chapter five
by coup d'état and Rudy Chomik
17 lutego 2023
— Mam po dziurki w nosie tych głupich gier, manipulacji... Tego! — Dłonią wskazała na dystans, który ich dzielił. Na siebie, na niego. — Tego wszystkiego mam dość — wycedziła przez zęby, a jej dłonie zaczęły drżeć. Jeszcze chwila i miała wrażenie, że wybuchnie.
— To jest nas dwoje.
Jakby wiedział, co ma powiedzieć, by ją sprowokować. W kilku krokach pokonała dystans, który ich dzielił i stanęła przed nim, głowę zadzierając do góry. Mierzyli się wściekłym spojrzeniem.
— No co, Min Ari? Co byś mi chciała powiedzieć?
— Wygrałeś Seojun, a ja przyszłam ci oficjalnie pogratulować — wykrzyczała głośno, jednocześnie unosząc ręce do góry w dramatycznym geście.
17 lutego 2023
Nie potrafił dokładnie określić, kiedy jego twarz na widok Seojuna zaczęła się rozpromieniać, a usta wykrzywiać w szerokim uśmiechu, który wcale — jak lubił sobie wmawiać — nie był sztuczny. Wszystko zaczęło się szybko, za szybko, a potoczyło tak naturalnie, że poranki spędzone w apartamencie bruneta stały się codziennością... Do tego stopnia, że w prywatnej łazience przy sypialni Seojuna obok jego szczoteczki do zębów znajdowała się ta należąca do Sunghoona.
Ich relacja była inna niż te, do których przywykł Ahn. Owszem, początkowo jego cel był prosty i nie różnił bardzo od jego dotychczasowych podchodów. Zainteresuj, uwiedź, zabaw, złam, zostaw i zapomnij. I jak trzy pierwsze podpunkty z jego listy zostały osiągnięte bez większych problemów, tak z jakiegoś powodu chłopak nie mógł się zmusić, by posunąć się o kolejny krok i złamać Seojuna. Zdawał sobie sprawę z tego, że sprawiało to problem, a w jego głowie narastały niewygodne pytania, ale Sunghoon ignorował ten natrętny głosik na rzecz jeszcze kilku chwil zapomnienia. Tłumaczył sobie, że większe zaangażowanie będzie tego warte, że zaufanie, jakim obdarzył go Seojun, sprawi, że satysfakcja, gdy zakończy zabawę, odpłaci mu ten zmarnowany czas.
I wtedy właśnie pierwszy raz Sunghoon poczuł strach. Narastający strach powodujący nieznośną gulę w gardle, którą niemożliwie było przełknąć. Obraz całej tej sytuacji nie był już tak przejrzysty, a jego plan nagle przeistoczył się w coś bardzo skomplikowanego. Bał się, bo nie wiedział, co zrobić, ani jak zareagować — z jednej strony przecież było idealnie, Seojun połknął haczyk i dał się zapomnieć, a Sunghoon widział ten błysk w jego oku, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. W Seojunie musiały narodzić się jakieś uczucia, każdy jego dotyk i gest były tego jawnym przykładem, testamentem jego emocji. Sunghoon miał go w garści, w każdej chwili mógł zacisnąć pięści i zgnieść to wszystko w drobny pył, jednak... i w nim coś drgnęło. Coś, co sprawiło, że zaczął czuć.
Kiedy więc brunet otworzył się przed nim i drżącym głosem opowiedział o swojej przeszłości, o tym, co wydarzyło się w Korei, o Margaret, Sunghoon zamiast zaśmiać się gorzko i wykorzystać idealną okazję przybrał zmartwiony wyraz twarzy. Jego dłoń zamiast w kierunku stołu, by zebrać swoje rzeczy ze stolika, powędrowała na policzek Seojuna, aby otrzeć łzy, a jego usta nie wypowiedziały nasączonych jadem słów, jedynie szeptały te kojące zapewnienia, że już teraz wszystko będzie dobrze. W tamtym momencie nie pragnął niczego innego, jak sprawić, by Seojun znowu poczuł się bezpiecznie, a każdy, kto kiedykolwiek przyczynił się do jego cierpienia, zniknął z powierzchni ziemi.
Bał się tego, co robił i jaki wpływ miał na niego Kim, ale brunet skutecznie tłumił jego obawy, gdy przebywali w swoim otoczeniu. Zasadził w nim nadzieję, że tak mogło być zawsze, że wcale nie musieli stawiać sobie dziwnych granic, że ta zabawa wcale nie musiała się kończyć. Każdy z nich mógł dalej prowadzić swój bardzo popaprany styl życia, a wieczorami zapominać, że świat istniał poza ścianami ich apartamentów. Było tak dobrze, że Sunghoon dał się zatracić i okazał słabość. Po raz pierwszy w swoim życiu przejął się losem drugiego istnienia, po raz pierwszy złamał własne zasady i po raz pierwszy uświadomił sobie, jak wielkim był głupcem.
Miało być dobrze, był na prowadzeniu, jednak to Seojun okazał się być tym, który postawił ostateczny ruch, zostawiając go na przegranej pozycji.
Szach-mat.
— Jak to... Mam sobie iść? — Sunghoon zacisnął wargi w cienką linię, patrząc Seojunowi w oczy z tak gorącą wściekłością, że ten aż cofnął się o krok.
Była dwudziesta druga, właśnie wrócili do apartamentu Kima po kolacji, a dzień rzeczywiście spędzili wyjątkowo miło. Aż do teraz.
— Zaufaj mi, nie chcesz być tego świadkiem.
— Świadkiem czego? O co ci, kurwa, chodzi?
Blondyn wstał teraz z kanapy, na której jeszcze kilka minut wcześniej prowadzili cywilizowaną dyskusję, aż telefon Seojuna nagle nie zawibrował, skupiając na sobie całą jego uwagę.
— Ari tu jedzie — wymamrotał Seojun, rzucając krótkie spojrzenie na wyświetlacz. Potem powrócił spojrzeniem do blondyna i lekko zmarszczył brwi.
Rzadko zdarzało się, by Seojunowi zrobiło się głupio. Nie był po prostu tym typem człowieka. Teraz jednak miał ochotę przestąpić z nogi na nogę, tak niezręcznie poczuł się, widząc w oczach Sunghoona coś, na co nie był przygotowany. Nieme potwierdzenie. Ale nie mógł zareagować, nie tak, jak chciał, bo przecież to wszystko między nimi nie było prawdziwe. Byli tylko kumplami, prawda? A Ahn był zwyczajnie niezadowolony, bo ich wspólny wieczór miał się przedwcześnie zakończyć. I według tego scenariusza Seojun powinien postępować.
Gdyby to wszystko wydarzyło się trzy tygodnie wcześniej, pewnie skakałby pod sam sufit ze szczęścia. Do tego celu dążył przez tak długi czas... Czemu więc czuł teraz jedynie frustrację i gniew?
— Będzie za jakieś dziesięć minut i... Chciałbym z nią pogadać.
Sunghoon parsknął głośno, gdy tylko imię dziewczyny opuściło usta Seojuna. Był wściekły, bo widocznie całe jego starania tak naprawdę poszły na marne, a brunet dalej miał zamiar jak posłuszny szczeniaczek rzucić się za swoją podobno przyjaciółką.
— Wiesz co, Seojun, jesteś żałosny. Naprawdę spodziewałem się po tobie czegoś lepszego.
Bolało. Świadomość, że ktoś inny liczył się bardziej i właśnie miał zająć jego pozycję irytowała go tak bardzo, że jedynym logicznym rozwiązaniem wydawał się atak. Więc ubrał swój gniew w słowa i obdarował nim chłopaka.
— Żałosny? — Seojun natomiast nie znosił poczucia winy. W trybie natychmiastowym przekuł te niechciane uczucia w złość na Sunghoona, a słowa, jakie od niego usłyszał, tylko mu w tym pomogły. Bo w końcu kim on myślał, że jest, odzywając się do niego w ten sposób? — Czekaj, bo chyba nie rozumiem. Oświeć mnie, czemu uważasz, że jestem żałosny?
Sunghoon zaczął powolnie sunąć po pokoju, długimi krokami przemierzał dystans od jednej ściany, do drugiej. Mentalnie prowadził w głowie dialog i ubierał w słowa to, co chciał przekazać brunetowi. Seojun patrzył na niego, unosząc brew w górę i jednocześnie czując, że coraz bardziej się irytuje.
— Wybacz za moją bezpośredniość, ale nie wiem jak inaczej to sformułować — zaczął, zatrzymując się kilka metrów od Seojuna. — Min znudziła się, zastąpiła twoją osobę nową zabawką, olewała przez ostatnie miesiące, a teraz nagle przypomniała o twoim istnieniu.
Był bliżej. Z każdą sekundą dystans zmniejszał się, aż Sunghoon stanął wprost przed nim, spoglądając na niego z góry, jakby chciał pokazać swoją wyższość i uświadomić Seojunowi, że ten był po prostu słaby i niemiłosiernie głupi. Chciał go upokorzyć. Po raz pierwszy naprawdę chciał go zranić.
— A ty oczywiście przywitasz ją z otwartymi ramionami, dasz wypłakać, spędzicie razem wspaniałe chwile, które z pewnością coś znaczą — uniósł w górę dłonie, palcami tworząc cytaty w powietrzu — tylko po to, by rano uświadomiła sobie, że dla niej jesteś tylko odskocznią od normalnego życia, w które tak bardzo Ari lubi się bawić. — Nachylił się nieco, tak, by spojrzeć Seojunowi prosto w oczy. Spojrzenie zimne jak lód, kipiące obrzydzeniem, które miało przeszyć odbiorcę dreszczem.
Powinien to zrobić tygodnie temu, powinien trzymać się planu, a nie jak idiota dać rozproszyć.
— Więc tak, jesteś żałosny. Ale przynajmniej coś was łączy. Ciebie i Ari. — Gdyby tylko mógł, dla dramatycznego efektu splunąłby na posadzkę chwilę po tym, gdy imię dziewczyny opuściło jego wargi, bo nawet wspomnienie o niej pozostawiało w ustach Sunghoona gorzkawy, nieprzyjemny posmak.
Dopiął swego, każde słowo nasączone ironią i jadem bolało Seojuna do żywego. Brunet patrzył w górę w oczy chłopaka, a w jego spojrzeniu widać było smutek, choć usta ze złości zacisnął wcześniej w grymasie. Dopiero ostatnie zdanie go otrzeźwiło.
Seojun mógł mówić o Ari co tylko mu się podobało. Nikt inny nie miał prawa.
— Spierdalaj — powiedział zimno, wręcz lodowato. Zmarszczył nos, jakby poczuł jakiś brzydki zapach, po czy powoli pokręcił głową. — Dosłownie, Sunghoon. Spierdalaj.
Sunghoon zaśmiał się jedynie cicho i przytaknął Seojunowi, mimo że gdzieś w środku przeszywał go niemiłosierny ból. Czuł się zupełnie, jakby w którymś z jego mięśni utkwiło ciało obce, które za wszelką cenę chciało się wyrwać, rozrywając tkankę, pozostawiając jedynie okropnie brzydką i cholernie trudną do zagojenia ranę. Ale Ahn nie mógł dać po sobie poznać, że jedyne, czego pragnął, to by Seojun rzucił się za nim i zatrzymał w progu drzwi. Mógł nawet przysiąc, że gdzieś w spojrzeniu bruneta widział konflikt, jakby ten kalkulował swoje możliwości. I gdyby tylko Sunghoon nie był wypranym z emocji manipulatorem, może zrobiłby pierwszy krok, aby załagodzić ten konflikt. Może przeprosiłby albo chociaż wytłumaczył swoją reakcję i dlaczego postąpił w ten sposób. Może mogliby znaleźć wyjście z tego bagna, które z każdą sekundą wciągało ich jeszcze głębiej, utrudniając ucieczkę.
Niemniej Sunghoon nie wiedział, jak rozmawiać o swoich uczuciach, bo dalej połowy z nich nie rozumiał, ani nie dopuszczał do swojej świadomości. Skrywał je głęboko, nie chcąc o nich myśleć. Bo uczucia były słabością, a to napawało go pogardą do samego siebie.
— Z przyjemnością. Zresztą, jak już wspomniałeś, nie chcę być tego świadkiem.
I nie czekając ani chwili dłużej, chwycił swoją kurtkę, po czym zniknął za drzwiami. A gdy tylko to zrobił, Seojun zerwał się z miejsca, zrobił kilka gniewnych kroków do przodu, ale potem zatrzymał gwałtownie, zaciskając oczy. Dłonie zwinął w pięści, a jego cała twarz zacisnęła się w grymasie. Stał tam przez chwilę, ale zamiast spokoju czuł coraz większy ciężar w głowie.
W końcu wrzasnął głośno z wściekłością, opadając na ziemię, a jego krzyk przeciął ciszę, która nastała, gdy Sunghoon wyszedł z mieszkania.
17 lutego 2023
Zatrzasnąwszy z hukiem drzwi taksówki, Minsoo skrzywił się mocno. Normalnie pewnie zagadałby kierowcę i przeprosił, bo tak już miał w zwyczaju, ale teraz odwrócił się i popędził w stronę wysokiego budynku po przeciwnej stronie ulicy. Dopiero w środku zorientował się, że tak naprawdę nie miał pojęcia, na które piętro się udać.
Od kilkunastu minut podążał za lokalizacją Ari. Dziewczyna przestała mu odpisywać, nie odbierała jego połączeń, więc to było jedyne, co mu zostało — pojechać za nią, licząc, że wszystko u niej w porządku. Uspokoił się nieco, dosłownie chwilkę wcześniej, gdy przesłał aktualną lokalizację Ari Renacie, jej pokojówce, z pytaniem, czy może ją rozpoznaje, a ona odpowiedziała, że to adres apartamentu Seojuna. Miał tylko nadzieję, że po drodze nie stało jej nic złego, a wiadomości, które mu przesłała, to tylko płaczliwy, podkręcony alkoholem wyraz tęsknoty, nic poważnego.
W końcu wybrał w windzie przycisk ostatniego piętra, mając nadzieję, że trafi. Większość znajomych Ari mieszkała w penthousach, więc liczył, że Seojun nie dałby się nawet na tym polu nikomu wyprzedzić — a znając Jego Bucowatość, było to bardzo prawdopodobne. I miał rację, bo gdy tylko wyszedł na klatkę schodową, do jego uszu dotarł głos Kima. Drzwi od jego mieszkania były lekko uchylone, zupełnie jakby przed chwilą jakaś bardzo pijana gapa przez nie przechodziła. Usta Minsoo na krótką chwilę wykrzywiły się w szczerym uśmiechu... który zgasł tak szybko, jak tylko dotarł do niego sens wypowiadanych przez Seojuna słów.
— Jakbyś nie była tą zepsutą dziewczyną, siedziałabyś teraz w objęciach swojego chłopaka, a nie stałabyś tu przede mną! Nie mówiłabyś mojej matce w drugi dzień świąt, jakim to zaszczytem nie byłoby wyjść za mnie za mąż!
Co, do cholery?
Na początku chłopak miał ochotę z rozmachem uchylić drzwi, wparować na środek pomieszczenia i głośno dać do zrozumienia o swojej obecności, ale słysząc ich kolejne słowa, zacisnął mocno szczękę i powstrzymał się. Podszedł tylko kilka kroków do progu, by mieć pewność, że nic mu nie umknie. Dłonie zaczęły mu drżeć, więc zwinął je w pięści i wsadził do kieszeni kurtki.
Jeszcze nie wejdzie, nie teraz. Najpierw pozna calutką prawdę.
A potem ich z niej rozliczy.
17 lutego 2023
Chłopak przyjrzał jej się uważnie, jakby nie do końca miał wrażenie, o czym Ari tak naprawdę mówi. Lekki uśmiech wkradł mu się na usta, a złość, którą czuł jeszcze chwilę wcześniej, powoli zaczynała znikać, ustępując miejsca zadowoleniu.
— Co wygrałem? — zapytał, dalej spoglądając uparcie w jej oczy.
Ari naprawdę zaczynała tracić cierpliwość, bo Seojun wciąż wydawał się pastwić nad nią, mimo że to ona pierwsza wywiesiła białą flagę.
— Nie udawaj idioty. — Językiem zwilżyła spierzchnięte usta, by chwilę później przygryźć wargę. — Tego chciałeś od samego początku. Chciałeś poddać mnie jakiejś chorej próbie, zrujnować moją relację i pozbyć się Minsoo. — Poczuła jak pod powiekami zaczynają gromadzić się łzy, a to zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Kolejna oznaka słabości... Ale czy teraz miało to jakiekolwiek znaczenie? Przecież i tak nic by to nie zmieniło. — Zostaw mnie w spokoju, proszę — wyszeptała cicho z głowa spuszczoną w dół, bo czy potrafiłaby wydusić to z siebie, spoglądając mu prosto w oczy?
— Ja mam cię zostawić w spokoju? To ty wpadasz do mojego mieszkania bez zapowiedzi, po czym informujesz mnie, że z tobą... wygrałem? Brzmi to dla mnie, jakbyś wypiła za dużo drinków dzisiejszej nocy. — Może i sam był mocno wstawiony, ale ciężko byłoby komukolwiek przeoczyć, jak bardzo Ari chwiała się na szpilkach swoich niebotycznie wysokich butów. — Więc, wracając, oświecisz mnie? Co wygrałem?
— Myślisz, że chcę tu być? — prychnęła w odpowiedzi, a jej spojrzenie ponownie skrzyżowało się z Seojunem. Drwił z niej. Każde jego słowo insynuowało, że to ona była niepoczytalna i borykała się z kontrolą własnych emocji. — Przyszłam tu, bo nie wiem, co innego jeszcze mogłabym zrobić. Udało ci się, udowodniłeś, że gdzieś w środku mnie dalej siedzi ta zepsuta dziewczyna, tak. — Podeszła bliżej niego, a jej palec wskazujący wbijał się w klatkę piersiową bruneta z każdym jej kolejnym słowem. — Więc. Wygrałeś. Gratulację. — Łzy, które do tej pory usilnie starała się powstrzymać, teraz swobodnie spływały po jej zaczerwienionych policzkach. Czuła się żałośnie, przyznając do porażki, bo był to pierwszy raz, gdy poznała ten gorzki smak. I miała nadzieję, że ostatni. — Dlatego proszę, skończmy to.
— Skończmy to? — zapytał zimno, łapiąc ją za nadgarstek, po czym przyciągnął jeszcze bliżej siebie. — Ari, ty serio dalej w to wierzysz? Ty myślisz, że... że w tobie gdzieś w środku żyje ta zepsuta dziewczyna? — Roześmiał się. — To ty nią, kurwa, jesteś! Jakbyś nie była tą zepsutą dziewczyną, siedziałabyś teraz w objęciach swojego chłopaka, a nie stałabyś tu przede mną! — Z każdą minutą coraz bardziej podnosił głos. Wyrzucał z siebie gniew nie tylko na Ari, ale też na Sunghoona. — Nie mówiłabyś mojej matce w drugi dzień świąt, jakim to zaszczytem nie byłoby wyjść za mnie za mąż! — Kolejny raz się roześmiał. Dalej ściskał dziewczynę za nadgarstek. — Miej na tyle odwagi i powiedz, czego tak naprawdę chcesz, Min Ari.
Tęczówki jej oczu rozszerzyły się, a szok wymalował na twarzy. Przez ułamek sekundy nie wiedziała, co powiedzieć, bo czy zaprzeczanie jego słowom miało jakikolwiek sens, kiedy prawdą było, że ukłoniła się nisko i chętnie przytaknęła, gdy pani Kim podsunęła tę propozycję pod jej nos?
Ale przecież powiedzenie tak było łatwiejsze i mniej problematycznie, niż odmowa! Niemniej to, że idea zastania częścią rodziny Kim i stanięcia na ślubnym kobiercu obok Seojuna przyjemnie połechtała jej ego, oczywiście zignorowała, jak resztę niewygodnych myśli.
W głowie czuła tak ogromny chaos, że jedyne, co zdołała z siebie wykrzesać, to dwa ledwo słyszalne słowa. Nie zaprzeczyła jego teorii, ani nie potwierdziła tego, co insynuował. Bała się pragnienia, które skrywało się w głębi jej serca i usilnie chciało wyrwać, gdy tylko znajdowała w pobliżu chłopaka.
— Nie wiem.
Seojun westchnął. Napięcie między nimi lekko opadło.
— Wiesz — odpowiedział, tym razem łagodnie. Mimowolnie uniósł brwi i rozchylił usta, odliczając sekundy, aż w końcu usłyszy to, na co tak długo czekał.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak dobrym był manipulatorem.
Byli drużyna, prawda? I mieli nią pozostać na zawsze. Nie było tu miejsca na nikogo ważniejszego.
— Czego? Chcesz? — zapytał.
Zacisnęła powieki, dalej pociągając nosem. Tak bardzo pragnęła spokoju, móc w końcu odetchnąć. Wiedziała, czego tak naprawdę powinna chcieć, więc w myślach starała się wyszukać znajomą twarz, a głos rozsądku przywoływał tylko jedno imię, to, które powinna wypowiedzieć. Minsoo. Chcesz Minsoo. Przecież kochasz go.
Droga ucieczki nie istniała, kiedy tylko postawiła krok do tyłu, uścisk na jej nadgarstku zacieśnił się, dając jej do zrozumienia, że gra naprawdę miała się zakończyć. Tu i teraz.
Musiała być szczera ze samą sobą, więc nabrała powietrza w płuca, otworzyła oczy i bez przeciągania tego dłużej odpowiedziała prawdę. Nawet się nie zająknęła.
— Ciebie.
Bo mimo, że aniołek siedzący na jej ramieniu starał się przywołać ją do porządku, Ari w tym momencie nie chciała robić tego, co powinna. Zmęczona ciągłym udawaniem poddała się emocjom, swoim skrywanym pragnieniom i gorącemu pożądaniu, które gotowało się w jej wnętrzu na widok bruneta. Już nie liczyło się, że nie mogła czy że nie powinna. Jedyne, co miało znaczenie, to, że byli znowu razem, chociaż przez chwilę.
A na jego reakcje nie musiała długo czekać.
Gdy wyobrażał sobie wcześniej tę ich rozmowę, widział siebie oczami wyobraźni, jak prycha z politowaniem i kręci głową, a powiem wykrzykuje z satysfakcją w głosie, że wiedział to od samego początku. Teraz jednak nie był w stanie tego zrobić, nie wtedy, gdy ona stała przed nim i mówiła mu, że go pragnie. Rozbroiła jego triumf.
Nagrodą nie było jedynie przyznanie mu racji. Stał się nią zachłanny, namiętny i tak długo wyczekiwany pocałunek, który połączył ich, gdy tylko Ari wypowiedziała to zakazane słowo. Rzucili się w swoim kierunku jednocześnie, jakby ktoś odpiął w końcu niewidzialne łańcuchy i całowali tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nigdy nie robili tego z taką tęsknotą. Nigdy przedtem nie czuli, jakby robili coś złego. Teraz łamali wszystkie zasady.
I było to cudownie emocjonujące.
Niestety — było. Bo już kilkanaście sekund później coś odciągnęło Seojuna od Ari i rzuciło na zimną posadzkę. Zanim chłopak zorientował się, co się dzieje, otrzymał cios z pięści prosto w twarz. Jeden, drugi, trzeci. Ciepła krew rozlała mu się po twarzy, napastnik nie przestawał, a Kim poczuł, że od metalicznego smaku robi mu się niedobrze.
Szok jednak w końcu minął, a on odzyskał rezon. Złapał chłopaka za obie dłonie i dopiero wtedy ujrzał jego twarz, ich oczy się spotkały, a gniew, który od niego bił, sprawił, że Seojun poczuł się okropnie. Miał ochotę wstać i uciec jak najdalej. Gdyby nie było mu szkoda swojej pięknej twarzy, może nawet pozwoliłby na jeszcze kilka uderzeń.
Minsoo był silniejszy od Seojuna. Z łatwością wyrwał się z jego uścisku, ale nie zamierzał go dalej okładać pięściami, bo udało mu się w te kilka sekund rozładować gniew. Spoglądał na niego jeszcze chwilę, napawał się wstydem, który był widoczny w oczach Kima, po czym wstał. Rzucił okiem na Ari, kręcąc głową.
— Jestem pod wrażeniem. Swojej głupoty przede wszystkim, bo, tak, jestem cholernie głupi. Dałem się wciągnąć w tę grę od początku. Za bardzo wam ufałem i byłem po prostu ślepy, a mogłem się domyślić, co tu się dzieje — mruknął. — Jesteście oboje tak samo parszywi i zgnili od środka. Brzydzę się wami. Pasujecie do siebie idealnie.
Zdradziła go nie tylko dziewczyna, ale też przyjaciel, ktoś, kogo mimo upływu czasu dalej uważał za brata. Cierpienie było wymalowane na jego twarzy. Czuł się jak największy głupiec na świecie, a w dodatku łzy zebrały się w jego oczach, co jeszcze bardziej go zdenerwowało.
Mimo, że to nie Ari leżała na podłodze z rozerwaną wargą i krwawiącym nosem, to ból, który jej towarzyszył, gdy Minsoo spoglądał na nią z obrzydzeniem i wstydem, był bardzo podobny. Odruchowo podbiegła do chłopaka i złapała go za ramię, kiedy ten odwrócił się, by wyjść z mieszkania. Nie bardzo wiedziała, co tak naprawdę powinna zrobić, ale nie mogła mu od tak pozwolić zniknąć. Ta cała sytuacja, Seojun i wszystko, co wydarzyło się w mieszkaniu bruneta, wcale nie zmieniło jej uczuć do Lee. I choć Ari dalej nie potrafiła sobie poukładać sobie w głowie tego, co zaszło i ciężko byłoby jej to wytłumaczyć, musiała spróbować.
— Minsoo. Ja nie... Proszę, daj mi wytłumaczyć, to nie...
Nie dane jej było skończyć, bo chłopak urwał jej w połowie zdania, śmiejąc się gorzko.
— Co, Ari? Co chcesz mi powiedzieć? To nie tak jak myślę? To nie ty, to ja? — Wyrwał swoje ramię z objęć dziewczyny i parsknął z pogardą. Jeśli myślał, że Ari wzbudziła w nim odrazę tego nieszczęsnego dnia w samolocie, tak teraz był pewien, że Min była tak samo zepsuta, jak każdy bogaty dzieciak, z którym miał styczność w przeciągu swojego krótkiego życia. — Daruj sobie, widziałem wystarczająco. Mogłaś mi to po prostu powiedzieć, nie musiałaś mnie tu ściągać.
I jeszcze kilka miesięcy temu łzy na policzkach brunetki sprawiłyby, że odruchowo sięgnąłby do jej twarzy, starł je, a potem zamknąłby dziewczynę w swoich ramionach, ale teraz... budziły w nim satysfakcję. Powinna cierpieć. Zasłużyła na to. Przelotnie jeszcze rzucił spojrzeniem w kierunku Seojuna, ale nie chciał skupiać na nim swojej uwagi zbyt długo w obawie, że znowu rzuci się w jego kierunku. Obrócił się więc na pięcie i wyszedł z mieszkania, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.
Szkoda, że nie miał pojęcia, że to nie Ari wysłała tę felerną wiadomość... Choć czy coś by to zmieniło?
25 lutego 2023
Seojun cały wieczór czekał, aż Sunghoon zjawi się na jego imprezie. Nie przyszedł.
Od czasu ich ostatniej rozmowy minęły dwa tygodnie i miał wrażenie, że chłopak specjalnie go unika. I mimo, że nie padły między nimi żadne jawne oskarżenia, Seojun przypuszczał, że Ahn wcale nie złościł się na niego tylko z powodu tego, że w tamtą pamiętną sobotę poprosił go, by wyszedł z jego apartamentu. Takie, jakby to nazwać, głębokie przeczucie i intuicja... albo ciche podszepty serca.
Nie chciał jednak czekać. Blondyn mógł go ignorować, nie odbierać telefonów, nie odpisywać, ale Seojun był Seojunem i jeśli czegoś chciał, musiał to zdobyć, nieważne, w jaki sposób. Wybrał numer do swojego asystenta, a potem kazał mu wysłać adres miejsca, w którym właśnie bawi się Sunghoon, choćby musiał przez to przetrząsnąć wszystkie bary i kluby na Manhattanie. Jego asystent był naprawdę dobrym pracownikiem — wystarczyło czterdzieści pięć minut i Seojun już wjeżdżał na osiemnaste piętro hotelu Standard, a jego nazwisko widniało na liście gości.
Nie zaprzątał sobie głowy rozglądaniem po parkiecie, tylko od razu ruszył w kierunku pokoju VIP, w którym bawił się Ahn. Spodziewał się, że gdy tylko go zobaczy, zaleje go fala złości, ale zaskoczył się, bo nic takiego się nie stało. Czuł żal. I wstyd. Jakby z jakiegoś dziwnego powodu bał się ich rychłego spotkania... Całe zdeterminowanie nagle go opuściło.
Nie mógł się jednak już wycofać. Pociągnął za klamkę i wszedł do pomieszczenia, a Sunghoon w tym samym momencie odwrócił się w jego stronę. Przez chwilę mierzył go spojrzeniem, a potem kiwnął głową w kierunku ochroniarzy, potwierdzając, że chłopak może zostać. Nie przywitał go jednak, poszedł od razu w stronę jednej z kanap i jakby nigdy nic wciągnął się w rozmowę ze znajomymi. Uczucie żalu wzrastało, ale w końcu i gniew dał o sobie znać.
— Spierdalajcie — powiedział chłopak w kierunku przyjaciół Sunghoona, przysiadając się obok. Posłał im szeroki uśmiech i poklepał siedzącego najbliżej bruneta po plecach. — Mówię serio. Wypad. — Dalej wykrzywiając usta śledził spojrzeniem odchodzących ludzi, ale kiedy wrócił nim do Sunghoona, jego twarz przypominała beznamiętną maskę. — Ładny teatrzyk odegrałem? — szepnął cicho, pochylając się. — Zrobiłem to dla ciebie, Sunghoon. — Krótka pauza, głęboki wdech i wydech. — Dlaczego mnie unikasz?
Unikał go, bo tak było łatwiej pogodzić się z porażką, na którą nie był gotowy, bo przecież Sunghoon zawsze wygrywał. W końcu jeszcze nikt nie udowodnił mu, by ta teoria była nieprawdziwa.
Aż nie spotkał zawodnika równego sobie. Równie przestępnego, zaciekle dążącego do celu. To musiało się skończyć katastrofą, ta historia nie zasługiwała na szczęśliwe zakończenie. I właśnie Seojun po raz kolejny pokazywał, na co go było stać i jak zajść Sunghoonowi za skórę. Prychnął pod nosem na słowa bruneta, bo mimo że bardzo chciał, by to całe przedstawienie było dla niego, zdawał sobie sprawę, jak nieprawdziwe były te deklaracje.
Seojun był tutaj dla siebie, dla zaspokojenia własnej ciekawości i egoistycznych pobudek.
A Sunghoon nie miał zamiaru dać mu tej satysfakcji.
— Byłem zajęty. Ty zresztą też — odpowiedział beznamiętnie, nawet nie spoglądając w kierunku bruneta. Nachylił się i sięgnął do stolika po szklankę. Choć spokój malował się na jego twarzy, dłoń zaciśnięta na szkle aż pobielała. — Dlaczego uważasz, że jesteś na tyle ważny, bym specjalnie poświęcał więcej mojego cennego czasu na planowanie, gdzie się pojawić, a gdzie nie, by przypadkiem na ciebie nie wpaść?
Sunghoon odwrócił się z nonszalanckim uśmiechem na ustach. Spoglądał teraz wprost na Seojuna. Drwił, bo taki był jego mechanizm obrony, chociaż jedyne, czego chciał, to rzucić się na bruneta. Ale nie mógł, nie powinien. W ostatnich tygodniach okazał zbyt wiele słabości, na które już teraz nie mógł sobie pozwolić.
— No nie wiem, może dlatego, że już kolejny raz z rzędu mnie olewasz? Nie odpisujesz na wiadomości, nie odbierasz? — zapytał Seojun, przewracając oczami. — Nie jestem głupi, Sunghoon. Serio, dalej się wkurwiasz dlatego, że cię poprosiłem o to, żebyś wyszedł? Nie było to może zbyt kulturalne, ale... Bez przesady.
Kłamał. Co gorsze, wiedział, że Sunghoon o tym wie. Dalsza część teatrzyku.
— Seojun, moje życie nie kręci się wokół ciebie. — Już nie. Bo przez trzy tygodnie tak właśnie było. Każda sekunda jego życia, była poświęcona Kimowi... i jak bardzo on tego teraz żałował. — Nie wiem, czy zapomniałeś, ale mam studia. I nie mam pięciu lat, by dalej rozpamiętywać głupią sprzeczkę.
Obydwoje wymieniali się kłamstwami. Więcej fabrykacji, byle tylko nie wyjawić prawdziwych emocji. Sugnhoon opadł na oparcie kanapy, rozsiadając się wygodnie. Nie chciał wyglądać, jakby obecność Seojuna wywoływała na nim jakiekolwiek wrażenie, więc starał zachowywać się naturalnie.
— Po drugie, widzisz tę dziewczynę? O, tam, w rogu. Różowa sukienka. — Skinął głową w kierunku drobnej brunetki, która co chwilę zerkała w ich kierunku, posyłając Sunghoonowi śmiałe uśmiechy czy dwuznaczne mrugnięcia. — No, jak już wspomniałem, jestem zajęty. — I gdy Seojun sunął wzrokiem we wskazanym kierunku, Sunghoon zassał powietrze i czekał na jakąkolwiek reakcję.
— Rozumiem. — Sztuczny uśmiech. Nie był w stanie patrzeć na dziewczynę dłużej niż kilka sekund. — Czyli pomiędzy nami wszystko w porządku?
— W najlepszym.
Brunet roześmiał się, ale nie było w tym ani grama radości, a Sunghoon zawtórował mu chwilę potem, dalej jednak mierząc go zimnym spojrzeniem. Zapadła miedzy nimi krótka cisza.
Targowisko próżności.
— Widzę, że w takim razie niepotrzebnie wpadałem — mruknął chłopak, wstając. — Miłego wieczoru, Sunghoon. Udanych łowów.
I odszedł, czując jakby zostawiał za sobą cząstkę siebie. Było tak wiele rzeczy, które mógł powiedzieć, ale nie był w stanie. Nie miał odwagi.
Sunghoon chciał odwrócić głowę i podążyć spojrzeniem na brunetem, ale bał się, że w przypływie emocji rzuci się za nim, prosząc by został, a na takie poniżenie nie mógł sobie pozwolić. Z hukiem odstawił szklankę na stolik i szybko wstał. Stopy same prowadziły go do jego nowego celu.
Bo musiał zapomnieć, musiał zagłuszyć ból i gniew, który wzbudził w nim Seojun, a jaki był lepszy na to sposób, niż znaleźć sobie zastępstwo? Podszedł więc do zgrabnej dziewczyny, która tak chętnie wymieniała się z nim spojrzeniami, by chwilę później wymienić się też z nią namiętnymi pocałunkami. Ale to nie wystarczało.
A w głowie dalej przeklinał Seojuna, bo gdy ten wyszedł, Sunghoon gdzieś w środku poczuł nieznośną pustkę. I wiedział, że jej za nic nie będzie potrafił wypełnić.
24 lutego 2023
Lotnisko w Nowym Jorku zawsze przerażało Minsoo swoją wielkością. Gdyby nie to, że razem z nim do Korei wracał jeden z jego najbliższych kumpli z dziewczyną, prawdopodobnie już kilka razy by się tam zgubił, zanim by dotarł pod swoje bramki, o ile w ogóle by mu się to udało.
Minął tydzień odkąd przyłapał Ari z Seojunem. Ciężko mu było określić, jak się czuł. Przeżył w swoim życiu mnóstwo ciężkich chwil, przykrych i nieznośnych, znosił drwiny i inne okropieństwa z ust ludzi, ale jeszcze nigdy nikt go nie zdradził. Może dlatego, że wcześniej nie był zakochany i miał dopiero dwadzieścia lat, ale czuł, jakby ktoś wyssał z niego całe szczęście, które nosił w sercu. Nic nie sprawiało mu radości, dni snuły się nieznośnie, a już najgorsza była samotność, godziny spędzone bezsennie w łóżku. Cisza nad ranem. Oszałamiający brak perspektyw.
Czuł jakby... Niczego nie czuł.
Jego przyjaciele kupili mu bilet powrotny, sam nie był w stanie się do tego zebrać. Wiedzieli, że jakiś czas temu, pod koniec stycznia, zaczepił go na Instagramie jakiś facet ze stacji telewizyjnej, proponując udział w programie rozrywkowym dla młodych, uzdolnionych tanecznie lub wokalnie chłopaków. Zmusili go do odpisania i już za pięć dni miał się stawić na pierwszych nagraniach. Przekonywali, że musi sobie odpuścić, że już nie ma drogi powrotu, więc najlepiej by było, gdyby całą energię włożył w siebie i przekuł ten smutek w swoją siłę. Było to bardzo miłe, jednak Minsoo ciężko było uwierzyć w ich słowa. Zgodził się jednak, bo niczym nie ryzykował i w planach miał bardzo intensywny tydzień. Zresztą, skłamałby, gdyby zaprzeczył, że najlepsze choreografię układał właśnie, kiedy był w emocjonalnej rozsypce.
Ding. Ding. Ding.
Powiadomienie rozświetliło mu telefon. Jeszcze nie zdążył wyłączyć alertu na zdjęcia dodawane przez Ari na Instragramie. Wpatrywał się w nie przez chwilę, wahając się, ale w końcu otworzył aplikację, choć to, co zobaczył, sprawiło tylko, że zalała go fala złości. Już nie smutku, a nawet goryczy, tylko gorącej, palącej żyły wściekłości.
Ze zdjęcia uśmiechała się do niego jego była dziewczyna i były przyjaciel.
Może to nie był taki zły pomysł z tym programem?
13 kwietnia 2023
— Nie powiem ci, przestań cisnąć.
Seojun posłał Ari karcące spojrzenie, choć jego kąciki ust lekko zadrgały, zdradzając, że tak naprawdę wcale nie był na nią zły. Odebrał ją właśnie spod Constance i niestety nie zorientował się wcześniej, że mówienie o tym, że przygotował jej małą niespodziankę, będzie jednym z największych błędów, jakie mógł popełnić. Od piętnastu minut nie dawała mu żyć, na zmianę próbując albo odgadnąć, co na nią czeka, albo wycisnąć z niego prawdę, a zakorkowane Upper East Side nie wróżyło szybkiego końca dalszych tortur.
— Jesteśmy w drodze do twojego mieszkania, widzę to, więc to na pewno jest u ciebie, hm...
— Ari, ostrzegam cię, zaraz zatrzymam się obok tych taksówek i będziesz wracać pieszo.
Atak standardową groźbą numer trzy. Powodzenie: znikome.
— Seojun-ah! — Ari zalamentowała głośno, ukazując tym samym swoje niezadowolenie. Uwielbiała niespodzianki, ale nie znosiła niepewności, a z każdą chwilą czuła, jak jej mózg maniaka zaczyna wariować, starając się zwrócić uwagę na najmniejszy szczegół. Wyłapać reakcję od chłopaka, wyciągnąć od niego cokolwiek. I nie pozostało jej nic innego, jak posunąć się o kolejny krok, ten niezawodny.
— Oppa — Wyszeptała przeciągle, jednoczenie nachylając się w jego kierunku. Drobne dłonie ułożyła na udzie bruneta, i zatrzepotała rzęsami posyłając mu najbardziej niewinne spojrzenie, na jakie było ją stać.
— Nie — odpowiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Choćbyś nie wiem, co zrobiła, niczego nie powiem… A jeśli się nie uspokoisz — teraz on ułożył rękę na wewnętrznej stronie jej uda. — to nici z jakiejkolwiek niespodzianki.
Z naburmuszoną miną godną pięciolatki, która właśnie została poinformowana, że choćby tupała stopami o posadzkę przez kolejną godzinę i tak nie dostanie nowej zabawki, Ari skrzyżowała ramiona na piersi i odwróciła twarz w kierunku okna, unikając bruneta.
— Jesteś okropny. Ta cała niespodzianka lepiej niech będzie tego warta — odpowiedziała cicho, teraz wpatrzona w okno, chociaż nie ominęło jej uwagi to, że Seojun zaśmiał się cicho pod nosem na jej zachowanie.
Resztę drogi pokonali w ciszy. Dziewczyna dalej udawała obrażoną, choć kilkukrotnie podnosiła głowę, gdy tylko wpadała na kolejny pomysł, co mogło być tą niespodzianką — za każdym razem jednak ponownie odwracała się plecami do Seojuna po przypomnieniu sobie, że przecież nie rozmawiają. Gdy tylko wjechali do parkingu podziemnego budynku, w którym brunet mieszkał, zmrużyła oczy, spoglądając na chłopaka podejrzliwie.
Dalej ze skwaszoną miną, niechętnie wyszła z pojazdu. Nie rozumiała o co było to całe zamieszanie, skoro miejsce w którym się znaleźli było niczym innym, a parkingiem pod budynkiem mieszkalnym Seojuna. Jak na parking przystało, znajdowało się tam wiele pojazdów, drogich, ekskluzywnych i oprócz tego jakiej były marki, dziewczyna nie mogła powiedzieć o nich niczego więcej, bo taka wiedza i tak do niczego jej się w życiu nie przydawała.
— Jesteśmy na miejscu — mruknął Seojun, gdy już opuścili jego Bugatti. Obszedł samochód dookoła, by dotrzeć do Ari i owinął ręce wokół jej bioder. — Niespodzianka — wymruczał jej do ucha, wsuwając jednocześnie mały pilot do tylnej kieszeni jej spodni.
Kiedy Kim stanął za nią, odruchowo odchyliła się do tyłu, spoczywając plecami na jego klatce piersiowej. Oczywiście dalej była zła, a przynajmniej taką udawała, więc bez słowa sięgnęła do kieszeni, gdy tylko poczuła, że teraz znajdował się w niej jakiś przedmiot. Lekko zaskoczona wpatrywała się teraz w swoją dłoń i pilot, który się niej znajdował.
— Co to? — zapytała cicho. Zupełnie jakby nie potrafiła wydedukować, czym był ten mały sprzęt z kilkoma guzikami, dodatkowo ignorując srebrny brelok, którego litery układały się w nic innego, a jej własne imię. Dalej błądząc spojrzeniem po pilocie, w końcu ułożyła kciuk i przycisnęła jedną z ikonek. Gdy do jej uszu dobiegł dźwięk sygnalizujący otwarcie pojazdu, szybko podniosła głowę w poszukiwaniu jego źródła.
— Co to? Dokładnie to Porsche Taycan 4S Cross Turismo — powiedział Seojun z uśmiechem i roześmiał się, po czym skinął głową w stronę dalej skonfundowanej dziewczyny, by poszukała wśród innych samochodów swojej zguby. — Personalizowany model o nazwie... Arimobil? — Zmarszczył brwi, przykładając dłoń do ust. — Aribil? Minaribil? — Pokręcił głową. Nie, to nie to. — Minarimobil!
Kim dobrze ją znał. Samochód wyglądał dokładnie tak, jak tylko mogła sobie wymarzyć.
O ile Min lubiła twierdzić, że posiadała ekspertyzę w wielu dziedzinach, jak na przykład moda, śledząc najnowsze trendy, czy oglądając pokazy najsławniejszych projektantów, będąc w tym światku od dziecka — zasługa jej matki — tak o motoryzacji nie miała zielonego pojęcia. Nie mogła nawet powtórzyć tego, co przed chwilą dumnie wypowiedział Seojun, jedynie Porshe brzmiało znajomo, a nie jak słowo rodem z księgi zaklęć, jednak potrafiła docenić wizualny aspekt pojazdu, bo ten był wszystkim, czego Ari i jej materialistyczne serce mogło pragnąć.
Samochód był czarny, z grafitowymi elementami. Błyszczał się, jakby ktoś polerował go aż do ostatniej chwili, gdy Ari i Seojun znaleźli się na parkingu. Dziewczyna mogłaby się w nim przeglądać jak w lusterku, a to przyjemnie połechtało jej ego. W kilku miejscach można było dostrzec pudrowo różowe detale, jak jej inicjały wygrawerowane na klamkach, czy naklejka z jej imieniem w pięknej kursywie pomiędzy oknami. No i rejestracja, która również była niczym innym, a drukowanym MIN ARI. Samochód dosłownie krzyczał spójrz na mnie, a czego innego mogła mogła pragnąć dziewczyna, jak nie uwagi?
— Jest idealny. — Bez chwili zastanowienia rzuciła się w ramiona chłopaka, uwieszając na jego szyi, stając na opuszkach palców tak, by móc dosięgnąć jego ust, na których złożyła jakże wdzięczny i namiętny pocałunek. — Minarimobil... czy ktoś kiedyś wspomniał, że jesteś geniuszem? — Zamruczała cicho, wsuwając palce dłoni w niesforne włosy chłopaka, drapiąc delikatnie skórę jego głowy. Tak jak Seojun znał Ari i to, co lubiła, tak Min wiedziała dokładnie jak okazać swoją wdzięczność i odpłacić się chłopakowi za tak hojny podarunek.
— Kiedyś wspomniał? Słyszę to codziennie — szepnął, mrużąc oczy z przyjemności, a gdy dziewczyna cofnęła rękę, przybrał na moment smutny wyraz twarzy. — I mam kolejny genialny pomysł. Jestem pewien, że Minarimobil byłby jeszcze bardziej idealny, gdyby ktoś w końcu przetestował jego możliwości. Na przykład na tylnym siedzeniu.
W spojrzeniu dziewczyny, które utkwione było w twarzy bruneta, nagle coś zaiskrzyło. Przygryzła dolną wargę, przechylając głowę delikatnie w bok, a dłońmi z barków chłopaka zjechała w dół, zatrzymując się na nadgarstkach. Jego pomysł spodobał jej się na tyle, że od razu zainspirował ją do działania, więc splątała swoje palce z jego i pociągnęła w kierunku samochodu. Otworzyła drzwi wolną dłonią i przybierając poważny wyraz twarzy, pchnęła Seojuna na tyle siedzenie, by chwilę później zatrzasnąć za nimi drzwi.
— Przyciemnianie szyby, cóż za zbieg okoliczności — wymamrotała z podziwem w głosie, wdrapując się na uda chłopaka, tak, by na nim usiąść. Zachichotała cicho, kiedy ten złożył pocałunki w zagłębieniu jej szyi, gdzieniegdzie przygryzając delikatnie skórę, a ona w odpowiedzi westchnęła głośno.
Seojun podniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały. Patrzyli na siebie przez chwilę, uśmiechając się delikatnie i ciesząc tę słodką chwilą, oczekiwaniem na jeszcze słodsze, które miały zaraz nastąpić.
— Kocham cię — powiedział.
Czuł, jak atmosfera w aucie w sekundę diametralnie się zmienia. Widział, jak twarz Ari się rozpromieniła, jak jej oczy zabłyszczały, a sam miał ochotę roześmiać się głośno ze szczęścia, bo endorfiny uderzyły mu do głowy.
— Ja ciebie też — odpowiedziała z taką mocą, jakby już długo czekała, by wypowiedzieć te słowa.
Gdy chwilę później Seojun opadł na skórzane siedzenie, a dziewczyna zawisła nad nim, mrucząc cicho z rozkoszy, chłopak pomyślał, że jest chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. Oddał się przyjemności, szybował w chmurach, a wszystko miało być już zawsze dobrze — byli ze sobą z Ari, byli tą drużyną, którą zawsze mieli pozostać, kochali się i w końcu byli w stanie to powiedzieć na głos.
Dlaczego więc za każdym razem, gdy przymykał oczy, widział twarz Sunghoona? Dlaczego migały w jego myślach wspomnienia tego wieczoru, gdy w podobnych okolicznościach spędzali czas na tylnym siedzeniu jego samochodu? I w końcu — dlaczego, kiedy mówił Ari, że ją kocha, mógłby przysiąc, że usłyszał jego głośne, ironiczne prychnięcie?
Niestety, samo powiedzenie komuś, że się go kocha nie sprawi, że to będzie prawdą.
17 czerwca 2023
— Jeszcze raz to samo — mruknął brunet, podnosząc spojrzenie na kelnerkę. Jego wzrok prześlizgnął się po ciele dziewczyny powoli, zachłannie i zatrzymał te strategiczne pół sekundy dłużej na dekolcie, a dopiero potem odnalazł jej twarz. Uśmiechnął się szeroko w podzięce, choć serdeczności na próżno byłoby szukać w jego oczach.
Kto z kim przestaje, takim się staje?
Z głośników leciał jakiś klubowy remiks najnowszej piosenki The Weeknd, ale hałas nie sięgał loży VIP, w której dzisiaj imprezował Minsoo. Przyciemniane szyby nie tylko tłumiły muzykę i oddzielały go od obcych ludzi, ale też — do czego chłopak jeszcze nie do końca umiał się przyzwyczaić — chronił jego prywatność. Po wyemitowaniu w koreańskiej telewizji programu, w którym wziął udział i który zresztą wygrał, zdobył rzeszę fanów nie tylko w swoim rodzimym kraju, ale też wśród fanów k-popu na całym świecie. Podpisał kontrakt z najlepszą wytwórnią rozrywkową w Korei i według planu za rok lub dwa miał zadebiutować w ich najnowszym zespole. Miał tylko jeden warunek.
Zasponsorują mu drugi semestr w nowojorskiej szkole tańca.
Musiał jednak zachować pozory, wystrzegać się skandali i pilnować, by jego image złotego chłopca nie został nadszarpnięty jakimiś głupimi, niedorzecznymi plotkami. Dlatego teraz bawił się na prywatnych imprezach w otoczeniu ludzi, którzy wiedzieli, jak strzec swoich sekretów, i którym zależało na tym równie mocno.
— Dzięki — powiedział, kiedy chwilkę później młodziutka dziewczyna znalazła się obok niego z kuflem piwa Cass, ale nawet na nią nie spojrzał. Jego wzrok niemal od początku imprezy utkwiony był w parze, która bawiła się na parkiecie. Min Ari właśnie chichotała, wsuwając dłonie we włosy uśmiechniętego chłopaka, jej chłopaka, Kim Seojuna. Przez przyciemnianą szybę brunet miał z honorowego, najwyższego siedzenia wprost idealny widok na główną salę klubu.
Cóż, Lee Minsoo wrócił do Nowego Jorku po to, aby się zemścić.
the end ?
Spotted: W naszej małej, nowojorskiej Korei znowu gorąco. Jeśli ktokolwiek z was myślał, że S i A są sobie przeznaczeni, a kiedy w końcu się spotkają, wszystko będzie w porządku, to mam niestety smutną niespodziankę. W dodatku na ich szczęście przypadają dwa złamane serca... I choć na początku miałam wrażenie, że żadne z nich nie jest zadowolone z takiego obrotu sprawy, tak szybko mi udowodnili, że wyrzuty sumienia w ich słowniku po prostu nie istnieją. Słodziaki. A teraz, gdy sławny, jeszcze przystojniejszy i (jak widać) o wiele bardziej niegrzeczny M wrócił, myślę, że nasza znana para może dostać nauczkę. I pozostaje jeszcze sprawa S… Czy Bad Boy uświadczy jego zemsty? Jak wiemy, w tym S jest naprawdę dobry. Can’t wait!
OdpowiedzUsuńbuziaki,
plotkara 💋
Ależ nie mogę się doczekać, co tam wyrządzi Minsoo w odwecie. Powiedzmy sobie szczerze, kocham wasze dramy 🤭
OdpowiedzUsuń