśmiał się. Może Gabriel nie miał najlepszych relacji ze swoim ojcem, ale były chwile, które wspominał ze szczerym uśmiechem. Enzo miał wiele na głowie, nie zawsze miał czas, ale Gabriel jednak mimo wszystko go doceniał.
    Nad kolejną odpowiedzią musiał się nieco dłużej zastanowić. Odebrał od niej skręta, zaciągnął się nim i po chwili wypuścił chmurę dymu z płuc. Ta przez chwilę unosiła się nad ich głowami, aż w końcu dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
    — Miałem wtedy cztery lata. Największym szokiem był język — odpowiedział — ciężko było mi się go nauczyć. Miałem prywatne lekcje, ale dopiero w szkole tak naprawdę podłapałem. Całą resztę zacząłem dostrzegać później. Wiesz, jak już mogłem wyjść gdzieś bez rodziców czy opiekunki. Nowy Jork był inny. W Portofino mieliśmy ogromną willę z basenem i ogrodem, tutaj apartament w chmurach. Nie było zieleni, przestrzeni na świeżym powietrzu. Chyba tego mi brakowało, że nie mogłem tak po prostu wyjść z domu i pobawić się w ogrodzie, bo zwyczajnie go nie mieliśmy.
    Wzruszył lekko ramionami, nim znów się zaciągnął. Oddał następnie skręta brunetce. Wzroku w zasadzie nie odciągał od zachodzącego słońca. Dopiero po chwili przekręcił głowę, aby spojrzeć na siedzącą bokiem Octavię.
    — Byłaś starsza, prawda? Miałaś kilkanaście chyba już lat, jak się tutaj przenieśliście? — Upewnił się. Coś mu się kojarzyło, ale wolał się upewnić, że nie palnie żadnej gafy. — To co w ciebie najbardziej uderzyło?

    [Trzeba było mu jakiejś zmiany;D]
    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  168. — Chcesz się wycofać, Tay? — Ton jego głosu był jak najbardziej poważny. Salvatore dobrze jednak wiedział, że żadna siła nie pozwoliłaby Octavii na wycofanie się z tego ich małego zakładu. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek miał taki smaczny zakład. Jakkolwiek by sytuacja się nie potoczyła to z pewnością będą zadowoleni, a jedzenie zjadliwe. — Tak, właśnie taki miałem plan. Wrobić cię w zrobienie mi makaronu, od a do z łącznie z własnoręcznie wyrabianym makaronem — zaśmiał się. Uniósł nieco brew w górę, gdy wspomniała o pomocy przy wyrabianiu makaronu. Prawie wywrócił oczami. Bawił się teraz doskonale. Potrzebował takiego oderwania się od swojej codzienności, która znacząco różniła się od życia, które prowadził w przeszłości. — No tak, do czegoś trzeba te mięśnie w końcu wykorzystać, prawda? W porządku, będę mógł z tym pomóc, jak ci tak bardzo zależy, aby się na mnie pogapić — dodał i wzruszył ramionami, a jego usta wykrzywiły się w zawadiackim uśmiechu.
    — Nie do twarzy ci z udawaniem niewinnej, Tay — odpowiedział na jej pytanie. Niewinność z pewnością nie była jednym ze słów, których można byłoby użyć do tego, aby opisać Blanchard. To słowo nie pasowało do żadnego z nich. Niewinność zostawili dawno za sobą, właściwie Gabriel zrobił to chyba w chwili, kiedy pierwszy raz napisała o nim Plotkara. Nie pamiętał nawet, ile wtedy miał lat. Nie chodził jednak tutaj do szkoły. Został odesłany, w końcu to było najłatwiejsze, do Szwajcarii, gdzie spędził cztery lata i dopiero wrócił mając osiemnaście lat. W międzyczasie pojawiał się jednak w Nowym Jorku, a jego niewinność wyparowała, kiedy po raz pierwszy spróbował przeróżnych używek, kiedy igła z tuszem zatopiła się w jego ciele.
    — Za dzieciaka chyba nic poza burgerami i frytkami nie wygląda zachęcająco — stwierdził. Dzieciaki zwykle wymyślały. Długo nie mógł się przekonać do papryki i w zasadzie surowej nie tolerował, nawet zapachu nie mógł znieść, ale upieczona, usmażona czy ugotowana już mu odpowiadała.
    Gabriel spędził jednak mimo wszystko więcej czasu poza Nowym Jorkiem niż w nim. Wyjechał mając czternaście lat, wrócił po czterech latach i od tamtej pory miał dziwną relację z tym miejscem. Raz był, a po chwili znajdował się już na drugim końcu świata. Chyba nigdy tak naprawdę nie stał się częścią tego miasta i bardzo się z tego powodu cieszył. Nie pasował na typowego nowojorczyka i było mu z tym dobrze. Miał bardziej europejską mentalność, bardziej odpowiadał mu styl życia ludzi stamtąd. W Nowym Jorku i ogólnie w Stanach Zjednoczonych nie było tak idealnie, jak ludzie sobie wyobrażali. Ale narzekać nie mógł. Miał pieniądze, nie martwił się nigdy o nic. Zwiedzał świat, kiedy chciał. Robił to co chciał. Nie miał powodów, aby narzekać.
    — Nie myślałaś o tym, aby się stąd wynieść? Na dobre przenieść w inne miejsce albo wrócić do Francji? — zapytał. Sam o tym czasami myślał. Kusił go powrót do Włoch. Miał nawet mieszkanie w Rzymie, które obecnie było wynajmowane przez jakąś parę influencerów. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że zapewne zatęskniłby za tętniącym życiem miastem. Spokój, który panował we Włoszech był jednak mimo wszystko… chwilami zbyt spokojny. — Albo przynajmniej na parę tygodni, aby odpocząć od tego miejsca.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  169. Możliwe, że gdyby poznał ją dopiero teraz to pomyślałby, że chciałaby wycofać się z ich małego zakładu. Było jednak zupełnie inaczej, a Salvatore doskonale wiedział, że Octavia ostatnie to by zrobiła to poddanie się. Zbyt dobrze się jednak teraz bawił, aby zejść ze swojego poważnego tonu. Być może chciał w pewien sposób ją podjudzić, sprawić, aby zaczęła wątpić, czy powinni w to iść. To było tylko gotowanie, w przeszłości decydowali się na mniej grzeczne wyzwania, które najczęściej kończyły się brakiem ubrań. Teraz najgorsze co mogło się stać to ubrudzenie mąką.
    — Wierzę, że podjęłabyś się każdego wyzwania, Tay. Pytanie czy dasz radę wyrobić makaron — odpowiedział spokojnie, uśmiechając się pod nosem. Widząc, jak lustruje jego twarz zrobił dokładnie to samo. Wzrok utrzymywał na każdej partii jej twarzy po kilka sekund, od ust aż po oczy, w których dostrzegł wesołe iskierki. Parsknął cicho śmiechem na jej kolejne słowa. — Wiesz, jeśli chcesz na mnie popatrzeć to zawsze możesz się ze mną wybrać na siłownię. Albo poprosić, nie gryzę. Chyba, że się mnie o to poprosi — wymruczał w odpowiedzi. Dostrzegał, jak przestrzeń między nimi z każdą kolejną chwilą się coraz bardziej zmniejsza i w żaden sposób mu to nie przeszkadzało. Dopiero złapał się na tej myśli, że wcale nie czuje się z tym źle. Powinien? Sam zresztą nie wiedział. Chyba nie robili nic złego. Byli w końcu parą znajomych, którzy dobrze spędzali czas w swoim towarzystwie. Tak mu się wydawało, że nikogo nie krzywdzili tym, że się spotkali.
    — Dobrze wiem, że daleko ci do niewinnej dziewczynki, Tay — mruknął. Chcąc nie chcąc, ale w jego głowie pojawiły się obrazy ze wspólnie spędzonych chwil. Aż dziwne, że cokolwiek z tego okresu pamiętał. Większość właściwie, jak przez mgłę. Nic dziwnego, skoro przez większość czasu jego umysł był zamglony przez to, co brał. A przez większość czasu nawet nie wiedział, co właściwie bierze. Nie patrzył, nie sprawdzał składu (jakby jeszcze się na tym znał lub wiedział co powinno być w narkotyku, aby go nie zabiło minuty po wzięciu).
    Odebrał od niej skręta, aby się jeszcze raz zaciągnąć. Chyba faktycznie potrzebował takiego wyluzowania się, odcięcia od wszystkich problemów, które miał na głowie. Nie sądził tylko, że chwilę relaksu znajdzie na tarasie Octavii, ale nie mógł narzekać. Zawsze mógł gorzej trafić, a towarzystwo byłej dziewczyny, jak bardzo niektórym mogłoby się wydawać, że jest nieodpowiednie, bardzo mu odpowiadało. Dobrze się rozumieli, może mieli nieco inne priorytety. W końcu była matką, ma zupełnie inne rzeczy do robienia niż Gabriel.
    — Jak dojdziesz do wniosku, że chcesz gdzieś wyjechać to daj znać. Też przydałby mi się odpoczynek od tego miejsca — powiedział — ale nie nadaję się na niańkę. Nie umiem w dzieci, nawet nie wiem, jak się je trzyma i co się do nich mówi.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  170. Pojęcia nie miał, w jaki sposób potoczy się ten wieczór, ale odrobina niewiedzy jeszcze człowiekowi nie zaszkodziła. Cokolwiek się właśnie działo, podobało mu się i nie zamierzał się wycofywać. Jeśli dobrze kojarzył to oboje byli wolnymi ludźmi, nie byli w żaden sposób z nikim związani, aby martwić się tym, że mogliby kogoś faktycznie skrzywdzić. Od luźnej rozmowy o makaronie przeszli do… no właśnie, do czego? Przechylił lekko głowę na bok, aby lepiej przyjrzeć się brunetce. Z każdej strony dobrze wyglądała. Pamiętał, kiedy spotkali się pierwszy raz, kiedy pierwszy raz coś zaiskrzyło. Pierwsze podejście. Było sporo tych pierwszych razów, które za sobą mieli i które kojarzyły mu się dobrze.
    — Chcesz, żebym cię ugryzł? — zapytał unosząc lekko brew. Nie wiedział już w którym momencie przeszli z takich rozmów, wchodzili na dość kruchy lód, który w każdej chwili mógł się pod nimi załamać. Ale czy naprawdę się tym przejmowali? Czy ktoś poza nimi wiedział, co się tu dzieje? Zawsze się sobie podobali, Gabriel się wycofał, kiedy zarówno Octavia, jak i Jackson dali mu znać, że coś między nimi się dzieje i nie chciał wchodzić między tę dwójkę. Miał wtedy też na głowie własne problemy, a pachnie się w jakiś dziwny trójkąt nie było mu po prostu potrzebne. — Nigdy nie twierdziłem, że mi to przeszkadzało.
    Westchnął cicho. Już nawet nie zastanawiał się nad tym, gdzie może ich ta rozmowa doprowadzić. Cokolwiek się wydarzy, zostanie to między nimi, o ile nie zdecydują się z tym kimś podzielić, ale to akurat go teraz wcale nie martwiło. Zaśmiał się krótko, kiedy wspomniała o ich wspólnych chwilach. Nie mógł zaprzeczyć, bawić się w swoim towarzystwie zawsze umieli.
    — Tak, było… przyjemnie — zgodził się z nią — chciałabyś powtórzyć te chwile? — zapytał. W zielonych oczach bruneta coś błysnęło, coś czego nie było w nich już od dłuższego czasu. Jasne, miewał przelotne związki w ostatnich miesiącach, a raczej to były przelotne jednorazowe przygody, o których nigdy dłużej nie myślał. Jednak żadna z tych dziewczyn nie ostała się na dłużej ani on nie był tym zainteresowany ani tym bardziej one nie były. Kończyli, może chwilę porozmawiali o niczym i wychodzili, jak gdyby nigdy nic. Nikt nie liczył na urocze poranki, wspólne śniadania i całą tą miłosną otoczkę, która zawsze pojawiała się w tych wszystkich filmach romantycznych.
    Przekręcił się na kanapie w stronę Octavii. Przyglądał się jej przez chwilę, nim złapał ją za biodra, aby przyciągnąć bliżej siebie. Wciąż nie zrobił jednak niczego więcej, aczkolwiek dłoni nie zabrał.
    — Pogadajmy o dzieciach przy innej okazji — zaproponował, obecna atmosfera raczej nie nadawała się do tego, aby dalej mówili o dziecku. — Możemy to zrobić później — dodał.
    Przesunął dłońmi bez pospiechu na talię brunetki. Jakby próbując przypomnieć sobie jej kształty. Powoli zlustrował ją wzrokiem, zanim dotarł z powrotem do jej oczu.
    — Powiedz mi, co byś chciała?

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  171. W obecnej chwili to, co wypadało robić już nie miało większego znaczenia. Ewentualnymi konsekwencjami będą mogli pomartwić się później, o ile w ogóle jakieś się pojawią. Popełniał sporo błędów w swoim życiu, nie wypierał się ich, a przynajmniej już tego nie robił. Nie uważał też, aby związek z Octavią czy raczej relacja, bo ciężko było nazwać to, co między nimi było związkiem, wcale błędem nie było. Nawet jeśli Salvatore w tamtym czasie nie był najlepszym partnerem i nie traktował poważnie tego, co się między nimi działo. Po prostu się zabawił, nie ustawili sobie wtedy żadnych zasad, nie stawiali granic. Na jakiś czas wyleciała mu z głowy, kiedy zajął się sobą, zniknął z imprezowego życia Upper East Side i po prostu skupił się na tym, aby w miarę wrócić do swojego życia i do bycia w miarę trzeźwym człowiekiem, który pamięta, gdzie odłożył kluczyki. Przyjemnie było się budzić w miejscu, które rozpoznawał i nie ryzykował w głupi sposób swoim życiem. Teraz na nowo pojawiła się w jego życiu, znów się namieszało. Ale nie mógł narzekać, bo sam właściwie od pierwszego ich spotkania sprzed jakiegoś czasu zaczął rzucać dwuznacznymi żartami. Zdawał sobie sprawę z tego, że oboje byli na świeczniku i łatwo było podpaść nieodpowiednim ludziom, niektórzy z czystej złośliwości podrzucali informacje czy zdjęcia, aby tylko komuś uprzykrzyć w życiu i poczytać w internecie nowe plotki. Gabriel tego nigdy nie rozumiał, choć co prawda sam czasami kiedyś coś tam podesłał, ale był wtedy gówniarzem i niejako go bawiło. Wtedy kompletnie nie spodziewał się tego do czego ich te niewinne w tamtym czasie żarty mogą doprowadzić. Gdyby tylko mu przeszkadzało coś by powiedział wcześniej, nie dotykałby jej, nie lustrował niemal wygłodzonym wzrokiem.
    — Wolałem się upewnić zamiast dostać w twarz — odpowiedział rozbawiony. Niby podświadomie wiedział, że coś takiego nie miałoby miejsca. Octavia dawała mu jasne sygnały, a te akurat u niej potrafił odczytać. Jednak równie dobrze mógł sobie coś wymyślić, źle zinterpretować.
    Był w ostatnim czasie trochę samotny. Może nie zwracał na to większej uwagi, ale dało się to odczuć momentami. Oboje mogli sobie w tej chwili ulżyć, spędzić trochę czasu i niczym, ani tym bardziej nikim się przejmować nie musieli. Czuł, że nie było już odwrotu, ale czy mu to przeszkadzało? Ani trochę. Nie chciał z niczego się wycofywać, przepraszać za swoje zachowanie. Nie wiedział, czy byłoby między nimi niezręcznie, gdyby nagle zmienili zdanie. Zapewne nie, ale to nie było ich zmartwienie.
    Spojrzał na jej dłoń, która znalazła się na jego twarzy i uśmiechnął się lekko. To było przyjemne uczucie, delikatny dotyk, którego się nie spodziewał. Podciągnął materiał koszulki do góry, jedynie po to, aby palcami musnąć ciepłą skórę jej ciała.
    — Możliwe, że tak było — powiedział. Nawet już nie pamiętał, ale to był bardzo prawdopodobny scenariusz.
    Nic więcej jednak już nie mówił, nie musieli już dokładać kolejnych słów. Przełożył dłoń na kark brunetki, przyciągając ją do siebie. Przez ten cały czas zdążył już zapomnieć, jak miękkie usta miała. Pogłębił od razu pocałunek. Dłoń, która wciąż znajdowała się na jej talii pozwolił wsunąć pod bluzkę, wciąż jakby badając czy się nie odsunie, nie zmieni nagle zdania.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  172. Najwyraźniej lubili popełniać błędy w swoim towarzystwie, a Gabriel na pewno nie miał zamiaru narzekać na to, w jaki sposób ten wieczór się skończy. Nie spotykał się z nią, bo liczył na to, że prędzej czy później któreś z nich wyskoczy z ubrań. To po prostu się działo samo, było wynikiem tego, jak na siebie działali. Może i z początku to była tylko gra, a oni nie przypuszczali, że posuną się dalej. Teraz nie było jednak czasu na to, aby myśleć nad konsekwencjami. Wiedzieli czego mogą się po sobie spodziewać, byli pewni tego, że będzie im ze sobą tego wieczoru dobrze. Czego więcej mogli chcieć? W tej chwili Gabriel nie myślał o tym, co zrobią, gdy zaczną zdawać sobie sprawę z tego, co zrobili. Byli dorośli, nie byli pijani i świadomie podejmowali decyzję. Musiał oczyścić swój umysł, skupić się tylko i wyłącznie na Octavii, która zmieniła pozycję. Trzymanie jej tak blisko siebie podobało mu się o wiele bardziej.
    — Trochę przemocy w łóżku by nie zaszkodziło — mruknął brunet. Po części był rozbawiony tą myślą, ale nie ograniczał się i był w zasadzie otwarty na wszystko co druga połówka miałaby do zaproponowania. Co prawda wątpił, aby obecnie wpadli na jakiś szalony pomysł. Był chyba zaskoczony też tym, jak… wolno im to zajmowało. Gabriel ostatnim razem spieszył się do tego, aby pozbyć się sukienki, którą wtedy miała na sobie Octavia. Nie myślał wtedy zbytnio o niczym, poza tym, aby dobrać się w końcu do brunetki. Teraz te same myśli siedziały mu w głowie, ale ruchy były znacznie wolniejsze. Subtelniejsze. Ten sam dreszcz przeszedł i jego, kiedy poczuł dłonie brunetki na swoim ciele. Jeśli nie wyrzuciła z pamięci ich wszystkich wspólnych chwil, a rozmowa poprzedzając pocałunek dała mu do myślenia, że Blanchard doskonale wszystko pamiętała, to dobrze będzie wiedziała, gdzie go dotknąć i w jaki sposób to robić. Niespiesznym ruchem sięgnął po brzegu koszulki, którą uniósł, a następnie położył na kanapie obok. Chcąc nie chcąc, musiał tym samym przerwać ich pocałunek. Odsunął plecy od oparcia kanapy, aby spokojnie i jego koszulka mogła opaść gdzież z boku, gdzie nie będzie żadnemu z nich przeszkadzać.
    — Chcesz zostać tutaj? — Mówiąc to musnął wargami odsłoniętą szyję brunetki. Dłonie przesunął na jej plecy, póki co tylko zaczepnie bawiąc się zapięciem od stanika, które akurat żadną przeszkodą nie było, ale nie chciał jej bardziej odkrywać. Nie miał nic przeciwko temu, aby nie ruszali się stąd wcale. Szanse na to, że któryś z sąsiadów ich usłyszy może i były spore, ale Gabriel zdążył się przekonać, że w takich budynkach każdy pilnuje swoich spraw i nie wtrąca się w to, co dzieje się u kogoś innego. Poza tym, na swój sposób było to z lekka ryzykowne. A kto nie lubił odrobiny ryzyka? Odsunął się od niej, dość niechętnie, ale za to z chęcią spojrzał w ciemne oczy brunetki, w których dostrzegł znajomy błysk. Ten sam wyraz twarzy towarzyszył jej, kiedy byli wcześniej razem i nie spodziewał się, że przyjdzie taki dzień, kiedy jeszcze przyjdzie mu to zobaczy.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  173. Przeczuwał, że to nie będzie jedyny błąd, jaki popełnią w zbliżającym się czasie. Mieli spotkać się tylko na zajęcia z tańca, po których zgłodnieli i chcieli coś zjeść. Jadąc do niej Gabriel z całą pewnością nie planował tego, że dobierze się do bielizny brunetki. Octavia zawsze mu się podobała, była atrakcyjną dziewczyną i chyba tylko ślepy uznałby, że nie ma w niej nic pociągającego. Jednak bez względu na to, jak dobrze wyglądała to wcale jeszcze nie oznaczało, że miał ochotę ją przelecieć. Co akurat się zmieniło w chwili, kiedy znalazła się blisko niego, a ich mała gierka przybrała zupełnie inny obrót. A może to wcale nie będzie błąd? Byli dorośli i najwyraźniej spragnieni obecności drugiej osoby, nikt nie mógł się do tego doczepić, a on sam też wcale nie zamierzał kwestionować tego, czy postępują moralnie czy wręcz przeciwnie. Już nieraz udowodnili sobie, że jest im ze sobą dobrze. Nie musieli wcale przestawać tylko dlatego, że dzisiejszy wieczór mógł okazać się niewypałem. W tej chwili niczego sobie nie obiecywali, nie chcieli od siebie niczego poza seksem, chwilą zbliżenia i zapomnienia o całym świecie.
    — Parę pomysłów mam — mruknął w odpowiedzi. Nie miał nic przeciwko temu, aby trochę poeksperymentować w łóżku, próbować nowych rzeczy, ale o takich rzeczach mogli porozmawiać ewentualnie później, jeśli dziś nic się nie popsuje między nimi. Chociaż czy coś mogło się pozbyć? Gabriel sam już nie był pewien. Spotykanie się ze swoją ex raczej nie należało do rzeczy, które powinno się robić, ale w tej chwili to co należało, a co robił to były dwie różne rzeczy i nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy.
    Zabrnęli za daleko, a może dopiero się rozkręcali? W tej chwili wiele pytań kręciło się po głowie bruneta, ale na żadne z nich nie znał jeszcze odpowiedzi. Prawdę mówiąc nie był pewien, czy chciał znać na nie odpowiedź. Dobrze się teraz bawił, tak samo jak i wcześniej, a dobrze wiedział, że jeśli zacznie zbyt dużo myśleć to wszystko popsuje. Znacznie bardziej wolał skupiać się na dalszym rozbieraniu i na przyjemnych rzeczach, które czekały na niego i Tay. Tak, to zdecydowanie było lepsze rozwiązanie niż główkowanie nad ich przyszłością, która nie była teraz jakoś wybitnie ważna. Wsunął dłoń między włosy brunetki, pociągnął za nie odchylając jej głowę do tyłu, co cało mu znacznie lepszy dostęp do jej szyi, na której pozostawiał kolejne pocałunki. Uśmiechnął się lekko, gdy przytaknęła mu, aby tu zostali. Zawsze lubił nietypowe miejsca. Trzeba było w końcu poszerzać swoje horyzonty, prawda? Zsunął dłoń na jej plecy, aby sprawnie odpiąć stanik, który po krótkiej chwili dołączył do ich bluzek.
    To czekanie powoli robiło się nieznośne, a z każdą kolejną chwilą coraz bardziej chciał zerwać z nich ubrania i przejść do rzeczy. Nie było jednak sensu ukrywać, że na swój sposób również mu się to podobało.
    — Nasza reputacja chyba nie może być już gorsza — odpowiedział ze śmiechem. Cóż, nie mieli najlepszych opinii, ale to Gabriel od zawsze miał gdzieś. Nie starał się naprawiać swoich błędów, nie był na pokaz grzecznym chłopcem, który słucha się ojca i robi to, co trzeba. Był pewien, że Octavia chciała go pocałować, ale pomylił się. Kąciki jego ust powędrowały do góry i uniósł brew, gdy się odezwała. — Szalone byłoby, gdybym posadził cię na barierce i wziął tam — odparł. Przechylił lekko głowę, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego. Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa, kiedy przesunęła paznokciami po jego szyi. Zdecydowanie to był jeden z tych gestów, który na niego działał.
    — Chcę ciebie.
    Wpił się w jej usta, nie dając szansy na to, aby odpowiedziała. Czekali już chyba wystarczająco wiele. Przesunął znów dłońmi po jej ciele, docierając do spodni, z którymi przez chwilę walczył, aby je rozpiąć.
    — Chyba będziesz musiała wstać — mruknął rozbawiony. Zdejmowanie ich, kiedy na nim siedziała okrakiem mogło być trudne, a nie musieli sobie teraz niczego bardziej komplikować.

    Gabs😌

    OdpowiedzUsuń
  174. Uśmiechnął się łobuzersko pod nosem.
    — Dostałaś zaproszenie na urodziny plotkary, racja? — Upewnił się. Kto jak kto, ale Octavia tam powinna być obowiązkowo. Sam był zaskoczony, gdy je otrzymał i nawet wiedział czemu teraz sobie o tym przypomniał, to tylko sprawiło, że jego uśmiech się nieznacznie poszerzył. — Te maski można wykorzystać w ciekawy sposób, Tay. Albo wstążki do włosów, jeśli wolałabyś coś delikatniejszego — wymruczał do jej ucha. Pomysłów im z pewnością nie będzie brakowało, a był nawet pewien tego, że mogliby zrobić całkiem długą listę co mogliby wykorzystać w łóżku. Nie zaskoczyła go myśl, że chętnie by to powtórzył, choć póki co wciąż dość wolno zdejmowali z siebie ubrania, skradali sobie kolejne pocałunki i nakręcali jeszcze bardziej. Cokolwiek teraz między nimi się działo, bardzo się to Gabrielowi podobało. Nie musieli składać sobie żadnych obietnic, a jeśli Salvatore miał być szczery to niekoniecznie chciał teraz cokolwiek obiecywać. Nie zamierzał co prawda zniknąć czy nigdy więcej się do niej nie odezwać, ale na ten moment to nie była dobra chwila, aby składać sobie obietnice, których nie byli nawet do końca pewni. Salvatore jedyne czego chciał to fizycznej bliskości, a całą resztę wykombinują już później, kiedy ich umysły nie będą zamroczone pożądaniem i chęcią dobrania się do siebie, a ta z każdą chwilą coraz bardziej rosła i stawała się nieznośna.
    — Dobry skandal na Manhattanie też się przyda. Ostatnio same głupoty się dzieją — mruknął. Co prawda nie zależało mu na rozgłosie, ale skoro już tak bardzo ludzie wtykali nos w ich życia to mogli im chociaż dać porządny powód do plotkowania. Nigdy jakoś specjalnie się tym nie przejmował, ba czasami nawet lubił podkręcać atmosferę, dokładać kolejnych ploteczek i patrzeć, jak świat płonie, jak kłócą się w komentarzach i wypisują kto z tego toksycznego środowiska jest lepsza. A wszyscy tu wiedzieli, że każdy kolejny jest gorszy od swojego poprzedniego i tylko ścigali się w pokazaniu wszystkim kto potrafi więcej ćpać, kto komu wyrządzi większe gówno.
    — Nie pozwoliłbym ci spaść. Nie mogę iść siedzieć za nieumyślne spowodowanie śmierci. Wyobrażasz sobie te nagłówki? — mruknął. Z pewnością by jej nie puścił, jakkolwiek wysoko by się nie znajdowali. Aczkolwiek w chwili zapomnienia wszystko mogło się wydarzyć i sądził, że aż tyle zaufania do niego Octavia nie ma. Wolał też nie myśleć, jak bardzo przejebane miałby u jej rodziny, gdyby coś się wydarzyło i nie mógłby się dziwić. — Mhm, same ciekawe miejsca dające pole do popisu i wiele ciekawych pozycji — zgodził się z uśmieszkiem.
    Zlustrował ją wzrokiem, kiedy wstała, ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Jego zielone oczy wręcz błyszczały od podniecenia. Spodnie zaczęły uwierać i czekał tylko na chwilę, aż będzie mógł ich się pozbyć. Jakby specjalnie sam siebie torturował.
    — Podziwiam widoki — odparł. Położył dłonie na jej biodrach, przysuwając ją do siebie. Musnął wargami płaski brzuch brunetki, a ręce przesunął na jej pośladki. Zacisnął na nich palce, a te po chwili wsunął za materiał od bielizny. Tę sprawnym ruchem ściągnął w dół. Wstał zmuszając tym samym Octavię do tego, aby się cofnęła. Rozpiął pasek, guzik i zamek. Zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie ten wieczór, ale nie miał najmniejszego zamiaru narzekać na jego zakończenie, a może początek? Nie ważne. Opadł z powrotem na kanapę, kiedy pozostała, zbędna garderoba znalazła się już gdzieś na podłodze i pociągnął Octavię za sobą. — Chcę na ciebie popatrzeć — powiedział. Tak było też chyba najwygodniej, a nocy wcale nie musieli kończyć na tarasie. Mieli przed sobą w końcu sporo miejsc do przetestowania.
    — Nie mam gumek — poinformował ją. Mimo wszystko nie uśmiechało mu się dołożenie rodzeństwa dla córki Octavii i podejrzewał, że jej także do tego niespieszno. — To nie problem?

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  175. — W takim razie musimy się postarać o wstążki — odparł. Był pewien, że wykorzystają je w odpowiedni sposób i zadbają o to, aby atmosfera między nimi była odpowiednia. Pomysł z maskami pojawił się dość nagle, jakoś nigdy wcześniej nie miał okazji do tego, aby wypróbować je w taki sposób. Bale maskowe w przeszłości się zdarzały, ale wykorzystanie ich w sypialni z pewnością było czymś zupełnie nowym, czymś czego wcale odpuszczać sobie nie chciał. Bez większego problemu potrafił wyobrazić sobie Octavię w czarnej, koronkowej masce czy w jakimkolwiek innym kolorze, to było bez znaczenia z rękami związanymi miękką, materiałową wstążką. Tak, ta wizja podobała mu się zdecydowanie o wiele bardziej niż powinna. Ale nie czuł się z tego powodu wcale źle. Nie miał na pewno zamiaru przepraszać za to, że dobrze było mu w towarzystwie Octavii, że w jakiś dziwny i pokręcony sposób znaleźli się znów w podobnej sytuacji co rok temu. Teraz jedynie był może bardziej odpowiedzialny, pewniejszy samego siebie i tego jak postępować z drugą osobą.
    Nie potrafił przejąć się teraz żadnymi plotkami na ich temat. Ludzie zawsze gadali i to się nie zmieni. Będą z pewnością też próbowali im namieszać w życiu, czasami komentarze pod ich postami na Instagramie naprawdę potrafiły nieźle człowiekowi namieszać w głowie, skłócić z bliskimi. Gabriel jednak wiedział, że nawet jeśli pojawią się jakiekolwiek komentarze to nie będzie tego zbytnio czytał, aby nie psuć sobie humoru. Nie mieli najlepszych opinii, a skandal w takiej postaci ani trochę mu nie przeszkadzał. Oni przynajmniej będą się dobrze bawić w swoim towarzystwie w czasie, kiedy ci wszyscy co komentują nawet nie opuścili mieszkań swoich rodziców i wciąż nie ogarnęli swojego życia nawet w małym procencie.
    Oczy bruneta niemal jeszcze bardziej rozbłysły, gdy bariera została mu obiecana.
    — Nie chciałbym mieć na pieńku z twoją rodzinką — odparł. Z pewnością nie żyłby długo po takim wypadku. I chyba nikt też nie byłby zdziwiony, gdyby Gabriel podzielił los brunetki. — Najwyżej przypnę cię pasami bezpieczeństwa, abyś nie zleciała — dodał. Zaśmiał się pod nosem, to usiałoby wyglądać komicznie, gdyby faktycznie się na to zdecydowali.
    Zawsze lubił patrzeć na swoje partnerki. Podziwiać ich ciało, kształty. Octavia zawsze go pociągała, miała przyjemne kształty i dobrze widział, że po ciąży jej ciało się zmieniło. Widział też bliznę po postrzale, o tym akurat słyszał. Nie uważał jednak, aby to w jakikolwiek sposób odbierało jej kobiecości czy sprawiało, że nie jest atrakcyjna. Może, gdyby miał o te kilka lat mniej, a w jego głowie byłyby jedynie obrazy lasek z Instagrama czy z filmów erotycznych, gdzie każdy włosek jest usunięty w programie, twarz i tyłek wygładzone do granic możliwości to skrzywiłby się i uznał, że jednak to nie jest dziewczyna dla niego. Obecnie był jednak bardzo pewien tego, że Octavia jest dziewczyną dla niego. Przynajmniej na tę chwilę, pojęcia nie miał co będzie później. Teraz nie chciał o później myśleć.
    — Są przyjemne — odpowiedział. Uniósł wzrok, aby spojrzeć na brunetkę. Zdecydowanie na dziś wybrał sobie odpowiednie widoki. Nie zwracał większej uwagi na to, co na co dzień mogło jej przeszkadzać, co być może wprawiało ją w kompleksy, choć był pewien, że nie miała żadnych, bo wyglądała świetnie i wiedział, że niejedna dziewczyna chciałaby znaleźć się w jej skórze. Mieć takie ciało, nawet po ciąży i pewnych życiowych wydarzeniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie nie wiedział czy to po prostu jest jedna noc, o której następnego dnia zapomną, ale był pewien tego, że chciał ją dobrze zapamiętać. I upewnić się, że przy okazji Blanchard również z tego wieczoru będzie miała przyjemne wspomnienia. Raczej o to martwić się nie musiał, w końcu niejeden już raz udowadniali sobie, że między nimi potrafi być naprawdę elektryzująco.
      Zassał powietrze, kiedy przesunęła dłońmi po jego ciele, zatrzymując je na podbrzuszu. Ta gra między nimi zdecydowania zaczynała się przedłużać, ale Salvatore nie mógł się z tego powodu wściekać, skoro sam ją zaczął. Skinął jedynie głową, gdy wspomniała o wkładce. Większego zapewnienia nie potrzebował.
      — Zgodnie z życzeniem — mruknął w odpowiedzi. Owinął palce wokół gardła brunetki, przyciągając ją tym samym do siebie, zanim złączył ich usta w pocałunku. Nie było w tym geście nic agresywnego. Zsunął dłoń jednak po chwili, między jej piersiami, na biodra, chcąc unieść brunetkę nad sobą. Dość mieli już czekania, wolnej gry wstępnej, którą równie dobrze mogliby ciągnąć ze sobą w nieskończoność. Nie przerywając pocałunku, wszedł w nią płynnym ruchem, dając kilka chwil na przyzwyczajenie się. Zacisnął dłonie na jej biodrach nadając im wspólny rymt.

      Gabs

      Usuń
  176. Taras zapewniał im swego rodzaju prywatność, ale nie było na tym świecie rzeczy niemożliwych i Gabriel był pewien, że gdyby tylko ktoś się postarał to miałby całkiem niezły materiał z ich udziałem. Jednak miał minimalną wiarę w sąsiadów brunetki i liczył, że dochodzące z jej tarasu jęki, odgłosy uderzających o siebie ciał nie sprawią, że ich ciekawość przejmie stery. Widownia im wcale nie była teraz potrzebna. Uwaga Salvatore była jednak w pełni skupiona na dziewczynie, na tym, aby odnaleźli wspólny rytm, który podpasuje im najbardziej. Przesunął dłoń na jej plecy, a palcami sunął wzdłuż kręgosłupa brunetki, nim tak jak wcześniej zacisnął dłoń na jej karku, a ją samą przyciągnął bliżej siebie. Złączył ich usta w kolejnym, zachłannym pocałunku. Cały świat był mu teraz obojętny, nic więcej go nie interesowało. Ich jęki się ze sobą mieszały, wraz z kolejnymi sapnięciami i zderzeniami ich ciał. Oderwawszy się od ust brunetki, naznaczył jej szyję mokrymi pocałunkami. Zostawił na dekolcie brunetki niewielką malinkę, jęknął w jej skórę przy kolejnym pocałunku. Odsuwając się, obserwował brunetkę. To, jak włosy podskakiwały jej przy każdym pchnięciu, jak jej piersi się unosiły. Był pewien, że ta noc może mieć swoje konsekwencje, ale był gotów je znieść. Złapał brunetkę za pośladki i wraz z nią podniósł się z kanapy. Jedynie po to, aby zmienić ich pozycję. Na szczęście kanapa nie należała do tych wąskich. Położył ją plecami na kanapie nakrywając ją swoim ciałem. Ujął dziewczynę pod kolano przekładając jej nogę przez swoje ramię. Usta Gabriela wygięły się w zadziornym uśmiechu, to była niewielka zmiana pozycji. Spojrzał w oczy Octavii, kiedy przyspieszył ruchy biodrami. Oddech znacząco mu przyspieszył tak samo jak serce, które wydawało się, że w każdej chwili gotowe jest wyrwać się prosto z jego wytatuowanej piersi. Przyjemny uścisk w podbrzuszu pojawił się po dłuższej chwili, napawał się tym, jak Octavia zaciska się na nim z coraz większą siłą. W końcu jego mięśnie się napięły, a spełnienie rozlało się przyjemnie po ciele. Schował twarz między jej włosami, łapiąc szybkie oddechy.
    Opadł na brunetkę, próbując nie przygnieść jej ciężarem swojego ciała. Miło jednak było poczuć przy sobie jej rozgrzane, nagie ciało. Słyszał urwany oddech i szaleńczo bijące serce. Cisza, która zapadła nieszczególnie mu przeszkadzała. Nie spodziewał się tego, że mogłoby być krępująco czy niezręcznie. Uniósł się na rękach, spojrzał na twarz brunetki i lekko się uśmiechnął. Prawie przewrócił oczami, nie spodziewał się tego, że w taki sposób ten dzień się zakończy.
    — To było… zaskakujące i przyjemne — odezwał się w końcu po chwili i zaśmiał. Nim się odsunął złączył ich usta w kolejnym, tym razem znacznie spokojniejszym pocałunku. Usiadł na kanapie, próbując zlokalizować swoje ubrania. Spodnie i bokserki leżały tuż obok, ale koszulki namierzyć nie mógł. — W porządku? — spytał. Dłonią przesunął po łydce dziewczyny zanim się podniósł, a na tyłek wsunął czarne bokserki.
    Rozejrzał się chcąc namierzyć kurtkę, która była w środku. Zniknął na parę sekund wracając z opakowaniem papierosów.
    — Chcesz? — Wyciągnął otwartą paczkę w stronę brunetki.
    Zostawił przy niej paczkę odpalając jednego. Nie wiedział do końca co teraz miałby zrobić. Przytulić ją? Nie ustalili żadnych zasad. Były w ogóle między nimi jakieś zasady? Dawniej był chyba w te klocki lepszy. Ubierał się, wychodził i zapominał. Teraz to niekoniecznie mogło mieć miejsce i… cóż, nie chciał wychodzić.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  177. — Wręcz przeciwnie, wiedziałem, że będzie dobrze — odparł z uśmiechem. Oboje chyba byli zaskoczeni tym, jak ten wieczór się potoczył. Wychodząc z mieszkania i jadąc na miejsce zajęć w głowie Gabriela nie było myśli, że mogą skończyć w ten sposób. Może nie powinno to być zaskakujące, bo w końcu już siebie znali i wiedzieli, że dobrze im jest ze sobą, więc wiedzieli czego się mogą spodziewać i jak ewentualnie może być. Mimo tej świadomości Salvatore miał wrażenie, jakby było lepiej niż ostatnim razem. Nie, aby rozpamiętywał tamten moment w pamięci. Był teraz trzeźwy, a rok temu niekoniecznie wiedział chwilami, jak się nazywa. Miał większą kontrolę nad tym co robił, jak się zachowywał. A może po prostu teraz wchodził w szczegóły, które tak naprawdę nie miały większego znaczenia. Sam już nie wiedział.
    Odpalił papierosa, zaciągając się i następnie wypuścił dym z płuc. Specjalnie uniósł głowę, aby ten nie uderzył prosto w brunetkę. Przez chwilę zastanawiał się co powinien jej odpowiedzieć. Czy dobrze zrobią, jeśli zostanie? Czy w ogóle jakakolwiek decyzja, którą podęli od wejścia do jej apartamentu była dobra? To z pewnością była sporna kwestia i co poniektórzy mogliby się nie zgodzić z tym, co robili. Salvatore sam do końca już nie wiedział, ale prawda była taka, że nie do końca chciał spędzać ten wieczór sam. Jakoś ciężko było mu wyobrazić sobie, aby teraz wrócił do swojego pustego mieszkania na Staten Island.
    — Nie pójdę — odpowiedział przenosząc wzrok na dziewczynę. Nie był przyzwyczajony do nocowania u dziewczyn, z którymi się właśnie przespał. To zawsze działało tak samo – kończył, ubierał się, żegnał i wychodził. Nikt nie oczekiwał niczego. W tej chwili w zasadzie również nie czekał na nic więcej ani tym bardziej na żadne obietnice. Ot, byli dwójką ludzi spragnionych bliskości kogoś drugiego i nie było w tym nic złego, gorszącego. Znali się, mogli na sobie polegać i przecież o nic więcej tutaj nie chodziło.
    — Nie wiem, jak ty, ale mogę potrzebować dziś jeszcze czegoś dobrego do jedzenia — powiedział. Oparł się o barierkę, lekko przechylając do przodu. Było faktycznie wysoko. — Które to piętro? — Nie zwrócił większej uwagi na to, kiedy jechali windą. Jego myśli w tamtym czasie krążyły wokół czegoś zupełnie innego. Uśmiechnął się pod nosem, bo gdy tak się opierał przypomniał sobie ich rozmowę o barierce. — Jakieś pasy zabezpieczające na pewno by ci się tutaj przydały. — Zaśmiał się. Przekręcił głowę w stronę brunetki, której puścił oczko. Kończąc papierosa zgasił go o popielniczkę, która stała na środku stolika. Wcześniej nawet jej nie zauważył.
    Stanął za brunetką. W zasadzie nie wiedział czego teraz chce i czy w ogóle miał prawo czegoś od niej chcieć teraz.
    — Więc co teraz? — spytał. Wolał postawić sprawę między nimi jasno, a raczej dowiedzieć się, jak Octavia widzi resztę tego wieczoru. Czy mają po prostu coś obejrzeć, zasnąć na rozłożonej kanapie w swoich objęciach, a rano się rozejść? Nie było problemu, aby w taki sposób spędzili resztę wieczoru.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  178. — O ostatnim razie nie mówimy, nie popisałem się. — Gorzko się zaśmiał. Nie było źle, ale jednak nie był wtedy najtrzeźwiejszy i w zasadzie to niewiele pamiętał z tamtego wieczoru. Byli u niego, to na pewno, a jego ojciec urządził jakieś potwornie nudne przyjęcie pełne nudnych ludzi z różnych stron Nowego Jorku, bankierzy, biznesmeni, każdy kto w jego oczach się liczył. Głównie byli to jego znajomi, których mógł w jakiś sposób wykorzystać dla swojego zysku. W tym też byli rodzice Octavii i ona sama, ale to akurat połączenie ni było zaskakujące. Prawnicy przez penthouse Salvatore przewijali się często, a Blanchard był tym z lepszych i współpraca tych dwóch mężczyzn nie była niczym zaskakującym. — Kiedyś? Długo będę musiał czekać? Naprawdę liczyłem na tą barierkę.
    Puścił oczko brunetce przy ostatnim zdaniu. Ten wieczór był zaskakujący, to na pewno i Salvatore za nic nie pomyślałby, że tak właśnie się skończy. Było przyjemnie, dobrze się zabawili i nie było powodu, aby doszukiwać się w tym czegoś więcej. Jeśli coś miało być to był zdania, że rozwinie się samo. Póki co stąpali do bardzo cienkim lodzie, który w każdej chwili mógł się złamać. Nie robili w końcu nic złego, ale życie bywało przewrotne, a powroty do ex, bez względu na powodu, mogły skończyć się różnie. Dla niego Octavia nie była tą kłopotliwą byłą dziewczyną, od której lepiej się trzymać z daleka. To raczej on takim był, nawet mim swojej teoretycznej zmiany na lepsze.
    — Możesz winić siebie, zmęczyłaś mnie — odparł. Coś jednak w tym było i zdecydowanie wydawał więcej na jedzenie niż na cokolwiek innego. Spojrzał jeszcze raz na rozciągający się przed nim widok. Jedni mogli stwierdzić, że przebywanie w mieście było nudne, a oglądanie codziennie tego samego widoku robiło się monotonne, ale on zawsze potrafił znaleźć coś nowego. Miasto samo w sobie było zaskakujące. — Nie dziwię mu się. Nasi mają tę cechę wspólną, oboje lubią ładne widoki — zauważył. Jego ojciec też zwracał na to uwagę. Znajdowali się w betonowej dżungli i może nie mogli liczyć na to, że znajdą się tu widoki na góry, jeziora czy inne naturalne widoki, ale można było znaleźć wiele równie wartościowych miejscówek. Penthouse jego ojca miał widok na Central Park, a z drugiej strony był betonowy gąszcz wieżowców. To drugie również miało w sobie to coś.
    Odwrócił się i oparł o barierkę, a wzrok zawiesił na dziewczynie. Wzruszył lekko ramionami po jej stosie pytań.
    — Nie wiem o co konkretnie. Nie chcę chyba, żeby powstały nieporozumienia.
    Wolał mieć jasność co do tego, co właśnie się między nimi wydarzyło. Było zdecydowanie za wcześnie, aby rzucać jakimikolwiek obietnicami. Oboje mieli teraz mętlik w głowie, który musieli jakoś opanować i się nim zająć, ale dzisiejszy wieczór mógł nie być do tego odpowiedni. Tylko ze względu na to, że już i tak wiele się wydarzyło, a emocje wciąż były świeże.
    — Tak jest, proszę pani — zaśmiał się, jednocześnie zgadzając na plan, który jako tako wprowadzili w życie. Na chwilę obecną chyba nic lepszego by nie wymyślili. — W takim razie jedzenie, film. Na sen chyba jeszcze trochę za wcześnie, co? — zapytał. Był raczej nocnym markiem, a pora wciąż była dość wczesna. O tej porze częściej szykowaliby się do wyjścia na imprezę, a nie do snu.
    Salvatore zawahał się na moment. A może wcale nie musieli siedzieć w mieszkaniu?
    — Co powiesz na to, abyśmy się stąd jednak wyrwali? Parę drinków, może zahaczymy o jakiś klub?
    Sam dawno nigdzie nie był. Wspólne wyjście mogło dołożyć trochę plotek, ale to naprawdę nie było dla niego jakoś wybitnie ważne. Mogli się dobrze bawić będąc też wśród ludzi.
    — Ale najpierw przydałby się prysznic.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  179. Mogli tamten wieczór puścić w niepamięć. Nie było to nic szczególnie wartego zapamiętania, nie tak, jak dzisiejsze wydarzenia. Dość niespodziewane, ale na pewno bardziej przemyślane. O ile można było uznać, że cokolwiek po przekroczeniu tarasu było przemyślane. Uśmiechnął się lekko do tej myśli. Ot, dobrze się bawili. Nie mieli ze sobą żadnego problemu, a jeśli ktoś miał o to mieć to była to tylko i wyłącznie sprawa tej osoby. Za to akurat Gabriel przepraszać nie miał zamiaru.
    Zmarszczył nieco brwi.
    — A nie jestem grzeczny? Sądziłem, że od jakiegoś czasu to słowo bardzo dobrze mnie opisuje. — Akurat tak się wypadło, że od dawna nic złego nie robił. I dobrze wiedział, że Octavia się z nim teraz droczy. W zasadzie od początku nic innego ze sobą nie robili. Przecierali granice, sprawdzali, jak daleko mogą się posunąć, a przed chwilą zdecydowali się przesunąć każdą możliwą granicę. Akurat ani alkohol czy marihuana nie miały nic wspólnego z ich zachowaniem. Może, gdyby wypili więcej. Aczkolwiek i w to wątpił. Był zrelaksowany, a tego właśnie potrzebował. Czuł się dobrze i reszta potoczyła się już sama. Akurat dziś nie mieli na co zwalić winy i chyba żadne z nich też nie chciało na nic zwalać winy.
    Ruszył za nią do mieszkania, po drodze zbierając resztę swoich ubrań. Gdyby tylko mieszkał bliżej skorzystałby z tego i podjechał się przebrać, ale tego luksusu nie miał. Ubrania same w sobie nie były złe, nadawały się na wyjście w niemal każde miejsce. Wolałby jedynie coś bardziej świeższego, ale narzekać nie miał już zamiaru.
    — Wiesz co miałem na myśli, ale skoro nie ma – to w porządku.
    Pomysł z wyjściem na jakąś imprezę był dość spontaniczny. Powiedziałby, że dawno takiej decyzji nie podjął, ale skłamałby. Dzisiejszy wieczór był dość spontaniczny. Nie ważne, najważniejsze w tym wszystkim było to, że obojgu się podobało.
    — W takim razie dziś się zabawimy nie tylko na tarasie — odparł. Miał nawet pomysł, gdzie będą mogli się udać, aby wypić dobre drinki, potańczyć i nie zwracać na siebie zbytnio uwagi. Problem był taki, że gdzie by nie poszli to wszędzie Plotkara miała swoje minionki. Nie miał pojęcia, jak ona to robi, a Gabriel z kolei nie był aż tak rozpoznawalny. Miał kilkadziesiąt tysięcy obserwatorów, ale większość jego postów w ostatnim roku to były jego prace. Czasami wrzucał swoje zdjęcia, coś z siłowni, ale na ogół skupiał się na swojej pracy. Jasne, wyróżniał się. Jego tatuaże były bez wątpienia znakiem rozpoznawczym bruneta i choćby chciał, to nie dało rady tego zmienić. I nawet nie chciał tego zmieniać. Były zbyt dużą częścią jego życia, aby teraz z jakiegokolwiek powodu miałby się ich pozbywać.
    Przyciągnął ją do siebie, gdy ledwie co musnęła jego usta i pogłębił pocałunek. Wsunął palce między włosy brunetki, chciał jeszcze ten ostatni raz nacieszyć się smakiem ust dziewczyny.
    — Teraz mogę iść — wymruczał, kiedy ich wargi się rozdzieliły.
    W ostatnim czasie uśmiech mu nie schodził z twarzy. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak po prostu ciągle się uśmiechał. Zniknął w łazience na niespełna dziesięć minut. Poczuł się po nim znacznie lepiej, włożył na siebie ubrania. Przez chwilę walczył z włosami, ale te chciały żyć po prostu swoim życiem. Wracając do kuchni ciężko było nie zwrócić po raz kolejny uwagi na to, ile dziecięcych rzeczy się tu znajdowało. To mu po raz drugi tego wieczoru uświadomiło, jak wiele się pozmieniało przez tak krótki czas. W kuchni nie zastał Octavii. Założył więc, że się dalej szykuje. Pozwolił sobie na to, aby zajrzeć do lodówki, w której znalazł sok pomarańczowy, który przelał do szklanki. W czasie, jak czekał na dziewczynę przejrzał Instagrama, ale nie znalazł na nim nic, co mogłoby go zainteresować jakoś szczególnie w tej chwili.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  180. Może poczuł się nieco zbyt pewnie, ale nie robił w końcu nic złego. Wziął sobie jedynie trochę soku, a nie sądził, że Octavia miałaby mu to za złe. Gdyby tak było to pewnie dałaby mu o tym znać. Nawet nie pomyślał, że to mógłby być problem. Może, gdyby należała do typu osób, którym jest wszystkiego żal, ale taka nie była. Mógł zaczekać i się zapytać, ale po tym co się wydarzyło raczej o takie proste rzeczy pytać już zwyczajnie nie wypadało. Salvatore uniósł głowę, kiedy usłyszał stukot szpilek o podłogę. Octavia w krótkiej, zielonej sukience i długich szpilkach to był widok, który był mu bardzo dobrze znany.
    Przed udzieleniem jej odpowiedzi musiał się chwilę zastanowić. W zasadzie to nie wiedział, co powinien jej powiedzieć. To nie było jego dziecko, nie jego odpowiedzialność. Nie widział siebie w roli ojca. Na żadnym etapie swojego życia nie pomyślał, że chciałby założyć rodzinę. Rok temu jego ojciec upewnił się, że młody Salvatore potomka mieć nie będzie. Sprawa z Amandą trochę go teraz gryzła. Bez żadnych wyrzutów sumienia zmusił ją do podjęcia ciężkiej decyzji, umywał sobie od tego ręce, bo zajął się tym jego ojciec, ale wina i tak spadała na niego. Teraz była Octavia, z którą dziecka nie miał, ale ona miała i sprawa też się w pewien sposób komplikowała.
    Obserwował, jak odbiera od niego szklankę z sokiem, a potem sam dopił do końca sok, jakby nagle czując suchość w gardle, której jeszcze chwilę temu w nim nie było.
    — Nie zastanawiałem się nad tym szczerze mówiąc — powiedział w końcu. Mógł udawać, że obecność Ayli nie ma żadnego znaczenia, ale nie był idiotą. Gdyby chcieli lub stało się tak, że ich relacja się rozwinie to musieli być świadomi tego, że Gabriel wszedłby w rolę, na którą gotów nie był. — Raczej nie, nie wiem.
    Dziś tego konkretnego pytania się nie spodziewał. W tej chwili w rolę ojczyma dla jej córki wejść nie mógł. Może jednak będą komplikować sobie życie jeszcze bardziej tym niespodziewanym powrotem? Nie byli już nastolatkami, nie do końca mieli tę wolność w robieniu tego, na co tylko mają ochotę.
    — To Manhattan nie jest na nas gotów, ja jestem zawsze — odpowiedział beztrosko. Zupełnie tak, jakby chwilowe zmieszanie sprzed paru sekund nie miało miejsca. Przejrzał jeszcze chwilę przed przybyciem Octavii kluby w okolicy, ale postawił na sprawdzoną miejscówkę, którą oboje całkiem dobrze znali i sobie cenili. House of Yes był częstym wyborem Gabriela, jeśli chodziło o dobre imprezy. Otwarty był do czwartej rano, więc mieli całą noc na dobrą imprezę, o ile z jakiegoś powodu nie zdecydują się na to, aby opuścić klub wcześniej. — Chodźmy. Podejrzewam, że ten wieczór nie będzie tajemnicą, więc dajmy im chociaż więcej powodów do gadania — zaśmiał się.
    Zamówił dla nich taksówkę, która już czekała na dole. Może daleko nie było stąd do klubu, ale na spacery nieszczególnie chyba mieli ochotę. Droga nie trwała zbyt długo. Korki ich nie oszczędziły, ale nie były jakoś wybitnie męczące. Wysiadł z samochodu, zostawiając otwarte drzwi dla Octavii. Przed klubem zrobiła się spora kolejka. Wplątał swoje palce w jej dłoń i pociągnął w stronę wejścia.
    Skinął jedynie głową ochroniarzowi, który przepuścił ich. Już stąd słychać było dudniącą muzykę i odgłosy niezadowolonych osób w kolejce. Dobrze było mieć kontakty w różnych miejscach.
    — Bar? — zapytał głośniej próbując przekrzyczeć lecącą muzykę.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  181. Temat dzieci zdecydowanie nie był jego ulubionym. Nie miał nic przeciwko dzieciakom, ale to nie była jego bajka. Nie teraz, nie w najbliższej przyszłości. Może coś kiedyś się zmieni, ale na ten moment jego zdanie było takie samo, jak dawniej. W pewien sposób sytuacja Octavii wszystko komplikowała, ale teraz nie chciał sobie zaprzątać tym głowy. Zwłaszcza, że w tej chwili nie wchodziły w grę żadne uczucia, a po prostu potrzeba bliskości drugiego człowieka, którą zaspokoili. Kiedy zdecydowali się na to, aby popełnić błędy nie myślał o tym, że ta decyzja może prowadzić do podjęcia pewnych kroków, które mogą być dla niego zbyt ciężkie. Nie chciał takiej odpowiedzialności, a wiedział, że jeśli jakiekolwiek uczucia wrócą to nie będzie mógł myśleć tylko o Octavii, ale pod uwagę będzie musiał wziąć też to, że dziewczyna jest w pakiecie z małym dzieckiem. Chyba na takie pytania było po prostu trochę za wcześnie, nie wiedział. To był pierwszy raz od w zasadzie niemal roku, nie było żadnej pewności czy to się powtórzy. Co z tego, że robili plany i żartowali, równie dobrze mogli się już więcej nie zobaczyć lub po prostu wyjść z założenia, że będzie lepiej, jeśli zostaną tylko przyjaciółmi, a sypianie ze sobą wszystko skomplikuje.
    Może ta rozmowa nie popsułaby mu humoru, ale teraz zwyczajnie nie wiedział, co miałby jej powiedzieć. Nie chciał skłamać, a mógł. Ale to nie byłoby fair wobec niej ani wobec samego siebie. Na ten moment zwyczajnie nie wiedział i nie był pewien czy to się szybko zmieni. Musiałby się nad tym zastanowić, a teraz wolał skupić się na tym, że będą w klubie, jakby na jeden dzień było im mało tańczenia. Bawili się dobrze na zajęciach, ale na w House of Yes nie będą musieli przestrzegać żadnych zasad.
    Wypili tylko jedno piwo, spalili jednego jointa na spółkę. Zdecydowanie byli na to wszystko zbyt trzeźwi. Pociągnął ją w stronę baru, gdzie od razu zamówił dla nich po dwa shoty tequili na rozgrzewkę. Nie chciał przesadzać od początku, a dobrze oboje wiedzieli, jak wypicie kilku na raz może wpłynąć na organizm. Nie chciał też stracić z tego wieczoru pamięci i być w miarę o siłach, kiedy będą wracać zapewne razem do jej apartamentu.
    — Nie mieliśmy czasu, aby wypić więcej. Byliśmy trochę zajęci — zaśmiał się. Podsunął jej kieliszki, kiedy barman im je podał. Gabriel od razu zapłacił. Dostali na osobnym talerzyku cztery kawałki limonki oraz sól. Wszystko to, czego mogliby potrzebować. Większość osób już była pijana lub naćpana, bądź to i to. Nie oceniał. Gdyby nie to, że trzymał się pewnej obietnicy to pewnie byłby teraz na ich miejscu. — To co, za udany wieczór? — Chyba mogli śmiało powiedzieć, że wieczór z pewnością był udany. Noc jeszcze była długa i wiele mogło się wydarzyć. Gabriel był pewien, że będą się dobrze teraz bawić. Nic im w końcu nie stało na przeszkodzie, aby faktycznie się rozerwać.
    Skrzywił się lekko, gdy najpierw poczuł sól, którą zapił shotem, a następnie ugryzł limonkę. Powtórzył to niemal od razu i najchętniej zamówiłby od razu kolejne, ale chyba lepiej było chwilę poczekać i wrócić po chwili do baru po kolejne.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  182. Ostatnie tygodnie były dla młodej francuzki niezwykle emocjonujące i niebywale ciężkie. Sam fakt zdecydowania się na związek z mężczyzną starszym o jedenaście lat, który w dodatku był pastorem, powodował już spore problemy, jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego w co się właściwie pakuje. Teraz gdy sprawy chociaż na chwilę się uspokoiły a ona po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni mogła odetchnąć, postanowiła w końcu wybrać się do kuzynki. Słyszała o śmierci Jacsona na urodzinach tajemniczej P. , ojca cudownej Ayli, która dla Lei była małym aniołkiem. Domyślała się w jakim stanie jest obecnie Octavia i mogła jedynie podejrzewać co musiała czuć. Sama też kiedyś straciła bliską osobą chociaż Timeo wciąż żył a teraz dodatkowo obrał sobie za cel zniszczenie jej nowego związku..
    W momencie gdy stanęła przed drzwiami apartamentu kuzynki poczuła dziwny ucisk w żołądku. Już od wczoraj wciąż zbierało jej się na wymioty, ale wszystko tłumaczyła sobie ostatnio zjedzonym sushi na które wybrała się wraz z ukochanym. Cóż może faktycznie było ono nie pierwszej jakości?
    -Witaj Tay - przywitała się z kobietą chociaż czuła się naprawdę źle, że dopiero teraz znalazła czas na odwiedzenie jej. - Wybacz, że przychodzę dopiero teraz, ale sprawy jak zwykle nie układają się po mojej myśli - mruknęła z lekkim zażenowaniem bo musiała teraz wypaść jak najgorsza kuzynka świata. - Przykro mi że nie mogłam też pojawić się na pogrzebie. Jak się właściwie czujesz? - spytała z troską domyślają się że nie jest jej łatwo.
    Ona sama niewiele wiedziała o ojcu Ayli. Słyszała o nim jedynie od Octavi i z plotek zamieszczanych na blogu plotkary, ale jakoś nigdy nie miała okazji poznać go osobiście. Biorąc pod uwagę co o nim słyszała, raczej wątpiła w to, że mieliby dobre relacje, ale teraz już się o tym nie przekona…

    ~Lea

    OdpowiedzUsuń
  183. Wydarzenia z ostatniego czasu jeszcze nie do końca do niego docierały. Gabriel sam już nie wiedział, co powinien czuć, jak się zachowywać, co robić i co mówić. Miał wrażenie, jakby każde jedno słowo miało doprowadzić do tragedii i jednej, wielkiej awantury. Sam był drażliwy, nie za bardzo miał ochotę na to, aby z kimkolwiek rozmawiać czy robić cokolwiek. Impreza urodzinowa Plotkary miała na celu jedynie to, aby dostarczyć więcej plotek, namieszać w ich życiach bardziej, a doszło do tego, że ktoś tam umarł. Ktoś bliski wielu osobom i Salvatore wciąż nie mógł się otrząsnąć. Nawet jeśli relacja jego i Jacksona w ostatnich miesiącach nie istniała to jeszcze przecież nie znaczyło, że źle mu życzył, czy że chciał, aby coś mu się stało. Byli sobie chyba po prostu obojętni. W mediach wrzało, ale nie miał siły tego wszystkiego czytać i nawet nie chciał. Tylko bardziej by się zirytował, nie przyniosłoby to niczego dobrego, a już na pewno te wszystkie artykuły nie sprawiłyby, że Salvatore poczułby się chociaż minimalnie lepiej. Wystarczyło mu, że przeczytał kilka i widział komentarze w stylu bardzo dobrze się stało, sam się prosił i masę podobnych.
    Sam nie wiedział co nim kierowało, kiedy złapał za kluczyki od auta i zbiegł na dół po schodach na parking. Nie myślał chyba zbyt wiele. Raczej nikt dla kogo Jackson w jakiś sposób był ważny nie myślał w ostatnim czasie trzeźwo. Z początku jeździł bez celu po mieście, irytował się na kroki, ale ostatecznie dojechał pod znajomy sobie budynek. Jeszcze nie tak dawno wychodził stąd w świetnym nastroju, bawił się w klubie i planował przyszłość. Teraz sam już nie wiedział, co się stanie, gdy tam wejdzie. Zaparkował przed budynkiem, gdy znalazł wolne miejsce parkingowe. W holu przywitał się z portierem, który musiał go najwyraźniej kojarzyć z ostatniej wizyty. Dopytał się jedynie do kogo idzie. Gabriela chyba nie zdziwiłoby, gdyby i on wiedział, co się wydarzyło. Nie był pewien czy Octavia jest w mieszkaniu. Jakoś nie pomyślał, aby się zapytać. Trudno, najwyżej pocałuje klamkę i wróci do sobie. Nie było to teraz jakoś szczególnie ważne. Zaczekał na windę, której się nie spieszyło lub to dla niego czas stanął w miejscu. Po części nawet tak było, a czas naprawdę płynął znacznie wolniej niż mu się wydawało. Kolejne piętra znikały, a brunet w końcu wysiadł na tym, które go interesowało. Z cichym westchnięciem podszedł do drzwi, które prowadziły do mieszkania Octavii. Być może byli u niej rodzice, może pomagali jej uporać się z tym wszystkim. Starał się utrzymywać z nią kontakt przez ostatni czas, ale to nie był łatwy czas. Pierwszy raz znajdował się w podobnej sytuacji. Nigdy dobry nie był w pocieszanie, a gdy komuś było źle to proponował imprezę wypełnioną alkoholem czy narkotykami, ukojenia szukał też w seksie, ale nie po to tutaj przyjechał. Wcisnął guzik od dzwonka, czekając na to, aż mu otworzy. Prawdopodobnie i tak wiedziała, że jest w drodze do niej od portiera.
    — Cześć — powiedział, gdy drzwi się uchyliły, a Gabriel dostrzegł sylwetkę brunetki. Starał się uśmiechnąć, ale wyszedł mu z tego bardziej grymas niż sensowny uśmiech. — Mogę wejść?

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  184. Ostatni czas był bardzo dziwny.
    Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji. Nikt mu nie umarł, z nikim nigdy wcześniej nie musiał się żegnać. Jeśli już, to byli to członkowie rodziny, których Salvatore nigdy lub bardzo dawno nie widział na oczy, więc nie robiło to na nim większego wrażenia. I zwykle odchodzili mając na karku osiemdziesiąt czy dziewięćdziesiąt lat, więc nie była to też nagła śmierć, której się nikt nie spodziewał. To co wydarzyło się podczas imprezy było niespodziewane. Nikt tam nie szedł z myślą, że wyjdą prosto na pogrzeb. Że będą patrzeć, jak ich przyjaciel, chłopak umiera. Wracając z basenu prędzej spodziewałby się kolejnej awantury, a nie tego, co miało tam miejsce. Czasu się cofnąć nie dało, nic już nie mogli zrobić. Jedyne chyba co im zostało to jakoś ruszyć do przodu. Nawet jeśli to wydawało się niemożliwe do wykonania, a w tej chwili tak właśnie było. Gabriel nie był pewien czy uda mu się w bliskiej przyszłości wrócić do poprzedniego trybu życia. W tym roku nie przewidywał tego, że przyjdzie mu pochować najbliższego przyjaciela. Był o to wściekły, to się stało zbyt szybko i było niesprawiedliwe.
    W zasadzie nie wiedział po co przyjechał do Octavii ani czego chciał. Być może nie chciał siedzieć sam, a od tamtego feralnego wieczoru nie widywał się praktycznie z nikim. Enzo oczywiście do niego wpadł, próbował wyciągnąć z mieszkania, ale dość szybko doszedł do wniosku, że nie pomoże swojemu synowi teraz w nawet najmniejszym stopni. I chyba nawet do końca nie wiedział, jak mógłby mu pomóc. Gabriel sam nie wiedział, jakiej pomocy chce i czy w ogóle jej potrzebuje.
    — Nie przeszkadzam? — spytał dla pewności, gdy przekroczył próg. Dopiero po chwili zorientował się, że w mieszkaniu nie jest sama, a towarzyszy jej babcia. Uśmiechnął się lekko w stronę starszej kobiety. Pamiętał ich rozmowę o niej, o tatuażach i reakcji kobiety na wnuczkę, która miała już parę tatuaży. — Dzień dobry — przywitał się.
    Wiedział, że pewnie za chwilę usłyszy pytanie po co przyjechał, a nie miał gotowej odpowiedzi. I raczej nie powinno to nikogo dziwić. Wszyscy, a na pewno ci, których poruszyła śmierć Howarda byli nieco otępiali po tym wszystkim. Nie mieli ze sobą kontaktu od roku, może na niektórych to nie zrobiłoby większego wrażenia, ale znali się całe życie. Nie licząc szkoły średniej czy studiów, byli od dzieciaka w tej samej klasie. Utrata przyjaciela była ciężka. Chyba nie wiedział, jak ma sobie z tym wszystkim poradzić.
    — Pomyślałem, że wpadnę. Może potrzebujesz czegoś albo nie wiem, chciałem zobaczyć, jak się trzymasz — powiedział. Nie kłamał, bo faktycznie też chciał to wiedzieć. Niby wymienili parę wiadomości, ale przez ekran nie dało się zorientować, jak ktoś się może faktycznie czuć.
    Zawiesił się na moment, chciał herbaty?
    — Mi również miło panią poznać — odparł, ale zanim zdążył potwierdzić, czy chce się napić herbaty czy nie, kobieta mówiła dalej. Słabo się uśmiechnął, w tej chwili chyba nikomu nie było do śmiechu i każde drganie mięśni było niemal wymuszone. Zaskakujące to też nie było. — Jasne, chętnie się napije — odpowiedział w końcu. W ostatnich dniach głównie wlewał w siebie alkohol, nie przesadzał z nim jakoś wybitnie, ale to było jedyne co mu przechodziło przez gardło i pozwalało na trochę wyciszyć umysł.
    Cicho westchnął, kiedy Octavia znalazła się przy nim i od razu ją nieco mocniej objął. Sam potrzebował tego uścisku, bardziej niż miałby ochotę to przyznać. Przymknął na chwilę oczy, zwlekając też z odpowiedzią. Nie dlatego, że nie chciał jej odpowiadać, a wszystko ostatnio robił w zwolnionym tempie.
    — Zostanę — powiedział cicho. W mieszkaniu poza samotnością nic więcej na niego nie czekało, a oni zdecydowanie potrzebowali teraz towarzystwa. Zostanie samemu wcale nie było takim dobrym wyjściem.

    Gabe

    OdpowiedzUsuń
  185. Chyba nikt nie spodziewał się tego, że w taki sposób zakończy się impreza, a oni zostaną z dziwną pustką, której nie dało się w żaden sposób zakleić. Salvatore nie wiedział, jak ani czy w ogóle powinien pocieszyć brunetkę. Sam był w tym bardzo zagubiony, nie do końca docierało do niego to, co miało miejsce i zwyczajnie w świecie najchętniej zostałby w swoim mieszkaniu. Nie za bardzo miał ochotę, aby z kimkolwiek się widzieć, cokolwiek robić. Jednak nie mógł też zostawić Octavii samej, która choć widział, że miała wsparcie ze strony swojej babci to być może potrzebowała kogoś więcej. A raczej kogoś, kto rozumiał przez co przechodziła. Stracili ważną osobę, nawet jeśli mieli z Jacksonem gorsze chwile to jednak spędzili z nim naprawdę wiele czasu i był im bliski. Może łatwiej będzie im przez to wszystko przejść, jeśli będą trzymać się razem? Sam nie wiedział. Nie czytał żadnych poradników, jak poradzić sobie podczas żałoby. Nie wydawał żadnego oświadczenia na Instagramie, choć ludzie chyba właśnie na to czekali. Na pożegnanie Howarda oficjalnie, ale co miał napisać? Nie wiedział, a pisanie suchego był super przyjacielem było w oczach Gabriela bez sensu. Był kimś więcej, był jedną z najbliższych mu osób przez pewien czas, a gdy ich drogi się rozeszły prawdę mówiąc się za nim stęsknił i wspólnymi przygodami, których na swoim koncie mieli naprawdę wiele. Nie było co ukrywać, że ludzie czekali na jakieś dodatkowe informacje, na cokolwiek. Cóż, od niego prawdopodobnie nic nie wyjdzie. Nie chciał przeżywać straty w internecie. W zupełności wystarczy mu to, że zapewne na Plotkarze pojawią się jakieś informacje, a te powinny w zupełności wystarczyć zainteresowanym.
    Brunet westchnął cicho po kolejnych słowach Octavii. Rozumiał ją, być może lepiej niż sądziła.
    — Wiem, mam tak samo — odparł cicho. Dziwnym trafem pamiętał każdą sekundę tamtego wydarzenia. Spojrzenie, jakie posłał mu Howard, gdy się mijali w drodze do stolika. Nerwową rozmowę z dyspozytorem, niecierpliwie oczekiwanie na przyjazd karetki, która jakby wcale się nie spieszyła. Chaos, który wtedy zapanował, przerażenie w oczach pozostałych gości, próby odratowania Howarda, które nic nie przyniosły poza nadzieją na poprawę. Ale ta została brutalnie zmiażdżona.
    — Jeśli sam nie chciał przestać, to niewiele mogłabyś z tym zrobić. Tay — powiedział. Gdyby się nie ogarnął już dawno grzałby jakieś miejsce na cmentarzu albo w urnie. — Nie Octavia, nie mogłaś wiele zrobić. Nie wiesz, ile ani co wziął zanim przyjechał. Ani co brał w międzyczasie. Gdybyś z nim poszła to i tak to mogłoby się wydarzyć, nie było szans, aby to zatrzymać. — Wyjaśnił. Chciałby, aby prawda była zupełnie inna. Jednak nie mogli w żaden sposób tego powstrzymać czy przewidzieć. Gdyby Jackson naprawdę chciał pomocy, gdyby chciał z tego wyjść musiałby przede wszystkim sam o tym zadecydować. Żadne prośby, błagania czy nawet groźby nie byłyby w stanie pomóc. To musiała być jego decyzja, innej drogi nie było.
    Podążył za dziewczyną do kuchni. Przysiadł przy wyspie kuchennej, obserwując jak przygotowuje herbatkę. Miał wrażenie, że nawet w tym było coś przygnębiającego. Nie potrafił do końca tego określić.
    — Nie znam się na dzieciach, ale chyba najlepiej będzie powiedzieć jej prawdę. Znaczy, taką, która będzie dostosowana do jej wieku. — Odparł. Nie powie w końcu kilkulatce, że jej ojciec przedawkował na imprezie, a raczej ubierze to w ładniejsze słowa. — Z czasem powinno być łatwiej. Tak myślę. Teraz… jest zbyt wcześnie, aby sobie to sensownie poukładać w głowie czy pogodzić się z tym, co się stało — mruknął. Chyba żadne z nich nie chciało na głos wymówić pewnych słów czy przyznać się do tego, że Jackson zmarł i to nie jest tylko jakiś głupi żart, z którego wszyscy będą się za jakiś czas śmiać.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  186. Nie wiedział, czy mu uwierzy czy też raczej nie. Podejrzewał, że teraz jest w takim stanie, że nawet jeśli mu przytaknie to i tak może tego sobie nie wziąć do serca. W pewien sposób Gabriel również się obwiniał. I myślał, co mogłoby być, gdyby jednak ten kontakt nigdy im się nie zerwał. Czy gdyby się nie odciął od wszystkich to udałoby mu się odciągnąć przyjaciela od nałogu? Może przetłumaczyłby mu, że to nie jest dobra droga, że może naprawdę stracić życie. Wiele było takich myśli, które nic teraz już nie będą w stanie zmienić. Chociaż Salvatore bardzo chciałby teraz mieć maszynę, która cofa w czasie. Jack był zdecydowanie zbyt młody, aby zginąć. Wciąż miał wrażenie, że to jest pierdolony żart, a on za chwilę tu wpadnie krzycząc daliście się nabrać. Powściekają się na niego, a potem ich życie wróci do normalności. Wiele by za to dał. Tylko to były pobożne życzenia, które się nie spełnią, niestety.
    — Mówię z doświadczenia, Tay. Zresztą, wiesz, że też nie było u mnie kolorowo i po prostu… gdybym się nie otrząsnął to ja byłbym na jego miejscu. Jack nie miał okazji, aby podjąć decyzję o chęci ratowania samego siebie — powiedział. Nie zamierzał prawić żadnych morałów. Nic już z tym nie zrobią. Dobrze wiedział, jak to wszystko działa i jak fajnie jest, gdy nie trzeba się niczym przejmować, gdy jest się w stanie wiecznej euforii, a świat jest nagle piękny i kolorowy, wszystkie szare obrazy uciekają. Jest się w swojej kolorowej bańce szczęścia, która nigdy nie pęka, a gdy zaczyna się psuć można wciągnąć kolejną kreskę, wziąć następną pigułkę i nie martwić się niczym. Czasami nie było już drogi powrotnej. Jack był też dorosły i teoretycznie nikt nie mógł za niego podejmować żadnych decyzji. Zwłaszcza, że on zawsze i tak robił wszystko po swojemu. I wybrał jedną z gorszych ścieżek. Zostawił ich w dziwnym zawieszeniu. Swoich przyjaciół, byłą dziewczynę, córkę, rodziców i bliską rodzinę. Cholera, nawet fanów.
    — Chyba wszyscy sądziliśmy, że jesteśmy nieśmiertelni — mruknął. Mieli tak łatwy dostęp do narkotyków, że to było niemal śmieszne. Mogli robić z tymi pieniędzmi wszystko, a wydawali na coś, co ich rujnowało od środka i na zewnątrz. Mieli swoje problemy, z którymi czasem tylko radę dawały kolorowe pigułki czy biała kreska.
    Uśmiechnął się lekko, kiedy zaczęła mówić dalej. Może nie był obecny w ich życiu, ale to i owo wiedział. Nawet nie był zaskoczony, że się zeszli, ale chyba nie spodziewał się tego, że stworzą małą, pokręconą rodzinkę. Cóż, prawie skoro Howard nie był zainteresowany własną córką.
    — Oboje się kochaliście. Może na różne sposoby, ale uczucie było. Nie można temu zaprzeczyć — odparł. Nie był świadkiem, jak wyglądają jako para. Już wtedy go nie było, teoretycznie. Znał jednak Jacksona i wiedział, że nigdy nie był do końca tym typem, który chciałby się osiedlić i założyć rodzinę, mieć duży biały dom z jeszcze bielszym ogrodzeniem i psa, z którym codziennie chodziłby na spacery. To nie była jego bajka w końcu. Chciał ją jakoś pocieszyć, ale w końcu Jack już nie będzie mógł tego zrobić. Nie wejdzie przez drzwi, nie uśmiechnie się. Nie powie niczego więcej. — Wciąż może to robić. We wspomnieniach, na zdjęciach czy filmach.
    To było smutne, że tylko tyle im zostało. Wspomnienia, które z nim stworzyli, wspólne zdjęcia czy filmiki. Docierało teraz do niego, że tak naprawdę więcej nie będzie okazji, aby przeprowadzić z nim jakąkolwiek rozmowę czy powiedzieć cokolwiek, zwierzyć się, poszukać rady.
    Zaśmiał się po jej ostatnich słowach, a te okazały się być bardzo trafne.
    — Cały Jack — mruknął — prawdopodobnie tak właśnie by było. Marudziłby na ponurą atmosferę i brak rozrywki.
    Ciężko było się jednak wyrwać z tego stanu i pójść na imprezę. Głośna muzyka i tłum go irytowały. I pewnie ludzie źle odebraliby to, że się bawią, kiedy powinni chodzić smutni i rozżaleni.

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  187. Fakt, Lea nie wyglądała tego dnia zbyt dobrze. Jej cera, zdecydowanie była bardziej bledsza niż zwykle, które tłumaczyła sobie stresem wywołanym nową sytuacją z jaką musi się teraz mierzyć. Dodatkowo te uciążliwe mdłości, których najwidoczniej nabawiła się przez niezbyt świeże sushi, a raczej tak sobie to tłumaczyła.
    -Wystarczy zwykła woda lub sok - uśmiechnęła się lekko idąc za kuzynką. Gdy dotarły do kuchni, natychmiast oparła się o blat wyspy, czująć dziwne zawroty głowy a chwilę później kolejną rewolucję żołądkową, która na szczęście tak szybko jak się pojawiła równie szybko zniknęła. -Nie ma problemu w końcu i tak nie miałam okazji go nawet poznać - mruknęła w odpowiedzi a jej wzrok powędrował w stronę córki Octavii. Dziewczynka wydawała się jak zwykle radosna i pełna energii. Jej ciekawość świata była wręcz urocza i Lea była wręcz pewna, że młoda zawojuje jeszcze ten świat gdy dorośnie.
    -Nic mi nie jest - odparła w odpowiedzi chociaż sama nie była pewna czy próbuje tym przekonać ją czy samą siebie. - Ostatnio mam trochę więcej stresujących sytuacji, ale to chyba normalne gdy rodzina ukochanego robi wszystko co w ich mocy by nas rozdzielić.. Dobrze, że jeszcze nie wpadli na pomysł by poinformować moich rodziców - westchnęła zdając sobie sprawę ile jeszcze będą musieli przejść gdy i Chevalier dołączą do tej cholernej wojny. - Gdyby tylko jedyną kwestią faktycznie była różnica wieku między nami… - mruknęła lecz w jednej chwili poczuła jak mdłości powracają. - Wybacz mi na moment - dodała, zakrywając usta dłonią i czym prędzej poleciała do łazienki z zamiarem wyzbycia się resztek dzisiejszego śniadania.
    W jednej chwili poczuła się naprawdę tragicznie, zwłaszcza ze potrzebowała kilka długich minut nad toaletą. Przecież, pomijając jedynie delikatne zamulenie z rana, czuła się całkiem dobrze i miała nadzieję, że jej wczorajsza dolegliwość całkowicie zniknęła. Może nie było to głupie zatrucie a coś o wiele bardziej poważnego? Czyżby złapała coś pokroju jelitówki, co powodowało, ze wymiotowała jak kot? W tym wszystkim tylko tego jej brakowało, by wylądować teraz w szpitalu…

    ~Lea

    OdpowiedzUsuń
  188. Lea tak naprawdę ani przez chwilę nie podejrzewała, że za jej dziwnymi dolegliwościami mógł stać ten dziwny stan, nazywany przez zwolenników kościoła jako błogosławiony. Pogrążona w walce o szczęście swoje jak i partnera, zupełnie nie brała tego pod uwagę, bo przecież w obecnej sytuacji, byłaby to jedna z gorszych wieści. A przecież wciąż czekała ją jeszcze batalia z całą swoją kochaną rodzinką, której członkowie wciąż byli nieświadomi iż ta spotyka się z innym mężczyzną niż ten, którego to oni jej wybrali.
    -Co masz na myśli? - spytała wpatrzona w kuzynkę z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. Zdecydowanie w tym momencie była zbyt słaba i wykończona by móc chociaż na chwilę skupić swoje myśli na dziwnych insynuacjach z jej strony. Być może gdyby nie to, że właśnie zwymiotowała pozostałości po śniadaniu, byłaby w stanie połączyć te nieszczęsne kropki i wywnioskować sens słów Octavii.
    -Chyba nie chcesz powiedzieć… - na jej twarzy malowało się autentyczne przerażenie gdy po kilku minutach przetwarzania wszystkich informacji, to w końcu do niej dotarło. - Nie.. To nie może być możliwe - kręciła przecząco głową jakby w ten sposób chciała sprawić, że niewypowiedziane wciąż słowa, jednak okażą się nieprawdą. - Przecież my zawsze… - zamilkła nagłe uświadamiając sobie, że przecież był jeden taki dzień w którym faktycznie żadne z nich nie zadbało o zabezpieczenie, dzień w którym to wszystko się zaczęło, zaraz po wyjściu z urodzin plotkary…

    ~Lea

    OdpowiedzUsuń
  189. Dziewczyna niepewnie spojrzała na niewielkie pudełko, które właśnie wręczyła jej kuzynka. Była przerażona. Doskonale zdawała sobie sprawę z konsekwencji jakie poniesie jeśli test wyjdzie pozytywny a jej rodzice dowiedzą się o wszystkim. Przecież rodzina Chevalier nie może sobie pozwolić na taki skandal!
    Spojrzała zaskoczona na kobietę, gdy ta wspomniała, że przecież Lea ma wybór. A jednak ten wybór mógł się okazać równoznaczny z nałożonym na siebie wyrokiem. Wiedziała, że jeśli wynik wyjdzie pozytywny i okaże się, że faktycznie jest w ciąży to zrobi wszystko by chronić to dziecko. Już raz pozwoliła by odebrano jej tą cząstkę siebie i już wtedy przyrzekła sobie, że nie pozwoli by stało się to ponownie.
    -Dziękuję Tay - mruknęła nim kobieta zniknęła za drzwiami. Bała się, świadoma trudów i konsekwencji jakie będzie musiała znieść jeśli to wszystko okaże się prawdą, ale musiała wiedzieć.
    Nie zwlekając już ani sekundy dłużej, natychmiast wykonała test z niecierpliwieniem oczekując wyniku. Te kilka minut były dla niej najdłuższymi w całym jej życiu podczas, których miała szczerą nadzieję, że wynik mimo wszystko będzie negatywny. Niemal krzyknęła, zakrywając dłonią usta, gdy jej oczy dostrzegły wynik pozytywny, oświadczając, że w istocie była w ciąży, którego ojcem dziecka był nie kto inny a Anael Schubert.
    -To nie dzieje się naprawdę… - wyszeptała wychodząc z łazienki a jej wzrok napotkał zatroskane spojrzenie kuzynki. -Jestem w ciąży… - jej dłonie wciąż się trzęsły a strach sprawił, że była jeszcze bledsza niż chwilę wcześniej. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, niemal natychmiast osuneła się na podłogę chowając twarz między kolanami. Sam fakt ciąży nie był wielkim problemem, jednak to co mogą zrobić jej rodzice gdy się o tym dowiedzą, zdecydowanie ją to przerażało.
    -Jeśli się dowiedzą, to będzie to koniec mojego życia.. - załkała nie będąc w stanie zapanować nad łzami, które spływały po jej policzkach. - Nie mogą się dowiedzieć. Nikt nie może o tym wiedzieć. Tay, nie możesz nikomu o tym powiedzieć inaczej to dziecko nigdy nie będzie miało szansy a moja wolność skończy się nim jeszcze na dobre się zaczęła - spojrzała na kuzynkę, która zdecydowanie nie rozumiała sensu tego co właśnie mówiła. Czy był to więc odpowiedni moment by w końcu wyjawić największy sekret jaki skrywała przed większością społeczeństwa? Sekret, który znał jedynie jej ukochany, który sprawił, ze oboje zblizyli sie do siebie mimo ogromnej różnicy wieku?
    -Moja rodzina nie jest taka na jaką się kreuje - zaczęła, ocierając dłonią wciąż spływające łzy. - To źli ludzie, którzy sprawili że moje życie zamieniło się w istne piekło. Nienawidzę ich z całego serca za to co zrobili i co wciąż próbują zrobić - zacisnęła mocno dłonie w pięści czując nagły przypływ złości. Coraz częściej było jej trudno mówić o nich w inny sposób niż w ten negatywny. - Nie trafiłam tutaj ze względu na szkołę. Wysłali mnie tu bo miałam próbę samobójczą. Nazwali mnie porażką i zagrozili, że jeśli się nie podporządkuję to zamkną mnie w odziale psychiatrycznym, z którego wyjdę jedynie w trumnie..
    Francuzka wciąż znajdując się w ciężkim stanie emocjonalnym, opowiedziała kuzynce o Timeo, o ich związku i rozstaniu. Opowiedziała jak rodzice przekupili rodzinę ukochanego a następnie udawali, że nie wiedzieli o jej potajemnym związku, jak nakazali jej usunięcie ciąży i zupełnie odsunęli się od niej gdy po tym jej psychika całkowicie się posypała. Jak znęcali się nad nią psychicznie i szantażowali by w towarzystwie zachowywała się tak jakby wcześniejsze wydarzenia nigdy nie miały miejsca. Z łzami w oczach opowiadała o załamaniu, które miała gdy samotnie spędzała dzień swoich siedemnastych urodzin, podczas których przedawkowała leki nasenne z zamiarem zakończenia swojego żywota. Opowiedziała jej wszystko co przeżywała przez ostatnie dwa lata życia w posiadłości rodziny Chevalier…

    ~Lèa całkowicie załamana

    OdpowiedzUsuń