HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

But it's not too late to change your mind

Głośna muzyka i kolorowe światła, które ją oślepiały. Czyjeś dłonie na jej ciele, które przyciągały do siebie. Stłumiony oddech i jej zamglone spojrzenie, kiedy unosiła głowę w górę, by spojrzeć na nieco starszego mężczyznę przed sobą. 

— Zostaw, proszę — powiedziała cicho, mając nadzieję, że ją usłyszy. Nie usłyszał, nadal był zbyt pewny tego, że Octavia dzisiejszej nocy będzie jego. Ale nie chciała, w żaden sposób nie chciała skończyć nocy z tym facetem. Z żadnym innym.

— Powiedziałam, żebyś mnie zostawił! — krzyknęła, odpychając od siebie siebie postawnego bruneta. Rzucił jej rozzłoszczone spojrzenie, łapiąc mimo wszystko za jej rękę. Była wśród tłumu ludzi, ale nikt nie kwapił się do tego, aby jej pomóc. Była wśród tłumu ludzi, ale tak naprawdę była samotna. Blanchard wyrwała rękę, odwracając się na pięcie. Jedyne, czego teraz pragnęła, to odejść, wrócić do swojego mieszkania. Chciała opuścić ten klub jak najszybciej, zostawić wszystko za sobą. 

Złapały ją kolejne, silne ramiona, ale tym razem to był ktoś, kogo znała. Jej osobisty Anioł Stróż, który nie spuszczał z niej oka. Zawsze był na miejscu, gotowy pomóc. Spojrzała na Javiera, tłumiąc z całej siły łzy, które cisnęły jej się do oczu. 

— Zabierz mnie stąd, Javi — poprosiła cicho, a on bez słowa spełnił jej prośbę, rzucając jeszcze rozzłoszczone spojrzenie w stronę mężczyzny, który odważył się choćby pomyśleć o tym, co mógłby zrobić z Octavią.

Javier milczał, zaciskając mocno szczękę. Octavia kątem oka widziała, jak mocno napina mięśnie, jak tłumi w sobie złość. W swojej głowie słyszała jego wkurwiony głos, jak wyrzucał z siebie przekleństwa, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą. Mimo wszystko, nie odzywał się, nawet nie spoglądał w jej stronę. Po prostu jechał, nad wyraz ostrożnie i tak bardzo nie w jego stylu. 

**

Apartament Octavii Blanchard nie znajdował się daleko od klubu, w którym jeszcze jakiś czas temu się bawiła. Raptem piętnaście minut drogi samochodem. Wybawienie. Spojrzała na apartamentowiec, kiedy Javier zatrzymał samochód przed wejściem. Siedziała jeszcze kilka długich sekund na swoim miejscu, zanim odpięła pas i chwyciła za klamkę. 

— Pogubiłaś się Tay. Straciłaś nad tym wszystkim kontrolę — jego głos był chłodny, a spojrzenie roziskrzone ze złości. Odwróciła się w jego stronę, próbując chwycić jeden obraz, bo Javier najnormalniej w świecie jej się rozjeżdżał. Była pijana i naćpana, a jedyne, czego teraz chciała, to położyć się spać. 

— Nie pogubiłam się, wszystko jest okej. Wszystko jest w najlepszym porządku — powiedziała z uśmiechem, otwierając drzwi Lexusa. Wysiadła, potykając się przy tym, po czym zachichotała, niczym mała dziewczynka. Czuła na swoich plecach palące spojrzenie Javiera. Mogła sobie wyobrazić, jak ze złości zaciska ręce na kierownicy, byleby dać upust całej swojej złości, która skumulowała się w nim w ciągu tego czasu, który spędził w jej towarzystwie. 

— Dobranoc, Javi — Blanchard zdążyła jeszcze krzyknąć, zanim zniknęła w apartamencie i ruszyła w stronę wind. 

Udało jej się trafić kluczem do zamka dopiero za trzecim razem. Przekręciła klucz, a zamek bez żadnego problemu odskoczył. Wystarczyło teraz tylko popchnąć drzwi i wejść do mieszkania. Jednak, zamiast to zrobić, Octavia wciąż stała na korytarzu apartamentowca, spoglądając przed siebie. Stał tam. Był jak żywy. Zamrugała kilka razy, mając nadzieję, że to wzrok po prostu płata jej figle. Ale, kiedy spojrzała przed siebie kolejny raz, nic się nie zmieniło.

— Jack — szepnęła, wchodząc do mieszkania. Zrzuciła z nóg szpilki, niespiesznie podchodząc w jego stronę. Bała się, że jeśli zrobi jakiś gwałtowny ruch, przyspieszy kroku, czy cokolwiek innego, on zniknie i już nigdy więcej go nie zobaczy. 

Stanęła kilka kroków od blondyna, patrząc na niego. Wyciągnęła przed siebie rękę, nie mogąc się powstrzymać. Chciała go dotknąć, poczuć jego ciepło, ten jeden jedyny raz. Jednak, zrezygnowała. Przemożna chęć bycia blisko Jacksona została stłumiona. Odetchnęła głęboko, czując spływającą po policzku łzę, a chwilę później z jej gardła wydostał się głośny szloch, który wstrząsnął jej ciałem. Blanchard pokręciła głową na boki, jakby to w jakikolwiek sposób miało jej pomóc. 

— Wariuję. Dostaję do głowy — szepnęła do siebie, szybkim krokiem ruszając w stronę sypialni. Nie, to wszystko działo się w jej głowie. Po prostu za bardzo tęskniła, powinna… No właśnie, co powinna? Co takiego powinna zrobić, zapomnieć? Wymazać z pamięci chwile z nim spędzone? Jedyne, o czym nie chciała pamiętać, to chwili jego śmierci. Tego, co wtedy się z nim działo. A jednak, to właśnie te obrazy najczęściej jej towarzyszyły. Powracały najczęściej w snach, torturowały. Już chyba na zawsze to miała być forma kary dla Octavii, do której ona musiała się przyzwyczaić, choć nie było to najłatwiejsze. 

Chłodna pościel okryła jej rozgrzane ciało. Poduszka była zbyt miękka, materac jakby protestował za każdym razem, kiedy obracała się, nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji do snu. Kiedy przekręciła się na prawy bok i spojrzała przed siebie, znów tam był. Leżał, spoglądając na nią tym jednym, karcącym spojrzeniem. Nic nie mówił, po prostu się jej przyglądał. 

— Nie patrz tak. Nie robię nic złego — powiedziała, chcąc się w jakiś sposób obronić, choć wiedziała jak wiele kłamstw kryje się za tymi słowami. 

— Jestem zmęczona, Jack. Chcę iść spać — powiedziała jeszcze, już znacznie ciszej, po czym zamknęła ciężkie powieki. Tak, sen był tym, czego Octavia chciała teraz najbardziej.

**

Dźwięk telefonu wyrwał ją ze snu.  Z jękiem obróciła głowę w stronę szafki nocnej, na której leżał iphone. Nawet nie pamiętała, jakim cudem znalazła się w swoim łóżku, kiedy zostawiła też telefon tuż obok. Dzwonek był zdecydowanie zbyt głośny, wręcz ranił skacowany umysł Blanchard. Sięgnęła po niego, spoglądając która godzina i kto próbuje się do niej dodzwonić. Piątek, dziesiąta trzydzieści. Widząc, że dzwoni jej ojciec, brunetka przełknęła ślinę, w pierwszej chwili nie chcąc rozmawiać z Jaquesem. Obawiała się tego, co może usłyszeć. Wiedziała jednak, że jeśli nie odbierze, ojciec nie da jej spokoju. 

— Halo? — powiedziała zachrypnięty głosem, przełykając ślinę. Czuła, jakby połknęła właśnie miliony szpilek, albo pokruszonego szkła. 

— Masz godzinę na ogarnięcie się. Javier przyjedzie po Ciebie. Musimy poważnie porozmawiać, Octavia — chłodny głos Jacka Blancharda odbił się w jej głowie echem. Cóż, miała najzwyczajniej w świecie przejebane. 

Tak jak nakazał jej ojciec, godzinę później była już w jego biurze. Dopiła resztkę izotokniku, któy wcisnął jej Javier, jak tylko wsiadła do samochodu. Pusta butelka wylądowała w koszu, a spojrzenie Octavii spoczęło na Margaret – młodej sekretarce, która również na nią spoglądała, z delikatnym uśmiechem na ustach. Była ładna. Była tym typem kobiety, za którą oglądał się każdy. Delikatna, wręcz dziewczęca uroda, duże, zielone i ufne oczy, pełne usta. Zadbane długie blond włosy, filigranowa figura i świetnie dobrany ubiór. 

— Tata już na Ciebie czeka. Chcesz coś do picia? — melodyjny, przyjemny dla ucha głos przerwał ciszę panującą w korytarzu kancelarii. Octavia pokręciła przecząco głową, choć suchość w gardle nadal dawała o sobie znać, jeszcze bardziej niż z rana. Bez słów ruszyła w stronę gabinetu ojca, bojąc się tego, czego może się spodziewać. Choć Octavia kochała swojego ojca całym sercem, jedyne czego najbardziej w życiu się bała, to to, że go zawiedzie. I teraz właśnie tak się czuła, że robi coś, czego nie powinna. Że zawiodła na całej linii. Że nie była idealna, tak jak tego pragnął Jaques Blanchard. 

— Siadaj — głos chłodny jak brzytwa, dotarł do jej uszu w momencie, jak otworzyła drzwi i weszła do środka. Ojciec nawet nie spojrzał w jej stronę, zrobił to dopiero w momencie, jak Octavia opadła na jedno z dwóch krzeseł ustawionych przy mahoniowym i solidnym biurku. Zadrżała jej ręka, którą położyła na swoim kolanie i ścisnęła je z całych sił. Bała się unieść głowę, bała się zobaczyć to karcące spojrzenie, ale w końcu zmusiła się, by spojrzeć na ojca. Był wściekły, wystarczyło jedno spojrzenie w jego stronę. Przez długi czas nic nie mówił, przyglądając się najstarszej córce. 

Jack Blanchard czuł złość i bezradność jednocześnie. Stał z boku, oglądając jak jego córka miota się, niczym ptak zamknięty w klatce. Jak szuka wyjścia, najmniejszej szpary, przez którą mogłaby się przecisnąć i wydostać na wolność. A on nie wiedział, chyba pierwszy raz w życiu, jak jej pomóc. 

— Co się dzieje, Octavia? — zapytał w końcu, już łagodniej. Wiedział, że krzykiem do niczego nie dojdzie, że groźby nic nie dadzą. 

Octavia zagryzła wargę, znów spuszczając głowę w dół. Ciemne kosmyki włosów zakryły jej twarz, co bardzo ją ucieszyło. Nie chciała, aby ojciec widział ją w takim stanie. 

— Nic się nie dzieje — wyszeptała po chwili. Jej rozbiegane spojrzenie znów spoczęło na postaci ojca. Oboje milczeli, nie wiedząc, co zrobić w tej sytuacji. Ona chciała wyjść stąd jak najszybciej, wciągnąć kreskę i się uspokoić. Jack Blanchard chciał usłyszeć, co dzieje się w głowie córki, czemu tak bardzo boi się poprosić o pomoc, powiedzieć co ją gryzie. 

— Przecież widzę. Ludzie mi donoszą, że bierzesz. I to mnie najbardziej martwi. Zostawiasz Aylę nam, albo dziadkom, a potem znikasz. Octavia, kochanie, wiem, że jest Ci ciężko… — Octavia gwałtownie odsunęła krzesło, podnosząc się z niego. Pokręciła głową na boki, podchodząc do okna, przez które wyjrzała na panoramę Nowego Jorku. 

— Nie jest mi ciężko. Po prostu… po prostu odreagowuje — warknęła w odpowiedzi. Słyszała, jak ojciec odwraca się w jej stronę na krześle. Jak wzdycha z rezygnacją, zapewne przymykając przy tym oczy. Zapanowała długa cisza, która tak bardzo jej przeszkadzała. Już zdecydowanie bardziej wolałaby, gdyby ojciec był zły. Gdyby rzucał przekleństwami, krzyczał po niej, niż milczał. To milczenie właśnie kojarzyło jej się z tym, że go zawiodła. Bo tak właśnie było — Octavia Blanchard zawiodła wiele osób w tak krótkim czasie.

— Sami mówiliście… mówiliście, że mi z nią pomożecie — wypomniała w złości, odwracając się w stronę mężczyzny. Wpatrywała się w niego rozzłoszczonym wzrokiem. Czuła, jak złość rozlewa się po jej ciele. 

— A teraz mi wypominasz, że się nią nie zajmuję. Jestem z nią sama, prawie dwa pieprzone lata! Chyba też należy mi się chwila spokoju, odetchnięcia od tego wszystkiego — krzyknęła, oddychając przy tym głęboko. Poczuła, że robi jej się niedobrze z tej złości, stłumiła w sobie jednak to niemiłe uczucie, spychając je na samo dno duszy. 

— Owszem, pomożemy. Ale Ty nie możesz się doprowadzać do takiego stanu — Jack Blanchard podniósł się ze swojego miejsca, podchodząc do brunetki. Zamknął ją w mocnym, ojcowskim uścisku, nie pozwalając, aby mu się wyrwała. 

— Nie możesz się doprowadzać do takiego stanu, bo Ayla w końcu straci też matkę. A my stracimy Ciebie — Octavia usłyszała, jak głos uwiązł mu w gardle. Jak przełknął wielką gulę żalu i strachu, która na moment odebrała mu mowę. Nie miała pojęcia, co muszą czuć jej rodzice, albo po prostu może się bała o tym myśleć. Nie myślała o tak wielu rzeczach, zatracając się w swojej żałobie. 

**

Octavia przystanęła późno w nocy w progu pokoju Ayli. Przez dłuższą chwilę spoglądała na dziewczynkę, która w spokoju spała w swoim łóżeczku, przytulona do jasnego królika. Brązowe kosmyki włosów otulały jej malutką twarz. Poruszyła się niespokojnie, marszcząc przy tym śmiesznie nosek, zupełnie tak samo  jak Jack, kiedy był zły. Blanchard ruszyła w stronę łóżeczka, po chwili wyciągając z niego śpiącą córkę. Ta na moment uchyliła powieki i zwróciła zaspane spojrzenie w stronę matki, ale później znów szybko wróciła do snu, wtulając się w Octavię. Kolejny raz po policzkach brunetki spłynęły łzy, kiedy wraz z Aylą szła do swojej sypialni. Była trzeźwa i świadoma, a tą noc właśnie chciała spędzić w pobliżu tej małej istotki, którą po chwili położyła na swoim łóżku i przykryła kołdrą, kładąc się tuż obok. Spojrzała na Aylę, uśmiechając się delikatnie, by następnie spojrzeć na puste miejsce tuż obok. On znów tam był, spoglądał na nie dwie. A później, niespiesznie wyciągnął rękę i palcem dotknął noska Ayli, tak jak zrobił to za pierwszy razem, kiedy w szpitalu wziął ją na ręce. Dziewczynka poruszyła się we śnie, uśmiechając się lekko. 

— Dam radę, serio. Wszystko będzie dobrze, obiecuję — Octavia wypowiedziała tą cichą obietnicę. Przed sobą, córką i Jacksonem, choć tylko był w jej umyśle. I już na zawsze miał tam pozostać. 


Bierzcie i czytajcie to wszystko. Dziękuję. 

5 komentarzy:

  1. Tay sobie trochę za mocno wzięła do serca to widzenie i słyszenie duchów. To tylko żarty przecież miały być.🥲👻
    A tak na poważnie to pomimo tematu i wszelkich nieprzyjemności, to na swój sposób jest to całkiem urocza notka. Zwłaszcza końcówka mi się spodobała, tak jakby Jack nad dziewczynami mimo wszystko czuwał i był obecny. 🥹 Szkoda jedynie, że była taka krótka, ale może coś się jeszcze niedługo pojawi, przyjemnie się czytało i chciałoby się więcej.🫶

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, przyznam bez bicia, że nie jestem na bieżąco z wszystkimi wydarzeniami z życia Tay, ale muszę przyznać, że mimo tego czyta się ją dobrze, ale też uczuciowo. Najbardziej podoba mi się zakończenie, bo daje nadzieję ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. You made me cry like a baby... 🥹
    Przestań tak robić bo zacznę żałować! A tak poza tym to cudowna, kochana notka <33 Nasza mała słodka Ay... rośnij nam zdrowo i zawitaj kiedyś tu, by pokazać najlepsze geny w mieście! 💋

    OdpowiedzUsuń
  4. Spotted: Perfect O, już nie taka perfekcyjna jak kiedyś, która straciła więcej niż tylko miłość... Z ciężkim sercem przemierza nocą miasto, szukając pocieszenia w ostrych rytmach klubowej sceny lub mocnych ramionach. Czy to desperacka próba ucieczki od smutku, czy też tylko fasada mająca ukryć jej prawdziwe uczucia? But little does she know, her charade isn't fooling anyone. Miasto już wie, że znalazła pociechę w ramionach najlepszego przyjaciela swojego zmarłego chłopaka... O, jak myślisz, odnajdziesz spokój wśród chaosu... który sama stworzyłaś?

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  5. Z lekkim opóźnieniem wszystko nadrabiam i również przyznam się, że może nie jestem do końca na bieżąco z życiem Tay, ale notkę czytało się bardzo dobrze, mimo całej bitter-sweet otoczki, jaka jej towarzyszy 💔 I wiadomo, że muszę zgodzić się z wszystkimi, że końcówka podoba się najbardziej ♥

    OdpowiedzUsuń