HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

please, don't do this

chapter two
by coup d'état and Rudy Chomik



— Chciałaś mnie widzieć — mruknął Seojun i przekrzywił głowę odrobinę w lewo, unosząc przy tym wyczekująco brwi. Uśmiechnął się pod nosem, przesuwając wzrokiem po twarzy dziewczyny, po czym skupił się na jej oczach. Robił dobrą minę do złej gry. Ten krótki teatrzyk obojętności odstawiał po prawdzie dlatego, by samego siebie przekonać, że nie ma się czym denerwować, bo choć na jego twarzy widniał klasyczny wyraz wyluzowania, w środku się niemal gotował. — Tęskniłaś? — dodał, a jego uśmiech stał się odrobinę zadziorny.
Maska.
Czy już wszyscy wiedzieli o tym, co się wydarzyło w Korei?
Siedzieli z Bluebell w restauracji na dachu wieżowca, w którym dziewczyna mieszkała. Dziwnie było znaleźć się tam po dwóch latach, kiedy jeszcze nie tak dawno spędzali tam co trzecie popołudnie, trzymając się za ręce i szepcząc głupie słówka do ucha — ciesząc się z zauroczenia tak, jak tylko potrafią nastolatkowie.
Blue jednak nie wydawała się wyluzowana. Siedziała na krześle, mierząc go uważnym spojrzeniem i nie odwzajemniła jego uśmiechu, a gdy zadał pytanie, jej brew mimowolnie drgnęła w wyrazie zaskoczenia. Seojun odnosił dziwne wrażenie, że jest w stanie go przejrzeć na wylot.
— To prawda, chciałam cię widzieć — powtórzyła za nim, bo nie bardzo wiedziała, jak ma mu przekazać najświeższe informacje. Rozejrzała się dookoła, a upewniwszy się, że nikt nie kręci się wystarczająco blisko, aby podsłuchać ich rozmowę, nachyliła się delikatnie nad stolikiem. Postanowiła, że najlepiej będzie powiedzieć prawdę, nie owijając w bawełnę. — Jestem w ciąży, Seojun — wyszeptała, a gdy tylko te słowa opuściły jej usta, poczuła, jak robi się w nich sucho i jednocześnie zaczyna ją mdlić. Nie była pewna, z jakiego powodu.
Seojun poczuł jakby spadał. Jakby przez jego ciało, poczynając od czubka głowy, a na stopach kończąc, przelał się chlust lodowatej wody. Bardzo dobrze, że siedział, bo gdyby nie to, z pewnością znalazłby się w tym momencie na posadzce.
— Nie — powiedział, a z jego ust wydobył się jednocześnie nerwowy chichot. Jego wzrok z oczu Blue przeniósł się prosto na jej brzuch i spoczął tam przez krótką chwilę zanim chłopak na powrót podniósł głowę. — Nie, to... Nie, Blue. Ja... Bells, powiedz, że zebrało ci się na głupie żarty.
 Myślał tylko o sobie, przyglądając się wiadomościom od dziewczyny — że z pewnością prawda o nim wyszła na jaw. Dopiero w tym momencie dotarło do niego, jakie to było głupie. Nawet gdyby cały Nowy Jork dowiedział się o jego sytuacji, Blue nie miała żadnego powodu, by skontaktować się z nim choć jeden raz, nie mówiąc już o kilkunastu wściekłych wiadomościach głosowych, które mu zostawiła.
— Nie gap się tak — syknęła dziewczyna cicho, kuląc ramiona. Nie chciała, aby ktokolwiek więcej się dowiedział. Na ten moment wiedzieli tylko oni dwoje i Bells chciała, żeby tak pozostało. Przynajmniej do czasu, aż zdecyduje, co dalej. Zmarszczyła brwi, spoglądając na niego z kpiącą miną. — O tak, to żarty, przecież wiesz, jak wielkie mam poczucie humoru — zironizowała, splatając ręce pod biustem i odrobinę odchylając się na krześle. — Nie, Seojun, nie żartuję — dodała, aby ten kretyn przypadkiem nie wziął jej poprzednich słów na poważnie. Przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu, bo tak naprawdę nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. — Ja... — zaczęła, ale szybko zwiesiła głos. — Nie wiem, co zrobić — szepnęła zgodnie z prawdą. 
Miała być gwiazdą. Nadal mogła nią być i gdy zobaczyła pozytywny wynik, nie miała wątpliwości, co do dalszego planu działania. Czekając na jakąkolwiek reakcję Seojuna, nagrywając mu się kolejny raz na skrzynkę czy wysyłając wiadomości, zaczynała się zastanawiać...
Chłopak wsunął dłonie we włosy i przeczesał je powoli, pochylając się odrobinę. Starał się zebrać myśli, ale tak szybko wirowały mu w głowie, że nie był w stanie wyłapać z nich czegokolwiek sensownego. Poza wyjątkowo realistyczną wizją jego matki, która próbowała udusić go poduszką... Chociaż może na to również byłaby w stanie znaleźć wytłumaczenie? Nie martw się, Seojun. Wiem, potknąłeś się i wpadłeś pani między nogi.
Nagle podniósł głowę, rejestrując ostatnie słowa dziewczyny.
— Jak to... Nie wiesz? Czy to w sumie nie oczywiste? — powiedział, wpatrując się w oczy dziewczyny z niedowierzaniem. — Chyba nie zastanawiasz się nad tym, by... Zaraz, chcesz urodzić to dziecko?
Bluebell odwróciła spojrzenie od twarzy Koreańczyka. 
Czy nie miał racji? Czy wszystko w ich sytuacji nie było oczywiste? 
Dziewczyna zacisnęła wargi w cienką linię i pokręciła powoli głową. Decyzja, jaką miała do podjęcia nie była łatwa. Chodziło o jej przyszłą karierę, ale jednocześnie miała dziwne przeczucie, które ciążyło jej na sercu... Jeżeli to była jedyna szansa? Miała świadomość, jak bardzo wyniszcza swój organizm, dlatego była jeszcze bardziej zdziwiona, gdy test ciążowy miał pozytywny wynik.
— Nie wiem, w porządku? — Nie podobało jej się, w jaki sposób na nią patrzył. Przecież nie zrobiła tego specjalnie! — To... Trudne — burknęła, patrząc na twarz chłopaka. Mimowolnie ułożyła ręce na swoim płaskim brzuchu. Świadomość, że wewnątrz rozwijało się nowe życie była szalona. Nie mieściło jej się to w głowie... Siedziała przy stoliku i prowadziła rozmowę, a jednocześnie w jej brzuchu tworzyło się życie. — Po prostu... — Ponownie odwróciła spojrzenie od jego twarzy i zagryzła wargę. Nie wytrzymała tak długo, oparła łokieć o stolik i wsunęła koniuszki palców do ust, aby zacząć skubać zębami zadartą skórkę. — Nigdy nie podejrzewałam, że będę miała taki problem...
— Ja też nie — powiedział chłopak, patrząc dalej na Blue uważnie. W końcu wyciągnął rękę, by złapać ją lekko za dłoń, za tę, której skórki tak uparcie obgryzała. Musiał zmienić taktykę. — Nie denerwuj się.
Pierwszy szok minął, a stres zaczynał usuwać się na rzecz przedziwnej euforii. Myśli już nie wirowały tak szybko. Przecież jego sekret wciąż był bezpieczny, więc nie było się czym martwić, czy nie tak?
— Rozumiem cię, Bells — wymruczał, głaskając delikatnie wierzch dłoni dziewczyny. — Ale chyba oboje wiemy, co w tej sytuacji powinniśmy zrobić, prawda?
Mimo wszystkich krzywd doznanych ostatnimi czasy, dalej był tym samym zepsutym chłopakiem, który przez życie przechodził tak, jakby cały świat należał do niego. Niedawne załamanie nie pozbawiło go przecież umiejętności pielęgnowanych przez lata.
Z Bluebell Freasier poznali się parę lat temu, gdy Seojun wraz z rodzicami zamieszkali w Nowym Jorku i szybko ich znajomość przerodziła się w związek. Nie było to nic poważnego, a przynajmniej nie w oczach dorosłych ludzi — relacja dwójki wczesnych nastolatków, która po kilku miesiącach (a raczej po poznaniu przez Blue sekretu kariery Kima) rozsypała się w drobny mak. Nie widzieli się od tego czasu dwa lata, a ich drogi na powrót się złączyły pewnego jesiennego wieczoru, gdy Seojun ujrzał na kuchennym blacie w domu rodzinnym zaproszenie na balet. Poszedł z zamiarem rozmowy, ale kiedy już zobaczył dziewczynę, nie mógł sobie odpuścić — im ona bardziej go odtrącała, tym bardziej nie mógł się doczekać, aż znowu wkupi się w jej łaski. I wkupił. Parę tygodni później po imprezie charytatywnej w Plazie, tuż zanim wyleciał do Korei. Była to miła podróż w przyszłość.
Nie podejrzewał, że wróci jak bumerang.
— Nie wiem, czy chcę... — odparła Blue z naciskiem, a w jej spojrzeniu można było już dostrzec upór.
— Masz siedemnaście lat, Bells, ja dwadzieścia — mruknął Seojun słodkim tonem, dalej głaskając delikatnie wierzch dłoni dziewczyny. — Co by rodzice na to wszystko powiedzieli? Myślisz, że ucieszyliby się, że córka, w której pokładają tak wielkie nadzieje, będzie się teraz bawić w... Rodzinkę? A poza tym chujowi byliby z nas rodzice. Podobni do naszych.
Dziewczyna nie wydawała się jednak przekonana jego słowami. Spoglądała niechętnie na ich dłonie i choć się nie odsunęła, Seojun niemal czuł w powietrzu, jak rośnie w niej wściekłość.
— Czyli co? — zapytała, uniósłszy nagle spojrzenie na twarz chłopaka. — Tak po prostu chcesz mi powiedzieć, że mam sobie iść i, ot tak, pozbyć się go? Dziecka? — Oparła wolną dłoń powoli na brzuchu. — Bo ty tak chcesz? Bo brak ci odpowiedzialności? Bo nie widzisz więcej, niż czubek własnego nosa? Bo masz totalnie w dupie to, przez co ja będę musiała przejść?
Seojun przestał się uśmiechać. Zabrał dłoń i mimo że próbował ze wszystkich sił, nie mógł powstrzymać grymasu wściekłości, który cisnął mu się uparcie na twarz.
— Tak. — Jego głos był zimny jak lód. — Było mi naprawdę miło cię przelecieć ten miesiąc temu, ale to nie znaczy, że nabrałem ochoty do bycia tatusiem. 
Blue zmrużyła oczy.
— Nie zachowuj się tak, jakbym była szczęśliwa z tego powodu, bo, uwierz, gdybym mogła wybierać ojca dla swojego dziecka, luksusowa prostytutka byłaby ostatnia na liście — warknęła, układając dłonie na blacie stolika. 
Nagle dziewczyna zerknęła w górę, orientując się, że w którymś momencie musiał do nich podejść kelner. Wpatrywał się w nich teraz zdezorientowanym spojrzeniem, przenosząc wzrok od jednego do drugiego i chyba próbował coś z siebie wydusić, ale głos musiał mu utkwić w gardle.
— Spadaj stąd. Po prostu idź — powiedział Seojun, machając ręką w kierunku mężczyzny.
— Widzę, że dajesz dzisiaj piękny popis dobrych manier. — Blue uśmiechnęła się słodko, sięgając ręką po szklankę z wodą. Ściskała ją tak mocno, że knykcie jej pobielały. — I niestety, ale twoja marna manipulacja nie przyniosła skutku. Może działa na stare, zdesperowane baby... — Uniosła brwi. — Ale nie na mnie, Seojun. Nie wiem, co postanowię, ale możesz być pewien, że twojego zdania już nie będę brała pod uwagę. 
Chłopak wpatrywał się w Blue przez moment. Poczuł, jak ręce mu drżą, lecz nie wiedział z jakiego powodu — czy z wściekłości, czy ze stresu. Myślał jedynie o tym, że już kolejny raz jego przyszłe życie leżało w rękach kogoś innego, że znów tracił kontrolę. Że coś, czego nie chciał całym sobą, najprawdopodobniej się ziści. I że kto inny rości sobie prawo do czegoś, co powinno być również jego decyzją.
Mimo wszystko miał jeszcze szansę na naprawę tej sytuacji. Rozmowa się przecież nie zakończyła, więc mógł przedstawić Blue swoją rację — poprosić, by liczyła się z tym, czego pragnie i czego nie chce. Ale miał już serdecznie dość próśb. I tak, jak już zostało wspomniane, nie był jednym z najlepszych ludzi żyjących na tym świecie.
— Choćbym własnymi rękami miał cię zrzucić z twoich pięknych schodów z balustradą — odwzajemnił uśmiech — nie dopuszczę do tego, żebyś urodziła moje dziecko. Nie dopuszczę. A sposobów jest wiele.
— Jesteś chory — stwierdziła  Blue z obrzydzeniem, gwałtownie wstając od stołu. Seojun złapał dziewczynę za nadgarstek i mocno pociągnął w swoją stronę, by na niego spojrzała. Syknęła z bólu, ale uniosła wzrok. — Zwariowałeś.
— Może. Ale to chyba kolejny powód, by wybrać sobie innego kandydata na ojczulka, co nie? — wyrzucił wściekle, dalej trzymając jej rękę. — Pamiętaj, Bells. Nie wrobisz mnie w to.
Dziewczyna w końcu wyszarpała rękę z uścisku. Posłała mu jeszcze jedno wściekłe spojrzenie, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. Seojun natomiast gwizdnął głośno, machając niedbale ręką w stronę kelnera. Należał mu się stek. Najlepiej krwisty.






— Nie chciałbyś może pójść na górę?
Dziewczyna, chyba o imieniu Gwyneth, która siedziała obok niego na kanapie, uniosła głowę i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Chwilę wcześniej zaplotła ręce na jego szyi, by móc zostawiać drobne pocałunki gdzieś w okolicach jego ucha. Była wcięta, i to bardzo. Seojun nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej widział ją na swoich imprezach.
Organizował je już od lat. Apartament w stylu industrialnym nadawał się do tego znakomicie — ogromna, otwarta przestrzeń aż się prosiła, by zagospodarować ją na mały klub. W samym środku pomieszczenia na podświetlonej podłodze znajdowało się centrum imprezy, kanapy ułożone w półokrąg z widokiem na basem rozciągnięty pod przeszkloną ścianą. Była tam również i DJ'ka, i bar, nad którymi piecze sprawowali wynajęci na tę okazję profesjonaliści, ale też całkiem spory parkiet. Wystarczył jeden telefon do asystenta, a impreza była gotowa w pół godziny. Na piętrze znajdowała się część mieszkalna apartamentu, głównie sypialnie gościnne. Jego sypialnia na uboczu prowadziła na taras na dachu budynku, ale ta część mieszkania była wyłączona dla uczestników jego imprez.
— Nie — mruknął i oparł się wygodniej o kanapę, wolną ręką przysuwając dziewczynę bliżej siebie. Było mu całkiem przyjemnie. Chciał, żeby się zamknęła i kontynuowała.
— Chyba dziś jesteś jakiś nie w humorze, co? — odezwał się Brian, jego kumpel z agencji, który siedział trochę dalej po prawej. Uniósł wzrok znad telefonu i uśmiechnął się szeroko. 
Seojun przewrócił oczami.
— Jakbyś zgadł. Wyjątkowo nie w humorze. — Upił spory łyk szampana, patrząc wprzód na ludzi, którzy właśnie w ubraniach wskakiwali do basenu. Dziewczyna siedząca obok niego zamruczała cicho, po czym ugryzła go w szyję, na co zareagował warknięciem. 
— A ty w ogóle wiesz, że ta młoda redaktorka z Chin, ta... Margaret? Nie pamiętam nazwiska. W każdym razie chyba ją wyjebali z tego Vogue'a — zaśmiał się Brian, kręcąc głową. — Właśnie czytałem artykuł. Najmłodsza pani redaktor w historii, a długo nie poszalała. Ciekawe, za co ją wykopali. Podobno nieźle...
— Zamknij się — wysyczał Seojun. Zacisnął mocno zęby i przymknął oczy, odchylając głowę w tył. Brian spojrzał na niego z zaskoczeniem, ale faktycznie zamilkł, a potem lekko urażony poniósł się z kanapy i ruszył w stronę basenu, zatrzymując się jeszcze przy barze.
Chłopak jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Do jego głowy wróciły obrazy sprzed kilku tygodni i wlały się do jego myśli gwałtownie, oszałamiając ciało — wyciskając powietrze z płuc, przyspieszając bicie serca, nasuwając mgłę na oczy. Słyszał w uszach krzyki Margaret, jej jęki i rozkazy, jej gorzkie słowa. Widział jej twarz wykrzywioną uśmiechem zadowolenia. Czuł jej dotyk na swojej skórze, palce wsuwające się we włosy, paznokcie wbijające się w jego ciało.
Podniósł się nagle, prostując na kanapie. Gwyneth opadła na lewo, posyłając mu zdziwione spojrzenie i wymamrotała coś pod nosem, ale muzyka grała tak głośno, że chłopak nawet jej nie usłyszał. Wstał i chwiejnym krokiem przeszedł przez pomieszczenie, raz po raz wpadając na gości imprezy, a potem wbiegł po schodach na górę, wszedł do sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi. Oparł się o nie plecami i osunął powoli w dół, na posadzkę. Z zaciśniętych oczu powoli zaczęły spływać łzy.
— Wyjdź! Z mojej! Głowy! — krzyczał, uderzając się zaciśniętymi pięściami o skronie.
Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął telefon, by wyświetlić wiadomości tekstowe, a urządzenie od razu pokazało ostatnią konwersację. Min Ari. Wysłał jej chyba piętnaście wiadomości, od kiedy wrócił z Korei i dalej nie raczyła mu odpisać. 
— Co robisz takiego ważnego? — mruknął pod nosem do siebie, z gniewem ocierając trzęsącą się dłonią łzy z policzka. 
Włączył Instagrama, postanawiając, że skoro dziewczyna nie odpisała mu na SMS'y, napisze do niej również i tam. Gdy jednak aplikacja wyświetliła informację, że użytkownik o takiej nazwie nie istnieje, w końcu do niego dotarło, o co chodzi. Ari wciąż była na niego zła, zablokowała go. Zupełnie o tym zapomniał. I szczerze, z perspektywy czasu ta ich kłótnia wydawała mu się trywialna.
Parę tygodni temu na pierwszym spotkaniu z Bluebell powiedział kilka, jak mu się wydawało, niewinnych kłamstewek, które pomogłyby mu wkupić się na powrót w łaski dawnej dziewczyny. Sam nie pamiętał, co to dokładnie było. Blue dopytywała o relację jego i Ari, więc na poczekaniu wymyślił coś, co mogłoby ją odciągnąć od jakichkolwiek podejrzeń — że to ich rodziny napierają na kontakt ze względu na to, że łączą ich interesy. Że rodzina Ari chce się dobrać do kasy Kimów. I parę innych nieprzyjemnych rzeczy. Głupich kłamstw. Niewinnych kłamstewek. A kiedy Blue wspomniała o tym potem na imprezie charytatywnej, Ari tylko spojrzała na niego z wyrzutem, odwróciła się i odeszła, nie zaszczycając go choćby jednym słowem. Seojun naprawdę chciał z nią o tym porozmawiać i wyjaśnić tę sytuację, w jego głowie najzwyklejsze nieporozumienie na świecie, ale po wyjeździe do Korei i po tym, co tam zaszło, nie miał do tego ani siły, ani głowy. Zapomniał.
Wybrał jej numer, a krótki komunikat po drugiej stronie tylko go upewnił, że dziewczyna faktycznie go zablokowała.
— Odpierdalasz, Min Ari — mruknął cicho, chowając telefon do kieszeni. 
Wstał powoli z podłogi, a potem podszedł do lustra i przeczesał palcami włosy, przyglądając się sobie w odbiciu uważnie. Jego oczy dalej były zaszklone.
Potrzebował jej. Ze wszystkich ludzi, których znał, tylko Ari w tej chwili potrzebował. Była jednym z niewielu stałych elementów jego życia. Przyjaciółką, dziewczyną? Uzależnieniem czy miłością? Toksyczną relacją, a może przyzwyczajeniem? 
Lub wszystkim tym jednocześnie.






— Nie, pan Kim nie może wejść do pokoju panienki Min. Nie, nie, nie. Pan musi wyjść, nie mogę pana wpuścić. Proszę iść do domu, panienki rodziców też dzisiaj nie ma.
Pokojówka Ari stała w korytarzu, podparta rękami o ściany. Za wszelką cenę nie chciała dopuścić do tego, by Seojun wszedł do środka apartamentu. Wyglądała komicznie.
— Byłem tu tysiąc razy, proszę... — Nie wytrzymał dłużej i ciche parsknięcie wyrwało mu się z ust zanim zdążył się pohamować. — Nie możesz mnie nie wpuścić.
Pani Renata, bo tak właśnie miała na imię pokojówka państwa Min, nie wyglądała na przekonaną. Zmarszczyła brwi i zwinęła usta w cienką linię, ale w końcu opuściła ręce, a tylko to wystarczyło chłopakowi, by móc się przecisnąć obok niej.
— Proszę nie wchodzić do sypialni! — krzyknęła jeszcze, robiąc kilka kroków do przodu.
— Nie martw się, Ratatouille! Obiecuję, tym razem będę grzeczny!
Gdy tylko chłopak wszedł do sypialni, odetchnął z ulgą. Renata go nie lubiła od bardzo dawna i nie było to dla nich żadną tajemnicą, wręcz przeciwnie, od lat traktowali to z Ari jako całkiem dobry żart. Jeszcze nigdy jednak nie była tak uparta jak dzisiaj. 
Odłożył otwartą i na wpół opróżnioną butelkę szampana na stolik przy łóżku, włączył małą lampkę nocną, po czym zdjął płaszcz i rzucił go niedbale na ziemię. Próbował ściągnąć jeszcze buty, ale gdy tylko się pochylił, zakręciło mu się w głowie, więc żeby nie powitać wracającej dziewczyny dość niemiłą niespodzianką, opadł po prostu na łóżko. Ułożył się na poduszkach wygodniej i odgarnął z czoła włosy, które uparcie wpadały mu do oczu. Odpalił papierosa, rozpiął jeden guzik koszuli, sięgnął po butelkę z szampanem. I czekał.






— Srebrne, czy złote...
Brunetka zmarszczyła delikatnie brwi, przyglądając się rozłożonym na blacie spinkom do krawatu. Nie był to łatwy wybór. Każdy jej prezent musiał być idealnie dopasowany, a odbiorcą tego konkretnego miał być jej ojciec. Wpatrywała się w błyszczące akcesoria od dobrych dwudziestu minut, zastanawiając się który z dodatków był tym odpowiednim i zapewne już dawno podjęłaby decyzję, gdyby nie te ciągłe westchnienia osobnika za nią. 
— Przysięgam, jeszcze pięć minut i stracę krążenie w ramionach  jęknął chłopak, posyłając jej błagalne spojrzenie, w tym samym czasie machając rękami, w których trzymał dziesiątki toreb zakupowych. Ari jedynie pokręciła z rozbawieniem głową, po czym sięgnęła dłonią w kierunku srebrnych, delikatnie zdobionych spinek i podsunęła je w stronę ekspedientki, tym cichym gestem dając jej znać, że ostateczna decyzja została podjęta. Minsoo kolejny raz wypuścił powietrze z płuc. Tym razem było to wyznacznikiem ulgi  koszmar świątecznych zakupów się skończył. 
No, przynajmniej na dzisiaj. 
— Chyba trochę nas poniosło.  Dziewczyna wyznała przez śmiech, gdy dwa kwadranse potem cali obładowani przekraczali próg apartamentu rodziny Min. Uśmiech szybko jednak zniknął z jej twarzy, kiedy to poddenerwowana pokojówka podbiegła do niej, złapała ją za ramię i pociągnęła w kierunku długiego korytarza. 
— Ja naprawdę przepraszam. Starałam się go zatrzymać, ale panienka wie, jaki on jest. 
Te kilka słów wystarczyło, by Ari zrozumiała, o czym właśnie informowała ją Renata. On... Gdzieś w głębi duszy dalej miała cichą nadzieję, że to tylko jakiś głupi żart, a nie kolejny koszmar, który nagle postanowił wypełznąć na powierzchnię. Zdobyła się na tyle, by wykrzywić usta w coś, co miało imitować uśmiech i kiwnęła głową w stronę kobiety.
— Proszę, pomóż Minsoo z torbami  wyszeptała i bez zastanowienia ruszyła w kierunku swojej sypialni. W głowie miała idealny plan — wiedziała dokładnie, co mu powiedzieć, jakich słów użyć, gdzie ukłuć, by zabolało najbardziej. 
Jak on śmiał? Tak nagle po prostu się pojawić, jak gdyby nic się nie stało, bo tylko jego zachcianki i potrzeby liczyły się najbardziej... Była zła, miała ochotę krzyczeć, rzucić się na niego i wydrapać mu oczy. Krew buzowała jej w żyłach i w momencie, gdy otwierała drzwi od pokoju, była gotowa, by po prostu wybuchnąć. Nie powiedziała jednak nic.
Z zaciśniętą szczęką wpatrywała się w chłopaka rozłożonego na jej łóżku. I może to przez fakt, że tak wiele razy przyglądała mu się w tej samej pozycji, w dokładnie tym samym miejscu  bo pasował tam idealnie. A może to ten zadziorny, arogancki uśmieszek, który gościł na jego pięknej buźce. Nie potrafiła określić co było powodem, ale na widok jego osoby coś w jej środku drgnęło.
— Co tutaj robisz?  Słowa wypowiedziane niemal szeptem. Nagle każdy epitet, jaki miała zaplanowany, rozwiał się jak dym, a ona stała jak wryta, uważnie badając jego twarz. 
— Czekam na ciebie. 
Dopiero kiedy Seojun spojrzał na Ari, uświadomił sobie, jak bardzo potrzebował z nią porozmawiać. Chciał jej powiedzieć o wszystkim. O Korei, o Margaret, o Blue. Nie wiedział tylko, jak zacząć tę opowieść. Podniósł się powoli do pozycji siedzącej, trochę się przy tym chwiejąc, a uśmiech zniknął mu z twarzy, zastąpiony dziwnym wyrazem. Bólu. 
— Tęskniłem — dodał zachrypniętym głosem.
Ari impulsywnie postawiła krok w przód, jakby jej własne ciało chciało znaleźć się w pobliżu chłopaka, wtulić w niego, napawać znajomym zapachem. Zdrowy rozsądek wziął górę w chwili, gdy znalazła się przy brzegu łóżka. Nie rób tego, to kolejna gra, zadzwoniło w jej uszach, bo właśnie to uświadomiła sobie przez ostatnie dwa miesiące — że nie tak powinny wyglądać relacje z kimś, kto się przejmuje, kto tęskni. Ten smutny wyraz twarzy, zmarnowany wygląd, podkrążone oczy. Tak, w jej oczach to była gra, kolejne zagranie, które pasowało do jego schematu. 
— Trochę ci zajęło uświadomienie sobie, że dalej istnieję  wysyczała w jego kierunku, jednak jej twarz czysta była od jakichkolwiek emocji. 
Seojun westchnął.
— Nie zapomniałem, że istniejesz — powiedział twardo, patrząc jej w oczy. — Ja... Wydarzyło się trochę gównianych rzeczy w międzyczasie. W Korei. — Ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło. — Słuchaj, wiem, że zjebałem wtedy na imprezie. Ale to, co mówiła Blue, to nie była prawda, dobrze o tym wiesz... Musiałem jej coś powiedzieć, żeby nie zadawała pytań.
Ach, tak, kolejny krok  wymówka, odwrócenie uwagi, bezsensowne wytłumaczenia i machnięcie ręką na całą sytuację  to było tak bardzo w jego stylu, że dziewczyna aż prychnęła.
— Oczywiście, musiałeś mnie upokorzyć, by dobrać się do jej majtek, inaczej całe twoje starania poszłyby na marne  zaśmiała się cicho pod nosem, kiwając w tym samym czasie z udawanym zrozumieniem głową. — Wybacz, jak śmiałam się obrazić, to takie głupie z mojej strony.  Każde kolejne słowo nasączyła sarkazmem, bo w jej przekonaniu tylko tego chłopak był w tej chwili wart. 
 — Kurwa, Ari, musisz być taka? — mruknął zrezygnowany, przewracając oczami. — Masz rację, dobra. Przykro mi, nie powinienem był tego mówić, przepraszam. — Upił łyk szampana prosto z butelki, a potem odłożył ją z cichym trzaskiem na stolik nocny. — A teraz chodź do mnie. Potrzebuję cię. Proszę.
Tym razem nie użyła słów, ale w odpowiedzi na jego prośbę podeszła bliżej. Na tyle blisko, by poczuć jego ciepły oddech na swojej skórze, gdy pochyliła się, spoglądając mu prosto w oczy. Kiedy jej dłoń wylądowała na jego policzku, delikatnie gładząc jego powierzchnię kciukiem, w jego brązowych tęczówkach ujrzała ulgę i spokój, jakby nagle poczuł się bezpieczny. Zbliżyła się jeszcze bardziej, napawając tą chwilą, jej usta kilka milimetrów od niego.
— Myślę, że powinieneś już pójść — wyszeptała cicho, wargami muskając jego ucho. Tak szybko jak znalazła się przy jego boku, tak szybko zniknęła.
— Ari-ya! — Stłumiony krzyk dobiegł ich z przedpokoju. — Gdzie zniknęłaś? — Brązowa czupryna wychyliła się zza drzwi. Chwilę zajęło Minsoo przystosowanie się do panującego w sypialni półmroku i dopiero po kilku sekundach błądzenia spojrzeniem po pokoju uświadomił sobie, że dziewczyna nie była tam sama.
— Seojun? — zapytał niepewnie, dalej przyglądając się chłopakowi usadowionemu na krańcu łóżka. Może w innych okolicznościach widok podpitego mężczyzny z porozpinaną koszulą w sypialni jego dziewczyny wzbudziłby w nim jakieś podejrzenia, w tej jednak chwili Minsoo myślał tylko o tym, że w końcu po latach miał okazję zobaczyć swojego dawnego przyjaciela. 
— To naprawdę ty! — dodał z nutką ekscytacji w głosie. Uśmiechnął się sam do siebie, pokręcił trochę głową, jakby dalej niedowierzając całej tej sytuacji i powędrował w kierunku chłopaka, by po chwili usiąść obok niego i klepnąć go otwartą dłonią w kolano.
— Już się bałem, że się nie zobaczymy.  Szeroki uśmiech wpełzł na jego twarz, chociaż musiał przyznać, że oboje  Seojun i Ari  nie wyglądali, jakby było im do śmiechu. Nie sądził, że było to coś poważnego. No, nie aż tak poważnego, czemu kilka butelek soju i miska tteokbokki nie mogłyby podołać. 
— Bo w sumie, mieliśmy wrócić z Ari do Chinatown coś zjeść, mógłbyś wpaść z nami.  W tej chwili wstał z łóżka i podszedł do dziewczyny, by złapać ją za rękę. — Nie mamy nic przeciwko, prawda?  Delikatnie uścisnął jej dłoń, jakby chciał jej dać znać, że dziewczyna nie ma się czym przejmować i że zaraz wszystko będzie dobrze. W końcu byli przyjaciółmi. Wzrok dalej jednak miał skupiony na Seojunie, wyczekując jego odpowiedzi. 
Kim zerknął na ich splecione dłonie, a potem podniósł spojrzenie na Minsoo. Jego twarz rozszerzył szeroki, nienaturalny uśmiech, a oczy pozostały zimne. Nie mamy nic przeciwko?
— Jestem chyba jednak trochę zmęczony — odezwał się w końcu do dawnego przyjaciela, bo nie mógł już dłużej milczeć. Podniósł się powoli z łóżka i zrobił krok w stronę drzwi. — I myślę... Że powinienem już pójść? — Posłał jeszcze jedno krótkie, niedowierzające spojrzenie w kierunku Ari, mimowolnie znowu zerkając na ich splecione dłonie, i ruszył do wyjścia. W progu pokoju odwrócił się ostatni raz, by się pożegnać, ale ani Minsoo, ani Ari nie patrzyli już w jego stronę. Uśmiechali się do siebie, szepcząc coś cicho.






Światła, ciała tańczące na parkiecie, głośna muzyka. Ktoś podchodzi do niego i chyba próbuje z nim porozmawiać, ale Seojun nie jest w stanie skupić wzroku na czymkolwiek, a co dopiero zarejestrować, o czym ten ktoś do niego mówi. Potyka się. Minęło kilka sekund i nagle orientuje się, że opiera się rękami o blat niskiego stolika. 
Potem z czasem dzieje się coś dziwnego — jest w kilku miejscach na raz. 
Był na dole, w swoim apartamencie, wśród tłumu ludzi, a nagle jest na górze w sypialni, chyba z kimś. Słyszy dziewczęcy śmiech. Nagle widzi swoje ręce, wprawnym ruchem zsuwające biały proszek w równą, cienką linię. Jakiś damski głos. I męski głos, jego głos. Znowu jest na parkiecie. Zamyka oczy, a gdy je otwiera, jest w jacuzzi, też z dziewczyną, ale chyba inną, bo wcześniej migały mu przed twarzą jasne włosy, te są ciemne. Ktoś krzyczy coś wesoło, do jego uszu dochodzi brzęk szklanek. Połyka tabletkę. Całuje się z kimś, czuje obce ręce na ciele. Słyszy jęki, brzmią całkiem znajomo — chyba swoje? Znowu jest na parkiecie, robi parę kroków wprzód, w stronę przeszklonej ściany. 
Nowy Jork wygląda tak pięknie nocą. Czy kiedykolwiek wcześniej przeszło mu to przez myśl? Podchodzi jeszcze bliżej, jego umysł zalewa fala ekscytacji i pierwszy raz do jego wątłej świadomości dochodzi, że chyba dzieje się coś niedobrego. Czuje, jakby coś bardzo ciężkiego ułożyło się na jego klatce piersiowej, wybijając jednocześnie szybki rytm. Co wybija ten rytm? Co tak tłucze w serce?
Głośny krzyk, szarpnięcie za ramię. Wyswobadza się z uścisku.
Nagle światło gaśnie, muzyka ucicha, ale nie zupełnie — dalej ją słyszy, choć jest jakaś przytłumiona, jakby rozbrzmiewała gdzieś bardzo, bardzo daleko. Chce złapać oddech, ale powietrze pali jego gardło, oczy, dusi go. Chce walczyć z brakiem tlenu, ale nie potrafi. Chce mrugnąć i znów przenieść się w czasie, ale tym razem to już nie działa.
Zamyka więc oczy. Widzi Margaret, jej pełen triumfu uśmiech, wyraz wstrętu na twarzy Bluebell, gdy powoli kręci głową, a w końcu widzi też i Ari, jej ciepłe spojrzenie, w którym próżno szukać zaufania.

— Halo?! Proszę przyjechać... Mój kumpel, on chyba... Błagam przyjedźcie. Wpadł do wody i on teraz...
Jakaś dziewczyna wyrwała telefon z ręki roztrzęsionego chłopaka.
— Halo? Tak, ktoś wpadł do basenu. Tak, oddycha. Dokładnie, zgadza się. Brian, nie wiś tak nad nim, odsuń się. Trzęsie się, jest prawdopodobieństwo... Tak, właśnie, mógł przedawkować. Już pani podaję adres...





Dziękuję bardzo autorkom Bluebell Freasier oraz Min Ari za pomoc w stworzeniu drugiej części nieprzyjemnych przygód mojego nieprzyjemnego Seojuna, a wszystkim tym, którzy przeczytali taśmociąg vol. II, za poświęcenie swojego czasu! Mam nadzieję, że podobał Wam się dalszy ciąg uprzykrzania mu życia... Jeśli wena dopisze, pojawi się jeszcze trzecia i ostatnia część w święta, ale póki co idę sobie na notkowy urlopix i zaczynam wąteczix. Buźka!

8 komentarzy:

  1. Ale jesteś dla niego paskudna, mówiłam Ci to już? –.–

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam się, że czekałam z niecierpliwością na drugi rozdział, bo byłam bardzo ciekawa, co się dalej wydarzy. Cóż, muszę przyznać rację, że jesteś bardzo zła dla Seojuna :(
    Mam nadzieję, że pojawi się ostatnia część!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No weeeeźcie, to on jest bardzo zły, nie ja!! On to wszystko robi sam, przysięgam, ja to tylko spisuje. Umywam rączki, ot co!

      Usuń
  3. Ileż tu się dramatów wydarzyło! Seojun wydawał się taki uroczy, najwyraźniej pozory mylą... Jestem ciekawa w jakim kierunku to się dalej potoczy 😈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już Ci mogę od razu powiedzieć… W złym! Hihi!

      Usuń
  4. a tam zaraz biedny Seojun, trochę sobie chłopak zasłużył! 👀 Ari nawet nie jest przykro...jeszcze nie hehe ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ari to niech się może zdecyduje, co? 🙄 Lata panienka z kwiatka na kwiatek! Przynajmniej ładne te kwiatki…

      Usuń