01. Chengdu (Chiny)
Pewnych wydarzeń i związanych z nimi uczuć nie zapomina się nigdy. Zaliczyć do nich z całą pewnością należy śmierć któregoś z rodziców. Zwłaszcza, gdy ta nadchodzi nagle, tak jak w przypadku mojej matki. Bo czyż ktokolwiek był w stanie przewidzieć, że tego konkretnego popołudnia na prostej miejskiej drodze w samochód, którym będzie kierować wjedzie pijany czterdziestopięciolatek prujący o wiele powyżej dopuszczalnej prędkości ? W końcu go oczywiście skazali, a dziennikarze jeszcze przez jakieś dwa tygodnie rozpisywali się o tym wydarzeniu, jednocześnie przypominając o szkodliwości sięgania po używki przed usadowieniem się za kółkiem, ale przecież tak naprawdę nie było to wiele warte, bo ona już nie żyła i nic we wszechświecie nie mogło tego zmienić.
02. Chengdu (Chiny)
Prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się, że ojciec tak szybko zdecyduje się na ponowne stanięcie na ślubnym kobiercu. Jako zaledwie dziewięcioletni brzdąc nie miałem jednak jeszcze w tej kwestii najmniejszego doświadczenia. Ba, dość długo faktycznie się cieszyłem, widząc ten specyficzny uśmiech z jakim patrzył na swoją nową żonę. Nie zdawałem sobie wtedy jeszcze sprawy, że gdy tylko skończy się ich miodowy miesiąc, a my zaczniemy zostawać z nią na dłużej sami, nasze życie obróci się w istne piekło na ziemi. I nie chodziło tu już nawet o to, że nagle w naszym domu wręcz zaroiło się od zupełnie nam wtedy jeszcze obcych elementów francuskiej kultury, ani też o to, że na podłodze nie mógł znaleźć się najmniejszy paproch, zaś powietrza przeciąć trochę głośniejszy dźwięk, bo zaraz dostawała histerii. To wszystko umiałbym jeszcze grzecznie przełknąć.
Prawdziwy problem zaczął się dopiero w momencie, gdy po raz pierwszy podniosła rękę na Diana. O ile dobrze pamiętam poszło wtedy chyba o stłuczoną szklankę albo talerz, nieważne. Ważnym było to, że nie mogłem na to po prostu patrzeć. Instynktownie wcisnąłem się między kobietę a wyraźnie zaskoczonego pięciolatka, łapiąc ją za nadgarstek. Nie zdawałem sobie jeszcze wtedy sprawy, że czyniąc to natychmiast stałem się jej wrogiem numer jeden. Od tamtej chwili nie tylko traktowała mnie niczym najzwyklejszy worek treningowy, lecz także regularnie oskarżała przed mężem o prowokowanie burd, z których rzekomo miała wychodzić cała posiniaczona. A on zwyczajnie łykał jej kłamstwa, nie próbując w ogóle dochodzić prawdy, w wyniku czego blisko połowę dzieciństwa spędziłem w poprawczaku. W sumie nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że jego ukochana rzeczywiście często wyglądała niczym ofiara przemocy. Z tym jednak, że nie było to moją winą. Jak tak na to patrzę z perspektywy czasu myślę, że zwyczajnie regularnie bił ją któryś z kochanków (bo to, że zdradzała mojego ojca jest akurat pewne).
Prawdziwy problem zaczął się dopiero w momencie, gdy po raz pierwszy podniosła rękę na Diana. O ile dobrze pamiętam poszło wtedy chyba o stłuczoną szklankę albo talerz, nieważne. Ważnym było to, że nie mogłem na to po prostu patrzeć. Instynktownie wcisnąłem się między kobietę a wyraźnie zaskoczonego pięciolatka, łapiąc ją za nadgarstek. Nie zdawałem sobie jeszcze wtedy sprawy, że czyniąc to natychmiast stałem się jej wrogiem numer jeden. Od tamtej chwili nie tylko traktowała mnie niczym najzwyklejszy worek treningowy, lecz także regularnie oskarżała przed mężem o prowokowanie burd, z których rzekomo miała wychodzić cała posiniaczona. A on zwyczajnie łykał jej kłamstwa, nie próbując w ogóle dochodzić prawdy, w wyniku czego blisko połowę dzieciństwa spędziłem w poprawczaku. W sumie nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że jego ukochana rzeczywiście często wyglądała niczym ofiara przemocy. Z tym jednak, że nie było to moją winą. Jak tak na to patrzę z perspektywy czasu myślę, że zwyczajnie regularnie bił ją któryś z kochanków (bo to, że zdradzała mojego ojca jest akurat pewne).
03. Nowy Jork (USA)
Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będę zmuszony do porwania własnej siostry i ucieczki za ocean... Nawet teraz, gdy od tego wydarzenia minęło już pół roku nadal wydaje mi się to wręcz absurdalne. A jednak tak właśnie się stało. Jeden wieczór, podczas którego w naszym rodzinnym domu wybuchła kolejna afera o jakąś pierdołę a biedna Lian wystraszyła się tak bardzo, by samotnie przebyć blisko połowę Chengdu i znaleźć się pod moim progiem wystarczył, bym zdecydował się uciec do miasta, które jeszcze do niedawna wydawało mi się jedynie synonimem zdecydowanie zbyt pięknych legend powtarzanych z pokolenia na pokolenie przez miliony nieszczęśliwych ludzi na całej kuli ziemskiej. Być może przed zakupieniem biletów na samolot powinienem jeszcze raz stanąć oko w oko z macochą i upewnić się, że reszcie naszego rodzeństwa nie grozi z jej strony żadna krzywda, ale nie starczyło mi już na to odwagi. Bardzo prawdopodobne, iż po prostu bałem się, że jeśli moje najgorsze obawy się potwierdzą, będzie wreszcie miała prawdziwy powód, by posłać mnie prosto za kratki. Przecież doskonale wiedziałem, że odkąd się wyprowadziłem ta okrutna kobieta notorycznie się na nich wyżywa. Pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że są już na tyle dorośli, by móc stawić jej czoła we dwójkę.
***
Cytat w nagłówku stanowi fragm. książki pt. Shantaram pióra Gregory'ego Davida Robertsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz