chapter four
by coup d'état and Rudy Chomik
17 lutego 2023
Seojun leniwie przeturlał się po łóżku na brzuch, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Swoją lewą ręką natknął się na coś gorącego i to właśnie ten ciepły dotyk wybudził go ze snu. Otworzył powoli oczy i zamrugał kilka razy, aż wzrok przyzwyczaił się do jasnego światła, a jego usta natychmiast wygięły się w uśmiechu, gdy tylko dojrzał osobę śpiącą obok niego. To na klatce piersiowej Sunghoona trzymał swoją dłoń. Blondyn naprawdę wyglądał teraz jak aniołek, z tymi jasnymi włosami opadającymi na czoło, lekkim uśmiechem na ustach — w kontraście do tego, jak bardzo bezwzględny, bezlitosny i popaprany był jego charakter. Jego okrucieństwo jednak nie sięgało Seojuna. Nie mógł go skrzywdzić, bo zwyczajnie nie potrafił. Ale o tym Seojun już nie wiedział.
W końcu brunet wygrzebał się z pościeli, wstał powoli, zebrał telefon z szafki nocnej i wyszedł z sypialni, zamykając za sobą po cichu drzwi. Przeszedł do kuchni, a mijając pokojówkę, poinformował ją, by przyszykowała mu kąpiel w głównej łazience na piętrze, po czym zaparzył kawę i ruszył z powrotem z kubkiem na górę. Był w wyśmienitym humorze. Nawet uśmiechnął się do kobiety z wdzięcznością, ale ona czmychnęła szybko z łazienki, patrząc w dół.
Generalnie Kim był raczej fanem krótkich, lodowatych bądź wrzących pryszniców, więc rzadko korzystał z tej łazienki. Była ogromna, utrzymana w industrialnym stylu reszty loftu i wszyscy jego przyjaciele uwielbiali z niej korzystać, szczególnie podczas hucznych imprez, które urządzał w swoim domu. Na podeście mieściła się podłogowa wanna, z prawej strony znajdowała się przeszklona sauna, mieszcząca do dwunastu osób, a zamiast jednej ze ścian umieszczono szybę — widok był wspaniały, a wysokość utrudniała gapiom dostrzeżenie czegokolwiek, co działo się w środku. I kogokolwiek również.
Chłopak ściągnął z siebie piżamę, ustawił wannę na program z hydromasażem, wziął kubek do ręki i zanurzył się w wodzie, pomrukując pod nosem z zadowoleniem. Upił łyka ciepłej kawy, a potem odstawił naczynie, by móc schować ręce w gorącej wodzie i ułożyć się wygodniej na zagłówku. Czuł, że to będzie wyjątkowo miły dzień. Za około dwie godziny powinien się stawić — ku hołdowaniu tradycji bogatych dupków z Nowego Jorku — na swoich pierwszych w życiu wyścigach konnych, gdzie miał zamiar napić się dobrego piwa oraz wydać mnóstwo pieniędzy na zakłady. Potem może kolacja w jakiejś dobrej restauracji... Następnie kolejna bardzo długa i przyjemna noc w jego apartamencie.
Czuł się wspaniale, wręcz cudownie. I to nie była tylko zasługa tej fantastycznej kąpieli.
Trwało to już od trzech tygodni. Od kiedy zbliżyli się do siebie z Sunghoonem.
Ciężko powiedzieć, by ostatnie kilka miesięcy należały do najszczęśliwszych w jego życiu. Począwszy od tego, co wydarzyło się z Margaret, a skończywszy na umieszczeniu go w ośrodku, cały ten czas majaczył się w jego głowie jako pasmo niekończących się nieszczęść. Gdzieś w tym wszystkim, zupełnie przez przypadek, stracił swój jedyny, stały element życia — Ari. Bo choć przybiegła do niego jak na skrzydłach w święta, gdy tylko dowiedziała się całej historii o Korei, i odwiedzała go potem przez miesiąc, pozostał dla niej tylko małym sekretem, którym nie dzieliła się ze światem. Minsoo nie wiedział, że do niego przychodziła, co dopiero o pocałunku, jakim go obdarzyła na powitanie po tej ich długiej rozłące. I Seojuna to niezmiernie denerwowało.
Nie lubił bycia tym drugim. Nigdy nie posądziłby siebie o zazdrość i choć w żaden inny sposób nie dało się wytłumaczyć złości, którą odczuwał, dalej uparcie stał przy tym, że jej powodem nie były uczucia do Ari. Przecież nie byli w związku, oboje widywali się z różnymi ludźmi i nigdy z tego powodu nie robili sobie awantury, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej? Z czego nie zdawał sobie sprawy to fakt, że w przeszłości żadne z nich nie uwikłało się w poważniejszy związek — choć Min umawiała się z wieloma chłopakami, zazwyczaj te relacje kończyły się po kilku randkach, zaś Seojuna wierność nigdy nie sięgała tak daleko, by odmówić sobie przyjemności spędzania czasu sam na sam z Ari — a teraz pierwszy raz wkradła mu się do głowy obawa, że dziewczyna już nie zamierza wracać, i właśnie to go tak bolało. Granice, które pomiędzy nimi pierwszy raz stawiała. Strach o jej stratę.
Swoje uczucia tłumaczył sobie w prosty sposób, całą kwestię jakiegokolwiek romantyzmu wygodnie pomijając — wściekał się tak ogromnie na to, jaką Ari odstawiała szopkę przed swoim nowym chłopakiem. Wymazała niewygodną część swojego życia, udawała kogoś, kim nie była i nagle zmieniła swoje nastawienie do życia, a przede wszystkim do niego, o sto osiemdziesiąt stopni. Bo przecież nawet by mu ten jej chłopak tak bardzo nie przeszkadzał, gdyby Min od początku była w tym wszystkim szczera, a nie grała rolę swego życia, męczennicy zamkniętej w złotej klatce bogactwa, marzącej, by jeździć na wycieczki po Bronksie tą ledwie dyszącą Toyotą Minsoo, której on chyba nawet nie posiadał na własność, tylko pożyczał od jednego ze swoich kolegów z Chinatown. Musiał udawać przy nich cały czas, żeby nie wygadać przypadkiem żadnego sekreciku Min, czyli po prostu najzwyczajniejszej prawdy na świecie. Ari potrafiła być okrutna i nieraz robiła obrzydliwe rzeczy, Seojun też. Ale on się ich przed nikim nie wstydził. I nie musiał.
Nie trwało to długo, aż Seojun połapał się, że dziewczyna wcale nie zamierza porzucać Minsoo. Jeszcze w święta pierwszy raz wściekłość z tego powodu gorącą falą przeszła przez jego ciało, gdy zobaczył ich wspólne, przesłodzone zdjęcie dodane na Instagram, z dokładnie tego samego dnia, kiedy późnym popołudniem znikała z jego pokoju. Powziął sobie za punkt honoru wyrównać rachunki i choć dalej gościł ją ochoczo w ośrodku, już planował, w jaki sposób mógłby się na niej zemścić.
Niedługo potem okazja sama mu się nawinęła. Minsoo, chłopak Ari, a jednocześnie przyjaciel Seojuna z czasów szkolnych, pewnego dnia wysłał mu wiadomość, by zapytać, jak się czuje, bo ostatnio, gdy się widzieli, nie wyglądał najlepiej, a też nie mieli za bardzo okazji, by spokojnie porozmawiać. Kochany chłopak! Kim zaprosił go w odwiedziny, oczywiście razem z Ari, i z przyjemnością patrzył, jak dziewczynę niemal skręca od środka ze strachu, że ktokolwiek mógłby tam ją poznać. Mało tego, drżała na myśl o tym, że Seojun mógłby opowiedzieć cokolwiek o jej przyszłości. I co najlepsze, od razu podłapała jego grę. Bez mrugnięcia okiem. Jeszcze w jego pokoju w ośrodku robiła wszystko, by wzbudzić w nim zazdrość, ku nieświadomości biednego Minsoo, wpatrzonego w nią jak w obrazek.
Przy mnie nigdy nie musiałaś udawać.
Ich dziwna, toksyczna relacja dalej trwała. Seojun zdawał sobie sprawę, jak działa na Ari — Ari zdawała sobie sprawę, jak działa na Seojuna. I choć trzymali dystans, udawali obcych, publicznie nie wchodzili sobie w drogę, to jednocześnie za plecami próbowali zatruć temu drugiemu życie najboleśniej, jak się tylko dało. Seojun pojawił się na urodzinach Minsoo z Rose, z dziewczyną, która od lat była wrogiem Min, a która przysłużyła się mu w czasie przedświątecznym jako dystrakcja, i nie szczędzili sobie czułości, oczywiście dbając, by solenizant oraz jego wybranka mieli na to dobry widok. Ari już dzień później wrzuciła do Internetu zdjęcie testów ciążowych, tylko po to, by go sprowokować, ale chłopak nie miał o tym najmniejszego pojęcia, a przynajmniej nie przeszło mu to przez myśl tuż po zobaczeniu fotografii, gdy wyrzucał z mieszkania Rose, jednocześnie w szale demolując swoją własną sypialnię. Odegrał się na niej, a nawet nie przyłożył do tego ręki — to Rosalie w złości przesłała Ari zdjęcie jego i Sunghoona w dwuznacznej sytuacji. Albo w bardzo jednoznacznej.
Pewnie trwałoby to do teraz, gdyby właśnie nie to spotkanie z chłopakiem tamtego dziwnego wieczora przed trzema tygodniami. Zawiesili broń, a przynajmniej Seojun na moment przestał szukać możliwości zajścia Ari za skórę — nie wiedział jednak, że cisza i brak reakcji z jego strony po takim czasie zażartej walki jeszcze bardziej napędza jej frustrację.
Z okrucieństwem mu do twarzy.
Ahn Sunghoon. Znali się długo, trzymali się ze sobą, jak większość Koreańskich dzieciaków ze śmietanki towarzyskiej — bo mimo, że mieszkali na Manhattanie lata, a niektórzy od urodzenia, Amerykanie to dalej byli oni i we wszystkim różnili się od nich. Nie chodzili z Ahnem do tych samych szkół, nie mieli wspólnych znajomych, ale wystarczyło, że ich rodzice prowadzili wspólne interesy i byli związani ze sobą na tak długo, na ile podpisany był między ich firmami rodzinnymi kontrakt. Ciężko byłoby mówić o jakiejś szczególnej zażyłości, ale prawdę mówiąc, ludzie ich pokroju po prostu przyjaciół nie posiadali. Widywali się na imprezach, robili ze sobą głupie rzeczy, znali sporo swoich sekretów i grzeszków, więc mogli mieć do siebie pełne zaufanie, bo zdrada wiązała się z tym, że wszystkie tajemnice zostaną rozpowiedziane dalej.
I pewnego wieczora, wracając z wyjątkowo felernej imprezy, po prostu przeszli pewien etap, tak dla zabawy, a dla Seojuna może jeszcze z czystej ciekawości. Szybko nabrał wprawy, bo choć zaczęło się to wszystko od niewinnego pocałunku w limuzynie, już następnego popołudnia z biegłością godną podziwu potrafił sprawić, by blondyn szalał z rozkoszy, wrzeszcząc jego imię.
Nie wiedział kiedy, ale jakaś dziwna fascynacja Sunghoonem urodziła się w jego sercu i na moment pozwolił sobie zapomnieć o walce z Min. Chłopak stawał na rzęsach i zabiegał o jego uwagę, i chociaż Seojun nie miał pojęcia, że to wszystko było tylko elementem gry, którą Ahn sobie obmyślił, małego zakładu z samym sobą o to, że wygra z Min Ari bitwę o serce Seojuna, robił dokładnie to, czego Sunghoon chciał. Poddawał się mu z przyjemnością.
Nie zapomniał jednak o Ari tak łatwo, jak mogło się to Ahnowi wydawać. Mimo tego, co działo się między nimi — zauroczenia czy krótkiego romansu, które jednak Seojun tłumaczył sobie w głowie jako niezobowiązującą zabawę pomiędzy dwójką dobrych kumpli — myśli o dziewczynie atakowały go często zupełnie znienacka, burząc spokój, który starał się odbudować. Przymykał wtedy oczy i walczył z wściekłością ogarniającą jego ciało, starając się skupić tylko na swoim tu i teraz, jak miał w zwyczaju w sekrecie przezywać Sunghoona. I zazwyczaj mu się udawało.
Schlebiał mu. Swoimi komplementami, flirtem i tym, jak starał się go do siebie przyciągnąć. Choćby powtarzał do siebie wiele razy, że to nic takiego, niewinna zabawa, to jednak nie mógł uciszyć swojego serca, wyrywającego się do Sunghoona na przekór temu, czego by sobie życzył. Minął się kilka razy z podświadomością, a było już tak blisko, szczególnie w momentach, kiedy rozmawiali dużo poważniej, niż zwykle. Opowiedział mu o Korei, pozwalając sobie znowu rozpaść się na maleńkie kawałeczki i obiecując w duchu, że to już ostatni raz, naprawdę, bo od tego momentu zamknie ten rozdział na wieki. Przeczytał historię chłopaka na nowo, zweryfikował fakty. Wymienili jeszcze więcej sekretów, tych prawdziwych sekretów, nie nowojorskich tajemnic poliszynela, o których wszyscy wiedzą. Zbliżyli się do siebie, starając się w posyłanych spojrzeniach zawrzeć niemą prośbę, by to ta druga strona zrobiła pierwszy krok, bo oni nie mieli odwagi do przyznania się, że tego chcą.
Życzenie Sunghoona sprzed kilku tygodni się spełniło, Seojun połknął haczyk bez mrugnięcia okiem i wpadł prosto w jego sidła. Był pierwszą osobą, o której brunet myślał chwilę po przebudzeniu i ostatnią, której imię wykrzykiwał tuż przed snem. Uśmiechał się, sięgając po telefon, by przeczytać poranną wiadomość, a dziwny ból rozchodził się mu się w okolicach żołądka, gdy tylko słyszał jego niski głos.
Ale zakład przegrał.
— Jak to... Mam sobie iść? — Sunghoon zacisnął wargi w cienką linię, patrząc mu w oczy z tak gorącą wściekłością, że Seojun aż cofnął się o krok.
Była dwudziesta druga, właśnie wrócili do jego apartamentu po kolacji, a dzień rzeczywiście spędzili wyjątkowo miło. Aż do teraz.
— Zaufaj mi, nie chcesz być tego świadkiem.
— Nie mam już siły na kolejną powtórkę, może już koniec na dziś?
— Idźcie w takim razie, ja jeszcze zostanę.
Minsoo pochylił się, by sięgnąć po butelkę wody i ręką otarł pot spływający mu po czole. Mimo, że już dochodziła dziesiąta, nie chciał wcale wracać do domu, gdzie czekały na niego tylko wyrzuty sumienia, niepewność i wszechogarniający smutek, więc perspektywa ćwiczeń do upadłego w tym wypadku wydawała mu się tysiąc razy rozsądniejsza. Poza tym sala treningowa, z której korzystał z kumplami z zajęć tanecznych, mieściła się dosłownie kilkanaście minut spacerem od jego mieszkania.
Gdy dwójka chłopaków wyszła, Minsoo sięgnął po telefon, by włączyć jakąś hałaśliwą, szybką i agresywną piosenkę, która mogłaby zagłuszyć niechciane myśli w jego głowie. Oddał się tańcu, bezbłędnie odtwarzając choreografię ze swoich przedostatnich zajęć na Broadway Dance Center, a już po czterech minutach opadł bez sił na parkiet, starając się uspokoić oddech. Oparł rozgrzaną twarz o zimną podłogę. Telefon musiał złapać autoodtwarzanie, bo z głośników poleciała najnowsza piosenka Miley Cyrus, ta, którą wszyscy od kilku tygodni podśpiewywali. A może Minsoo w sekrecie twierdził, że he can buy himself flowers?
Niestety, nie myślał tak. Ale na pewno chciałby.
Minęły już trzy tygodnie odkąd pokłócili się z Ari, niepełny tydzień od momentu, w którym próbowali się pogodzić, a nic z tego nie wyszło, i chłopak powoli przestawał mieć nadzieję, że kiedykolwiek wrócą do tego, co było między nimi wcześniej. Wraz z tym rosły w nim inne obawy, pojawiały się wątpliwości, zaczynał zarzucać sobie brak rozsądku i totalną głupotę. Wciąż odtwarzał tamtą chwilę w pamięci, zupełnie jakby jakaś część jego mózgu nie chciała, żeby o tym zapomniał i z powrotem wpuścił Ari do swojego życia. Jakby próbował sam siebie przekonać, że to, co czuje, ma sens. Albo może robił to, by sobie wmówić, że ta sytuacja nie była aż tak zła, jak mu się wydawało?
— Mnie również byłoby przykro, gdybym za chwilę miała stracić pracę, a jednocześnie przekreślić sobie szansę na znalezienie jakiejkolwiek innej. Wydawałoby się, że w cenie wliczona jest kompetentna obsługa, ale patrząc na ciebie, mam pewne wątpliwości.
Obie dziewczyny stały na przeciwko siebie. Ari jakby gotowa do ataku, wyprostowana, z lekko pochyloną głową, wypluwała z siebie słowa nasączone takim jadem, że Minsoo miał wrażenie, jakby pierwszy raz wsłuchiwał się w ten głos. Nie poznawał go. Stewardesa, blondynka o niemal białej cerze, która mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia dwa lata, mimo że od Min wyższa o dobre kilka centymetrów, teraz kuliła się w sobie z przestraszoną miną, niepewna, co powinna zrobić. Praca dla ludzi z wyższych sfer może była dobrze płatna, ale nie było w niej wiele miejsca na pomyłki, bo nigdy nie mogłeś być pewien, która będzie się wiązała z permanentnym urlopem. Jak widać, wylanie czerwonego wina na tweedową garsonkę swojego pracodawcy wpadało właśnie do tej kategorii. Oczy jej się zaszkliły, a twarz poczerwieniała ze stresu i strachu.
— Chanel, limitowana edycja, mówi ci to coś? — Ari wpatrywała się twardo w twarz dziewczyny z lekkim uśmiechem na ustach, chyba napawając się niepewnością, którą mogła wyczytać z jej oczu. Cisza, jaka zapanowała, zdawała się wgniatać Minsoo w siedzenie. Sekundy mijały, a Min karmiła się tą chwilą, zatracając bez reszty. — Wybacz, czy powinnam się powtórzyć? Minsoo, czy nie wyraziłam się jasno? A może w pewnym momencie zaczęłam mówić po koreańsku?
Potem, gdy uwagę skierowała w jego stronę, było już tylko gorzej.
— Oczywiście, Minsoo, że mogę sobie kupić tysiąc innych, bo kto inny to zrobi? Ty?
To nie była Ari, którą znał, a już na pewno nie taka, którą miał ochotę znać. I gdyby jeszcze ona zreflektowała się, odezwała do niego lub chociaż postarała się wyjaśnić, skąd się wziął u niej tak ogromny gniew, który doprowadził do tej obrzydliwej sceny, ale niestety — nie odezwała się do niego ani słowem przez następne dwa tygodnie.
Dopiero w przeddzień walentynek wysłała mu krótką notatkę z zaproszeniem. Pojechał, oczywiście, bo po pierwsze, nie mógł się powstrzymać, po drugie, byłoby to z jego strony wyjątkowo niekulturalne, gdyby zignorował jej wiadomość, a po trzecie, miał nadzieję, że w końcu się pogodzą. Że Ari znajdzie jakieś magiczne wytłumaczenie, które usprawiedliwi jej zachowanie, on jej uwierzy, a potem wszystko będzie jak dawniej. Nic takiego się jednak nie stało. Ani ona nie zaczęła tej rozmowy, ani on nie mógł się do tego zmusić. I choć na te parę godzin puścili w niepamięć to, co się miedzy nimi wydarzyło, wracając do domu, czuł się dokładnie tak samo źle, jak przedtem.
Jeszcze dwa dni przed tą kłótnią, gdy pojechali z okazji jego urodzin na wycieczkę do Malibu, powiedział jej, że zostanie dla niej w Nowym Jorku. Semestr zakończył się ostatniego dnia stycznia i teoretycznie Minsoo powinien być już dawno w Seoulu, ale od jakiegoś czasu w sekrecie planował przedłużyć swój pobyt w Wielkim Jabłku o parę miesięcy, przynajmniej do wakacji. By móc być z Ari. A potem wymyśliliby, co zrobią dalej, jak dziewczyna już byłaby pewna tego, gdzie pójdzie na studia. Miał sporo znajomych i gdzieś zawsze mógłby się zahaczyć, a też w ciągu ostatnich paru miesięcy otoczył się tak serdecznymi ludźmi, że zewsząd mógł liczyć na dobrą pomoc.
Teraz pluł sobie w brodę. Może nie powinien w ogóle zostawać? Zmieniać wszystkich swoich planów pod kogoś, kto nawet nie był w stanie przeprosić go za swoje obrzydliwe słowa?
Nie — nie mógł tak myśleć. Mimo wszystko, dalej kochał Ari i wiedział, że gdyby tylko ona chociaż trochę się postarała, dała mu nadzieję, że to był tylko głupi wybryk, wyciągnęła do niego rękę, on ująłby ją bez wahania i wybaczyłby jej. Albo spojrzałby jej w oczy, chcąc jej wybaczyć, ale widziałby w nich tylko tę zepsutą, okropną dziewczynę, którą z całego serca gardził?
— Dość! — krzyknął, wplatając palce we włosy.
Złośliwe myśli atakowały tak uporczywie, że sam już nie umiał stwierdzić, co tak naprawdę czuje względem Ari. Gdy tylko udało mu się spojrzeć na nią tak, jak kiedyś, w moment na wspomnienie jej wcześniejszych słów to wszystko się rozpierzchało. Znowu, kiedy odtwarzał to, co mówiła w kierunku tej stewardesy, mimowolnie jego głowa podszeptywała mu, że zasadniczo w pewnych kwestiach dziewczyna miała rację. Był zmęczony tą huśtawką, na skraju wyczerpania. Ledwo już trzymał się przy swoim postanowieniu i prawdopodobnie dni, jeśli nie godziny, dzieliły go od odezwania się do dziewczyny.
W końcu Minsoo wstał z parkietu, bardzo powoli, czując, jak jego ciało odmawia mu posłuszeństwa ze zmęczenia. Bolało go dosłownie wszystko i w sumie nie było to jakoś specjalnie dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że spędził dzisiaj na tej sali cały dzień, dokładnie od piątej rano. Westchnął z rezygnacją, a potem zabrał się do odpinania sprzętu muzycznego, bo chociaż naprawdę nie chciał wracać do domu, rozsądek podpowiadał mu, że zostanie tam i dawanie sobie w kość w niczym mu tak naprawdę nie pomoże. Wziął szybki, zimny prysznic, a potem wrzucił przepocone ubrania razem z ręcznikiem do torby, wsunął na siebie kurtkę i ruszył do wyjścia. Dopiero zamykając drzwi spojrzał na swój telefon.
From: 아리🥰
Minsoo, przepraszam... Jestem strasznie pijana. Potrzebuję Cię.
아리🥰 udostępnia lokalizację
Zakręciło mu się w głowie. Nagle poczuł, jakby ktoś po długiej przerwie wtłoczył tlen w jego płuca.
Wierzyła w przeznaczenie, ale również zdawała sobie sprawę, że szczęściu trzeba czasem pomóc, bo nawet jeśli coś dobrego stanie na twojej drodze, równie szybko może obrać zupełnie inny tor, oddalić się i zniknąć z niej, czasem na zawsze. Wiedziała o tym aż za dobrze, od dziecka nauczona, by iść przez życie z podniesioną głową, a z każdego niepowodzenia wyciągnąć lekcję i nigdy nie powtarzać tych samych błędów. Od najmłodszych lat przyzwyczajana, aby nie pokładać w nikim swoich nadziei, bo w ten sposób tylko narażasz się na ból. Odkąd tylko pamiętała uświadamiana, że bezwarunkowa miłość istnieje tylko w tych pięknych, kolorowych filmach, do których wzdychasz, marząc o swoim szczęśliwym zakończeniu.
Wiedziała o tym wszystkim, ale dalej nie rozumiała, dlaczego nie mogła zatrzymać przy sobie szczęścia chociaż na odrobinę dłużej, jeszcze przez moment. Dlaczego te nieśmiało posyłane uśmiechy zniknęły z jej twarzy, dlaczego ta rozłąka bolała tak bardzo i pozostawiała po sobie miliony pytań, dlaczego głupie, dziecięce zauroczenie zmieniło jej pogląd na miłość... Aż postanowiła zapomnieć. Dramatyzm Ari naprawdę nie znał granic i dalej, uparta jak przysłowiowy osioł, kurczowo trzymała się tej obietnicy, którą złożyła sama sobie w wieku niespełna jedenastu lat. Kiedy pierwszy raz poczuła to ukłucie w sercu, jakby ktoś wyrwał jego cząstkę i pozostawił ogromną pustkę, której nikt nie potrafił zastąpić. A dlaczego nie potrafił? Bo dziewczyna nikomu nie dawała dostępu do tej części swojego życia, tej strefy uczuć. Właśnie wtedy zorientowała się, że wszyscy mieli rację — uczucia są sfabrykowane na potrzeby medialne, to wszystko jedynie konsumpcjonizm, a miłość naprawdę istnieje tylko na filmach. Młodziutka dziewczynka już wtedy wykalkulowała sobie, że nie zasługuje na szczęście. Ekstremalna w sposobie myślenia, jeszcze bardziej impulsywna w zachowaniu, ale wyjątkowo konsekwentna, bo jeśli nie z nim, to z nikim pozostało mantrą, którą się kierowała.
Po latach jednak o nim i o ogromie bólu zapomniała, a w sercu z jej dewizy zostało jedynie z nikim.
Aż ponownie ujrzała go te kilka miesięcy temu. Odnaleźli się po latach, na innym kontynencie, a to wszystko powróciło, zapierając jej dech w piersi. Ten sam słodki uśmiech i błysk w oku, tak samo zmierzwione włosy i ciepły głos. Minęły lata, a jej serce znowu zabiło szybciej, niemal wyrywając się z klatki piersiowej, byle znaleźć się bliżej, byle poczuć to jeszcze raz, chociaż przez moment. I to była jej szansa, kolejny dar od losu, którego nie mogła zmarnować. I tak, jak szybko poczuła to przyjemne ciepło w okolicy klatki piersiowej, tak szybko zadecydowała, że on nie może poznać prawdy, nie całej, nigdy.
Bo on dalej był taki sam, tym dobrym dzieciakiem z sąsiedztwa, do którego wszyscy mieli słabość. Miał swoje zasady, którymi się w życiu kierował. Okazywał innym szacunek, bez względu na ich majętność czy pochodzenie, pomagał i nie oczekiwał nic w zamian, żył w zgodzie z innymi, a ona? Ona była zupełnym przeciwieństwem, na każdym kroku szukała tego specyficznego dreszczyku emocji, który pojawiał się tylko wtedy, gdy robiłeś coś naprawdę niepoprawnego.
Więc starała się. Naprawdę się starała.
Robiła wszystko dokładnie tak, jak powinna, i włożyła w to całą
swoją energię, mimo że początkowo nie było łatwo. Kiedy całe życie twoim jedynym zmartwieniem jesteś ty sam, ciężko się ot tak przestawić, ale on był tego wart. W końcu poczuła się zrozumiana, chciana, tak naprawdę. Tutaj nie miało znaczenia ani to kim była, ani na którym piętrze znajdował się jej rodzinny apartamentowiec, bo Minsoo dalej widział w niej roześmianą dziewczynkę, której oczy błyszczały na widok straganu z jedzeniem, z głową pełną marzeń i dokładnym planem, jak je spełnić. W końcu naprawdę miała coś prawdziwego, miała jego, miała ich związek. To wszystko należało do niej, nawet jeśli proces, w jakim to zdobyła, stawiał jej autentyczność pod znakiem zapytania, bo przecież w jakimś stopniu kłamała. Ale liczył się efekt końcowy, prawda? Oraz to, że jej zamiary tak naprawdę były dobre?
Nawet jeśli jej zachowanie było wielkim, czerwonym i neonowym znakiem, widocznym z kilometrów, świecącym jak bilbordy na Time Square, którego każdy widział, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, jakie to było podejrzane, ona kontynuowała. Aż sama uwierzyła w tę zmianę na tyle, że spodobało jej się bycie... Dobrą.
Była książkową definicją uosobienia cnót, była najlepszą wersją
siebie, o której trąbią samozwańczy trenerzy dobrego samopoczucia na social mediach, tylko by zdobyć kolejnego, nic nie znaczącego lajka pod najnowszym postem. Była tym wszystkim,
czym powinna, a i tak to nie wystarczało, bo choć obrała taktykę, że jej stare życie i wszystko z nim związane po prostu magicznie zniknęło, w całym tym procesie nie wyzbyła się jednego ważnego elementu. I to był błąd.
Może to jej nowo wyczulone na krzywdę serce i wspaniałomyślność ponownie rzuciły ją w jego ramiona. Metaforyczne potknięcie, ale nie porażka, bo zdarzyło się to tylko raz. Tylko raz pozwoliła sobie zapomnieć o Minsoo i odnaleźć to samo ciepło i uczucie bezpieczeństwa w osobie innego. Ale zdała sobie sprawę, że to było złe, przywołała swoje myśli do porządku i ponownie starała uciec od przeszłości... Tylko, że ta miała imię. Jej przeszłość nie była jedynie złą wizją czy wspomnieniem, a bezwzględnym dupkiem, który tak nienawidził, gdy coś szło nie po jego myśli, że obrał sobie na cel zniszczenie tego, nad czym ona tak ciężko pracowała.
Seojun pojawiał się niespodziewanie i zawsze wydawał się być o krok przed nią. Zabawa w kotka i myszkę była chyba jego ulubioną. Ari broniła się i zaciskała zęby, odpowiadała na każdy atak, jednak miała wrażenie, że nic nie wywoływało na nim wrażenia, że jej starania jedynie odbijały się od niego, kiedy ona trzęsła się ze złości i ponownie skupiała całą uwagę tylko na nim, mimo, że dalej nie chciała się do tego przed sobą przyznać.
Był wszędzie, zawładnął jej głową, wkradł do jej myśli i sterował nią poprzez gniew, który ona wyładowywała na każdym dookoła, nawet na Minsoo, a on był ostatnią osobą, która zasługiwała na takie traktowanie.
Nie zasługiwał na to, że gdy ich usta łączyły się w pocałunku, twarz Seojuna była widziana oczami jej wyobraźni. Nie zasługiwał na porównywanie ich wspólnie spędzonego czasu do tych godzin, które kiedyś dzieliła z Kimem. Nie zasługiwał na ciągłe kłamstwa. A Ari nie zasługiwała na niego, przynajmniej nie teraz, gdy cała jej energia była pochłonięta przez kogoś innego.
Świadomość pojawiła się dobre kilka godzin
temu, gdy pod wpływem alkoholu skrywane od miesięcy słowa wypłynęły z niej, a
ona poczuła się jakby w końcu mogła zaczerpnąć oddech, pierwszy raz od
miesięcy. Jakby cały ciężar spoczywający na jej ramionach nagle opuścił jej
drobne barki, a ona znowu była wolna. Myśli już nie były owiane mgłą, obraz wydawał się jaśniejszy. Wszystko powoli nabierało sensu. Podobno prawda cię wyzwoli, podobno
przyniesie ulgę. Podobno wsiadła do tej taksówki tylko po to, by porozmawiać, bo podobno
kochała. Tylko kogo?
Musiała to zakończyć, ten cały cyrk, który już miesiąc temu wydostał się spoza jej kontroli. Jej serce kołatało niespokojnie, ale nie było to oznaką strachu, a jedynie ekscytacją, jaka buzowała w jej żyłach. Chciała tego, zdawać by się mogło, że chciała tego bardziej, niż czegokolwiek w swoim życiu i w końcu nadszedł czas, by się z tym pogodzić. Nadszedł czas, by pogodzić się z porażką i przestać bez celu krążyć po labiryncie, jakim ostatnimi czasy było jej życie.
Musiała to wszystko zakończyć, bo jeśli pozostałaby w tym
chaosie jeszcze chwilę dłużej, pewnie zwariowałaby. Jej myśli nie były jej, nic nie
należało do niej, wszystkim zawładnął on, a ona była więźniem we własnym ciele,
we własnej głowie. To nie było życie, a niekończące się tortury. Nie lubiła się poddawać, ale ten jeden raz gotowa była ponieść porażkę, przyczołgać się na kolanach i zwyczajnie poprosić o zbawienie. I może nie tak to sobie wyobrażała, ale taka była jej smutna rzeczywistość. Ostatecznie, nie ważne jak usilnie strasz się uciec, jak dużo energii włożysz w przebieranie nogami, czasem twoje starania szły na marne. Czasami tak po prostu musiało być.
Opadła na tylne siedzenie pojazdu i westchnęła głęboko. Ciężkie
powieki przymknęły się mimowolnie, kolejna fala niechcianych spostrzeżeń wdarła
się do środka, powodując grymas niezadowolenia na twarzy. Dlaczego wszystko
musiało być tak skomplikowane, kiedy ona pragnęła spokoju. Wzdrygnęła się, gdy uniesiony
i zmartwiony głos kierowcy wybudził ją z letargu. Nie wiedziała, że odpłynęła
na dobre kilka minut, a zdenerwowany mężczyzna już sięgał po telefon, by
wykręcić numer na pogotowie. Na chwilę zapomniała, gdzie tak naprawdę była i po
co, aż nie przekręciła głowy w bok, by wyjrzeć za okno, a jej oczom ukazał się
znajomy, ceglany budynek. Mimo panującego zmroku, jego czerwień raziła w oczy. Ari momentalnie poczuła ciepło rozprzestrzeniające się po jej ciele, to, jak złość zakrada
się w każdy zakamarek, czuła irytację i niemoc, i już sobie przypomniała, gdzie się znajduje.
Wymamrotała ciche przeprosiny i podziękowania w kierunku
kierowcy, a kiedy sięgnęła do torebki, nawet nie zwróciła uwagi na ilość
banknotów, które wyciągnęła. Chyba wystarczająco, bo mężczyzna uśmiechnął się
szeroko i życzył jej dobrej nocy, a ona jedynie kiwnęła głową, bo wiedziała, że
nienależnie od tego, co się wydarzy, nie będzie to dobre. Nie mogło być.
Chyba nie ona jedyna biła
się z własnymi myślami w tej okolicy albo może ta część Manhattanu przywoływała
do siebie zagubione dusze, które pokłady swoich uczuć złożyły w niewłaściwych dłoniach, a pocałunki na nieodpowiednich ustach, bo właśnie tę frustrację i zrezygnowanie, ten brak nadziei
i ból, do którego nie chcesz się przyznać nawet przed samym sobą, zauważyła w
oczach obcego blondyna, kiedy minęli się na klatce schodowej. Coś w środku niej krzyknęło cicho, drobny sygnał, żeby zwrócić więcej uwagi, by wysilić swoje szare komórki chociaż na chwilę, ale gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, Ari zamarła. Nagle dostrzegła czysty gniew i przez chwilę odniosła wrażenie, że był on skierowany na
nikogo innego, a właśnie nią. Negatywna energia piorunowała ją z jego ciemnych tęczówek — nie wyglądał niepoczytalnie, ale zdecydowanie niebezpiecznie. Ostrzegał ją niemo, że to wcale nie koniec, a później odwrócił głowę i prychnął pod nosem.
Ich spotkanie zakończyło się jeszcze
szybciej, niż się zaczęło. Zaledwie chwila, kilka sekund, byli tylko
nieznajomymi, którzy możliwe, że dzielili podobne rozterki, ale na tym kończyły
się ich podobieństwa. Czysty przypadek. Nic więcej. Powtarzała sobie przez moment, byle tylko w to uwierzyć.
Więc nie zaprzątała sobie tym głowy, odrzuciła to dziwne uczucie
w głąb swojej świadomości, bo jej priorytetem był ktoś na szczycie tego
budynku. Powód jej zmartwień również posyłał gniewne spojrzenia i znajdował się teraz na ostatnim piętrze, w lofcie, który znała na pamięć, ale wcale nie
czuła się tam teraz jak mile widziany gość. Nie kiedy przekroczyła próg mieszkania, a ich
spojrzenia skrzyżowały się niemal natychmiastowo. Zupełnie jakby czekał, aż zjawi
się w tych drzwiach, ale wcale nie z otwartymi ramionami. Szczęki zaciśnięte, ciało
spięte, w każdej chwili gotowy do kontrataku, przenikłe spojrzenie błądziło po
jej ciele, dosłownie wypalając na niej swój ślad. Czuła jego piorunującą złość,
bo sama emanowała tym samym gniewem.
W końcu spotkali się i miała mu dużo do powiedzenia, a jeszcze więcej do zarzucenia, bo ta sytuacja była tylko i wyłącznie jego zasługą. Jego winą. Zniszczył ich przyjaźń, zaprzepaścił wszystko, co kiedyś ich łączyło i chyba niespecjalnie mu to przeszkadzało. Oprócz tego zrujnował jej związek z uśmiechem na ustach, swoimi głupimi zagrywkami spowodował lawinę niefortunnych zdarzeń. Jedno po drugim, jak kostki domino, dzień po dniu, było tylko gorzej, a ona nie wiedziała, jak ponownie odzyskać kontrolę. Winiła go za wszystko, za to kim była w przeszłości i za to, w kogo ponownie się przeistaczała.
Wygrał, mógł być z siebie dumny, mógł napawać się tym uczuciem, ale ona nie miała zamiaru zostawać na tyle długo, by przybić mu piątkę i otworzyć butelkę szampana. Chciała to zakończyć, raz i na zawsze. Zawładnął jej umysłem, ale jej serce dalej należało do Minsoo. Przynajmniej w większej jego części, o ile Lee jeszcze jej chciał. To dalej sobie powtarzała, gdy postawiła krok w kierunku bruneta.
To koniec.
— Mam dość Seojun. Mam. Kurwa. Dość. — warknęła wściekle, rzucając
mu piorunujące spojrzenie. — Mam po dziurki
w nosie tych głupich gier, manipulacji... Tego! — Dłonią wskazała na dystans jaki
ich dzielił. Na siebie, na niego. — Tego wszystkiego mam dość — wycedziła
przez zęby, a jej dłonie zaczęły drżeć. Jeszcze chwila i miała wrażenie, że wybuchnie.
— To jest nas dwoje.
...to be continued
[Przeczytałam! Uff, to nie jest toksyczna relacja, to jest jakiś wielowymiarowy twist, aż trudno się połapać! Podziwiam wszystkich bohaterów, bo ja pewnie bym padła na zawał po dwóch dniach takich sercowych rozterek, a u nich niepewność, intrygi, działanie na przekór i brudne zagrywki ciągną się tygodniami! Wooow, dobrych kardiologów mają :P
OdpowiedzUsuńWciąż nie wiem właściwie, kto w tym wszystkim jest psoszkodowany? Bo winni są wszyscy!
Przemiło się czytało, dziekuję za lekturkę <3 ]
Zuri/Ems/Niall
[Ja to bym stawiała na Minsoo, to taki niewinny chłopak, który zupełnie przez przypadek rzucił się w sam środek tornada… a reszta to chyba pół na pół, i poszkodowana, i winna! Ale zgadzam się, kardiologów musza mieć pierwszej klasy, pewnie rodzice sypią groszem :D Dziękuję! <3]
Usuń[Ari jest wiecznie poszkodowana! W jej mniemaniu ona nigdy nic złego nie zrobiła, to zawsze wina kogoś z boku XD Ale tak, jesli patrzeć na to z perspektywy ludzi, którzy moralny kręgosłup posiadają, to chyba Minsoo wypada w tym wszystkim najgorzej :( Cieszę się, że nasza notka się podobała 😇]
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńNadrabiałam wszystkie opowiadania, by poznać losy waszych postaci i powiem wam, że zapewniacie niezłą dawkę emocji czytelnikowi. Trochę jak na kolejce górskiej 😅 I chociaż jeszcze z żadną z was nie mam wątku to jestem cholernie ciekawa osóbek, które przewijają się przez posty. Kocham ich wszystkich za te charakterki i choć bezsprzecznie jestem team Seojun/Ari to Minsoo ma tyle uroku w sobie, że ciężko nie życzyć mu wszystkiego co najlepsze 💜 Czekam z niecierpliwością na kolejne części!
W sumie to może niech oni wszyscy razem zamieszkają i wszyscy razem się kochają-nienawidzą bo sama nie wiem co im lepiej wychodzi 🤣
Usuń[Ja to się nie mogę zdecydować, czy jestem team seori, team minri czy sungjunnie, bo za każdym razem, jak robimy z Chomikiem jakiegoś, jak to Sol wyżej napisała, twista, to mi się momentalnie odwidzia ostatnia para, o której pisałyśmy 🙈 A już najgorzej, jak piszemy dwa wątki jednocześnie, bo wtedy kibicuje temu, do kogo aktualnie piszę. Kolejne części naszej telenoweli już niedługo!]
Usuń[Tyle mamy tych shipów, a to jeszcze nie koniec! Hihi 👀 Tu co chwilę się jakieś nowe pomysły rodzą XD Dziękuje bardzo za miłe słowa, no a z wątkiem przyjdę na dniach, tak jak ustalałyśmy! Urlop się zbliża, więc będę miała chwilkę, by coś napisać!]
UsuńSpotted: Czyżbyśmy w końcu mieli poznać finał historii pomiędzy S, A i M? Well, it's about damn time... Późną nocą A jedzie pod budynek apartamentu S, przemierza ulicę, zataczając się na szpilkach, a w drzwiach mija ją nie kto inny, a nasz Mr Sunshine, który posyła jej spojrzenie... Cóż, niezbyt miłe. Chyba się nie lubią? Tego samego wieczoru M pędzi przez miasto, zostawia nieciekawe dzielnice w tyle i wjeżdża na Manhattan. Myślicie, że jedzie do A? Co takiego się stało na spotkaniu, że potrzebowała potem opieki swojego chłopaka? I czy w końcu pogodzą się po sytuacji, która miała miejsce na ich romantycznej wycieczce? Zdecydowanie więcej mam pytań, niż odpowiedzi!
OdpowiedzUsuńbuziaki,
plotkara 💋
Czytałam już wczoraj, ale jakoś się zebrać do komentarza nie mogłam, więc nadrabiam! :)
OdpowiedzUsuńAle żeby urywać w takim momencie?! Tak się po prostu nie robi, a ja chcę wiedzieć co będzie dalej! :D Zawirowania w życiu tej trójki są niezłe. Nowojorscy terapeuci już pewnie zacierają rączki xD Lubię toksyczność (nie, żeby to był powód do dumy lol), więc team Ari i Seojun, a z drugiej strony aż sama nie wiem... :D Będę wypatrywała dalszej części tej historii. Obyśmy długo na kontynuację czekać nie musieli!;)
[Buahaha, no oczywiście, że trzeba było urwać w takim momencie! *evil laughter* Też uważam, że rachunki do psychoterapeuty Ci nasi bohaterowie mieliby niezłe... Gdyby w końcu do jakiegoś poszli 🙄 Niedługo kolejna część, to zobaczymy, może się team zmieni, hihi. Dzięki za przeczytanie 🖤]
Usuń[Jestem tak okropna w sekrety, bo ja bym wszystko chciała już wygadać, ale co to by była za niespodzianka? XD Mogę tylko obiecać, że toksycznych relacji u naszych postaci nigdy nie zabraknie 😇Dziękuje za miłe słowa, no i jak się zbiorę, to może i w tym tygodniu z coup skończymy drugą część 👀]
UsuńDobra, powiedzmy sobie szczerze, że jak człowiek ma ochotę na genialne dramy wystarczy wczytać się w Wasze przygody. Ja nie wiem, jak Wy się w tym wszystkim łapiecie 😂 jedno jest pewne: dostarczyłyscie mi dzienna dawkę emocji!
OdpowiedzUsuń[Szczerze, to chyba już przestałam się już jakiś czas temu w tym wszystkim łapać... Oni się wszyscy spod kontroli wymykają! Dzięki za przeczytankoooo 🖤]
Usuń[Chomik i jego notatki na posterunku, co by nam się timeline nie załamał i żeby wszystko miało sens 📝 XD Ale to prawda, Oni już własnym życiem żyją hihi. Dziękuje za przeczytanie naszych przygód 😇]
Usuń