HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Ho-ho-hoe! Merry Christmas, R! Been a good girl this year? Judging by the little surprise you’ve cooked up for K, I’d say not exactly. But who knows? Maybe Santa’s feeling generous enough to leave that one thing you’ve been wishing for under the tree. Still, I can’t help but wonder... did you really think this plan through? You see, I’ve always believed in one simple rule: if I can’t have it, no one else can either. So, Little Secret, are you truly ready to become... a Big Reveal? Did you really consider how this might end for you? No matter. I’m more than happy to find out.

You can't hide from me
xoxo

Cause you don't feel pretty, you just feel used

Give me back my girlhood, it was mine first
And I damn sure never would've danced with the devil
And now that I'm grown, I'm scared of ghosts
Memories feel like weapons

Nowy Jork, 20 Maja 2023

Siedziała wyprostowana przy stole tępo wpatrując się w kieliszek wypełniony białym winem.

Słowa wypadające z ust towarzyszących jej osób wpadały jednym uchem, a wypadały drugim. Kompletnie nie zwracała uwagi na temat rozmów. Odganiała od siebie niechciane uczucia niczym natrętne muchy, które w lecie zawsze uprzykrzały życie. Wracała wspomnieniami do ulubionych wakacji, do miłych chwil, które sprawiały, że zawsze uśmiech wkradał się na jej twarz. Tym razem to nie zadziałało.

Nie miała, dokąd uciec. Nie miała, jak stąd uciec.

Matka Cornelii, Evelyn, naciskała, aby koniecznie dziś była obecna na kolacji w towarzystwie starych znajomych. Tego rodzaju spotkania nie były dla blondynki niczym nowym. Wręcz było oczekiwane od niej to, że będzie towarzyszyła im podczas tego rodzaju spotkań, kiedy to gdy rodzice będą mogli chwalić się sukcesami swoich dzieci oraz swoimi własnymi. Mieli w końcu czym. Zarówno Cornelia, jak i Ethan radzili sobie naprawdę dobrze. Starszego brata dziś jednak brakowało, jednak wewnętrznie wiedziała, że nawet jego obecność nie sprawiłaby, że poczułaby się chociaż minimalnie lepiej. Żołądek jakby mocniej się ścisnął, gula w gardle powiększyła, a w usta wyschły. Sięgnęła po kieliszek z winem, licząc na to, że kolejne procenty w jej organizmie sprawią, że znajdzie w sobie więcej odwagi. Nic takiego nie miało miejsca, poczuła się gorzej. O wiele gorzej. Musiała stąd wyjść. Uciec. Zrobić cokolwiek, byle tylko nie spędzać więcej czasu w towarzystwie tych ludzi. Czuła na sobie to spojrzenie. Nie mogła nic zrobić, nie miała za kim się schować. Po swojej lewej stronie miała matkę, która zdawała się nie zwracać uwagi na to, jak bardzo nieobecna na kolacji jest jej córka. Natomiast po swojej prawej miała Daltona Bransona. Znajomego, bo przyjacielem nie mogła go nazwać, z dzieciństwa. Spędzali ze sobą wiele czasu, ich rodziny przyjaźniły się od zawsze. I mimo, że pałali do siebie sympatią to nigdy tak naprawdę nie zbliżyli się do siebie na tyle, aby zostać bliskimi przyjaciółmi. Wspólne wakacje w Connecticut nie były niczym zaskakującym, tak samo nikogo nie zaskoczyło, gdy ojciec Daltona, Ralph Branson zaprosił całą rodzinę Watson, aby spędzili razem z jego żoną oraz synem dwa tygodnie na prywatnej wyspie na Karaibach. Dwa tygodnie rodzina Watson spędziła w raju. W tym samym czasie Cornelia spędzała dwa tygodnie w piekle modląc się o to, aby koniec w końcu nadszedł. Nie mogła znieść obecności Bransonów w penthousie rodziców. Faktu, że siedzieli przy tym samym stole, przy którym jadała posiłki, że uśmiechali się i żartowali z jej rodzicami.

Mimo iż blondynka starała się nie zwracać uwagi na to, co działo się dookoła niej i skupiała się głównie na swoim talerzu to nie umykały jej prowadzone przy stole rozmowy. Rosamund Branson paplała jak najęta o nowym jachcie i o tym, jaki jest przestronny, piękny i nosił jej imię, więc musiał być wyjątkowy. Temat podchwycił jej mąż wtrącając coś o tym, że Watsonowie koniecznie muszą go obejrzeć. Było to ciche zaproszenie do siebie, które ochoczo rodzice dziewczyny przyjęli. Dalton, podobnie do Cornelii, wydawał się być wyłączony z rozmowy. Wlepiał wzrok w swój telefon, który trzymał pod stołem i uparcie z kimś pisał od kilkunastu minut. Prędzej włożę szpilki z zeszłego sezonu niż pojadę tam z wami. Nie powiedziała jednak niczego.

Przez następne dwie godziny Cornelii towarzyszył sztuczny, wyuczony na pamięć uśmiech i chęć wyskoczenia przez balkon.

 

§

21 Maja 2023

Co ja tutaj robię? Po co ja tu przyszłam?

Zacisnęła usta i wpatrywała się w zaparkowane auto przed sobą. Mogła jeszcze się wycofać i wrócić do swojego apartamentu. Tylko po co? Nie miała zaplanowanej żadnej wielkiej imprezy, a tego wszyscy od niej oczekiwali. Ludzie czekali na zaproszenie na magiczne dwudzieste pierwsze urodziny blondynki. Sama długo na to czekała, a po całym tygodniu chęci na cokolwiek dawno jej opadły. Wrzucała na relację stories od osób, które oznaczały ją u siebie życząc wszystkiego najlepszego, klub na imprezę urodzinową miała dawno wybrany i cholernie chciała je urządzić. W końcu mogła zmienić prawo jazdy na takie, które nie będzie od razu krzyczało mam mniej niż dwadzieścia jeden lat. Była w końcu dorosła. Tymczasem siedziała w aucie na Brooklynie i szukała pocieszenia w miejscu, gdzie nikt nie spodziewałby się jej znaleźć.

Adres Franka znała na pamięć, choć była u niego zaledwie parę razy. Zdarzało się, że czasami, gdy ją woził po drodze zgarniał swoje dzieciaki i odstawiał je na miejsce pracy swojej małżonki. Nie miała nigdy nic przeciwko temu, choć nie należała wcale do osób, które przepadają za towarzystwem dzieci. Jego były inne. Zaciekawione limuzyną, zafascynowane wręcz. Kiedy pierwszy raz je spotkała nie wiedziała, jak ma się zachować. Dzieciaki same chyba nie do końca wiedziały, jak powinny na nią reagować. Daisy miała dziesięć lat, a Scarlett dwanaście. Może nie były wcale małymi dzieciakami, ale to wciąż były dzieci, z którymi nie umiała rozmawiać. Koniec końców słuchała o ich koleżankach, o ulubionych bajkach, a Scarlett wyjątkowo mocno zainteresowała się tym, czym Cornelia się zajmowała i z dumą oświadczyła, że chciałaby być taka jak ona. Nie musiała widzieć miny Franka, aby wiedzieć, jak niezadowolony z tego powiedzenia był. Znał ją lepiej niż wszyscy ludzie razem na Upper East Side razem wzięci, słyszał więcej sekretów niż sobie tego życzyła, a jednak był przy niej i wspierał na swój własny sposób. Jeśli miałaby wskazać osobę, której ufa to bez wahania wskazałaby na Franka. Umowa o poufności, którą podpisał nie miała z zaufaniem akurat nic wspólnego. Aczkolwiek na swój sposób pomagała i upewniała ją w przekonaniu, że nie wygada nikomu powierzonych mu tajemnic.

Wygłupiła się przyjeżdżając tutaj. Miała już odjeżdżać, kiedy jednak coś ją tchnęło, aby z samochodu wysiąść. Jak na autopilocie zabrała torebkę, telefon i wolnym krokiem ruszyła w stronę schodów. Rozejrzała się jeszcze w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby ją tu rozpoznać, ale przechodzący ludzie zupełnie nie zwracali na nią uwagi. Każdy skupiony był na sobie. Miła odmiana.

Stojąc przed drzwiami wahała się jeszcze przez kilka sekund. Aż w końcu sięgnęła dłonią do dzwonka. Będąc na zewnątrz słyszała melodię, która oznajmiała domownikom przybycie gościa. Bardzo niespodziewanego. Liczyła na to, że będzie w domu. Była niedziela, gdzie miałby być, jak nie w domu? Sekundy oczekiwania na to, aż ktoś w końcu otworzy drzwi ciągnęły się w nieskończoność. Aż w końcu się uchyliły, a blondynka dostrzegła znajomą twarz swojego kierowcy. W pracy zawsze prezentował się elegancko. Wyprasowana marynarka, śnieżnobiała koszula i ułożone włosy. Nie miała okazji widzieć Franka nigdy w domowym wydaniu, które odbiegało od tego do czego była przyzwyczajona.

— Cordelia, witaj. — Mężczyzna uśmiechnął się grzecznie. Był wyraźnie zaskoczony jej obecnością i ani trochę mu się nie dziwiła. — Wszystko w porządku? Nie powinnaś się szykować na wieczór?

— Zdążę się przygotować. — Przecież nie musiał wiedzieć, że zrezygnowała z imprezy i z ważnych powodów przełożyła ją na kolejny tydzień. — Mogę wejść? Ja… właściwie nie wiem, dlaczego tutaj przyjechałam, ale pomyślałam, że może mogłabym chwilę z tobą posiedzieć?

Widziała zmieszanie na jego twarzy i najprawdopodobniej właśnie szukał dobrej wymówki, aby nie wpuszczać jej do środka. Być może by mu się to udało, gdyby nie młodsza z córek, która pojawiła się nagle przy ojcu i oznajmiła każdemu domownikowi, że właśnie mają gościa.

— Wejdź, właśnie kończyliśmy obiad. Ale z Lorelei mogłaby ci odgrzać.

Proponował, chociaż dobrze wiedział, że i tak odmówi.

— Nie jestem głodna, dziękuję.

Byłoby prościej, gdyby nie było dziewczynek i jego żony. Mogłaby wtedy spokojnie z nim porozmawiać, a raczej pomilczeć. Cordelia niekoniecznie miała ochotę na rozmowy. Potrzebowała jego towarzystwa. Mógł jej dziś mówić o wszystkim i słuchałaby z zainteresowaniem. Wiedziała, że lubił wędkować, ale na samą myśl przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze. Ryby ją brzydziły. Były śliskie i nieprzyjemnie pachniały. Jak ktokolwiek mógł je lubić?

Frank zaprowadził ją do salonu, gdzie pierwszą osobą, którą spotkała była Lorelei. Kobieta była chyba w jeszcze większym szoku niż Frank. Żadnemu z nich nie mogła się dziwić. Przecież nie powinno jej być w tym miejscu. Kończyła dwadzieścia jeden lat i od rana powinna żyć wieczorną imprezą. Tymczasem była na Brooklynie, imprezy nie było i nie wiedziała czy za tydzień będzie miała na nią ochotę i… I było jej z tym zaskakująco dobrze.

— Co za niespodzianka. — Pierwsza odezwała się żona Franka. — Proszę, usiądź. Przynieść wam coś? Kawę, herbatę, wodę czy może jakiś napój?

— Wodę wystarczy, dziękuję.

Zajęła miejsce na kanapie, a Frank fotel obok. Pierwsze minuty były niekomfortowe, choć w aucie rozmawiali ze sobą często i długo. Nigdy jednak w jego domu. Czuła się tutaj dziwnie, jakby niechciana, co było zupełnie zrozumiałe. Atmosferę oczyściły dziewczynki, które pojawiły się błyskawicznie na dole. Nie zdążyła powiedzieć mu po co tutaj przyszła. Została natychmiast wciągnięta w rozmowę z Samanthą, która zaczęła dopytywać o torebkę z Chanel. I to był temat, w którym Watson czuła się dobrze. Nawet nie zwróciła uwagi, w którym momencie przeszła z siedzenia na kanapie do rozgoszczenia się na puchatym dywanie i grania w Monopoly z całą czwórką oraz białym maltańczykiem o imieniu Barry, który uznał, że kolana dziewczyny będą najwygodniejszym miejscem. Na stoliku poza grą pojawiły się ciasteczka, napoje i herbata, choć prosiła jedynie o wodę. To było tak zwyczajnie nudne popołudnie spędzone w gronie ludzi, których na dobrą sprawę nie znała, że poczuła się tak… przeciętnie.

Gra toczyła się dalej. Musiała powstrzymać się parę razy od komentowania, kiedy Daisy wyraźnie przegrywała, a rodzice dawali jej fory, pozwalali nie płacić za pobyt na ich polach czy wyciągali z banku dodatkowe banknoty, jeśli jej brakowało. Zamiast niej, komentowała to Samantha i narzekała, że grają nie fair. Spędzili na grze dobre kilka godzin, nim w końcu ostatecznie przyznano wygraną starszej z dziewczynek. Było jej niemal głupio, że to nie ona wygrała, ale przecież nie mogła się wykłócać o wygraną z dwunastolatką, prawda? Posprzątała grę razem z dziewczynkami, które uparły się, aby pokazać jej swoje pokoje. Zmieszana, początkowo chciała zrezygnować, ale zachęcona przez Franka podążyła na górę za córkami mężczyzny.

To była dość abstrakcyjna sytuacja.

Nigdy wcześniej żadne dziecko nie pokazywało jej swojego pokoju. Dzieci raczej trzymały się od niej z daleka, a ona z daleka od nich. Doświadczenie było dziwne, a jednocześnie całkiem przyjemne. Daisy miała ogromną kolejkę lalek. Dokładnie takich samych, którymi swego czasu bawiła się Cordelia, kiedy była młodsza i posiadała sporo pluszowych zwierzątek. Pokój Samanthy był za to dojrzalszy i na pierwszy rzut oka nie pasował jej do dwunastolatki. Dostrzegła zdjęcia znajomych sobie celebrytów, którzy okazali się crushami dziewczynki, trochę kosmetyków. Ale nie kojarzyła kompletnie marek i z góry uznała, że pewnie są tymi tańszymi, na które i tak nie zwróciłaby większej uwagi. Ich dom i pokoje odbiegały od tego do czego była przyzwyczajona. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje i łazienka, były klaustrofobicznie małe i blondynka przyłapała się na myśli, że jej sypialnia w połączeniu z garderobą zajmowały nieco więcej miejsca niż cała ich przestrzeń na górze. Na swój sposób to było niesamowite dostrzec, jak inni ludzie żyją na co dzień. Tacy, którzy nie mają takich przywilejów, jakie posiadała Cornelia.

— Zostawię was na chwilę, dobrze? Muszę porozmawiać z waszym tatą, ale obiecuję, że jeszcze kiedyś przyjdę.

— Na pewno? — Daisy spojrzała na nią wielkimi, zielonymi oczami. Z jakiegoś powodu to sprawiło, że się uśmiechnęła.

— Na pewno. — Obiecała. I nie kłamała, o dziwo. Mimo, że dalej czuła się niekomfortowo to chciałaby się z nimi jeszcze kiedyś zobaczyć. Mogło być ciekawie.

Siostry zostały na górze, a ona skierowała swoje kroki na dół. Powinna się zbierać, ale zanim wyjdzie naprawdę musiała porozmawiać z Frankiem. Dalej nie wyjaśniła mu co tutaj robi, a wiedziała, że czekał na wyjaśnienia. Salon, w którym spędziła ostatnie kilka godzin, znajdował się blisko kuchni. Kiedy tylko weszła do dziennego pokoju usłyszała podniesione głosy z kuchni, które cichły co jakiś czas, jakby rozmawiające osoby nie chciały zostać usłyszane. Ciekawość wzięła nad nią górę. Przystanęła w miejscu i uważnie zaczęła nasłuchiwać.

— Oszalałeś? Wpuszczać ją do naszego domu? — Ton głosu Lorelei był ostry i zupełnie niepodobny do tego, którego używała wcześniej podczas wspólnej gry.

— Nie zapraszałem jej, wiesz o tym. Po co miałbym to robić?

Odpowiedzi nie usłyszała, ale zirytowane westchnięcie już owszem.

— Jest na górze z dziewczynami, skąd mam wiedzieć, że nie gada im głupot? Albo co gorsza nie da im czegoś na spróbowanie? Co, jeśli któraś z dziewczynek otworzy jej torebkę i znajdzie w niej coś, czego widzieć nie powinna? Albo co gorsza, spróbuje jednego z jej cukierków?

— Nie przyniosłaby tego do domu. Proszę, nie kłóćmy się teraz o to, dobrze?

— Skąd ta pewność? Powiedziała ci? Nie udawaj głupiego Frank. Wszyscy wiedzą, że ona i te jej całe towarzystwo bierze to gówno przy każdej możliwej okazji. Nie sądzę, aby dziś było inaczej. Masz ją trzymać z dala od naszej rodziny, rozumiesz? Odbierasz ją pijaną z imprez, wozisz o nieludzkich porach Bóg jeden raczy wiedzieć w jakie miejsca. Toleruję to tylko dlatego, że jej ojciec dobrze ci płaci, a my potrzebujemy pieniędzy. Ale jeśli jeszcze raz się tu pojawi, przysięgam, że oboje tego wtedy pożałujecie. Powiedz jej, żeby już poszła. Jest późno, a dziewczynki jutro mają szkołę.

Cornelia zacisnęła usta i wyszła po cichu z salonu. Miała nie słyszeć tej rozmowy i lepiej, aby myśleli, że niczego nie słyszała. Wróciła na górę chowając się na kilka chwil w łazience. Dopiero w lustrzanym odbiciu dostrzegła szczegół, który umknął jej wcześniej. Łzy błysnęły w oczach, ale nim zdążyły popłynąć po policzkach starła je ostrożnie palcem. Uważała przy tym, aby nie naruszyć tuszu. Powinna była posłuchać się swojego przeczucia i odjechać. Wrócić do apartamentu lub przybrać na twarz jedną z wielu masek i udawać, że dobrze się bawi na własnej imprezie urodzinowej. Spędziła w łazience kilka minut doprowadzając się do porządku zanim zeszła na dół. Przybrała na twarz uśmiech.

Po raz pierwszy ciężko było się jej uśmiechnąć, kiedy sytuacja nie pasowała do wesołych min.

Dostrzegła Franka i to, że on również założył maskę na twarz. Oboje coś przed sobą ukrywali. W innej sytuacji uznałaby to za zabawne, teraz niekoniecznie było jej do śmiechu.

— Powinnam już lecieć, Frank. Przepraszam, że wpadłam bez zapowiedzi. Powinnam była cię uprzedzić. Potrzebowałam dziś na chwilę twojego towarzystwa i dobrze się bawiłam. Proszę, podziękuję Lorelei za wszystko.

W innej sytuacji dałaby szybko do zrozumienia, że wie i wszystko słyszała. Jednak nie dziś i nie przy Franku. Na swój sposób go potrzebowała. Miała swoje podejrzenia, że gdyby zarówno Frank i Lorelei dowiedzieli się o tym, że ich podsłuchała to mężczyzna mógłby zrezygnować z pracy. Był jej i nie zamierzała go tak łatwo oddawać.

— Mam coś dla ciebie, Nel. Poczekaj jeszcze chwilę, dobrze?

Skinęła głową, choć nie spodziewała się od niego niczego. Na te parę godzin zdążyła zapomnieć, jaki był dzień i było jej z tym całkiem dobrze. Mężczyzna wrócił po niemałej minucie z pudełkiem w kolorze pudrowego różu.

— Wszystkiego najlepszego. To od nas wszystkich, ale proszę, otwórz później. A jutro dasz mi znać, jak ci się spodobało.

Wahała się czy powinna je przyjąć, ale ostatecznie odebrała je z delikatnym uśmiechem i podziękowała. Zaskoczyło ją to, jak ciężkie pudełko było.

— Jutro masz płatne wolne. Nie będę cię potrzebowała.

Lorelei ani dziewczynki nie przyszły jej pożegnać. Do drzwi odprowadził ją Frank, jeszcze coś mówiąc o dzisiejszym dniu. Pożegnała go uśmiechając się delikatnie. Czuła na sobie jego spojrzenie, gdy już siedziała w samochodzie. Dopiero, kiedy odpaliła auto zniknął za drzwiami.

 

§

Niedbale zrzuciła szpilki w przedpokoju.

W apartamencie panowała ciemność, unosił się zapach środków do czystości – co przypomniało jej o tym, aby po raz kolejny upomnieć Olgę, aby się go pozbyła po sprzątaniu. Nie potrzebowała światła, aby przejść do salonu. Usiadła na kanapie, a prezentowe pudełko położyła obok siebie. Cisza była dobijająca. Była tutaj zupełnie sama i to na własne życzenie, chociaż czy zaproszone na przyjęcie urodzinowe osoby faktycznie byłyby tam dla niej czy dla darmowego alkoholu, używek i kolejnej imprezy, o której zaraz uda im się zapomnieć? Całą drogę do domu powstrzymywała łzy.

Obiad. On. Lorelei. Obiad. On. Lorelei. Obiad. On. Lorelei.

Wczorajszy obiad, dzisiejszy wieczór. Przeszłość, która nie chciała się odczepić. Wszystko to, o czym myśleć nie chciała pojawiło się na raz. Niechciane myśli, niechciane wydarzenia. I ta beznadziejna samotność, która otaczała ją teraz z każdej strony. Prawie chwyciła telefon, ale zrezygnowała z tego pomysłu prędko. Nie mogła do niej zadzwonić. Teraz się w końcu nie lubiły. A raczej to ona nie lubiła jej i wątpiła, że nawet słysząc łamiący się głos Cordelii, Octavia nie byłaby skłonna jej wysłuchać.

Poradzi sobie sama. Jak zawsze, przecież to potrafi.

— Weź się w garść, Watson — powiedziała do siebie. Starła łzy z policzków. Przecież nie będzie płakać nad swoim losem, prawda? Nie będzie tą żałosną dziewczyną, która użala się nad sobą. Mogła dalej wyć albo się ogarnąć. Chęć na to pierwsze była większa, ale nie skończy urodzin w taki sposób.

Zapaliła lampkę przy sofie, aby otworzyć prezent i zobaczyć jego zawartość. Ostrożnie zdjęła pokrywkę od razu odkładając ją na bok. Rozłożyła ozdobny papier na bok. Najpierw dostrzegła kartkę urodzinową, parę niewiele znaczących drobiazgów, ale to to, co znalazła pod nimi było ważniejsze.

Z delikatnością wyjęła książki z tekturowej oprawy. Kolorowe zwierzątka przykuwały uwagę, ale to nie opakowanie było dla niej ważne. Zacisnęła usta z czułością wręcz przyglądając się czterem książkom. Ostrożnie wyjęła tę z małym, złotym niedźwiadkiem na grzbiecie.

— Pamiętał. 


 
Tytuł oraz cytat w notce zasponsorowany został przez Taylor Swift, a reszta to moja zasługa. Wytrwałym gratuluję i dziękuję za przeczytanie — w nagrodę dostaniecie po buziaku 💋. Trochę się rozpisałam, ale wena przygrzała i szkoda było nie skorzystać. Nel ma dużo do opowiedzenia i być może w przyszłości to i owo zainteresowanym opowie.
Buźki!

6 komentarzy:

  1. Wreszcie, WRESZCIE, świat dookoła się uspokoił, a ja znalazłam czas, by przeczytać notkę… i jestem kompletnie zachwycona. Chociaż przy okazji jest mi też jakoś smutno, jakoś nostalgicznie, jakoś nieswojo. Najchętniej przytuliłabym Nel – Ellie może zrobić to za mnie – no i czekam na jakieś konkrety, wyjaśnienia, halo? Ja jestem tym zainteresowanym, opowiadaj!

    Ellie Ch., Mia Loren

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję za przeczytanie. 🥰 I miło mi ogromnie, że mogłam kogoś tym zachwycić. Przy pisaniu miałam sporo wątpliwości, bo jednak przedstawiłam Nel z innej perspektywy. Jej przytulanie na pewno bardzo by się przydało, ale myślę, że nie powiedziałaby tego na głos. 🥲 Ale niech Ellie próbuje! 🥰

      Usuń
  2. Zerkałam i zerkałam, ale w końcu znalazłam czas, aby przeczytać od deski do deski, i powiem Ci, że jestem zachwycona! Historia Cornelii tak mnie wciągnęła, że w sumie było mi smutno, jak się okazało, że to już koniec! A poza tym, teraz mam więcej pytań niż odpowiedzi... Co się wydarzyło na tej wycieczce, że dziewczyna tak nienawidzi Bransonów? Czy z Frankiem łączy ją coś wincy (yes, plis, plis, plis, podoba mi się ten romans)?? O co chodzi z tymi książkami??
    No tak w dużym skrócie -- poproszę o part II, III, IV, no i może nawet V (i tak do dziesięciu)!!! Bardzo mi się podobało 🖤🖤🖤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łiiii. 🩷 Dziękujem za przeczytanie i kolejna zachwycona osóbka do kolekcji. Miiiiiło. 🩷 Wydarzenia z wycieczki to tajemnica! Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas, ale mogę Ci zdradzić, że przed nią działo się też wiele. Z Frankiem miała ją łączyć platoniczna relacja, ale chyba mnie z White namówicie na coś więcej ._. Się zobaczy, once a homewrecker, always a homewrecker czy jakoś tak. 🥲🩷
      Tak mi miło po tych komentarzach, że nie będę miała wyjścia i z kolejną częścią trzeba będzie przyjść. 🩷

      Usuń
  3. Jak ja się cieszę, że namówiłam Cię kiedyś na siostrę Ethana i dziś jest naszą blogową ulubienicą <3 Nie będe oryginalna, kiedy powiem, że chcę więcej! Zwłaszcza, że ciekawi mnie, jaki sekrecik łączy ją z kierowcą, czyżby jakiś romans? Biedna ta nasza Nel, mam ochotę ją utulić, ciągle gdzieś obrywa i nie może znaleźć bezpiecznej przystani, trzymam kciuki, aby w końcu poczuła się naprawdę kochana i potrzebna. Czekam na kolejne części, nie każ nam długo czekać <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bawię się z Nelcią wyśmienicie do tej pory. Tylko nie rozumiem czemu Ethan wziął manatki i się spakował do archiwum, co? 🤬 Nie żebym namawiała, ale nie masz psychy do niego wrócić. 😏
      No i kolejna co by romansik chciała! Nie ma! XD Ja wiem, że to dostarczy wam ploteczek i dramatów, ale aby kolejną rodzinę rozbijała... odetchnąć sobie laska nie może. 🥲 Może ten rok będzie dla niej bardziej szczęśliwy i jakaś bezpieczna przystań się znajdzie, a jak nie to będzie jeszcze gorsza. XD
      blogowa ulubienica ojejkujej🥹🩷

      Usuń