HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

Expect problems and eat them for breakfast.- Alfred A. Montapert

To zadziwiające, że oboje zaczęli się przyciągać w tak parszywych okolicznościach...

Zuri nie okazywała strachu, nie pokazywała bólu, czy dyskomfortu. Była dziewczyną, która wie czego chce i nie ma oporów przed tym, by po to sięgnąć. Bardzo śmiało wyrażała niezadowolenie i dumnie unosiła głowę, nie słuchając gdy inni próbowali udowodnić jej, że jest młoda i na niczym się nie zna. Gdy inni ja bagatelizowali, szła w zaparte, udowadniając, że się mylą i jej nie doceniają. Była dzielna, uparta i waleczna, ale był jeden człowiek, który ją przerażał. To David - sprytny dealer, z którym zadała się odrobinę za bardzo i który stwierdził, że bzykanie bogatej dziewczyny otworzy mu nowe kontakty i pozwoli rozkręcić jego żałosny biznesik. A ona, mając siebie za dość bystrą dziewczyną, nie połapała się, jakim jest psycholem, póki nie zaczął jej nachodzić...
Nie była kochliwa, nie zakochiwała się często, ale lubiła się bawić. Może to psikus od losu, że miała pieniądze, urodę, była dość cwana i sprytna, by sobie poradzić, jednak nie trafiała na dobrych chłopaków. David okazał się bardzo toksyczny, a nawet przemocowy, więc kiedy ona się zorientowała jaki z niego drań, to on szybko się zorientował, że Zuri nie jest łatwa do manipulacji, bo sama je stosuje. Nie lubił odmowy i nie przyjmował do wiadomości cudzego zdania innego niż własne. A kiedy był bardzo niezadowolony z tego, że dziewczyna, dzięki której mógł się wybić i zyskać na popularności, zyskuje ją sama niepodzielnie, szybko tracił cierpliwość.
Kiedy naszedł ją na bankiecie, na którym była z rodzicami, bo zostali zaproszeni przez rodzinę Harrisonów, nie spodziewała się tego, co jej zrobi. Szarpali się już raz i drugi, parokrotnie zdzieliła go po twarzy, używając trochę więcej siły w złości, niż przy policzkowaniu nachalnych buraków w klubach, ale gdy walnął ją pięścią w żołądek, aż splunęła na kurewsko drogą sukienkę od Chanel krwią, wystraszyła się. Wystraszyła się do tego stopnia, że przestała się bronić i gdy wyszedł, leżała na zimnych kafelkach, trzymając się drżąca za obolały brzuch
- Nie piszcz idiotko! - syknęła do obcej baby, gdy po parunastu minutach do łazienki weszła jakaś dziewczyna i widząc Williams leżącą na kafelkach z rozwaloną wargą i spuchniętą twarzą, zaczęła tak się drzeć, aż brunetce pękała głowa. Nie chciała, by ktoś tu wszedł, by ktoś ją taką znokautowaną zobaczył. Ale teraz to już w sumie wszystko jej było jedno... Aż dziw, że przez te parę minut jak się szarpali i krzyczeli z Davidem nikt tu nie wlazł.
- Pomocy, jest tu lekarz?! - tamta nieznajoma wypadła z piskiem z toalety a Zuri, obawiając się, że wleci tu jakiś fotoreporter, przeszła na czworakach do pierwszej wolnej kabiny, aby się schować.
Bolał ją brzuch, w który dostała z pięści i łupała głowa, bo oberwała z liścia. Wargę miała rozciętą i całą twarz czerwona i spuchniętą. Makijaż, poplamiona jej i nie jej krwią sukienka (bo zadrapała skurwysyna), to już nie było ważne. Zgubiła gdzieś torebkę, nie wiedziała gdzie jest, a to mógł być problem, miała tam telefon, dokumenty i klucze... Ale nie myślała o tym teraz, usiadła w kabinie na zimnej podłodze i przymknęła drzwi, jednak nie zamknęła bo nie sięgała do zasuwki. Oparła się o ścianę i kaszlnęła, czując ucisk w piersi. Przeklęty David, miała nadzieje, że skopała mu jaja dość skutecznie, by więcej jej nie szukał, a zadrapania na twarzy pozostawią choć cienkie blizny. Nienawidziła go z całych sił. Nienawidziła go tak mocno, że byłaby w stanie go rozszarpać.
William nie lubił i nie czuł się dobrze na imprezach dla śmietanki, bywały jednak sytuacje, kiedy pokazać się musiał. Dzisiaj na przykład był wsparciem dla siostry, której dobry humor na razie nie opuszczał. Nie taki jubileusz straszny jak go malują! Kiedy jednak podszedł do niego jeden z ochroniarzy mówiąc mu o jakimś wypadku w damskiej toalecie zmarszczył lekko brwi. Wiedział, że dziennikarzom dużo nie trzeba, żeby jutro rodzina Harrisonów znalazła się na okładkach szmatławców, dlatego przekazał na chwilę Amelkę w dobre ręce, a sam poszedł wypadać sytuację, zgarniając po drodze jeszcze dwóch ochroniarzy. Nie chciał robić rozgłosu, więc też nie informował na razie o niczym ojca.
Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Kiedy wszedł do damskiej toalety i po śladach krwi dotarł do kabiny, mimowolnie uniósł brwi. Zaraz jednak przymknął drzwi, żeby nikt inny nie patrzył na Zuri i spojrzał na ochroniarzy. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek spotka te małą pyskatą dziewczynę, a już na pewno nie w takiej sytuacji.
- Ty pójdziesz do oznakowanego chevroleta i przyniesiesz z bagażnika moją torbę - odparł rzucając do jednego z osiłków kluczyki od swojego samochodu. - Ty rzuć okiem na monitoring i sprawdź czy ten człowiek, który stąd wychodził nadal tutaj jest - dodał do drugiego z panów. Domyślił się, że krew na jej sukience należy do tego drugiego osobnika. - A ty pilnuj, żeby żaden paparazzi nie zbliżał się w kierunku toalet i powiedź Josephowi, że sytuacja opanowana - zarządził i dopiero kiedy ostatni z panów wyszedł, otworzył drzwiczki szerzej i przykucnął obok kobiety.
Całe ciało krzyczało, obolałe i spięte, ale Zuri nie płakała. Trzymała się mocno swojej fasady, pozorów których nigdy nie opuszczała. Nie miała zamiaru ronić łez, ani pokazać, jak bardzo się boi. David na to nie zasłużył, tym bardziej paparazzi. W środku cała się trzęsła, ale na zewnątrz jedynie lekko drżała, choć akurat to wyjaśniłaby tym, że spędziła na zimnych kafelkach już dobrą chwilę, nawet na jej skórze pojawiła się gęsia skórka od podłogi. Kiedy drzwi do łazienki znów się otworzyły, spuściła głowę, a ciemna kaskada hebanowych włosów przysłoniła jej opuchnięty profil. Nie chciała, by ktoś ją w takim stanie widział, zaraz jednak podniosła wzrok zdumiona, rozpoznając głos. Ten kto wydawał polecenia brzmiał znajomo, ale dopiero gdy uchylił drzwi kabiny i kucnął przy niej, rozpoznała ratownika, spoglądając w jego twarz. Co on tu do diabła robił? To był jubileusz dla elity, znowu ktoś tu odleciał i potrzebował ratownika?
Nie zdążył się jej ostatnio przedstawić, więc nadal nie wiedziała, z kim na do czynienia.
- Co się stało, Zurka? - zapytał Will, bo jakoś nie mógł uwierzyć by kobieta pobiła się z inną kobietą o szminkę w damskiej toalecie. - Chcesz, żebym wezwał policję? - zapytał dla pewności, chociaż z góry znał odpowiedź.
- Co ty, jak... - zaczęła, chcąc go powitać upomnieniem, żeby sobie za wiele nie pozwalał, ale zaraz zwróciła uwagę na dwie rzeczy. Zwrócił się do niej tak dziwnym zdrobnieniem, którego nikt nigdy nie używał, aż ją zatkało - to po pierwsze. Był wystrojony i cholernie dobrze się prezentował w garniaku - to po drugie.
Nie miała szans wymyśleć, czy on jest tu gościem, czy dorabia jako kelner na obsłudze, bo za mało go znała, a zresztą... co ją obchodził obcy facet, skoro taki dobrze znajomy właśnie jej przywalił?
- Żadnej policji - zaprzeczyła i odchyliła głowę, aby oprzeć ją o ściankę kabiny, bo było jej słabo. - Zabierz mnie stąd - rzuciła trochę rozkazująco, a trochę markotnym, zbolałym głosem, bo teraz nie miała nawet siły się wściekać i rozkazywać mocnym tonem. Wyciągnęła rękę i złapała go za dłoń, przyciągając do siebie tak, by usłyszał jej cichy głos, gdy na niego spojrzała. - Proszę, zabierz mnie stąd po cichu.
- Najpierw trzeba cię postawić na nogi – zauważył trzeźwo Will, bo raczej ciężko zabierać kogoś z przyjęcia wlokąc go jak worek ziemniaków, prawda? W sensie… mógłby ją zanieść na rękach, ale i wtedy większość ludzi zwróciłaby na nich uwagę, więc to odpadało. Co więcej, miał okazję zmyć się z imprezy, czy nie był to kolejny powód do tego, żeby spełnić życzenie młodej kobiety? - Zabiorę cię stąd – obiecał po chwili, kiedy rozległo się ciche pukanie.
Will oderwał od swojej dłoni palce Zuri, żeby wstać i przymknąć drzwi kabiny. Zdążył zauważyć, że nie chciała mieć widowni, czemu wcale się nie dziwił. Wyprowadził ją tylnym wyjściem i zabrał do kliniki, którą założył po tym jak przestał pracować w szpitalu. Mówił coś i pewnie nawet całkiem sensownie i rzeczowo, ale Zuri obolała skupiła się tylko na tym, jak pracują jego ręce, gdy prowadzi auto w czasie drogi i jak poruszają się wargi, gdy wypowiada słowa. W głowie jej szumiało, nie miała sił na niczym się skupić. I nie chciała na niczym się skupiać, chciała spać i zażyć coś, co uśmierzy ból. Coś mocnego.
- Połóż się tutaj. - Pomógł jej usiąść na jednym z łóżek i zasunął lekko kotarę, żeby nie było Zurki widać. Sam podszedł do umywalki, żeby umyć ręce, założyć jednorazowe rękawiczki i wrócić do łóżka z kroplówką. Sprawnie i szybko założył kobiecie wenflon, podłączył płyn i dodał do niego odpowiednią dawkę leków przeciwbólowych. Widział po jej twarzy, że adrenalina zaczęła opadać, a co za tym idzie, ciało zaczynało odreagowywać. - Będziesz musiała podciągnąć sukienkę, żebym mógł zrobić usg - powiedział siadając na taborecie obok łóżka i przysuwając do siebie ultrasonograf, który umieszczony był na szafce z kółkami. Wyciągnął jednorazowy podkład, którym przykrył Zurkę i dopiero wtedy pomógł jej podciągnąć materiał wyżej, dzięki czemu mogła poczuć się bardziej komfortowo.
- Teraz chcesz się do mnie dobrać, a nie jak byłam w stanie ustać na własnych nogach? - mruknęła, spoglądając mu dziarsko w twarz i gdy położył na niej okład, zasłaniając jej ciało, wywróciła oczami. - Jesteś nieśmiały, Will? - uśmiechnęła się zaczepnie, ale i też bezczelnie, z jego pomocą podciągając sukienkę tak, by mógł ją przebadać.
William, ignorując jej zaczepki, skupił się już wyłącznie na monitorze. Oglądając każdy organ Zurki, żeby upewnić się, że nic poważniejszego się nie działo. Zimny żel i urządzenie sprawiły, że kilka razy się wzdrygnęła, gdy doktorek jeździł głowicą po jej brzuchu, ale nawet nie stęknęła. Spoglądała uporczywie w twarz mężczyzny, aby to z niej wyczytać, co zobaczy na ekranie. Kiedy zaczął wycierać papierowymi ręcznikami żel z jej brzucha, chyba wydawało jej się, że dłużej patrzył na jej krawędź bielizny! Patrzył?
- Jak się teraz czujesz? - zapytał Will po chwili odkładając urządzenie na swoje miejsce i sięgając po ręczniki papierowe, którymi zaczął ścierać delikatnie resztki żelu z brzucha Zuri.
- Jak przejechana trzy razy puszka po coli - oznajmiła z kwaśnym grymasem i chwyciła za materiał sukienki, gdy już wytarł jej brzuch, pociągając ją w dół.
Leki ją otępiły i uśpiły. Nawet nie zorientowała się, kiedy przysnęła, leżąc na klinicznym łóżku, a William wyjął z szafy wełniany koc i okrył nim dziewczynę, żeby nie zmarzła. Kiedy się przebudziła, czuła dezorientację i potrzebowała kilku minut, aby ogarnąć, gdzie jest. Powoli usiadła, kontrolnie dotykając się po bokach, a potem po brzuchu który David uderzył kilkakrotnie bezlitośnie i spojrzała po pokoju, ostatecznie zatrzymując spojrzenie na śpiącym obok niej w krześle doktorku. Telefon miał przed sobą na blacie biurka, przed nim stał kubek papierowy chyba z niedopitą kawa, ale facet sam chyba był wykończony, bo jednak usnął. I wyglądał przy tym tak słodko, aż poczuła jakieś ciepełko delikatnie łaskoczące ją w piersi. Złapała za koc, odrzuciła go i wstała ostrożnie, powoli podchodząc do mężczyzny. Lekko musnęła palcami kosmyki nad jego czołem, a potem pochyliła się i pocałowała go ostrożnie w usta. Zuri wcale nie miała problemów z bliskością i dystansem.
- Pobudka, królewiczu - mruknęła z uśmiechem, spoglądając z bliska w jego twarz. Nie odsunęła się, opierając dłoń o podłokietnik krzesła, bo jeszcze nie czuła się tak dziarsko, żeby tu zacząć robić popis kankana. Choć mogłaby, dla takiego faceta mogłaby zatańczyć bez majtek.
Był chirurgiem, miał za sobą epizod w marynarce i jeszcze do tego zrobił z siebie ratownika. Efekt? Potrafił spać wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Co nie świadczyło jednak o tym, że śpiąc w karetce na szoferce, albo w gabinecie przy biurko, sen był magicznym lekarstwem. Owszem, regenerował trochę organizm, ale bóle w krzyżu zdawały się coraz częściej o sobie przypominać.
- Mmmmm – mruknął tylko przeciągle, kiedy coś, a raczej ktoś go obudził i pierwsze, co poczuł, to sztywność w karku, a pierwszym co zobaczył, była twarz dziewczyny.
Odwiózł ją do mieszkania, ale nie odprowadził na górę. Wolał zachować zdrowy dystans, szczególnie że nie wiedział, czego spodziewać się po tak zaczepnej i wygadanej kobiecie. Była pobita, a i tak rzucała mu aluzje, ba! obudziła go tak, że nie wiedział przez moment, jak się zachować! Doprawdy... była dziwna. A na dodatek zostawiła przy pożegnaniu swoje rzeczy wysypane z torebki w jego aucie i sam nie był pewien, czy nie zrobiła tego celowo po tym, jak już oficjalnie jej zdradził swoje nazwisko. Niektóre kobiety tak robiły, w końcu był bogaty... Na prawdę nie był pewien, czego sie po niej można spodziewać.
Kiedy wróciła do swojego mieszkania, na prawdę na kilka dni się tam zaszyła. Do rodziców zadzwoniła nazajutrz rano, powiedzieć, że wróciła sama i chyba się czymś zatruła, więc lepiej niech nie przyjeżdżają na kontrolę, co by nic nie podłapali. Pracownię miała na miejscu, więc mogła pracować z domu i przesyłać skany, albo zdjęcia dalej do oceny swojego zespołu - tak, była założycielką i głównym pomysłodawcą, ale otaczała się fachowcami, którzy ją wspierali. Nie była zadufanym snobem, choć media bardzo lubiły ja tak przedstawiać, a ona... cóż, podsycała ich jadowitość, a potem zaskakiwała. Lubiła bawić się i manipulować opinią publiczna, to była taka śmieszna zabawka.
Doszła do siebie szybko, była młoda, jadła zdrowo i dbała o ciało. Niestety musiała podziękować za pokaz, który miał odbyć się w tym tygodniu i pokaźny zarobek przez to jej umknął, ale... czy tak na prawdę potrzebowała więcej kasy? Raczej nie, tylko poczuła się ograniczona. Nienawidziła tego, bo od zawsze dążyła do swobody! Strach nie zniknął, nawet za drzwiami penthouseu. Jedzenie zamawiała na dowóz pod drzwi, choć już po kilku dniach miała dość siedzenia w zamknięciu. David zapadł się pod ziemie i jakoś nie wydawało się, by znów miał się pokazać, szczególnie że w starciu z nim nie okazała lęku, ani innej słabości. Wyszła więc na krótki spacer, ubrana w zwykłą białą koszule, jeansy, botki i gruby, długi płaszcz, żeby nie kusić losu i nie ściągać specjalnej uwagi paparazzich. Pewnie i tak się gdzieś czaili, ale obecnie na dzielnicy panował inny kryzys i awanturka, która ściągała uwagę mediów, więc miała nadzieje, że pójdzie po cynamonowe bułeczki i wróci bez przyłapania. I na prawdę byłoby to do zrealizowania, ale pod samym budynkiem już gdy skręcała do wejścia do jej budynku, zjawił się David.
- Co... - zaczęła, nie poznając go od razu, bo był w bluzie z głęboko naciągniętym kapturem i czapką z daszkiem nasuniętą na oczy. Zasłonił jej usta, szarpnął za ramie i pociągnął za sobą w zaułek obok. Taki gdzie z ekskluzywnej kamienicy segregują i wywożą śmieci, więc pasowało tematycznie, David był ludzkim odpadem.
Wyszarpnęła się i zanim zdołała powstrzymać, już uderzyła go z otwartej dłoni, aż mu łeb odskoczył.
- Nie dotykaj mnie! Wynoś się, masz zakaz zbliżania się, wariacie! - wrzasnęła ile sił w płucach, ale rozjuszony chłopak, widocznie na głodzie narkotykowym, patrzył na nią rozjuszonym i jakby nieobecnym wzrokiem. Popchnął ją na ścianę, aż zakasłała, czując że w płucach jej się chyba cos obluzowało i zasłoniła się rękoma, widząc jak podnosi na nią rękę.
Przez kilka dni woził w samochodzie ładowarkę, żeby ją oddać właścicielce. Za każdym razem, kiedy już do niej jechał, zwykle był po dyżurze i zauważał, że był środek nocy i nie wypadało budzić Zurki. Aż w końcu trafił pod doskonale zapamiętany adres blisko dwudziestej. To była jeszcze całkiem ludzka godzina, więc wyłączył silnik i pochylił się, żeby odszukać w schowku rzeczy Zurki. Wtedy jego wzrok padł na scenę, która obudziła w nim gniew. Gniew, który starał się chować głęboko w sobie, bo był nieobliczalny i zazwyczaj nic dobrego z tego nie wynikało. Nie wiedział nawet kiedy wyskoczył z samochodu, ale dobiegł do kobiety w chwili, kiedy pięść nieznajomego mężczyzny była już niepokojąco blisko jej ciała. Wykręcił jego rękę z wesołą łatwością i wcale nie przejął się głośnym trzaskiem, kiedy bark napastnika opuścił swoje prawidłowe miejsce.
- Zrób to jeszcze raz, gnoju, to ci tę rękę amputuje - warknął rzucając mężczyzną o ścianę budynku. To był ten moment, kiedy William nie przypominał słodkiego doktora, ale szaleńca, który zamykając oczy na nowo znajdował się na polu bitwy.
Zuri była dzielna i waleczna, ale znała tez prawa fizyki i umiała oszacować przewagę przeciwnika. A umówmy się - za dużo to ona sie nie biła. Ale potem, zanim oberwała znowu, zadziała się szamotanina z udziałem doktorka, choć nie sądziła, że go jeszcze kiedyś spotka (no poza uroczystościami jego rodziny, albo jej, bo pewnie elitka zaprasza się nawzajem). Pamiętała o zagubionej ładowarce i perfumetce, ale to były takie pierdoły, że już następnego dnia zamówiła do mieszkania nowe i tyle.
Widząc jak znikąd pojawia się jej doktorek i po prostu niemal rozszarpuje Davida, a z całej jego postawy emanuje z niego taka wściekłość, jakby był w stanie rozerwać go na strzępy, zadrżała. O Boże... to nie był ten milutki facet, którego podrywała i peszyła, a on wydawał się nie zwracać na nią uwagi, to był... kurwa, niedźwiedź w szale. Zamieszanie przyciągnęło uwagę z ulicy i w tym momencie Zuri wiedziała, że trzeba ciekać. Podskoczyła do Willa, ujęła go za podbródek, aby skupił na niej uwagę i złapała drugą ręką mocno za ramię.
- Nic mi nie jest - powiedziała szybko, spoglądając kontrolnie w jego jasne oczy, które były tak piękne... cholera, na prawdę cudowne. I pociągnęła Willa za sobą głębiej w uliczkę, aby przedostali się bocznym wejściem na techniczna klatkę schodową kamienicy. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, oparła się plecami o ścianę i odetchnęła głęboko, dociskając dłoń do piersi. Miała wrażenie, że serce jej wyskoczy za sekundę.
Pewnie gdyby kobieta go nie odciągnęła, to jeszcze bardziej poturbowałby tego człowieka. Całe szczęście, że i jej się nie oberwało rykoszetem, bo William w szale mógłby nie odróżnić Zurki od kolejnego potencjalnego napastnika. Był jednak na tyle przypomni, że zostawił leżącego gnojka na ziemi, nawet nie zastanawiając się nad tym, żeby w jakikolwiek sposób mu pomóc. Na przykład nastawiając bark. Cóż, może jak go trochę poboli to przemyśli dwa razy, na kogo i gdzie podnosi rękę. Dał się prowadzić kobiecie, chociaż kompletnie wypadło mu z głowy, po co w ogóle tutaj przyjeżdżał.
- To ten śmieć zaatakował Cię w kiblu? - zapytał i miał szczerą chęć wrócić na zewnątrz i jeszcze facetowi poprawić. No dobije gościa! Nawet podszedł do drzwi i grzmotnął w nie dłonią starając się powstrzymać samego siebie przed popełnieniem błędu.
Patrząc na tak wściekłego Williama, zaczęła się zastanawiać, czy dobrze się dzieje, że jest z nim tutaj sama. Nie chodziło o to, że się go boi, bo nie sądziła, aby w szale mógł się na niej wyżyć, ale jakoś... cóż, nie myślała o tym wcale chyba. Nie znała ludzi, którzy przeżyli tak trudne chwile, że gdy napada ich furia, nic nie widzą, tylko działają, a więc mogą skrzywdzić kogoś, kogo tak na prawdę nie chcieliby nigdy zranić. Ale jednak trochę się bała. Najpierw wystraszył ją David, a teraz Will był jak nie Will. Aż się wzdrygnęła, gdy zawrócił do drzwi i rąbnął w nie tak, że po metalowej konstrukcji rozniósł się huk.
Nie odpowiedziała, bo było jej wstyd. Tak to ten sam chłopak. I tak, znała go. I nie, wcześniej taki nie był, ale to jej wina, że się nie domyśliła, jakim jest typem. Podeszła do Willa szybko i objęła go, wtulając się w jego plecy. Trochę drżała, ale to może nie z nerwów, a z zimna, miała cały czas rozpięty płaszcz, więc to chyba to... prawda? Odetchnęła głęboko i mocniej przycisnęła ręce do ciała mężczyzny, jakby chciała go zatrzymać w miejscu, żeby nie wybiegł.
- Wszystko ci powiem, tylko proszę, uspokój się - poprosiła cicho, czując że na prawdę ją to przerasta i przeraża. Miała tylko dziewiętnaście lat, jakim cudem wciąż babrała się w takim gównie!?
Pójście do więzienia za zabójstwo nawet największego śmiecia, nie wchodziło w grę i William wiedział o tym doskonale, naprawdę wiedział. Ludzie jednak wiedzieli dużo, a i tak popełniali błąd za błędem. Na tym polegało życie. Dlatego musiał skupić się na czymś innym. A Zurka chyba nawet nie wiedziała, że doskonale mu w tym pomagała. Odetchnął przeciągle, na kilka sekund zamykając oczy. Po kilku głębszych oddechach odwrócił się w końcu i przytulił kobietę.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - powiedział cicho opierając głowę na drzwiach, które od niego mocno dostały. Mogło się okazać, że niewiele różnił się od tego pajaca z wybitym barkiem. Chociaż Harrison podskakiwał tylko do tych, co chociaż trochę byli zbliżeni wagowo...
- W porządku... - mruknęła w jego koszulkę, chyba trochę brudząc mu t-shirt błyszczykiem i odsunęła się odrobine, by spojrzeć na mężczyznę. - Chodź, na śniadanie, kupiłam cynamonowe bułeczki - zaproponowała, w sumie mocno zaskoczona odkrywając że w zgięciu jej ręki wciąż trzyma się papierowa torebka z piekarni za rogiem, nawet jeśli rączki torebki mocno się przesunęły wyżej i teraz wbijały się w jej rękę.
Teraz nie było jej do śmiechu, ani nie miała nastroju na żarty. I już nawet nie było ważne, dlaczego Will się tu zjawił, dobrze, że był i mogli posiedzieć nawet w ciszy. Miała nadzieję, że może zostać choć na chwilę, bo nie chciała być sama. Złapała go za rękę i poprowadziła do mniejszej, bocznej windy. Wcisnęła guzik na jedno z ostatnich pięter i spoglądała na niego, nie puszczając dłoni.
William ruszył za kobietą chociaż nie miał nawet najmniejszej ochoty na żadne bułeczki, nawet jakby były ze złota. Wszedł do windy, żeby oddalić się od nieznajomego i zminimalizować szanse, że idąc do swojego samochodu jeszcze mu poprawi. Cóż, jadąc na wezwanie do przemocy domowej też był wystawiony na próbę cierpliwości, ale wtedy miał jeszcze innych ratowników, często policję i pacjentów, którymi trzeba było się zająć. Teraz był tylko facet, któremu należał się ostry wpier... Ostre przypomnienie, że na kobiety nie podnosi się ręki.
- Nie patrz tak, nic poważnego mu nie zrobiłem - odparł po chwili, kiedy winda z każdym kolejnym piętrem oddalała go od powrotu na dół. Przesadził. Wiedział o tym. Dlatego wolną ręką przesunął po twarzy i włosach wracając do równowagi psychicznej. Tylko jak pomyślał, że mógł przyjechać kilka minut później...
Szczerze powiedziawszy tez nie była głodna. Ale po prostu... cóż, wyszła z domu z zamiarem rozpoczęcia dnia od śniadania i to była ostatnia zwyczajna, normalna rzecz, jakiej się trzymała. Teraz i to że David znów się pojawił i że w ogóle pod jej domem znalazł się Will, to były tak absurdalne fakty, że nie była pewna, czy jej się to nie wydaje. - On nie był nawet tego wart - mruknęła, wzruszając ramionami i puściła rękę Willa, wychodząc do apartamentu, gdy dojechali na odpowiednie piętro.
Will był Harrisonem, więc wiedział, co to przepych i luksusy, a jednak zerknęła przez ramię, żeby zobaczyć jego reakcję, gdy wszedł do środka. Rozerwała rączki papierowej torebki oczepionej na jej ramieniu, bo inaczej by się jej nie pozbyła i rzuciła płaszcz na kremową sofę w wielkim salonie. Buty zrzuciła zaraz za drzwiami, ale nie musiał ściągać swoich, bo jej gosposia która opiekowała się i apartamentem i czasami też nią (gotowała, piekła, wymieniała zużyte rzeczy w kuchni na nowe i w łazience też) przychodziła co dwa trzy dni i wszystko zawsze wyglądało nienagannie. Nie żeby Zuri była mocno rozpieszczona i nie umiała sprzątać, bardziej nie miała na to czasu i ochoty. I była mimo wszystko wciąż nastolatką, która lubi szaleć. Pociągnęła jeansy wyżej i skierowała się do kuchennej wyspy. Położyła pączki na blacie i zamiast obejść cały, wskoczyła na niego, aby z drugiej strony sięgnąć talerzyki. Zawisła na brzuchu na wyspie i spojrzała przez ramię na gościa.
- Chcesz mnie, kawy, czy whisky? - spytała całkiem niewinnie, ale w jej czach na powrót zaiskrzyły diabełki. O tak, zdecydowanie nie pozwoli mu się martwić za długo. Zanim jednak odpowiedział, wróciła do niego, uprzednio zeskakując na posadzkę z lekkością (na prawdę dużo lepiej się czuła) i złapała go za poły kurtki, ciagnąć do siebie. - Musisz oddychać, wiesz? - przypomniała z uśmiechem, widząc, że wciąż jest spięty. Ona też była... ale lepiej to maskowała.
Chciał kawy. O tak. Cholernie chciał kawy, kiedy usłyszał to słowo i nawet sięna nim skupił jak tonący brzytwy. Gdyby nie miał znowu przed oczami tyłka w obcisłych spodniach. Po co on tu właściwie przyjechał? Bo jakiś plan chyba miał, prawda? Miał kisiel zamiast mózgu. Adrenalina wyparowała i bezlitośnie zabrała mu resztki jakiegokolwiek opanowania.
No właśnie, musiał oddychać. I wybrać czy chciał bułeczki, kawę i... Co to tam jeszcze było w zestawie? William pochylił się wbijając się w wargi kobiety, czego prawdopodobnie się nie spodziewała. Złapał ją z łatwością za biodra i posadził na blacie, nie odrywając się od jej ust.
Wybrał.


To zadziwiające, że był to dopiero początek.

[Samo nam się napisało :) prosze wybaczyć błędy, dziwnie pisać na 4 ręce notkę :P]

12 komentarzy:

  1. [Przygody Zuri i Williama osłodziły mi poranną kawę, nawet jeśli historia sama w sobie nie była aż tak słodka… No, oprócz końca, a jako, że jestem ogromna fanką romansów, to zakończenie było dla mnie idealne, chociaż nie powiem, strasznie mnie ciekawi, co się stało z Davidem i czy pogruchotanie mu kości wybiło mu z głowy dalsze nękanie dziewczyny. Dajcie wincy! A w ogóle moja druga połówka strasznie lubi Chirurgów i ja czasem sobie jednym okiem na ten serial zerkałam, i tak się zastanawiam, czy tu jakieś powiązanie jest u pana Harrisona? :D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Hej! Dzięki za rzucenie okiem :) Cieszymy się, jeśli dało się to strawić xD
      Mi pogruchotanie czegokolwiek wybiłoby z głowy wszystko raczej, ale śmiem twierdzić, że nie jestem psycholem, więc nie wiem jak to z Davidem będzie :P I wiadomka - romanse rządzą xDDD
      Aaaa, ja jestem wielką fanką tasiemca Grey's Anatomy <33333 choć z tego co wiem, to inspiracja na Will'a szła bardziej z serialu The Resident ]

      Usuń
    2. [To liczymy na to, że Davidowi w tym przypadku rozsądek podpowiedział wieczny odwrót XD Ooo, widziałam ten serial chyba na Disneyu i nawet sobie pomyślałam, że to wygląda zupełnie jakby był spinoffem Chirurgów! Polecę go zatem :D]

      Usuń
    3. Pozwolę się wtrącić... I powiedzieć, że Rezydenci są super! :D Koniecznie musisz obejrzeć. Są nawet lepsi, moim skromnym zdaniem, niż Chirurdzy:D

      Usuń
  2. Pochłonęłam notkę na jeden raz i kurczę... Chyba do końca nie wiem jak to skomentować. Czytało się ciekawie, a mnie są problemy Zuri nieźle zaskoczyły, a już na pewno nie spodziewałam się ataku w łazience czy później, gdy wyszła z mieszkania. Podziwiam, że miała w sobie tyle chęci, aby uciec jeszcze do łazienki, ale to chyba każda panna z UES by zrobiła, aby tylko nic nie dostało się do prasy... No i jak na dziewiętnastolatkę to spore przeżycia, jak nie ogromne. Na jej miejscu chciałabym się po prostu przytulić do mamy, ale panny z Upper East nie z tych co się będą wypłakiwać w końcu matkom w ramię. ;)
    Ah, no i końcówka to miód na moje serducho, które kocha romanse! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Dzieki za chwilę uwagi! :* Ona się wypłacze w ramię ale takie męskie, silne i pewnie lepiej pachnące niż mamine... ^^
      Wiadomo, kochamy romansidła! <3 ]

      Usuń
  3. [Romanse, romansami, wszystko pięknie kolorowo i tak ma być, no ale... Ja tam UWIELBIAM dramaty, zawroty akcji, właśnie tych takich psycholi jak ten David :D
    Oczywiście Zuri i Williamowi życzę jak najlepiej, ale jakby na drodze znowu pojawił się jakiś prześladowca, czy tam los im rzucił przysłowiowe kłody pod nogi, to ja chętnie poczytam więcej XD]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Z takimi bohaterami nudno to chyba być nie może, więc postaramy się spełnić twoje życzenie <3]

      Usuń
  4. Spotted: Czasem zastanawiam się, ile ramiona kruchej, drobnej kobiety są w stanie znieść... Po czym sobie przypominam, że takie cudowne istoty jak my są niemal niezniszczalne! A w dodatku zawsze możemy liczyć na drobną pomoc przystojniaków, którzy zrobią dla nas wszystko, o czym chyba Z przekonała się na własnej skórze. Nie dość, że W przebadał ją bardzo dokładnie tuż po tym, jak w połowie bankietu kelnerka znalazła ją leżącą w kałuży własnej krwi w łazience, to jeszcze niedługo potem... Uratował jej życie. A przynajmniej to usłyszałam od naocznych świadków. Choć ten gniew, szał w oczach W, gdy tłukł bez pamięci oprawcę naszej It Girl, podobno był dość przerażający, nawet dla dziewczyny. Ale ewidentnie nie bała się za długo. Czas w jej apartamencie spędzili potem, jak by to ująć, terapeutycznie.

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  5. Ile się dzieje! No nieźle… Czyżby opowiadanie miało być również zapowiedzią powrotu Willa do NYC? Świetnie Wam to wyszło! Pisanie na cztery ręce jest najlepsze na świecie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Dzieje się, a Zuri czeka na jego powrót :P ]

      Usuń