HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

All right I guess the blame is on me (...)

Hong Sunoo "나를 보고 꿈을 꾸고 있는 당신의 등 뒤엔
항상 내가 있으니 너무 걱정은 말어
추락이 두렵다면 기꺼이 받아줄게
그러니 나처럼 괴로워하지 말어"
Agust D, Snooze
Gasimy światło, Sunoo.
Czas dorosnąć.
Chciał coś osiągnąć. Od zawsze, na zawsze. Dotrzeć tak daleko, na ile pozwoliłyby mu nogi; złapać to, co uparcie wymykało mu się z rąk. Pragnął tego, co kilkanaście lat wcześniej popchnęło jego rodziców w stronę spakowanych walizek i samolotu do obcego kraju. I tak jak oni, zderzył się chłodem pierwszej z napotkanych ścian. Próbował wdrapać się na szczyt, ale spadał coraz niżej. Dla takich jak on, marzenia kończyły się tam, gdzie znajdowały swój początek - jedynie w jego głowie. Codzienności nie budowała lekkość czy kolejne sukcesy, a obrzydliwa zwyczajność, kłopoty w szkole, smak niepowodzenia, kapitulacji i suchego pieczywa. Po kolejnym upadku nauczył się przyjmować życie takim, jakie było. Bez wyrazu zakłopotania, zdobiącego jego twarz. Z żalem schowanym w kieszeni zbyt luźnej bluzy. Przestał liczyć na cud, skupiając się na przeżyciu kolejnego dnia. Ukrywał prawdziwego siebie w sztucznym uśmiechu, słabych żartach i przejmującej potrzebie ratowania wszystkiego, czemu groziło rychłe rozsypanie się w proch. Szczególnie tego, co ratowane być nie chciało. I czasem tylko przypominał sobie o tym, że wypadało zawalczyć też o samego siebie, później chowając tę myśl w najgłębszej z szuflad. Ale przecież tak było dobrze, prawda?


| 17(18) lat | 17 grudnia 2006, 인천 | Łata domowy budżet wypłatą za dostarczanie jedzenia | W Nowym Jorku od piętnastu lat | Edukacja zakończona na etapie szkoły średniej | Mieszkanie w dzielnicy Morrisania, Bronx; pokój dzielony z młodszą, dziesięcioletnią siostrą | (Nie)spełniony sen o Ameryce | Wychowywany przez matkę; ojciec od siedmiu lat próbuje wrócić z "zakupów w pobliskim sklepie" | Uczucia ulokowane nie tam, gdzie trzeba | Ten najmłodszy i podobno najbardziej naiwny w grupie sześciorga skazanych na pominięcie |



instagram | powiązania
code by Emme FC: cudny Choi Yeonjun | w tytule i karcie równie cudowni: Jimin z "Face-off" i Yoongi ze "Snooze"
kontakt: figurkazczekolady@gmail.com
Dramat to nasze drugie imię. ^^

35 komentarzy:

  1. [please save us🖤]

    — Tygodniówka — mruknął, rzucając na stół wymiętą kopertę z pieniędzmi. Chciał tylko zajrzeć do kuchni, ale szybkie spojrzenie na matkę sprawiło, że oparł się ramieniem o futrynę, śledząc uważnie jej twarz.
    Uśmiechała się do niego, ale wyraźnie było widać jej opuchnięte od płaczu oczy. Nawet nie próbowała odmówić przyjęcia pieniędzy, a był to ich mały, śmieszny rytuał — on nalegał, a ona odmawiała dopóki nie zgodził się przehandlować koperty za domowy obiad, który i tak miałby podstawiony pod nos. Ale nie dzisiaj, i on dobrze wiedział dlaczego. Jego matka nie była smutna; bała się. Eunwoo dobrze znał to uczucie, bo przeżywał dokładnie te same tortury, zanim nauczył się opuszczać mieszkanie, gdy wiedział, że ojciec zjeżdża z pracy do domu. Ból brzucha, drżące kolana, gula w gardle, brak apetytu.
    Co widzę przed sobą? Stół, szklanka, woda… Wdech, wydech. Krzesło, stół, szklanka, woda…
    — Wyjdź gdzieś, idźcie do pani Chang. Gdziekolwiek — dodał po chwili milczenia. — Dam sobie radę. Nie będzie tak źle. Może skurwiel będzie tak pijany, że od razu pójdzie spać…
    — Eunwoo! Zakazuje ci tak mówić o swoim ojcu!
    Chłopak uśmiechnął się szeroko.
    — Skąd wiedziałaś, że mówiąc o skurwielu, miałem na myśli ojca? — Tylko wieloletnie doświadczenie sprawiło, że uniknął ciosu szpatułką prosto w czoło.

    Biegł ile sił w nogach już paręnaście przecznic. Mięśnie paliły żywym ogniem, płuca bolały niemiłosiernie, oddech świszczał, ale chłopak nie zwalniał. Nie mógł i nie potrafił. Nie wiedział nawet, gdzie biegnie, liczyło się tylko to, że był jak najdalej — ciałem i umysłem.
    Zatrzymał się dopiero na klatce schodowej. Nie miał siły wejść po schodach, więc osunął się na nogach na zimną posadzkę, kuląc głowę między kolanami i starając się uspokoić oddech. Serce dudniło o pierś tak mocno, że Eunwoo mógłby przysiąc, że gdyby ktoś tu z nim był, na pewno mógłby to usłyszeć.
    Wdech, wydech, klatka schodowa, posadzka, buty… czarne buty, sznurówki… wdech, wydech…

    — Młody! Piwo! — ryknął pan Choi, głowa rodziny, machając ręką w stronę jednego z młodszych braci, po czym wybuchnął gromkim śmiechem do telewizora.
    Eunwoo wyszedłby z mieszkania dawno temu, gdyby tylko jego bracia dzień wcześniej nie wrócili z wakacji u ciotki. Jeden miał dziesięć lat, drugi siedem, i oboje bali się ojca jeszcze bardziej niż matka. Nie miał serca ich zostawiać samych, dopóki nie miał pewności, że ten stary cep śpi. Spierał się z panią Choi, że powinni ich odstawić do sąsiadki na noc, ale kobieta uparła się, że urządzi ojcu, jak to nazwała, przyjęcie powitalne. Przyjęcie składało się z kilku dań, na które zapożyczyła się u całego osiedla, i które zamierzała spłacić z jego tygodniówek, ośmiu puszek piwa, i całej rodziny kulącej się na kanapie obok fotela, na którym siedział pan domu we własnej osobie, wydając polecenia.
    — Głuchy jesteś? — powtórzył głośniej.
    — Ja pójdę — powiedział Eunwoo, wstając, ale ojciec podniósł rękę i pchnął go z powrotem na kanapę.
    — Nie ciebie pytałem. Mały, spieprzaj do kuchni.
    Eunwoo zaciskał pięści z całej siły, patrząc jak siedmioletni chłopiec na drżących nogach pochodzi do lodówki, by chwilę później podać piwo ojcu, który nawet na niego nie spojrzał. Jedynym podziękowaniem, jakim go uraczył, było krótkie skinięcie głową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powietrze pachniało latem w mieście. Spalinami i rozgrzanym asfaltem. Wiatr chłodził mokrą od łez i krwi twarz. Nogi zaprowadziły go do miejsca, które miało przynieść ukojenie — i może, gdyby tylko mógł zapomnieć choć na chwilę, wyrwać ostatnie godziny z pamięci, byłoby to możliwe. W tym momencie, siedząc na krawędzi dachu, przychodziło mu do głowy tylko jedno rozwiązanie, dzięki któremu poczułby spokój. W końcu co czekało go po powrocie? Nie byłby pierwszym i ostatnim, któremu życie napisało podobny scenariusz.

      — Przestań, tato, proszę, przestań!
      — Wynocha stąd, do pokoju! To sprawa między mną a matką! Powiedziałem, kurwa, wynocha!
      Eunwoo musiał działać szybko. Złapał plecak, do którego na oślep wpakował parę bluzek i spodni, a potem przewiesił go przez ramię i skinął głową na skulonych w rogu pomieszczenia braci. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, gdy przemierzali ulicę. Naprzeciwko w kamienicy mieszkała pani Chang, rumiana staruszka, która karmiła go za darmo dzień w dzień w szkolnej stołówce, dopóki nie skończył dwunastej klasy. Nie wydawała się zdziwiona ich przybyciem. Zerknęła na chłopców, przytuliła do piersi i jakby nigdy nic powiedziała, że odstawi ich w poniedziałek do szkoły.
      — Zostaniesz z nami? — zapytała na koniec, nagle poważniejąc.
      Eunwoo zacisnął usta w wąską linię. Wiedział bardzo dobrze, że ojciec uspokoi się dopiero wtedy, gdy wyżyje na kimś swój gniew.
      — Nie mogę.

      Z odbicia okna klatki schodowej spoglądała na niego obca, posiniaczona twarz. U ust dalej płynęła krew, z oczu łzy, bok bolał bardziej niż zawsze, głowa pulsowała od myśli. Czy tak bolą złamane żebra? Czy on nie żyje? Czy wyląduję w więzieniu? Czy matka sobie poradzi? Czy oni sobie poradzą? Czy tak byłoby łatwiej? Czy bez nas dwóch byłoby im lepiej?

      Dziwne rzeczy stały się z czasem. Sekundy rozciągnęły się w minuty, a minuty w godziny, gdy zobaczył po przekroczeniu progu mieszkania, w jakim stanie znajduje się matka. Usta otworzyły mu się ze zdziwienia, zatrzymał się wpół kroku, z niedowierzaniem patrząc na opuchniętą twarz, rozciętą brew, łzy spływające po policzkach — słuchając powtarzanej przez nią mantry. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. I nawet nie zdał sobie sprawy — do pierwszego uderzenia — że ojciec zwrócił na niego uwagę. Nie słyszał jego pijackich wyzwisk, krzyków matki, jedyne, o czym mógł myśleć, to, żeby już przestał. Bolało bardziej niż zwykle.
      Miał już dość. Na niczym mu nie zależało, tylko, by to wszystko skończyć — dla matki, dla braci, dla siebie samego. Więc kiedy ojciec się od niego na chwilę odsunął, bez zastanowienia, mechanicznie, jakby robił to już wiele razy, porwał leżący na blacie nóż i zdecydowanym ruchem zamachnął się, by oddać ojcu… sprawiedliwość. Wiele razy.
      Aż wszystko przesiąkło jego krwią.

      Usuń
  2. Nie słyszał, że ktoś podchodzi, ale nawet się nie wzdrygnął, gdy Sunoo przysiadł obok niego na krawędzi dachu. Bynajmniej — ciepłe uczucie ulgi rozlało się w jego klatce piersiowej, a szczypiąca gula w gardle wycisnęła nową falę łez do oczu, których całe szczęście młodszy chłopak nie mógł dostrzec. Eunwoo zacisnął usta, dalej wzrokiem obejmując panoramę Nowego Jorku, nie czując przy tym wcale potrzeby, by się odzywać — tłumaczyć, przechodzić do rzeczy, wyjaśniać, rozdrapywać, lamentować, przyznawać. Wiedza, że nie musiał, przynosiła spokój. Jak dobrze, że tu jesteś.
    — Tak mówisz? — mruknął zachrypniętym głosem, zerkając w bok na chłopaka z uśmiechem, który tym razem nie sięgał jego oczu. Zabrał od niego chusteczkę. — Dzięki. — Pociągnął nosem. Przetarł twarz i wzdrygnął się, gdy zobaczył szkarłatne plamy, więc bez zastanowienia zmiął materiał w kulkę i cisnął nim przed siebie. Dwie sekundy wystarczyły, by zniknęła mu z oczu. — Ja zawsze wolałem patrzeć w dół na miasto.
    Sunoo był najmłodszy w grupie, więc miał z nimi ciężko, ale ze wszystkimi innymi łatwiej. Resztki rozsądku, który w nich pozostał, istniały tylko po to, by ochronić Sunoo przed konsekwencjami ich własnych, idiotycznych decyzji. Czy chodziło o bójkę, czy kradzież, czy o coś innego, co mogłoby się skończyć źle, zawsze istniał plan B, który miał zapewnić młodszemu bezpieczną drogę do domu. Jako jedyny zachował coś, co cała piątką przez ostatnie lata straciła. Potencjał. Gdyby przyszło do głosowania nad osobą, która coś w życiu osiągnie, to każdy z nich wskazałby na tego cichego i dobrego chłopaka.
    I chyba dlatego Eunwoo w końcu się ocknął.
    — Nie może cię tu być — powiedział nagle szorstko. — Musisz stąd iść. Serio, nie żartuję. — Odwrócił się w stronę młodszego chłopaka, spoglądając na niego z uporem. — Musisz stąd spadać. Jeśli ktoś cię zapyta, przyszedłeś tu, ale zobaczyłeś, że ktoś siedzi na dachu, więc wróciłeś się tam, skąd przyszedłeś. Rozumiesz?
    Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby przed własną głupotę wciągnął go w tę parszywą sytuację. Nie obchodziło go w tej chwili, do czego będzie się musiał posunąć, by uświadomić Sunoo, że nie życzy sobie jego towarzystwa. Najważniejsze było to, by chłopak szybko znalazł się jak najdalej od niego.
    Nie miał pojęcia, co wydarzyło się w domu po jego wyjściu. Spanikowany, rzucił nóż na ziemię, a potem jak tchórz po prostu wybiegł z mieszkania. Ostatnia rzeczą, jaką pamiętał, był obraz matki zakrywającej sobie usta dłońmi, jej stłumiony szloch, ojciec leżący w kałuży własnej krwi na zimnych, kuchennych kafelkach. Podejrzewa jednak, że policja już dawno zawitała pod ich dom i nie minie długo, zanim go znajdą.

    Eunwoo🖤

    OdpowiedzUsuń
  3. [hejka! jako certified jimin girlie and armata/kpopiara nie mogłam przejść obojętnie obok karty, w której użyto tak pięknych piosenek i równie pięknego pana na wizerunku - siema kolego z zespołu! życzę dużo weny i powodzonka i lepszych dni w zyciu sunoo, no i nie mogę się doczekać, jak się ten wąteczek z eunwoo rozwinie - tak, podglądam i czytam hihi 🫣👀 już uciekam! 🩷]

    Ari, Haneul, Doyun i Sunghoon

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpatrywał się w Sunoo z niedowierzaniem, a zmarszczka między jego brwiami pogłębiała się coraz bardziej wraz z każdym wypowiadanym przez bruneta słowem. W końcu prychnął głośno. Cokolwiek, co się z nim jeszcze przed momentem działo — a może właśnie z tego powodu — przez krótką chwilę przysłoniła frustracja i złość. Przerzucił, nie bez problemu zresztą, nogi na stronę budynku i podniósł się szybko, po czym przemierzył w kilka sekund dystans, który ich dzielił, zadzierając brodę w górę.
    — Wydaje mi się, że nie dotarło do ciebie to, co powiedziałem, więc powtórzę. Ale tylko jeden raz. Spierdalaj stąd, Sunoo, bo tego pożałujesz — wysyczał zza zaciśniętej szczęki. Potrafił być bezwzględny dla ludzi, którzy oznaczali wszystko, jeśli pociągnęli za nieodpowiednie struny. Czasem obawiał się, że z łatwością przyszłoby mu okrucieństwo godne własnego ojca, gdyby tylko pozwolił tej części swojego charakteru znaleźć odpowiednie ujście. — Jasne?
    Wyraz twarzy chłopaka nie uległ jednak zmianie. Stał niewzruszony dokładnie w tym samym miejscu, a na jego twarzy malował się taki upór, że wystarczyła Eunwoo tylko chwila na uświadomienie sobie, jak gruntownie to wszystko spieprzył. Nie zapowiadało się, że Sunoo zostawiłby go samego, nawet gdyby sam stąd wybiegł — a na ucieczkę nie miał już sił. Gdyby to był ktokolwiek inny z ich paczki, na pewno poddałby się dużo szybciej, ale teraz nie mógł sobie na to pozwolić.
    Żal powodowany tą świadomością stłumił chwilową złość, napięte mięśnie puściły, ramiona, nagle ciężkie, opadły, a oczy rozświetliła niema prośba.
    — Kurwa, Sunoo. Proszę… — dodał w końcu błagalnym tonem. — Ja… — Urwał, zaciskając usta. — To jest coś innego niż zawsze…
    Policyjne syreny wozu na dole budynku odwróciły momentalnie jego uwagę. Bez zastanowienia złapał Sunoo za ręce i pociągnął w dół, kucając na żwirze i starając się nie zwracać uwagi na pulsujący ból w okolicach żeber. Samochód przejechał, udając się w inną część miasta, a Eunwoo nie pozostało nic innego, jak tylko zmuszenie się, by spojrzeć w górę, w oczy zadające mu pytania, na które nie mógł i nie chciał odpowiedzieć, by chronić ich właściciela.
    A może to właśnie było jego rozwiązaniem? Może świadomość tego, co się stało — i tego, kim on był — wzbudzi strach i obrzydzenie na tyle duże, że Sunoo sobie uświadomi, że najlepsze, co może zrobić dla ich dwójki, to odejście stąd jak najszybciej?
    — Zabiłem go. Okej? — Bezwiednie ścisnął jego nadgarstki. — Zabiłem kogoś, Sunoo. Czy teraz już możesz stąd iść? Proszę.
    Wdech, wydech, Eunwoo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poddał się. Nie było sensu dalej walczyć o to, by Sunoo go zostawił, bo w tej chwili nie miał już gorszej rewelacji, którą mógłby go uraczyć, żadne kolejne okrutne słowa nie przychodziły mu go głowy, a do fizycznych argumentów nie miał siły. Zrzucił ten kolejny zawód sobą na kupkę tych, które usypywał w głowie przez całe życie.
    Mruknął cicho, gdy poczuł dotyk na jeszcze opuchniętej twarzy, ale nie odsunął się. Pierwszy raz pojawiła się w nim chęć — mała, drobna iskierka — do tego, by pozwolić komuś o siebie zadbać.
    — Nic mi nie jest — powiedział tylko, automatycznie.
    Patrzył na chłopaka inaczej niż zwykle. Skłamałby, gdyby powiedział, że zachowanie i upór Sunoo go nie ubodły, nie nadszarpnęły z lekka dumy, ale nie mógł zaprzeczyć, że jego obecność prawdopodobnie uratowała mu życie, jakkolwiek nie miało ono w przyszłości wyglądać. Dziwiła go jego reakcja. Może gdyby poświęcał mu trochę więcej uwagi, dostrzegłby gruboskórność pod fasadą delikatności i racjonalne podejście objawiające się ciszą, a zburzył obraz bezbronnego chłopaka, nad którego bezpieczeństwem musieli sprawować pieczę. Bezpieczeństwem, do którego bezmyślnie rościli sobie prawa.
    — Ale obawiam się, że mogę mieć złamane żebro — dodał cicho, jakby zawstydzony. Z pochyloną głową, nie patrząc mu w oczy, z lekką irytacją w głosie, i to nie dlatego, że faktycznie coś mu się stało, a wyłącznie z powodu wymawiania tego na głos. — Nie wiem, czy chce jeszcze na nie patrzeć.
    Adrenalina zaczynała powoli spadać, a smagający po twarzy wiatr dopiero teraz sprawił, że przeszedł go dreszcz, bo dalej miał na sobie tylko jasną koszulkę. Zerknął na wyjście z klatki schodowej na dach. Znów dosłyszał syreny policyjne z dołu, kolejny samochód jadący w to samo miejsce — ciekawe, czy do nich? Ciekawe, gdzie jest teraz jego matka? Ciekawe, czy jego braciom udało się zasnąć? Ciekawe, czy jemu uda się kiedykolwiek zasnąć?
    — Pierwszy raz nie wiem, co robić. — Przygryzał wargę od wewnątrz tak długo, dopóki nie poczuł metalicznego i mdłego smaku w ustach. W końcu puścił rękę chłopaka i schował twarz w dłoniach, bo nie chciał, by ten widział, jak wykrzywia mu ją płacz.
    Boję się, Sunoo. Chciał to powiedzieć, ale jak mógłby przyznać, że jest aż tak słaby? Wiedział, że był tchórzem — gdyby nim nie był, nie byłoby go tutaj, zostałby w mieszkaniu z matką i zajął się tą sytuacją tak, jak powinien, biorąc odpowiedzialność za własne czyny. Ale inną rzeczą było dla niego przyznanie tego na głos, i to komuś, przed kim słabości pokazywać nie chciał.
    — To był mój ojciec — szepnął praktycznie niesłyszalnie. — A skoro chcesz tu zostać, to jeśli niedługo policja się tu zjawi i cię zgarnie, masz wyśpiewać im cała prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  6. [ O mamo jakie wy szybkie, już nastukałyście komentarze :D
    Sunoo to chyba jedna z tych postaci, z którą może się zrozumieć niejeden autor... już nie wspominając o amerykańskim śnie, który nie jednego człowieka zrobił w balona... Ale oby Sunoo znalazł swoje szczęście i ścieżkę do spełniania marzeń!
    No i oczywiście wizerunek jak zawsze trafiony w punkt 😏 ]

    Dani / Mingi

    OdpowiedzUsuń
  7. — Przeciwko mnie? — zapytał ze śmiechem. Nie był to jednak śmiech, który zawsze mu towarzyszył; szelmowski, chochliczy chichot kogoś, kto pragnie kłopotów, idący zawsze w parze z tęczówkami, w których błyskała złośliwość. Ten był zimny i z lekka prześmiewczy. — Tu nie chodzi, nie wiem, o kradzież jakiegoś gówna w sklepie czy pomazanie sprejem pieprzonego budynku. Zabiłem kogoś. — Podniósł głos. — Zabiłem, i to nie przypadkiem, ale dlatego, bo po prostu, kurwa, chciałem.
    Bo nie miałem wyboru.
    Jego myśli dalej szukały rozwiązań, ale cały czas rozbijały się o tę samą ścianę. Mógłby uciec, ale tylko sam, bo nie miał pieniędzy na to, by wydostać się stąd z całą rodziną, a sama myśl o serwowaniu takiego życia młodszym braciom rozrywała mu serce. Pozostawienie ich samych nie wchodziło w grę, bo matka miała tyle długów odziedziczonych w spadku po własnej rodzinie, że nie dałaby sobie rady. Mógł też wrócić i wziąć na siebie winę. I oczywiście, istniało jeszcze jedno rozwiązanie, które w tym momencie dalej wydawało mu się być najbardziej słusznym ze wszystkich. W końcu mógłby zgodzić się z matką, która upierała się, by płacić za ubezpieczenie przynajmniej swoim dzieciom. Dzięki sporemu odszkodowaniu jego rodzina byłaby w stanie jakoś sobie poradzić.
    — Prawdę, chcę, żebyś powiedział prawdę. Że znalazłeś mnie tutaj… — pobitego — …w koszulce poplamionej krwią mojego ojca. I że — wyciągnął obie ręce, jedną wyszarpując bluzę i rzucając sobie ją pod nogi, a drugą łapiąc Sunoo za kark, a potem przyciągając go do siebie tak, że ich twarze znajdowały się tylko kilka milimetrów od siebie — nie masz z tym. Nic. Wspólnego.
    Wpatrywał się w niego twardo, wzrok przeskakiwał od jednej tęczówki do drugiej. Wiedział, że nie da rady zmusić go, aby go zostawił samego, ale mimo wszystko nie mógł mu pozwolić na wplątanie się jeszcze bardziej w całą tę sytuację, a już w ogóle, by w jakikolwiek sposób go bronił. Nie mógł go bronić. Nie mógł go kryć. Nie on.
    — Nigdzie z tobą nie pójdę. Zapomnij, Sunoo — dodał ciszej i znacznie spokojniej, nie spuszczając z niego wzroku.
    Zaimponował mu. Co prawda, nigdy nie miał go za tchórza, ale tak bardzo przez lata przywykł do tego, że chłopak znikał — choćby nie z własnej woli — z pola widzenia, gdy tylko zaczynało się robić gorąco, że nawet nie podejrzewał go o taki upór. Nie mógł jednak pozwolić, by te uczucia przyćmiły do końca zdrowy rozsądek, bo już i tak zbyt wiele ryzykował, pozwalając mu tam tak długo zostać.

    Eunwoo i jego czarne serduszko 🖤

    OdpowiedzUsuń
  8. Ratowanie kota, który utknął na drzewie.
    Była jedna mała sprawa, którą wszyscy wypominali Sunoo od lat, a w szczególności właśnie Eunwoo. To było dawno, dobrych parę lat temu, gdy wszyscy byli jeszcze smarkaczami, którym matki pakowały kanapki do szkoły, a akcjami nazywali włamywanie się na teren zamkniętego boiska, by móc pograć po jedenastej w nocy w koszykówkę. Tym razem chodziło o coś grubszego, o coś, co pierwszy raz sprawiało, że ciało Eunwoo przechodził dziwny, elektryzujący dreszcz, wyduszający z niego nerwowy śmiech, rozświetlający jego oczy szalonym blaskiem i wypełniający serce przyjemną ciężkością. Poprzedniego dnia jakiś starszy chłopak okradł jednego z nich, więc pojawili się teraz pod budynkiem opuszczonej fabryki, w której wiedzieli, że tamten — razem ze swoją paczką — często przebywał, by z potrzebnym ekwipunkiem urządzić małą, acz okrutną i obrzydliwą zemstę.
    Sunoo miał tylko jedno zadanie — siedzieć i czekać, aż skończą, a jeśli zobaczy, że wokół się ktoś kręci, zadzwonić, kazać im spieprzać, a sam uciec na drugi koniec ulicy do sklepu całodobowego. Nie chodzić nigdzie, nie odwracać niczym swojej uwagi, po prostu siedzieć i czekać. Nie podobało się mu to zadanie, ależ oczywiście, bo któremu młodemu chłopakowi podobałoby się odsunięcie od tak satysfakcjonującej zabawy, ale udało im się go przekonać; najstarsi mieli argumenty nie do odrzucenia.
    Albo ja pójdę teraz do was. Z tobą, bez ciebie, nieważne.
    Wspomnienie tego małego, tłumaczącego się już później chłopca, w którego oczach błyszczały łzy żalu, teraz zawitały do głowy Eunwoo, rozpuszczając już do końca rozsądek. Palce na karku zwolniły uścisk, zataczały koła, delikatnie sunąc po skórze, gdy Choi zaciskał usta w cienką linię, szybko przebiegając w głowie przez listę scenariuszy tego, co się stanie, jeśli ulegnie prośbom Sunoo. Bo przecież dalej mógł wykonać swój plan, prawda?
    Zrobiłbyś to samo.
    Nie zrobiłby. Nie siedziałby tu, starając się rozmawiać, bo już dawno przełożyłby go sobie przez ramię i zszedł na dół, choćby miał przy tym połamać im obojgu karki. Taki po prostu był — nie liczył się z cudzym zdaniem, o ile miał pewność, że ma rację, nie biorąc poprawki na jakiekolwiek ale, co jeśli, a może. Ufał tylko swojej głowie i rzadko dawał tak jak teraz emocjom wziąć górę.
    — Hej — pochylił głowę, zerkając od dołu w twarz Sunoo. — Kiedy stałeś się tak dorosły, by mnie szantażować? — Roześmiał się mimowolnie, i nawet jego samego ukoiła szczerość tonu jego głosu. — Już nie ratujesz kotów?
    W tym momencie ten słodki chłopak stał się elementem jego planu, kolejną rzeczą, o którą musiał zadbać w całej tej sytuacji. Nie umknął mu fakt, że Sunoo zaczął drżeć na całym ciele, przejawiając w końcu — co za ulga — pierwsze oznaki stresu, bo to momentalnie zmieniło pomiędzy nimi dynamikę i uruchomiło w mózgu Eunwoo instynkt przetrwania. Jeśli on się boi, ja nie mogę się bać.
    — Spójrz na mnie, Sunoo. — Palce wsunął w jego włosy, bawiąc się kosmykami w miarę, a przynajmniej taką miał nadzieję, kojącym geście. — Obiecuję, że pójdę z tobą, hm? Ale pod jednym warunkiem.
    Nie czuł potrzeby, by się powtarzać. Doskonale wiedział, że chłopak zrozumie, o co mu chodzi.
    — Powiesz prawdę.

    Eunwoo, równie dramatyczny 🙈

    OdpowiedzUsuń
  9. — Masz pięć minut — mruknął do pleców już odchodzącego chłopaka, otulając się szczelniej jego bluzą. Naciągnął kaptur na głowę, a potem skrzyżował ręce na piersi i oparł ramieniem o lampę uliczną, czujnym spojrzeniem rozglądając się wokół, gotowy w każdej chwili skryć za sklepem, gdyby tylko ktoś musiał go minąć. Z oczywistych względów nie chciał być przez nikogo zauważony i właśnie dlatego jego irytacja rosła z każdą upływającą sekundą. Gdyby tylko Sunoo nie wyrwał się do przodu, by wejść do tego pieprzonego sklepu, o czym oczywiście nie było mowy w pierwotnym planie, byliby już prawie pod jego domem.
    — Dzisiaj testujesz całą moją cierpliwość — mruknął do siebie szeptem, zerkając przez szybę do środka sklepu, gdzie ciemnowłosy chłopak jakby nigdy nic rozmawiał z Garrym.
    O staruszka nie miał się co martwić, nie puściłby farby za nic w świecie, znali go od dziecka, ale… coś w postawie Sunoo mu nie pasowało. Niecierpiące zwłoki zakupy właśnie teraz, zakup butelki wody, i to w momencie, gdy znajdowali się praktycznie pod jego mieszkaniem. A kiedy oboje ze sprzedawcą zerknęli w jego stronę, natychmiast do jego głowy wpadła myśl, że istniała spora szansa, iż Sunoo dalej się nie poddał — i wciąż chciał uratować kota.

    — Okej.
    O dziwo obyło się bez dalszych komplikacji. Już pod drzwiami Eunwoo zauważył w myślach z humorem, że mieli duże szczęście, iż dom Hongów nie znajdował się na piętrze jakiegoś butiku, bo prawdopodobnie musieliby się zatrzymać na kolejne zakupy, i aż musiał zacisnąć szczękę, żeby nie zaśmiać się pod nosem, ale to jedynie rozbawiło go jeszcze bardziej. W końcu zaczął kaszleć, zakrywając usta dłońmi, i łudził się, że może Sunwoo pomyśli, że ze stresu zbiera mu się na wymioty — co nie było najlepszą rzeczą z możliwych, ale dalej półkę wyżej niż niekontrolowany wybuch śmiechu. Nie chciał jeszcze bardziej martwić chłopaka, wystarczyło mu, że on sam zaczynał powątpiewać we własny — ewidentnie jakości wątpliwej — stan emocjonalny.
    Mieszkanie przywitało ich kompletną ciemnością i dobrze znanym Eunwoo zapachem; pachniało jak Sunoo, tylko intensywniej, czymś, czego nie potrafiłby nazwać żadnym konkretnym słowem, choćby chciał. Trochę jak świeże pranie, które suszyło się na powietrzu w słoneczny i wietrzny dzień, trochę jak słodycze, jakieś cukierki. Ładnie, po prostu.
    Nie powiedział nic, po prostu poklepał chłopaka po plecach, a potem, w pełni ufając swojej pamięci, ruszył w stronę łazienki, gdzie zapalił światło dopiero wtedy, gdy najciszej, jak tylko mógł, zamknął drzwi. W końcu miał okazję przyjrzeć się sobie w lustrze. Faktycznie wyglądał okropnie. Krwiaki na twarzy zaczęły sinieć, jedno oko miał okrutnie spuchnięte, a pod dolną wargą z rozcięcia dalej sączyła się krew. Powoli zdjął z siebie bluzę i rzucił ją na pralkę, a potem ściągnął wargi, patrząc na poplamioną czerwienią koszulkę i czekał.Wdech, wydech, nie będzie tak źle. Podciągnął powoli materiał do góry i aż skrzywił się z obrzydzeniem, gdy jego oczom ukazał się rozległy siniak, który obejmował lewą stronę żeber. Nie usłyszał w porę, jak drzwi się uchylają, ale automatycznie naciągnął koszulkę z powrotem, gdy tylko skrzyżował z Sunoo spojrzenie.
    — Nie ma tak źle. — Nawet on zorientował się, jak kuriozalnie to zabrzmiało.

    Eunwoo, taki troszkę głuptas

    OdpowiedzUsuń
  10. Przed Eunwoo rozciągała się przyszłość wypełniona palącą złością, a już przynajmniej ta najbliższa, dokładniej moment, w którym miał odkryć, jakim głupcem się okazał, nie orientując zupełnie w planie przygotowanym przez Sunoo. Teraz jednak, wolny od tej przyszłości, ze świeżo odnalezionym we własnym postanowieniu spokojem, był potulny na tyle, na ile One mógł być — czyli, cóż, był przynajmniej zgodny.
    Odwrócił mimowolnie pod dotykiem Sunoo głowę, a gdy tylko jego spojrzenie padło na ekwipunek w rękach chłopaka, jeden kącik ust podjechał mu delikatnie w górę. Powoli prześlizgnął spojrzenie z dłoni do jego oczu, nie spiesząc się, bo cały czas zastanawiał się nad odpowiedzią, i miał w tej głupiej, nieznaczącej sprawie dylemat. Nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś się — nim opiekował — nad nim użalał, więc nie było to też dla niego rzeczą komfortową, ale… Ale przypomniała mu się ta krótka chwila, podczas gdy jeszcze siedzieli na dachu, i ulotna przyjemność jej towarzysząca. I może powinien zrobić jeszcze jeden wyjątek? Czy Sunoo będzie lepiej, jeśli poczuje, że w jakiś sposób o niego zadbał, czy to ukoi jego nerwy? Czy ukoi to jego własne nerwy? A w ogóle to dlaczego, kurwa, zastanawia się już dobre dziesięć sekund, czy da sobie przetrzeć wodą utlenioną twarz, i jakie ma to teraz znaczenie?
    — Możesz — odparł, potrząsnąwszy głową, a wzrok skupiony na Sunoo odzyskał zwyczajową przytomność. — Tylko, ostrzegam, jak będzie bolało, to odgryzę ci rękę. — Ściągnął usta w bok, szarpiąc zębami skórę wewnątrz policzka. — Albo podrapię. Jak kot.
    Niewinny, głupi żart, ale oczy spoglądające w czarne tęczówki Sunoo pozostały czujne, jakby przesyłając nieme ostrzeżenie. Zaraz potem Eunwoo usiadł, w całej swej aktualnie potulnej postaci, na zamkniętej klapie toalety, by poddać się opiece młodszego chłopaka.
    I faktyczne, w jakiś nieznany mu sposób, było to przyjemne. Delikatny dotyk na twarzy, uczucie cudzej troski; coś, co nie było mu całkowicie obce, ale przejawiało się w jego życiu pod innymi postaciami. Dotyk nie koił, praktycznie wcale, zazwyczaj sprawiał ból i rozdrapywał ledwo zabliźnione rany, od czasu do czasu stanowił źródło chwilowego zapomnienia, ujście żądzy. Rzadko był taki jak ten.
    W zasadzie to chyba nigdy.

    Eunwoo, dzikus kompletny

    OdpowiedzUsuń
  11. — Tak?
    Eunwoo w sytuacjach stresowych cechował się zimną kalkulacją. Jego umysł sprawnie lawirował wśród możliwych rozwiązań, korzyści i strat, starając się wybrać najbardziej optymalne rozwiązanie, dobre dla wszystkich, obiektywne, niezależnie od jego personalnych odczuć. Jedynymi momentami, gdy dawał im sobą zawładnąć, były te, w których jego serce — serce, umysł, dłonie, oczy, ciało, wszystko, każdą jego cząstkę — ogarniała złość. Na co dzień sprawy miały się odrobinę inaczej. Nie był osobą samoświadomą, nie analizował własnych emocji, tylko je przeżywał, i w większości przypadków to one wiodły prym — uczucia kontrolowały jego, nie na odwrót. Ale nawet ktoś taki jak on nie mógł zignorować własnych problemów.
    To było nieuniknione, agresja rodzi agresję, i to dosłownie, bo w jego żyłach przecież płynęła ta sama krew, co w człowieku, który latami wtłaczał mu do głowy przykrą prawdę o twardej ręce. Ból nie rodzi szacunku, ale na co komu szacunek, skoro jest strach, działa on w końcu znacznie szybciej i skuteczniej. Niewiele było trzeba Eunwoo, by zadał pierwszy cios, bo poza oczywistym rachunkiem zysków i strat, przekonywało go do tego coś jeszcze — potrzeba i głębokie pragnienie, by ten ból zadać. Przenieść go z własnego ciała do cudzego, i choć to się nigdy nie mogło udać, chciał próbować bez końca.
    A ten splot nieszczęśliwych wypadków ciągnął się już przez trzecie pokolenie.
    — Spróbuj mnie pogryźć i podrapać.
    Nie mówił na serio, drażnił się, jak wiele razy przedtem. Czasem tylko głupie groźby i zaczepki kończyły się nieszczęściem, w nieodpowiednim momencie, w niesprzyjających okolicznościach, kiedy trzeba było coś udowodnić lub gdy cudzy śmiech obijał się o ego. Ale teraz wygrywało zwykłe przyzwyczajenie i nie miał nic poważnego na myśli.
    Broda powędrowała o parę milimetrów w górę, brwi uniosły się bezwiednie. Syknął cicho przez zęby, gdy Sunoo dotknął ręcznikiem jego ust. I nagle, zupełnie niespodziewanie, w głowie Eunwoo pojawiła się myśl, która sprawiła, że poczuł, jakby serce wpadło mu wprost do żołądka.
    Parę lat temu wydarzyło się coś, o czym nikomu nie powiedział. Chciał się zmusić — była to w końcu wspaniała okazja do zaprezentowania śmiesznej anegdoty, która rozbawiłaby wszystkich do łez i o której z pewnością nikt nie dałby mu zapomnieć przez dobrych parę tygodni — ale nie potrafił, bo za każdym razem, gdy miał ją już na końcu języka, pojawiały się w nim uczucia nie do stłumienia. Zaciąłby się, zatrzymał i co najgorsze na pewno spalił w oczach wszystkich, więc zamknął ten sekret tak głęboko, by nawet samemu o nim nie pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie przypadkiem zakręcił się kiedyś na imprezie na samym Upper East Side, już nawet nie pamiętał, jak to się stało, był tam chyba ze znajomym, który uczył się na stypendium w jakiejś prywatnej szkole dla snobów. Zabawa, choć przykryta blichtrem i grubymi plikami banknotów, nie różniła się tak naprawdę wiele od tych, na których przebywał w ich śmierdzącej dzielnicy. Alkohol, narkotyki, sprzeczki, bójki, seks, i to wśród ludzi, którzy następnego dnia powinni zająć krzesła w licealnej klasie — nic, czego by już nie uświadczył. Ale, co akurat stwierdził z niemałym zaskoczeniem, wszyscy byli całkiem… mili. Względnie normalni, przynajmniej ci, do których się dosiadł. Po czasie kumpel zniknął mu z oczu, niemniej nie przeszkadzało mu to tak bardzo, bo zajął się rozmową z wyjątkowo gadatliwym i prześmiesznym chłopakiem, Lionelem, który studiował iberystykę gdzieś w Europie, by, jak mówił, podrywać podczas wakacji gorące hiszpanki. Kilka lat starszy, zaimponował Eunwoo swoim ciętym językiem, ostrym żartem, błyskotliwością, a przede wszystkim mocną charyzmą. Nawet nie zauważył, jak towarzystwo, w którym przebywali, rozpierzchnęli się po innych częściach domu, zostawiając ich samych przy stoliku na tarasie.
      Zaczynało jaśnieć, gdy Lionel pochylił się, by go pocałować. Eunwoo nie potrzebował chwili, rozwalił mu nos jednym uderzeniem w kilka sekund i ktoś, być może właśnie jego znajomy, musiał go od nowopoznanego chłopaka odciągnąć, by do końca nie pokiereszował mu twarzy. Nie bił jednak go dlatego, bo poczuł się znieważony — robił to dlatego, że tego nie poczuł. A już przede wszystkim, bo mu się to spodobało.
      Kiedy więc w uszach dalej odbijały mu się jego własne słowa, wzrok Sunoo zatrzymał się na jego ustach na odrobinę za długo, a ciało zorientowało, w jakiej znajduje się pozycji, jego klatkę piersiową przywitało uczucie, którego najmniej sobie życzył — i to szczególnie teraz, tego dnia, w takim momencie, jakby naprawdę brakowało mu problemów.
      Nawet nie słyszał, co chłopak do niego mówi. Pokręcił głową, mając tylko nadzieję, że tamten niczego nie zauważył, i że takiej reakcji mógłby od niego oczekiwać, a gdy tylko drzwi łazienki się zamknęły, popędził do umywalki, by oblać twarz lodowatą wodą.
      — Kurwa, weź się w garść — szepnął.

      Dwadzieścia minut później wszedł powoli do sypialni Sunoo, mając nadzieję, że tamten będzie spał. Niemniej nie zdziwił się wcale, że zastał go siedzącego na łóżku, bynajmniej nie śpiącego, bo nie był głupi, nie sądził, że jemu samemu uda się zmrużyć oko. W dłoni dzierżył brudną koszulkę, nie mógł się zmusić, by ją założyć z powrotem, narzucił na gołe ciało czarna bluzę. W milczeniu usiadł obok chłopaka, czując się… Niezręcznie. Nie jak Eunwoo. Zimna woda zmyła większość emocji, przede wszystkim wstyd, ale i tak nie udało mu się w pełni wytrzasnąć z głowy niechcianych obrazów. Wszystkich, tych odległych i bliskich.
      — Chcesz zapalić? — mruknął w końcu cicho, zerkając przez okno. Tylko to wziął ze sobą z domu. Papierosy i zapalniczkę.
      Spojrzał na Sunoo z ukosa, ostrożnie, powoli, powolutku, badając swoją reakcję, ale z przyjemnością stwierdził, że cokolwiek, co podziało się z nim przed chwilą, musiało minąć.
      Tej anegdotki jednak nie będzie mieć nigdy ochoty opowiadać.


      Eunwoo, który przypomniał sobie o lubieniu chłopców dopiero, gdy jeden wylądował między jego nogami

      Usuń
  12. Wiedział. Widział.
    Palące uczucie wstydu wróciło na swoje miejsce, gdy tylko duszna cisza zawisła między nimi; czas ponownie tego dnia płatał mu figle, rozciągając sekundy w nieskończoność, miażdżąc do cna pewność siebie. Nie pomagał ton głosu Sunoo, to, że nawet na niego nie spojrzał, a szybkie próby przemówienia sobie do rozsądku najwyraźniej okazały się bezskuteczne, bo przeszedłszy przez okno, stanął na schodkach na dosyć — bardzo — drżących nogach.
    Może to wszystko sobie wymyślił we własnej głowie, którą zwyczajnie dusiły wyrzuty sumienia. A przede wszystkim przejmujący strach. Śmieszne, jakimi drogami podążały ludzkie myśli, bo sceny, które przed trzema godzinami wydarzyły się w jego domu, w tym momencie były całkowicie nieważne. Zapomniane, jakby nigdy nie miały miejsca. Nie docierało do Eunwoo, że być może to, co Sunoo sobie o nim pomyśli, mogło w jego życiu nie mieć już żadnego znaczenia, ponieważ w lepszym wypadku zobaczy go następnym razem za kratami więzienia, a w najgorszym widział go ostatni raz.
    — Mogę spać na materacu — wtrącił się; głos miał zachrypnięty, lekko się łamał. Odkaszlnął. — Nie chciałbyś pierwszy raz w końcu się wygodnie wyspać?
    Usiadł na schodkach obok chłopaka, zapierając się dłonią o kolano, trochę mocniej, niż podejrzewał, że będzie musiał. Nie chciał mówić tego na głos, by nie martwić Sunoo, bo nie widział sensu w pogłębianiu tej piekielnej bezradności, ale adrenalina w jego żyłach zaczynała coraz szybciej spadać, a co za tym szło, ból wzrastał. Zamiast tego więc sięgnął do kieszeni spodni po wymiętoloną paczkę Marlboro, kradzioną, a raczej półkradzioną, jak to zwykli nazywać między sobą — bo okradało się sklepy, a półkradło od nieuważnych ludzi. Podał ją chłopakowi razem z zapalniczką, by potem wysunąć papierosa zębami i czekać na ogień. Schodki przeciwpożarowe były wąskie, dotyk ciała obok palił, denerwował, ale nie miał miejsca, by odsunąć się nawet na te parę centymetrów.
    Nie wiedział, co mógłby powiedzieć, bał się dalej rozmawiać. Co, jeśli głowa podpowie mu podobne głupoty, które plótł w łazience, a ciało zrobi coś jeszcze gorszego; mimika twarzy zdradzi go tak, że już nie będzie mieć choćby strzępka możliwości wytłumaczenia swojego zachowania, a z ust wydrze się niekontrolowany dźwięk? Nawet głębszy oddech byłby dla niego w tym momencie błędem. Niemniej, nie mógł przecież milczeć w nieskończoność.
    — Ciekawe, co Yongnam by powiedział w tej chwili.
    To był jedyny bezpieczny temat. I naprawdę ciekawiło go, co zrobiłby jego najlepszy przyjaciel, gdyby mógł go teraz zobaczyć i wedrzeć się do głowy, by posłuchać jego myśli. Co uczyniłby na dachu, gdyby to on, zamiast Sunoo, znalazł go tam całego we krwi — wpadłby na lepszy pomysł, wyciągnąłby go z tarapatów? Powątpiewał. Rozsądek naprawdę szczerze żałował, że go tam nie było, serce jednak… nieśmiało i bardzo cicho, na granicy świadomości, radowało się z tego powodu.
    Popełnił śmiertelny błąd, że spojrzał w bok, bo gdy tylko jego oczy odnalazły ciemne tęczówki Sunoo, stało to, czego się tak obawiał. Dokładnie wszystko na raz.
    — Ale chyba pierwszy raz cieszę się, że go nie ma.
    Źrenice się powiększyły, puls przyspieszył, serce pompowało krew coraz szybciej, wzrok zamgliło pożądanie. Nie tu, nie teraz, nie w tym dniu. Nie mógł. Nie powinien.

    Eunwoo, który je właśnie stracił

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakim był głupcem. Żałosnym, marnym głupcem.
    Gdyby trzeba było określić człowieka jednym słowem, w przypadku Eunwoo byłaby to ambiwalencja, bo sprzeczność dwóch sił towarzyszyła mu praktycznie na każdej płaszczyźnie życia. Był inteligentny, jego umysł błyskotliwy, a wciąż popełniał nie te decyzje, co trzeba. Po latach spędzonych w miejscu, w którym siła pięści stanowiła twoją wartość, wiedział, jak się bronić i gdzie uderzyć, aby zabolało, a tymczasem cyklicznie pozwalał komuś się krzywdzić. Nastoletnie serce, które rwało się do miłości, uciszał alkoholem buzującym we krwi i przeciągłymi jękami nowopoznanch głosów, bo to było znacznie łatwiejsze, niż oddanie uczuć w cudze łaski.
    Chciał czegoś, ale tego nie robił. Robił coś, ale tego nie chciał.
    I właśnie to samo działo się teraz. Nawet nie wiedział kiedy jedna krótka myśl urosła w głowie do tak olbrzymich rozmiarów, a zwykła chęć, ludzki odruch i instynkt, zamienił się w to, czego najbardziej teraz potrzebował. Może to wynik stresu, traumy, chęci ciała do odwrócenia uwagi od tego, co się stało, nie miał pojęcia, bo nawet się nad tym nie zastanawiał — pozwolił temu stanowi go ogarnąć całkowicie, bez sprzeciwu, tak naturalnej dla niego reakcji. Ale nie potrafił po to sięgnąć.
    — Nie… — zaczął cicho, odwzajemniając przeciągłe, przysiągłby, że fizycznie ciężkie spojrzenie, ale po chwili przymknął usta. Odwrócił głowę, a potem zaciągnął się papierosem; trzymał go między kciukiem a środkowym palcem, jak skręta.
    Jakim był głupcem. Żałosnym, marnym głupcem. Wszystko zrozumiał nie tak jak trzeba. Sunoo niczego nie dostrzegł, jakby mógł, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znaleźli. Po prostu myślał o tym, o czym powinien myśleć człowiek, którego przyjaciel właśnie popełnił zbrodnię. By go z niej wyciągnąć.
    Zdenerwował się, automatycznie, na niego, na siebie. Jego myśli wertowały raz po raz okrutnie długą listę przekleństw, którymi uraczyłby ich, gdyby nie resztki rozsądku przypominające o dwóch osobach znajdujących się niedaleko, tuż za ścianą. Zwykle nie oceniał siebie tak surowo. Żył w przekonaniu, że robi to, co powinien, czy to dla siebie, czy braci. Wiadomo, że popełniał błędy, robił i mówił głupoty, i nie uważał się za kogoś bez wad, ale nigdy nie pozwolił sobie zaniedbać tego, co było dla niego w życiu najważniejsze. Rodziny i braci, dwóch rodzonych, a pięciu, z którymi nie łączyły go więzy krwi, tylko serca. Tymczasem popełniał błąd za błędem. Zawiódł. Nie powinno go tu być, nie powinien pozwalać Sunoo na te deklaracje, nie powinien w tej chwili zastanawiać się nad tym, co by się stało, gdyby szybkim ruchem zamknął pomiędzy nimi dystans, już na zawsze. Musiał działać. Robić to, czego nie chciał.
    Miał mu wypomnieć, że obiecał? Powie prawdę? Prowadzić ponownie dokładnie tę samą dyskusję, co jeszcze niedawno na dachu, tylko po to, by zatrzymać się w tej samej pozycji, na początku? Lepiej było pozwolić Sunoo uwierzyć, że istnieje nadzieja, dać choćby ten skrawek wiary, że jeszcze wyjdzie z tego cało.
    Ale przecież był żałosnym i marnym głupcem, nie?
    — Po co? — zapytał w końcu, wyrzucając wypalonego papierosa przez siebie. — Wiesz, z czym to się wiąże. Po co chcesz, kurwa, tak bardzo ryzykować?
    Spojrzał na niego, był niebezpiecznie blisko. Oczekiwał odpowiedzi, która nakarmi ten dziwny, palący głód, choć miał świadomość, że nie mogło się to wydarzyć.Nie miało prawa.
    — Nie rozumiesz, że nie wybaczę sobie, jeśli cię w to wciągnę?

    Eunwoo, idiota

    OdpowiedzUsuń
  14. Zaskoczył go ten nagły wybuch gniewu, choć może nie powinien. Nie spodziewał się kompletnie gwałtownego, choć delikatnego szarpnięcia, więc ciało reagowało bezwiednie — ręce uniosły się same, gotowe do obrony, a nim się zorientował, jego palce zaciskały się na ramieniu Sunoo. Przed chwilkę, kilka sekund, wydawało mu się, że sprawy mogą naprawdę obrać nieoczekiwany obrót, choć w tej sytuacji akurat bardzo by mu to pasowało — czysto teoretycznie. Gdy jednak gniew spłynął chłopakowi z twarzy, z każdą kolejną sekundą jego mięśnie zaczynały się coraz bardziej rozluźniać, a upór wymalowany w oczach topnieć, z ust Eunwoo wyrwało się mimowolne westchnienie ulgi.
    Bolało patrzenie, jak Sunoo targały emocje, jednak wygłodniały potwór, który zadomowił się wewnątrz jego serca, ryczał ze szczęścia. I właśnie tym były jego uczucia; potworem. Takim ogłupiającym, siejącym spustoszenie. Czymś marnym w porównaniu do tego, z czym borykał się Sunoo już od dłuższego czasu, bo swe źródło miały w pożądaniu, nie w czymś głębszym i czystszym, prostym, nie w miłości.
    Ale czy to sprawiało, że nie były aż tak trudne do zatrzymania? Bynajmniej.
    Ja nie mogę…
    Znów zaczął bezwiednie rozszarpywać skórę wewnątrz policzka. Czego nie możesz? Czego, kurwa nie możesz? Powiedz, proszę. W ciszy dokańczał za niego to zdanie na milion sposobów. Nie mogę pozwolić sobie na stratę jednego z najlepszych przyjaciół. Nie mogę dać Ci spieprzyć sobie życia. Nie mogę patrzeć na to, co się z Tobą stanie. Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Mózg podsuwał również inne zakończenia, które jednak spychał na skraj świadomości, bo nie był aż tak odważny, by się tak odsłonić, choćby przed samym sobą. Mógł czuć i chciał czuć, ale nie uświadamiać.
    Zmarszczył brwi, gdy Sunoo w końcu się odezwał. Miał rację. Przez pierwsze kilka sekund, gdy umysł trawił wypowiedziane do niego słowa, naprawdę nie wiedział, co chłopak miał na myśli. A gdy dokończył ostatnie zdanie, potwór go ubiegł; zrozumiał pierwszy. Może wyczytał prawdę z jego spojrzenia, a może projektował własne żądania, sprawnie manipulując tym, co widział oczami Eunwoo, ale rozbudził się w pełni — zawył przejmująco w jego sercu, a potem całkowicie przejął kontrolę nad ciałem.
    Ręka uniosła się i przez chwilę zawahała w powietrzu tuż nad plecami Sunoo. Był delikatny jak nigdy, gdy powoli przebiegł dłonią po linii kręgosłupa, zatrzymując się przy karku. Tak jak poprzednio, palce naturalnie same odnalazły drogę do włosów, choć tym razem dotyk był inny; albo tak się wydawało tylko jemu, bo to towarzyszące mu intencje były zgoła inne.
    Miał szansę się jeszcze wycofać. Mógł grać rolę troskliwego kumpla, który zrobił coś złego, a teraz po prostu, będąc tym starszym, starał się gasić własny pożar. Niczym nie ryzykował.
    Prawda?
    Pochylił się do przodu. Było dokładnie tak jak wcześniej na dachu — a jednak kompletnie inaczej.
    Nie chcę, żeby cię tu nie było.
    Musiał zignorował uczucie kłucia w sercu, przełknąć gorzką prawdę i zapomnieć o tym, co miało się stać i do czego chciał się posunąć. Był taki pewny swego jeszcze niedawno, niemal zadowolony z planu, który uratowałby wszystkich. Z tym, że gdzieś po drodze wszyscy zmienili swoją definicję, choćby i krótkotrwale.
    Nie chcę, żeby cię tu nie było. Z nami? Nie chcę, żeby cię tu nie było. Ze mną?
    — Czego nie zrozumiem, Sunoo?
    Nie miał nic do stracenia. To starał się sobie powtarzać, gdy zmniejszył dystans między nimi do tego stopnia, że zamknął sobie kompletnie drogę ucieczki. W żadnym wypadku, w żadnej sytuacji, nie mógłby mieć powodu do tego, by znaleźć się tak blisko Sunoo — tak, by czuć jego ciepły oddech na własnej twarzy. By ich usta dzieliły jedynie milimetry.

    (Eunwoo) Potwór

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie rób mi tego.
    Przykra prawda o tym, co właśnie miało miejsce, spłynęła na Eunwoo jak chlust kubła lodowatej wody w twarz, a przynajmniej wymuszając u niego podobną reakcję — wysysając z płuc oddech, wywołując nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa i kilkusekundowe otępienie. Nagle, przez krótką chwilę, widział siebie — i świat — takim, jakim był naprawdę. Popełnił zbrodnię, zabił własnego ojca, uciekł, pozostawiając matkę samą sobie, prawdopodobnie ktoś w tym momencie go szukał, a teraz ukrywał się w domu przyjaciela, obarczając go odpowiedzialnością.
    A w dodatku, i przede wszystkim, pragnął… Czego? Go, po prostu.
    Chciał potrząsnąć głową, wyrzucić niesprzyjającą jego życzeniom myśl, ale nie mógł się poruszyć, bo przecież to potwór wciąż sprawował nad nim kontrolę, a ten nie mógł mu pozwolić na choćby minimalnie zwiększenie dystansu. Dlatego Eunwoo wpatrywał się dalej w oczy Sunoo, tkwiąc w zawieszeniu pomiędzy przed a po, bo wrócić już nie mógł, a iść naprzód się zwyczajnie bał.
    Gdzieś na horyzoncie pojawiła się również panika, gotowa wypędzić żądze, którym się poddał, zajmując miejsce w jego sercu. Jeżeli jeszcze na początku każde słowo, które wypływało z ust Sunoo, pasowało do tej najbardziej przez Eunwoo upragnionej narracji, tak teraz pojawiła się druga możliwość, scenariusz najgorszy z możliwych. Proszę, nie. Jeśli to ma być żart… Kurwa. Nie rób mi tego. Składało się w całość, prawda? Niemal błagalne prośby, by się odsunął, by przestał, by poszedł po rozum do głowy i by się po prostu, kurwa, nie ośmieszał.
    Już na dachu dumał nad tym, czy dałoby się jeszcze niżej upaść, i gdyby tylko sobie mógł o tym przypomnieć, pewnie przeklinałby los, który zdecydował się pokazać mu, że zawsze był w stanie podjąć jeszcze jedną złą decyzję. Albo kilka, w zasadzie co najmniej kilka, jeśliby się dobrze nad tym zastanowić. Brzydził się sam sobą, tym bardziej, bo doskonale czuł, iż choć tak wyraźnie usłyszał błagalną prośbę Sunoo, mimo wszystko nie zamierzał go posłuchać.
    — Zamknij się, Sunoo. Po prostu zamknij się. — Usłyszał swój własny głos, zachrypnięty i oschły, zupełnie tak, jakby oglądał całą tę rozgrywającą się scenę z perspektywy trzeciej osoby. Bardzo dobrze znał ten ton i podejrzewał, że Sunoo także; pojawiał się wtedy, gdy jakikolwiek sprzeciw nie mógł mieć miejsca, a decyzja została już za wszystkich podjęta. — Odsuń się tylko, jeśli tego naprawdę nie chcesz.
    Poczekał krótką chwilę, dał mu szansę. Starał się nie myśleć o tym, co by się mogło stać, gdyby Sunoo się teraz wycofał, i to również była rzecz, która przyświecała mu w codzienności. Nigdy nie myślał o konsekwencjach, nie analizował, jakie jego działania mogłyby mieć skutek; myślał tylko o bezpiecznych wyjściach, które miały go od nich oddalić.
    Sprzeciw jednak nie nadchodził.
    Pozwolił sobie na ostatni głęboki oddech, a potem skrócił między nimi dystans; powoli, rozkoszując się każdą sekundą, najmniejszym drgnięciem ciała Sunoo i najcichszym dźwiękiem, jaki z siebie wydał. Palce mimowolnie zacisnęły się odrobinę na włosach chłopaka, gdy w końcu poczuł jego usta na swoich. Trudno byłoby mu opisać to dziwne wrażenie; czuł się tak, jakby w jednej chwili był świadomy wszystkiego wokół. Dźwięków miasta, głosu Sunoo, dotyku materiału bluzy na jego plecach, drobnych kropel deszczu, które opadły na jego twarz — jakby był wszystkim tym i każdym doznaniem z osobna. I to nie tak, że pierwszy raz poddawał się namiętności, bo robił to już ogromną ilość razy, ale mimo że scenariusz pozostał taki sam, to okoliczności były… Inne.
    Odsunął się na moment, otwierając oczy, które przymknęły się wcześniej bezwiednie, by odnaleźć wzrok Sunoo i poszukać w nich potwierdzenia. Nie chciał przestawać, ale nie popełnił jeszcze tego ostatniego kroku, który dzielił go od kompletnego upadku. Nie zrobiłby niczego wbrew jego woli.

    E. 🖤

    OdpowiedzUsuń
  16. Błogość. Dokładnie ten stan go ogarnął, gdy poczuł, jak palce Sunoo zaciskają się na jego bluzie, przyciągając go do siebie bliżej; dziwny ból, rozchodzący się od żołądka do dołu ciała, rozluźniający mięśnie do tego stopnia, że gdyby stał, nogi odmówiłyby mu teraz posłuszeństwa.
    Eunwoo nie wiedział, dlaczego chłopak działał na niego w ten sposób, mocniej niż zwykle. Może to ciało się buntowało jako wynik obezwładniającego strachu, który towarzyszył mu od czasu, gdy opuścił mieszkanie — albo i nawet wcześniej, kiedy tylko ich ojciec zjawił się w drzwiach — a może dlatego, że właśnie eksplorował część siebie, którą zdusił i trzymał zamkniętą głęboko w środku, tak bardzo, aby w ogóle o niej nie pamiętać. Wiedział jedynie tyle, że nie chciał przestawać, nie teraz i najlepiej już wcale. Bo przez te paręnaście sekund nie istniało nic poza nim i Sunoo — nic, co się dzisiaj wydarzyło, nie miało miejsca, konsekwencje nie czekały na niego za rogiem, a żadna choćby minimalnie negatywna emocja nie miała prawa wedrzeć się teraz do jego głowy.
    Był tylko Sunoo; jego dłonie przeczesujące mu włosy, palce muskające szyję i wywołujące drobny dreszcz, usta niepewnie badające jego własne, przerywany oddech, który wydał z siebie, gdy tylko Eunwoo się odsunął. I nie zamierzał pozwolić, aby coś w tej chwili zmąciło ten błogi spokój, tę wyrwaną z koszmaru chwilę, bo to w tym momencie stało się wszystkim, co jeszcze posiadał. Ostatkiem normalności, jakiejś dziwnej, nowej normalności, i bezpieczeństwa. Bo teraz, o ironio, naprawdę czuł się bezpiecznie, gdy ich usta grały w tę grę tak, jakby to robiły od zawsze, a serce biło z taką szybkością, że lada moment mogło po prostu wyskoczyć mu z piersi.
    Przerwał dopiero, gdy musiał, bo płuca pozbawione powietrza paliły go od środka żywym ogniem.
    — Ja też nie — powiedział kompletnie nienaturalnym dla siebie, wysokim głosem, który w dodatku mu się załamał. I nawet nie przejmował się w tym momencie czymś tak błahym jak zawstydzenie. — Ale nie chcę… — dodał szeptem, przenosząc dłoń z włosów powoli na policzek Sunoo, gładząc jego skórę; powoli i niepewnie, jakby badał, na co sobie może pozwolić. — Przestawać. — Zabrzmiało to w jego ustach jak pytanie.
    Jego palce sunęły niżej, zatrzymując się dopiero na szyi chłopaka. Kciukiem podważył jego brodę, unosząc ją do góry, i ponownie się pochylił, tym razem jednak zatrzymał się o milimetr od jego twarzy. Pozwolił sobie tylko na dwie sekundy bezruchu, by rozkoszować się nimi w pełni, a potem delikatnie, zupełnie jakby miał go tym ruchem odstraszyć, przesunął językiem po delikatnej skórze jego warg. Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, kąciki jego ust podjechały do góry zupełnie bezwiednie, automatycznie, gdy tylko Sunoo posłusznie rozchylił usta.
    Zazwyczaj w takich momentach towarzyszyło mu uczucie swoistego zwycięstwa. Tym razem to było coś innego, coś niebezpiecznego, o czym jednak Eunwoo jeszcze nie zdawał sobie sprawy, bo jakby mógł brać w wątpliwość coś, co było tak przyjemne, a przede wszystkim — właściwe.

    screaming crying throwing up

    OdpowiedzUsuń
  17. Eunwoo zawsze mówił, że przywiązanie przychodzi mu z wielkim trudem, choć nie była to do końca prawda. Nie jego uczucia stanowiły coś ciężkiego do przełknięcia, lecz sprostanie cudzym wymaganiom, braniem na siebie troski o dobro drugiego człowieka i oddaniem im odpowiedzialności za siebie — to przerażało go do tego stopnia, że gdy tylko zalążek obaw pojawiał się na horyzoncie, nieważne od której strony, wycofywał się tak szybko, jak to było możliwe, nierzadko przy tym uciekając do niesprawiedliwych i dziecinnych wręcz zagrywek. Sfera pożądania była inna; bezpieczna.
    I przede wszystkim gasła stosunkowo szybko.
    Gdy więc słowa o byciu potrzebnym opuściły usta Sunoo, dobrze znane dzwony zabiły w głowie chłopaka na alarm, zmuszając go w końcu do odsunięcia się i przymusowego otrzeźwienia. Ich wyrwany z koszmaru moment dobiegł końca, a świat momentalnie wrócił do swej poprzedniej szarości, przypominając mu o wszystkim tym, o czym najchętniej chciałby zapomnieć już na zawsze.
    — To źle — mruknął cicho, starając się nie zerkać w bok. — Bo w żadnym z planów nie przewiduję, aby tu zostać.
    W końcu zmusił się, by spojrzeć na Sunoo, ale dalej nie mógł się zdobyć na pełne uniesienie głowy. Dopiero, gdy jego wzrok padł na kilka sekund na ciemne tęczówki chłopaka, pierwszy raz poczuł wściekłość na to, co się wydarzyło, jednocześnie nie obarczając odpowiedzialnością siebie, tylko cały świat, zupełnie jakby wcześniej działał z przyzwyczajenia. Dlaczego to musiało mu się przydarzyć? Dlaczego jego ojciec taki był? Dlaczego musiał go bić aż tak mocno, tak okrutnie mocno, że brakowało mu tchu i nie mógł myśleć wtedy trzeźwo? Dlaczego nie przestał, skoro tak bardzo go prosił? Dlaczego Sunoo przyszedł w najgorszym momencie, właśnie wtedy, gdy sobie najmniej tego życzył? Dlaczego spoglądał na niego w ten dziwny sposób, który sprawiał, że miał ochotę uciec — dokładnie dlatego, że najbardziej pragnął zostać?
    — I… to ja przepraszam — szepnął z wielkim trudem. Tym razem myślał o konsekwencjach, a o ile dobrze zrozumiał intencje chłopaka, miał świadomość, z czym wiąże się to, co właśnie się stało i co miało się stać. W normalnych okolicznościach nie byłby w stanie zmusić się do takiej szczerości, ale Sunoo nie był byle kim, znaczył dla niego tyle, że należały mu się w jego oczach wyjaśnienia. — Nie powinienem, na pewno nie teraz. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ja przecież nie… Przepraszam.
    Z przerażeniem odkrył, że właśnie się rozklejał, kolejny raz tej przeklętej nocy. Ciało znów wymykało mu się spod kontroli i nim zdążył pomyśleć nad własnymi czynami, już z powrotem koił nerwy delikatnym dotykiem. Pochwycił dłoń chłopaka w swoje, skupiając na nich spojrzenie, bo nie mógł patrzeć mu w oczy, nie był jednak tak odważny, jak mu się całe życie wydawało.
    — Miałem taki plan. — Teraz mówił już praktycznie niesłyszalnie. — Tam, na dachu.

    Eunwoo cep 💔

    OdpowiedzUsuń
  18. W wakacje dobrych parę lat temu wpadli z chłopakami na wspaniały pomysł, by założyć się o to, kto najszybciej wespnie się na jedno z najwyższych drzew, które rosło w małym parku w ich dzielnicy. Plan był o tyle głupi, że gałęzie owego drzewa wcale nie były rozległe, rosły w sporych odległościach, a pień był nierówny i bardzo łatwo było o wbicie sobie drzazg czy poharatanie skóry. Oczywiście, bynajmniej ich to nie powstrzymało, tylko jeszcze mocniej utwierdziło w przekonaniu, że wyzwanie stało się godnym podjęcia. Eunwoo udało się dotrzeć na samą górę, jako jedynemu. I jako jedyny również spadł.
    Pamiętał ten upadek, bo wywołał niemą panikę, gdy po uderzeniu plecami w twardy grunt, wydusił całe powietrze z jego płuc, uniemożliwiając jednocześnie wzięcie kolejnego oddechu. Oczy zaszły mu łzami, sięgnął dłońmi do szyi i przez krótką chwilę w jego chłopięcej główce urosła myśl, że to już koniec, że to musi być śmierć.
    I tak się czuł właśnie teraz po spotkaniu z szorstkim tonem, gwałtowną reakcją Sunoo, gdy w ten głupi i koślawy sposób próbował się przed nim otworzyć. Jakby ktoś dosłownie wyssał z niego tlen. Usta zamknęło mu uświadomienie sobie, że chłopak był ostatnią osobą, której powinien cokolwiek mówić o jego planie, biorąc pod uwagę to, jak właśnie się wobec niego zachował — w umyślny sposób, wiedząc przecież, że nie będzie mógł tego cofnąć, cóż, wykorzystał go.
    Ale może tak byłoby łatwiej, szepnął mu cichy, bardzo dobrze znany głos, który pojawiał się zawsze wtedy, gdy uczucia zaczynały przybierać za bardzo przerażającą formę i Eunwoo chciał się wycofać. Czy nie byłoby dla wszystkich lepiej, jeśli on by cię teraz znienawidził?
    — A jak myślisz? — odparł w końcu, potrząsając głową, bo zdecydował się iść naprzód przetartą przez lata ścieżką. Wykręcił nadgarstki, wyswobadzając się z uścisku, po czym pociągnął nosem i przetarł wciąż szczypiące go oczy wierzchem dłoni. — Pomyśl, czy to nie byłoby dla wszystkich lepsze? — Teraz w jego głosie pobrzmiewał gniew.
    Zebrał w sobie resztki sił, by spojrzeć w końcu na Sunoo i bardzo szybko tego pożałował, bo z każdą kolejną sekundą jego determinacja wymykała mu się z rąk. Nie mógł jednak przestać, nie teraz, jeśli dalej zamierzał wprowadzić w życie to, co postanowił jeszcze na dachu. Musiał bić dalej, wykonywać cios za ciosem, aż Sunoo sobie uświadomi, że kota, którego chciał tak bardzo uratować, tak naprawdę wcale nie było — zamiast niego istniało tylko coś niewartego jego wysiłków; nikt.
    — Ja… ja nie chcę iść do więzienia, nie mogę, nie dam rady… — Nawet nie poczuł, jak pierwsze łzy spłynęły po jego policzku; nie miał nawet szansy na wyrzut do samego siebie, że okazywał słabość. — A w ten sposób przynajmniej jakoś zabezpieczę rodzinę. Nie patrz tak na mnie, kurwa…
    Opuścił głowę, przeczesując włosy palcami, drąc paznokciami skórę tak mocno, dopóki nie poczuł piekącego bólu. Gdyby tylko nie miejsce, w którym się znaleźli, zacząłby krzyczeć.
    — Nie ma innej możliwości.

    im so sorry sunoo 🖤

    OdpowiedzUsuń
  19. Przepadał całym sobą w niebezpieczną otchłań.
    Patrz teraz na mnie!
    To, jak ocenił chłopaka — jego idiotyczne założenia, że wydarzenia sprzed chwili mogłyby w jakikolwiek negatywny sposób wpłynąć na jego intencje — musiało mówić więcej o nim samym niż o Sunoo. Zdradzało, że sam postawił ich wyżej, aniżeli chciał, a co więcej, niż wymagał od niego w tej chwili rozsądek. Ale mógłby, gdyby tylko zebrał się w sobie, kompletnie roznieść to wszystko w pył, bo przecież potrafił, a nie wystarczyłoby wiele powiedzieć, by zdusić w Sunoo ten zalążek nadziei. Prychnąłby z politowaniem, uniósł kącik ust w prześmiewczym uśmiechu, a potem jadowitym tonem wysyczał wiązankę przykrych słów, które uderzyłyby dokładnie tam, gdzie chłopak się w tej chwili nie spodziewał. Dałby dosadnie Sunoo znać, jak niewiele znaczyła ich wspólna chwila, idąc dalej, cała relacja i ich przyjaźń; że żadne słowa wypływające z jego ust nie miały absolutnie żadnego wpływu na decyzję, która została już podjęta. A potem mógłby po prostu wyjść, zostawić Sunoo samego, zmusić go, by trwał w okrutnej, palącej niewiedzy, kompletnie bezradny, nie wiedząc, co tak naprawdę się stało, i tylko czekając na najgorsze wieści. To byłaby największa kara i absolutnie najgorsza rzecz, jaką mógłby mu zrobić, i wiedział, że jeśliby się tego podjął, Sunoo naprawdę znienawidziłby go już na dobre.
    Nie dam cię wsadzić, nie pozwolę, tylko mi tego, kurwa, nie utrudniaj i przestań kręcić się ze mną w kółko.
    Nigdy nie zrobiłby krzywdy nikomu, kogo kochał, chyba że od tego zależałoby ich życie. Ale czy aby na pewno tak właśnie teraz było? Czy koniec końców targnięcie się na własne życie ratowało kogokolwiek innego poza nim samym? Gdy patrzył, jak pod ciężarem emocji — stresu, złości i strachu — nogi się uginają pod chłopakiem, myśli na moment podążyły do jego rodziny, do dwóch uśmiechniętych, krągłych twarzy jego braci, do szorstkiej, choć kochającej matki, i zrozumiał, że plan, który miał uratować wszystkich, tak naprawdę ratował od odpowiedzialności za własne czyny wyłącznie jego. Nagle niewygodne wizje nawiedziły jego głowę; wizje pełne szlochu i krzyku, wykrzywionych płaczem twarzy, pełne czerni i bezbrzeżnego smutku. Dłonie drżały mu tak bardzo, że musiał je zacisnąć w pięści, a gdy spojrzał na skulonego na jego kolanach bruneta, przysiągłby, że coś ciężkiego spadło mu na serce.
    I dlatego właśnie Eunwoo całym sobą błagał wszechświat, by istniała choć minimalna szansa, że Sunoo mówił prawdę — że w magiczny, tylko sobie znany sposób wiedział, jak sprawić, by wszystko wróciło do normy.
    — Dobrze — odparł cicho. — Nie będę.
    Nigdy więcej tego nie zrobi, nie po tym, gdy zobaczył, do czego go swoimi słowami doprowadził. Zresztą, jak mógłby mu powiedzieć teraz cokolwiek innego? Przegrywał sromotnie walkę z samym sobą, zdania wypowiedziane przez Sunoo ciągnęły za delikatne struny w jego młodzieńczym sercu coraz bardziej, a on miał w sobie coraz mniejszą wolę walki, by im się nie poddać.
    — Zrobię wszystko zgodnie z twoim planem.
    Jeśli cokolwiek miało go zdradzić, to nie był to na pewno ostrożny, delikatny ton, ani nawet nie dłoń, która powędrowała właśnie do włosów Sunoo, tylko właśnie to krótkie zdanie, pieczętujące jego pragnienia na dobre. Bo nigdy wcześniej dobrowolnie nie oddałby swojego losu w cudze ręce, a teraz grał przecież o najwyższą stawkę.

    with love, E.

    OdpowiedzUsuń
  20. Mimowolnie mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, gdy tylko jego uszu sięgnęły niewróżące niczego dobrego słowa. Sunoo miał całkowitą rację, zakładając jego reakcję, bo rzadko zdarzało się, by po podobnej próbie uzyskania obietnicy i wysłuchania rzeczonego powodu nie ogarniała go choćby lekka irytacja. Prawdę mówiąc, część niego od razu poczuła się odrobinę zdenerwowana, jakby nagle uświadomił sobie, że przecież od początku, od kiedy tylko się dzisiaj spotkali, jego głównym zamiarem było, aby Sunoo nie wplątać we własne problemy. Choć wiedział, że jego pobudki miały czysty i zwyczajnie dobry charakter, ukłuło go, że mimo tak twardo wyrażonego zdania, chłopak po prostu robił swoje za jego plecami, czegokolwiek to tak naprawdę nie oznaczało. Musiał powziąć sobie jednak zamiar, by zdusić tę irytację na tyle, na ile mógł, bo w końcu poddał się, przystając na jego plan. Niemniej, nie wstrzymywało go to przed tym, by na powrót przyjąć wszystkie wcześniejsze obawy — i to ze zdwojoną siłą.
    — Obiecuję.
    Pokiwał powoli głową na wzmiankę o tym, żeby wejść do mieszkania, mając tylko na uwadze coraz mocniej odczuwalny chłód i fakt, że chłopak dalej był ubrany jedynie w cienką koszulkę, bo odwrotnie do Sunoo, cztery ściany pokoju nie miały mu przynieść ukojenia. Najlepiej czuł się na otwartej przestrzeni, szczególnie w nocy.
    Mogę ci nawet skombinować coś do jedzenia.
    Chyba coś w sposobie, w jaki Sunoo wypowiedział te słowa, lub ich do bólu normalny wydźwięk w kontraście do tego, o czym wcześniej rozmawiali, sprawiło, że spomiędzy ust Eunwoo wyrwał się cichy, ale szczery śmiech. Rozsupłał on na moment ściśniętą stresem klatkę piersiową i choć zgasł bardzo szybko, sprawił, że gdy chłopak w końcu się odezwał, jego głos był miękki i lekki; trochę jakby nieadekwatny do sytuacji:
    — Ale wiesz, że jeśli chcesz wejść do środka, będziesz musiał w końcu ze mnie zejść, co?
    Jego brwi powędrowały do góry, gdy dłonią delikatnie zmierzwił głowy dalej skulonego chłopaka. Wróciła drobna, irytująca iskierka, niebezpieczne uczucie ściskające gardło, ale Eunwoo dalej uparcie ignorował sygnały, starając się nie zagłębiać przynajmniej w te myśli. Przecież mieli… miał już wystarczająco dużo zmartwień, które zaprzątały mu głowę. Nie potrzebował dokładać więcej problemów — wyssanych z palca nieistniejących głupot — spowodowanych przez nic nie znaczący pocałunek, o którym oboje powinni zapomnieć. Bo on już zapomniał, prawda?
    — Sunoo? — zapytał ciszej. — A jeśli chodzi o to, co się stało przed chwilą…
    Nie wracajmy już do tego nigdy. Proszę, udajmy, że to nigdy nie miało miejsca. Błagam cię, nigdy nikomu o tym nie wspominaj, dobra? Ja taki nie jestem, nie wiem, co się ze mną stało… Miał ogrom sposobów na wyjście z tej sytuacji tak, aby przynajmniej upewnić się, że nikt się o niej nie dowie, ale żadnej z rzeczy, która podsuwał mu mózg, nie potrafił wypowiedzieć na głos. Nie umiał się zmusić, by zerwać plaster; by przeciąć tę cienką nić na zawsze.

    (w końcu) Eunwoo💖

    OdpowiedzUsuń
  21. Udawanie, że nic się nie dzieje przychodziło Eunwoo tak naturalnie, jak wydmuchiwanie nosa, i tyczyło się to wszystkich tych chwil, kiedy powinien odpowiedzieć zupełnie odwrotnie, bez wyjątku. I nieważne, czy był to kolejny siniak, czerwona i nabrzmiała pręga na twarzy, ledwo skrywana wściekłość, czy nagłe otępienie — odpowiedź wysuwała się z jego ust jeszcze zanim ktoś dokończył pytanie. Z tego względu Eunwoo zazwyczaj odpuszczał dociekliwości w sprawie problemów niedotyczących jego samego, bo uważał to po prostu sprawiedliwą umowę. Wyjątki robił rzadko i tylko w sytuacjach kryzysowych, kiedy zwyczajnie się bał o kogoś lub miał podejrzenia, że komuś z jego bliskich przyjdzie przypłacić za cudze błędy.
    Niemniej teraz nie chciał odpuszczać. Po raz kolejny gwałtowna wypowiedź Sunoo go zaskoczyła, a zimna kalkulacja poszła w kąt, robiąc miejsce na zwyczajny, śmieszny bunt i upór. Kwestia przecięcia tej cienkiej nici ich wspólnej chwili była bezpieczna wyłącznie wtedy, gdy nóż znajdował się w jego rękach, bo w cudzych stanowił broń.
    Wściekł się; poczuł jak gniew, mający swoje źródło w postaci pulsujcej, gorącej ciężkości na piersi, szybko przejmuje kontrolę nad jego ciałem, i rozpalił się jeszcze bardziej, gdy Eunwoo odkrył jego prawdziwe źródło. Skonfrontował się właśnie z własnymi słowami, a wszystkie recytowane wcześniej w myślach zdania zamknęły się w lakonicznym i beznamiętnym „nie”. I zabolało.
    Powoli wstał z zimnych schodków, podążając wzrokiem za pospiesznie odchodzącym Sunoo. Stanął w oknie, przyglądając się, jak chłopak miota się po pokoju, chaotycznymi ruchami przestawiając rzeczy z kąta w kąt. Jego minę interpretował chyba bezbłędnie, jako bezbrzeżny strach, który chwilę wcześniej prawdopodobnie rozdzierałby go na pół, wwiercał w serce kolejne porcje wyrzutów sumienia, ale teraz jedynie dokładał kolejnych powodów, by gniew rósł jeszcze bardziej.
    — Ubrań — powiedział najspokojniej jak potrafił, przechodząc w końcu do pokoju, a potem odwrócił się, by zamknąć okno. Usiadł powoli na łóżku. Ramiona unosiły mu się i opadały, gdy starał się oddychać głęboko, zdusić ogień nim targający, by nie sięgnął on Sunoo. By się nie zdradzić. — A Ty, co miałeś mi powiedzieć? Co zrobiłeś?
    Naprawdę chciał, by jego głos pozostał neutralny, ale nawet ktoś mało wrażliwy nie byłby w stanie zignorować tej wrogiej nuty. Błysku w oku, zaciśniętych warg i spiętej postawy. Dopiero jednak, gdy jego wzrok ponownie odnalazł twarz bruneta, wściekłość rozszalała się w nim na dobre, tak bardzo, że nie był w stanie nad nią zapanować.
    — Co „nie”? — zapytał nagle, kompletnie ignorując ich poprzednią rozmowę. — Co „nie”? — powtórzył, tym razem głośniej. — W porządku, jeśli chcesz udawać, że nic się nie stało… — Twarz rozszerzył mu zimny uśmiech. — To niech tak będzie, Sunoo, cokolwiek... Tak chyba będzie lepiej.
    Nagle emocje przekroczyły granicę, którą był w stanie jeszcze znieść. Podniósł się szybko i po prostu wyszedł z pokoju, bo nie był gotowy zmierzyć się z rychłą odpowiedzią, z odpowiedzialnością za własnoręcznie rozpętany chaos, z ostrymi słowami, które tylko czekały, by jeszcze bardziej go rozjudzić. Gdy w chwilę potem przyglądał się sobie w lustrze nad umywalką, z drugiej strony spoglądał na niego pieprzony, dziecinny hipokryta, tchórz, idiota, nikt… morderca.

    One; currently more like a Zero 😪

    OdpowiedzUsuń
  22. [Hej,

    Wpadłam podziękować za miłe słowa pozostawione pod KP Kei. Cóż, z pewnością masz rację, ta dziewczyna jest wybuchową mieszanką wielu sprzeczności, ale czyż nie takimi postaciami pisze się w końcu najlepiej ?
    Tobie również życzę wielu porywających historii.

    PS. Gdybyś w przyszłości miała czas i chęci, zapraszam na wspólną burzę mózgów.]

    OdpowiedzUsuń
  23. Za drugim razem nie udało mu się tak szybko dojść do siebie. Zimna woda nie koiła już nerwów tak dobrze, dźwięk szumiącej wody nie pozwalał myślom na ulotnienie się choć na chwilę, a spoglądanie na własną twarz, w tej chwili tak bardzo przez niego znienawidzoną, rozpoczynało falę wściekłości na nowo, gdy tylko zbliżał się choć trochę bliżej do tego, by nad sobą zapanować. Nie wiedział tak naprawdę, ile czasu spędził w łazience, pochylony, z głową tkwiącą pod strumieniem lodowatej wody — czy pięć, piętnaście minut, czy może na tyle długo, by słońce już dawno zaświeciło nad Nowym Jorkiem, przynosząc dzień, którego się tak bardzo wcześniej obawiał. Wcześniej, bo teraz źródło problemu znajdowało się gdzieś indziej, ukryte dokładnie w pokoju tuż obok.
    Kolejny raz musiał się zmierzyć z rąbnięciem w ciężką ścianę. I nie był to wcale ślepy zaułek, jak mogłoby się wydawać, bo wyjścia z miejsca, do którego zapędził się na własne życzenie, były dwa. Mógł albo całkowicie złożyć przed samym sobą broń i pierwszy raz poddać się temu, czego od lat domagało się od niego serce, albo zrobić to, co znał i w czym czuł się najpewniej. Wiedział przy tym, że stąpał po bardzo cienkim lodzie, i że nie stał na nim sam, tylko z kimś, kto był dla niego bardzo ważny, a kogo mógł swoimi własnymi błędami bardzo szybko zrzucić z pękającej tafli prosto na samo dno.
    Czym ryzykował? Wszystkim.
    Próbował to w sobie odrzucić; go odrzucić. Ale za każdym razem, kiedy już był pewien, że teraz na pewno mu się to uda, Sunoo sprawnie mu się wymykał, nawet nie intencjonalnie. Nawet wtedy, gdy myślał, że robi dokładnie to, co należy, a może przede wszystkim wtedy. I po części Eunwoo wiedział, że zachowywał się irracjonalnie, ale nie mógł powstrzymać uczucia porażki, gniewu, który go ogarnął, gdy to chłopak zdecydował się uprzedzić go w jego zamiarach. Odezwała się w nim cząstka, która nie pozwalała wcześniej przecisnąć się okrutnym słowom przez jego usta — dokładnie ta, której zależało, by pociągnąć to dalej, która była niezadowolona z końca krótkiej, ale tak przyjemnej i kojącej chwili, która po prostu go zapragnęła.
    — Chcesz… — szepnął cicho do siebie, zaciskając mocno oczy i czując, jak płacz wykrzywia mu twarz w grymasie.
    Uświadomienie bolało i przerażało. Byłby kompletnym głupcem, gdyby nie zdawał sobie choć trochę sprawy, do czego miało to doprowadzić, a wydarzenia z przeszłości pokazały mu dobitnie, że miało to przecież sens. Jednak drobne drgania serca miały to do siebie, że w czasie przeraźliwie szybkim wyszukiwały ogrom rozwiązań, by jakiekolwiek obawy zdusić momentalnie w zarodku. I teraz robiły dokładnie to samo; podszeptywały mu pełne nadziei słowa, że przecież nie musiało to się jeszcze kończyć, jeśli podejmie w końcu tę decyzję.
    Tym razem był przygotowany na konfrontację, bo już wcześniej założył, co Sunoo mu powie. Spodziewał się podobnej reakcji do tej, która nastąpiłaby w normalnych warunkach, zupełnie tak, jakby zapomniał, że oboje brali w tym udział. Może dlatego pozostał w bezruchu po usłyszeniu potoku wściekłych słów. Zmarszczył brwi, a na jego twarzy wymalował się wyraz kompletnego niedowierzania, i choć kilkakrotnie otworzył usta, by się odezwać, nie wydostało się z nich żadne zdanie. Próbował wyczytać, co Sunoo miał na myśli, ale nie mógł być już na tyle pewny siebie, by założyć, że jego ocena sytuacji nie jest przykryta tym, co działo się w jego sercu. Nie mogło tak być, nie mógł mieć na myśli tego, co tak bardzo Eunwoo chciał właśnie usłyszeć.
    To nie jest, kurwa, fair! Sam przecież mówiłeś, że… sam nie chciałeś…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnia szansa, by wyjść z tego bez szwanku. Tik-tak.
      — Bo… Masz pierdoloną rację, Sunoo. Bo ja, kurwa, nie powinienem tego chcieć! — wysyczał wściekle, pochylając się do przodu i mrużąc oczy. — Nie wydaje ci się, że to najgorsza rzecz, jaką mogłem… jaka mogła nam się dzisiaj jeszcze przytrafić, hm? Nie brzydzi cię to?
      Przeszedł parę kroków dzielących go od chłopaka, mierząc go wciąż gniewnym spojrzeniem. Patrzenie na jego twarz obudziło w nim na powrót złość za jego poprzednie słowa, lecz w tej chwili była to już tylko fasada, maska zakrywająca prawdziwe uczucia. Nie był tak wściekły, jak myślał — został zraniony, a gniew był jedyną emocją, którą tak łatwo przychodziło mu wydostać na zewnątrz.
      Chcę — powiedział szybko, jakby bał się, że w połowie mógłby stchórzyć. — Ale próbuję cały czas to zamknąć, okej, na każdy sposób. Tak będzie lepiej dla wszystkich. — Roześmiał się zimno. — Tylko ty mi to, kurwa, wszystko utrudniasz.

      love, E.

      Usuń
  24. Słowa Sunoo uderzyły go z taką siłą, że aż poczuł, jak żołądek skręca mu się boleśnie. Ale zamiast zareagować tak, jakby mógł się po sobie spodziewać, zrobiło mu się po prostu… Głupio. Myśli wertowały dawne sytuacje, dopasowując ostatni element układanki i jednocześnie pozwalając na to, by wszystko złożyło się w całość. Nagle złośliwości z przeszłości, wszystkie wymówki, zbywania żartem, a nawet ich pocałunek nabrały sensu, pewnej wielowymiarowości, i Eunwoo ponownie znalazł się w sytuacji, gdy go zwyczajnie zatkało. Zaniemówił, zastygając w wyrazie niemego zaskoczenia, a jego spojrzenie straciło momentalnie wszystko z poprzedniej zaciętości, ustępując wyrazowi… właśnie, czego? Zmieszania? Zakłopotania? Żalu? Bo w pierwszej chwili uderzyło w niego właśnie to. Wszystkie słowa, które wypowiedział przed chwilą i jeszcze wcześniej na schodkach, paskudne insynuacje, w których nie krył swoich — wpojonych — odczuć. I idąc dalej, to, że był naprawdę marnym przyjacielem, skoro nigdy się nie domyślił.
    — Ja… ja nie wiedziałem, że ty… — Dalsze słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Nie mogły, nie teraz, było o wiele za wcześnie, by dał radę to jakkolwiek na głos nazwać. — Naprawdę.
    Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś? Cisnęło się uparcie na usta, ale nie musiał zadawać tego pytania, by poznać odpowiedź, bo bardzo dobrze wiedział, jak Sunoo mógłby na nie zareagować. Za tym krótkim zdaniem stało jednak dużo więcej — nie ufasz mi; boisz się mnie; boisz się mojej reakcji; uważasz, że zmieniłbym o tobie zdanie; nie jestem dla ciebie na tyle ważny? Wyrzuty sumienia dusiły w nim jednak pretensje, zrzucając je na dalszy plan, a zarazem wyzbywając resztki złości, jaka w nim pozostała.
    Na wierzch wybijało się teraz zmieszanie. I mimowolnie nadzieja.
    — Da się zamknąć, da się to… zdusić — powiedział ciszej, również mimowolnie zerkając w dół, bo patrzenie na twarz Sunoo sprawiało, że zaczynało mu się robić coraz bardziej gorąco. — A ja wiem, bo też już… Też już wcześniej próbowałem. — Przymknął oczy, biorąc pełny wdech. — I się udało. Wystarczy się odciąć.
    Od tej osoby.
    Zmusił się w końcu, aby zerknąć w górę. I gdy tak patrzył na Sunoo, uświadomił sobie, że istniało pewnie o wiele więcej rzeczy, których o nim nie wiedział, a o których chciałby posłuchać; teraz, zaraz, najlepiej przez całą noc. Jednak razem ze świadomością przyszły również mniej mile widziane zdroworozsądkowe myśli, wybijające się ze świata do tej ich małej, zamkniętej kryjówki, gdzie nie dotykała ich rzeczywistość. Wszystkie pragnienia, słowa nasączone słodką nadzieją, tak dobrze brzmiące w czterech ścianach domu Hongów, miały się jutro przecież i tak rozsypać w pył.
    Czy był aż tak wielkim egoistą, by pozwolić wygrać własnym uczuciom? W końcu dalej balansował na tafli, trzymając Sunoo za rękę, a lód pękał im pod stopami.
    — Kurwa, to jest już za dużo, nie dam rady, nie teraz. Nie mam siły — szepnął cicho, po czym pozwolił kolanom ugiąć się po sobą i po prostu skulił na ziemi, chowając głowę między nogami. Konwersacja wyssała z niego resztki energii do tego stopnia, że nawet nie był w stanie dalej płakać; pozostała w nim tylko bezradność, smutek i pustka. — Przepraszam.
    Chciał przeprosić Sunoo za wszystko. Za to, że go wtedy spotkał, że chłopak znalazł się w złym miejscu i czasie, kiedy powinien być wszędzie, tylko nie tam. Za to, że pozwolił mu na to, żeby został, zabrał go do siebie, zatroszczył się o niego i próbował dla niego wcielić plan ratunku w życie. Że go pocałował. Że jego własne serce było jego wrogiem.
    Gdyby mógł, zapadłby się pod ziemię, i tego właśnie najbardziej teraz pragnął. By po prostu zamknąć oczy i raz na zawsze zniknąć.

    Eunwoo, jakiś taki w rozsypce💔

    OdpowiedzUsuń
  25. — Teraz? Chciałem, żebyś zostawił mnie samego na dachu, szkoda, że wtedy tego nie zrobiłeś.
    Naprawdę próbował, by zabrzmiało to jak żart — taka w końcu była jego intencja — ale to, co wyrwało mu się z ust dalekie było od jego zwyczajowego, beztroskiego tonu, tym bardziej, że mówił prawdę. Gdyby tylko Sunoo go wtedy zostawił, uniknąłby tego, z czym właśnie musiał się zmierzyć, i uciekłby w swoje egoistyczne, ale tak w tej chwili upragnione i zwyczajnie proste rozwiązanie. Nie pamiętał już o wizjach bezbrzeżnego smutku bliskich, obietnica złożona chłopakowi zeszła na dalszy plan, bo nie oglądał właśnie jego cierpienia, a jedyne, czego chwytały się jego myśli, to nieskończone możliwości zakończeń co by było, gdyby. I przyjemnie było wertować te scenariusze, jeden po drugim, szczególnie te, które zakładały przesunięcie wskazówek zegara o kilkanaście godzin w tył.
    Uniósł w końcu głowę i oparł ją bokiem na złączonych kolanach, zerkając na Sunoo. Nie na jego twarz, na nią nie miał odwagi teraz spojrzeć; jego wzrok błądził po jego ciele, po klatce piersiowej i ramionach, zatrzymując się najwyżej na szyi. Myśli tym razem odgrywały ten dzień, prawdziwy, klatka po klatce, choć stres zrobił swoje, okradając go z wielu szczegółów ich konwersacji. Paru zdań jednak nie mógł zapomnieć.
    Potrzebuję cię tutaj.
    Zastanawiał się, dopasowując nową rewelację o swoim przyjacielu do sytuacji, jaka miała między nimi miejsce, jak powinien odczytać słowa, które padły między nimi. Czy poprzednio, poddając się zwyczajnej namiętności, miał rację choć w pewnym stopniu, czy wydawało mu się tylko, iż Sunoo też go pragnie, a to, co powiedział, było tylko rozpaczliwym wyrazem troski o jednego z najbliższych mu ludzi? Czy ostrzegawcze dzwony słusznie zabiły w jego głowie na alarm? Czy gdyby zamiast niego Hong napotkał kogoś innego z ich paczki, mówiłby dokładnie to samo? Idąc dalej, czy to, że oboje poznali swój sekret, miało zmienić coś w ich relacji? A jeśli miało zmienić… czy mogła zmienić się na lepsze?
    Tłumaczył sobie i próbował przekonać, że nie było możliwości, by Sunoo dbał o niego bardziej, niż dba się o najlepszych przyjaciół, ale serce wciąż uparcie kierowało się nadzieją. Niemniej nie było już czasu, by o tym rozmawiać, nie teraz, nie w ich sytuacji, nie tutaj. Za każdym razem, gdy próbował, robił coś, za co później miał przypłacić cierpieniem, swoim albo Sunoo. Zresztą rozmowy, jak dobrze Eunwoo wiedział, zazwyczaj w jego życiu przynosiły więcej strat niż pożytku, i wydawało mu się, że tak byłoby właśnie w tym przypadku. Jej wynik mógł tylko skomplikować wszystko jeszcze bardziej, zwłaszcza jutro, kiedy wszystko miało się zmienić.
    Nie musiał wcale nic mówić, nie wprost — mógł mu pokazać.
    — Nie możesz mnie teraz zostawić — powiedział cicho, zerkając w końcu w górę. Jego dłoń powoli, nieśmiało przykryła tę Sunoo, ale dzielnie patrzył dalej w jego oczy, choć każda cząstka ciała miała ochotę stchórzyć. Zrobić to, co wcześniej; wstać i wyjść, uciec, zdenerwować się, zacząć krzyczeć. Jednak mimo tego trwał tam dalej, obnażając się bardziej niż kiedykolwiek przedtem. — Zostań ze mną… jeśli oczywiście chcesz.
    I poszedł o krok dalej, splatając ich palce ze sobą, ale nie powiedział nic więcej, czekając na reakcję. Serce dudniło mu w piersi, gdy patrzył w oczy Sunoo, uświadamiając sobie, że będzie musiał złamać wcześniej daną mu obietnicę.
    Nie pozwoli mu się uratować. Nie będzie kotem, po którego chłopak wespnie się na drzewo, tylko po to, by potem z łomotem spaść na ziemię. Uratuje się sam.
    Dla siebie i dla niego.

    love, E.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  27. Czy dało się tęsknić za czymś, czego się nigdy nie doświadczyło?
    Gdy Sunoo przyciągnął go do siebie mocno, nie zawahał się, po prostu przylgnął do jego ciała jakby robił to już wcześniej mnóstwo razy. Poczuł nieprzyjemne kłucie w gardle i szczypanie oczu, które zwiastowało nową falę łez, niemniej tym razem to nie był smutek czy bezradność — to była ulga. Ulga, komfort, bezpieczeństwo, a przynajmniej chwilowa oraz wyjątkowo prawdziwa ich ułuda. Zacisnął palce na materiale koszulki chłopaka, ciepłym i szybkim oddechem owiewając jego szyję, i w końcu poczuł szczerą nadzieję, że może naprawdę miał — mieli — jeszcze szansę, by wszystko skończyło się dobrze. A przynajmniej nie źle. Póki trwał w tym uścisku, póki znajdował się w ramionach Sunoo, posiadał siłę, aby tak właśnie myśleć.
    Zacisnął oczy, wtulając twarz w zagłębienie szyi bruneta, czując jak powoli jego ciało się rozluźnia. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy, że drżał. I choć wiedział, że swoim zachowaniem przeczył teraz wszystkim wykrzykiwanym zawsze głośno przekonaniom na temat słabości, nie mógł nie przyznać przed sobą, jak bardzo to było… przyjemne. Oddać, nawet na tę jedną minutę, całego siebie w cudze ręce, razem z obawami i przemożnym strachem.
    Przecież tak naprawdę nie mógłbym nie.
    Jakaś cząstka w nim wciąż wątpiła, czy na pewno interpretował jego zachowanie słusznie, czy może dalej kierował się własnymi pragnieniami, ale starał się nie poświęcać temu uwagi, nie teraz. W końcu Sunoo był tu z nim, obiecał, że zostanie, i przyciskał go do własnej piersi tak kurczowo, jakby nigdy nie chciał go już wypuścić. Czy naprawdę potrzebował większego potwierdzenia? I czy było to w tej chwili aż tak ważne? Musiał zaufać temu niebezpiecznemu ciepłu rozlewającemu się w jego sercu, które starało się go przekonać, że jest odwzajemnione. Barwie głosu, który oplatał się ciepłem i słodyczą wokół jego imienia, pierwszy raz, choć przecież słyszał je w ustach Sunoo nieskończoną ilość razy. I ramionach ciągnie go obejmujących.
    Kiedy chłopak w końcu się odezwał, przerywając tę wytęsknioną chwilę, mimowolne westchnienie niezadowolenia wyrwało się z ust Eunwoo.
    — Damy sobie radę — powtórzył jednak za nim, bardzo cicho, lecz w końcu z rozbrzmiewającą nutą pewności. — Wiem… powiedz mi w końcu, co się stało.
    Ponownie zacisnął palce na koszulce Sunoo, aby przypadkiem ten nie próbował się odsunąć. Już wcześniej spodziewał się, że czegokolwiek nie miał zamiaru mu powiedzieć, nie będą to wieści, które go ucieszą, i to w najlepszym wypadku. Skoro więc musiał usłyszeć coś złego, wolał to zrobić wtedy, gdy ciepły dotyk dalej go uspokajał.
    — Co zrobiłeś, Sunoo?
    Zmarszczył brwi, a nowa fala obaw zalała jego głowę. Czekał cierpliwie, skubiąc wewnętrzną stronę policzka, jednocześnie starając się skupić na myśli, iż nieważne, co się stało, na pewno znajdzie jakąś drogę, by to jeszcze odkręcić.

    Eunwoo🖤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś niewyraźny, przytłumiony pomruk wyrwał się z ust Eunwoo, a jego palce znów mimowolnie zacisnęły się na jasnej koszulce, gdy Sunoo powoli tłumaczył mu podjęte przez siebie kroki. Przypomniało mu się, jak chłopak zerkał na niego dziwnie zza witryny sklepowej, i w końcu dotarło do niego, że jego plan musiał zakładać wciągnięcie w to większej ilości osób. Inna możliwość nie istniała. A to było ostatnim, czego chciał i co było mu potrzebne — przynajmniej w jego oczach — bo nie chodziło jedynie o fakt, iż więcej ludzi miało zostać zamieszanych w jego problem, najprawdopodobniej ze złym dla nich skutkiem, ale też o to, że musiałby na nich polegać. Zaufać ślepo czemuś, czego nie miał pod kontrolą, a w jego opinii ludzie w szczególności mieli tendencję, aby zawodzić.
      Gdyby ktoś pytał, będziesz mógł powiedzieć, że… byłeś tutaj. Bo znajdzie się ktoś, kto to potwierdzi.
      Dopiero wtedy rozluźnił kurczowy uścisk, po czym podniósł się, może odrobinę zbyt gwałtownie, by ponownie móc spojrzeć Sunoo prosto w oczy. Zmarszczył brwi, zerkając na niego z mieszanką smutku i niedowierzenia, nie tak, jakby jeszcze przed chwilą mógłby sugerować ton jego głosu, z delikatną pewnością — w jego oczach brakowało nadziei, za to pełno było wątpliwości.
      — Kto to potwierdzi? Jest ktoś, kto będzie mógł udowodnić, że byłem z nim lub gdzieś, gdziekolwiek, gdy w rzeczywistości zabijałem własnego ojca? — Nie mówił tego w gniewie; chłód sugerował przede wszystkim to, że Eunwoo swobodnie przeszedł ze stanu emocjonalnego w bardziej cechującą go kontrolowaną postawę. Do działania, w końcu. Jego głos nie zdradzał już najmniejszego drżenia, a spojrzenie było dużo bardziej przytomne niż przed paroma minutami.
      Wzrok z oczu bruneta ześlizgnął się na krótką chwilę na jego klatkę piersiową, może na sekundę, a może nawet mniej. Po części był wdzięczny, że Sunoo zaczął mówić mu o jego planie, bo dobrze wiedział, że to na tym powinien się teraz skupić, z drugiej strony jednak nie mógł powstrzymać drobnego uczucia żalu, który go ogarnął w tej samej chwili, gdy wyswobodził się z mocno obejmujących go ramion.
      Od tej chwili miał już być skazany na tę słodko-gorzką tęsknotę.
      — Bezpodstawne i nie poparte żadnym dowodem słowa nic nam nie dadzą. Jeśli nie będzie się dało tego udowodnić… — dodał, kręcąc głową.
      Pójdę do więzienia. Jestem oczywistym sprawcą, Sunoo, musisz o tym wiedzieć. Potrzebowalibyśmy chyba cudu, żeby udowodnić, że to nie moja wina. Wszystko, kurwa, wszystko, co się da, wskazuje tylko i wyłącznie na mnie.
      Ścisnęło go w żołądku ze stresu tak bardzo, że poczuł lekkie mdłości, gdy dostrzegł zmieniający się wyraz twarzy chłopaka, i właśnie dlatego zmusił się, by nie skończyć tego zdania tak, jak pierwotnie zamierzał to zrobić. Jeszcze chwilę temu miał wrażenie, że uda mu się sprawić, że Sunoo wyjdzie z tego wszystkiego obronną ręką, a że on będzie mógł uratować się sam, nie narażając nikogo, szczególnie Honga, na jakiekolwiek nieprzyjemności lub zwyczajne niebezpieczeństwo. Był głupi i zaślepiony krótką chwilą przyjemnego spokoju. Bo Sunoo nie zamierzał przestawać brnąć do przodu, nawet gdyby Eunwoo stawał mu na drodze nieskończoną ilość razy, pierwszy raz w tak dobitny sposób przeciwstawiając mu się, o ironio, właśnie wtedy, gdy najmniej komukolwiek było to potrzebne.
      Czego nie zrobi, czego nie powie, Sunoo będzie próbował go uratować.
      — Ale spróbujmy. — Westchnął głęboko, odrzucając do tyłu grzywkę wpadającą mu do oczu. — To jaka jest oficjalna historia dzisiejszego wieczoru?

      Eunwoo, który jeszcze nie chce zabić Sunoo, bo nic nie wie o Minju 💔

      Usuń
  28. Ponownie tego wieczoru odrobinę zbyt długa cisza zawisła między nimi.
    To nie tak, że Eunwoo uważał Sunoo za kogoś zwyczajnie niemądrego lub o niskiej inteligencji. Wręcz przeciwnie, chłopak w jego oczach, tak samo jak i w oczach pozostałych chłopaków w ich grupie, był jedynym, który miał, dla nich nieosiągalny, potencjał. Do tego, aby koniec końców — może nie teraz, ale za kilka lat — wyrwać się z brudnych i biedniejszych części Chinatown, do których oni zdawali się być na stałe przykuci. Eunwoo widział w nim kogoś, kto może kiedyś odnajdzie drogę do lepszego życia, naprawdę lepszego, szczęśliwego życia, podczas gdy reszta z nich pozostanie w cieniu tych samych ulic, w które byli wrośnięci od dzieciństwa. Cechowała go pewnego rodzaju delikatność, której nie umiałby do końca wyjaśnić, i właśnie przez to zgodnie nie pozwalali mu nigdy wpaść w kłopoty, kiedy sami ryzykowali, zawsze pozostawiając lukę w planie na to, by Sunoo mógł bezpiecznie w nocy zasnąć w swoim łóżku. Może to wynikało z faktu, że Hong dołączył do ich grupy jako ostatni, może miało źródło w jego naturalnej słodyczy charakteru, ale dla wszystkich stało się oczywiste, gdy tylko wspiął się na drzewo po tego przeklętego kota, że nigdy nie będzie do końca taki jak oni.
    A skoro nie był jeszcze zepsuty, musieli pozwolić tej czystości trwać.
    Teraz jednak Eunwoo mógłby pluł sobie w brodę, bo chłopakowi zwyczajnie brakowało doświadczenia, by mógł bezpiecznie założyć, że jego plan miał jakiekolwiek podstawy do tego, aby faktycznie zadziałać. Nie byłby to jednak szczery żal, bo gdyby mógł, zrobiłby wszystko, żeby brunet mógł zostać tej nocy w pokoju sam, przyłożyć głowę do poduszki zupełnie nieświadomy tego, co stało się zaledwie kilka przecznic dalej. Na to jednak było już o wiele za późno i była to tylko i wyłącznie jego własna wina; słabości, której się poddał, gdy mu się przyznał.
    Nie uszedł jego uwadze niemal błagalny ton głosu Sunoo, gdy ten zapewniał, że zrobi wszystko, jak należy, że tym razem nie będzie miejsca na jakiekolwiek błędy czy zagapienia. Dotarły do niego również dwie rzeczy: po pierwsze, mówił szczerze i sprawiedliwie powinien dać mu w końcu pierwszą szansę, aby to udowodnić; po drugie, jego zaufanie było mu teraz potrzebne. Nawet jeśli nie do końca szczerze, musiało wybrzmieć w jego głosie, ponieważ tylko w ten sposób mógł zdjąć z niego choć odrobinę ciężaru.
    — To… ma szansę się udać. — Kiwnął powoli głową, dalej spoglądając w jego oczy. Jego dłoń uniosła się niepewnie, bo tak naprawdę nie wiedział, co chciał nią zrobić; czy spleść ponownie ich palce w uścisku, czy może ułożyć ją na jego policzku. W końcu jednak wylądowała na ramieniu chłopaka, bo nie chciał, żeby jego słowa zostały odebrane jako czułe, nie o to mu przecież chodziło. — I wierzę ci, okej? Zostawmy… koty i klucze, i wszystko to za sobą.
    Z jego ust wyrwało się przeciągłe westchnienie, gdy oparł delikatnie głowę o dłoń, palcami rozcierając sobie zmęczone oczy. Jego umysł jednak nadal był w pełni przytomny, bardziej niż wcześniej, jakby najmniejsze prawdopodobieństwo wyjścia z tej sytuacji uruchomiło najbardziej mu znany stan. Emocje zeszły na dalszy plan, teraz istniały tylko potencjalne scenariusze, budujące się w jego głowie nieustępliwie, jeden za drugim. Charakter sytuacji nie pozwalał mu się oczywiście nacieszyć tym momentem, ale na co dzień to była zdecydowanie jego ulubiona część jakiejkolwiek akcji, w której razem z chłopakami brali udział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dobra, wychodzę z domu i zostawiam braci u sąsiadki, wracam i matka wybiega z mieszkania… a ja chwilę po niej, zostawiam otwarte drzwi… Ojciec jest już mocno pijany — mówił spokojnym, cichym głosem. — Może włamanie, uwierzą we włamanie? Tylko nie ma tam nic wartościowego, co mogliby zabrać i co by zniknęło… Dobra, dalej, na dachu sam siedziałem… z godzinę? Może więcej? Czyli teoretycznie po wyjściu z mieszkania idę do ciebie, oglądamy film, Jiung wie, że siedzimy tutaj, robimy przerwę na zakupy do Garry’ego, a potem znowu wracamy do ciebie, by oglądać… Zaraz… — Podniósł szybko głowę, lewy kącik ust uniósł mu się w grymasie. — Narrator i Tyler to ta sama osoba?

      how could you do this to me Eunwoo 😤

      Usuń
  29. — Obejrzałem… go… do… połowy — wysyczał, po każdej przerwie między słowami uderzając otwartą dłonią w ramię Sunoo.
    Oczywiście, nie robił tego mocno, ale wystarczająco, by chłopak mógł poczuć jego absurdalną — w tym konkretnym momencie — frustrację. Jeszcze przez chwilę nie docierał do niego komizm tej sytuacji, bo skupiał się jedynie na własnej złości, ale gdy tylko westchnął przeciągle z irytacją, dalej mierząc bruneta wściekłym spojrzeniem, coś w nim pękło. Ściągnął usta, najpierw delikatnie, a ich kąciki podskoczyły niekontrolowanie w górę. Wystarczyło mu zaledwie kilka sekund obserwowania Sunoo, aby schować twarz w dłoniach, które przycisnął mocno do ust, by żaden głośny dźwięk nie wydostał się zza drzwi pokoju. Kiedy kolejny raz podniósł głowę, w jego oczach błyszczały łzy, jednak nie te wyciśnięte przez smutek, rozpacz czy strach.
    Nie wiedział, ile dokładnie minęło czasu, zanim zdołał nad sobą zapanować, bo za każdym razem, gdy już miał wrażenie, że się w końcu uspokoi, albo Sunoo zaczynał chichotać pod nosem, albo krótkie spojrzenie na niego wywoływały u Eunwoo śmiech na nowo. Jakby się nad tym zastanowić, nie było to wcale aż takie dziwne, jak się mogło mu wydawać — kolejna droga ciała do uziemienia skumulowanego stresu, jeden z wielu mechanizmów obronnych — ale ciężko było o tym myśleć, gdy ciało zdawało się działać niezależnie od niego.
    — Dobra — wymamrotał w końcu słabo, przecierając twarz. — Koniec… Nie mogę, boli mnie żołądek.
    Przymknął oczy, a potem odchylił się, opierając na wyciągniętych rękach i starając się oddychać głęboko, by zwalczyć dalej niezależne od niego skurcze mięśni brzucha. Wraz z końcem histerycznego napadu śmiechu bardziej trzeźwe myśli znalazły ponownie drogę do głowy Eunwoo, ale był tak wyczerpany, że nie miał dłużej woli, by dalej roztrząsać ich plan. Bardziej niż wcześniej poczuł, że potrzebował przerwy, choćby krótkiej chwili wytchnienia, która pozwoliłaby mu na spojrzenie na ich jutrzejszą strategię z nowej, świeżej — i znacznie bardziej zdroworozsądkowej — perspektywy, bo nie ufał już nawet sobie samemu w pełni.
    — Chodźmy spać — powiedział, unosząc głowę, by odnaleźć w półmroku oczy Sunoo. — Potrzebujemy odpoczynku, a więcej nam się chyba nie uda dziś wymyślić. Jutro rano… ogarniemy to bardziej, pomyślimy o różnych scenariuszach, które mogą się wydarzyć, o co mogą pytać, żeby to wszystko sensownie ze sobą spiąć.
    Czuł się trochę, jakby nie mówił o sobie. Jakby plan, który Sunoo wymyślił, tyczył się jakiegoś innego Eunwoo, a on sam nie brał w tym wszystkim udziału, tylko był zwykłym obserwatorem. Wspomnienia z domu stały się jeszcze bardziej zamglone, odrealnione, jakby patrzył na nie z perspektywy trzeciej osoby, nie swoimi oczami. I musiał przyznać, że to było znacznie łatwiejsze, niż powolne pogrążanie się w szaleństwie przed widma konsekwencji.
    — Mogę spać na materacu, serio — dodał ciszej.
    Albo z tobą. Zamknięty w ramionach, w uścisku, który przynosi spokój. Ale tego już nie dodał na głos.

    Love, E.

    OdpowiedzUsuń
  30. — No… dobra.
    Wcale nie to chciał powiedzieć i nie tyczyło się to już sporu o to, gdzie kto powinien spać. Ból boku wywołany przez śmiech dodawał tylko kolejny argument do puli przedstawionych przez Sunoo, więc nie widział sensu w dalszym przekomarzaniu się, bo chłopak po prostu miał rację. Chciał zmusić się, by wypowiedzieć na głos chociaż część słów, które dręczyły jego myśli, lecz za każdym razem, gdy był zupełnie blisko tego, by w końcu otworzyć usta, jego ciało zalewało odrętwiające uczucie strachu zmieszanego z niezręcznością — coś wręcz okrutnie dla niego obcego.
    — To tylko jeszcze skoczę do łazienki.
    Eunwoo z przeszłości pewnie potraktowałby te niekończące się wycieczki do toalety jako coś niesamowicie zabawnego, ale teraz wcale nie było mu do śmiechu. Po raz trzeci spoglądał sobie w oczy w lustrze łazienki Hongów, mając wrażenie, jakby patrzył na kolejną, obcą mu osobę. Zniknął cierpiący chłopak i ten przerażony, a na ich miejscu pojawił się kolejny, nieznany mu wcześniej Eunwoo — zagubiony, bezbronny i kompletnie bezradny w obliczu emocji, z którymi nigdy wcześniej nie musiał się mierzyć. Ale przede wszystkim pewny, jedyny z trzech ze świadomością, że ta wędrówka miała teraz punkt końcowy, do którego musiał dążyć. Ciepłe uczucie, mające swoje źródło gdzieś w klatce piersiowej, a aktualnie rozlewające się po jego ciele, było w końcu motywacją, z której mógł korzystać, nie martwiąc się, że w pewnym momencie się wyczerpie.

    Gdy Eunwoo wrócił do pokoju, paliła się tylko jedna mała lampka na podłodze w rogu pomieszczenia, a Sunoo leżał już na materacu. Po omacku dotarł do łóżka, po czym położył się powoli na zdrowym boku i okrył kołdrą, starając się przy tym nie narobić hałasu, bo był zupełnie pewien, że chłopak zdążył już zasnąć. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo było mu zimno — zadrżał cały, szczelniej dociskając do ciała pościel. Dotarło do niego również, że szanse na to, iż miałby zasnąć, były niezwykle niskie. Przynajmniej, dopóki leżał na łóżku sam, dygocąc na całym ciele i wpatrując się w odwróconego do niego Sunoo, pozostawiony sam na sam z myślami, które nieustannie wirowały w jego głowie.
    — Sunoo? — zapytał po jakimś czasie cicho, niemal niesłyszalnie.
    Część niego życzyła sobie, by chłopak już twardo spał — spokojnie, najlepiej śniąc o czymś przyjemnym, co przyniosłoby mu choć chwilę ukojenia po tej niefortunnej nocy. Niemniej jednak, nie tylko wysokie pobudki przemawiały za takim obrotem spraw. Eunwoo nadal tkwił na niepewnym gruncie, a każdy kolejny ruch wiązał się z tym, że najbardziej naturalną dla niego reakcją było cofnięcie się o co najmniej dwa kroki. I właśnie tego szybkiego odwrotu oraz towarzyszących mu uczuć obawiał się najbardziej.
    — Jest tu… — zawahał się. Jeszcze mógł się wycofać. — Jest tu wystarczająco miejsca dla nas dwóch.

    Eunwoo 🖤

    OdpowiedzUsuń