„Na początku było nic. I rzekł Bóg: „Niechaj stanie się światłość” i dalej nic nie było, tylko teraz można to zobaczyć.“
*
2021
Wątłe światło latarni wyłaniało z mroku dwie szczupłe sylwetki, spacerujące opustoszałą drogą nowojorskiej wsi Mayfield. Wsie miały to do siebie, że wystarczyła odrobina szczęścia lub dobra znajomość topografii, by nocne spacery pozostały niezauważone. Nieznaczna ilość świateł również była okolicznością sprzyjającą. Można było spontanicznie złapać się za ręce, czy nawet pocałować, nie martwiąc się o ewentualny flashowy ostrzał i wylądowanie na pierwszych stronach plotkarskich gazet.
Mayfield było w dodatku malutką wsią, liczącą niecałe osiemset mieszkańców, co dla dwójki nowojorczyków stanowiło pewną miłą odmianę i namiastkę upragnionej prywatności. Spacerowali sobie spokojnie, raz po raz cicho się śmiejąc i szepcząc sobie na ucho nieprzyzwoite rzeczy. Nikt ich nie poganiał, nikt ich nie obserwował. Cudowne uczucie.
Pierwszy raz w życiu Meredith Ridgeway czuła się wolna. Wolna, obłędnie szczęśliwa i absolutnie zakochana.
*
Romans kwitł już od dobrych kilku tygodni, ale okoliczności nie sprzyjały towarzyskim pogawędkom, czy namiętnym chwilom sam na sam. W apartamencie w Nowym Jorku wciąż ktoś się kręcił – Annie Bonham, Jace Williams, służba, częstym gościem był też Edward Ridgeway, który co i rusz wpadał obgadać interesy z byłą żoną. Meredith całe życie zastanawiała się, dlaczego właściwie jej rodzice wzięli ten rozwód, skoro byli taką fantastyczną, wciąż mocno zżytą parą, i nigdy nie otrzymała na to pytanie odpowiedzi. Wzruszenia ramion, uniki, wykręty były na porządku dziennym.
Teraz jednak była zadowolona, że tak się stało – gdyby nie rozwód, pewnie nigdy nie poznałaby Reece'a.
Przez całe dzieciństwo nie tyle go nie lubiła, co traktowała jak powietrze. Jak pozbawiony matki chłopiec, za jedyną rodzinę mający mrukliwego, nieskorego do rozmów ojca, mógł się równać z rozpieszczoną królewną, której rozwiedzeni rodzice dogadywali się lepiej, niż niejedno małżeństwo; którzy zabierali ją na bankiety, przyjęcia, na wakacje i od najmłodszych lat wspierali rozwój jej kariery? Jako mała dziewczynka, Meredith uważała, że Reece jest dziwadłem. Wciąż wodził za nią tymi swoimi oczami barwy zachmurzonego nieba, a w oczach tych miał bezmiar tęsknoty i jakiś specyficzny smutek. Na wszelki wypadek trzymała się od niego z daleka. Był jej tak potrzebny do życia, jak dziura w moście.
Myliła się jednak. Najwyraźniej bardzo go potrzebowała.
Po tamtej aferze na ostatnim pokazie mody, Meredith była wściekła. Jak on śmiał, ten bezczelny typ, po prostu przerzucić ją sobie przez ramię i wynieść poza teren imprezy? W pijackim amoku wrzeszczała na niego dłuższą chwilę i okładała go pięściami – co wydawało się nie robić na nim żadnego wrażenia – żądając odstawienia na ziemię. Kiedy to zrobił, zachwiała się na wysokich obcasach, więc ją podtrzymał, a gdy spróbowała się wyrwać, wzmocnił uścisk i po prostu ją pocałował.
Miała ochotę dać mu w twarz, ale zamiast tego odwzajemniła pocałunek, wiedziona dziwnym pragnieniem, jak gdyby Reece był magnesem, a ona tępym kawałkiem metalu. Niemal zachłysnęła się tym uczuciem bezbronności, kiedy tak ściskał jej ramiona, że nie była w stanie się ruszyć. Przyszło jej do głowy, że nie powinna była na niego wrzeszczeć ani go bić; tutaj, w ciemnym zaułku, Reece Williams wydał się jej kimś, kto, gdyby chciał, naprawdę mógłby ją skrzywdzić. Ona pewnie tak by postąpiła na jego miejscu – byłaby to adekwatna zemsta za wszystkie lata, kiedy traktowała go, jakby był kimś gorszym i bezczelnie dawała mu do zrozumienia, że ma wszystko, kiedy on nie ma nic.
Reece jednak tylko pogłaskał ją po policzku, gestem delikatnym jak powiew wiatru, i powiedział:
– Odwiozę cię do domu.
Wpadła jak śliwka w kompot. Na szczęście chłopak najwidoczniej podzielał jej uczucia, sądząc po spojrzeniach, jakimi ją obdarzał i szybkich, cichych komplementach, wypowiadanych w zaciszu mieszkania. Darzył ją podziwem, co Meredith bardzo odpowiadało; ale ona jego również darzyła czymś trudnym do zdefiniowania.
W końcu Reece zaproponował rodzicom, że wybiorą się we dwoje na wycieczkę do Mayfield, skąd pochodzili Williamsowie. Annie Bonham była szczerze uradowana tą nagłą zgodą między dwójką nastolatków, a i Jace Williams nie robił problemów. W Mayfield czekał na nich niewielki, pozbawiony służby domek, lasy i pola wokół, i upragniona samotność nad krystalicznie czystym jeziorem. Serce Meredith biło jak oszalałe, kiedy Reece zgasił silnik i zaprosił ją do środka.
Nie była przyzwyczajona do takich warunków, ale za to on umiał zrobić wszystko. Zaopatrzył lodówkę i szafki w jedzenie i alkohol, wieczorami rozpalał ognisko, nad którym potem piekli chleb, kiełbasę lub pianki – Meredtih nigdy w życiu nie spędzała czasu w ten sposób i nie żywiła się takimi specjałami, ale mimo to bawiła się fantastycznie. Długie godziny po prostu leżeli na trawie i wymieniali się wspomnieniami, poglądami, pocałunkami, a lipcowe słońce delikatnie muskało ich ciała i włosy. W upalne dni chodzili popływać, a potem pili whisky nad jeziorem, opatuleni kocami i przytuleni do siebie nawzajem. Było tak pięknie, zbyt pięknie – aż się prosiło o wydarzenie, które zniszczy ten sielankowy obrazek.
*
– Merry, przestań, prowadzę. – Reece zaśmiał się, usiłując zepchnąć z siebie Meredith, która próbowała wpakować mu się na kolana. – Jeśli tu wleziesz, nie będę widział drogi.
– Droga nie jest zbyt atrakcyjna, nie sądzisz? – zamruczała dziewczyna kpiącym tonem. Uwielbiała się z nim drażnić, prowokować reakcje i na nie odpowiadać.
– Na pewno nie jest tak atrakcyjna, jak ty – odparł, zwalniając nieco, bowiem Meredith zasłaniała mu całą przednią szybę. – Gdybym mógł, patrzyłbym tylko na ciebie. Ale chyba powinienem jednak widzieć…
Samochodem zatrzęsło tak nagle i tak potężnie, że Mer pisnęła, przestraszona. Auto stanęło; dziewczyna kurczowo wbiła palce w ramiona Reece'a, nie zamierzając go puścić.
– Muszę… Muszę wysiąść – wymamrotał, próbując odczepić ją od siebie drżącymi dłońmi. W rezultacie Meredith jeszcze wzmocniła uścisk.
– Nie wychodź! Błagam, skąd wiesz, czy to nie było jakieś dzikie zwierzę? A jeśli wciąż żyje i zrobi ci krzywdę? Reece!
Ale on już otworzył drzwi i jednym ruchem znalazł się na zewnątrz. Wokół panował gęsty mrok, rozpraszany jedynie przez półksiężyc na niebie. Dziewczyna zaklęła parę razy, po czym zebrała się w sobie i również wysiadła, włączając latarkę w telefonie. Miała wrażenie, jakby jej stawy zmieniły się w galaretę.
– Reece? – szepnęła cicho, bojąc się nieznanego. – Co się stało?
W niebieskawym świetle latarki dostrzegła bladego jak ściana chłopaka, który trząsł się okropnie, wskazując coś leżącego na drodze. Meredith zerknęła, zachwiała się i zwymiotowała w krzaki.
Ciało mężczyzny miało jedną nogę wygiętą pod dziwnym kątem, głowę otaczała aureola krwi. Miał otwarte, nieruchome oczy. Wyglądał jak szmaciana lalka, porzucona tu przez jakieś nierozważne dziecko.
– Żyje? – jęknęła dziewczyna, przykładając sobie dłoń do rozpalonego czoła.
– N-nie w-wiem – szepnął Reece, robiąc krok w jej stronę. – Nie m-miałem odwagi g-go dotknąć.
Meredith rzuciła się w stronę samochodu. Pogrzebała chwilę w torebce i wyciągnęła stamtąd parę rękawiczek jednorazowych; przed wyjazdem zabrała je ze sobą, gdyby przypadkiem musiała skorzystać z toalety na jakiejś obskurnej stacji benzynowej. Podała je chłopakowi.
– Sprawdź to – wyszeptała słabym głosem.
– Dlaczego ja?
– Bo ja nawet nie wiem, jak to się robi! – warknęła na niego histerycznie, czując łzy na policzkach. Reece objął ją ramieniem, po czym odetchnął głęboko, nałożył rękawiczki i zbliżył się do ciała. Wciąż cały drżał. Przez chwilę sprawdzał puls mężczyzny, zarówno na szyi, jak i na przegubach, powtarzając te czynności po kilka razy. Cofnął się szybko i pokręcił głową.
– Nie żyje.
– Boże, i co teraz? – spanikowała Meredith, czepiając się go, jakby był kołem ratunkowym. Trzymała go za koszulkę tak mocno, że pogniotła materiał. – Przecież nie zadzwonimy na policję.
– Nie – zgodził się z nią, nadal nie potrafiąc się uspokoić. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
– Kurwa mać – zaklęła dziewczyna, ocierając policzki wierzchem dłoni. – W tym stanie nie mogę myśleć.
Lekko odepchnęła od siebie Reece'a, ponownie kierując się do samochodu i wyciągając z torebki małą paczuszkę z proszkiem. Drżącą dłonią nabrała odrobinę na palec i wciągnęła go nosem. Nie potrzebowała się naćpać, tylko uspokoić – a to była znaczna różnica.
– Zgłupiałaś? – przeraził się chłopak, doskakując do niej w ułamku sekundy.
– Zamknij się. Musimy coś wymyślić i żadne histerie nam tu nie pomogą – wycedziła, machając mu przed nosem paczuszką i jednocześnie odpalając papierosa. Jej mózg błyskawicznie wskoczył na wyższe obroty, co sprzyjało wymyśleniu jakiegoś sensownego rozwiązania. Reece również zażył odrobinę proszku i oddał jej resztę. Poczęstowała go papierosem, chowając małą torebkę do kieszeni.
Palili chwilę w milczeniu.
– Wiem – odezwała się w końcu Meredith, gasząc niedopałek i wgniatając go na kilka centymetrów w ziemię. – Masz w samochodzie worki na śmieci, prawda? Bierzemy go. Nie gadaj, tylko rób, co mówię.
Z ogromnym trudem umieścili bezwładne ciało w bagażniku, zabezpieczonym masą koców i worków na śmieci, po czym odjechali w stronę gęstego, głębokiego lasu.
*
– Kolejny piękny, słoneczny dzień nad Nowym Jorkiem! – odezwał się w radiu radosny głos spikera. – Pogoda w tym roku wyjątkowo sprzyja wyjazdom nad wodę! Nasi słuchacze przygotowali listę miejsc, które, ich zdaniem, warto odwiedzić. Łączymy się z pierwszym numerem… Halo?
Reece Williams jechał autostradą w stronę domu, ze wzrokiem utkwionym w gładkim asfalcie. Siedząca obok niego dziewczyna z uwagą przyglądała się swoim paznokciom. Panującą w aucie atmosferę można było kroić nożem.
– Co, więcej się do mnie nie odezwiesz? – spytała zaczepnie Meredith Ridgeway, z irytacją zdmuchując z czoła zabłąkane pasmo włosów. Reece milczał dyplomatycznie. Czuł się winny. – Przecież wiesz, że nie było innego wyjścia – tłumaczyła kolejny raz, ściszając głos do szeptu.
Wiedział, i ta wiedza bardzo mu ciążyła. Był wściekły i przerażony. Bał się, że cała sprawa się wyda, że ktoś ich widział, że ktoś ich złapie. Złościł się, bo dał się na to namówić, bo pozwolił komenderować sobą tej nieopierzonej królewnie, bo to on powinien był wymyślić wyjście z tej sytuacji – lepsze, niż ukrycie zwłok w ciemnym lesie i zatarcie śladów. Złościł się też, bo dobrze wiedział, że nie wpadłby na nic lepszego. Ta myśl go dobijała.
– Dobra – warknęła w końcu Meredith, odsuwając szybę po swojej stronie i odpalając papierosa. – Nie będę cię błagać, żebyś ze mną gadał. Cała ta żałosna farsa była błędem. To koniec.
Ale Reece wiedział, że tak naprawdę to dopiero początek.
[ Czytając początek i tytuł ( TS <3) miałam wrażenie, że to będzie historia miłosna. I poniekąd była :D Tyle że zupełnie nie to mi chodziło po głowie!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy pomysł. Kojarzy mi się trochę z serialem Ty a trochę z jeszcze jedną historią, której tytułu nie pamiętam. No i, zupełnie bym się czegoś takiego po Meredith nie spodziewała! No i ten cliffhanger! Potrzebujemy więcej! ]
India
I to jest dopiero skandal! :D Widziałam ogłoszenie o poszukiwanej postaci i moją pierwszą myślą było pewnie kogoś zabili. XD Moje detektywistyczne skille mnie nie zawiodły, a na poważnie pomyślałam tak, bo wieki temu sama miałam postać, która coś podobnego zrobiła, ale z przyjaciółką i zdecydowanie za dużo słucham true crime. :D Wielka szkoda, że ta notka jest taka krótka. Czytało się naprawdę świetnie i mam ogromną ochotę na więcej. Liczę, że wyciągnę to i owo z Meredith podczas wątku. No i oczywiście będę wyczekiwała kontynuacji, bo będzie, prawda? Nie zostawisz nas bez dalszej części? :D
OdpowiedzUsuńA przez resztę dnia będę teraz nuciła Delicate💖
UsuńNo cóż, trupów w szafie to może Mer nie chowa, ale gdzieś indziej już na pewno tak 😏 czekam na dalsze notki, ciekawa jak to wszystko się rozwinie!
OdpowiedzUsuńO.o trup? Ja chcę trupa! Można by go wypchać jakimś pluszem i mieć przytulankę jeśli oczywiście facet ładny xD. Nie wiem czemu ale las wydaje się kiepskim pomysłem jeśli tylko zostało Zakopane. Lepiej było rozpuścić w kwasie czy coś. Mam jednak takie dziwne wrażenie że ta sprawa wyjdzie z ciebie i w tedy zacznie się dziać. Oh cudownie by było *-*
OdpowiedzUsuńW doprawdy piękne bagno wplątała się ta młoda parka... A ja co gorsza nie wiem, czego bardziej współczuję im tego wielkiego strachu i wyrzutów sumienia jakie z pewnością teraz odczuwają, czy też tego, że przynajmniej z mojej aktualnej wiedzy wynika, że przy obecnych technikach śledczych tak łatwo ich namierzyć.
OdpowiedzUsuńSpotted: Wiecie, jakie zjawisko uważam za całkiem urocze? Kiedy za wszelką cenę staracie się pozostać niezauważeni i zdaje Wam się, że jeżeli wsiądziecie do auta, udając się cztery godziny na północ do jakiejś wyludnionej wioski, to znikniecie z mojego radaru. Kochani, ile jeszcze razy muszę Wam udowadniać, że ja wiem wszystko, a każdy, nawet ten najskrytszy sekret kiedyś ujrzy światło dzienne. M, chyba zbyt dosłownie przyjęłaś do siebie sens braterskiej miłości, bo jak już kiedyś wspomniałam... This is New York, not Alabama.
OdpowiedzUsuńbuziaki,
plotkara 💋
No nieźle
OdpowiedzUsuń