Siedzia艂a wyprostowana przy stole t臋po wpatruj膮c si臋 w kieliszek wype艂niony
bia艂ym winem.
S艂owa wypadaj膮ce z ust towarzysz膮cych jej os贸b wpada艂y jednym uchem, a
wypada艂y drugim. Kompletnie nie zwraca艂a uwagi na temat rozm贸w. Odgania艂a od
siebie niechciane uczucia niczym natr臋tne muchy, kt贸re w lecie zawsze
uprzykrza艂y 偶ycie. Wraca艂a wspomnieniami do ulubionych wakacji, do mi艂ych
chwil, kt贸re sprawia艂y, 偶e zawsze u艣miech wkrada艂 si臋 na jej twarz. Tym razem
to nie zadzia艂a艂o.
Nie mia艂a, dok膮d uciec. Nie mia艂a, jak st膮d uciec.
Matka Cornelii, Evelyn, naciska艂a, aby koniecznie dzi艣 by艂a obecna na
kolacji w towarzystwie starych znajomych. Tego rodzaju spotkania nie by艂y dla
blondynki niczym nowym. Wr臋cz by艂o oczekiwane od niej to, 偶e b臋dzie
towarzyszy艂a im podczas tego rodzaju spotka艅, kiedy to gdy rodzice b臋d膮 mogli
chwali膰 si臋 sukcesami swoich dzieci oraz swoimi w艂asnymi. Mieli w ko艅cu czym.
Zar贸wno Cornelia, jak i Ethan radzili sobie naprawd臋 dobrze. Starszego brata
dzi艣 jednak brakowa艂o, jednak wewn臋trznie wiedzia艂a, 偶e nawet jego obecno艣膰 nie
sprawi艂aby, 偶e poczu艂aby si臋 chocia偶 minimalnie lepiej. 呕o艂膮dek jakby mocniej si臋 艣cisn膮艂, gula w gardle powi臋kszy艂a, a w usta
wysch艂y. Si臋gn臋艂a po kieliszek z winem, licz膮c na to, 偶e kolejne procenty w jej
organizmie sprawi膮, 偶e znajdzie w sobie wi臋cej odwagi. Nic takiego nie mia艂o
miejsca, poczu艂a si臋 gorzej. O wiele gorzej. Musia艂a st膮d wyj艣膰. Uciec. Zrobi膰
cokolwiek, byle tylko nie sp臋dza膰 wi臋cej czasu w towarzystwie tych ludzi. Czu艂a
na sobie to spojrzenie. Nie mog艂a nic zrobi膰, nie mia艂a za kim si臋
schowa膰. Po swojej lewej stronie mia艂a matk臋, kt贸ra zdawa艂a si臋 nie zwraca膰
uwagi na to, jak bardzo nieobecna na kolacji jest jej c贸rka. Natomiast po
swojej prawej mia艂a Daltona Bransona. Znajomego, bo przyjacielem nie mog艂a go
nazwa膰, z dzieci艅stwa. Sp臋dzali ze sob膮 wiele czasu, ich rodziny przyja藕ni艂y
si臋 od zawsze. I mimo, 偶e pa艂ali do siebie sympati膮 to nigdy tak naprawd臋 nie
zbli偶yli si臋 do siebie na tyle, aby zosta膰 bliskimi przyjaci贸艂mi. Wsp贸lne
wakacje w Connecticut nie by艂y niczym zaskakuj膮cym, tak samo nikogo nie
zaskoczy艂o, gdy ojciec Daltona, Ralph Branson zaprosi艂 ca艂膮 rodzin臋 Watson, aby
sp臋dzili razem z jego 偶on膮 oraz synem dwa tygodnie na prywatnej wyspie na
Karaibach. Dwa tygodnie rodzina Watson sp臋dzi艂a w raju. W tym samym czasie
Cornelia sp臋dza艂a dwa tygodnie w piekle modl膮c si臋 o to, aby koniec w ko艅cu
nadszed艂. Nie mog艂a znie艣膰 obecno艣ci Branson贸w w penthousie rodzic贸w. Faktu, 偶e
siedzieli przy tym samym stole, przy kt贸rym jada艂a posi艂ki, 偶e u艣miechali si臋 i
偶artowali z jej rodzicami.
Mimo i偶 blondynka stara艂a si臋 nie zwraca膰 uwagi na to, co dzia艂o si臋
dooko艂a niej i skupia艂a si臋 g艂贸wnie na swoim talerzu to nie umyka艂y jej
prowadzone przy stole rozmowy. Rosamund Branson papla艂a jak naj臋ta o nowym
jachcie i o tym, jaki jest przestronny, pi臋kny i nosi艂 jej imi臋, wi臋c musia艂
by膰 wyj膮tkowy. Temat podchwyci艂 jej m膮偶 wtr膮caj膮c co艣 o tym, 偶e Watsonowie
koniecznie musz膮 go obejrze膰. By艂o to ciche zaproszenie do siebie, kt贸re
ochoczo rodzice dziewczyny przyj臋li. Dalton, podobnie do Cornelii, wydawa艂 si臋
by膰 wy艂膮czony z rozmowy. Wlepia艂 wzrok w sw贸j telefon, kt贸ry trzyma艂 pod sto艂em
i uparcie z kim艣 pisa艂 od kilkunastu minut. Pr臋dzej w艂o偶臋 szpilki z zesz艂ego
sezonu ni偶 pojad臋 tam z wami. Nie powiedzia艂a jednak niczego.
Przez nast臋pne dwie godziny Cornelii towarzyszy艂 sztuczny, wyuczony na
pami臋膰 u艣miech i ch臋膰 wyskoczenia przez balkon.
§
21 Maja 2023
Co ja tutaj robi臋? Po co ja tu przysz艂am?
Zacisn臋艂a usta i wpatrywa艂a si臋 w zaparkowane auto przed sob膮. Mog艂a
jeszcze si臋 wycofa膰 i wr贸ci膰 do swojego apartamentu. Tylko po co? Nie mia艂a
zaplanowanej 偶adnej wielkiej imprezy, a tego wszyscy od niej oczekiwali. Ludzie
czekali na zaproszenie na magiczne dwudzieste pierwsze urodziny blondynki. Sama
d艂ugo na to czeka艂a, a po ca艂ym tygodniu ch臋ci na cokolwiek dawno jej opad艂y.
Wrzuca艂a na relacj臋 stories od os贸b, kt贸re oznacza艂y j膮 u siebie 偶ycz膮c
wszystkiego najlepszego, klub na imprez臋 urodzinow膮 mia艂a dawno wybrany i
cholernie chcia艂a je urz膮dzi膰. W ko艅cu mog艂a zmieni膰 prawo jazdy na takie,
kt贸re nie b臋dzie od razu krzycza艂o mam mniej ni偶 dwadzie艣cia jeden lat.
By艂a w ko艅cu doros艂a. Tymczasem siedzia艂a w aucie na Brooklynie i
szuka艂a pocieszenia w miejscu, gdzie nikt nie spodziewa艂by si臋 jej znale藕膰.
Adres Franka zna艂a na pami臋膰, cho膰 by艂a u niego zaledwie par臋 razy.
Zdarza艂o si臋, 偶e czasami, gdy j膮 wozi艂 po drodze zgarnia艂 swoje dzieciaki i
odstawia艂 je na miejsce pracy swojej ma艂偶onki. Nie mia艂a nigdy nic przeciwko
temu, cho膰 nie nale偶a艂a wcale do os贸b, kt贸re przepadaj膮 za towarzystwem dzieci.
Jego by艂y inne. Zaciekawione limuzyn膮, zafascynowane wr臋cz. Kiedy pierwszy raz
je spotka艂a nie wiedzia艂a, jak ma si臋 zachowa膰. Dzieciaki same chyba nie do
ko艅ca wiedzia艂y, jak powinny na ni膮 reagowa膰. Daisy mia艂a dziesi臋膰 lat, a
Scarlett dwana艣cie. Mo偶e nie by艂y wcale ma艂ymi dzieciakami, ale to wci膮偶 by艂y
dzieci, z kt贸rymi nie umia艂a rozmawia膰. Koniec ko艅c贸w s艂ucha艂a o ich kole偶ankach, o
ulubionych bajkach, a Scarlett wyj膮tkowo mocno zainteresowa艂a si臋 tym, czym
Cornelia si臋 zajmowa艂a i z dum膮 o艣wiadczy艂a, 偶e chcia艂aby by膰 taka jak ona. Nie
musia艂a widzie膰 miny Franka, aby wiedzie膰, jak niezadowolony z tego powiedzenia
by艂. Zna艂 j膮 lepiej ni偶 wszyscy ludzie razem na Upper East Side razem wzi臋ci,
s艂ysza艂 wi臋cej sekret贸w ni偶 sobie tego 偶yczy艂a, a jednak by艂 przy niej i
wspiera艂 na sw贸j w艂asny spos贸b. Je艣li mia艂aby wskaza膰 osob臋, kt贸rej ufa to bez
wahania wskaza艂aby na Franka. Umowa o poufno艣ci, kt贸r膮 podpisa艂 nie mia艂a z
zaufaniem akurat nic wsp贸lnego. Aczkolwiek na sw贸j spos贸b pomaga艂a i upewnia艂a
j膮 w przekonaniu, 偶e nie wygada nikomu powierzonych mu tajemnic.
Wyg艂upi艂a
si臋 przyje偶d偶aj膮c tutaj. Mia艂a ju偶 odje偶d偶a膰, kiedy jednak co艣 j膮 tchn臋艂o, aby
z samochodu wysi膮艣膰. Jak na autopilocie zabra艂a torebk臋, telefon i wolnym
krokiem ruszy艂a w stron臋 schod贸w. Rozejrza艂a si臋 jeszcze w poszukiwaniu kogo艣,
kto m贸g艂by j膮 tu rozpozna膰, ale przechodz膮cy ludzie zupe艂nie nie zwracali na
ni膮 uwagi. Ka偶dy skupiony by艂 na sobie. Mi艂a odmiana.
Stoj膮c przed
drzwiami waha艂a si臋 jeszcze przez kilka sekund. A偶 w ko艅cu si臋gn臋艂a d艂oni膮 do
dzwonka. B臋d膮c na zewn膮trz s艂ysza艂a melodi臋, kt贸ra oznajmia艂a domownikom
przybycie go艣cia. Bardzo niespodziewanego. Liczy艂a na to, 偶e b臋dzie w domu.
By艂a niedziela, gdzie mia艂by by膰, jak nie w domu? Sekundy oczekiwania na to, a偶
kto艣 w ko艅cu otworzy drzwi ci膮gn臋艂y si臋 w niesko艅czono艣膰. A偶 w ko艅cu si臋
uchyli艂y, a blondynka dostrzeg艂a znajom膮 twarz swojego kierowcy. W pracy zawsze
prezentowa艂 si臋 elegancko. Wyprasowana marynarka, 艣nie偶nobia艂a koszula i
u艂o偶one w艂osy. Nie mia艂a okazji widzie膰 Franka nigdy w domowym wydaniu, kt贸re
odbiega艂o od tego do czego by艂a przyzwyczajona.
— Cordelia,
witaj. — M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 grzecznie. By艂 wyra藕nie zaskoczony jej
obecno艣ci膮 i ani troch臋 mu si臋 nie dziwi艂a. — Wszystko w porz膮dku? Nie powinna艣
si臋 szykowa膰 na wiecz贸r?
— Zd膮偶臋 si臋
przygotowa膰. — Przecie偶 nie musia艂 wiedzie膰, 偶e zrezygnowa艂a z imprezy i z wa偶nych
powod贸w prze艂o偶y艂a j膮 na kolejny tydzie艅. — Mog臋 wej艣膰? Ja… w艂a艣ciwie nie
wiem, dlaczego tutaj przyjecha艂am, ale pomy艣la艂am, 偶e mo偶e mog艂abym chwil臋 z
tob膮 posiedzie膰?
Widzia艂a
zmieszanie na jego twarzy i najprawdopodobniej w艂a艣nie szuka艂 dobrej wym贸wki,
aby nie wpuszcza膰 jej do 艣rodka. By膰 mo偶e by mu si臋 to uda艂o, gdyby nie m艂odsza
z c贸rek, kt贸ra pojawi艂a si臋 nagle przy ojcu i oznajmi艂a ka偶demu domownikowi, 偶e
w艂a艣nie maj膮 go艣cia.
— Wejd藕,
w艂a艣nie ko艅czyli艣my obiad. Ale z Lorelei mog艂aby ci odgrza膰.
Proponowa艂,
chocia偶 dobrze wiedzia艂, 偶e i tak odm贸wi.
— Nie jestem
g艂odna, dzi臋kuj臋.
By艂oby
pro艣ciej, gdyby nie by艂o dziewczynek i jego 偶ony. Mog艂aby wtedy spokojnie z nim
porozmawia膰, a raczej pomilcze膰. Cordelia niekoniecznie mia艂a ochot臋 na
rozmowy. Potrzebowa艂a jego towarzystwa. M贸g艂 jej dzi艣 m贸wi膰 o wszystkim i
s艂ucha艂aby z zainteresowaniem. Wiedzia艂a, 偶e lubi艂 w臋dkowa膰, ale na sam膮 my艣l
przechodzi艂y j膮 nieprzyjemne dreszcze. Ryby j膮 brzydzi艂y. By艂y 艣liskie i
nieprzyjemnie pachnia艂y. Jak ktokolwiek m贸g艂 je lubi膰?
Frank
zaprowadzi艂 j膮 do salonu, gdzie pierwsz膮 osob膮, kt贸r膮 spotka艂a by艂a Lorelei.
Kobieta by艂a chyba w jeszcze wi臋kszym szoku ni偶 Frank. 呕adnemu z nich nie mog艂a
si臋 dziwi膰. Przecie偶 nie powinno jej by膰 w tym miejscu. Ko艅czy艂a dwadzie艣cia
jeden lat i od rana powinna 偶y膰 wieczorn膮 imprez膮. Tymczasem by艂a na
Brooklynie, imprezy nie by艂o i nie wiedzia艂a czy za tydzie艅 b臋dzie mia艂a na ni膮
ochot臋 i… I by艂o jej z tym zaskakuj膮co dobrze.
— Co za
niespodzianka. — Pierwsza odezwa艂a si臋 偶ona Franka. — Prosz臋, usi膮d藕. Przynie艣膰
wam co艣? Kaw臋, herbat臋, wod臋 czy mo偶e jaki艣 nap贸j?
— Wod臋
wystarczy, dzi臋kuj臋.
Zaj臋艂a
miejsce na kanapie, a Frank fotel obok. Pierwsze minuty by艂y niekomfortowe,
cho膰 w aucie rozmawiali ze sob膮 cz臋sto i d艂ugo. Nigdy jednak w jego domu. Czu艂a
si臋 tutaj dziwnie, jakby niechciana, co by艂o zupe艂nie zrozumia艂e. Atmosfer臋
oczy艣ci艂y dziewczynki, kt贸re pojawi艂y si臋 b艂yskawicznie na dole. Nie zd膮偶y艂a
powiedzie膰 mu po co tutaj przysz艂a. Zosta艂a natychmiast wci膮gni臋ta w rozmow臋 z
Samanth膮, kt贸ra zacz臋艂a dopytywa膰 o torebk臋 z Chanel. I to by艂 temat, w kt贸rym
Watson czu艂a si臋 dobrze. Nawet nie zwr贸ci艂a uwagi, w kt贸rym momencie przesz艂a z
siedzenia na kanapie do rozgoszczenia si臋 na puchatym dywanie i grania w
Monopoly z ca艂膮 czw贸rk膮 oraz bia艂ym malta艅czykiem o imieniu Barry, kt贸ry uzna艂,
偶e kolana dziewczyny b臋d膮 najwygodniejszym miejscem. Na stoliku poza gr膮
pojawi艂y si臋 ciasteczka, napoje i herbata, cho膰 prosi艂a jedynie o wod臋. To by艂o
tak zwyczajnie nudne popo艂udnie sp臋dzone w gronie ludzi, kt贸rych na dobr膮
spraw臋 nie zna艂a, 偶e poczu艂a si臋 tak… przeci臋tnie.
Gra toczy艂a
si臋 dalej. Musia艂a powstrzyma膰 si臋 par臋 razy od komentowania, kiedy Daisy
wyra藕nie przegrywa艂a, a rodzice dawali jej fory, pozwalali nie p艂aci膰 za pobyt
na ich polach czy wyci膮gali z banku dodatkowe banknoty, je艣li jej brakowa艂o.
Zamiast niej, komentowa艂a to Samantha i narzeka艂a, 偶e graj膮 nie fair. Sp臋dzili
na grze dobre kilka godzin, nim w ko艅cu ostatecznie przyznano wygran膮 starszej
z dziewczynek. By艂o jej niemal g艂upio, 偶e to nie ona wygra艂a, ale przecie偶 nie
mog艂a si臋 wyk艂贸ca膰 o wygran膮 z dwunastolatk膮, prawda? Posprz膮ta艂a gr臋 razem z
dziewczynkami, kt贸re upar艂y si臋, aby pokaza膰 jej swoje pokoje. Zmieszana,
pocz膮tkowo chcia艂a zrezygnowa膰, ale zach臋cona przez Franka pod膮偶y艂a na g贸r臋 za
c贸rkami m臋偶czyzny.
To by艂a do艣膰
abstrakcyjna sytuacja.
Nigdy
wcze艣niej 偶adne dziecko nie pokazywa艂o jej swojego pokoju. Dzieci raczej
trzyma艂y si臋 od niej z daleka, a ona z daleka od nich. Do艣wiadczenie by艂o
dziwne, a jednocze艣nie ca艂kiem przyjemne. Daisy mia艂a ogromn膮 kolejk臋 lalek.
Dok艂adnie takich samych, kt贸rymi swego czasu bawi艂a si臋 Cordelia, kiedy by艂a
m艂odsza i posiada艂a sporo pluszowych zwierz膮tek. Pok贸j Samanthy by艂 za to
dojrzalszy i na pierwszy rzut oka nie pasowa艂 jej do dwunastolatki. Dostrzeg艂a
zdj臋cia znajomych sobie celebryt贸w, kt贸rzy okazali si臋 crushami
dziewczynki, troch臋 kosmetyk贸w. Ale nie kojarzy艂a kompletnie marek i z g贸ry
uzna艂a, 偶e pewnie s膮 tymi ta艅szymi, na kt贸re i tak nie zwr贸ci艂aby wi臋kszej
uwagi. Ich dom i pokoje odbiega艂y od tego do czego by艂a przyzwyczajona. Na
pi臋trze znajdowa艂y si臋 trzy pokoje i 艂azienka, by艂y klaustrofobicznie ma艂e i
blondynka przy艂apa艂a si臋 na my艣li, 偶e jej sypialnia w po艂膮czeniu z garderob膮
zajmowa艂y nieco wi臋cej miejsca ni偶 ca艂a ich przestrze艅 na g贸rze. Na sw贸j spos贸b
to by艂o niesamowite dostrzec, jak inni ludzie 偶yj膮 na co dzie艅. Tacy, kt贸rzy
nie maj膮 takich przywilej贸w, jakie posiada艂a Cornelia.
— Zostawi臋
was na chwil臋, dobrze? Musz臋 porozmawia膰 z waszym tat膮, ale obiecuj臋, 偶e
jeszcze kiedy艣 przyjd臋.
— Na pewno? —
Daisy spojrza艂a na ni膮 wielkimi, zielonymi oczami. Z jakiego艣 powodu to
sprawi艂o, 偶e si臋 u艣miechn臋艂a.
— Na pewno. —
Obieca艂a. I nie k艂ama艂a, o dziwo. Mimo, 偶e dalej czu艂a si臋 niekomfortowo to
chcia艂aby si臋 z nimi jeszcze kiedy艣 zobaczy膰. Mog艂o by膰 ciekawie.
Siostry
zosta艂y na g贸rze, a ona skierowa艂a swoje kroki na d贸艂. Powinna si臋 zbiera膰, ale
zanim wyjdzie naprawd臋 musia艂a porozmawia膰 z Frankiem. Dalej nie wyja艣ni艂a mu
co tutaj robi, a wiedzia艂a, 偶e czeka艂 na wyja艣nienia. Salon, w kt贸rym sp臋dzi艂a
ostatnie kilka godzin, znajdowa艂 si臋 blisko kuchni. Kiedy tylko wesz艂a do
dziennego pokoju us艂ysza艂a podniesione g艂osy z kuchni, kt贸re cich艂y co jaki艣
czas, jakby rozmawiaj膮ce osoby nie chcia艂y zosta膰 us艂yszane. Ciekawo艣膰 wzi臋艂a
nad ni膮 g贸r臋. Przystan臋艂a w miejscu i uwa偶nie zacz臋艂a nas艂uchiwa膰.
— Oszala艂e艣?
Wpuszcza膰 j膮 do naszego domu? — Ton g艂osu Lorelei by艂 ostry i zupe艂nie
niepodobny do tego, kt贸rego u偶ywa艂a wcze艣niej podczas wsp贸lnej gry.
— Nie
zaprasza艂em jej, wiesz o tym. Po co mia艂bym to robi膰?
Odpowiedzi
nie us艂ysza艂a, ale zirytowane westchni臋cie ju偶 owszem.
— Jest na
g贸rze z dziewczynami, sk膮d mam wiedzie膰, 偶e nie gada im g艂upot? Albo co gorsza
nie da im czego艣 na spr贸bowanie? Co, je艣li kt贸ra艣 z dziewczynek otworzy jej
torebk臋 i znajdzie w niej co艣, czego widzie膰 nie powinna? Albo co gorsza,
spr贸buje jednego z jej cukierk贸w?
— Nie
przynios艂aby tego do domu. Prosz臋, nie k艂贸膰my si臋 teraz o to, dobrze?
— Sk膮d ta
pewno艣膰? Powiedzia艂a ci? Nie udawaj g艂upiego Frank. Wszyscy wiedz膮, 偶e ona i te
jej ca艂e towarzystwo bierze to g贸wno przy ka偶dej mo偶liwej okazji. Nie s膮dz臋,
aby dzi艣 by艂o inaczej. Masz j膮 trzyma膰 z dala od naszej rodziny, rozumiesz?
Odbierasz j膮 pijan膮 z imprez, wozisz o nieludzkich porach B贸g jeden raczy
wiedzie膰 w jakie miejsca. Toleruj臋 to tylko dlatego, 偶e jej ojciec dobrze ci
p艂aci, a my potrzebujemy pieni臋dzy. Ale je艣li jeszcze raz si臋 tu pojawi,
przysi臋gam, 偶e oboje tego wtedy po偶a艂ujecie. Powiedz jej, 偶eby ju偶 posz艂a. Jest
p贸藕no, a dziewczynki jutro maj膮 szko艂臋.
Cornelia
zacisn臋艂a usta i wysz艂a po cichu z salonu. Mia艂a nie s艂ysze膰 tej rozmowy i
lepiej, aby my艣leli, 偶e niczego nie s艂ysza艂a. Wr贸ci艂a na g贸r臋 chowaj膮c si臋 na
kilka chwil w 艂azience. Dopiero w lustrzanym odbiciu dostrzeg艂a szczeg贸艂, kt贸ry
umkn膮艂 jej wcze艣niej. 艁zy b艂ysn臋艂y w oczach, ale nim zd膮偶y艂y pop艂yn膮膰 po
policzkach star艂a je ostro偶nie palcem. Uwa偶a艂a przy tym, aby nie naruszy膰
tuszu. Powinna by艂a pos艂ucha膰 si臋 swojego przeczucia i odjecha膰. Wr贸ci膰 do
apartamentu lub przybra膰 na twarz jedn膮 z wielu masek i udawa膰, 偶e dobrze si臋
bawi na w艂asnej imprezie urodzinowej. Sp臋dzi艂a w 艂azience kilka minut
doprowadzaj膮c si臋 do porz膮dku zanim zesz艂a na d贸艂. Przybra艂a na twarz u艣miech.
Po raz
pierwszy ci臋偶ko by艂o si臋 jej u艣miechn膮膰, kiedy sytuacja nie pasowa艂a do
weso艂ych min.
Dostrzeg艂a
Franka i to, 偶e on r贸wnie偶 za艂o偶y艂 mask臋 na twarz. Oboje co艣 przed sob膮
ukrywali. W innej sytuacji uzna艂aby to za zabawne, teraz niekoniecznie by艂o jej
do 艣miechu.
— Powinnam
ju偶 lecie膰, Frank. Przepraszam, 偶e wpad艂am bez zapowiedzi. Powinnam by艂a ci臋
uprzedzi膰. Potrzebowa艂am dzi艣 na chwil臋 twojego towarzystwa i dobrze si臋
bawi艂am. Prosz臋, podzi臋kuj臋 Lorelei za wszystko.
W innej
sytuacji da艂aby szybko do zrozumienia, 偶e wie i wszystko s艂ysza艂a. Jednak nie
dzi艣 i nie przy Franku. Na sw贸j spos贸b go potrzebowa艂a. Mia艂a swoje
podejrzenia, 偶e gdyby zar贸wno Frank i Lorelei dowiedzieli si臋 o tym, 偶e ich
pods艂ucha艂a to m臋偶czyzna m贸g艂by zrezygnowa膰 z pracy. By艂 jej i nie
zamierza艂a go tak 艂atwo oddawa膰.
— Mam co艣
dla ciebie, Nel. Poczekaj jeszcze chwil臋, dobrze?
Skin臋艂a
g艂ow膮, cho膰 nie spodziewa艂a si臋 od niego niczego. Na te par臋 godzin zd膮偶y艂a
zapomnie膰, jaki by艂 dzie艅 i by艂o jej z tym ca艂kiem dobrze. M臋偶czyzna wr贸ci艂 po
niema艂ej minucie z pude艂kiem w kolorze pudrowego r贸偶u.
—
Wszystkiego najlepszego. To od nas wszystkich, ale prosz臋, otw贸rz p贸藕niej. A
jutro dasz mi zna膰, jak ci si臋 spodoba艂o.
Waha艂a si臋
czy powinna je przyj膮膰, ale ostatecznie odebra艂a je z delikatnym u艣miechem i
podzi臋kowa艂a. Zaskoczy艂o j膮 to, jak ci臋偶kie pude艂ko by艂o.
— Jutro masz
p艂atne wolne. Nie b臋d臋 ci臋 potrzebowa艂a.
Lorelei ani
dziewczynki nie przysz艂y jej po偶egna膰. Do drzwi odprowadzi艂 j膮 Frank, jeszcze
co艣 m贸wi膮c o dzisiejszym dniu. Po偶egna艂a go u艣miechaj膮c si臋 delikatnie. Czu艂a
na sobie jego spojrzenie, gdy ju偶 siedzia艂a w samochodzie. Dopiero, kiedy
odpali艂a auto znikn膮艂 za drzwiami.
§
Niedbale
zrzuci艂a szpilki w przedpokoju.
W
apartamencie panowa艂a ciemno艣膰, unosi艂 si臋 zapach 艣rodk贸w do czysto艣ci – co
przypomnia艂o jej o tym, aby po raz kolejny upomnie膰 Olg臋, aby si臋 go pozby艂a po
sprz膮taniu. Nie potrzebowa艂a 艣wiat艂a, aby przej艣膰 do salonu. Usiad艂a na
kanapie, a prezentowe pude艂ko po艂o偶y艂a obok siebie. Cisza by艂a dobijaj膮ca. By艂a
tutaj zupe艂nie sama i to na w艂asne 偶yczenie, chocia偶 czy zaproszone na
przyj臋cie urodzinowe osoby faktycznie by艂yby tam dla niej czy dla darmowego
alkoholu, u偶ywek i kolejnej imprezy, o kt贸rej zaraz uda im si臋 zapomnie膰? Ca艂膮
drog臋 do domu powstrzymywa艂a 艂zy.
Obiad. On.
Lorelei. Obiad. On.
Lorelei. Obiad. On. Lorelei.
Wczorajszy
obiad, dzisiejszy wiecz贸r. Przesz艂o艣膰, kt贸ra nie chcia艂a si臋 odczepi膰. Wszystko
to, o czym my艣le膰 nie chcia艂a pojawi艂o si臋 na raz. Niechciane my艣li, niechciane
wydarzenia. I ta beznadziejna samotno艣膰, kt贸ra otacza艂a j膮 teraz z ka偶dej
strony. Prawie chwyci艂a telefon, ale zrezygnowa艂a z tego pomys艂u pr臋dko. Nie
mog艂a do niej zadzwoni膰. Teraz si臋 w ko艅cu nie lubi艂y. A raczej to ona nie
lubi艂a jej i w膮tpi艂a, 偶e nawet s艂ysz膮c 艂ami膮cy si臋 g艂os Cordelii, Octavia nie
by艂aby sk艂onna jej wys艂ucha膰.
Poradzi
sobie sama. Jak zawsze, przecie偶 to potrafi.
— We藕 si臋 w
gar艣膰, Watson — powiedzia艂a do siebie. Star艂a 艂zy z policzk贸w. Przecie偶 nie
b臋dzie p艂aka膰 nad swoim losem, prawda? Nie b臋dzie t膮 偶a艂osn膮 dziewczyn膮, kt贸ra
u偶ala si臋 nad sob膮. Mog艂a dalej wy膰 albo si臋 ogarn膮膰. Ch臋膰 na to pierwsze by艂a
wi臋ksza, ale nie sko艅czy urodzin w taki spos贸b.
Zapali艂a
lampk臋 przy sofie, aby otworzy膰 prezent i zobaczy膰 jego zawarto艣膰. Ostro偶nie
zdj臋艂a pokrywk臋 od razu odk艂adaj膮c j膮 na bok. Roz艂o偶y艂a ozdobny papier na bok.
Najpierw dostrzeg艂a kartk臋 urodzinow膮, par臋 niewiele znacz膮cych drobiazg贸w, ale
to to, co znalaz艂a pod nimi by艂o wa偶niejsze.
Z
delikatno艣ci膮 wyj臋艂a ksi膮偶ki z tekturowej oprawy. Kolorowe zwierz膮tka
przykuwa艂y uwag臋, ale to nie opakowanie by艂o dla niej wa偶ne. Zacisn臋艂a usta z
czu艂o艣ci膮 wr臋cz przygl膮daj膮c si臋 czterem ksi膮偶kom. Ostro偶nie wyj臋艂a t臋 z ma艂ym,
z艂otym nied藕wiadkiem na grzbiecie.
— Pami臋ta艂.
Tytu艂 oraz cytat w notce zasponsorowany zosta艂 przez Taylor Swift, a reszta to moja zas艂uga. Wytrwa艂ym gratuluj臋 i dzi臋kuj臋 za przeczytanie — w nagrod臋 dostaniecie po buziaku 馃拫. Troch臋 si臋 rozpisa艂am, ale wena przygrza艂a i szkoda by艂o nie skorzysta膰. Nel ma du偶o do opowiedzenia i by膰 mo偶e w przysz艂o艣ci to i owo zainteresowanym opowie.Bu藕ki!
Wreszcie, WRESZCIE, 艣wiat dooko艂a si臋 uspokoi艂, a ja znalaz艂am czas, by przeczyta膰 notk臋… i jestem kompletnie zachwycona. Chocia偶 przy okazji jest mi te偶 jako艣 smutno, jako艣 nostalgicznie, jako艣 nieswojo. Najch臋tniej przytuli艂abym Nel – Ellie mo偶e zrobi膰 to za mnie – no i czekam na jakie艣 konkrety, wyja艣nienia, halo? Ja jestem tym zainteresowanym, opowiadaj!
OdpowiedzUsu艅Ellie Ch., Mia Loren
艢licznie dzi臋kuj臋 za przeczytanie. 馃グ I mi艂o mi ogromnie, 偶e mog艂am kogo艣 tym zachwyci膰. Przy pisaniu mia艂am sporo w膮tpliwo艣ci, bo jednak przedstawi艂am Nel z innej perspektywy. Jej przytulanie na pewno bardzo by si臋 przyda艂o, ale my艣l臋, 偶e nie powiedzia艂aby tego na g艂os. 馃ゲ Ale niech Ellie pr贸buje! 馃グ
Usu艅Zerka艂am i zerka艂am, ale w ko艅cu znalaz艂am czas, aby przeczyta膰 od deski do deski, i powiem Ci, 偶e jestem zachwycona! Historia Cornelii tak mnie wci膮gn臋艂a, 偶e w sumie by艂o mi smutno, jak si臋 okaza艂o, 偶e to ju偶 koniec! A poza tym, teraz mam wi臋cej pyta艅 ni偶 odpowiedzi... Co si臋 wydarzy艂o na tej wycieczce, 偶e dziewczyna tak nienawidzi Branson贸w? Czy z Frankiem 艂膮czy j膮 co艣 wincy (yes, plis, plis, plis, podoba mi si臋 ten romans)?? O co chodzi z tymi ksi膮偶kami??
OdpowiedzUsu艅No tak w du偶ym skr贸cie -- poprosz臋 o part II, III, IV, no i mo偶e nawet V (i tak do dziesi臋ciu)!!! Bardzo mi si臋 podoba艂o 馃枻馃枻馃枻
艁iiii. 馃┓ Dzi臋kujem za przeczytanie i kolejna zachwycona os贸bka do kolekcji. Miiiii艂o. 馃┓ Wydarzenia z wycieczki to tajemnica! Przynajmniej jeszcze przez jaki艣 czas, ale mog臋 Ci zdradzi膰, 偶e przed ni膮 dzia艂o si臋 te偶 wiele. Z Frankiem mia艂a j膮 艂膮czy膰 platoniczna relacja, ale chyba mnie z White nam贸wicie na co艣 wi臋cej ._. Si臋 zobaczy, once a homewrecker, always a homewrecker czy jako艣 tak. 馃ゲ馃┓
Usu艅Tak mi mi艂o po tych komentarzach, 偶e nie b臋d臋 mia艂a wyj艣cia i z kolejn膮 cz臋艣ci膮 trzeba b臋dzie przyj艣膰. 馃┓
Jak ja si臋 ciesz臋, 偶e nam贸wi艂am Ci臋 kiedy艣 na siostr臋 Ethana i dzi艣 jest nasz膮 blogow膮 ulubienic膮 <3 Nie b臋de oryginalna, kiedy powiem, 偶e chc臋 wi臋cej! Zw艂aszcza, 偶e ciekawi mnie, jaki sekrecik 艂膮czy j膮 z kierowc膮, czy偶by jaki艣 romans? Biedna ta nasza Nel, mam ochot臋 j膮 utuli膰, ci膮gle gdzie艣 obrywa i nie mo偶e znale藕膰 bezpiecznej przystani, trzymam kciuki, aby w ko艅cu poczu艂a si臋 naprawd臋 kochana i potrzebna. Czekam na kolejne cz臋艣ci, nie ka偶 nam d艂ugo czeka膰 <3
OdpowiedzUsu艅I bawi臋 si臋 z Nelci膮 wy艣mienicie do tej pory. Tylko nie rozumiem czemu Ethan wzi膮艂 manatki i si臋 spakowa艂 do archiwum, co? 馃が Nie 偶ebym namawia艂a, ale nie masz psychy do niego wr贸ci膰. 馃槒
Usu艅No i kolejna co by romansik chcia艂a! Nie ma! XD Ja wiem, 偶e to dostarczy wam ploteczek i dramat贸w, ale aby kolejn膮 rodzin臋 rozbija艂a... odetchn膮膰 sobie laska nie mo偶e. 馃ゲ Mo偶e ten rok b臋dzie dla niej bardziej szcz臋艣liwy i jaka艣 bezpieczna przysta艅 si臋 znajdzie, a jak nie to b臋dzie jeszcze gorsza. XD
blogowa ulubienica ojejkujej馃ス馃┓